Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
16 Strony < 1 2 3 4 > »  
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Obrona Wieży Spadochronowej, Katowicki Wrzesień
     
secesjonista
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.565
Nr użytkownika: 42.378

Marek
Stopień akademicki: Plebejusz
Zawód: advocatus diaboli
 
 
post 14/08/2009, 15:48 Quote Post

QUOTE(wojtek k. @ 14/08/2009, 8:28)
A teraz kolejna partia zeznań składanych przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach:

Zeznanie Mieczysława Grabowskiego, dyrektora szpitala przy ul. Raciborskiej:

„W dniu 4 września zgłosił się pielęgniarz Feifer i powiadomił, że na platformie konnej przywieziono zwłoki i że złożono je w kostnicy szpitalnej. Po skończeniu zajęć operacyjnych udałem się do kostnicy szpitalnej i stwierdziłem, że w kostnicy znajdowało się około 15 - 20 zwłok umundurowanych harcerzy i harcerek. Mogło być około 8 dziewcząt. Zauważyłem charakterystyczny postrzał u wszystkich w głowę w okolicy u nasady nosa. Otwory były maleńkie, a wyloty nieco większe, co świadczyło o tym, że postrzał nastąpił z bliskiej odległości i w stanie bezbronnym.
Mówiono mi, że ta grupa harcerzy została zabrana z ul. Zamkowej w Katowicach. Następnie przywieziono około 30 zwłok (a mogło być i więcej) powstańców śląskich w mundurach. Ciała powstańców złożone zostały obok kostnicy w sali sekcyjnej. Postrzały u tych powstańców były różnego rodzaju, brzuszne, piersiowe, w głowę, co by świadczyło o tym że mogły być odniesione w walkach ulicznych. W tej grupie miało się znaleźć dwóch lub trzech powstańców znajdujących się w Teatrze Polskim.
Zwłoki harcerzy zostały wywiezione, jak mi mówiono, na cmentarz w Ligocie i złożone we wspólnej mogile. Tak samo wywieziono zwłoki powstańców, które miano pochować na tym samym cmentarzu. Wśród zwłok harcerzy i powstańców były również zwłoki w ubraniach cywilnych, z opaskami na rękawie. Cała ta ilość zwłok przywiezionych do szpitala od poniedziałku do środy włącznie mogła wynieść około 70 - 80 zwłok. Zaznaczam, że w grupie harcerzy i harcerek wiek wahał się od 11 do 14 lat. Starszych harcerzy nie było.
Do szpitala zwieziono znaczna ilość rannych żołnierzy niemieckich i polskich, cywilów, Niemców i Polaków. Przez 6 dni bez przerwy dokonywałem operacji. Żołnierze polscy po dokonaniu opatrunku uciekali ze szpitala, aby ratować swoje życie.
Powstaniec Franciszek Feige też był złożony w kostnicy szpitalnej i żonie jego wydałem zwłoki. Czy wydałem zwłoki harcerza Henryka Kurka, nie pamiętam.
Przechodząc ul. 3 Maja, widziałem leżące zwłoki drogerzysty Olejniczaka, których nie wolno było usunąć przez cały dzień. Rozmawiałem z żoną Olejniczaka po wypadku. Powiedziała mi, że do zamkniętego mieszkania przyszedł oddział żołnierzy niemieckich i zastrzelił męża.”


Zeznanie Janiny Koczy:

„Nie mając wiadomości o mężu, szukałam go po terenie Katowic, przypuszczając, że mąż został zabity. Ponieważ jeden z sanitariuszy poinformował mnie, że zwłoki zwieziono do kostnicy szpitala przy obecnej ul. Świerczewskiego (dawna Raciborska), udałam się tam w środę lub w czwartek. Do kostnicy mnie wpuszczono. Leżało tam ponad 50 zwłok; były zabrudzone tak, że z twarzy i po ubraniu trudno było kogoś rozpoznać. Były to zwłoki młodych harcerzy i harcerek w wieku 14 - 15 lat. Dziewczynki harcerki leżały osobno i mogło ich być około 8 do 10 zwłok. Byli też w mundurach powstańcy w ilości ponad 30 zwłok. Byli również cywile. Czy były kobiety, tego nie przypominam sobie.
Ponieważ nie odszukałam męża, udałam się do szpitala przy ul. Francuskiej. Zarówno przy portierni szpitala przy ul. Raciborskiej, jak i przy kostnicy szpitala przy ul. Francuskiej były wywieszone listy zabitych. Ale była też podana ilość zwłok nie znanych. Na listach nie było nazwiska męża. W kostnicy przy ul. Francuskiej było mniej zwłok jak przy ul. Raciborskiej. Mogło ich być ponad 40. Jak mi wiadomo, tam zwożono zwłoki tak samo w późniejszym czasie z terenu Katowic i okolicy. Wśród zwłok znajdowało się około 12 harcerek, kilku harcerzy, powstańców, żołnierzy polskich i cywilów.
Pod koniec tygodnia pierwszej dekady września 1939 roku, po uzgodnieniu z grabarzem Mrowcem, byłam obecna na cmentarzu w Panewnikach, jak przywieziono trzema samochodami zwłoki pomordowanych. Wrzucano ich do dwu mogił uprzednio wykopanych. Zwłoki wrzucano tak, jak przedmioty i tylko nogi w powietrzu śmigały. Na podstawie mojego obliczenia, to w mogiłach tych pochowano około 200 osób. Po wrzuceniu zwłok do grobów, chlorowano je. Kto groby zakopywał, nie wiem.”


Zeznanie Stanisława Nogaja:

„Około 1956 roku po osiągnięciu informacji od pracownika Miki z „ERK", zamieszkałego w Katowicach, który miał być bezpośrednim świadkiem rozstrzeliwań przy ul. Zamkowej, dowiedziałem się, że zwłoki rozstrzelanych miał wywozić pracownik Zieleni Miejskiej ówczesnego magistratu miasta Katowic niejaki Franciszek Ryborz (obecnie nieżyjący). Udałem się więc do jego mieszkania przy ul. Młyńskiej 37 i przeprowadziłem z nim i z całą rodziną rozmowę na temat przewożenia zwłok z ul. Zamkowej nr 4 w dniu 5 września 1939 roku.
Ryborz oświadczył mi, że został wezwany przez nieznanych mu członków freikorpsu, aby przyjechał z platforma konną i plandekami przed lokal „Sachera”. Wykonał polecenie i zgłosił się w lokalu nieznanego mu dowódcy freikorpsu, który polecił mu zajechać na podwórze tej gospody od strony rzeki Rawy, załadować zwłoki i wywieźć na cmentarz przy ul. Kozielskiej. Do pomocy przydzielono mu 6 członków freikorpsu, którzy zwłoki powrzucali na platformę. Na tej platformie mieściło się około 40 zwłok, a około 20 zwłok pozostało na miejscu. Cała ziemia w tej okolicy przesiąknięta była krwią. Zwłoki przykryte zostały plandeką. Zgodnie z poleceniem zwłoki zawiózł na cmentarz żydowski i złożył je w kostnicy. Przydzieleni członkowie freikorpsu szli pieszo. W kostnicy były już zwłoki nieznanych osób i kostnica ta była przepełniona, tak że jeden z tych freikorzystów zadecydował, aby kilkanaście zwłok przewieziono do kostnicy przy szpitalu mieszczącym się przy ul. Raciborskiej.
Wśród tych pomordowanych rozpoznał Nikodema Renca, znanego mu restauratora dworca kolejowego. Wydawało mu się, że niektórzy z tych rozstrzelanych dawali jeszcze znaki życia. Po opróżnieniu platformy kazano mu wrócić ponownie na podwórze przy ul. Zamkowej. Spostrzegł wówczas, że w międzyczasie dokonane zostały nowe rozstrzeliwania. Z uwagi na fakt, że kostnice przy ul. Kozielskiej i Raciborskiej były już przepełnione, z nowym ładunkiem zwłok w ilości około 40-tu, kazano mu jechać do kostnicy przy ul. Sienkiewicza. Tam jednak do kostnicy nie wchodził, a z rozmowy między freikorzystami wywnioskował, że znajdowały się już tam zwłoki niewiadomych osób i nie wiadomo skąd przywiezionych. Kilka zwłok przywiezionych przez niego z ul. Zamkowej zostało jednak tam złożonych. Z resztą zwłok pojechali na ul. Francuską. Złożono je w kostnicy tamtejszego cmentarza.
Członkowie rodzin pytali się go, gdzie składał zwłoki a on udzielał im informacji. W ten sposób rodzice Renca odnaleźli zwłoki syna Józefa (w kostnicy) przy ul. Francuskiej.
Rozpytywałem nadto Ryborza, kto jeszcze przewoził zwłoki, a na to Ryborz odpowiedział mi, że przed nim wywożono zwłoki samochodem ciężarowym do Gliwic oraz inną partię przewoził furmanką gospodarz z Bogucic, ale nie wiedział dokąd.
Zwłoki rozstrzelanych przy ul. Zamkowej należały do ludzi młodych. Ryborz wyraził się, że „były to młode synki”. Kobiety żadnej nie widział, zwłok w mundurach powstańczych też nie było. Natomiast parę zwłok było w mundurach harcerskich.
Z rozmowy Ryborza wynikało, że w dwóch partiach przewiózł on około 80 zwłok. Część zwłok rozwiezionych po kostnicach została pochowana przez rodziny, gdyż na podstawie informacji przez niego udzielonych, towarzyszący freikorzyści kierowali rodziny do komendanta freikorpsu, który urzędował w restauracji „Sachera”, w sprawie zezwolenia na pochowanie zwłok. Nazwiska komendanta nie znał; przyszedł on od strony Załęża i wykonywał wyroki, które zapadały w budynku konsulatu niemieckiego przy obecnej ul. Zawadzkiego 8 i w Domu Powstańca przy ul. Matejki 3.
Mnie osobiście jest wiadomo, że rozstrzeliwania w pierwszych dniach września miały miejsce oprócz podwórza przy ul. Zamkowej, także na ul. J. Słowackiego, gdzie zginął nauczyciel wychowania fizycznego Aleksander Rzeszótko i inni nieznani; a także przy ul. 3 Maja, gdzie zginał student w wieku 19 - 20 lat o nie ustalonym nazwisku.
Na podwórzu hotelu „Christliche Hospitz” również były rozstrzeliwania. Tam zginął powstaniec Lorenc, zamieszkały przy ul. J. Słowackiego 38, i Edmund Terski, fryzjer z ul. Wojewódzkiej (obecnie 27 Stycznia). Komendantem grupy freikorpsu w hotelu „Hospitz” był Georg Joschke, późniejszy kreisleiter NSDAP w Katowicach Według opowiadań na podwórzu „Hospitz” zginęło 18 ludzi; zostali pochowani we wspólnej mogile na cmentarzu przy ul. Sienkiewicza.”


