Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
5 Strony  1 2 3 > »  
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Bitwa koło wyspy Samar, Błędy, błędy, błędy ...
     
simon13
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.149
Nr użytkownika: 22.678

Zawód: kobieta pracujaca
 
 
post 18/12/2006, 0:01 Quote Post

Podczas serii bitew stoczonych na morzach okalających Filipiny, stoczono walkę pomiędzy zespołem ciężkich okrętów japońskich a grupą lotniskowców eskortowych z osłoną niszczycieli.,Wbrew logice Japończycy nie byli w stanie zniszczyc eskadry amerykańskiej ale zadali jej spore straty. Jednocześnie starcie to uniemożliwiło realizację planu floty cesarskiej wdarcia się pomiędzy zespoły desantowe i zrobienia tam pogromu. Jakie błędy i okoliczności zaważyły na niepowodzeniu tej misji oraz co zdecydowało o sukcesie okrętów USA w walce z potężnym wrogiem.
 
User is offline  PMMini Profile Post #1

     
Szamsziadad
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 334
Nr użytkownika: 14.942

Zawód: Historyk
 
 
post 19/12/2006, 1:07 Quote Post

Przede wszystkim - straszliwy błąd popełnił amerykański dowódca 3 Floty - adm. Halsey, który dopuścił do sforsowania przez zespół wadm. Kurity cieśniny San Bernardino. Pozostawienie nie bronionej kluczowej cieśniny prowadzącej w kierunku floty inwazyjnej, która bezwzględnie znajdowała się w jego obszarze odpowiedzialności, kładzie cień na karierze Halseya.

Wracając do bitwy - taki a nie inny jej rezultat wynikał z szeregu różnych przyczyn, które "złożone do kupy" dały ostateczznie wiadomy efekt. Na pewno bardzo poważnie na niepowodzenie Japonczyków wpłynęły błędy popełnione przez kilku z ich dowódców z wiceadmirałem Takeo Kuritą na czele. Kurita - który ledwie dzień wcześniej "kąpał się" po zagładzie "Atago", a i przed rozpoczęciem operacji chorował, nie był do końca sobą - jego decyzjom brakowało śmiałości i rozmachu, zwykle go cechującego (nie bez powodu dowodził po przeniesieniu w 1943 roku wadm Kondo na wyższe - lądowe - stanowisko artyleryjską częścią Połączonej Floty). Po tym, jak Japończycy znienacka wpadli na lotniskowce eskortowe, wysłał do boju ciężkie krążowniki, a nie niszczyciele, poza tym zarządził serie trudnych do zrozumienia manewrów, dzięki którym nie wykozrystano w tym starciu w sposób właściwy okrętów liniowych. W rezultacie decyzji Kurity sposób przeprowadzenia bitwy zależał w dużej mierze od jego bezpośrednich podwładnych. Byli nimi: dowódcy 1 i 3 Dywizjonu Okrętów Liniowych - wadm. Matome Ugaki i wadm. Yoshio Suzuki, dowodzących 5 i 7 Dywizjonem Krążowników kadm. Shintaro Hashimoto i wadm. Kazutaka Shiraishi, oraz komenderujący 2 i 10 Eskadrą Niszczycieli kadm. Mikio Hayakawa i kadm Susumu Kimura. Tymczasem kilku z nich również nie spisało się należycie. Wadm Shiraishi przez własny błąd władował się ze swym flagowym krążownikiem "Kumano" przed amerykańską torpedę na samym pocątku bitwy, i w rezultacie sobie nie podowodził (nota bene, tego dnia Shiraishi musiał dwukrotnie przenosić swoją flagę - najpierw z okaleczonego "Kumano" na "Suzuyę", a gdy i ten okręt doznał ciężkich uszkodzeń - na "Tone"). Wadm. Ugaki z mostka potężnego "Yamato" prowadził pościg za Amerykanami niezbyt energicznie, hamując przy tym wyrywającego się do przodu kadm. Yuiego Kobe, dowódcę pancernika "Nagato". Dwie szczęśliwie wystrzelone amerykańskie torpedy wyłączyły zresztą "Yamato" z bezpośeredniego udziału w bitwie - przez kilka minut okręt tem musiał płynąć w zupełnie innym kierunku, by nie zostać pzrez nie trafiony. Obaj dowódcy zespołów niszczycieli, pozostawieni przez Kuritę w odwodzie, w późniejszej fazie bitwy również się nie popisali - ataki torpedowe japońskich niszczycieli przeprowadzone były z bardzo dużej odległości, przez co nie trafiła ani jedna torpeda. Sytuację próbowali ratować agresywnie dowodzący z pokładu "Kongo" wadm. Suzuki oraz prowadzący do szarży na lotniskowce resztki trzech Dywizjonów Krążowników kadm. Hashimoto. W efekcie jednak zwłaszcza atakujące ciężkie krążowniki "Haguro" (z Hashimotą na pokładzie), "Chokai", "Chikuma" i pozostający nieco z tyłu, uszkodzony wcześniej "Tone" znalazły się pod ogniem praktycznie całej eskorty amerykańskiej, samych lotniskowców, a szybko także większości samolotów bojowych 7 Floty. W efekcie okręty te zmuszone były do gwałtownych zmian kursów, nagłych zwrotów,manewrów uchyleniowych. Nie sprzyjało to celności ognia. Ostatecznie te cztery okręty, za którymi podążał jeszcze pancernik "Kongo" zbliżyły się na tyle do zespołu amerykańskiego, by zasypać go lawina ognia. Jeden lotniskowiec poszedł na dno, kilka dalszych doznało ciężkich uszkodzeń, a większość niszczycieli amerykańskich była wyłączona z akcji, jednakże, gdy Hashimoto praktycznie był już praktycznie obok Amerykanów, Kurita nie wytrzymał i zarządził odwrót. Pół godziny dłużdzy bój doprowadziłby zapewne do zagłady wszystkich sześciu lotniskowców, "Haguro" i "Chikuma" były już na tyle blisko, że dokonałyby w szeregach amerykańskich pogromu. A tak nastąpił jeszcze tylko nieskuteczny atak torpedowy - i doszło do niesławnego odwrotu. Trzy japońskie ciężkie krążowniki Chokai", "Suzuya" i "Chikuma" doznały na tyle ciężkich uszkodzeń, że ich odwrót wraz z zespołem był niemozliwy - trzeba było je zatopić. "Ciężko okaleczony "Kumano" jedynie cudem dowlókł się do Manili - do linii nie powrócił juz nigdy. Podczas odwrotu zatonął także lekki krążownik "Noshiro" oraz niszczyciele "Nowaki", "Fujinami" i "Hayashimo" (a także niszczyiel "Shiranuhi" z innego zespołu, który miał uratować rozbitków z "Hayashimo"). Potęga japońskiej floty artyleryjskiej została dotkliwie ograniczona. Bitwa pokazała, iż japońskie ciężkie okręty nie mając radaru kierowania ogniem artyleryjskim uzyskują znacznie mniej trafień, niż dysponujące takim sprzętem jednostki alianckie. Okazało się też, iż strzelanie pociskami przeciwpancernymi do nieopancerzonych okrętów nie przynosi oczekiwanych skutków - ciężkie granaty japońskie przelatywały na wylot przez amerykańskie "blaszaki" nie czyniąc im większych szkód. Kolejną lekcją była niemożność prowadzenia "normalnej" bitwy pod notorycznym wprost nalotem nieprzyjacielskich samolotów. Sytuacja taka miała się zreszta powtórzyć w grudniu 1944 roku podczas ataku na amerykański przyczółek pod San Jose na wyspie Mindoro. Tym niemniej te starcie było do wygrania. O niewykorzystaniu szansy zadecydował rozkaz Kurity.
 
User is offline  PMMini Profile Post #2

     
simon13
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.149
Nr użytkownika: 22.678

Zawód: kobieta pracujaca
 
 
post 19/12/2006, 5:45 Quote Post

Trudno się nie zgodzic z tymi argumentami,od siebie dodałbym,że zawsze mnie dziwiło jak można było nie doprowadzic do szybkiego zbliżenia dysponując taką przewagą prędkości.Trochę namieszał w głowie Kuricie meldunek rozpoznający lotniskowce floty a nie eskortowe ale powinien się zorientowac,że płynie znacznie szybciej.Dodajmy do tego świetną walkę niszczycieli amerykańskich oraz katastrofalny zwrot Yamato w celu uniknięcia torped.Co do błędu Halseya to wpadł on w pułapkę Japończyków,którzy dośc pomysłowo,choc zakładając zagładę własnych lotniskowców,podstawili je na przynętę.Cesarska flota miała też trochę pecha trafiając na Dartera i Dace jeszcze podczas marszu w rejon bitwy,zaś utrata Musashi oraz uświadomienie Kuricie potęgi wrogiego lotnictwa nie pozostało zapewne bez wpływu na jego psychikę.
 
User is offline  PMMini Profile Post #3

     
Rian
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 3.332
Nr użytkownika: 6.598

Stopień akademicki: mgr
Zawód: politolog
 
 
post 25/07/2007, 18:49 Quote Post

Co ciekawe - przed rozpoczęciem operacji "Shō-Go 1" Kurita na zarzuty iż akcja jest samobójcza - miał twierdzić, że istnienie floty w wypadku upadku Filipin i tak jest bezcelowe (bo jeśli pozostałaby w bazach na południu - to po upadku Filipin zostałaby odcięta od dostaw zaopatrzenia, części zamiennych itp., zaś jeśli popłynęłaby do Japonii - to zostałaby odcięta od paliwa). Po cóż więc odwrót?? Czyżby Kurita sądził, że może jeszcze czegoś dokonać w późniejszym czasie ze swymi ocalałymi 4 pancernikami?? A może po prostu ogarnął go strach?? Albo przytłoczył ogrom klęski?? W każdym bądź razie - prawdopodobnie załamał się psychicznie - i stąd rozkaz odwrotu w momencie, gdy był już bliski zadania klęski nieprzyjacielowi (co prawda jego niewielkiej części tylko).
 
User is offline  PMMini Profile Post #4

     
simon13
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.149
Nr użytkownika: 22.678

Zawód: kobieta pracujaca
 
 
post 26/07/2007, 10:36 Quote Post

Śmiem postawic tezę,że najbardziej do odwrotu Kurity przyczyniło się spotkanie z Darterem i Dace.Wtedy Japończycy stracili nadzieje na skryte podejście Amerykanów,następnie zniszczono niezatapialnego Musashi.Gdy w końcu doszło do starcia byli przekonani,że atakują lotniskowce floty (bo przecież się ich wróg spodziewa),więc osłona pancerników jest bardzo blisko.Kondycja psychiczna Kurity musiała byc kiepska z wszystkich tych powodów,więc wiemy jak zakończył bitwę.
 
User is offline  PMMini Profile Post #5

     
Szamsziadad
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 334
Nr użytkownika: 14.942

Zawód: Historyk
 
 
post 26/07/2007, 13:59 Quote Post

Z tego co wiem "na dniach" mają się ukazać nowe, ponoć przełomowe "zachodnie" opracowania dotyczące morskiej bitwy o Leyte. Z tego co wiem autorzy skupiali się między innymi na tym jakie błędy popełniono w tym starciu i kto jest za nie odpowiedzialny. Z niecierpliwością oczekuję na te opracowanie! Jak na razie - moim zdaniem "kąpiel" Kurity była ważna dla jego dalszych poczynań, ale nie demonizowałbym "starcia" koło Palawanu. Szokiem dla Japończyków musiała być raczej dotkliwa nauczka otrzymana na Morzu Sibuyan. Mimo zmasowanego ognia przeciwlotniczego całej floty nie udało się uratować "Musashi" (choć ciosy decydujące o utracie tej jednostki zadano, gdy trzon zespołu już trochę się od niej oddalił!). Być może to fakt utraty najlepszego japońskiego okrętu (nieco ulepszonego w porównaniu z "Yamato"), mającego wraz z "Yamato" i "Nagato" stanowić japońską odpowiedź na nowoczesne pancerniki amerykańskie, spowodował brak wiary Kurity w ewentualne uzyskanie powodzenia w możliwym starciu z 3 Flotą. Na szczęście Toyoda "ustawił" Kuritę. A po powrocie do Japonii Takeo Kurita ostatecznie utracił dowództwo - poszedł na "boczny tor" (o ile pamiętam został dyrektorem Szkoły Marynarki Wojennej na wyspie Etajima) i już z niego nie powrócił.
 
User is offline  PMMini Profile Post #6

     
Rian
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 3.332
Nr użytkownika: 6.598

Stopień akademicki: mgr
Zawód: politolog
 
 
post 27/07/2007, 0:03 Quote Post

Pytanie: czy Kurita był najodpowiedniejszym człowiekiem do wykonania tego zadania?? O ile sobie przypominam - wcześniej niczym się specjalnie nie wyróżnił. Jeżeli zaś flota miała "iść na starcie" z wrogiem - może należałoby postawić na kogoś innego np. Mikawę - który już miał okazję walczyć z Amerykanami i poznał ich dobrze w trakcie walk na Salomonach.
 
User is offline  PMMini Profile Post #7

     
simon13
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.149
Nr użytkownika: 22.678

Zawód: kobieta pracujaca
 
 
post 27/07/2007, 0:40 Quote Post

Nie jestem teraz pewny co do Mikawy i możliwości ustanowienia go dowódcą.Pamiętam,że w Cesarskiej Flocie był troche niedowarzony system wymiany etatów tzn po odsłużeniu na morzu dostawało się przydział np do obrony wybrzeża.Pamiętam,że prze to przechodził chocby Raizo Tanaka, a chyba również Mikawa.Może było to w tym samym czasie co walki o Filipiny?Poza tym w marynarce również dz\iałały różnego rodzaju frakcje popierające swoich członków (skąd my to znamy?) i nie można wykluczyc,że Kurita był popierany przez jedną z nich.Ogólnie to chyba liczono na jego doświadczenie z bogatej kariery na ciężkich okrętach i posłuszeństwo.Że akurat nie szło to w parze z inwencją i żyłką ryzyka to inna historia.
 
User is offline  PMMini Profile Post #8

     
Szamsziadad
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 334
Nr użytkownika: 14.942

Zawód: Historyk
 
 
post 27/07/2007, 11:50 Quote Post

Mikawa realnie patrząc wypadł z "linii" w lipcu 1942 roku, kiedy to stracił stanowisko dowódcy 3 Dywizjonu Okrętów Liniowych, a otrzymał "biurkowe" stanowisko dowódcy 8 Floty. To, że przez większość 1942 roku osobiście dowodził podległymi sobie jednostkami (z pokładu "Chokai"), było jego osobistym wyborem - nie musiał tego robić. Przydawała mu się tutaj praktyka uznanego w Japonii oficera-specjalisty od ciężkich okrętów. Od kwietnia 1943 roku Mikawa pełnił już tylko lądowe funkcje dowódcze - był Dyrektorem Szkoły Nawigacyjnej Floty Japońskiej, dowodził 2 Południową Flota Ekspedycyjną, Flotą Rejonu Południowo-Zachodniego, a wreszcie zarówno 13 Flotą Lotniczą jak i 3 Flotą Ekspedycyjną. Teoretycznie w październiku 1944 roku był odpowiedzialny ze strony Floty za obronę Filipin (3 Fl. Eksp. i 13 Fl. Pow.), jednakże, wówczas już "kończył się" jako czynny żołnierz. Poważna choroba żołądka (o ile dobrze pamiętam), z którą przez pewien czas sie zmagał, zmusiła go do złożenia dowództw io powrotu do Japonii. Tak więc szanse na jego dowództwo "morskie" były zerowe.

Japonia faktycznie miała dosyć sztywny sposób obsady dowództw i następstwa oficerów na kolejnych stanowiskach. Liczyła się hierarchia ważności uzyskana jeszcze w akademii Etajima, oraz moment kolejnych awansów. Młodszy stażem nie mógł dowodzić kimś, kto awansował wcześniej (a jeśli pechowo już do tego dochodziło - jak akurat zdarzyło sie w Cieśninie Surigao z Nishimurą i Shimą, powodowało to spore problemy). W dodatku faktycznie znaczenie miały poglądy polityczne i światopoglądowe oraz przynależność do istniejących we flocie stronnictw. W rezultacie, mimo, iż starano sie promować możliwie najlepszych oficerów, rezultaty czasem były ciekawe. Japonia od połowy 1942 roku starała sie wietrzyć główne stanowiska dowódcze, odeszło wówczas na stanowiska biurkowe wielu starszych wiekiem oficerów (teoretycznie wśród nich Mikawa). Postawiono wówczas na bohaterów pierwszego okresu wojny - dowódców jednostek sprawdzonych w walkach o Azję Płd-Wsch, takich jak Kurita, Nishimura czy Hashimoto. Midway i walki o Guadalcanal jeszcze bardziej "odmłodziły kadrę dowódczą". Dopiero jednak z przełomem 1942 i 1943 roku ma miejsce główna weryfikacja przydatności dowódczej większości oficerów. Wtedy wreszcie uhonorowano mocno niedocenianego Ozawę (zastąpił Nagumę), do przodu poszli niektórzy z oficerów, którzy na początku konfliktu dowodzili jedynie okrętami (Masatomi Kimura, Komura, Hayakawa). Zarysował się wówczas według mnie niebezpieczny proces - do przodu szli specjaliści od niszczycieli i ogólnie mówiąc broni torpedowej, natomiast zabrakło awansów dla wybitnych ekspertów od ciężkiej artylerii. W rezultacie większość stanowisk dowódczych na pancernikach i ciężkich krążownikach przejęli ludzie specjalizujący się w torpedach. Doputy na stanowisku pozostawał wadm Kondo (do sierpnia 1943 roku), wszystko jeszcze wyglądało dobrze, ale, gdy "pchnięto go w górę" (pełny admirał, Doradca Morski - wyjątkowo prestiżowe stanowisko, dotychczas zajmowane głownie przez ludzi będących mocno po 60 roku życia, dowódca Floty na obszarze Chin (typowe stanowisko do oczekiwania na dowództwo całej floty - vide adm Koga) pojawił się problem. Dowództwo wysuniętych sił artyleryjskich (2 Flota z bazą w Truk i wpływ na dowodzenie trzonem floty) otrzymał wadm Kurita... Praktycznie już wówczas trudno było znaleźć kogoś w odpowiednim wieku, z odpowiednim życiorysem i stopniem, aby wymienić Kuritę. Pewne nadzieje rokował wadm Ugaki, były szef sztabu Yamamoty (przeżył zestrzelenie w czasie słynnej zasadzki!), ale ten admirał nie miał szczęścia do dowództwa. Jako dowódca 1 Dywizjonu Okrętów Liniowych nie miał zbyt częstych okazji by wychodzic w morze. A gdy trafiła mu się wreszcie operacja KON, zawrócono go z Halmahery na bitwę mariańską... Ugaki był bardzo zdolny, ale nie było powodu by odwołać Kuritę... Ach, gdyby Takeo był w październiku 1944 roku poważniej chory niż w rzeczywistości...
 
User is offline  PMMini Profile Post #9

     
simon13
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.149
Nr użytkownika: 22.678

Zawód: kobieta pracujaca
 
 
post 30/07/2007, 22:03 Quote Post

To może na czele byłby Nishimura...?I byłoby po Cesarskiej Flocie,choc może puściliby coś na dno.Swoją drogą to faktycznie trochę żal Ozawy,gwiazda Nagumo błyszczała zbyt długo by Jisaburo mial szansę zdziałac coś póki były na to szanse.Zresztą chyba to samo tyczy się Ugakiego.Może nie mieli poparcia,niezbędnego w wyścigu do stanowisk?Gdzieś na tym forum podałem temat o Mineichi Kodze,który jest raczej postacią anonimową,zarówno z powodu krótkiego dowództwa jak i braku stanowisk liniowych w czasie wojny.Na ile możemy uważac,że jego śmierc była rzeczywiście efektem wypadku i co mogłoby się zmienic gdyby pozostał na dowodzeniu dłużej?
 
User is offline  PMMini Profile Post #10

     
Szamsziadad
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 334
Nr użytkownika: 14.942

Zawód: Historyk
 
 
post 31/07/2007, 13:45 Quote Post

Simon13 jesteś chyba trochę zbyt surowy dla Nishimury. Jego zespół miał uderzyć od południa na 7 Flotę, która jednocześnie miała walczyć z zespołem Kurity. Nie było zespołu Kurity (bo ten swym "odwrotem" zmarnował kilka godzin) = 7 Flota mogła się przygotować na przyjęcie 2 Dywizjonu Okrętów Liniowych i reszty japońskiego zespołu. Przy braku nowoczesnych urządzeń radarowych i przewadze amerykańskich sił lekkich, i przy jednoczesnej słabości własnej eskorty zespół Nishimury nie miał dużych szans przetrwać przeprawę przez wąską Cieśninę Surigao. Japoński dowódca prawie do końca starał się związać walką siły amerykańskie i chyba udało mu się to nieźle, prawda. 25 października 1944 roku ok. godz. 3 rano Kurita zrobiłby to co chciał z amerykańskim zespołem desantowym, pozbawionym większości osłony. Ale zespół "północny" podchodzić do Zatoki Leyte rozpoczął dopiero o świcie, i w dodatku wpadł na zespół eskortowych lotniskowców...
Nishimura zrobił swoje - wiedząc że misja, którą otrzymał jest de facto samobójcza bez strachu ruszył w paszczę smoka (Surigao smile.gif). Być może popełnił kilka błędów w ustawieniu swego zespołu do bitwy i fatalnie rozegrał możliwość współpracy z 5 Flotą wadm. Shimy, ale w warunkach panujących ówcześnie w Cieśninie Surigao, nikt chyba nie "ugrałby" wiele więcej...

Zgadzam się, ze Japończycy zrobili sobie sporą krzywdę powierzając lotniskowce wadm. Chuichiemu Nagumo, a nie wadm. Jisaburo Ozawie. Przynajmniej po Midway można było dokonać zmiany. Ale doszło do niej dopiero po starciu w pobliżu Santa Cruz... na wojnie takie sytuacje się zdarzają.

Mineichi Koga był po śmierci Yamamoty naturalnym kandydatem na jego następcę. Niewiele młodszy stażem, wielokrotnie sprawdzony jako zdolny strateg morski, mający własną wizję dalszego przebiegu wojny adm. Koga mógł stanowić w miarę równoważne zastępstwo dla Yamamoty. Jak wiemy w 1943 roku Japończycy nie bardzo mieli okazję sprawdzić się w kolejnych bitwach (obie strony unikały ich zbierając siły), a zanim doszło do poważniejszego starcia w roku 1944 Koga zginął w wypadku lotniczym. Ciężko więc ocenić jego możliwości w dowodzeniu bitewnym. Ale już samo poważenie się na opracowanie planu niespodziewanego ataku na amerykańskie kotwicowisko dla lotniskowców na atolu Majuro ("drugie Pearl Harbor" jek chcą niektórzy historycy), któremu adm. Koga patronował, pozwala mi pisać o nim z uznaniem.

Nie jestem natomiast do końca przekonany, czy po śmierci Kogi adm. Soemu Toyoda był najlepszym możliwym wyborem. Był do wykorzystania adm. Kondo, można było także zaryzykować i postawić na wadm. Ozawę (choć byłby to awans bardzo nieoczekiwany, Ozawa wciąż był "w linii", do stanowiska sztabowego jeszcze trochę mu brakowało). Zamiast tego stanowisko objął "kolejny w szeregu"... Mimo prób agresywnego dowodzenia, odpuszczenie bezpośredniego dowództwa nad flotą, na rzecz nadzoru zza biurka nie wystawia dobrej opinii o tym oficerze. Być może Toyoda, jako prowadzący trzon flotu ku wybrzeżom Leyte spisałby się lepiej niż Kurita? To było możliwe, trzeba było jednak pozostać z Flotą a nie preferować życia sztabowego w Japonii...

Nie miejmy złudzeń - Japonia to nie Niemcy. Tam zastąpienie Raedera pochodzącym z kolejnego pokolenia Doenitzem, przy pominięciu co najmniej kilku innych wyższych stopniem dowódców nie było do pomyślenia. Trzeba było czterech lat wojny i wykazania całego kunsztu, by pierwszy z "czynnych admirałów" (Ozawa) mógł otrzymać dowództwo nad całą Flotą. Ach to zhierarchizowane japońskie społeczeństwo...
 
User is offline  PMMini Profile Post #11

     
simon13
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.149
Nr użytkownika: 22.678

Zawód: kobieta pracujaca
 
 
post 31/07/2007, 14:12 Quote Post

Nishimure potępiam właśnie za brak współdziałania z Shimą i błędy w ustawieniu.Nawet płynąc na śmierc trzeba to robic z głową,zwłaszcza jeśli to tylko częśc planu.O Kodze słyszałem same superlatywy,więc nie wykluczam,że on też padł ofiarą wywiadu USA.Ozawa był ofiarą systemu,swoją drogą ciekawe co by było gdyby on dowodził w Pearl Harbour i innych starciach Nagumy?Toyoda...nie wiem czy byłaby to odpowiednia kandydatura.Bardziej faktycznie pasują Mikawa,Kondo czy Ugaki.
 
User is offline  PMMini Profile Post #12

     
Rian
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 3.332
Nr użytkownika: 6.598

Stopień akademicki: mgr
Zawód: politolog
 
 
post 2/08/2007, 21:35 Quote Post

Ciekawe, że w wielu bitwach siłami japońskimi dowodzili oficerowie specjalizujący się w zupełnie innych rodzajach broni. Np. dowodzący w bitwie na Morzu Jawajskim kontradmirał Takeo Takagi wywodził się z okrętów podwodnych (co jednakże nie przeszkodziło mu w odniesieniu zwycięstwa). Natomiast Kurita - teoretycznie - mógłby się wydawać właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Większość kariery wojennej spędził dowodząc ciężkimi okrętami artyleryjskimi (ciężkie krążowniki, pancerniki). Jednakże mimo to - pogubił się zupełnie.
 
User is offline  PMMini Profile Post #13

     
simon13
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.149
Nr użytkownika: 22.678

Zawód: kobieta pracujaca
 
 
post 2/08/2007, 23:34 Quote Post

Myślę,że tu mogło trochę gubic Japończyków dążenie do wszechstronności.Oczywiście,fajnie by było gdyby Tanaka po Tassafarondze puścił się na owocny patrol okrętem podwodnym a potem dowodził z mostka lotniskowca.Tylko,że czas wojny promuje specjalistów,ekspertów w jednej dziedzinie.Na takie szkolenie można sobie pozwalac podczas pokoju,wtedy będzie się miało z tego wymierne korzyści.Jak juz napisałem o Kuricie;wychodząc w morze miał poczucie przygniatającej przewagi USNavy.Następnie wykąpał się po zatonięciu okrętu flagowego.Kolejny cios to utrata niezatapialnego Musashi.A potem walka z lotniskowcami (tak myślał).Niejeden by się posypał psychicznie.I wcale go nie tłumaczę,po prostu warto sobie uświadomic,że dowódcy też mają uczucia i podlegają stresowi.Ciekawe ile bitew przegrano z powodu zmęczenia lub zniechęcenia wodza a nie z braku jego talentu?Stawiam szmaragdy przeciw orzechom,że sporo.
 
User is offline  PMMini Profile Post #14

     
kopciuch1939
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 341
Nr użytkownika: 16.174

 
 
post 2/08/2007, 23:41 Quote Post

A ja się Kuricie wcale nie dziwię, na jego miejscu postąpiłbym zapewne tak samo. W końcu czego miał się spodziewać w zatoce Leyte po zagładzie zespołu Nishimury ( bądź co bądź skąd Kurita miał wiedzieć ile amunicji pozostało na amerykańskich pancernikach ), do tego jego zespół również został poważnie przetrzebiony.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #15

5 Strony  1 2 3 > »  
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej