|
|
Granaty ręczne
|
|
|
|
Słyszałem z opowieśći o IIWŚ o takich co preferowali jednak granaty zaczepne jako nie mniej skuteczne. W końcu walka odbywała się na krótkim dystansie.
|
|
|
|
|
|
|
|
Trzonkowe granaty, mimo, ze dalej leca sa malo wygodne dla zolnierza. Jajo jak juz wyzej pisano mozna bylo schowac w chlebak, kieszen czy zachaczyc lyzka o pas, szelki itp. Z trzonkowym juz tak latwo nie bylo. Schowac w but to tylko w ten z wysoka cholewa. A i tak malo to wygodne musi byc. Inna opcja to wcisnac za pas. Ale gwaltowne kucniecie musialo byc bardzo nieprzyjemne dla narzadow wewnetrznych.
|
|
|
|
|
|
|
Michael Witman
|
|
|
I ranga |
|
|
|
Grupa: Użytkownik |
|
Postów: 29 |
|
Nr użytkownika: 18.510 |
|
|
|
Michal Luszczyk |
|
Zawód: uczeñ |
|
|
|
|
ja nie wiem jak wy ale bym wolał latać z granatem trzonkowym dalej lata niż jajo ale ze jest nie wygodny to też minus ale przecież zwykły żołnierz zabierał tylko takie 2 czy 3
|
|
|
|
|
|
|
|
Po Twoim nicku i avatarku nie dziwie sie, ze wolisz trzonkowy
|
|
|
|
|
|
|
|
Witam. Jest taka książka autor Biessonow tytuł "Tankista " gdzie są ciekawe jego wypowiedzi na temat granatow niemieckich. Rosjanie ich używali też , ale określa je jako słabsze od sovieckich. Czy to można potwierdzić? To samo pisze o pm niemieckim . którego jakiś czas używał , jako dowódca i stwierdził , że dużo częsciej się zacina , niż PPsz -a ( podobno nie zacinała się wcale , ale była cięższa )W końcu by zginął przez zacięcie MP i go wyrzucił.POZDRO
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(saperka @ 28/06/2006, 15:14) Witam. Jest taka książka autor Biessonow tytuł "Tankista " gdzie są ciekawe jego wypowiedzi na temat granatow niemieckich. Rosjanie ich używali też , ale określa je jako słabsze od sovieckich. Czy to można potwierdzić? To samo pisze o pm niemieckim . którego jakiś czas używał , jako dowódca i stwierdził , że dużo częsciej się zacina , niż PPsz -a ( podobno nie zacinała się wcale , ale była cięższa )W końcu by zginął przez zacięcie MP i go wyrzucił.POZDRO przepraszam bardzo a mozesz mi podać rok wydania tej książki?
QUOTE Trzonkowe granaty, mimo, ze dalej leca sa malo wygodne dla zolnierza. Jajo jak juz wyzej pisano mozna bylo schowac w chlebak, kieszen czy zachaczyc lyzka o pas, szelki itp. Z trzonkowym juz tak latwo nie bylo. Schowac w but to tylko w ten z wysoka cholewa. A i tak malo to wygodne musi byc. Inna opcja to wcisnac za pas. Ale gwaltowne kucniecie musialo byc bardzo nieprzyjemne dla narzadow wewnetrznych.
kolego niezgodzę się tu ztobą co do trzonkowych ze są one mniej poręczne w noszeniu i chowaniu, między jajkiem a pałką , tez bym wybrał pałke:)
|
|
|
|
|
|
|
|
Przychylam się, choć niechętnie bo niemzczyzny nie lubię, do zdania że najlepszym był chyba granat trzonkowy. I to właśnie dlatego, że wyposażony w trzonek mógł być miotany na większe odległości ...
A co do wyboru czy obronny czy zaczepny ... no coż wydaje mi się że ktoś kto preferuje zaczepne czyni to po częsci z troski o własne bezpieczeństwo ... wiadomo - granat zaczepny głównie razi hukiem, błyskiem niż odłakami i tym paraliżuje i unieszkodliwia chwilowo przeciwnika. Dla rzucającego jest o wiele bardziej bezpieczny i wygony w użyciu. Natomiast granat obronny rozrywa się na kilka sporych odłamków co stanowi równie pewne zagrożenie dla rzucającego.
|
|
|
|
|
|
|
Hoplita
|
|
|
I ranga |
|
|
|
Grupa: Użytkownik |
|
Postów: 40 |
|
Nr użytkownika: 7.180 |
|
|
|
Zawód: student |
|
|
|
|
QUOTE(bolas @ 30/06/2006, 9:01) Natomiast granat obronny rozrywa się na kilka sporych odłamków co stanowi równie pewne zagrożenie dla rzucającego.
Od kilkudziesięciu do kilkuset w zależności od konstrukcji (pamietajmy, że część, jeżeli nie większość granatów obronnych ma skorupy o wymuszonej fragmentacji, t.j. ponacinane). Jeżeli za skuteczny uznaje się odłamek, jeżeli dobrze pamiętam, przebijający w/g starych instrukcji deskę sosnową o grubości 25,4 mm ( i ma mieć masę min. 1,5/2?3? g, nie pamiętam?), to przy odrobinie szczęścia granat obronny może być niebezpieczny ze znacznie większej odległości,niż odległość rzutu. Dla rosyjskiego granatu obronnego F-1 podaje się, że odłamki mogą być niebezpieczne z odległości nawet 200 m. Granat obronny to granat obronny i z założenia używa się go raczej w obronie i powinno rzucać w momencie, kiedy nie jesteś narażony na działanie odłamków Natomiast należy pamiętać, że co innego ten teoretyczny zasięg rażenia, a co innego skuteczny. I tu niech ktoś mnie poprawi, ale za skuteczny zasięg rażenia w przypadku granatu ręcznego uznaje sie promień, w którym rażone zostaje 50 % celów. I w tym przypadku dystans ten maleje do 3-5 do 15 metrów (pamiętajmy, że granat nie wybucha "kierunkowo"- tylko od centrum "kuli" na wszystkie strony), pewno w zależności od konstrukcji. Biorąc poprawkę na to, że te wszystkie dane spreparowane są dla sytuacji, kiedy granat wybucha w "powietrzu", należy wziąść poprawkę na to, że część energii kinetycznej wybuchu i odłamków, powstających w wyniku fragmentacji skorupy pochłania podłoże a część przeszkody terenowe i promień rażenia może drastycznie się zmniejszyć (natomiastpodłoże może też wzmagać działanie odłamkowe, to oczywiste).
Natomiast kolego Bolas- w przypadku granatu zaczepnego też mamy do czynienia z fragmentacją i z pewnością powstają odłamki. Ale są one znacznie mniej skuteczne, bo skorupa granatu zaczepnego jest cieńsza, może być wykonana z lżejszego (i oszczędniejszego) materiału niż np. żeliwna skorupa granatu obronnego (bakelitowy brytyjski no. 69) i nie możemy przewidzieć stopnia i kierunku jej fragmentacji. a jak wszyscy dobrze pamiętamy z fizyki energia kinetyczna obliczna jest z wzoru w którym mamy prędkość i masę. A jeżeli przyjmiemy w pewnym uproszczeniu, że o skuteczności odłamka będą decydować właściwości materiału (twardość, kruchość itd.) i jego energia kinetyczna, to oczywiste jest dlaczego rażenie odłamkowe granatu zaczepnego jest niewymagane i uboczne.
Napisałeś, że chodzi o huk i błysk- a to przecież produkty uboczne eksplozji i myślę, że ich działania nie należy w żadnym stopniu bagatelizować, ale przede wszystkim w zamkniętych pomieszczeniach, albo w przypadku, gdy granat wybucha bardzo blisko celu żywego. Natomiast podstawowe rażenie granatu zaczepnego (obok znacznie mniejszego odłamkowego), to działanie za pomocą energii kinetycznej wybuchu, stąd promień mniejszy, ale działanie w bezpośredniej bliskości mało przyjemne stąd w granatach zaczepnych nieco większa masa ładunku wybuchowego.Jeżeli cos namieszałem , to proszę mnie poprawić.
I teraz- jeżeli ktoś się bierze za plebiscyt na temat granatów II wojny światowej, to nie można dokonywać wyboru tylko na podstawie zasięgu rzutu, bo przecież nie we wszystkich okolicznosciach to jest czynnik wymagany czy decydujący. Granat ma spełniać powierzone mu zadania- ileż moze być jego cech?
-niezawodność (i typ) zapalnika. Sposób inicjacji wybuchu granatu. niezawodność mechanizmu- odporność czy jego niezależność względem warunków atmosferycznych (!?).
-ergonomiczność (w rzucie), poręczność- podczas noszenia, zasięg rzutu
-czas potrzebny na uzbrojenie przed rzutem ("odkręć korek,wyciągnij zawleczkę, stuknij o coś twardego, okręć sie w kółko, zrób dwa przysiady i rzucaj" )
-skuteczność i promień rażenia
kryteriów może być znacznie więcej. tak, że- nie mozna upraszczać.
EDIT: aha- zauważcie, że współczesnie powstaja konstrukcje próbujące łączyć cechy gr. obronnych i zaczepnych, np. niemiecki granat (DM51?), który jest granatem zaczepnym, ale mozna na niego nałożyć nakładkę zamieniającą go w granat obronny.
Ja mam natomiast mam pytanie do znawców. czy dysponuje ktoś danymi na temat skuteczności i promienia rażenia podstawowych granatów z II wojny sw?
Pozdrawiam wszystkich!
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Hoplita) Od kilkudziesięciu do kilkuset wink.gif w zależności od konstrukcji (pamietajmy, że część, jeżeli nie większość granatów obronnych ma skorupy o wymuszonej fragmentacji, t.j. ponacinane). I co ciekawe, nacinanie (karbowanie) zewnętrzne nie ma żadnego wływu na sposób defragmentacji granatów po wybuchu, chyba, że wystapiła wada konstrukcyjna granatu. Okazało się po żmudnych badaniach, że to własnie nacinanie wewnetrzne, od strony ładunku, ma decydujacy wpływ na wielkość odłamków.
|
|
|
|
|
|
|
|
Hej
[quote=Sarissoforoj,2/07/2006, 15:37] [/quote]I co ciekawe, nacinanie (karbowanie) zewnętrzne nie ma żadnego wływu na sposób defragmentacji granatów po wybuchu, chyba, że wystapiła wada konstrukcyjna granatu. Okazało się po żmudnych badaniach, że to własnie nacinanie wewnetrzne, od strony ładunku, ma decydujacy wpływ na wielkość odłamków.
[/quote]
Po pierwsze FRAGMENTACJI !!!. Jak się coś rozpada na kawałki, czyli fragmenty, to jest fragmentacja. A DEFRAGMENTACJA oznacza pozbieranie tych kawałków z powrotem w całość. Za karę przeprowadzicie kolego defragmentację wspomnianego granatu DM51 (skorupa z 6000 kulek stalowych)
Co do fragmentacji pocisków odłamkowych to jest temat rzeka. Ogólnie można ją podzielić na naturalną i wymuszoną. Wymuszona jest wtedy jak staramy się tak wpłynąć na skorupę pocisku by wymusić odłamki o konkretnych rozmiarach. Generalnie w przypadku skorupy wypełnionej prawdziwym materiałem wybuchowym (czyli takim detonującym) nacięcia zewnętrzne są bezużyteczne, bo pękanie zaczyna się od środka skorupy, w miejscach gdzie fala uderzeniowa w nią walnęła, czoło fali nie jest "gładkie"są tam różne zawirowania i takie bąbelki jakby. A pękanie biegnie z prędkością porównywalną do prędkosci dzwieku w skorupie. Nacięcia wewnętrzne działają natomiast lepiej, bo wnikając w nacięcie fala uderzeniowa "spiętrza się" niejako i pojawiają się siły rozpychające od siebie brzegi nacięcia. Natomiast w przypadku materiałów typu czarnego prochu czy podobnych mikstur (w I wojnie dosyc czesto spotykano rożne dziwactwa, w rodzaju proch bezdymny+parafina), gdy wybuch przebiega daleko wolniej od prędkości dzwieku w materiale skorupy, skorupa ta pęka na innej zasadzie, tak jak nazbyt nadmuchany balon, rozszerza się po czym w najbardziej osłabionych miejscach zaczyna pękać - a więc w tych nacięciach właśnie. Najlepszą metodą wymuszenia fragmentacji jest wsadzenie gotowych odłamków, na przykład tych kulek właśnie. Wtedy można tak zakombinować z masą odłamka że dostaniemy granat o bardzo ściśle określonej strefie rażenia - np. zabójczy w promieniu 5 m, a niegrożny całkowicie z 25 m. Odpowiednio małe kulki (i bardzo liczne) w niewielkiej odległości spowodują rozległe zranienia, ale szybko wytracą prędkość i z tych 20-25 m nie będą w stanie przebić nawet odzieży. Lub np. na odwrót, (francuskie bomby odłamkowe BAP120 i inne zresztą rzeczy też) możemy wymusić absurdalnie ciężkie odłamki, kilkadziesiąt g, i mieć broń przeciwko pojazdom lekko opancerzonym, odlamków będzie mało - ale to nie szkodzi bo te transportery itp są duże - ale będą w stanie przebić z bliska np. 20 mm pancerz. W przypadku fragmentacji naturalnej (m.w. otoczony monolityczną skorupą) także mamy pewien wpływ na powstawanie odłamków. Można to osiągnąć przez dobór odpowiedniego gatunku stali na skorupę (ponoć coś co się nazywa żeliwo perlityczne to jest optimum) a także materiału wybuchowego (im większa prędkość detonacji tym więcej - ale mniejszych - odłamków i tym większa ich prędkość; w skrajnym przypadku uzyskujemy sproszkowanie skorupy a w końcu nie o to nam chodzi; tak że często opłaca się stosować słabszy m.w. żeby uzyskać większe odłamki, nie szkodzi że nieco wolniej będą latały).
|
|
|
|
|
|
|
|
A ja mam małe pytanie a propos granatu Diakonowa, RGD-33 - w jaki sposób działał jego zapalnik, tzn. co go uruchamiało? Biorę granat, przestawiam zapalnik z położenia spoczynkowego w zabezpieczone, wkładam detonator, napinając tym samym sprężynę, przesuwam bezpiecznik w poł. odbezpieczone - i rzucam, cały czas trzymając bezpiecznik palcem... Czyli co tu było czynnikiem sprawczym - puszczenie bezpiecznika, czy może siła bezwładności, wyciągająca trzonek podczas rzutu?
Jeśli o granaty z trzonkami chodzi, to nie zapominajmy też o granatach przeciwpancernych - PWM 1(l), RPG-40, RPG-41, RPG-43 czy RPG-6. Tyle, że w ich przypadku trzonek wynikał raczej z musu - bądź to z wielkości samej głowicy burzącej, czy też konieczności ustabilizowania granatu kumulacyjnego.
Pzdr
Grzesiu
|
|
|
|
|
|
|
|
Hej
QUOTE(Grzesio @ 25/08/2006, 9:12) A ja mam małe pytanie a propos granatu Diakonowa, RGD-33 - w jaki sposób działał jego zapalnik, tzn. co go uruchamiało?
Na ile zrozumiałem ten pokręcony mechanizm, uruchamiała go bezwładność, gwałtowne "machnięcie" w momencie rzutu i spowodowana tym rotacja powodowała zbicie spłonki i zapalenie opóźniacza. Nie wystarczyło samo puszczenie, dlatego granat był jak się wydaje w miarę (?) bezpieczny, nie wybuchł o ile ktoś przypadkiem np. upuścił go sobie pod nogi. I jeszcze odnoszę wrażenie, że autor chyba miał w planach zrobić zapalnik uderzeniowy, co w granatach ręcznych jest względnie trudne. No i jemu też nie wyszło i zrobił w końcu takiego bezwładnościowego dziwoląga.
|
|
|
|
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|