Zeznanie Julianny Rzeszowskiej:

„Dnia 4 września 1939 roku we wczesnych godzinach rannych ul. Mikołowską w kierunku pl. Wolności wkraczał freikorps. Walki na tym odcinku były bardzo silne, ponieważ od pl. Wolności, z torów i Domu Powstańca ostrzeliwali powstańcy atakujących freikorzystów.
Zaraz po wkroczeniu wojsk niemieckich ludność podawała do wiadomości o rozstrzelaniu powstańców i harcerzy. Nadmieniam, że w niedzielę 3 września spotkałam Feigego. Jak sobie przypominam, było to na Rynku. Był on w towarzystwie powstańca Swobody. Mówiłam mu, aby uchodził na wschód, ale on na to nic nie odpowiedział. W poniedziałek po południu Niemcy rozstrzelali Feigego nad Rawą.
Znałam też nauczyciela Aleksandra Rzeszótkę. Mieszkał on przy ul. Sobieskiego. Rzeszótko też został rozstrzelany, po uprzednim zmasakrowaniu nad Rawą.
Po ustaniu walk w Katowicach stale chodziłam po mieście i szukałam rozstrzelanych znajomych, aby ich sama zobaczyć, względnie, aby udzielić o tym wiadomości rodzinie. Stąd widziałam na własne oczy spis rozstrzelanych, wywieszony na drzwiach obecnego Sądu Wojewódzkiego, i - jak mi się wydaje - na kostnicy przy Szpitalu Miejskim Nr 4 przy ul. Francuskiej.
Do kostnicy tej zaglądałam i widziałam, że leżał tam stos zwłok pokrwawionych i niemożliwych do rozpoznania.
Na wywieszce przy Sądzie Wojewódzkim podane były nazwiska na arkuszu papieru od góry do dołu w dwóch rzędach, wypisane na maszynie. Po tym można obliczyć, ile mogło się tam zmieścić nazwisk. Na liście w kostnicy przy ul. Francuskiej było mniej nazwisk. Zwłok, jak dziś określam, było około 30, ale trudno mi jest dokładniej określić. Gdzie te zwłoki pochowano, nie wiem. Natomiast z informacji uzyskanych od Rzeszótkowny i od księdza Bańki z Chorzowa, który miał być obecny przy grzebaniu zwłok na cmentarzu panewnickim, wiem, że Rzeszótko tam jest pochowany.
Jeśli chodzi o harcerzy walczących w parku Kościuszki, to opowiadano, że była ich masa i tam polegli, bo się bardzo dzielnie bronili. Jednak bliżej nie znam ilości tak poległych harcerzy, jak również nie wiem, skąd pochodzili. Słyszałam i ludzie wyraźnie podawali, że przy Domu Powstańca przy ul. Matejki rozstrzelani zostali harcerze, ale nie wiem, ilu ani skąd pochodzili.”


Pozdrawiam
Wojciech Kempa
*


wciąż nie ma w tych zeznaniach dowodów ...
ktoś coś widział ... kręcili się harcerze ... ktoś mówił
 
User is offline  PMMini Profile Post #16

     
20 Sądecki Pułk Piechoty
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 678
Nr użytkownika: 56.241

Stopień akademicki: antykomunista
Zawód: reakcjonista
 
 
post 16/08/2009, 15:53 Quote Post

QUOTE
wciąż nie ma w tych zeznaniach dowodów ...
ktoś coś widział ... kręcili się harcerze ... ktoś mówił


Nieco się wtrącę wink.gif .
Skoro koledzy wypisali już swoje argumenty , a ty je cały czas negujesz , to może pora podać swoje na "nie"?
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #17

     
Domen
 

X ranga
**********
Grupa: Użytkownik
Postów: 9.437
Nr użytkownika: 14.456

Tomenable
 
 
post 16/08/2009, 19:06 Quote Post

Ale nie rozumiem co jest takiego niezwykłego w tej całej historii obrony wieży spadochronowej. Przecież znaczna większość tego typu historii o wojennym bohaterstwie to historie w mniejszym lub większym stopniu podkoloryzowane, co nie zmienia faktu że każda taka historia jest oparta na faktach.

Tak jak Hartmann nie zestrzelił 352 samolotów (lecz "zaledwie" około 70 - 80), Witmann nie zniszczył 138 czołgów a amerykański pluton rozpoznawczy opisany przez Ambrose'a w książce "Obywatele w mundurach" nie zabił 16 grudnia 1944 w czasie walkach w Ardenach 400 Niemców przy stracie 1 zabitego (w czasie całego tamtego dnia Niemcy stracili 44 zabitych, a toczyli też wiele innych walk), tak harcerze na wieży spadochronowej nie zestrzelili samolotu ani nie zabili 200 Niemców. I dziś sensacji nikt już z takich rzeczy nie robi. Ale w każdej tego typu legendzie musi być minimum 50% prawdy.
 
User is offline  PMMini Profile Post #18

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 17/08/2009, 5:57 Quote Post

QUOTE(adso74 @ 13/08/2009, 20:22)
Myślę, że nikt tutaj nie neguje tego, że w okolicy wieży doszło do jakiejś wymiany ognia. Jest wystarczająco dużo zeznań, a także danych z raportów niemieckich, by wiedzieć z praktycznie całkowitą pewnością, że z wieży spadochronowej otworzono ogień do wkraczających Niemców. Natomiast tym, co budzi wątpliwości, jest to, czy owa obrona wieży miała przebieg tak dramatyczny i długotrwały, jak znamy to z wersji literackiej.


Zarówno dokumenty niemieckie jak i zeznania polskich świadków zgodnie podkreślają, że walki miały przebieg gwałtowny, przy czym trwały one ok. dwóch godzin. Prawie wszyscy obrońcy Wieży Spadochronowej zginęli. Czegóż Ci jeszcze potrzeba, byś mógł uznać te wydarzenia za „dramatyczne”? Chciałbym też poznać te "wersje literackie", które opisują obronę Wieży Spadochronowej niezgodnie z prawdą, jaka wyłania się ze źródeł.

QUOTE(adso74 @ 13/08/2009, 20:22)
Są wątpliwości co do tego, czy bronili się tam harcerze.


Przytoczyłem relacje, z których jednoznacznie wynika, iż Wieży Spadochronowej bronili Harcerze. Była wśród nich relacja siostry jednej z harcerek, która tam poległa. Jeśli zgłaszasz wątpliwości, to dobrze byłoby podbudować je jakimś źródłem...

A teraz kolejna partia zeznań świadków składanych przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach:

Zeznanie Alojzego Kruczka:

