Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
2 Strony  1 2 > 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Ofensywa Ze Wschodu, Czyli o przygodach czołgistow z 1 BPanc.
     
Black car
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 13
Nr użytkownika: 5.866

Zawód: uczeñ
 
 
post 29/05/2005, 9:13 Quote Post

Witam! smile.gif
Podjąłem się niedawno napisania powieści, której akcja toczyła by się w okresie radzieckiej ofensywy w latach 1943-1945.
Uwagę skupiłem na 1 BPanc., a konkretnie wymyślonych przeze mnie czołgistach. Starałem się aby książka jak naj mniej przypominała "Czterech pancernych i psa". Zaczynam wkrótce publikacje pierwszych rozdziałów. Bardzo proszę o uwagi odnośnie treści, bo z pewnością nie wszystko jest zgodne z prawdą historyczną. Z góry dziękuję za poprawki i zachęcam do lektury. rolleyes.gif
PIERWSZE ROZDZIAŁY JUŻ WKRÓTCE

Rozdział I: Początek

Lipcowe słońce nagrzało leśną ściółkę tak, że w powietrzu unosił się zapach suchego igliwia, mchów, i owoców leśnych. Na środku niewielkiej polanki między wysokimi sosnami rozbity został spory namiot wojskowy. Na ceratowych „drzwiach” widniała kartka z napisem „Badania lekarskie dla poborowych”. Przed namiotem oczekiwała spora grupa młodych ludzi, którzy żywo dyskutowali, śmiali się, wspominali coś. Wśród tłumu stała grupa trzech młodych chłopaków, którzy nie przejmowali się gwarowi ludzi i w swojej „enklawie” rozmawiali nie podnosząc głosów.
-Gdyby przyjęli nas trzech do jednej załogi to byśmy pokazali jednemu i drugiemu co Polacy są warci! Powiedział żywo wysoki, ciemnowłosy chłopak.
-Może dadzą się przebłagać. W końcu czy to dla nich takie ważne- Wesoły blondyn rzekłszy to schylił się i zaczął poprawiać cholewy zdobycznych oficerek.
-Ja już bym chciał wojować. Rozgnieść Pantery, Tygrysy na proch i do Warszawy, do domu- rozmarzył się trzeci z gaworzącej trójki. Był średniego wzrostu, robiącym miłe wrażenie chłopakiem. Jego ciemne włosy raz po raz rozwiewał na czole wiatr. Kiedy raziły go promienie słońca na jego twarzy pojawiały się śmieszne zmarszczki, takie same jakie miał kiedy się śmiał lub denerwował.
-Jak chcesz jechać do Warszawy bez przeszkolenia, bez munduru?- zapytał kończąc poprawianie butów .
-Alek,wiem przecież . Ale serce mi się wyrywa samo. Dobre cztery lata jak nie widziałem bliskich, domu i w ogóle Polski-popatrzył tempo w ziemię.
-Przecież nie tylko ty-odparł mu na to najwyższy z chłopaków Janek.
Nagle rozmowę przerwał im donośny głos oficera zajmującego się organizacją naboru do armii.
-Ochotnicy do służby w czołgach proszę do namiotu!- to mówiąc zniknął w ceratowych drzwiach.
Zaraz potem namiot zaczęła szturmować cała kompania zapalonych przyszłych czołgistów. Kiedy już wszyscy chętni dostali się do przedsionka namiotu było tam ciasno jak w konserwie. Wśród oczekujących na badania był również trzech przyjaciół. W końcu zaczęły się badania. Nim kolej przyszła na pierwszego z nich minęły chyba ze dwie godziny.
-Jan Wydrzycki- wyczytał z karty zapisowej lekarz w białym kitlu założonym na mundur polowy. Janek wstał i sprężystym krokiem udał się do pomieszczenia lekarskiego. Minęła dłuższa chwila nim jego koledzy zobaczyli na twarzy wychodzącego z sali Janka uśmiech, zorientowali się, że został przyjęty.
W sali lekarskiej stało niewiele mebli. Naprzeciwko wejścia postawiono dwa biurka oraz rząd krzeseł. Jedno biurko należało do dwóch lekarzy. Polaka i Rosjanina. Przy drugim swoje papiery miał rozsypane oficer sztabowy. Za nim w rzędzie siedzieli oficerowie. Jeden na pewno był czołgistą gdyż ściskał w dłoniach poplamiony hełmofon. Obok chyba motocykliści i jeszcze jacyś mundurowi. Wszyscy w mundurach Armii Czerwonej. Z boku obok szafy z przyborami lekarskimi krzątały się dwie sanitariuszki.
-Imię?- zaczął łamaną polszczyzną radziecki lekarz.
-Paweł
-Familia?
-Dąbrowski
-Rocznik?
-1923 rok w Warszawie.
-Jesteś zdrowy- zapytał tym razem Polski lekarz wstając zza biurka.
-Tak jest!- prawie odkrzyknął Paweł, bo czuł się już jak wojskowy.
Lekarz podszedł do chłopaka i kazał mu zdjąć koszulę. Następnie osłuchał jego klatkę piersiową, plecy, sprawdził puls i uśmiechnąwszy się kazał Pawłowi stanąć na wadze.
-Wzrost 178- dyktował radzieckiemu lekarzowi. Zaczął majstrować przy odważnikach i zaraz zakomunikował:
-58 wagi
Lekarz radziecki trochę z niedowierzaniem spojrzał na poborowego, ale zanotował pomiar. Paweł widział po jego minie, że czuje jakąś pogardę do tych wychudłych Polaków, którzy mają być czołgistami. Nawet chciał mu wygarnąć, żeby sobie nie myślał, że Polacy jacyś gorsi. Kiedy on sobie w Moskwie wsuwał kolację, on koczował po jakichś stodołach w zimne noce. Ale bał się, że może nie zostać przyjęty do armii więc wolał trzymać język za zębami.
-Chodź no tutaj- poprosił oficer sztabowy.
Paweł posłusznie kiedy już się ubrał podszedł do biurka, trochę niepewnym krokiem.
-Zostaniesz przydzielony na czołgi. Twój czołg ma numer 123, dowódca sierżant Iwanowicz. Zrozumiano?
-Tak jest!- odkrzyknął przybiwszy butami Paweł. Czy mogę o coś zapytać?
-Mów- odparł sucho oficer.
-Czy Jan Wydrzycki, czy on dostał się do pancerniaków?
-Wydrzycki…, Wydrzycki…- zaczął wertować kartki oficer- tak on również jest w czołgu 123. Już ten czołg mamy kompletny.
-To znaczy, że następny już idzie do…
-Tak do innej załogi!- przerwał brutalnie chłopakowi- wołajcie następnego.
Wręczył Pawłowi kartkę z przydziałem do załogi i drugą z przydziałem na mundur. Paweł jeszcze raz się odmeldował i wyszedł z namiotu minąwszy się wejściu z rozentuzjazmowanym kolegą-Alkiem.
-Przyjęli cię?- zapytał żywo
-Tak do czołgów- powiedział mniej weselej Paweł. Wiedział już, że Alek nie będzie z nimi w załodze. Po pewnym czasie w wejściu pokazał się Alek a tuż obok niego krzyczał oficer:
-Nie po to nasz przyjaciel Stalin daje wam czołgi żebyście tu wybrzydzali. Cieszcie się, że traficie do wojska i nie będziecie musieli dalej tkwić w obozie! Zrozumiano?!
-Tak jest- odparł cicho Alek
Kiedy do gabinetu poprosili następnego poborowego Paweł z Jankiem rozumiejąc już powód awantury podeszli do zrozpaczonego Alka.
-Co jest?- zaczął Paweł
-Nie przyjęli mnie razem z wami. Dostałem skierowanie do 120.
To mówiąc wręczył Pawłowi papier z przydziałem. Ten przeleciał po nim oczami i dał Jankowi.
-Przecież to ta sama brygada, będziemy się często widywać. Z resztą może u nas będzie nie bardzo dowódca… Może nie będziesz żałował. Nie martw się Aluś. I poszli we trzech w stronę namiotów z mundurami.
Południe już minęło zanim cała brygada była ubrana odpowiednio. Teraz miała nastąpić chwila, na którą chyba każdy czołgista czeka z niecierpliwością- przyjęcie maszyn.
Cały batalion czołgistów oprócz dowódców czołgów został zebrany w kolumnę i poprowadzony na skraj lasu. Alek, Paweł i Janek maszerowali obok siebie. Kiedy łąka prześwitywała już między drzewami do ich uszu zaczął dochodzić charakterystyczny warkot potężnych silników. Kiedy wyszli na polanę, oczom ich ukazała się cała kompania ponad trzydziestu czołgów T-34. Zaraz zaczęli szukać swoich numerów na wieżach.
- Powodzenia!- krzyknął na pożegnanie Paweł do Alka
-Na wzajem- odpowiedział chłopak, ale łoskot zapuszczanego silnika zagłuszył wszystko.
Paweł z Jankiem szukali 123. Po chwili dojrzeli „swoje” białe cyfry prawie na końcu rzędu maszyn. Ich T-34 pięknie lśnił w popołudniowym słońcu. Wyglądał jakby przybył prosto z fabryki. Kiedy tak obaj oglądali czołg z włazu bezszelestnie wyłonił się żołnierz w granatowym kombinezonie. Był trochę wyższy od nich obu. Twarz miał wąską, opaloną, włosy czarne jak noc. Miał niecałe chyba niecałe trzydzieści lat.
-Siergiej Iwanow!- oświadczył- ja waszyj komandir!
-Paweł Dąbrowski- przedstawił się podając rękę sierżantowi.
-Jan Wydrzycki.
-Mechanik eta toże Polak. Wy nie znajetie jewo? Piotr Góra. O! Eta on idiot- powiedział wskazawszy ręką w kierunku lasu, z którego wychodził średniego wzrostu, dwudziestoparoletni żołnierz. Miał miłą, okrągłą twarz. Spod nasuniętego na czoło hełmofonu wystawał kosmyk jasnych włosów. Na ramionach widniały po dwie belki.
-kapral Piotr Góra!- mechanik silnie uścisnął dłoń Pawła.
-Paweł Dąbrowski.
Mechanik uśmiechnął się wesoło słysząc Polskie nazwisko.
-Jan Wydrzycki
Paweł zaraz wręczył dowódcy przydział. W jego ślady poszedł także Janek.
-Paweł!- sierżant przywołał do siebie chłopaka- ty usiądziesz do kaemu, obok Piotra.
-Tak jest!- odkrzyknął uradowany szeregowiec.
-Jan ty jesteś silny chłop. Siądziesz ze mną na wieżę. Jasne?
-Tak jest!
-Poznakomties nasz tank. Piotr poznaj malczikow z maszinoj ! Ja idu zakazat szto, ekipaż wsjo wpariadkie.
Tego Siergiej nie musiał dwa razy powtarzać. Nowi czołgiści zaraz zaczęli się z mozołem gramolić do czołgu. Pomimo, że Pawłowi buty osuwały się po pancerzu a spodnie Janka nie były przystosowane do takich wygibasów znaleźli się już we włazie wieży. Kiedy wsunęli się ostrożnie do wnętrza zaczęli wszystko wprost pożerać wzrokiem.
-Po lewej stronie miejsce ma dowódca- zaczął opowiadać Piotr- a po prawej ładowniczy. Nie jest tam za wygodnie ale jak się nie strzela to można wytrzymać.
Teraz kiedy Paweł miał przed sobą celownik działa, korbkę do obracania wieży i spust przypominający spłuczkę. Zaczął żałować, że nie będzie na tym miejscu na stałe. Popatrzył przez zatłuszczoną szybkę celownika. Widać było tylko pobliskie drzewa, w peryskopie dowódcy też tylko dodatkowo na samym brzegu szkiełka widniała błękitna smuga nieba.

Rozdział II: Czemu stoimy?


Dźwięk tłuczenia dużą, metalową chochlą o wielki gar kuchni polowej rozniósł się po całym lesie. Bynajmniej nie był to zwyczajny las. Oprócz gęsto rosnących sosen, jak poprzycinane pnie z krzaków i zarośli wystawały oliwkowo-zielone lufy radzieckich czołgów. W wykopach, pod osłoną drewnianych belek stacjonowali radiotelegrafiści i łącznościowcy. Niecałe 100 metrów dalej, swój zakątek miał generał Berling, który przyjechał na uroczystości złożenia przysięgi przez 1 dywizję i 1 pułk czołgów. Obok „kwatery” dowódcy znajdowały się magazyny. Na skraju małej polanki rozstawiona była kuchnia polowa. Pomocnik kucharza walił z całej siły metalową łyżką o pusty gar, oznajmiając pobudkę.
Kłujący w uszy dźwięk uderzanego o siebie metalu zbudził śpiącego na płycie czołgowego silnika, Pawła. Chłopak przetarł oczy, rozczesał palcami włosy. Przez chwilę kojarzył fakty i przypominał sobie ostatnie wydarzenia. W Sielcach stali już piąty dzień. Czas wykorzystywali głównie do ćwiczenia przemarszów kolumnami czołgów. On sam uczył się sukcesywnie alfabetu Morse’a, którego znajomość była niezbędna do wykonywania czynności radiotelegrafisty. Ze strzelaniem nie było problemów. Janek zaś wypracowywał ruch silnego ramienia, aby w czasie walki pakować w działo pocisk za pociskiem. Siergiej dawał im dobre rady, często pokazywał sam jak zrobić to czy tamto. Ale ciągle tylko ćwiczą, wszystko na próbę...
Tak rozmyślając, Paweł nie zauważył nawet kiedy kucharz przestał tłuc chochlą i ociężali, zaspani żołnierze powoli szli w stronę polanki, gdzie odbywały się zbiórki.
-Zdrawstwujcie! Gaspadariny tankisty-zawołał wesoło Siergiej, wyłażąc mozolnie z włazu. Zaraz za nim wynurzył się Janek. Piotr zaś wyskoczył z przedniego włazu mechanika, zrobił parę przysiadów, podciągnął się na lufie „trzydziestkiczwórki” i razem we czterech ruszyli w stronę polany.
-Żołnierze!- rozpoczął przemówienie dowódca pułku - Dziś wielki dzień 1 pułku czołgów. W południe odbędzie się wasza uroczysta przysięga. Przybędzie na nią pani Wanda Wasilewska. Na defiladzie spodziewany jest także generał Berling. Mundury czyste, oporządzenie pełne. Po przysiędze defilada czołgów. Na razie tyle. Baczność! Spocznij! Rozejść się.
-Przysięga przysięgą, ale kiedy będziemy w końcu walczyć. Od tego przecież jesteśmy-denerwował się Paweł.
-Nie nerwujsja Pawjeł. Ty budiesz jeścio strielał, budjesz cieszyłsja, szto ty miał spakoj at wojny. Wajna, eto niet zabawa! Idiosz, strjelasz... pobiedisz ili smierc na ciebia czekajet. Eto nie takoje haraszo...-to mówiąc położył Pawłowi rękę na ramieniu i razem poszli w stronę czołgu.
Tak jak od kilku dni pobytu w Sielcach, tak i dziś, świeżo upieczeni pancerniacy doskonalili rzemiosło. Czołgi zgrupowane w małe plutony ćwiczebne po 3 maszyny, prowadziły manewry w lasach nieopodal koszar w Sielcach. Brygady piechoty zmotoryzowanej śmigały po piaszczystych drogach na motorach z przyczepkami dla trzeciego żołnierza.
Czołg o numerze taktycznym 123, namalowanym na wieży szedł w kolumnie jako trzeci- ostatni. W swoim włazie siedział dowódca trzydziestkiczwórki. Radziecki sierżant czujnie obserwował drogę, mimo iż byli blisko 500 kilometrów od najbliższego nieprzyjaciela. Momentami patrzył w rozłożoną na kolanach mapę, to znowu zamyślał się patrząc w niebo. Obok dowódcy, podziwiając widoki siedział Janek. Procedury ładowania działa znał już bardzo dobrze. Miał jeszcze w uszach odgłosy komend ćwiczebnych, jakie wydawał mu sierżant Iwanow.
- Przeciwpancernym ładuj!- mozolne aczkolwiek sprawne przełożenie pocisku z wieszaka do działa i dopchnięcie go dłonią. Zaryglowanie zamka i głośne:
-Gotowe! Tak to wszystko wygląda na postoju, na polanach ćwiczebnych. Tak na prawdę nie oddali jeszcze żadnego prawdziwego strzału. Tak rozmyślał siedząc w prawym włazie wieży swego czołgu ładowniczy Janek. Wewnątrz czołgu znajdowało się jeszcze dwóch członków załogi. Piotr nie miał czasu na zbędne rozmyślania. Jego dłonie zaciśnięte były na drążkach sterowych czołgu. Wzrok mechanika skupiony był na tyle poprzedzającego ich czołgu. Raz po raz zerkał tylko czy nie zbacza z drogi i nie pakuje maszyny do przydrożnego rowu. Bynajmniej dobrej widoczności nie miał. Nie dość, że otwór włazu nie był największy, to dodatkowo cały pył poderwany z drogi przez jadące przed nimi czołgi, wpadał przezeń do środka. Granatowy kombinezon Piotra był teraz prawie w barwach pustynnych. Po prawej stronie mechanika, obudowany prawie zewsząd pancerzem, siedział szeregowiec Paweł. Jego dotychczasowa rola polegała na wypruciu paru serii z rkm-u do celu na piaszczystym nasypie, podczas któregoś dnia ćwiczebnego. Nie tak wyobrażał to sobie młodzieniec z Warszawy. Zawsze wojsko kojarzyło mu się z walką, strzelaniem, kombinowaniem, adrenaliną, emocjami. Tutaj nie jest tak. Już niedługo tydzień minie jak dostali mundury, broń bez amunicji. Wszystko piękne, ale nieprzyjaciela ani na horyzoncie nie widać. Może po przysiędze się to zmieni. Z zamyślenia wyrwało go gwałtowne szarpnięcie czołgu. To Piotr z całej siły przyciągnął drążki sterowe. Paweł wychylił się aby dojrzeć jak wygląda sytuacja na drodze. Tuż przed nimi stał T-34, z którego silnika cały czas szły spaliny.
-Pewno skrzyżowanie- powiedział Piotr, przecierając, brudną od smaru ręką, czoło. Wykonał prowizoryczny masaż nadgarstków, które widocznie dawały się już we znaki po blisko godzinnej jeździe topornie prowadzącym się czołgiem. Nagle Paweł poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Odwrócił się. To Janek przykucnięty miał mu coś do powiedzenia.
-Dowódca mówi, że masz sprawdzić w przedzie, co się tam dzieje, że stoimy.
-Tak jest- zameldował żartobliwie Paweł, po czym zasalutowawszy sobie na wzajem jak generałowie, Janek wspiął się z powrotem na wieżę, a Paweł poprawił hełmofon, wziął w garść pepeszę i uważając na głowę wygramolił się przez właz kierowcy. W oczy od razu zakłuło go letnie słońce, przebijające przez wysoki sosny. Odetchnął w końcu świeżym powietrzem i poprawiwszy kombinezon ruszył sprężystym krokiem w stronę pierwszego w kolumnie czołgu. Czołg prowadzący oznaczony numerem 122 stał tuż przed skrzyżowaniem z inną leśną drogą. Z pomiędzy leśnej przesieki wyjeżdżały jeden po drugim motory jednostki zmotoryzowanej. Ruchem kierował tu żołnierz w mundurze polskiej piechoty. Czerwona chorągiewka uniesiona do góry skierowana była w stronę kolumny czołgów, co oznaczało „stop”. Drugą chorągiewką żołnierz wykonywał takie ruchy jakby chciał pokazać motocyklistom gdzie mają jechać. Paweł dojrzał, że zaraz kolumna zmotoryzowana „się skończy” więc podbiegł w stronę swego czołgu.
-I szto eta?- zapytał siedzący w swoim włazie Siergiej
-Piechota na motorach przejeżdża skrzyżowanie- odkrzyknął Paweł, musiał krzyczeć bo wtedy właśnie stojący przed nimi T-34 zwiększył obroty silnika i zaryczał niemiłosiernie. Paweł sprawnie wskoczył do czołgu. Od razu w nozdrza uderzyła go woń smaru i paliwa, które przelewało się w tylnej części czołgu pod wieżą, wyciekając z nieszczelnego przedziału silnikowego. Piotr ruszył z kopyta doganiając zaraz całą kolumnę. Skręcili zaraz w las. Tam miały się rozpocząć kolejne manewry. Po manewrach powrót do Sielców. Po południu uroczysta przysięga i parada czołgów.


Rozdział III: Do przodu

Po ponad dwóch miesiącach pobytu w Sielcach 1 Brygada Pancerna nadal nie zetknęła się jeszcze z wrogiem. Dyscyplina pogarszała się coraz bardziej, gdyż żołnierze tracili nadzieje, że kiedykolwiek ruszą do walki. Obiecywano im walkę ze znienawidzonym okupantem, a tym czasem prawie całe lato upłynęło im na ćwiczeniach i bezczynnym siedzeniu.
W połowie września w jednostce, w końcu zaczęło się coś dziać. Przybył z jakiegoś ważnego wyjazdu dowódca brygady. Do sztabu zostały przydzielone jeszcze dwa czołgi. Trzydziestkaczwórka i lekki T-70. Sierżant Siergiej Iwanow już przeczuwał co nastąpi. Nim jednak zdążył się podzielić swoimi domysłami z resztą załogi, zwołana została odprawa dla 1 Brygady Pancernej. Teraz już nikt nie wątpił, że w końcu ruszą na zachód.
Paweł Dąbrowski nareszcie doczekał się upragnionej chwili. Teraz myślał tylko gdzie stoczą swój pierwszy bój. O tym, że będzie to trudny czas wiedział każdy żołnierz. Nawet generał Mierzycan nie krył w sobie niepewności o losy swoich oddziałów. Na odprawie, mówił jednak tak aby swoich żołnierzy jak najbardziej zmobilizować:
- Żołnierze! Nasza brygada dostała rozkaz skierowania się w stronę Lenina, gdzie wraz z drugą dywizją piechoty staniemy oko w oko z hitlerowskim najeźdźcą, który nie jest bynajmniej niezwyciężony. Będzie to chrzest bojowy naszych ludzi i maszyn. Każdy z was czekał na tę chwilę długo. Pamiętajcie jednak, że będzie to marsz ciężki i okrutny. Front Białoruski prze ku granicom Polski. Ten kołowrót nie zatrzyma się prędko. Już nie ma czasu na ćwiczenia. Wszystko co umiecie wykorzystajcie w praktyce. Czego nie umiecie, nauczy was życie- to mówiąc generał zasalutował przez dłuższą chwilę, spojrzał po twarzach swoich żołnierzy i odszedł do swojej kwatery. Teraz tylko sprawy organizacyjne ppłk. Sokólski wyznaczył godzinę, w której wszystkie załogi mają być gotowe do wymarszu. Do tego czasu wozy mają być oporządzone, załadowane amunicją.
-Nieźle generał powiedział- podsumował odprawę Piotr, kiedy wraz z Pawłem sprawdzali stan gąsienic- nie jeden bracie na samą myśl o strzelaniu pietra dostał. Tutaj nie wszyscy z własnej woli. Przecież niektórzy na siłę tu się znaleźli. Wiesz co to dla nich będzie prawdziwa bitwa?! Paweł zamyślił się. Przecież nie wszyscy tak jak on pragną walczyć. Zaraz jednak odrzucił zbędne rozmyślania.
-Dobra. Tę gąsienicę mamy już zrobioną. Dawaj drugą- obaj przeszli na drugą stronę czołgu. Kiedy zabierali się za sprawdzanie kół napędnych i tocznych, od strony kwatery sztabu nadszedł Siergiej.
-I kak tankisty? Gatowa?
-Niet. Jeścio minutu- odparł Paweł ostukując po kolei łączenia i spojenia gąsienicy.
-Pieried nami balszaja draga- Siergiej rozłożył na przednim błotniku mapę. Paweł i Piotr podeszli do niego wycierając ręce w starą szmatę.
-Eto Sielce- sierżant wskazał punkt na starej zatłuszczonej gdzeniegdzie mapie. Następnie nakreślił ołówkiem trasę na zachód. Prawdopodobnie tę, którą mają jechać.
-My pajedjem koljejom, eto piatsot kilometrow!
-Fiuuu!- aż zagwizdał z wrażenia Piotr słysząc taką liczbę. Całe szczęście, że nie pokonują tego dystansu na gąsienicach. Nie dość, że długo i męcząco, to w dodatku czołgi będą się nadawały tylko do przeglądów i remontów. Ich maszyna do południa była już gotowa. Piotr z Jankiem załadowali pełen zapas pocisków. Paweł zadbał o sprzęt strzelniczy i celowniki. Na sam koniec za zgodą Siergieja, Paweł mając całkiem niezły talent malarski, stworzył na wieży po obu stronach, przed numerem taktycznym, pięknego orła, na znak, że w czołgu tym walczą także Polacy. Około godziny drugiej, kazano ustawić wszystkie wozy w kolumnie na drodze prowadzącej w stronę stacji kolejowej. Kiedy pierwszy pluton już to uczynił, od strony magazynów nadjechała amerykańska ciężarówka Studerbaker, po brzegi obładowana ładunkami dla czołgów. I tak podjeżdżając kolejno do każdego czołgu, radzieccy żołnierze serwowali czołgową porcję. Na czołg Siergieja dostarczono belkę, do wyciągania się z błota, dodatkowe kanistry z ropą, dwa zapasowe kombinezony i jeden hełmofon. Na koniec żołnierz z ciężarówki wręczył Pawłowi dwie chorągiewki do sygnalizacji skrętów. Paweł przyjął podarunek, ale o wiele bardziej ucieszyła by go radiostacja. Żaden Polski czołg, może poza maszynami sztabowymi, nie posiadał radiostacji. Owszem, na ćwiczenia mogło się bez nich obejść, ale podczas walki.... Jak się porozumiemy z innymi czołgami. Przecież nikt nie wystawi głowy na świszczące kule i tak samo nikt nie będzie machał chorągiewkami w gradzie pocisków. Teraz dopiero Paweł zobaczył, że to wszystko nie jest takie łatwe.
Kiedy już cała kolumna była zaopatrzona padł rozkaz „naprzód!”. Nagle prawie czterdzieści radzieckich czołgów, szarpnęło mocą swych pięciuset koni do przodu, powodując przeraźliwy grzmot i huk. W powietrze wzbił się tuman kurzu i pyłu, zmieszanego z czołgowymi spalinami. Kiedy cały pluton wyrównał tempo, miarowe mruczenie silników wplatało się w charakterystyczny dźwięk zazębiania się gąsienic. Paweł pomyślał sobie: Tak właśnie zaczyna się nasz marsz. Marsz Pierwszej Brygady Pancernej.

Rozdział IV: Transport

Paweł Dąbrowski wyrwany z drzemki przeraźliwym gwizdem, podniósł się ze skrzynek z pociskami na których leżał. Po jego lewej stronie, siłujący się wiecznie z drążkami czołgu, spał Piotr. Teraz Paweł do końca się przebudził. Przecież jadą na kolejowych platformach w stronę Lenina. Pod podłogą czołgu wyczuwalny był miarowy stukot kół wagonu o tory. Paweł przeprosił Siergieja i wśliznął się na chwilę na jego miejsce, we włazie wieży. Siergiej tym czasem, zadowolony, że zwolniło się trochę miejsca na dnie czołgu, ułożył się na miejscu Pawła i momentalnie zaspał. Paweł rozejrzał się po okolicy, jednak niewiele mógł dojrzeć. Na niebie królowała ciemna, gwiaździsta noc.
-Długo już tak suniemy?- zagadnął Janka, który zapatrzony był w gwiazdy.
-Będzie chyba z pięć godzin. Zasnąłeś?- zwrócił się do Pawła ze szczerym uśmiechem na twarzy.
-Tak. Przysnęło mi się niedługo po tym jak się tu wgramoliliśmy- odparł.
-Siergiej mówił, że będziemy tak jechali jeszcze około jednej nocy, a później już na gąsienicach, niecałą setkę kilometrów pod Lenino.
-Ciekawe, jak też to będzie?- zamyślił się Paweł.
Pociąg ponownie, głośno zagwizdał i zaraz znaleźli się w sporym tunelu. Kiedy wyjechali z niego, Janek poprawił się we włazie i zwrócił bliżej Pawła.
-Powiem ci szczerze, że się trochę tego boję. Pomyśl, to nasza pierwsza bitwa, nie jesteśmy zgrani w boju. Ćwiczenia to nie to samo....
-Nie ta to inna!- przerwał mu brutalnie Paweł. Nie dopuszczał do siebie myśli, że jego przyjaciel Janek może się bać walczyć- Przecież któraś bitwa musi być pierwsza. Nie możemy być tak nastawieni. Jeżeli nam się uda, znajdziemy się w którymś z rzutów frontowych i zaczniemy prawdziwą walkę. Aż dojdziemy do nas, do Polski, do Warszawy. Wiem dobrze, że chciałbyś do domu. To tak samo jak ja. Ale nikt za nas tej wojny nie wygra. Musimy sami zatroszczyć się o naszą przyszłość.
-Ale co to za przyszłość?! Pociski urywają nogi, ręce. Jak będziemy żyli- zapytał rozpaczliwie Janek.
-Taka jest wojna bracie- to mówiąc Paweł objął kolegę za ramię i razem popatrzyli na wschodzący właśnie księżyc.
Nad samym ranem, około godziny szóstej, pociąg zatrzymał się na małej stacji kolejowej. Wszyscy czołgiści, wyskoczyli z maszyn. Jedni biegli z menażkami, piersiówkami, wiadrami, a nawet z kanistrami, aby nabrać wody. Inni udali się do lasu za potrzebą. Kiedy Paweł, stojąc obok wagonu-platformy z ich czołgiem, prostował kości, nadszedł właśnie Janek, niosąc wiadro zimnej wody.
-Akurat na upał- ucieszył się Paweł.
-Zdążymy przed nimi- powiedział Janek zsuwając górną część kombinezonu i jednocześnie wskazując głową w stronę lasu, gdzie udali się Siergiej i Piotr.
-Poleję ci- zaoferował się Paweł. Janek nachylił się nad sąsiednim torem, a czołgowy kaemista oszczędnie lał mu na kark i plecy wodę.
-Lodowata!- krzyknął Janek, kiedy pierwszy prysznic spływał mu już po karku. Niedługo z lasu wróciła reszta załogi. Pośpiesznie się wykąpali i przyodziali z powrotem kombinezony. Dwóch żołnierzy z kuchni polowej, szło wzdłuż całego składu, rozdając termosy z kawą zbożową i chleb, oraz niewielką konserwę, jedną na całą załogę czołgu. Wygłodnieli czołgiści, szybko zjedli swoje porcje. Nim jeszcze skończyli, parowóz zagwizdał, z jego komina uniósł się kłąb pary, jakiś oficer krzyknął: „odjazd!” i wagony lekko szarpiąc, zaczęły toczyć się do przodu.
Tak jak mówił to Siergiej, przemieszczali się pociągiem cały dzień i noc, robiąc tylko małą przerwę na grochówkę, stając na jakiejś stacji po południu. Następnego dnia o świcie, pociąg z transportem zatrzymał się na większej już nieco stacji. Rozpoczął się proces rozładowywania wagonów. Kiedy parowóz odczepił się od składu, z jednej i drugiej strony czoła pociągu, po specjalnych zjazdach dla gąsienic, schodziły z platform czołgi. Zanim wszystkie piętnaście maszyn zjechało z wagonów i ustawiło się w kolumnie, minęła prawie godzina. Teraz przed nimi długa i mozolna droga w rejon koncentracji.
Pod wieczór następnego dnia po tym jak opuścili kolejowy transport, kolumna czołgów sunęła drogą, wyłożoną prawdopodobnie przez Niemców płytami betonowymi. Czołgi trzymały równy odstęp od siebie. Kierowcy dobrze pokonywali zakręty, trzymając maszyny w jednym torze. Piotr zmieniał się z Pawłem co kilka godzin, gdyż marsz taki był męczący dla rąk. Droga wiodła przez las, tylko momentami biegnąc wzdłuż dzikich pastwisk i łąk. Zapadał już wieczór, kiedy cała kolumna zatrzymała się. Przed nimi, po prawej stronie, na polance, zorganizowany był prowizoryczny sztab. Dowódcy każdego z czołgów udali się tam na coś w rodzaju narady.
-Słyszysz?- zapytał, nasłuchując przez właz mechanika, Piotr
-Strzelają- zauważył Paweł- to znaczy, że front gdzieś blisko- dodał
-Duże kalibry.
Do czołgu wrócił Siergiej, niosąc jakieś papiery i mapę.
-I co?- zapytał ze zniecierpliwieniem Janek
-My uderzajem pa utram- oświadczył Iwanow
-A kto tam strzela?- chciał dowiedzieć się Paweł
-Eto radzieckieje działa i hałbice, strielajet pod Leninam.
-To znaczy, że noc mamy spokojną?- spytał Janek
-Czjas pakażjet- odparł Siergiej- Pjetr, tanki ustawljajem na palance
To usłyszawszy, Piotr uruchomił starter silnika. Rozrusznik zakręcił parę razy, aż w końcu zadudnił silnik, napełniając wnętrze spalinami, przez nieszczelne wydechy. Odczekali trochę, aż ruszą czołgi stojące przed nimi. Paweł wyskoczył przed ich T-34 i wymachując czerwonymi chorągiewkami, prowadził Piotra na polankę, gdzie ustawiło się już kilka czołgów. Po manewrach Piotr wraz z Jankiem sprawdzali pobieżnie stan techniczny czołgu, Paweł czyścił, zakurzony od jazdy rkm a Siergiej studiował mapę wraz z rozkazem.
Po zmierzchu w całym obozie zapadła cisza. Ucichły też odgłosy kanonad nad Leninem. Tylko pojedyncze strzały mąciły ciszę. Noc była pogodna i ciepła. W lesie od czasu do czasu pohukiwały sowy. Na łące, koncert dawały koniki polne. Paweł spał, jak to już zwykł czynić, na tylnym pancerzu. Ciepły jeszcze silnik grzał go w plecy. Piotr, Siergiej i Janek gnieździli się we wnętrzu kadłuba.


Rozdział V: Pierwsze starcie

-Pantera z prawej!- niknął w huku głos Siergieja. Cały czołg wypełniony był dymem po wystrzałach z działa.
-Gdzie ja mam jechać- darł się histerycznie Piotr, próbując dojrzeć coś przez wizjery w swoim zamkniętym włazie. Paweł widział przez celownik rkm-u tylko szaro-mleczny pył. Momentami śmigali mu przed lufą hitlerowcy, jednak momentalnie znikali w okopach. Raptem huk wystrzału, to Siergiej strzela do zauważonego celu. Wtem na muszce trzech Niemców. Paweł częstuje ich krótką serią. Padają na ziemię. Piotr skręca gwałtownie w lewo, Paweł widzi w swoim celowniku, że tuż przed nimi pali się T-34 z ich plutonu. Próbuje dostrzec jego numer lecz nagle, huk eksplozji przeszywa go szpiku kości. Wewnątrz czołgu szaro od dymu, pali się wieża. Na kolana osuwa mu się Piotr. Jest cały zakrwawiony. Z wieży, na skrzynki z amunicją opada Janek, z miejsca gdzie powinna znajdować się ręka, tryska strumień krwi. Płomienie ogarniają całe wnętrze. Chłopak czuje, że mdleje, jego kombinezon już się pali...
Paweł spada z tylnego pancerza na ziemię. Jego oddech jest strasznie przyspieszony. Rozpina kołnierz pod szyją. Dużymi haustami łapie powietrze.
-O Boże!- mówi po cichu sam do siebie- to był tylko sen- uspokaja się powoli. Słyszy teraz, jak z włazu w wieży ktoś zaczyna się gramolić. Chyba zauważywszy brak Pawła, staje na pokrywie silnika, przeciągając się próbuje go dostrzec. Paweł podkradł się niezauważony pod koła i gwałtownym ruchem, łapie czołgistę za cholewy butów.
-Alarm!- krzyczy jednocześnie wstając. Osłonił przed słońcem czoło i zobaczył, że celem żartu był Janek.
-Zgłupieliście szeregowy. Bitwa tuż tuż, a wam w głowie żarty- zganił żartobliwie kolegę.
-Bitwa....-zaczął Paweł- im bliżej to ja też zaczynam się obawiać. Najsłabszym naszym punktem jest taktyka i organizacja. Pogubimy się w ferworze walki.
-Wypluj te słowa- krzyknął Janek- jak będziesz tak myślał to tak wyjdzie- a w ogóle to co cię taki strach obleciał?- zawadiacko zapytał ładowniczy, przykucając na brzegu pancerza.
-Miałem sen....- zaczął niepewnie Paweł
-Uuuu! Bracie- przerwał śmiejąc się Janek
-Nie wiem czy to takie śmieszne- skarcił go kolega- śniło mi się, żeśmy nieźle oberwali. Nie chciałbyś wiedzieć jak wyglądałeś, wszystko się paliło. Dym. Pełno dymu, kurzu i płomieni. Janek patrzył teraz w ziemię. Głupio mu się zrobiło za te jego żarty.
-Ale to tylko sen- skwitował to w końcu Paweł. Będzie dobrze. Już w to zaczynam wierzyć. Janek zeskoczył z pancerza, i poszli w stronę lasu.
O dziewiątej rano siedzieli już wszyscy w czołgu. Zaraz miało rozpocząć się natarcie. Każdy czołgista oczekiwał z niecierpliwością i nutką strachu co na to co miało zaraz nastąpić. Dwadzieścia po dziewiątej, radzieckie katiusze posłały pierwsze salwy, aby zmiękczyć wroga, przed uderzeniem sił polskiej piechoty. Pierwszy pluton czołgów miał wesprzeć piechurów podczas przeprawy przez bagna i rzekę, aż do rubieży lasu. Czołgi początkowo jechały drogą, lecz później odbiły w lewo i pokonywały dzikie ugory idąc teraz w kilku rzędach w stronę przeprawy. Piotr obserwował czujnie drogę przez swoje wizjery, w zamkniętym na czas walki, włazie. Paweł wypatrywał celów, jednak póki nie dojdą do mostu, nie ma co liczyć na Niemców. Janek czekał tylko na komendę „ładuj!”. Raz po raz spoglądał w peryskop, żeby orientować się mniej więcej w terenie. Co jakiś czas Siergiej wydawał komendy Piotrowi, odnośnie kierunku jazdy. Z wieży bowiem, widok był nieco lepszy, chociaż też nie taki jakby to sobie można było wymarzyć. Pierwsze czołgi z plutonu wjechały już na tereny bagienne. Maszyny gwałtownie wyhamowały na grząskim gruncie, po czym w ogóle stanęły, buksując w miejscu i zapadając się jeszcze bardziej. Nim Siergiej zdążył dać komendę „stop!” ich trzydziestkaczwórka wtoczyła się w błoto. Piotr miał przerażoną minę. Pomimo, że jeszcze nie zabuksowali, mechanik już przeczuwał najgorsze.
-Dobrze jest. Jeszcze jedziemy- próbował podtrzymać na duchu kierowcę, Paweł.
-Ale zaraz nie będziemy!- rozpaczał Piotr- zobacz co się dzieje z innymi. Zaraz kiedy to powiedział, maszyna zwolniła, żeby zaraz stanąć po środku błotnistego pola. Kiedy Paweł przechylił się w stronę włazu, aby dojrzeć co się przed nimi dzieje, zobaczył trzy czołgi, które obracały gąsienicami w miejscu. Załoga jednego z nich, już szykowała się do podłożenia drewnianej kłody pod gąsienice. Widząc to, Piotr już, już chciał wychodzić aby wyciągać swój czołg z opresji.
-Spróbuj raz jeszcze- powstrzymał go Paweł
-Ale to nic nie da!....- odparł mechanik
-Spróbuj! Może pójdzie!- krzyknął Paweł
-I kak Piotr, pajedjem?- dobiegł z wieży głos Siergieja
-Spróbujemy- odkrzyknął Piotr. Włączył pierwszy bieg i delikatnie zwalniając sprzęgło, dodawał gazu. Czołg zawył, ale zaraz zniżył ton i... ruszył się z miejsca
-Udało się- odetchnął Piotr. Paweł nic nie powiedział tylko położył mu rękę na ramieniu i uśmiechnął się.
-Dawaj w prawo!- krzyczał z góry, uradowany tym, że ruszyli, Siergiej. Paweł widział już w oddali most. W kłębie pyłu dojrzał jak niektóre z polskich czołgów przekraczały rzekę. Teren pod gąsienicami stał się już bardziej twardy. Paweł pomyślał: „Już teraz będzie dobrze”. Most zbliżał się coraz bardziej. Nagle jednak jak wyczarowane, pojawiły się na niebie niemieckie Sztukasy. Nim Piotr zdążył wykonać jakikolwiek unik jedna z bomb spadła tuż obok kół czołgu. Maszyną zarzuciło i zaczęło ściągać ją na lewą stronę. Piotr zaciągnął dźwignie do siebie, tym samym zatrzymując czołg.
-Z wozu!- krzyknął w dół Siergiej i sam zaczął się wspinać do włazu w wieży. Dla bezpieczeństwa Paweł otworzył właz ewakuacyjny, który znajdował się w podłodze pod jego siedzeniem. Paweł wyczołgał się po błocie spod czołgu wraz z zabranym z czołgu rkm-em. Kiedy przykucnął obok błotnika, dojrzał zniszczenia, jakie narobiły samoloty. Ich lewa gąsienica zaczynała się ponad pięć metrów za czołgiem i wisiała na kołach tylko paroma ogniwami. W oddali widział płonące dwie trzydziestkiczwórki, spalone przez samoloty. Kiedy już cała załoga opuściła czołg, Siergiej zauważył nadlatującego Sztukasa. Ile sił w nogach ruszyli w stronę odległej o parędziesiąt metrów transzei. W ostatnim momencie wskoczyli do głębokiego okopu. Nadlatujący bombowiec zanurkował i posłał w ich bezbronny czołg dwie bomby. Nagle w niebo wzbiły się płomienie, które raptem pochłonęły cały pancerz. Kolejno jeden po drugim wybuchały głośnymi eksplozjami zbiorniki z paliwem i pociski do działa. Siergiej z rozpaczy po stracie wozu złapał się za głowę. Piotr ze łzami w oczach patrzył na płonący wrak radzieckiego czołgu. Paweł spostrzegł, że czoło Janka krwawi.
-Co jest Janek?- zapytał zatroskany, kucająca przy koledze
-Kiedy dostaliśmy wyrżnąłem głową o peryskop- wytłumaczył Janek.
-Nie możemy tak sjedjet!- zakomunikował Siergiej- sprabujem pajst zdjes- to mówiąc wskazał na most, którym mieli się przeprawić.
-Damy radę?- z niepewnością w głosie spytał Piotr
-Da- odpowiedział krótko dowódca i ruszył pierwszy okopem.
Szli nie zważając na krążące samoloty, które polowały raczej na duże jednostki piechoty lub czołgi. Przed samym mostem napotkali grupkę pięciu polskich piechurów.
-Wy kto?- zapytali żołnierze
-Nasz tank razbity- tłumaczył Siergiej- my pajdjom wmjestje z wami.
-Haraszo!- odkrzyknął wysoki kapral i dał rozkaz- Naprzód!
Wybiegli z transzei i co sił zdążali na most. Najciężej miał Paweł, gdyż oprócz swojej „pepeszy” musiał dźwigać uratowany z czołgu rkm. Na moście napotkali saperów, którzy powiedzieli im gdzie dalej poszła brygada. Kiedy tylko zbiegli z mostu, piechurzy odłączyli się od nich idąc za swoim oddziałem. Czołgiści zaś udali się w stronę wozu dowódcy plutonu ppłk. Wojnowskiego. Gdy ten zauważył zbliżających się żołnierzy, wyszedł im na przeciw.
-No kak Siergiej, wsje zdarowi- zapytał patrząc po reszcie załogi. Siergiej stuknął piętami i zameldował o zniszczonym przez samolot czołgu i o incydencie na bagnach.
-Spokojnie- pułkownik zwrócił się teraz do pozostałych- odczekacie tu do końca. O ile Niemcy nie przystąpią do zmasowanego kontrataku, nie cofniemy się stąd. Po bitwie mamy dostać uzupełnienie sprzętu. Słowa pułkownika nieco ich uspokoiły. Choć nadal żaden z nich nie mógł odżałować, że stracili przed pierwszym wystrzałem z działa swój czołg i teraz zamiast walczyć z Niemcami, muszą tu siedzieć i czekać.
Oddziały Pierwszej Dywizji Piechoty wykonywały przeróżne manewry. Po południu hitlerowcy kilkakrotnie próbowali kontratakować pozycje Polaków i wojsk radzieckich. Załoga sierżanta Iwanowicza była dołączona na okres bitwy do sztabu. Kiedy tylko zagrożenie ze strony wroga rosło, cała czwórka rozlokowywała się czekając na wroga w gotowości do strzału. Lotnictwo niemieckie również nie próżnowało. Paweł widział nurkujące gdzieś dalej Junkersy, które szczęśliwi ich już nie odwiedzały. Na takich alarmach zszedł im cały dzień, aż do zmierzchu. Już późnym wieczorem dostali trochę jedzenia ze sztabowych zapasów i ciepłą herbatę. Pierwszą noc spędzić mieli pod gołym niebem, bez pancerza nad głową ani pod plecami.
Z samego rana sztab ruszył ze swej dotychczasowej pozycji. Cała czwórka jechała jako desant na jednym ze sztabowych T-34. Po około dwóch godzinach jazdy wjechali do nadpalonej tu i uwdzie wsi. Napotkali tam resztę swego pancernego plutonu. Teraz stali się desantem innego z czołgów. Bitwa pod Lenino mimo krwawych strat zakończyła się sukcesem. Sama brygada pancerna straciła w ogniu wali siedem maszyn. Na nowe przyszło im jeszcze zaczekać kilka dni.


Rozdział VI: Nowy czołg


Załoga sierżanta Siergieja Iwanowicza nie była jedyną, która została bez pancerza nad głową. Pierwszy pluton pancerny, ruszył na południe, zatrzymawszy się w końcu w małej wsi Giercziki. Tam dostali kwatery w wiejskich chałupach, a czołgi stacjonowały na podwórzach. Od bitwy minęły już cztery dni kiedy na placu gdzie stały czołgi, zaczęto robić wolne miejsce.
-Oho- powiedział Piotr podnosząc się ze słomy na której leżał razem z Jankiem i Pawłem- zdaje się, że idą nowe czołgi
-Myślisz, że tak szybko?- zapytał z niedowierzaniem Janek
-Mówili jeszcze w Sielcach, że chcą tworzyć jeszcze drugi pułk czołgów- przypomniał sobie Paweł- Może to idą czołgi z tego drugiego plutonu- snuł przypuszczenia.
-No a my?- zapytał ze zdenerwowaniem Piotr. Nikt mu jednak nie odpowiedział. Po krótkiej chwili milczenia, Paweł wstał i wyszedł na drogę. Z daleka słychać było charakterystyczny klekot gąsienic T-34. Niebawem pierwszy czołg wyszedł zza zakrętu. Za nim pojawiały się kolejne. W sumie Paweł naliczył chyba ponad trzydzieści czołgów. W czasie kiedy czołgi zajechały na podwórze, do Pawła dobiegli Janek z Piotrem.
-Ale czołgów!- zawołał podekscytowany Piotr
-Przyjechało chyba drugie tyle ile mieliśmy po bitwie- słusznie zauważył Paweł- znajdźmy Siergieja, on powinien coś wiedzieć. To mówiąc ruszyli szybkim krokiem poprzez rzędy nowych czołgów, oglądające je przy okazji, aż w końcu dobrnęli do jednej z chat, w której mieścił się sztab. Paweł zapytał stojącego przed drzwiami sierżanta, czy widział może sierżanta Iwanowicza. Ten wskazał mu tylko kciukiem na drzwi siedziby sztabu. Paweł w podziękowaniu zasalutował. Postanowili zaczekać na dowódcę przed wejściem. Kiedy tak stali pod ścianą chałupy, Paweł obserwował czym zajmują się czołgiści. Największe zainteresowanie wzbudziły oczywiście nowo przybyłe T-34. Tu i tam stały kilkuosobowe grupki żołnierzy, które głośno rozmawiały, to o ostatniej bitwie, nowych czołgach lub o przyszłości. Inni zajęci byli pracami. Dwóch czołgistów zajmowało się czyszczeniem lufy swojego czołgu. Nie szło im to najlepiej, gdyż obaj byli niskiego wzrostu i musieli się porządnie wyprężać, aby móc wykonywać powierzone im zadanie. Po kilkunastu minutach z chałupy wyszedł uradowany Siergiej. W ręku trzymał jakąś kartkę. Nic nie powiedział, tylko wręczył ją Piotrowi. Ten z zapałem począł pochłaniać litery. Paweł z Jankiem patrzyli na niego z ciekawością. Kiedy mechanik skończył czytać, uśmiechnął się z dumą i podał im kartkę.

„Przydzielam załogę sierżanta Siergieja Iwanowicza do czołgu T-34, o numerze taktycznym 235.
Dowódca 1 Pcz. ppłk. Wojnowski”


-No ot chodźmy- zaproponował wesoły jak nigdy Paweł. Biegiem więc ruszyli w stronę nowo przybyłych wozów. Niebawem odnaleźli wóz o numerze 235, który widniał na wieży. Z włazu mechanika wygramolił się niezdarnie czołgista w poplamionym kombinezonie. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Paweł rzucił mu się na szyję.
-Alek!- zawołał uradowany- żyjesz chłopie, jak to dobrze- nie posiadał się z radości
-Paweł, kochany przyjacielu- zrewanżował się Alek. Kiedy już skończyli się ściskać i Alek przywitał się jeszcze z Jankiem, kierowca nowego czołgu zapytał
-Dostało się wam?
-Tak, na bagnach. Samoloty, bomby. Straszna sprawa.
-Ale wszyscy cali?- dopytywał się Alek
-Tak wszyscy- to mówiąc uśmiechnął się w stronę Janka, który wskazywał palcem bandaż na czole. Siergiej wręczył Alkowi papier z przydziałem. Teraz w jego obowiązku było zameldowanie dowódcy plutonu, że maszyna została odebrana przez nowego dowódcę.
-A ja tylko przyprowadziłem jeden z czołgów- zaczął tłumaczyć Alek- kiedy wyście ruszyli pod Lenino, reszta maszyn i ludzi została w Sielcach. Trochę po was przyszły nowe czołgi. Zebrali ludzi i ruszyliśmy do was. Teraz mamy tu już oba plutony w komplecie. Lada dzień powinny dojść jeszcze plutony zmotoryzowanych fizylierów i plutony specjalne. Powinni nas niedługo rzucić do walki.
-Pierwago pljutona nie dapuszczajut do walki- nie zgodził się Siergiej
-Dlaczego?- zdziwił się Alek
-Nie z naszej winy ponieśliśmy straty już w pierwszej bitwie- zaczął mu wyjaśniać Paweł- straciliśmy siedem maszyn i to z powodu, że nie mieliśmy radiostacji i nie byliśmy zorganizowani jak należy- denerwował się chłopak
-No tak...-zmartwił się Alek- na mnie już pora- powiedział w końcu- Daswidanja- rzekł podając rękę Siergiejowi, a następnie salutując- Do zobaczenia chłopaki- uścisnął ręce kolegom i oddalił się w stronę sztabu. Kiedy patrzyli jeszcze za nim, Siergiej już wdrapywał się na czołg.
-Prikrasnaja maszyna- zawołał z wieży czołgu. Piotr obszedł czołg do okoła po czym wszedł przez swój właz do środka. Janek z Pawłem również wgramolili się na pancerz. Czołg był inny niż poprzedni. Nowocześniejszy i nieco ładniejszy. Wieża nie posiadała już jednej wielkiej pokrywy lecz dwa włazy. Osobny dla dowódcy, z wypukłą kopułką. Cała maszyna była niższa od poprzedniej trzydziestkiczwórki i nieco od niej szersza. W końcu Paweł zasiadł na swoim miejscu. W środku wszystko pachniało nowością, a ściślej farbą, smarami i olejem. A radiostacji jak nie było, tak nie ma...



Załączona/e miniatura/y
Załączony obrazek Załączony obrazek Załączony obrazek
 
User is offline  PMMini Profile Post #1

     
1234
 

Wielki Wuj
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.630
Nr użytkownika: 4.636

 
 
post 1/06/2005, 8:18 Quote Post

Pytanie: skąd I BPanc wzięła się pod Lenino?
 
User is offline  PMMini Profile Post #2

     
Black car
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 13
Nr użytkownika: 5.866

Zawód: uczeñ
 
 
post 1/06/2005, 19:43 Quote Post

QUOTE(1234 @ Jun 1 2005, 10:18 AM)
Pytanie: skąd I BPanc wzięła się pod Lenino?
*



w prawdzie nie cała 1 BPanc brała udział w walkach pod Lenino (końcowe starcia), ale 1 pułk czołgów walczył w tej bitwie i stracił 8 T-34. Walczyli wraz z 1DP.
 
User is offline  PMMini Profile Post #3

     
1234
 

Wielki Wuj
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.630
Nr użytkownika: 4.636

 
 
post 7/06/2005, 15:40 Quote Post

Tylko, że była to wtedy nadetatowa jednostka 1 DP. Sama Brygada powstała później, wraz ze sformowaniem 2 pułku.
Czyli wyszło na moje wink.gif
 
User is offline  PMMini Profile Post #4

     
Black car
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 13
Nr użytkownika: 5.866

Zawód: uczeñ
 
 
post 8/06/2005, 11:38 Quote Post

QUOTE(1234 @ 7/06/2005, 17:40)
Tylko, że była to wtedy nadetatowa jednostka 1 DP. Sama Brygada powstała później, wraz ze sformowaniem 2 pułku.
Czyli wyszło na moje wink.gif
*


Zdaje się, że napisałem o walkach 1 pcz !!! W rozdziale "Nowy czołg" napisałem, że przybył 2 pcz i dokonało się połączenie 1 pcz i 2 pcz w 1 BPanc.
 
User is offline  PMMini Profile Post #5

     
1234
 

Wielki Wuj
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.630
Nr użytkownika: 4.636

 
 
post 10/06/2005, 12:05 Quote Post

No, ja tego nie napisałem...
QUOTE
-Przecież to ta sama brygada, będziemy się często widywać. Z resztą może u nas będzie nie bardzo dowódca… Może nie będziesz żałował. Nie martw się Aluś. I poszli we trzech w stronę namiotów z mundurami.

i tego
QUOTE
Południe już minęło zanim cała brygada była ubrana odpowiednio. Teraz miała nastąpić chwila, na którą chyba każdy czołgista czeka z niecierpliwością- przyjęcie maszyn.

A wszystko w pierwszym rozdziale, przed bitwa pod Lenino...

 
User is offline  PMMini Profile Post #6

     
Black car
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 13
Nr użytkownika: 5.866

Zawód: uczeñ
 
 
post 10/06/2005, 12:39 Quote Post

dobra niech ci będzie

ale w późniejszych rozdziałach jest sprostowanie ale mam pytanko czy wiesz coś o tym jak te czołgi się przemieściły z Sielc pod Lenino? Bo ja pomyślałem, że ok.500 km na gąsienicach to sporo i dałem, że na platformach kolejowych. Nie mogę nigdzie znaleźć na ten temat informacji...
 
User is offline  PMMini Profile Post #7

     
1234
 

Wielki Wuj
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.630
Nr użytkownika: 4.636

 
 
post 10/06/2005, 13:17 Quote Post

Nie wiem, ale w ciemno moge Ci na 99,99% zapewnić, że koleją. Nie wiem, czy gdzieś była taka historia aby jechał normalnie. Raz-którędy, bo na pewno nie po drogach, dwa zeżarłyby tyle paliwa, że hohohohohohohohohohohohohohohohohohohohohohohohohohohoho.
Albo i więcej wink.gif
 
User is offline  PMMini Profile Post #8

     
Black car
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 13
Nr użytkownika: 5.866

Zawód: uczeñ
 
 
post 12/06/2005, 9:29 Quote Post

zeżarłyby tyle paliwa, że hohohohohohohohohohohohohohohohohohohohohohohohohohohoho.
Albo i więcej wink.gif
*

[/quote]
No ja też tak pomyślałem smile.gif
dzięki za poparcie wink.gif smile.gif
 
User is offline  PMMini Profile Post #9

     
Dymitr
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 1
Nr użytkownika: 9.595

 
 
post 6/10/2005, 19:40 Quote Post

W tworzonej brygadzie najpierw przyjmowano ludzi, szkolono teoretycznie a dopiero na kilka dni przez przysięgą (8.VII.43)dostarczono czołgi t-34 i t-70.
1 Brygadę Panc. utworzyło na mocy rozkazu organizacyjnego nr 1 w sierpniu 1943 r dowództwo 1 Korpusu Pol. Sił Zbroj. w ZSRR, jej zalążkiem był 1 pcz..
Wydzielony z 1.BP 1 pułk czołgów, transportem kolejowym przez Moskwę dotarł do m. Swieszczewo a dalej na gąsienicach pod Lenino.
Jan Mierzycan gdy obejmował brygadę i w czasie walk pod Lenino był pułkownikiem.
W początkowym okresie isnienia brygady nie przywiązywano zbyt wielkiej wagi do nr taktycznych wozów. Krótko przed bitwą pod Lenino w 1 pcz wprowadzono oznakowanie wozów.Jednolitośc uzyskano dopiero po reorgaznizacji brygady w system batalionowy w 1944 r.
Pozdrawiam.
 
User is offline  PMMini Profile Post #10

     
Black car
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 13
Nr użytkownika: 5.866

Zawód: uczeñ
 
 
post 4/02/2006, 19:43 Quote Post

Niedługo umieszcze na tym poście poprawioną wersję pierwszych rozdziałów i trochę nowych wersów. Proszę o nadsyłanie jakichś ciekawych linków dotyczących 1 b.panc. i pokrewnych tematów. Z góry dziękuję. Mój adres e-mail: krzysiekguitar@interia.pl
 
User is offline  PMMini Profile Post #11

     
Micza
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 353
Nr użytkownika: 46.459

Stopień akademicki: UAM
Zawód: iluminarz
 
 
post 10/10/2008, 13:34 Quote Post

Ogólnie pochwała za pomysł, nawiązanie do Przymanowskiego ciekawe to wszystko. Jednak popracuj nad rosyjskim (budjesz cieszylsja) - używasz polskich słów i wychodzi to źle. Sam pomysł, świetny. Też kiedyś przerabiałem wojenne opowiadania rosyjskie...
 
User is offline  PMMini Profile Post #12

     
SobieskiIII
 

II ranga
**
Grupa: Użytkownik
Postów: 59
Nr użytkownika: 48.241

Szymon
Stopień akademicki: Uczen
 
 
post 27/10/2008, 21:49 Quote Post

Moim zdaniem co do prozy trochę za bardzo zalatuje czterema pancernymi tongue.gif przynajmniej na początku tongue.gif
 
User is offline  PMMini Profile Post #13

     
Bartłomiej Rychlewski
 

naczelny opluwacz , wróg ludzkości postępowej
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 2.116
Nr użytkownika: 7.736

Stopień akademicki: mgr nauk tajemnych
Zawód: prawnik oprawca
 
 
post 27/10/2008, 22:26 Quote Post

Black car napisał :

-Ja już bym chciał wojować. Rozgnieść Pantery, Tygrysy na proch i do Warszawy, do domu- rozmarzył się trzeci z gaworzącej trójki. Był średniego wzrostu, robiącym miłe wrażenie chłopakiem.

Wszystko pięknie tyle, że rzecz dzieje się chyba w lipcu 1943 ( jest tam chyba ustęp o lipcowym słońcu) i tu jest problem : Panzerkampfwagen V Panther wszedł do użytku dopiero podczas bitwy na łuku Kurskim (5-16 lipca), a wcześniej mógł być znany co najwyżej Sztyrlicowi, ale raczej nie chłopakowi z Polski choćby najbardziej bystremu i oczytanemu....

poza tym moim zdaniem powieść zbyt ugładzona, ugrzeczniona i nafaszerowana opisami w stylu socjalistycznym ( lub homoseksualnym ) - zdecydowanie bardzo bliska powieści niesławnej pamięci Przymanowskiego...

Mam nadzieję, że autor się nie obrazi bo to, co piszę piszę ad rem a nie ad personam. Pozdrawiam
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #14

     
Piechur_27
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 528
Nr użytkownika: 44.264

Stopień akademicki: magister
 
 
post 27/10/2008, 23:46 Quote Post

QUOTE(Black car @ 29/05/2005, 10:13)
Ich T-34 pięknie lśnił w popołudniowym słońcu.


QUOTE(Black car @ 29/05/2005, 10:13)
Czołg był inny niż poprzedni. Nowocześniejszy i nieco ładniejszy. Wieża nie posiadała już jednej wielkiej pokrywy lecz dwa włazy. Osobny dla dowódcy, z wypukłą kopułką. Cała maszyna była niższa od poprzedniej trzydziestkiczwórki i nieco od niej szersza. W końcu Paweł zasiadł na swoim miejscu. W środku wszystko pachniało nowością, a ściślej farbą, smarami i olejem.


Jak nic, tekst reprezentujący "socjalistyczny czołgizm". Choć są też tacy co twierdzą że jest to "twardy sentymentalizm". Autorowi polecam książkę J.Skvoreckiego pt. Batalion czołgów. Może po jej lekturze się z tego wyleczy.
 
User is offline  PMMini Profile Post #15

2 Strony  1 2 > 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej