Podobne losy prawnika ze Lwowa. ***************************************
Si-bir ( Śpiąca –ziemia)
/Opowieść autentyczna/
W roku 1979 w Lądku Zdroju poznałem starszego mężczyznę w wieku ponad 70 lat. Wysoki, silny, postawny. Miał na imię Stefan. Nie żyje już od lat i nie miał żadnej rodziny. We wrześniu 1939 Rosjanie wkroczyli do Lwowa – gdy Stefan był świeżo po studiach prawniczych na Uniwersytecie Jana Kazimierza. Zabrano go z ulicy w letnim prochowcu ( lato było gorące) – jego narzeczona została zastrzelona tego samego dnia . Broniła się na ulicy przed zalotami krasnoarmiejca i została zabita. Stefana dołączono do transportu i bydlęcym wagonem dotarł do miejscowości Matygino w głębi Rosji. Relacje jakie ten człowiek mi przekazał poprzedziły wielogodzinne rozmowy – jakie z racji pobytu w uzdrowisku – prowadziliśmy na spacerach po okolicy. Nabrał do mnie zaufania i opowiedział mi swoją historię. Historię Sybiraka, prawnika – drwala w tajdze. W Matygino osadzono go w więzieniu – starej twierdzy. Cela z betonową posadzką, okienko bez szyby, bez ogrzewania i bez jakiegokolwiek posłania i przykrycia. W letnim płaszczu przebywał tam do lutego – śpiąc na betonie. Dostał martwicy pośladków – od mroźnego betonu. W największe mrozy, (w Matki Boskiej Gromnicznej) –załadowano go do dużego transportu kolejowego i wyruszyli na spotkanie Sybiru. Na Magadan. Podróż była straszna. Na 3 dzień wstawiono im do wagonów żelazne piecyki na drewno. Mężczyźni wyrwali w podłodze otwór. Nieduży - co wartownicy tolerowali. To była toaleta. Gdy załatwiały się kobiety – mężczyźni stawali tyłem. Zresztą w wagonach robiło się luźno. Codziennie wygarniano z nich trupy słabszych i wyrzucano po prostu w śnieg przy torach. „Zamarzajut polskije sabaki” – stwierdzali strażnicy , z obrzydzeniem wygrużając sztywne ciała z wagonów. Dzikie zwierzęta po odjeździe eszelonu czyściły teren do kosteczki. Ustalono, że płaszcze i kożuchy jakie mieli niektórzy zmarli – będą służyć żywym. I tak więzień Stefan wyfasował stary, ale ciepły kożuch po zmarłym koledze. Czwartego dnia dano im gorącej wody (kipiatok) i solone śledzie. Całe szczęście, że do wagonu wpadały tumany śniegu i było czym ugasić pragnienie. Nie wie ile dni jechał. Ale nie krócej niż 3 tygodnie. W środku olbrzymiej tajgi transport zatrzymał się. Krasnoarmiejcy pomagając sobie karabinami i bagnetami – wygarniali wychudłych, sczerniałych – ledwie chodzących ludzi na nasyp kolejowy – skąd staczali się w dół , w głęboki śnieg przy sosnach. Z całego transportu przeżyła ponad połowa. Uformowani w długi wąż brnęli w tajgę – zatrzymując się – gdy strażnicy (ośmiu na blisko 300 osó pozwolili. Jedna z kobiet odeszła kilka kroków – by się załatwić. Krasnoarmiejec o twarzy Mongoła – zastrzelił ją – za próbę ucieczki. Należało więźniów maksymalnie upodlić – by załatwiali się jak zwierzęta – czyli tam gdzie stoją i w grupie. Tym Rosjanie ( czy inne ludy CCCP) różniły się od Niemców . Ci pierwsi zabijali równie bezwzględnie. Natomiast Rosjanie przed śmiercią musieli jeszcze ofiarę upodlić. I tym generalnie różni się cywilizacja zachodnia od azjatyckiej, bizantyjsko-stepowej. Pod wieczór żołnierze ni stąd ni zowąd zatrzymali pochód i stwierdzili: „Tut budietie żywut”. Zresztą co za różnica - 5, 10, czy 50 kilometrów dalej, - było tak samo. I doradzili – że kto nie zrobi sobie jakiegoś ukrycia na noc - nie przeżyje. W nocy będzie kilkadziesiąt stopni mrozu. Jedynym pocieszeniem był zupełny brak wiatru. Przy dużych mrozach ślina po splunięciu – zamarzała w bryłkę lodu – tuż nad ziemią. Po strasznej nocy – nastał pierwszy poranek w tajdze. Znowu ubyło kilkanaście osób. Przyjechał duży ciągnik wlokący olbrzymie sanie. Były tam piły, siekiery, łomy , oskardy i masa pustych beczek po paliwie. W zamarzniętej ziemi drążyli ziemianki na 5-6 osób. Nakrywali to balami ściętych sosen, ziemią, igliwiem , mchem. W środku ustawiano beczkę po paliwie - w której palono drewnem. Tej jednej rzeczy – nie brakowało na tysiącach kilometrów tajgi. Nikt nie próbował uciekać. Bo nie przebyłby pieszo tysiąca kilometrów. I zwierzęta tajgi –same wymierzyłyby mu wyrok. Zresztą nie mieli nawet pojęcia gdzie są. I tak mijały lata. Od rana do zmroku ścinali drzewa. Czasem na wysokości piersi – gdy śnieg był tak wysoki. Kto wyrobił normę - dostawał przydział chleba. Normę zmniejszano stosownie do spadku wydajności. Często kończyło się to zagłodzeniem i śmiercią – bo coraz słabszy i niedożywiony drwal – po prostu umierał. Tak po prostu gasł w oczach. I cicho odchodził bez jęków, narzekań, konwulsji i żalu. Leczyli się sami - w zimie najczęściej herbatą z igliwia. Zima trwała „tylko” 9 miesięcy. W krótkim okresie „wiosny i lata” –zbierali zioła i jagody. Stefan opowiadał mi, że przez wszystkie te lata spędzone w tajdze tj. przez 18 lat – nigdy nie przespał całej nocy w ziemiance. Kto tak robił i wychodził rano na mróz – nabawiał się choroby płuc zwanej suchotami. I szybko umierał. Dlatego trzeba było co parę godzin wyjść w noc na mróz i przynajmniej raz obejść ziemiankę dookoła. I tak przez kilkanaście lat katorgi. W miejsce zmarłych z chorób i wycieńczenia – przychodziły nowe transporty. Sowiety wchłaniały każdą ilość drewna jaką chodzące trupy były w stanie dostarczyć na bocznicę. „Nowi” dostarczali szczątkowych wiadomości ze świata. Na początku 1954 roku chodziły słuchy, że wojna się skończyła. Ale nikt w to nie wierzył. Co jakiś czas ktoś był wzywany do komendanta obozu i znikał. Wszyscy myśleli – że był likwidowany. Stefan został wezwany do Komendanta na wiosnę 1957r. oddał kolegom wszystko co miał – łącznie z kożuchem zmarłego kolegi. Nie sądził by na drugim świecie był mu on potrzebny. Komendant wypytywał go o wszystko – z lat przedwojennych z najdrobniejszymi szczegółami i wszystko zapisywał. Następnie powiedział ,że Hiltler kaput, jest nowa Polsza. Stefan ma jechać do Krakowa – do Nowej Huty. Tam dostanie pokoik z kuchenką, będzie przeszkolony na maszynach liczących i będzie pracował w Hucie. Podpisał zobowiązanie, że bez zgody władz sowieckich nie zmieni miejsca zamieszkania , ani nie powie o niczym co widział i słyszał od 1939 roku od aresztowania. Powiedzieli mu ,że jeśli nie dotrzyma słowa –znajdą go wszędzie. Nie ucieknie nawet za granicą. Że mają swoich ludzi na całym świecie. Dostał ciepłe ubranie, worek z jedzeniem , propusk – pismo od władz NKWD obozu – gdzie jedzie i po co. Pismo to było wówczas cenniejsze od najlepszego paszportu na świecie. Strażnik wyprowadził go w tajgę , odwiózł do torów kolejowych i przekazał na pierwszy pociąg jadący na zachód. Człowiek ten opowiadał mi wiele rzeczy strasznych i nieprawdopodobnych – których nawet nie jestem w stanie powtórzyć . Mówiły one o okropnym życiu w tajdze. Szykanach wartowników. Głodzie chorobach i mrozie. Mówił także , że widział tam niesamowite rzeczy – o których nie powie mi nigdy. Chyba ,że leżałby już w grobie i wiedział, że zaraz umrze. To mówił człowiek wykształcony, po wyższych studiach , dzielny i odważny, odporny na straszne trudy. I nigdy mi już nie powiedział o co chodziło. Być może Rosjanie robili z nimi jakieś nieludzkie doświadczenia. Medyczne i nie tylko. Z udziałem ludzi i zwierząt. (Kobiety z gorylami…). By udowodnić teorię Darwina. Słyszałem to od jednego Sybiraka. Ale to są domysły. Nie podaję tego za fakty. Prawie na pewno karmiono świnie zwłokami więźniów. Być może jedli trupy. Nie wiem. Stefan do roku 1980 – dalej mieszkał jako emeryt w mieszkanku w Nowej Hucie , które przydzieliło mu NKWD. Odwiedziłem go tam. To było niedaleko placu na którym stał Lenin z oberwaną wybuchem trotylu piętą. Nie założył rodziny. Zmarł samotnie. Do ostatniego dnia życia wierzył we wszechmoc potężnego NKWD, GRU i KGB. To było i jest zwycięstwo Stalina , które dalej funkcjonuje w polskim społeczeństwie. Homosovieticus.
tak, spora część wspomnień przetrwała i została utrwalona na piśmie lub z pomocą kamer. Nikt jednak nie zwróci czasu tych, którzy wrócili z katorgii. Wspomnienie Pana Stefana pokazuje też osobliwy stosunek ludności sowieckiej do Polaków, których traktowano jak wrogi element.
Pozdrawiam serdecznie
Maciej Zborek
QUOTE(mozets @ 9/04/2021, 13:24)
Podobne losy prawnika ze Lwowa. ***************************************
Si-bir ( Śpiąca –ziemia)
/Opowieść autentyczna/
W roku 1979 w Lądku Zdroju poznałem starszego mężczyznę w wieku ponad 70 lat. Wysoki, silny, postawny. Miał na imię Stefan. Nie żyje już od lat i nie miał żadnej rodziny. We wrześniu 1939 Rosjanie wkroczyli do Lwowa – gdy Stefan był świeżo po studiach prawniczych na Uniwersytecie Jana Kazimierza. Zabrano go z ulicy w letnim prochowcu ( lato było gorące) – jego narzeczona została zastrzelona tego samego dnia . Broniła się na ulicy przed zalotami krasnoarmiejca i została zabita. Stefana dołączono do transportu i bydlęcym wagonem dotarł do miejscowości Matygino w głębi Rosji. Relacje jakie ten człowiek mi przekazał poprzedziły wielogodzinne rozmowy – jakie z racji pobytu w uzdrowisku – prowadziliśmy na spacerach po okolicy. Nabrał do mnie zaufania i opowiedział mi swoją historię. Historię Sybiraka, prawnika – drwala w tajdze. W Matygino osadzono go w więzieniu – starej twierdzy. Cela z betonową posadzką, okienko bez szyby, bez ogrzewania i bez jakiegokolwiek posłania i przykrycia. W letnim płaszczu przebywał tam do lutego – śpiąc na betonie. Dostał martwicy pośladków – od mroźnego betonu. W największe mrozy, (w Matki Boskiej Gromnicznej) –załadowano go do dużego transportu kolejowego i wyruszyli na spotkanie Sybiru. Na Magadan. Podróż była straszna. Na 3 dzień wstawiono im do wagonów żelazne piecyki na drewno. Mężczyźni wyrwali w podłodze otwór. Nieduży - co wartownicy tolerowali. To była toaleta. Gdy załatwiały się kobiety – mężczyźni stawali tyłem. Zresztą w wagonach robiło się luźno. Codziennie wygarniano z nich trupy słabszych i wyrzucano po prostu w śnieg przy torach. „Zamarzajut polskije sabaki” – stwierdzali strażnicy , z obrzydzeniem wygrużając sztywne ciała z wagonów. Dzikie zwierzęta po odjeździe eszelonu czyściły teren do kosteczki. Ustalono, że płaszcze i kożuchy jakie mieli niektórzy zmarli – będą służyć żywym. I tak więzień Stefan wyfasował stary, ale ciepły kożuch po zmarłym koledze. Czwartego dnia dano im gorącej wody (kipiatok) i solone śledzie. Całe szczęście, że do wagonu wpadały tumany śniegu i było czym ugasić pragnienie. Nie wie ile dni jechał. Ale nie krócej niż 3 tygodnie. W środku olbrzymiej tajgi transport zatrzymał się. Krasnoarmiejcy pomagając sobie karabinami i bagnetami – wygarniali wychudłych, sczerniałych – ledwie chodzących ludzi na nasyp kolejowy – skąd staczali się w dół , w głęboki śnieg przy sosnach. Z całego transportu przeżyła ponad połowa. Uformowani w długi wąż brnęli w tajgę – zatrzymując się – gdy strażnicy (ośmiu na blisko 300 osó pozwolili. Jedna z kobiet odeszła kilka kroków – by się załatwić. Krasnoarmiejec o twarzy Mongoła – zastrzelił ją – za próbę ucieczki. Należało więźniów maksymalnie upodlić – by załatwiali się jak zwierzęta – czyli tam gdzie stoją i w grupie. Tym Rosjanie ( czy inne ludy CCCP) różniły się od Niemców . Ci pierwsi zabijali równie bezwzględnie. Natomiast Rosjanie przed śmiercią musieli jeszcze ofiarę upodlić. I tym generalnie różni się cywilizacja zachodnia od azjatyckiej, bizantyjsko-stepowej. Pod wieczór żołnierze ni stąd ni zowąd zatrzymali pochód i stwierdzili: „Tut budietie żywut”. Zresztą co za różnica - 5, 10, czy 50 kilometrów dalej, - było tak samo. I doradzili – że kto nie zrobi sobie jakiegoś ukrycia na noc - nie przeżyje. W nocy będzie kilkadziesiąt stopni mrozu. Jedynym pocieszeniem był zupełny brak wiatru. Przy dużych mrozach ślina po splunięciu – zamarzała w bryłkę lodu – tuż nad ziemią. Po strasznej nocy – nastał pierwszy poranek w tajdze. Znowu ubyło kilkanaście osób. Przyjechał duży ciągnik wlokący olbrzymie sanie. Były tam piły, siekiery, łomy , oskardy i masa pustych beczek po paliwie. W zamarzniętej ziemi drążyli ziemianki na 5-6 osób. Nakrywali to balami ściętych sosen, ziemią, igliwiem , mchem. W środku ustawiano beczkę po paliwie - w której palono drewnem. Tej jednej rzeczy – nie brakowało na tysiącach kilometrów tajgi. Nikt nie próbował uciekać. Bo nie przebyłby pieszo tysiąca kilometrów. I zwierzęta tajgi –same wymierzyłyby mu wyrok. Zresztą nie mieli nawet pojęcia gdzie są. I tak mijały lata. Od rana do zmroku ścinali drzewa. Czasem na wysokości piersi – gdy śnieg był tak wysoki. Kto wyrobił normę - dostawał przydział chleba. Normę zmniejszano stosownie do spadku wydajności. Często kończyło się to zagłodzeniem i śmiercią – bo coraz słabszy i niedożywiony drwal – po prostu umierał. Tak po prostu gasł w oczach. I cicho odchodził bez jęków, narzekań, konwulsji i żalu. Leczyli się sami - w zimie najczęściej herbatą z igliwia. Zima trwała „tylko” 9 miesięcy. W krótkim okresie „wiosny i lata” –zbierali zioła i jagody. Stefan opowiadał mi, że przez wszystkie te lata spędzone w tajdze tj. przez 18 lat – nigdy nie przespał całej nocy w ziemiance. Kto tak robił i wychodził rano na mróz – nabawiał się choroby płuc zwanej suchotami. I szybko umierał. Dlatego trzeba było co parę godzin wyjść w noc na mróz i przynajmniej raz obejść ziemiankę dookoła. I tak przez kilkanaście lat katorgi. W miejsce zmarłych z chorób i wycieńczenia – przychodziły nowe transporty. Sowiety wchłaniały każdą ilość drewna jaką chodzące trupy były w stanie dostarczyć na bocznicę. „Nowi” dostarczali szczątkowych wiadomości ze świata. Na początku 1954 roku chodziły słuchy, że wojna się skończyła. Ale nikt w to nie wierzył. Co jakiś czas ktoś był wzywany do komendanta obozu i znikał. Wszyscy myśleli – że był likwidowany. Stefan został wezwany do Komendanta na wiosnę 1957r. oddał kolegom wszystko co miał – łącznie z kożuchem zmarłego kolegi. Nie sądził by na drugim świecie był mu on potrzebny. Komendant wypytywał go o wszystko – z lat przedwojennych z najdrobniejszymi szczegółami i wszystko zapisywał. Następnie powiedział ,że Hiltler kaput, jest nowa Polsza. Stefan ma jechać do Krakowa – do Nowej Huty. Tam dostanie pokoik z kuchenką, będzie przeszkolony na maszynach liczących i będzie pracował w Hucie. Podpisał zobowiązanie, że bez zgody władz sowieckich nie zmieni miejsca zamieszkania , ani nie powie o niczym co widział i słyszał od 1939 roku od aresztowania. Powiedzieli mu ,że jeśli nie dotrzyma słowa –znajdą go wszędzie. Nie ucieknie nawet za granicą. Że mają swoich ludzi na całym świecie. Dostał ciepłe ubranie, worek z jedzeniem , propusk – pismo od władz NKWD obozu – gdzie jedzie i po co. Pismo to było wówczas cenniejsze od najlepszego paszportu na świecie. Strażnik wyprowadził go w tajgę , odwiózł do torów kolejowych i przekazał na pierwszy pociąg jadący na zachód. Człowiek ten opowiadał mi wiele rzeczy strasznych i nieprawdopodobnych – których nawet nie jestem w stanie powtórzyć . Mówiły one o okropnym życiu w tajdze. Szykanach wartowników. Głodzie chorobach i mrozie. Mówił także , że widział tam niesamowite rzeczy – o których nie powie mi nigdy. Chyba ,że leżałby już w grobie i wiedział, że zaraz umrze. To mówił człowiek wykształcony, po wyższych studiach , dzielny i odważny, odporny na straszne trudy. I nigdy mi już nie powiedział o co chodziło. Być może Rosjanie robili z nimi jakieś nieludzkie doświadczenia. Medyczne i nie tylko. Z udziałem ludzi i zwierząt. (Kobiety z gorylami…). By udowodnić teorię Darwina. Słyszałem to od jednego Sybiraka. Ale to są domysły. Nie podaję tego za fakty. Prawie na pewno karmiono świnie zwłokami więźniów. Być może jedli trupy. Nie wiem. Stefan do roku 1980 – dalej mieszkał jako emeryt w mieszkanku w Nowej Hucie , które przydzieliło mu NKWD. Odwiedziłem go tam. To było niedaleko placu na którym stał Lenin z oberwaną wybuchem trotylu piętą. Nie założył rodziny. Zmarł samotnie. Do ostatniego dnia życia wierzył we wszechmoc potężnego NKWD, GRU i KGB. To było i jest zwycięstwo Stalina , które dalej funkcjonuje w polskim społeczeństwie. Homosovieticus.
tak, spora część wspomnień przetrwała i została utrwalona na piśmie lub z pomocą kamer. Nikt jednak nie zwróci czasu tych, którzy wrócili z katorgii. Wsoomnienie Pana Stefana pokazuje też osobliwy stosunek ludności sowieckiej do Polaków, których traktowano jak wrogi element.
Pozdrawiam serdecznie
Maciej Zborek
Ale o co konkretnie chodzi?
Wszystkie wspomnienia, które czytałem, pokazują, że Polacy otrzymali wiele pomocy ze strony ludności miejscowej. Byli też złoczyńcy.
tak, spora część wspomnień przetrwała i została utrwalona na piśmie lub z pomocą kamer. Nikt jednak nie zwróci czasu tych, którzy wrócili z katorgii. Wsoomnienie Pana Stefana pokazuje też osobliwy stosunek ludności sowieckiej do Polaków, których traktowano jak wrogi element.
Pozdrawiam serdecznie
Maciej Zborek
Ale o co konkretnie chodzi?
Wszystkie wspomnienia, które czytałem, pokazują, że Polacy otrzymali wiele pomocy ze strony ludności miejscowej. Byli też złoczyńcy.
Dzień dobry,
w latach poprzedzających drugą wojnę światową propaganda sowiecka wytrwale budowała narrację Polaka - wroga ludu i rewolucji. Ten sposób myślenia przetrwał wiele dekad. Ta sama propoganda kształtowała nieufność wobec katorżników, co przekładało się na trudności w adaptacji. Nie wyklucza to kontaktów z ludnością miejscową, ale wrastanie w teren wymaga czasu i przełamania obustronnej nieufności.
Proszę też zwrócić uwagę, że ze schyłki wracali ludzie silni psychicznie i fizycznie. Co jeszcze wyraźniej przekonuje, że początkowy okres pobytu na Syberii (używam tej nazwy jako symbolu) był momentem okrutnej selekcji.
w latach poprzedzających drugą wojnę światową propaganda sowiecka wytrwale budowała narrację Polaka - wroga ludu i rewolucji. Ten sposób myślenia przetrwał wiele dekad. Ta sama propoganda kształtowała nieufność wobec katorżników, co przekładało się na trudności w adaptacji. Nie wyklucza to kontaktów z ludnością miejscową, ale wrastanie w teren wymaga czasu i przełamania obustronnej nieufności.
Nie.
Nie rozumiesz sowieckiej propagandy.
Sowieci propagowali wizję braterstwa wszystkich ludów i wszystkich ras. Jednocześnie łapali szpiegów z krajów imperialistycznych, a wszelkie kontakty z cudzoziemcami mogły skończyć się aresztowaniem.
W żadnym wypadku nie było zbitki Polak to wróg. Poczytaj sobie wspomnienia Fraenkla. Jego ojciec, Żyd-Burżuj-Legionista został rozstrzelany, a on zesłany na Syberię z mamą. Czyli jakby syn wroga ludu. Chodził do szkoły, miał kontakty dziewczynami, warunki były trudne, ale ogólnie chyba o niebo lepsze niż w gettcie. Kontakty z miejscową ludnością były pozytywne.
CODE
Proszę też zwrócić uwagę, że ze schyłki wracali ludzie silni psychicznie i fizycznie. Co jeszcze wyraźniej przekonuje, że początkowy okres pobytu na Syberii (używam tej nazwy jako symbolu) był momentem okrutnej selekcji.
W trakcie wojny, szczególnie 1942-43, w ZSRR panował głód i to dotyczyło oczywiście więźniów.
Ja nie obejrzałem tego filmu tak dokładnie, żeby zidentyfikować, czy chodziło o więźnia w gułagu, czy też o tak zwanego "wolnego osadnika", wolnego w znaczeniu "nie skazanego wyrokiem na więzienie".
W czasie wojny w gułagach panował głód, przez co śmiertelność była na poziomie parudziesięciu procent. Po wojnie spadła do paru procent i na pewno warunki znacznie się poprawiły. Kto przeżył lata wojenne, raczej nie zmarł po wojnie. Trzeba też podkreślić, że gdyby ktoś nie został skazany na gułag, trafił by do Armii Czerwonej. Chyba największa śmiertelność panowała w jednostkach karnych Armii Czerwonej.
Jeśli chodzi o wolnych osiedleńców, to lokalnie panował głód, ale niektórzy się dobrze zadomowili, weszli na współpracę z miejscowymi.
Ten post był edytowany przez Alexander Malinowski 3: 11/04/2021, 14:12
w latach poprzedzających drugą wojnę światową propaganda sowiecka wytrwale budowała narrację Polaka - wroga ludu i rewolucji. Ten sposób myślenia przetrwał wiele dekad. Ta sama propaganda kształtowała nieufność wobec katorżników, co przekładało się na trudności w adaptacji. Nie wyklucza to kontaktów z ludnością miejscową, ale wrastanie w teren wymaga czasu i przełamania obustronnej nieufności.
Nie.
Nie rozumiesz sowieckiej propagandy.
Sowieci propagowali wizję braterstwa wszystkich ludów i wszystkich ras. Jednocześnie łapali szpiegów z krajów imperialistycznych, a wszelkie kontakty z cudzoziemcami mogły skończyć się aresztowaniem.
W żadnym wypadku nie było zbitki Polak to wróg. Poczytaj sobie wspomnienia Fraenkla. Jego ojciec, Żyd-Burżuj-Legionista został rozstrzelany, a on zesłany na Syberię z mamą. Czyli jakby syn wroga ludu. Chodził do szkoły, miał kontakty dziewczynami, warunki były trudne, ale ogólnie chyba o niebo lepsze niż w gettcie. Kontakty z miejscową ludnością były pozytywne.
CODE
Proszę też zwrócić uwagę, że ze schyłki wracali ludzie silni psychicznie i fizycznie. Co jeszcze wyraźniej przekonuje, że początkowy okres pobytu na Syberii (używam tej nazwy jako symbolu) był momentem okrutnej selekcji.
W trakcie wojny, szczególnie 1942-43, w ZSRR panował głód i to dotyczyło oczywiście więźniów.
Ja nie obejrzałem tego filmu tak dokładnie, żeby zidentyfikować, czy chodziło o więźnia w gułagu, czy też o tak zwanego "wolnego osadnika", wolnego w znaczeniu "nie skazanego wyrokiem na więzienie".
W czasie wojny w gułagach panował głód, przez co śmiertelność była na poziomie parudziesięciu procent. Po wojnie spadła do paru procent i na pewno warunki znacznie się poprawiły. Kto przeżył lata wojenne, raczej nie zmarł po wojnie. Trzeba też podkreślić, że gdyby ktoś nie został skazany na gułag, trafił by do Armii Czerwonej. Chyba największa śmiertelność panowała w jednostkach karnych Armii Czerwonej.
Jeśli chodzi o wolnych osiedleńców, to lokalnie panował głód, ale niektórzy się dobrze zadomowili, weszli na współpracę z miejscowymi.
Dzień dobry,
zacznijmy od sprawy pierwszej, czyli propagandy. Istnienie tego narzędzia władzy opiera się na dychotomii swój - obcy. W przypadku okresu 1918-1939 władze sowieckie budowały narrację przyjaźni, jak i narrację wrogości względem państw trzecich. We wspomnianym okresie II RP była szczególnie źle przedstawiana w ZSRR. Jeśli szukać potwierdzenia tej tezy wystarczy sięgnąć do tego tekstu: https://www.nck.pl/en/wydawnictwo/aktualnos...ej-propagandzie
Sprawa druga dotyczy śmiertelności i głodu. Pisze Pan o sytuacji w gułagach na przestrzeni kilku dekad. Z kolei ja akcentuję, że kluczowe dla przeżycia zsyłki były pierwsze miesiące, w tym okresie umierało najwięcej osób. Ludzie bez odpowiednich warunków fizycznych, zdrowotnych oraz predyspozycji psychicznych (wola życia) nie mieli szans na przetrwanie prac w niskich temperaturach. Sprawa osobna to prezentowanie statystyk śmiertelności, gdy wiemy, że przyczyny śmierci mogły być różne np. głód, choroba, kalectwo.
W latach wojny w ZSRR panował głód na całym obszarze i dotyczył wszystkich, poza partyjną wierchuszką. Warto sięgnąć do wydanych kilka lat temu wspomnień żołnierza frontowego, w których znajdzie Pan sporo nieprzychylnych uwag odnośnie Polski, sytuacji braku pożywienia, ubioru itp:
Trzeba też podkreślić, że gdyby ktoś nie został skazany na gułag, trafił by do Armii Czerwonej. Chyba największa śmiertelność panowała w jednostkach karnych Armii Czerwonej.
No nie do końca, przecież te "jednostki karne" w znacznej mierze składały się z byłych więźniów gułagu itd. którzy zostali wytypowani (za dobre zachowanie ?!), na ochotnika itd.
Co do losów Polaków i zesłania. Oczywiście znane są katorgi i śmierć dziesiątek tysięcy ludzi, jednak chyba nie wypada mówić o karierach i "sukcesach" wyrastających z tego? Moim zdaniem, taki "idealny" przykład to sam Jaruzelski. Pochodzący ze szlachty, rodzina z bogatymi tradycjami walki o niepodległość (już dziadek po powstaniu Styczniowym na zesłaniu), ojciec walczył z bolszewikami.
Musiał przeżyć i napatrzeć się wiele złego u sowietów, mimo to, uznaje się, że im służył. A to chyba nie do końca takie proste ? Wielu, miało życie i warunki zesłania lżejsze niż Jaruzelscy - nie byli aż tak szykanowali za pochodzenie itd.?
Ja czytałem, że dowódca, który zezwolił żołnierzom na cofanie się po rozkazie Stalina "Ani kroku w tył" trafiał za karę do tych karnych batalionów. Tam często szturmowali Niemców bez karabinów, żeby odciągnąć uwagę od prawdziwych żołnierzy.
Ty chyba mylisz jednostki utworzone w łagrach, ten 3 rzut strategiczny. Mi sie wydaje, że to były normalne jednostki, a że ludzie mieli kufajki zamiast mundurów...
Jaruzelski mówił sporo o swoich doświadczeniach i motywacjach.
Generalnie, nie było czystej, narodowej nienawiści, chyba może poza latami 1937-38 kiedy wymordowali dużo Polaków na podstawie pochodzenia etnicznego.