„W chwili ataku na Katowice schroniłem się do szpitala przy ul. Świerczewskiego (dawna Raciborska). Z polecenia lekarza Grabowskiego i na prośbę Pawła Szyszki, udałem się po zwłoki zastrzelonego jego ojca w kierunku parku Kościuszki. Na ul. Barbary, krótko przed ul. Kochłowicką, zobaczyliśmy leżącego w krzakach po prawej stronie studenta z rozciętą głową i nie dającego oznak życia. Poszliśmy dalej. Przed samym parkiem Kościuszki leżał na ziemi zastrzelony Szyszka. Dostał on całą serię, tak że część głowy miał ściętą i rękę zupełnie przestrzeloną, co wskazywało, że zasłaniał się od kul. Przy nim leżał jeszcze jeden mężczyzna zastrzelony (nazwiska nie znam). Liczył on ponad 40 lat. W tym miejscu była bardzo silna strzelanina, tak że trudno było dojść po zwłoki. Wojska polskiego ani powstańców w tej okolicy nie było. Na wieży spadochronowej wówczas też nikogo nie widziałem. Zabraliśmy zwłoki Szyszki i udaliśmy się do szpitala przy ul. Raciborskiej, gdzie złożyliśmy w kostnicy.
Po raz drugi udaliśmy się na to miejsce i zabraliśmy zwłoki człowieka, który leżał obok Szyszki i tego studenta, który leżał w krzakach. Zwłoki zanieśliśmy do kostnicy.
W tym czasie były silne ostrzeliwania z kościoła Świętego Piotra i Pawła, gdzie się bronili powstańcy. Nie słyszałem ostrzeliwania z „wieżowca” ani z budynku policji. Natomiast bardzo silne ostrzeliwanie nastąpiło z Domu Powstańca przy ul. Matejki. Niemcy nie mogli podejść pod most kolejowy przy ul. Mikołowskiej. Mimo tej sytuacji kazali mi oni pójść z wojskowymi noszami i pozbierać trupy. Wówczas Szyszki nie było już ze mną. Doszedłem do mostu na ul. Mikołowskiej i widziałem, jak żołnierz niemiecki tyle co wyjechał spod mostu został zabity. Ponieważ atak z ulicy Mikołowskiej na ul. Matejki był bardzo trudny, Niemcy zaatakowali Dom Powstańca od strony kolei i ten atak im się powiódł.
Po południu, znajdując się w swoim mieszkaniu przy ul. Raciborskiej, widziałem, jak z budynku przy placu drzewnym, w miejscu, gdzie obecnie wybudowano Pogotowie Ratunkowe, mieszkający na parterze Niemiec wyrzucił przez okno niebieska kopertę. Koperta podniesiona została przez żołnierza i po przeczytaniu znajdującej się w niej treści, 4 żołnierzy udało się do budynku ówczesnego Wychowania Fizycznego i wyprowadziło 4 mężczyzn. Następnie kazano im wejść do szopy na placu drzewnym na rogu ul. Mikołowskiej i Raciborskiej i słyszałem strzały. Po odejściu tych żołnierzy poszedłem do szopy i zobaczyłem zastrzelonych, leżących na ziemi, jeden na drugim. Po południu zabrałem swój wóz i zwłoki przewiozłem do kostnicy. Ludzie mówili, że jeden z tych czterech jest z Chorzowa. Zaznaczam, że byli to wszyscy młodzi ludzie liczący do trzydziestu lat.
Kiedy przywiozłem do kostnicy zwłoki tych czterech ludzi z szopy na placu drzewnym, widziałem, że w kostnicy leżały zwłoki restauratora Renca. Przy nim leżały zwłoki żołnierza polskiego i jakiejś kobiety, już nie bardzo młodej. W tym czasie leżało w kostnicy ponad 15 zwłok. Mówiono, że wśród nich leżały zwłoki Feigego.
Dokładnego dnia nie przypominam sobie, lecz mogło to być w czwarty lub piąty dzień po wkroczeniu wojska niemieckiego, byłem na Rynku w Katowicach w godzinach między druga a trzecia. Zobaczyłem nadjeżdżający samochód ciężarowy ul. Warszawską od strony Mysłowic. Wjechał ten samochód do bramy podwórza przy ul. Zamkowej. Znajdowałem srę tam bardzo blisko, więc gestapowcy z opaskami na rękawie wygonili mnie. Obszedłem ul. Mickiewicza i udałem się nad Rawę, na mostek drewniany. Nad Rawą leżały zwłoki dwóch młodych ludzi w mundurze Obrony Narodowej. Mieli rogatywki. Zajrzałem do podwórza i zobaczyłem mężczyzn ustawionych twarzą do ściany, stojących w szopie, w której znajdował się sprzęt malarski. Przed nimi stał oficer gestapo. Prawą nogę miał wspartą na beczce i z pistoletu po kolei strzelał w tył głowy. Padło wówczas około 40 strzałów. Następnie żołnierze włożyli zwłoki na samochód, a mogło ich być około 40. Samochód wyruszył ul. 3 Maja i ul. Gliwicką w kierunku Chorzowa. Ludzie mówili, że zwłoki te nie zawieziono na żaden cmentarz, lecz do jakiegoś instytutu do Wrocławia, do badań naukowych.”


Zeznanie Pawła Kurka:

„W dniu 4 września 1939 roku udałem się razem z bratem Henrykiem, ur. 15 lipca 1922 roku w Zabrzu, oraz Mikołajem Cuberem i Józefem Machoczkiem w kierunku parku Kościuszki. Szliśmy ul. Mikołowską i Barbary i na wysokości Ogródka Jordanowskiego zobaczyliśmy mężczyznę w średnim wieku idącego w koszuli, który dawał nam ręką znaki i mówił: „Idźcie, bo mnie wołają”. Zrozumieliśmy jego gest i mowę, w ten sposób, że mamy się wrócić, gdyż w parku są Niemcy i jego wołają. Po chwili padł strzał. Z odległości około 30 metrów zobaczyliśmy pięciu lub sześciu żołnierzy niemieckich, którzy wzywali nas do podniesienia rąk do góry. Podnieśliśmy ręce do góry. mimo to żołnierze zaczęli do nas strzelać. Wówczas został zabity brat Henryk. Cuber i Machoczek zaczęli uciekać wcześniej, niż mój brat został zabity. Ja również zacząłem uciekać, a za mną strzelali Niemcy. Zostałem lekko ranny w nogę. Ja i brak Henryk ubrani byliśmy w szkolne mundurki, natomiast Cuber i Machoczek byli w ubraniach cyilnych. Jak zbiegaliśmy ul. Barbary, to widziałem ustawiony karabin maszynowy, ale ci żołnierze nie strzelali do nas. Nie poszedłem zaraz do domu, lecz obserwowałem okolicę i zobaczyłem, że sanitariusze ze szpitala przy ul. Raciborskiej znosili ciała zabitych do szpitala do kostnicy i do piwnicy. O tym poinformowałem rodziców. Ojciec udał się do szpitala i otrzymał od lekarza, którego nazwiska nie znam, świadectwo zgonu brata i zgodę na zabranie zwłok brata do domu, gdyż w karcie zgonu napisał, że brat zmarł w szpitalu.”

Zeznanie Wiesława Mnicha:

„Ojciec mój, Emanuel, w nocy z 3 na 4 września 1939 roku wrócił do domu i opowiadał, że krążą pogłoski, że Niemcy lada chwila mogą wejść do Katowic. Gdzieś około 10 wyszedłem na ulice i widziałem, jak ul. Gliwicką ze sztandarami i karabinami maszynowymi wkraczał patrol niemiecki, a za nim grupa freikorzystów, a następnie wojsko. Wróciłem do domu. Odczułem, że ojciec się spieszy, jakby miał zamiar gdzieś się udać.
Po chwili zobaczyłem, jak Paweł Danisz szedł w kierunku naszego mieszkania, za nim paru freikorzystów i żołnierzy niemieckich. Danisz zatrzymał się na podwórzu, a reszta weszła do mieszkania. Ojcu kazali podnieść ręce do góry. Przeprowadzali rewizję, wyrzucając sienniki z łóżek, rzeczy z szafy itp. Następnie kazali ojcu wyjść z mieszkania. Jak tylko zeszedł na podwórze, to Danisz zaczął go razem z freikorzystami kopać. Ojciec przewrócił się na ziemię i był cały zakrwawiony. Poszli z ojcem w kierunku ul. Gliwickiej, a następnie ul. Gliwicka do placu Wolności. Ja z dala szedłem za ojcem, aby zobaczyć, co się z nim stanie. Szedłem razem z harcerzem Eugeniuszem Goździckim. Jak doszliśmy do bramy, gdzie obecnie znajduje się Komisja Arbitrażowa, żołnierze powiedzieli do freikorzystów: „Możecie z tym polskim psem zrobić, co chcecie”. Wówczas jeden z freikorzystów strzelił do ojca, stojącego twarzą do bramy. Ojciec padł na ziemię. Kiedy grupa żołnierzy i freikorzystów odeszła w kierunku ul. Gliwickiej, ja poszedłem do zwłok ojca i wyciągnąłem go z bramy na zieleniec. Zabrałem jego portfel, zapalniczkę i zegarek i udałem się do domu, ponieważ Goździcki ostrzegł mnie, że na ulicy ludzie wołają, że ja byłem jeszcze gorszy od ojca i mają mnie też zabrać. Po oddaniu rzeczy matce udałem się na Załęska Hałdę, gdyż znałem kolegów ojca - powstańców. Kiedy tam przyszedłem, widziałem zabitego powstańca Teofila Patalonga, leżącego przy nasypie kolejki wąskotorówki, przebiegającej z kopalni „Kleofas” do szybu powietrznego. Idąc dalej w kierunku szkoły na Załęskiej Hałdzie, zobaczyłem 4 rozstrzelanych powstańców, a wśród nich rozpoznałem Pawła Bluszcza. W tym samym dniu, tj. wieczorem 4 września 1939 roku, inna grupa freikorzystów przyszła po mnie do mieszkania, lecz mnie nie zastała, gdyż ukrywałem się u siostry matki.
Rano 5 września 1939 roku przyszła po mnie matka i razem z nią udałem się w okolice Bugli, aby pochować ojca. Idąc w kierunku obecnego placu Wolności, widzieliśmy, jak w bramie Domu Powstańca, wzdłuż ściany, w której obecnie znajduje się wejście do Prokuratury Wojewódzkiej, ustawieni byli twarzą do ściany harcerze i harcerki. Na chodniku ustawiony był karabin maszynowy. Żołnierze obszukiwali tych harcerzy. Harcerze byli w wieku od 16 lat. Dziewczynki mogły być starsze i liczyły około 19 lat.
Przeszedłem z matka szybko, ale zauważyłem, że było to regularne wojsko, gdyż na hełmach mieli godło niemieckie. Pamiętam dokładnie, że ostatnie w kierunku podwórza stały trzy dziewczynki. Na drugi dzień głośno było w Katowicach, że wszyscy ci harcerze zostali tam rozstrzelani.
Udałem się z matką na obecny plac Wolności, w tym kierunku, gdzie leżały zwłoki ojca. Jednakże zwłok ojca nie było. Ludzie poinformowali nas, że rano przyjechała furmanka i zabrała trupy. Przy żywopłocie okalającym cały plac naprzeciw ulicy Gliwickiej, leżało co najmniej 20 zwłok powstańców i cywilów. Zwłoki leżące w krzakach zostały sprzątnięte dopiero wieczorem. Zwłoki wywiezione zostały do kostnicy przy ul. Raciborskiej. Wóz, który zbierał zwłoki, był kryty, półokrągły z otwieraną klapą. Klapę otwierano i do środka wrzucano zwłoki. Taki wóz mógł pomieścić około 30 ludzi. Zwłoki ojca w kostnicy oglądała siostra matki Paulina.”


Zeznanie Łucji Sikory:

„Mój mąż został zastrzelony przy pl. Wolności między ul. Sądową a ul. Gliwicką. Dowiedziałam się o tym i na drugi dzień udałam się w to miejsce. Męża rozpoznałam. Mój syn Wiesław, zamieszkały w Chorzowie, po zabraniu męża z domu znalazł go rozstrzelanego już w dniu zabrania go z mieszkania, tj. 4 września 1939 roku. Jednak nie powiedział mi nic o tym.
Kiedy udałam się na pl. Wolności, zobaczyłam, że zwłoki męża leżały pod budynkiem, a na placu pod krzakami leżały zwłoki około 15 powstańców w mundurach. Wszyscy byli zastrzeleni. Ulicą płynęła krew.
Zwłoki męża i innych tu rozstrzelanych powstańców zostały przewiezione konną platforma do kostnicy przy ul. Świerczewskiego. Przy pl. Wolności nie widziałam rozstrzelanych harcerzy. Z kostnicy zwłoki przewiezione zostały na cmentarz w Panewniku.
Dnia 5 września 1939 roku, przechodząc przed południem z moim synem Wiesławem ul. Matejki, widziałam harcerzy i harcerki w wieku do 18 lat, ustawionych twarzą do ściany z podniesionymi rękami do góry. Mogło ich być 12 - 15 osób. Naprzeciw nich ustawiony był karabin maszynowy, obsługiwany przez żołnierza w zielonym mundurze. Nie mogłam na to patrzeć i udałam się do domu. Później ludzie mówili mi, że ich wszystkich rozstrzelano. Ja w tym dniu przechodziłam jeszcze koło tego miejsca, ale zwłok na chodniku nie było. Przechodząc, zauważyłam stojące w szeregu 3 harcerki. Musiało być ich więcej, gdyż stały tak samo w bramie.”


Pozdrawiam
Wojciech Kempa
 
User is offline  PMMini Profile Post #19

     
Glasisch
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 920
Nr użytkownika: 54.293

Michal Jarczyk
Zawód: germanista
 
 
post 17/08/2009, 7:19 Quote Post

smile.gif
QUOTE(Domen @ 12/08/2009, 20:32)
Tutaj ciekawe zdjęcie - bojówkarze Freikorps der Gewerkschaft Deutscher Arbeiter w Katowicach (z tyłu widoczny Teatr Słowackiego) - wrzesień 1939:

user posted image

W skrócie Freikorps albo FdGDA.

Jednakże należy tą organizację odróżnić od Freikorps Ebbinghaus - bo to dwie zupełnie różne formacje.

Freikorps der Gewerkschaft Deutscher Arbeiter dzielił się na 3 zgrupowania:

- Ortsgruppe Bielitz
- Ortsgruppe Kattowitz
- Ortsgruppe Rybnik

FdGDA na Śląsku utworzono w maju 1939 roku z inicjatywy Rudolfa Wiesnera, przewodniczącego lokalnej, krajowej Jungdeutsche Partei.

Bojówki organizowali Hauptmann Funk oraz Hauptmann Fleck z placówki Oberkommando der Wehrmacht we Wrocławiu.
*


Witam,
drobne sprostowanie. Patronem katowickiego teatru jest S. WYSPIAŃSKI
Pozdrawiam
Michał
 
User is offline  PMMini Profile Post #20

     
net_sailor
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 695
Nr użytkownika: 40.506

 
 
post 17/08/2009, 7:47 Quote Post

QUOTE(adso74 @ 17/08/2009, 6:04)
QUOTE
Tak jak Hartmann nie zestrzelił 352 samolotów (lecz "zaledwie" około 70 - 80)


A kto aż tak zmniejszył liczbę jego osiągnięć?
*


Niejaki Chazanow, często się przy tym kompromitując bo np. szukał strat niewłaściwych radzieckich samolotów w niewłaściwych rejonach, co wykazali Jean-Yves Lorant i Hans Ring w miażdzących dla Chazanowa polemikach.
Tak więc powyższa liczba to jakieś ekstremalne minimum, do którego można tylko dodawać.

nie na temat ---> WYSYPISKO

Ten post był edytowany przez Net_Skater: 18/08/2009, 1:04
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #21

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 17/08/2009, 14:57 Quote Post

QUOTE(minimax @ 12/08/2009, 20:35)
Co do relacji M. Cuberta. Relacja wspomnianego przez niego J. Machoczka:

Zeznanie Józefa Machoczka złożone przed prokuratorem Z. Brzyckim 27.06.1967 r.

W dniu 4 IX rano zawiadomił mnie młodszy brat, że w Katowicach są już Niemcy. (…) Wróciłem do Załęża i spotkałem tam Henryka Kurka jego brata i Mikołaja Cuberta. Razem bokiem skierowaliśmy ię do Parku Kościuszki. (…) Do parku prowadziła droga polna. W pewnym momencie ukazał się mężczyzna bez marynarki i zapytał nas gdzie idziemy. Odpowiedziałem, że do Parku. Wówczas kazał nam zawrócić mówiąc, że w Parku znajdują się Niemcy. Po chwili ukazała się grupa żołnierzy niemieckich i krzyknęli aby stać i podnieść ręce do góry. Myśmy to uczynili. Jednak padła salwa strzałów i zaczęliśmy uciekać w stronę ulicy Mikołowskiej. Ja oglądnąłem się i widziałem,że H. Kurek leżał na ziemi.


Jak widać nawet nie dotarli do parku. Tak tworzy się mity


Czy możesz powiedzieć, jakie - według Ciebie - mity się tak tworzy? Cubert w żadnym momencie w swym zeznaniu nie twierdził, iż był w parku, kiedy trwały walki o wieżę spadochronową. Polemizujesz więc z informacją, której nie ma...

Przypomnę, że Cubert, zeznając przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach, powiedział, iż znajdował się na ulicy Barbary, tj. w odległości ok. 100 metrów od parku (ok. 150 metrów od wieży spadochronowej), gdy on i Machoczek zostali ostrzelani przez Niemców. Dokładnie to samo stwierdził Machoczek. Cubert dodatkowo powiedział, iż - będąc w piwnicy - dowiedział się o walkach o wieżę spadochronową i na drugi dzień postanowił pójść tam, by obejrzeć pobojowisko. I co zobaczył? - podziurawioną od kul wieżę spadochronową i połamane drzewa na podejściach do wieży. Gdzie Ty tu widzisz rozbieżności?

Pozdrawiam
Wojciech Kempa
Wojciech Kempa
 
User is offline  PMMini Profile Post #22

     
minimax
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 600
Nr użytkownika: 42.000

Zawód: uczen
 
 
post 17/08/2009, 16:02 Quote Post

Pisząc o powstawaniu mitów miałem na myśli ten wątek kombatancki z dobieganiem do ckm-u. Jeżeli obsługa dobiegła szybciej to znaczy, że według niego byli tam w trakcie walk, a nie po.
 
User is offline  PMMini Profile Post #23

     
Owjesz
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 111
Nr użytkownika: 55.824

 
 
post 17/08/2009, 18:54 Quote Post

Dla mnie najbardziej wstrząsający jest wiek harcerzy:

QUOTE
Zaznaczam, że w grupie harcerzy i harcerek wiek wahał się od 11 do 14 lat.




Ten post był edytowany przez Net_Skater: 18/08/2009, 1:12
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #24

     
adso74
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.870
Nr użytkownika: 37.022

 
 
post 17/08/2009, 20:39 Quote Post

QUOTE
Zarówno dokumenty niemieckie jak i zeznania polskich świadków zgodnie podkreślają, że walki miały przebieg gwałtowny, przy czym trwały one ok. dwóch godzin. Żaden z obrońców Wieży Spadochronowej nie przeżył. Czegóż Ci jeszcze potrzeba, byś mógł uznać te wydarzenia za „dramatyczne”? Chciałbym też poznać te "wersje literackie", które opisują obronę Wieży Spadochronowej niezgodnie z prawdą, jaka wyłania się ze źródeł


Przepraszam bardzo, ale chyba nie zrozumiałeś moich postów, które miały raczej spełnić funkcję uspokajającą dyskusję, a najwyraźniej przynoszą efekt odwrotny od zamierzonego. Wyjaśniam zatem, żeby nie było niejasności: ja osobiście nie mam żadnych zastrzeżeń do historii o obronie wieży. Na razie nie mam. Wspomniałem w jednym z postów, że niedawno dowiedziałem się o kontrowersjach wokół tego zagadnienia. I jedyne co zrobiłem, to poinformowałem jednego z użytkowników o tym, że ponoć są takie kontrowersje i dotyczą tego kto bronił wieży i jaki przebieg miała obrona. Zatem nie zadawaj mi pytań w stylu "czegóż ci jeszcze potrzeba" bo nie mam na nie odpowiedzi, ponieważ ja jeszcze nic nie negowałem. Także, błagam, czytajmy ze zrozumieniem, a nie z nastawieniem, że inny użytkownik na pewno chce kwestionować nasze zdanie. Być może nie zrozumiałeś mych intencji dlatego, że część z moich postów jest w innym wątku.

QUOTE
Przytoczyłem relacje, z których jednoznacznie wynika, iż Wieży Spadochronowej bronili Harcerze. Była wśród nich relacja siostry jednej z harcerek, która tam poległa. Jeśli zgłaszasz wątpliwości, to dobrze byłoby podbudować je jakimś źródłem.


Jak już napisałem, to nie były moje wątpliwości. Wspominałem natomiast, że spotkałem się jakiś czas temu ze znajomym z Katowic, który ku mojemu wielkiemu zdziwieniu zanegował prawdziwość historii o obronie wieży przez harcerzy. Niestety, z krótkiej rozmowy prowadzonej w oczekiwaniu na autobus nie zapamiętałem szczegółów, wydaje mi się jednak, że miał on poważne wątpliwości spowodowane wymienianymi w relacjach hufcami (czy też drużynami). Coś mu nie pasowało, że niby takiej a takiej drużyny w ogóle nie było, czy też wiadomo z innych źródeł, że jej członkowie przebywali w tym czasie gdzie indziej. Podchodzę do tematu z całą możliwą ostrożnością, ale też z ciekawością i, szczerze mówiąc, zupełnie nie rozumiem emocji, jakie on w niektórych wywołuje. No bo w końcu nawet jeśli ktoś udowodni ponad wszelką wątpliwość, że żadni harcerze wieży nie bronili, to czy nam się z tego powodu stanie nieszczęście?

Na razie, po przeczytaniu dotychczas zamieszczonych przez ciebie relacji, przychylam się nieco do opinii kol. secesjonisty. Tzn. nie do opinii, że wieży nie broniono, tylko do tej, że owe relacje wcale nic nie udowadniają ponad wszelką wątpliwość. Wręcz przeciwnie, u mnie właśnie pod wpływem tych relacji zaczynają się pojawiać wątpliwości. Ale nic jeszcze nie oceniam. Po prostu czytam posty osób lepiej zorientowanych. W każdym razie niektóre relacje w ogóle nic nie mówią o wieży, nawet pośrednio. Mówi się w nich o rozstrzeliwaniu Polaków, często harcerzy i harcerek, ale bez informacji o powodach egzekucji. Np. pani Sikora w swoim zeznaniu zaznacza, że widziała harcerzy i harcerki ustawionych pod ścianą i "słyszała, że ich rozstrzelano" (a zatem pewności jeszcze nie ma, są na razie tylko poszlaki). Przy tym nigdzie nie mówi ona o tym, że byli to harcerze, którzy bronili wieży. Jeśli te dzieci zginęły, to z pewnością jest to kolejny dowód bestialstwa Niemców, ale nie odnosi się to niestety bezpośrednio do interesującego nas tematu. To samo odnosi się do zeznania pana Mnicha. Nigdzie w nim nie ma wzmianki o wieży. On również słyszał o rozstrzeliwaniu harcerzy, bo "było o tym głośno w Katowicach". Nadal nie wiemy czy faktycznie ich rozstrzelano, ani za co. To jest po prostu krytyczne podejście do źródeł, a nie chęć zanegowania historii o obronie wieży spadochronowej. Jak słusznie zauważył secesjonista, w tych relacjach co chwila pojawiają się sformułowania w stylu "słyszałem", "mówiło się", "było o tym głośno", ale zazwyczaj są to wciąż informacje z drugiej ręki.

QUOTE
Przytoczyłem relacje, z których jednoznacznie wynika, iż Wieży Spadochronowej bronili Harcerze


Pora późna i może mam trudności z koncentracją, proszę zatem o wskazanie w owych relacjach fragmentów, z których "jednoznacznie wynika", że wieża była broniona przez harcerzy. Zauważ, że nawet w relacjach, które faktycznie mówią cokolwiek o wieży, mamy jedynie mgliste sformułowania w stylu "widziałem poruszające się na wieży sylwetki i słychać było strzały", "ja osobiście nie widziałam, ale ludzie mówili". Wybacz, ale to jeszcze nic całkowicie nie potwierdza.
S!

Ten post był edytowany przez adso74: 18/08/2009, 2:12
 
User is offline  PMMini Profile Post #25

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 18/08/2009, 7:50 Quote Post

QUOTE(minimax @ 17/08/2009, 16:02)
Pisząc o powstawaniu mitów miałem na myśli ten wątek kombatancki z dobieganiem do ckm-u. Jeżeli obsługa dobiegła szybciej to znaczy, że według niego byli tam w trakcie walk, a nie po.


Ale przecież to nie było przy wieży spadochronowej, tylko przy wieży radiostacji!

QUOTE(adso74 @ 17/08/2009, 20:39)
Przepraszam bardzo, ale chyba nie zrozumiałeś moich postów, które miały raczej spełnić funkcję uspokajającą dyskusję, a najwyraźniej przynoszą efekt odwrotny od zamierzonego. Wyjaśniam zatem, żeby nie było niejasności: ja osobiście nie mam żadnych zastrzeżeń do historii o obronie wieży. Na razie nie mam. Wspomniałem w jednym z postów, że niedawno dowiedziałem się o kontrowersjach wokół tego zagadnienia. I jedyne co zrobiłem, to poinformowałem jednego z użytkowników o tym, że ponoć są takie kontrowersje i dotyczą tego kto bronił wieży i jaki przebieg miała obrona.


Widzę, że chyba istotnie źle Cię zrozumiałem. Problem w tym, że tego rodzaju wątpliwości istotnie są podnoszone, przy czym podnoszący je nie powołują się na jakiekolwiek źródła.

QUOTE(adso74 @ 17/08/2009, 20:39)
Pora późna i może mam trudności z koncentracją, proszę zatem o wskazanie w owych relacjach fragmentów, z których "jednoznacznie wynika", że wieża była broniona przez harcerzy. Zauważ, że nawet w relacjach, które faktycznie mówią cokolwiek o wieży, mamy jedynie mgliste sformułowania w stylu "widziałem poruszające się na wieży sylwetki i słychać było strzały", "ja osobiście nie widziałam, ale ludzie mówili". Wybacz, ale to jeszcze nic całkowicie nie potwierdza.


Obok informacji z drugiej ręki (które wszak, zwłaszcza przy tej ich ilości, nie wzięły się z niczego), mamy także informacje z pierwszej ręki. Oto Rafał Kocik stwierdza: Następnie dojechaliśmy do wieży spadochronowej, która była obsadzona przez harcerzy i dwóch wojskowych. Mamy relację Wiliama Bury, który był bezpośrednim świadkiem walk o wieżę i który widział śmierć czterech lub pięciu harcerzy. Mamy relację Gertrudy Kamińskiej, której siostra (harcerka) stacjonowała na wieży spadochronowej (Gertruda nosiła siostrze jedzenie)...

QUOTE(adso74 @ 17/08/2009, 20:39)
Np. pani Sikora w swoim zeznaniu zaznacza, że widziała harcerzy i harcerki ustawionych pod ścianą i "słyszała, że ich rozstrzelano" (a zatem pewności jeszcze nie ma, są na razie tylko poszlaki). Przy tym nigdzie nie mówi ona o tym, że byli to harcerze, którzy bronili wieży. Jeśli te dzieci zginęły, to z pewnością jest to kolejny dowód bestialstwa Niemców, ale nie odnosi się to niestety bezpośrednio do interesującego nas tematu. To samo odnosi się do zeznania pana Mnicha. Nigdzie w nim nie ma wzmianki o wieży.


W uzupełnieniu dodam, że owi harcerze, których widziała p. Sikora, niemal na pewno nie mieli nic wspólnego z obroną wieży spadochronowej. Przypomnę, że podtytuł niniejszego wątku to "Katowicki Wrzesień". Ostatnio bowiem jakby zapomina się, że wkraczaniu Wehrmachtu na Górny Śląsk towarzyszył zbrojny opór Ślązaków, którego symbolem stała się wieża spadochronowa, a także ogrom zbrodni popełnionych przez Niemców.

I kolejne zeznania:

Zeznanie Marii Noras (z domu Renc):

„W dniu 4 września 1939 roku około godz. 4,00 do mieszkania, przy obecnej ul. K. Liebknechta 6, weszło 8 freikorzystów i jeden żołnierz niemiecki. Freikorzyści przeprowadzili rewizję, w czasie której nic nie znaleziono. Wśród tych freikorzystów był Ernest Kirka i Helmut Kostorz. Rozkazali ojcu i bratu Józefowi ubrać się i zabrali ich ze sobą. Około godziny 14 zatelefonowała Elfryda Breitkopf, której bracia byli we freikorze, i oświadczyła, że mój ojciec już nie żyje. Ojciec został zabrany do podwórza przy ul. Zamkowej i tam zastrzelony. Ojciec prosił, aby zwolnili syna, gdyż on nie jest nic winien. Sam przyznał się, że jest powstańcem i że – jeżeli chcą – to mogą względem niego wyciągnąć konsekwencje. Kazali mu wtenczas, aby używał pozdrowienia hitlerowskiego Heil Hitler. Jednak ojciec oświadczył, że jest Polakiem i takiego pozdrowienia nie będzie używał, chociażby go mieli z synem rozstrzelać. Podobno brat Józef został pierwszy rozstrzelany, a następnie ojciec. Z podwórza przy ul. Zamkowej zwłoki rozstrzelanych wieczorem przewieziono do kostnicy przy ul. Świerczewskiego, a na drugi dzień na platformie konnej przewieziono je na cmentarz w Panewniku. Tam we wspólnej mogile, która liczyć może około 80 zwłok, zostali pochowani. Ja otrzymałam dowód osobisty brata Józefa, który jest przestrzelony i pokrwawiony, co świadczyłoby o tym, iż otrzymał postrzał w okolicę serca.”

Zeznanie Antoniego Strugały:

„W dniu 3 września 1939 roku w czasie działań wojennych wraz z żoną i dziećmi przebywałem w schronie, w piwnicy budynku nr 3 przy pl. Wolności. W pewnej chwili do schronu weszła grupa freikorzystów, polecając wyjść wszystkim mężczyznom. Byli oni uzbrojeni w pistolety maszynowe, posiadali granaty oraz broń krótką. Zgodnie z tym poleceniem wyszedłem ze schronu razem z czterema innymi mężczyznami. Nazwisk tych mężczyzn nie przypominam sobie. Początkowo postawiono nas pod murem budynku nr 2 przy pl. Wolności, polecając trzymać ręce do góry. Przeprowadzono rewizję. U żadnego ż nas broni nie znaleziono. Po tej rewizji polecono nam zdjąć buty oraz marynarki i garderobę i w skarpetkach zaprowadzono do jednego z pokoi budynku oznaczonego nr 2. Początkowo w pokoju tym było nas około 10 mężczyzn. Potem przyprowadzono dalszych, tych, których w międzyczasie zatrzymano. Gdzieś w godzinach popołudniowych około 20 mężczyzn zebranych w pokoju, pojedynczo, z rękami podniesionymi do góry, przeprowadzono do śródmieścia Katowic, na ul. Zamkową, do budynku, w którym znajdowała się restauracja. Obecnie budynku tego nie ma.
Wprowadzono mnie do tego budynku, a ściślej na jego podwórze. Ile osób było na podwórku łącznie doprowadzonych, nie potrafię określić. Byli to sami mężczyźni. Ustawiono nas jeden koło drugiego. Kolejno robiono rewizje i zabierano to, co kto posiadał w kieszeniach: zegarki, portfele i inne drobiazgi. Zauważyłem, że na końcu podwórka, tam gdzie były murowane chlewiki, leżało kilka zwłok mężczyzn.
Byliśmy ustawieni rządem, ja byłem piąty od przodu. Widziałem jak jeden z hitlerowców posiadający na ręku żelazne pierścienie (kastety) bił jakiegoś mężczyznę, o którym mówiono, że jest aptekarzem z Kochłowic. Nazwiska tego mężczyzny nie znam.
Znam natomiast nazwisko tego, który bił tego aptekarza. Był to Müller. Znałem go osobiście przed wojną. Imienia jego nie pamiętam, jak również obecnie nie jest mi wiadome, gdzie on przebywa. Widziałem również, jak trzech hitlerowców podniosło z ziemi tego ciężko pobitego aptekarza z Kochłowic i jeden z nich zastrzelił go.
Widziałem również, jak na to podwórko hitlerowcy przyprowadzili dwóch chłopców w wieku około 15 lat. U chłopców tych znaleziono amunicją. Hitlerowcy, którzy ich doprowadzili, mówili do innych będących na podwórku, że zostali oni schwytani na dachu Teatru. Chłopców tych najpierw pobił hitlerowiec Müller, a potem zostali rozstrzelani pod chlewikiem. Nie znam ich nazwisk.
W tym czasie, kiedy byłem jeszcze w pomieszczeniach przy pl. Wolności, przyszła tam moja żona, która prosiła hitlerowca, kierującego innymi, aby mnie wypuścił, gdyż nie zrobiłem nikomu nic złego.
Kiedy przebywałem na podwórku przy ul. Zamkowej, przyszedł ten hitlerowiec, z którym uprzednio rozmawiała moja żona, przeszedł się koło zebranych tam mężczyzn, poznał mnie i kazał mi wyjść, następnie zabrać odebrane mi uprzednio rzeczy osobiste. Rzeczy te zabrałem, wybierając je spośród innych przedmiotów, odebranych innym osobom. Następnie kazał mi wyjść z podwórka w kierunku ulicy. Sądziłem, że wyjdę na wolność, lecz tak nie było. [...]
Kiedy wychodziłem z bramy, zostałem kopnięty przez któregoś z hitlerowców, a następnie po wyjściu z bramy kazano mi wsiąść do stojącego samochodu ciężarowego. Na samochodzie tym były już inne osoby. Było ich dużo. Cały samochód był załadowany mężczyznami. Zawieziono nas na ul. Jagiellońską do hotelu ,,Hospitz” (niedaleko obecnego Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej). Tam wprowadzono nas do suteren. Ilu nas było, trudno mi określić, ale było bardzo dużo. W suterenie tej przebywałem wiele godzin, jak sobie przypominam do 5 września 1939 roku. W czasie pobytu w suterenie co jakiś czas przychodzili do nas hitlerowcy z freikorpsu i zabierali niektórych z nas. Więcej nie wracali. Co się z nimi stało, nie wiedzieliśmy. W dniu 5 września 1939 roku w godzinach rannych w pewnej chwili również i mnie polecono wyjść z sutereny razem z nieznanym mi mężczyzną. Kiedy wyszliśmy, zauważyłem, że na podwórku stała furmanka oraz zaprzężony do niej koń. Przy tej furmance stał woźnica. Koło furmanki leżał trup jakiegoś mężczyzny. Nazwiska jego nie znam. Trup miał zmasakrowaną głowę. Polecono nam, abyśmy tego trupa włożyli na furmankę i przykryli go papą oraz abyśmy nikomu o tym nie mówili. Polecenie wykonaliśmy. Gdzie zawieziono tego trupa, nie wiem.
W godzinach południowych w porze obiadowej zaprowadzono nas pojedynczo na ul. Mariacką, w pobliżu hotelu „Savoy”. Wprowadzono tam nas kolejno. Na podwórku byli Niemcy, zamieszkali w Katowicach, którzy mieli rozpoznawać Polaków, tych którzy działali na ich szkodę przed wojną. W czasie tego rozpoznania widziałem, jak wskazano na dwóch nieznanych mi mężczyzn, którzy zostali od nas zabrani. Następnie autami przewieziono nas do więzienia w Katowicach. Przebywałem tam 14 dni, potem wywieziono do więzienia w Rawiczu, skąd po 14 dniach znalazłem się w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie.”


Zeznanie Rafała Wieczorka:

„Od urodzenia zamieszkuję na terenie dzielnicy Panewnik. W dniu 4 albo 5 września 1939 roku odbywał się pogrzeb zmarłego Geisera, na którym byłem obecny. W tym czasie na cmentarz przyjechał wóz konny magistracki, przy którym było paru cywilów i dwóch ludzi w mundurach. Czy to było wojsko lub policja, względnie inna organizacja niemiecka, dzisiaj nie pamiętam.
Ponieważ przyglądaliśmy się tej grupie ludzi, ci dwaj mężczyźni w mundurach wygonili nas z cmentarza. Ja z Pawłem Dyrda (obecnie nieżyjącym) nie poszliśmy do domu, tylko przez dziurą w płocie, przez zarośla, obserwowałem, co ta grupa ludzi będzie robić. Zobaczyłem, że na furmance było około 20 zwłok, a może nawet więcej. Niektóre zwłoki ubrane były w mundurki harcerskie, a były i harcerki i jeden względnie dwa mundury powstańcze. Reszta zwłok ubrana była w ubrania cywilne. Z wozu zwłoki zrzucane były przez dwie osoby za pomocą wideł. Następnie z ziemi zrzucane były do wykopanego grobu. Zwłoki posypywane były chlorem.
Kiedy furmanka odjechała z cmentarza, podeszliśmy pod grób, gdyż chciałem rozpoznać, czy między zwłokami nie ma mojego brata, który należał do ochrony Katowic. Jak już stwierdzono, zwłoki były posypane chlorem i trudno było je rozpoznać. Wówczas liczyliśmy, ile było zwłok w ogóle w grobie, ale dzisiaj tego nie pamiętam.
Pierwsza furmanka ze zwłokami przyjechała na cmentarz 4 lub 5 września, około godz. 9.00, a druga około 13.00. Na obu furmankach znajdowało się po około 20 zwłok. Na następny dzień tak samo przywieziono dwie furmanki zwłok, które wrzucono do tego grobu, posypano chlorem i zrównano z ziemią. Obliczam, że w grobie tym znajduje się około 80 zwłok. Na Święto Zmarłych w 1940 roku ludność panewnicka ukształtowała mogiłę i zapaliła świeczki. Niemcy w następnych dniach zrównali mogiłę z ziemią i zrobili w tym miejscu drogę cmentarną, aby zatrzeć ślady po mogile. Dopiero po wojnie grób z powrotem został uformowany, na którym postawiono tablicę pamiątkową.”


Pozdrawiam
Wojciech Kempa
 
User is offline  PMMini Profile Post #26

     
adso74
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.870
Nr użytkownika: 37.022

 
 
post 18/08/2009, 15:21 Quote Post

QUOTE
Rafał Kocik stwierdza: Następnie dojechaliśmy do wieży spadochronowej, która była obsadzona przez harcerzy i dwóch wojskowych. Mamy relację Wiliama Bury, który był bezpośrednim świadkiem walk o wieżę i który widział śmierć czterech lub pięciu harcerzy. Mamy relację Gertrudy Kamińskiej, której siostra (harcerka) stacjonowała na wieży spadochronowej (Gertruda nosiła siostrze jedzenie)...


Ok, dziękuję za wskazówki.

QUOTE
Obok informacji z drugiej ręki (które wszak, zwłaszcza przy tej ich ilości, nie wzięły się z niczego)


Zapewne nie wzięły się z niczego, ale tak czy siak wypada być ostrożnym. Plotki, pogłoski - to są rzeczy, które bardzo łatwo się rozchodzą i są wyolbrzymiane. To co teraz napiszę będzie posunięciem skrajnym, więc od razu zaznaczam, że chodzi mi tylko o podanie przykładu. Wyobraź sobie, że w jakimś miejscu w Katowicach Niemcy otwierają ogień po dostrzeżeniu dwóch osób w mundurach, przebiegających przez ulicę. Ogień jest skuteczny. Potem okazuje się, że były to mundury harcerskie (a niech nawet będzie, że Niemcy zauważyli to od razu i strzelali świadomie do nieletnich). Potem w kilku miejscach ludzie widzą zatrzymanych harcerzy, którzy poddawani są rewizjom. W mieście słychać co jakiś czas strzały, bo tu i ówdzie stawiają Niemcom opór byli powstańcy. Słowo do słowa i... nikt nie widział egzekucji, ale widziano harcerzy pod ścianą, słyszano strzały, a dodatkowo ktoś widział dwóch poległych chłopców i już po chwili masz wiadomość podawaną z ust do ust, że Niemcy mordują harcerzy jak leci. Jak już mówiłem, to tylko przykład, bo mamy dość relacji, żeby wiedzieć, że egzekucje były. Chodzi mi natomiast o to, że wiadomości z drugiej ręki to wiadomości z drugiej ręki i na ich podstawie raczej nie należy nic twierdzić "z całkowitą pewnością".
S!
 
User is offline  PMMini Profile Post #27

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 18/08/2009, 18:37 Quote Post

QUOTE(adso74 @ 18/08/2009, 15:21)
Zapewne nie wzięły się z niczego, ale tak czy siak wypada być ostrożnym. Plotki, pogłoski - to są rzeczy, które bardzo łatwo się rozchodzą i są wyolbrzymiane. To co teraz napiszę będzie posunięciem skrajnym, więc od razu zaznaczam, że chodzi mi tylko o podanie przykładu. Wyobraź sobie, że w jakimś miejscu w Katowicach Niemcy otwierają ogień po dostrzeżeniu dwóch osób w mundurach, przebiegających przez ulicę. Ogień jest skuteczny. Potem okazuje się, że były to mundury harcerskie (a niech nawet będzie, że Niemcy zauważyli to od razu i strzelali świadomie do nieletnich). Potem w kilku miejscach ludzie widzą zatrzymanych harcerzy, którzy poddawani są rewizjom. W mieście słychać co jakiś czas strzały, bo tu i ówdzie stawiają Niemcom opór byli powstańcy. Słowo do słowa i... nikt nie widział egzekucji, ale widziano harcerzy pod ścianą, słyszano strzały, a dodatkowo ktoś widział dwóch poległych chłopców i już po chwili masz wiadomość podawaną z ust do ust, że Niemcy mordują harcerzy jak leci. Jak już mówiłem, to tylko przykład, bo mamy dość relacji, żeby wiedzieć, że egzekucje były. Chodzi mi natomiast o to, że wiadomości z drugiej ręki to wiadomości z drugiej ręki i na ich podstawie raczej nie należy nic twierdzić "z całkowitą pewnością".


Nie za bardzo rozumiem, czemu ma służyć ta Twoja uwaga confused1.gif

Znamy się nie od dziś i nie sądzę, byś podejrzewał mnie o brak krytycznego podejścia do materiału źródłowego... Tutaj natomiast rozmawiamy o konkretnej (a nie hipotetycznej) sytuacji, gdzie mamy szereg relacji (a także dokumenty niemieckie), które ze sobą współgrają i które tworzą spójną całość. Osoby zeznające przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach przedstawiały bądź to zdarzenia, których były bezpośrednimi świadkami, bądź też znały je z relacji osób trzecich (przy czym tymi osobami trzecimi były najczęściej osoby wskazane z imienia i nazwiska). Źródła wskazują w sposób nie budzący wątpliwości, że w szeregu punktach Katowic byli powstańcy śląscy i harcerze stawili wkraczającym oddziałom Freikorpsu, Grenzschutzu i Wehrmachtu zbrojny opór, przy czym jeden z takich punktów oporu (broniony przez harcerzy) znajdował się na wieży spadochronowej, gdzie przez co najmniej dwie godziny odpierano ataki wroga. Większość obrońców Katowic poległa w walce, bądź została rozstrzelana, a nadto Niemcy rozstrzelali wiele osób na podstawie sporządzonej przez organizacje mniejszości niemieckiej czarnej listy (Sonderfahndungsbuch Polen). Niemcy rozstrzeliwali także na masową skalę powstańców śląskich i harcerzy (w dwóch katowickich szpitalach, z których to mamy informacje o liczbie przywiezionych tam ofiarach walk i egzekucji - na ul. Raciborskiej i na ul. Francuskiej, przyjęto w sumie ok. 200 zwłok).

QUOTE(adso74 @ 18/08/2009, 15:21)
Chodzi mi natomiast o to, że wiadomości z drugiej ręki to wiadomości z drugiej ręki i na ich podstawie raczej nie należy nic twierdzić "z całkowitą pewnością".


Nie wiem, jak Ty, ale ja przyszedłem na świat w połowie lat sześćdziesiątych... Wiedzę o tym, iż przez świat przetoczyła się II wojna światowa, posiadłem z drugiej ręki. Podążając konsekwentnie Twoim tokiem rozumowania, musiałbym uznać, że nie mogę "z całą pewnością" stwierdzić, iż taka wojna istotnie miała miejsce wink.gif

Pozdrawiam
Wojciech Kempa
 
User is offline  PMMini Profile Post #28

     
adso74
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.870
Nr użytkownika: 37.022

 
 
post 18/08/2009, 19:49 Quote Post

QUOTE
Nie wiem, jak Ty, ale ja przyszedłem na świat w połowie lat sześćdziesiątych... Wiedzę o tym, iż przez świat przetoczyła się II wojna światowa, posiadłem z drugiej ręki. Podążając konsekwentnie Twoim tokiem rozumowania, musiałbym uznać, że nie mogę "z całą pewnością" stwierdzić, iż taka wojna istotnie miała miejsce


Przykład chybiony, ale niech będzie. Ja po prostu zmierzałem do tego, że ze źródłami bywa różnie i jednak nie ma to jak relacje bezpośrednich świadków. Jeśli relacje pełne są sformułowań w stylu "ja osobiście nie widziałem", "głośno o tym było", "mówiło się", to jestem automatycznie ostrożny. Na przykład w lesie w pobliżu mojego rodzinnego miasteczka jest grób. Taki zwykły kopczyk z krzyżem. I ludzie mówią, że tam leży poległy w walce z Niemcami partyzant, ale też są tacy, którzy mówią, że tam leży jakiś samobójca, który się w tym miejscu na drzewie powiesił. Jedni mówią to, drudzy sio i gdybym ja składał zeznania w tej kwestii, to mógłbym tylko twierdzić, że nic osobiście o tym nie wiem, ale ludzie gadają takie a takie rzeczy. Tyle że ludzie dużo różnych głupstw wygadują i jedyne co wiem na pewno to fakt, że w lesie jest grób. Pewnie, nie ma co też przesadzać z ową ostrożnością, bo w końcu musielibyśmy prawie całą naszą wiedzę na temat choćby średniowiecza po prostu wywalić do śmieci, a to byłoby bez sensu. Ale nie ma się też co dziwić, gdy ktoś zaczyna zgłaszać wątpliwości do takich historii, jak ta o wieży. Ten ktoś po prostu przejrzał relacje i stwierdził, że w nich prawie nic na temat wieży nie ma, za to dużo jest wiadomości zasłyszanych od kogoś innego.
A teraz z innej strony: dlaczego twierdzisz z całkowitą pewnością, że walki o wieżę trwały ok. dwóch godzin i były "zaciekłe", skoro dysponujemy również źródłami, z których wynika coś całkowicie odwrotnego, tzn. z wieży miano otworzyć ogień do jakichś niemieckich oficerów, ale bardzo szybko uciszono jej obrońców i obeszło się w sumie na kilku niecelnych seriach, które poszły wysoko nad głowami Niemców? Dlaczego niby te wiadomości są mniej wiarygodne od innych? W końcu też pochodzą od świadków bezpośrednich, tyle że strony niemieckiej.
S!
 
User is offline  PMMini Profile Post #29

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 19/08/2009, 8:31 Quote Post

QUOTE(adso74 @ 18/08/2009, 19:49)
A teraz z innej strony: dlaczego twierdzisz z całkowitą pewnością, że walki o wieżę trwały ok. dwóch godzin i były "zaciekłe", skoro dysponujemy również źródłami, z których wynika coś całkowicie odwrotnego, tzn. z wieży miano otworzyć ogień do jakichś niemieckich oficerów, ale bardzo szybko uciszono jej obrońców i obeszło się w sumie na kilku niecelnych seriach, które poszły wysoko nad głowami Niemców?


Czy możesz to źródło wskazać? Piszesz, że dysponujemy jakimiś alternatywnymi źródłami, które przedstawiają te wydarzenia w innymm świetle, ale jakoś nie chcesz tych źródeł ujawnić. Odnoszę wrażenie, że ktoś Ci kiedyś coś naopowiadał, a Ty - nie zweryfikowawszy tego - tak wziąłeś to sobie do serca, że nie potrafisz się z tego wyzwolić. Rozpisujesz się o konieczności ostrożnego traktowania informacji pochodzących ze wskazanych przeze mnie źródeł, a sam kurczowo trzymasz się wersji, która nie ma żadnego oparcia w jakimkolwiek źródle...
Ja nawet wiem, skąd się ta Twoja wersja wzięła. Otóż kiedyś w Gazecie Wyborczej ukazał się artykuł "Wieża bez mitu", w którym to jego autor - przytaczając fragment raportu gen Neulinga, w którym to fragmencie mogliśmy przeczytać: Nagle polski karabin maszynowy zaczyna strzelać z wyżej wymienionej wieży w parku miejskim na sztaby, na szczęście seria przeleciała nad głowami. W odpowiedzi zostaje otwarty ogień z armaty przeciwpancernej i jeden z pierwszych strzałów trafia linę windy, winda spada, ogień zostaje wstrzymany. - w taki właśnie sposób opisał przebieg wydarzeń. Na temat rzetelności tekstów historycznych ukazujących sie w gazetach wypowiadałem się już wielokrotnie. Niestety, to one w największym stopniu kształtują świadomość historyczną większości Polaków.
W powyższym fragmencie (przytoczonym przez GW) gen. Neuling opisuje ostrzelanie sztabu. Natomiast wcześniej opisane jest ostrzelanie oddziału zwiadowczego, który to utknął w walkach i który zwrócił się o wsparcie do dowództwa dywizji (niezwłocznie posłany tam został 444 pułk piechoty, w kolumnie którego znajdowało się dowództwo dywizji. Przybycia kolumny 444 pułku piechoty (wraz z dowództwem dywizji) tyczy się cytowany w GW fragment raportu. Strzały z armaty przeciwpancernej uciszyły ckm, który otworzył ogień w kierunku oficerów sztabu. Popatrzmy zresztą, co wydarzyło się potem, a co również jest w owym raporcie Neulinga: "Za to otwarty zostaje ogień z karabinów i także droga między Brynkiem i wzniesieniem znajduje się nagle pod obstrzałem kilku karabinów maszynowych. [...] Jedna bateria zajmuje pozycje i park miejski zostaje wkrótce oczyszczony, kilku ciężko rannych powstańców zostaje odniesionych, jednakże jeńców nie wzięto do niewoli."
Ze zrozumiałych powodów, gen. Neuling nie zajmuje się w swym raporcie działaniami Freikorpsu i Grenzschutzu. A jak wynika z zeznań Polaków, to własnie Freikorps miał przede wszystkim walczyć o wieżę spadochronową. Raport gen. Neulinga niczego więc nie burzy w obrazie walk o wieżę, jaki wyłania się z zeznań polskich świadków. Wręcz przeciwnie. Problem w tym, że nierzetelny dziennikarz dokonał nadinterpretacji źródła, próbując wywołać atmosferę sensacji (co zresztą w znacznym stopniu mu się udało).

A teraz kolejne dwa fragmenty zeznań składanych przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach:

Zeznanie Stanisława Feige:

„Dnia 4 września 1939 roku już około godz. 4,00 rano słychać było strzały na terenie Katowic, a około godz. 6.00 oddział Wojska Polskiego wycofywał się ulicą J. Słowackiego i F. Chopina w kierunku Rynku. Z tym oddziałem była grupa cywilów uzbrojonych w karabiny. Około godz. 7.00 od strony ul. Mickiewicza pojawiły się pierwsze czołówki freikorpsu. Ubrani byli w cywilne ubrania, niektórzy mieli furażerki i opaski na ręce. Przepasani byli ładownicami i posiadali karabiny, także maszynowe. Jak słyszałem, to oddział wojskowy został zaatakowany na Zawodziu przez freikorzystów.
Około godz. 9.00 na naszym podwórzu pojawił się oficer niemiecki, ale rewizji nie przeprowadzał. Około południa w klatce schodowej odezwały się wezwania, aby wszystkie drzwi otwierać. Do naszego mieszkania przy ul. Słowackiego 8 na II piętrze weszło siedmiu freikorzystów. Mnie i ojcu rozkazali ustawić się twarzą do ściany, a matce, mojej siostrze, dwom siostrom matki i siostrze ojca rozkazali ustawić się po drugiej stronie tak samo twarzami do ściany. Mnie i ojca zaczęli kopać po całym ciele i bić pięściami, gdzie popadło.
Przeprowadzono rewizję mieszkania. Ojcu polecono ubrać się w mundur powstańczy. Ponieważ dowódca tej grupy był ranny w rękę i mówił językiem polskim, prosił, aby mu założono opatrunek. Po założeniu opatrunku matka zwróciła się do niego ze słowami: że ubranie mojego ojca w mundur powstańczy należy zrozumieć jako prowokację. Wówczas ten człowiek polecił ojcu rozebrać się z munduru i ubrać się w cywilne ubranie. Przed zabraniem ojca z mieszkania powiedzieli matce, że z ojcem nie będzie tak źle, jeżeli powie, gdzie zostali pochowani zabici żołnierze niemieccy w akcji powstańczej na kopalni „Matylda”. Mnie również chcieli z ojcem zabrać, ale obecni w mieszkaniu uprosili, aby mnie zostawić, gdyż jestem młody i mam dopiero 15 lat.
Zabrali tylko ojca, z którym udali się do niemieckiego konsulatu przy obecnej ul. Zawadzkiego 8. Stamtąd został zabrany na podwórze przy ul. Zamkowej i tam rozstrzelany. Zwłoki jego przewieziono do szpitala przy ul. Swierczewskiego. Tam jeden z pielęgniarzy rozpoznał mojego ojca, który otrzymał trzy kule; jedną w oko, drugą w nos, a trzecią w szyje. Pielęgniarz ten odłożył zwłoki na bok i przykrył je płaszczem. Na drugi dzień jeden z tych siedmiu freikorzystów przyszedł do matki, aby dała mu 300 zł na żywność dla ojca i załatwienie pewnych spraw. Na trzeci dzień, tj. w środę, przyszedł ponownie i żądał 600 zł, ale w tym czasie przyszła także siostra matki, Marta Breguła, zamieszkała przy ul. Mikołowskiej 15, oświadczyła jej, że ojciec nie żyje, i aby nie dawała pieniędzy. Po tej wiadomości, na drugi dzień matka udała się do szpitala przy ul. Raciborskiej i stwierdziła, że faktycznie mąż jej nie żyje. Postarała się o świadectwo zgonu i po południu urządziła pogrzeb, chowając ojca na cmentarzu przy ul. H. Sienkiewicza.”


Zeznanie Elżbiety Cierpiołowej:

„Noc z 3 na 4 września 1939 roku spędziłam w mieszkaniu żony policjanta polskiego Kaprynioka. Rano już wkraczało wojsko niemieckie. Udałam się z bratem Edwardem i Wincentym Dziurą oraz harcerką Zuzą Zawadzką i Erykiem Domańskim do Katowic. Zatrzymaliśmy się w tej grupie przed kościołem ewangelickim w Katowicach przy ul. Warszawskiej. Obok stała grupa młodzieży. Wyczuwaliśmy, że są to Polacy. Grupa ta mogła liczyć około 10 osób, w tym około 4 dziewczynki w cywilnych ubraniach, a w ręku trzymały kwiaty, jakby na powitanie wojska niemieckiego. W pewnym momencie usłyszałam, jak jeden z chłopców z tej grupy mówił do dziewczynki, aby się trzymała, czyli dodawał jej odwagi. Ja zrozumiałam, że coś tu się święci i skłoniłam moją grupę, aby z tego miejsca odejść. Udaliśmy się w kierunku tunelu stacji kolejowej i będąc w połowie na ul. Daszyńskiego usłyszeliśmy strzały. Przed tym jeszcze widziałam, jak na koniu jechał oficer niemiecki. Później ludzie opowiadali, że ta dziewczyna strzeliła do oficera niemieckiego, a równocześnie miało to być sygnałem do otwarcia ognia przez powstańców znajdujących się na wieży kościoła ewangelickiego.”

Pozdrawiam
Wojciech Kempa
 
User is offline  PMMini Profile Post #30

16 Strony < 1 2 3 4 > »  
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej