Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
2 Strony  1 2 > 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Złota waluta: zloto oparciem zlotowki przed II WS
     
tadato
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.666
Nr użytkownika: 14.322

Tadeusz Malecki
Stopień akademicki: bêdzie dr
Zawód: dostawca wra¿eñ
 
 
post 8/05/2007, 11:41 Quote Post

Fragment rozmowy w sprawie książki "Złota Waluta"
- polecam.
Gdyby zdecydowano się nie trzymać parytetu złota można było mieć jeszcze więcej kasy na zbrojenia
Ile?
30% może więcej.


Dzięki Pańskim zabiegom po raz pierwszy w okresie powojennym wydana została w Polsce książka przedwojennego ekonomisty i polityka związanego z obozem narodowym Jerzego Zdziechowskiego pt. „Mit złotej waluty”. Na jej kartach Autor rozprawia się z ideologią monetaryzmu w jego przedwojennej postaci, uznając go za formę materializmu i przyczynę wielkiego kryzysu w latach 1929-33. Jej pierwsze wydanie z 1937 r. spowodowało wstrząs wśród ówczesnych elit. Niestety – otrzeźwienie przyszło zbyt późno...
- Owszem, wkrótce potem wybuchła wojna. Wbrew uprawianej przed 1939r. propagandzie wokół spraw wojskowych – w momencie niemieckiej agresji myśmy byli niesłychanie zacofani. Niby budowaliśmy nowy przemysł w COP-ie (Centralnym Okręgu Przemysłowym – przyp. red.), ale równocześnie nie wykorzystywaliśmy tych możliwości, które już mieliśmy. Fabryka karabinów w Radomiu, której budowę rozpoczął Sikorski w 1924 r., została uruchomiona w 1929 r. Była zdolna wyprodukować 100 tys. karabinów rocznie. Proszę sobie wyobrazić, że przez 10 lat wyprodukowała ich zaledwie 440 tysięcy! Dlaczego? Dlatego, że nie było pieniędzy. U nas na nic nie było pieniędzy, odwrotnie niż za socjalizmu, gdzie z kolei pieniądze musiały być. Polska należała przed wojną do tzw. klubu Gold Standard, czyli Złotej Waluty, i dotrzymywała wszystkich obowiązujących zasad polityki walutowej, narzucanych przez jego zagraniczne kierownictwo.
Kogo musieliśmy słuchać, gdy nie było jeszcze wtedy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ani Banku Światowego, ani Europejskiego Banku Centralnego?
- Był taki aeropag złożony z czterech szefów banków centralnych – Amerykańskiego Systemu Rezerw Walutowych, Banku Anglii, francuskiego banku centralnego i niemieckiego Reichsbanku. To szefowie tych instytucji kierowali światową polityką finansową narzucając ją innym krajom. Jakie to miało skutki dla gospodarki – o tym właśnie opowiada książka Zdziechowskiego. Polska przystąpiła do systemu Gold Standard w 1927 r., wbrew twórcom polskiej waluty, a zwłaszcza jej reformatorowi – Zdziechowskiemu. W październiku 1927 r. ukazał się dekret prezydenta RP Ignacego Mościckiego, który stanowił deklarację respektowania zasad Klubu Złotej Waluty.
Czy „Gold Standard” grupował większość krajów na świecie, czy też był klubem elitarnym?
-Kierownictwo było elitarne, ale miało szerokie wpływy, wykorzystywało m.in. Ligę Narodów. Podczas gdy my tutaj w odrodzonej Polsce walczyliśmy z inflacją, tworzyliśmy własną walutę (bo przecież ziemie każdego zaboru posługiwały się inną), oni nas koniecznie chcieli oddać pod kuratelę międzynarodową... Mimo, że dzięki zabiegom Komitetu Narodowego w Paryżu posiadaliśmy po I wojnie światowej status sprzymierzeńca i kraju stowarzyszonego z aliantami, to w zakresie finansowym tego statusu absolutnie nie chciano nam uznać. O ile np. Belgia otrzymała ze środków międzynarodowych całkowitą rekompensatę na odbudowę po zniszczeniach wojennych, to Polska, jakkolwiek poniosła udokumentowane straty w wysokości 15 mld złotych franków, nie dostała nic. Te 15 mld złotych franków odpowiadało mniej więcej 3 mld ówczesnych dolarów, a Dolar był wtedy 10-krotnie silniejszy jak obecnie. Nie chciano nam jednak uznać strat. Potraktowano nas tak jak Austrię, Węgry czy Bułgarię, czyli kraje pokonane przez aliantów.
Myśmy się nie chcieli oddać pod międzynarodową kuratelę z dwóch względów: po pierwsze dlatego, że bardzo silne było przeżywanie świeżo odzyskanej niepodległości, a po drugie z powodu tego, że w klubie „Gold Standard” ogromny wpływ, zwłaszcza na Anglików, miało kierownictwo niemieckiego Reichsbanku, które starało się wykorzystać tę kuratelę do kontroli polskiego budżetu, a zwłaszcza naszych wydatków na zbrojenia... Anglicy stali na stanowisku, że skoro Niemcy złożyli deklarację, że są zwolennikami pokojowej rewizji traktatu wersalskiego, to wobec tego Polaków nie należy popierać, bo opór Polski rozdrażni Niemców i spowoduje wojnę. Dlatego też Anglicy de facto popierali Niemców.
Kto w Polsce był przeciwny poddaniu polityki monetarnej międzynarodowej kontroli – Piłsudski, Grabski?
- Piłsudski sprawami gospodarczymi w ogóle się nie zajmował. Nawet jak opanował władzę w 1926 r., scedował je na Mościckiego. Gospodarka w ogóle go nie interesowała. To był typ człowieka całkowicie z innej epoki. Powinien być przywódcą w XVII czy XVIII wieku... Tak samo nie interesował się problemami zaopatrzenia technicznego i zbrojeniowego wojska, bo uważał, że do pokonania nieprzyjaciela wystarczy siła charakteru i wysokie morale. Przeciwni uzależnianiu Polski od gremiów międzynarodowych byli ludzie, którzy tym się bezpośrednio zajmowali w Sejmie i w rządzie – Stanisław Głąbiński, Jerzy Zdziechowski, Roman Rybarski ze strony Związku Ludowo-Narodowego (to była forma organizacyjna ruchu narodowego) oraz środowisko Witosa.
Wróćmy do finansów...
- Zdziechowski objął tekę ministra skarbu w listopadzie 1925 r. Przyszedł z zadaniem naprawy sytuacji, do jakiej doprowadził Grabski przez swoje zbyt dogmatyczne, restrykcyjne podejście do polityki finansowej.
Czy Grabski był wówczas odbierany tak jak dzisiaj Balcerowicz?
- Za duży mam szacunek do Grabskiego, by pozwolić na takie porównanie! Powiedziałbym to mocniej, gdyby Pani nie była kobietą... Grabski był prawdziwym patriotą, Polakiem, tylko uważał, że ze względów psychologicznych społeczeństwo nie przyjmie korekty błędnych posunięć. Powiem tylko tyle, że w wyniku wymiany marek na złote pokryto zaledwie 72-78 proc. obiegu pieniężnego. Źle przeliczono walutę. Przedsiębiorstwa straciły wskutek tego znaczną część środków obrotowych.
Mój dziadek wtedy stracił pieniądze uzbierane na kupno majątku. Zawiózł je do banku, by wesprzeć polską walutę, a po reformie okazało się, że jest tego tak mało, że nie opłaca się jechać...
- Zbankrutowało wtedy mnóstwo przedsiębiorstw. Nastąpił spadek produkcji. W książce Zdziechowskiego jest wykres, który pokazuje, jak kształtował się w poszczególnych latach dochód narodowy Polski. Najpierw okres inflacji, która pobudziła produkcję, potem hiperinflacja, która zaczęła wręcz pożerać środki obrotowe. Następnie – reforma Grabskiego, który zdusił inflację, ale razem z gospodarką... Potem przychodzi Zdziechowski, który stara się pobudzić gospodarkę poprzez dewaluację złotego w stosunku do walut zagranicznych. Grabski ustalił kurs na poziomie 5,18 zł za 1 dolara. Złotówka była tak dalece nadwartościowa, że zaczął się gigantyczny import. Tak jak dzisiaj. Dosłownie. Dlatego ta książka jest tak aktualna!
Nie sposób jednak odmówić Grabskiemu zasług...
- Reformę walutową, którą w 1924 r. podjął Grabski, przygotowywał już od 1923r. rząd Witos-Dmowski, a potem Witos-Seyda. Brał w tych pracach udział również Zdziechowski. Kilka poprzednich prób opanowania inflacji, również ze strony związanego z obozem narodowym Jerzego Michalskiego, mojego profesora, u którego zdawałem skarbowość na studiach prawniczych, nie powiodło się. Zrobiono wreszcie w ten sposób: po pierwsze uchwalono wprowadzenie od 1924 r. podatku majątkowego płatnego w złotych frankach, tj. we frankach według ich wartości parytetowej sprzed 1914 r. Parę miesięcy potem przyjęto ustawę o rewaloryzacji zobowiązań podatkowych, również w złotych frankach. Od tego momentu przestały się opłacać spekulacje na obniżenie marki polskiej. Przeciwnie, każdemu zależało, aby marka stała jak najwyżej po to, by zmniejszyć konieczny wydatek środków obrotowych w markach na zakup franków, którymi należało zapłacić podatek. Dzięki tej operacji zatrzymano inflację. Grabski nie był nową twarzą w kręgach władzy, wcześniej sprawował funkcję ministra skarbu w rządzie Witosa, a więc – był człowiekiem z tej ekipy, po prostu kolejnym realizatorem ich planów. Jego przewaga nad poprzednikami polegała jednak na tym, że wszystkie stronnictwa zgodziły się przyznać mu specjalne pełnomocnictwa, w związku z czym mógł realizować bardzo poważne zadania bez uciekania się do procedury parlamentarnej.
Po nim ministrem skarbu zostaje Zdziechowski...
- Tak, ale cały czas funkcjonuje tu jeszcze jedna osobowość, niezwykle ważna, choć niedoceniana, a mianowicie Stanisław Karpiński. Był on prezydentem Polskiej Kasy Kredytowej – to taki tymczasowy bank emisyjny, do czasu powołania Banku Polskiego, którego został potem prezesem. Otóż Karpiński z początku podporządkował się Grabskiemu, ale od połowy 1925 r., obserwując skutki jego poczynań, przeciwstawił się polityce dalszej ochrony wygórowanego parytetu złotówki. W przeciwieństwie do pana Balcerowicza, dla którego liczy się tylko wskaźnik inflacyjny, Karpiński był zdania, że najważniejsza dla polskiego banku centralnego jest polska produkcja.
Żeby zamknąć drogę takim poglądom, w III RP cel inflacyjny Narodowego Banku Polskiego został wpisany do konstytucji...
- Karpiński tymczasem oświadczył premierowi Grabskiemu, że nie będzie więcej interweniował i tracił rezerw walutowych na sztuczne podtrzymanie kursu złotówki. Zrobił to w oparciu o statut Banku Polskiego, który miał status niezależnej publicznej spółki akcyjnej. Wsparli go w tym ludzie, którzy w tym czasie kierowali bankiem. Kierownictwo składało się w 95 proc. z ludzi związanych z obozem narodowym. Sam Karpiński był wcześniej senatorem Związku Ludowo-Narodowego. Również cała grupa kierownicza, m.in. dyrektor Lipiński, Mieczkowski, Kozieł, drugi Karpiński – Zygmunt, brat Stanisława, który kierował działem zagranicznym – wszyscy oni byli związani z obozem narodowym. Doszło do konfliktu. Grabski i Karpiński zwrócili się do prezydenta Wojciechowskiego o arbitraż. To był listopad 1925 r., już po okresie 3-miesięcznego nie interweniowania Banku Polskiego w obronę kursu złotego.
Doszło do arbitrażu. Wojciechowski wziął stronę Karpińskiego. Grabski podał się do dymisji. Powstał nowy rząd – Skrzyńskiego, w którym stanowisko ministra skarbu objął Zdziechowski. Wcześniej był generalnym referentem budżetu i przewodniczącym komisji skarbu w Sejmie, jako poseł z ramienia Związku Ludowo-Narodowego.
W tym czasie dochód narodowy znów zaczął rosnąć...
- Dlatego, że złotówka pozbawiona interwencji banku centralnego samoistnie spadła z 5,18 na 6,5 – 7 zł za 1 dolara. Zdziechowski nie ograniczył się do tego poziomu. Jako wytrawny strateg finansowy zdawał sobie sprawę, iż każda operacja ma dodatkowe skutki. Dlatego postawił sobie za zadanie stabilizację złotego na poziomie 9 zł za dolara.
Dlaczego chciał tak mocno zdewaluować walutę?
- Bo uważał, że te pochodne procesy samoistnie doprowadzą do dalszego obniżenia kursu. Gdyby go usztywnił na 7 zł, to byłoby tak, jak zakręcić śrubę na amen. Pewnych elementów nie można pasować na sztywno, bo wtedy nie wytrzymują wzajemnej współpracy. Zdziechowski miał dużo wyobraźni w zakresie finansów, może nawet więcej niż Grabski. Ludzie sądzą, że stały kurs jest korzystny. A to jest jedno z największych nieszczęść dla gospodarki! Kurs musi być elastyczny.
To dlaczego Zdziechowski trzymał się 9 zł za dolara?
- On tylko zdewaluował złotówkę i ustalił parytet, którego będzie bronił. Parytet musi być tak ustawiony, aby zabezpieczał konkurencyjność na rynkach zagranicznych i w stosunku do importu oraz zapewniał możliwości eksportu. Jednocześnie poziom cen w kraju musi zabezpieczać rentowność produkcji oraz pokrycie potrzeb państwa. Zdziechowski jest twórcą teorii gospodarczego parytetu pieniądza. W książce jest na ten temat rozdział.
Jak na zmianę polityki walutowej zareagowały gremia międzynarodowe?
- Negatywnie. Jakakolwiek poprawa sytuacji w Polsce była oceniania negatywnie.
Nadchodzi rok 1928 i znów w gospodarce zaczyna się tendencja spadkowa. To jest rok ważnej decyzji...
- Tak, to jest rok przyjęcia tzw. pożyczki stabilizacyjnej i wstąpienia Polski do klubu Gold Standard
Od tej chwili Polska już nie mogła prowadzić własnej polityki finansowej?
- Mogła, ale nie chciała. Była tak lojalna w stosunku do swoich mocodawców, że uważała, iż jakiekolwiek odstępstwa są niedopuszczalne. Dlaczego? Otóż twórcy tej „stabilizacji” – prof. Adam Krzyżanowski i inni – uważali, że w ten sposób przyciągną do Polski kapitały zagraniczne...
Tak jak dziś...
- I z takim samym jak dziś skutkiem.
Czy wówczas także zaczęło narastać bezrobocie?
- Oczywiście. W 1928 r. było w Polsce 126 tys. bezrobotnych, a już w latach 30-tych zrobiło się milion sto tysięcy. Dziesięciokrotny wzrost bezrobocia! A proszę pamiętać, że rynek pracy był wtedy bardzo wąski, przemysłu było niewiele, 2/3 dochodu narodowego dawało rolnictwo. W 1937 czy 38 roku Kościałkowski, który wtedy był ministrem pracy i opieki społecznej stwierdził, że na 500 tys. ludzi, którzy rok rocznie przybywają na rynek pracy – 300 tysięcy automatycznie zasila rzeszę bezrobotnych. Polska nie miała żadnej akumulacji finansowej, żeby inwestować w tworzenie miejsc pracy. Rynek polski, wydrenowany z pieniędzy, był bardzo płytki. Muszę powiedzieć rzecz bardzo niepopularną: społeczeństwo polskie w wyniku powstania Państwa Polskiego zubożało. Na tych ziemiach w okresie zaborów robiło się więcej niż po odzyskaniu niepodległości...
Trochę to przypomina dzisiejszą sytuację, gdy ludzie zostali na początku lat 90. pozbawieni oszczędności, a całe regiony przemysłowe obumarły...
- Dzięki inflacji bardzo szybko odbudowano zniszczenia wojenne, później jednak „ściśnięcie” pieniądza w połączeniu ze światowym kryzysem gospodarczym, który wybuchł w 1929 r., spowodowało gigantyczny spadek dochodu narodowego. Zdziechowski został obalony 13 maja 1926 r., ale parytet ustalony przez niego na poziomie 8,9 zł za dolara, nadal się utrzymywał na wysokości parytetu gospodarczego. W związku z kryzysem wszystkie kraje zaczęły ruchy obronne, aby się wydostać spod wału kryzysowego. A my nie.
Inni dewaluowali swoje waluty?
- Inni tak, ale my nie. Myśmy utrzymali parytet do 1939 r.
Kto za to odpowiadał?
- Kolejne rządy sanacyjne. W 1929 r. ministrem skarbu został Ignacy Matuszewski – człowiek ogromnych zdolności, ale bez doświadczenia w dziedzinie finansów. Wcześniej był szefem wywiadu. Takie nadeszły czasy, że pułkownicy decydowali o finansach! Matuszewski był twórcą teorii zaciskania pasa: jak jest źle, to trzeba oszczędzać. A przecież kiedy gospodarka jest w kryzysie, to jak się zaciska pasa, następuje dalszy spadek koniunktury.
Oszczędzanie nie pomagało?
- Gdzie tam! W ciągu 5 lat o ponad połowę spadł dochód narodowy... Także prof. Zawadzki jako minister prowadził politykę skrajnie deflacyjną. Utrzymywał stały kurs. Przez cały okres sanacji kurs – to było tabu. Podobno tak kazał marszałek Piłsudski. Ale – na litość Boską – Marszałek nie miał o tym zielonego pojęcia! Kurs był przeszacowany. A tymczasem w 1931 r. głębokiej dewaluacji dokonuje funt szterling. Mało tego – rząd brytyjski upoważnia gubernatora Banku Anglii do odejścia od pokrycia w złocie waluty brytyjskiej. W ślady Anglików idą wszystkie kraje skandynawskie, wszystkie dominia brytyjskie, Japonia, Egipt, kilka krajów Ameryki Południowej. Wszyscy oni przeprowadzili dewaluację. Stany Zjednoczone na swoich dotychczasowych parytetach broniły się jeszcze półtora roku, ale i one w 1933 r. padły, i Roosevelt dokonał głębokiej dewaluacji dolara. W tym czasie my zeszliśmy z parytetu 8,91, co nas jeszcze jakoś ratowało, na 5,26 zł za dolara!
Czyżby Polska w czasie wielkiego kryzysu umacniała swoją walutę – odwrotnie jak reszta świata?
- Mimo tak mocnej złotówki myśmy nawet nie importowali, bo po prostu nie mieliśmy za co. Polska – kraj europejski, ulokowała się na przedostatnim miejscu w dochodzie narodowym na głowę. Mieliśmy bardzo duży przyrost naturalny i jednocześnie bardzo niską wartość produkcji. W dniu 12 maja 1935 umiera Piłsudski. Do pełni władzy dochrapał się nareszcie Ignacy Mościcki. Początkowo piłsudczycy liczyli, że prezydentem zostanie Walery Sławek, i całą władzę przejmą pułkownicy. Tymczasem Mościcki zdymisjonował Sławka, powołał do rządu swoich ludzi, a na jego czele postawił związanego z sanacyjną lewicą pułkownika Zyndrama Kościałkowskiego. Ster gospodarki oddał swojemu pupilowi Eugeniuszowi Kwiatkowskiemu, który objął tekę ministra skarbu.
Kwiatkowski ma piękną kartę w polskiej historii gospodarczej.
- No widzi pani, i to jest właśnie taka sama teoria jak ta, że Piłsudski wygrał wojnę w 1920 r. Wielkie nieporozumienie. Kwiatkowski był człowiekiem całkowicie nie przygotowanym do tej roli. Był inżynierem przemysłu, okazał się bardzo dobrym organizatorem w końcowej fazie rozbudowy Gdyni (bo nieprawda, że ją stworzył). Wbrew legendzie był raczej konsumentem efektów osiągniętych przez poprzedników. Autorską politykę miał okazję realizować krótko, od września 1935 do maja 1936 r.: pogrążała ona kraj w deflacji, były masowe strajki, ceny spadały, słowem – dołek kryzysu. Wtedy zaprotestowały czynniki wojskowe.
Bo nie było pieniędzy na nic, także na produkcję karabinów w Radomiu jak Pan wspomniał na początku naszej rozmowy?
- Przemysł działał na najniższych obrotach. Spadała produkcja. Brak opłacalności i siły nabywczej spowodował lawinowy spadek cen czyli deflację. We wrześniu 1936 r. doszło do wizyty Rydza-Śmigłego w Paryżu. Polska wystąpiła do Francji o pożyczkę na cele dozbrojenia. Pożyczka ta w wysokości dwustu kilkudziesięciu milionów złotych poruszyła nieco gospodarkę. Wojsko wymogło realizację Centralnego Okręgu Przemysłowego. Pomysł ten wywodził się z tzw. teorii trójkąta bezpieczeństwa w rejonie Radom-Skarżysko-Kielce, który realizował Sikorski jako minister spraw wojskowych. Potem sztab generalny wystąpił do Piłsudskiego, by kontynuować, ale Piłsudski się nie zgodził.
Dlaczego?
- Prawdopodobnie wskutek postępów choroby. Proszę sobie poczytać pamiętniki Wacława Jędrzejewicza, dyrektora Instytutu Piłsudskiego w Nowym Jorku. Podaje on, że od 1931 roku Piłsudski przestał załatwiać bieżące sprawy i stał się chorobliwie podejrzliwy. To był skutek choroby. Kwiatkowski był całkowicie nie przygotowany do kierowania polityką finansową w skali makro. Bał się i każdą decyzję ograniczał do minimum. Kiedy w 1936r. Polska stanęła na granicy bankructwa, zamiast po raz kolejny zdewaluować walutę, wprowadził ograniczenia w wydawaniu dewiz. Dlatego wzrost gospodarczy był tak nikły.
Po kryzysie nie wróciliśmy już do poziomu dochodu narodowego, jaki mieliśmy w szczytowym okresie, tj. w 1928 r.?
- Wszystkie kraje w świecie przekroczyły do wybuchu wojny pułap przedkryzysowy. A myśmy raczkowali.
Wojna zastała Polskę nieprzygotowaną gospodarczo, bez przemysłu zbrojeniowego. Czy był to skutek zewnętrznej kontroli pieniądza?
- Nie tylko. Sprawiła to także fatalna cecha Polaków – służalstwo i superlojalność wobec obcych, przewyższająca lojalność wobec własnego społeczeństwa. Dostrzegam głęboką analogię między tym co działo się w polityce gospodarczo-finansowej wtedy i teraz. Dlatego tak mi zależało na wydaniu książki Zdziechowskiego. Powiem teraz coś bardzo niepopularnego i Pani to pewnie ocenzuruje... Otóż ja nie uważam, że Polska w 1989 r. odzyskała niepodległość! Jako człowiek, który przez wiele lat pracował w aparacie gospodarczym PRL z całą odpowiedzialnością muszę pani powiedzieć, że wtedy mieliśmy więcej swobody w sferze gospodarki w stosunku do moskiewskiego Politbiura, niż teraz w stosunku do organów międzynarodowych... Oczywiście i wtedy zdarzali się serwiliści, którzy – gdy trzeba było decydować – podnosili słuchawkę i dzwonili do Moskwy. Ale mimo wszystko w skali makro można było z większą swobodą realizować zamierzenia gospodarcze, niż obecnie. Po 1989 r. doszło do całkowitego zmarnowania 40-letniego wysiłku narodu.
Gospodarka była podobno nienowoczesna, więc spisano ją na straty.
- To wielka lipa. Jak np. pokazywano cudzoziemcom fabrykę sprzęgieł samochodowych w Prażce, pytali, skąd mamy takie supernowoczesne urządzenia. Akumulacja w tamtym systemie sięgała 35 proc., co oznacza, że wszyscy mniej zarabialiśmy, ale za to powstawał majątek techniczny.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #1

     
Rothar
 

Primus Lictor
*******
Grupa: Moderatorzy
Postów: 1.682
Nr użytkownika: 176

Krzysztof Bylinowski
Stopień akademicki: mgr nauk ekonom.
 
 
post 8/05/2007, 20:17 Quote Post

Zapachniało trochę narodową antypropagandą rządów sanacji. Nie odniosę się może do czarnych wizji gospodarki II RP i III RP snujących się nad powyższą rozmową, choć z pewnością znalazło się w niej kilka celnych uwag o których dzisiaj czasem celowo się zapomina. Co zaś jednak do głównego wątku, czyli tej naszej złotej waluty...

Gold bullion standard był bardzo mocnym systemem, sprawił że złotówka w ostatnich latach istnienia II RP była jedną z najmocniejszych walut krajowych na starym kontynencie. Przy czym jej istnienie w formie wymiany na złoto było głównie sprawą prestiżu, a nie względów faktycznych korzyści czy specjalnego zagrożenia jej stabilności. Szczególnie, że projektowany i pasujący był bardziej ten system dla państw bogatych, bo jest on stosunkowo kosztowny. Stąd nic dziwnego, że szczególnie w kontekście zagrożenia zewnętrznego Rzeczpospolitej jego kurczowe się trzymanie można poczytywać za błąd ówczesnych elit politycznych.

QUOTE(tadato)
Gdyby zdecydowano się nie trzymać parytetu złota można było mieć jeszcze więcej kasy na zbrojenia
Ile?
30% może więcej.


Na jakiej podstawie tak wysokie cyfry szacujesz?

QUOTE(tadato)
  Fragment rozmowy w sprawie książki "Złota Waluta"


A raczej "Mit złotej waluty" Jerzego Zdziechowskiego z 1937

Temat przenoszę do II RP ze względu na tematykę.
 
User is offline  PMMini Profile Post #2

     
tadato
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.666
Nr użytkownika: 14.322

Tadeusz Malecki
Stopień akademicki: bêdzie dr
Zawód: dostawca wra¿eñ
 
 
post 9/05/2007, 7:09 Quote Post

No propagandą narodową pachnie jak cholera- to nie podlega dyskusji.
Z tym że uwagi są dość zasadne.
Co do 30%
Zaznacze że nie znam się na ekonomii.
Ale.
Skoro nasz ppanc kosztował 22 900 zł a niemiecki konstrukcyjnie podobny 10 000 zł.
To może gdyby dolar kosztował 8,90 zł a nie 5,26 zł to nasz ppanc też kosztowałby w granicach 10 000 zł?

Od pewnego czasu zastanawia mnie co było powodem tego iż uzbrojenie produkowane w Polsce było znacznie droższe niż te produkowane za granicą.
Koszty pracy, surowce, technologie?
Nie znalazłem odpowiedzi.
A może jest tak prozaiczna.
Nasza waluta była zadroga?
Nie wiem.
To tylko luźna myśl do dyskusji.
Najlepiej dla ekonomistów

tadato
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #3

     
NELSON
 

kot bojowy
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 922
Nr użytkownika: 20.599

Zawód: EMIGRANT
 
 
post 9/05/2007, 16:18 Quote Post

Mysle, ze porownywanie cen polskich z niemieckimi jest troche niefortunne.Po 1932 roku to dwa rozne systemy gospodarcze.W 1933 roku Hitler stwierdzil:"przez nastepne 5 lat nasza podstawowa zasada musi sie stac: wszystko dla armii."Rozbite zostaly zwiazki zawodowe,uklady zbiorowe zabronione i zastapione kontrola panstwa, oraz zamrozone zostaly place.Hitler oswiadczyl Schachtowi:"najwazniejszym czynnikiem stabilizacyjnym naszej waluty jest oboz koncentracyjny".Mowil rowniez:"potrafie zapewnic stabilnosc cen.Mam przeciez SA .Biada temu kto odwazy sie podniesc ceny!Nie potrzebuje do tego prawa, zalatwie to przez partie!".Jesli dodac do tego, ze funkcjonowalo 5 rodzajow Reichsmarek to obraz ulega pelnemu zaciemnieniu.Przydalby sie ekonomista wink.gif .Pozdrawiam.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #4

     
Rothar
 

Primus Lictor
*******
Grupa: Moderatorzy
Postów: 1.682
Nr użytkownika: 176

Krzysztof Bylinowski
Stopień akademicki: mgr nauk ekonom.
 
 
post 10/05/2007, 1:20 Quote Post

QUOTE(tadato @ 9/05/2007, 7:09)
Skoro nasz ppanc kosztował 22 900 zł a niemiecki konstrukcyjnie podobny 10 000 zł.
To może gdyby dolar kosztował 8,90 zł a nie 5,26 zł to nasz ppanc też kosztowałby w granicach 10 000 zł?


Rozumiem o co chodzi. Nie dysponuję niestety dokładnymi danymi na temat cen produktów zbrojeniówki. Oczywiście takiego mocnego przełożenia na pewno by nie było przy słabszej złotówce w stosunku do waluty niemieckiej, czy jakiejkolwiek innej. Kurs wpłynie w gruncie rzeczy przede wszystkim na import i eksport. Czyli nasza broń by była względnie bardziej konkurencyjna cenowo na rynkach zagranicznych, ale jednocześnie import broni by był o wiele mniej opłacalny. Tak czy inaczej chyba nie było aż tak źle, bo z tego co mi wiadomo jednak broń eksportowaliśmy. Czyli musiało się to zagranicy kalkulować w jakiś sposób. Sam koszt wytworzenia to jednak kwestia materiałów i technologii, a te nie poddają się rządowym dyrektywom tak elastycznie...

Wracając do tych 30% - czy lepiej X% w przypadku dużo słabszej złotówki... zapewne zyskujemy na bilansie płatniczym handlu z zagranicą. Mamy dodatkowe pieniądze na inwestycje w zbrojenia a dodatkowo nakręca się gospodarka. Oznacza to jednak, że ze wspomnianych wyżej względów bardziej trzeba stawiać na produkcję u siebie, bo import jest droższy. Pozostaje też niebezpieczeństwo pojawienia się szybko rosnącej inflacji...

Oczywiście wszystko gdybanie, ale tyle nam pozostaje.

QUOTE(tadato @ 9/05/2007, 7:09)
Od pewnego czasu zastanawia mnie co było powodem tego iż uzbrojenie produkowane w Polsce było znacznie droższe niż te produkowane za granicą.
Koszty pracy, surowce, technologie?


Myślę, że prędzej należy szukać bezpośrednich czynników właśnie w tych trzech ostatnich problemach, które wypisałeś. W gruncie rzeczy to ceny przy w miarę otwartym rynku zagranicznym nie mogą się w sposób irracjonalny i niczym nie poparty różnić, bo inaczej będą dążyć do wyrównania (ściąganie tańszego zagranicznego towaru, jak dziś w przypadku na przykład chińskich tekstyliów, choć wiadomo przed wojną granice były dla handlu bardziej szczelne).

QUOTE(NELSON @ 9/05/2007, 16:18)
Mysle, ze porownywanie cen polskich z niemieckimi jest troche niefortunne.Po 1932 roku to dwa rozne systemy gospodarcze.


Ceny porównać zawsze można, niezależnie od mnogości rodzaju pieniądza w obiegu, chociaż trzeba pamiętać, że przy takiej skali produkcji i nastawieniu na dozbrajanie, wyczerpującym gospodarkę, to III Rzesza nie miała w postaci Polski konkurencji dla siebie. Bo też i te efektowne wyniki niemieckiej zbrojeniówki okupione były zdychającą gospodarką. Gdyby nie wybuch wojny to tak naprawdę nie wiadomo co by się z nią stało.
 
User is offline  PMMini Profile Post #5

     
tadato
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.666
Nr użytkownika: 14.322

Tadeusz Malecki
Stopień akademicki: bêdzie dr
Zawód: dostawca wra¿eñ
 
 
post 10/05/2007, 7:51 Quote Post

To że wojna musiała wybuchnąć własnie z powodu napędzania niemieckiej gospodarki zbrojeniami - to była pewna sprawa.
I Polacy o tym wiedzieli od 1934r !
Patrz A. Wysocki "Sekrety sejfów dyplomatów"
Problem z tym że my mogliśmy pójść tą samą drogą.
Nasza obawa przed inflacją "zadusiła" gospodarkę.
Nasz skarb państwa miał rezerwe złota a Niemcy nie.
Z tego co pisze Wysocki - Niemcy zbankrutowały w 1934r.
smile.gif
i co z tego?
Nic
Prawie wygrały wojne.
A my?
Oszczędzaliśmy, budowaliśmy, mieliśmy silną walute i padliśmy w walce.

tadato

 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #6

     
Rothar
 

Primus Lictor
*******
Grupa: Moderatorzy
Postów: 1.682
Nr użytkownika: 176

Krzysztof Bylinowski
Stopień akademicki: mgr nauk ekonom.
 
 
post 11/05/2007, 0:56 Quote Post

Problem był natomiast taki, że nie wiedzieliśmy kiedy taka wojna mogła wybuchnąć. Gdyby ktoś podał rządowi datę rozpoczęcia wojny to problemu by nie było. Był natomiast taki, że inicjatywa była po stronie III Rzeszy i ona mogła atakować w dowolnie pasującym jej momencie. A ta niewiedza o pozostałym Polsce czasie rzutowała na decyzje polityków.

Swoją drogą co do tego poinformowania o zbliżającej się wojnie - jeśli osoba, która gospodarczo powinna być najbardziej o tym poinformowana, czyli Eugeniusz Kwiatkowski, trzymany był w niewiedzy co do zbliżającego się konfliktu niemal do samego końca - to o właściwych działaniach nie mogło być mowy.

Zawaliło jednak nie rozeznanie sytuacji w jakiej znajdują się stosunki Polski i III Rzeszy. Rząd miał świadomość niebezpieczeństwa wynika z tego, co napisałeś. Brak było natomiast jasnych posunięć gospodarczych dostatecznie wczesnych i zdecydowanych. Ale czy najlepszą ścieżką miała być ta, którą wybrała III Rzesza? Nie jestem do końca przekonany.

QUOTE(tadato @ 10/05/2007, 7:51)
Oszczędzaliśmy, budowaliśmy, mieliśmy silną walute i padliśmy w walce.
*



Budowanie przemysłu zbrojeniowego miało jeszcze sens w 1934 o którym wspomniałeś. To całe pięć lat w czasie których można było wyprodukować dużą ilość sprzętu w nowych fabrykach.

III Rzesza według Hitlera miała być państwem samodzielnym gospodarczo, wytwarzanie jej strategicznych produktów miało odbywać się nawet przy olbrzymiej nierentowności przedsiębiorstw (państwowych oczywiście). Wszystko to przy użyciu wielkich pożyczek wewnętrznych narzuconych społeczeństwu (wypłacano w nich część dochodów pracowniczych), których Hitler nie zamierzał nigdy spłacić.

Polska nie budowała tego w taki sposób. Nasz przemysł powstawał nie z wizją urwaną na punkcie X na linii czasu. Zgodzę się, że nasza gospodarka była mocno przyduszona ostrożnymi decyzjami polityków. Nie bronię tej linii politycznej, jakkolwiek ciężko jest podjąć decyzję o samobójstwie gospodarczym przy niejasnych przesłankach o przyszłości. Zakładam, że mamy rok 1934 i wiele lat przed sobą do wojny. W przypadku braku wojny całą gospodarkę na pewno trafi szlag w dłuższym okresie. Kontrolowane doprowadzenie do ruiny to decyzja, która tak łatwo w państwie demokratycznym (ograniczonej demokracji, ale wciąż demokratycznym) nie przejdzie łatwo.

Jakkolwiek 'zmiękczenie' waluty i pozwolenie na odpowiednio wyższą inflację samo w sobie do takiej ruiny doprowadzić nie musiało, więc te akurat instrumenty rząd mógł zastosować z prawdopodobną korzyścią dla naszego przygotowania do wojny. Ciężko powiedzieć tylko w jakim stopniu by to poprawiło naszą sytuację.
 
User is offline  PMMini Profile Post #7

     
tadato
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.666
Nr użytkownika: 14.322

Tadeusz Malecki
Stopień akademicki: bêdzie dr
Zawód: dostawca wra¿eñ
 
 
post 11/05/2007, 10:10 Quote Post

Zgadzam się.
Sam pomysł budowy COP-u też był nie najlepszy.
Tak naprawdę były to działania troche propagandowe i "skok na kase" Kwiatkowskiego.
A kasa pojawiła się w związku z końcem wielkiego kryzysu.

Nawet gdyby wojna nie wybuchła - byłoby żle
Mieliśmy zbyt płytki rynek, produkty wytworzone w COP nie znalazły by nabywców na rynku cywilnym.
Mielśmy do wyboru:
- kryzys związany z przedstawieniem istniejącej gospodarki na tory wojenne
lub
- kryzys związany z inwestowaniem w latach 1936-39 w COP i przemysł ciężki który był nastawiony na produkcje zbrojeniową a nie cywilną.

Alternatywa krysys lub krysys

tadato
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #8

     
Magilla
 

I ranga
*
Grupa: Użytkownik
Postów: 22
Nr użytkownika: 42.473

Stopień akademicki: doktor
Zawód: pracownik naukowy
 
 
post 6/03/2008, 18:59 Quote Post

QUOTE(tadato @ 10/05/2007, 7:51)
To że wojna musiała wybuchnąć własnie z powodu napędzania niemieckiej gospodarki zbrojeniami - to była pewna sprawa.
I Polacy o tym wiedzieli od 1934r !


Mam watpliwosci - vide Stefan Litauer (1935), The Role of Poland between Germany and Russia. International Affairs 14, 654-673. Litauer napisal "Hitler chose peace and to do him justice one must admit that he really meant it. What Poland was not able to achieve with Brüning or with Hermann Müller, or with (...) Stresemann, she actually managed to obtain with Adolf Hitler".

QUOTE(tadato @ 10/05/2007, 7:51)
Problem z tym że my mogliśmy pójść tą samą drogą.
Nasza obawa przed inflacją "zadusiła" gospodarkę.

*



Gospodarke dusila, jesli juz, niekonsekwentnie prowadzona walka z kryzysem. Jesli ktos decyduje sie na polityke deflacyjna to nie moze pozwalac na daleko idaca monopolizacje gospodarki. A w Polsce w ten sposob postepowano.
 
User is offline  PMMini Profile Post #9

     
99piotr
 

I ranga
*
Grupa: Użytkownik
Postów: 36
Nr użytkownika: 42.388

Piotr Kalinowski
Zawód: samorzadowiec
 
 
post 7/03/2008, 15:26 Quote Post

QUOTE(tadato @ 8/05/2007, 11:41)
Fragment rozmowy w sprawie książki "Złota Waluta"
- polecam.
Gdyby zdecydowano się nie trzymać parytetu złota można było mieć jeszcze więcej kasy na zbrojenia
Ile?
30% może więcej.

Nie bierzecie chyba pod uwagę, że na rynku międzynarodowym płaciło się w złocie (nie pustym pieniądzem jak obecnie). Wobec czego kasy byłoby dokładnie tyle samo ile było - złotówka była znacznie słabsza.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #10

     
Rothar
 

Primus Lictor
*******
Grupa: Moderatorzy
Postów: 1.682
Nr użytkownika: 176

Krzysztof Bylinowski
Stopień akademicki: mgr nauk ekonom.
 
 
post 8/03/2008, 1:21 Quote Post

QUOTE(99piotr @ 7/03/2008, 15:26)
Nie bierzecie chyba pod uwagę, że na rynku międzynarodowym płaciło się w złocie (nie pustym pieniądzem jak obecnie). Wobec czego kasy byłoby dokładnie tyle samo ile było - złotówka była znacznie słabsza.
*



Złoto w międzywojniu stanowiło znaczną część rezerw, waluty były w większym stopniu niż dzisiaj oparte na pokryciu złotem, jednak nawet Wielka Brytania nie utrzymywała wtedy czystego systemu waluty złotej (dewaluacja w 1931). Zresztą sama wymienialność walut na złoto też uległa ograniczeniu w wyniku Wielkiego Kryzysu. Stąd ciężko się zgodzić z Twoim stwierdzeniem: "kasy" na handel międzynarodowy nie byłoby dokładnie tyle samo.

System, który masz na myśli załamał się podczas I wojny światowej. Próby przywrócenia skończyły się porażką.
 
User is offline  PMMini Profile Post #11

     
Magilla
 

I ranga
*
Grupa: Użytkownik
Postów: 22
Nr użytkownika: 42.473

Stopień akademicki: doktor
Zawód: pracownik naukowy
 
 
post 8/03/2008, 20:56 Quote Post

Nie wiem czy zwrociliscie uwage, ale w polskich dyskusjach nad polityka pieniezna w ogole nie zwraca sie uwagi na wiarygodnosc systemu pienieznego. Przywiazanie Polski do waluty zlotej z perspektywy ...dziesieciu lat i II wojny moze nawet wydawac sie bledem. Jednak bez zaufania do waluty danego kraju nie mozna bylo zrobic czegokolwiek, a sciagniecia kapitalu przede wszystkim.

Na wykresie widac zmiennosc kursu w Berlinie (dane dzienne). Mocne odchylenia okolo setnej obserwacji przypadaja na kwiecien 1927, kiedy chwilowo zalamaly sie dyskusje na temat pozyczki stabilizacyjnej. Te wahania sa wieksze niz zanotowane na przelomie 29/30. Jesli dodac do tego klopoty z pozyczkami i strukture obrotow na gieldach, to przywiazanie do stabilnego pieniadza - przynajmniej do 1933, kiedy USA odeszly od gold standard - nie wydaje sie juz takie bezsensowne.

QUOTE(Rothar @ 8/03/2008, 1:21)
Stąd ciężko się zgodzić z Twoim stwierdzeniem: "kasy" na handel międzynarodowy nie byłoby dokładnie tyle samo.

System, który masz na myśli załamał się podczas I wojny światowej. Próby przywrócenia skończyły się porażką.
*



Ostatecznie ze zobowiazan (glowna rola pieniadza) zwalnialo zloto. Trudno mi sobie wyobrazic, ze np. Holendrzy chcieliby dostac od Polski za 'Orla' zlotowki 'po dewaluacji'. Kasy mogloby byc na handel wiecej tylko w sytuacji, gdyby dewaluacja poprawila konkurencyjnosc polskich towarow za granica.

Czy proby przywrocenia zakonczyly sie kleska? System sie nie utrzymal, zgadza sie. Ale nie mogl sie utrzymac, skoro FED i Bank Francji zaklocily w znacznym stopniu jego funkcjonowanie (pisze o tym ostatnio dosc duzo Anna Schwartz).

Załączona/e miniatura/y
Załączony obrazek
 
User is offline  PMMini Profile Post #12

     
Rothar
 

Primus Lictor
*******
Grupa: Moderatorzy
Postów: 1.682
Nr użytkownika: 176

Krzysztof Bylinowski
Stopień akademicki: mgr nauk ekonom.
 
 
post 7/05/2008, 20:22 Quote Post

QUOTE(magilla)
Przywiazanie Polski do waluty zlotej z perspektywy ...dziesieciu lat i II wojny moze nawet wydawac sie bledem. Jednak bez zaufania do waluty danego kraju nie mozna bylo zrobic czegokolwiek, a sciagniecia kapitalu przede wszystkim.


Obecnie to dyskusja na zasadach gdybania. Ciężko ocenić czy słabsza waluta nie stałaby się problematyczna ze względu na spadające zaufanie ludności i pamięć o wcześniejszej wysokiej inflacji. W końcu też złoty był walutą nową i zaufanie do niego mogło być tym bardziej chwiejne. Wybrano natomiast ścieżkę bezpieczną dla stabilności waluty.

Z tym, że w ocenie tego rozwiązania już pozostaje jedynie starcie poglądów politycznych. W zależności od tego jakie kto ma poglądy względem polityki monetarnej, tak będzie oceniał tę historię.

Jedno jest pewne: złoty przez całe dwudziestolecie miał skłonność do aprecjacji, dewaluacja była jednak postrzegana jako słabość państwa - walutę traktowano bardzo prestiżowo, nie zaś według tego, do czego faktycznie służyła. Złoty pod koniec życia II RP miał coraz mniejsze pokrycie w kruszcu, ze względu na topniejące rezerwy - potrzebę interwencji na rynku.
 
User is offline  PMMini Profile Post #13

     
Piechur_27
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 528
Nr użytkownika: 44.264

Stopień akademicki: magister
 
 
post 7/05/2008, 21:44 Quote Post

QUOTE(Magilla @ 8/03/2008, 21:56)
Ostatecznie ze zobowiazan (glowna rola pieniadza) zwalnialo zloto. Trudno mi sobie wyobrazic, ze np. Holendrzy chcieliby dostac od Polski za 'Orla' zlotowki 'po dewaluacji'. Kasy mogloby byc na handel wiecej tylko w sytuacji, gdyby dewaluacja poprawila konkurencyjnosc polskich towarow za granica.


Wydaję mi się że 85 proc. kosztów budowy 2 okrętów podwodnych typu "Orzeł" pokryliśmy drogą kompensat towarowych (w tym wypadku był to jęczmień browarniany) i bynajmniej nie była to jakaś nadzywczajna praktyka, lecz standard tamtych czasów w przypadku dużych kontraktów zbrojeniowych.
Od razu zastrzegam, że nie jestem ekonomistą, więc może nie do końca rozumiem mechanizmu tej umowy.
 
User is offline  PMMini Profile Post #14

     
Rothar
 

Primus Lictor
*******
Grupa: Moderatorzy
Postów: 1.682
Nr użytkownika: 176

Krzysztof Bylinowski
Stopień akademicki: mgr nauk ekonom.
 
 
post 7/05/2008, 22:09 Quote Post

Nie wiem na ile o wyborze Holendrów zaważyła właśnie ta możliwość offsetu (dostawa surowców potrzebnych do produkcji okrętu i zapłata towarem rolnym) - niekoniecznie musiało mieć to związek z siłą złotego. Choć tutaj powinien wypowiedzieć się specjalista. Ma ktoś informacje na temat tego, co proponowali inni oferenci?
 
User is offline  PMMini Profile Post #15

2 Strony  1 2 > 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej