|
|
Humor w PRL w spoleczenstwie czyli kawaly
|
|
|
|
Nie sposób nie zauważyć, że satyra odnosząca się do rzeczywistości życia w Polsce Ludowej opiera(ła) się przede wszystkim na grze słów i dwuznacznościach, w których zazwyczaj chodziło o rozróżnienie rozumienia przenośnego od dosłownego. I klasyczny przykład takiego dowcipu:
-Dlaczego w teatrze Jaruzelski zawsze siada z przodu? -Żeby chociaż raz mieć naród za sobą
Kolejne przykłady tego typu dowcipów - chociaż już nie przenośno-dosłownych - to klasyczne lata Izy i Ani. Nasuwa się więc samoistnie pytanie, skąd właśnie tego typu charakter humoru o PRL. Czyż nie brał się on w pewnym sensie z satyrycznej propagandy i miał na celu obejście pewnych przepisów?
|
|
|
|
|
|
|
|
Myślę bamip że na Mysiej głupców nie zatrudniano. Zmagania z cenzura podnosiły poziom jakościowy ówczesnej satyry. Porównawczo; Większość współczesnych memów to prostactwo jest.
|
|
|
|
|
|
|
|
Czy ja wiem? To kawały o Polaku, Rusku i Niemcu były takie bardzo wyrafinowane?
Nie wszystkie wice z PRL to gra półsłówek.
|
|
|
|
|
|
|
|
No wiesz Baszybuzuk; Takich kawałów nie publikowano. To była szeptana propaganda pospólstwa. Jednak nawet w tej serii dowcipów można coś ciekawego znaleźć o naturze Polaków. Tak jak w kawale o diable co zamknął w piekle Niemca, Sowieta i Polaka. Podrzucił im po dwie zardzewiałe stalowe kule i był ciekawy rezultatu. Co z nimi zrobią?
|
|
|
|
|
|
|
|
Dla prawidłowego zadziałania puenty konieczne jest zaznaczenie, że zamknął ich w jakichś relatywnie małych, pustych celach.
Jednak większość tych prostych kawałów zasadzała się na schemacie entuzjastyczne głupawego sąsiada ze wschodu, pechowego niemoty z zachodu oraz zaradnego, radzącego sobie "sposobem" Polaka.
Właściwie chyba dlatego akurat te kawały miały największy obieg - nie odnosiły się bezpośrednio do polityki, człowiek ruski nie był taki do końca przegrany, Niemiec dostawał zawsze największe baty, a Polak oczywiście zwyciężał (kawał o kulkach to jednak wyjątek). Słowem, w sensie PRLu, były politycznie poprawne.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(bamip @ 24/05/2018, 15:14) Nie sposób nie zauważyć, że satyra odnosząca się do rzeczywistości życia w Polsce Ludowej opiera(ła) się przede wszystkim na grze słów i dwuznacznościach, w których zazwyczaj chodziło o rozróżnienie rozumienia przenośnego od dosłownego. I klasyczny przykład takiego dowcipu: -Dlaczego w teatrze Jaruzelski zawsze siada z przodu? -Żeby chociaż raz mieć naród za sobąKolejne przykłady tego typu dowcipów - chociaż już nie przenośno-dosłownych - to klasyczne lata Izy i Ani. Nasuwa się więc samoistnie pytanie, skąd właśnie tego typu charakter humoru o PRL. Czyż nie brał się on w pewnym sensie z satyrycznej propagandy i miał na celu obejście pewnych przepisów? Widzisz, problem z dowcipami jest taki, że ciężko ustalić ich pierwotne pochodzenie, a były też znane w różnych krajach, i w różnych okresach, gdzie tylko zmieniano nazwiska.
Jaką przykładowo charakterystykę dasz humorowi norweskiemu, który w czasach II wojny miał m.in. i taki dowcip:
Dlaczego Hitler czuje się najbezpieczniej w kiblu? - Ponieważ ma brązowe masy pod sobą.
Ogólnie co do dowcipów i PRL, i krajów bloku wschodniego, i ogólni radzieckich już od Lenina polecam książkę Śmiech i młot. Historia komunizmu w dowcipach.
|
|
|
|
|
|
|
|
Dzięki @wysoki za informację, chętnie poczytam
Słyszałem - odstępując od głównego tematu - że kawał, jakoby prawdziwy Niemiec miałby być wysoki jak Goebbels, szczupły jak Goering i blondyn jak Hitler narodził się pośród żołnierzy Wehrmachtu.
|
|
|
|
|
|
|
|
problem z dowcipami politycznymi w PRL był taki , że wtedy się "wszystko kojarzyło". Wystarczyło w odpowiednim kontekście użyć zwrotu "czerwony burak" i reszta kojarzyła, że każdy komuch to cham.
Albo w słynnej piosence Młynarskiego - fraza "przyjdzie walec i wyrówna". Kolejnym przykładem jest słynny skecz Tey'a, Maluch. Wystarczyło powiedzieć, że weźmie się na kanał, luzy zlikwiduje i śruby przykręci aby cała sala wybuchała śmiechem.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(bamip @ 25/05/2018, 8:09) Słyszałem - odstępując od głównego tematu - że kawał, jakoby prawdziwy Niemiec miałby być wysoki jak Goebbels, szczupły jak Goering i blondyn jak Hitler narodził się pośród żołnierzy Wehrmachtu. A tam gdzie to słyszałeś mówili może jak to się stało, że ten dowcip pierwotnie wymieniał jeszcze Röhma (w postaci "cnotliwy jak Röhm"), który zginął w roku 1934, a Wehrmacht powstał rok później?
Także podejrzewam, że ten dowcip nie narodził się wśród żołnierzy Wehrmachtu .
|
|
|
|
|
|
|
|
Zgadzam sie z poldasem, ze poziom intelektualny humoru tolerowanego przez wladze byl znacznie wyzszy z powodu "wodzenia sie za nos" z wszechobecna cenzura. (Na tematy wspolczesnego polskiego humoru sie nie wypowiadam, bo nie mam z nim na codzien do czyniena, jednakze te male probki jakie mi sie uda zobaczyc/przesluchac w sieci, to optymizmem mnie nie napawaja. W najlepszym przykladzie jest to typowa haltura).
Humor byl oczywiscie mocno cenzurowany. Mam swietny przyklad, pochodzacy jeszcze z konca lat 60-tych. Kto dzis pamieta Tadeusz Chyle i jego ballady? (Ja tak, dlatego o nim pisze). Niebywale wysoki poziom intelektualny, oraz umiejetnosc Chyly do pisania liryki "pomiedzy wierszami" (rzeczywistosci politycznej kraju), nie ulega najmniejszym watpliwosciom. Jednym z jego najwiekszych (a jakze licznych) przebojow byla Ballada o Cysorzu.
Oto ona i prosze zwrocic uwage, ze w okolicach 0:50 sekundy jest wstawka muzyczna, tuz przed slowami "posun no sie troche stary mowi najjasniejsza pani". https://www.youtube.com/watch?v=p7a62QEVdCA
Gdy sie czlowiek "wslucha", zarowno w linie melodyczna, jak i w sama liryke, to wyraznie widac (a raczej slychac), ze czegos tam po prostu brakuje. Ano brakuje!!! (Dzieki owczesnej polskiej cenzurze). Jestem posiadaczem (a przynajmniej nim bylem, bo juz od lat nie widzialem tej plyty, ktora jest "zagubiona" w tonie, albo i dwoch tonach roznych plyt, kaset magnetofonowych, tasm VHS, ksiazek...oj,oj,oj...to mnie boli, bo wiem, ze tam sa swietne ksiazki, czasami wrecz "biale kruki"..relatywnie rzecz ujmujac, ktore "ja mam", ale jednoczesnie z powodu mojego lenistwa, po prostu "nie mam", bo przeciez nie bede sie wspinal w garazu na drabine na wysokie polki i zdejmowal ciezkie pudla, azeby przez dzien lub dwa szukac czegos, co mi sie akurat przypomnialo, ze "mam", czasopism rodem z PRLu, CCCP i innych szpargalow, bedacych dla co poniektorych "skarbami", ktore ja konsekwentnie od co najmniej 30 lat zamierzam uporzadkowac i skatalogowac), gdzie zarowno linia melodyczna, jak i ilosc zglosek w liryce "sie zgadzaja". To byl pierwszy naklad tej plyty, ktory udalo mi sie wtedy nabyc. Pozniejsze naklady, jak i ten przyklad z YouTube, byly ocenzurowane! Wiec czego tam brakuje?
Ano przed slowami "posun no sie troche stary..." byla jedna linijka teksu. W tym momencie z przerazeniem zdalem sobie sprawe, ze poczatku tej linijki tekstu...zapomnialem! Wiec nie bede kombinowal, ale za to doskonale pamietam zakonczenie tej "brakujacej linijki". Zdecydowalem sie wiec zapozyczyc czesc nastepnej linijki tekstu i go wkleic w miejsce, ktore wylecialo mi z pamieci, (azeby to sie trzymalo tak zwanej kupy, przynajmniej w sensie zachowania ilosci zglosek), ale powtarzam, ze tak nie bylo w oryginale, a ja ta moja wlasna "tforczosc" oznaczylem kursywa.
Bylo to tak: Potem ruch sie robi w izbach prezentuja bron ulani Posun no sie troche stary mowi najjasniejsza pani.
Cenzura tego nie wyciela z powodu "mojej tforczosci", czyli tego, co ja zapomnialem (a tutaj wkleilem, zapozyczajac z nastepnej linii), ale z powodu tych ulanow prezentujacych bron! Bylo to zbyt duzo dla cenzury, ktora po prostu uwazala, ze ta satyra byla w sposob zbyt oczywisty skierowana przeciwko "dobru narodowemu panstwa robotnikow i chlopow".
No dobra. Trzeba dodac, ze oprocz humoru "oficjalnego", czyli tego dostepnego w owczesnych mediach, takich jak kabaret, kabaret TV (Kabaret Starszych Panow), w piosence, czy tez w Szpilkach (nawet nie wiem, czy Szpilki jeszcze istnieja...a jezeli tak, to jaki jest ich poziom???) i innych kompletnie kontrolowanych przez wladze mediach, to istnial tez oczywiscie humor "uliczny", ktory jak juz tutaj wczesniej podkreslono, nie zawsze byl najwyzszego lotu.
Jednakze byla tez trzecia i to calkiem specyficzna strefa humoru w PRLu. Mam tu na mysli tworczosc w srodowiskach studenckich! Nie mam na mysli tej tworczosci "oficjalnej", ale te wszystki nurty, ktore potrafily unikac oficjalnej cenzury, a jednoczesnie umialy zachowujac wysoki poziom intelektualny, oraz "ostrosc" samej humorystycznej tresci, po prostu "dowalic komunie", czy tez "dozgonnym sojuszom bratnich krajow wspolnoty socjalistycznej pod przewodnictwem jedynego i tylko slusznego Kraju (tak zwanych) Rad. Ta tworczosc byla rozpowszechniania, tak samo jak humor "uliczny", poprzez prezentowanie jej w scisle zamknietych kregach. Nikt nie mial przeciez zamiaru byc "wymiecionym" przez bezpieke podczas jakiegos nielegalnego wieczorku literackiego, urzadzanego nielegalnie w jakims prywatnym domu, wiec sie zwracalo uwage, kogo na te wieczorki literackie sie zaprasza...a "wtyczki" i TW byli wtedy wszedzie. Wersje pisane krazyly wtedy w postaci recznie przepisywanej i to calkiem pracowicie (!!!) "bibuly", a przynajmniej w srodowisku w ktorym ja sie wtedy obracalem, to byla zasada: Dostales do rak kawalek "bibuly", to teraz ja skopiuj, przepisujac tekst przez kalke i dodatkowe kopie "pusc w swiat", azeby to sie rozchodzilo wsrod "ludu". Niewatpliwie to byl pierwowzor dzisiejszego Twittera i bynajmniej nie trzeba bylo ladowac baterii w komorkach, chociaz trzeba bylo uwazac, azeby miec atrament w piorze, czy tez miec zapas kalki, ktorej tez z najrozniejszych przyczyn nie zawsze bylo latwo dostac/zakupic/zorganizowac, czy tez "skolowac", co po prostu oznaczalo najzwyklejsza kradziez...ale cel uswieca srodki! Nieprawdaz???
Bylo tego duzo i kiedys te teksty potrafilem recytowac z pamieci...wrecz same one wchodzily wtedy do glowy. Pol wieku pozniej, juz tak latwo nie jest... Jak to bylo? ? ? ...cos sie zaczyna "majaczyc w glowie"...1967...
...Kaziku Dejmku, wymoczku blady Po co ci byly wilenskie Dziady?...
Oj...ten "poemat" to moglem po 1967 roku roku recytowac przez co najmniej przez 5 minut...z pamieci...a widzialem go tylko przez kilka chwil...ale wtedy to samo wrecz do lba wchodzilo.
Tutaj skoncze, jednakze tylko dlatego, bo mi zaczynaja sie w glowie przypominac rozne fragmenty...jak mi sie to przypomni w takiej postaci, ze bede to mogl tutaj w miare "literacki" sposob zaprezentowac, to postram sie niniejszym podzielic tymi tekstami z uzytkownikami tego forum. Moze cos wspolnie uda nam sie uchronic od zapomnienia?
Uwazam, ze warto!
Ten post był edytowany przez Phouty: 26/05/2018, 4:20
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Phouty @ 26/05/2018, 3:54) przed slowami "posun no sie troche stary..." byla jedna linijka teksu.
Tekst Waligórskiego: http://www.waligorski.art.pl/liryka.php?litera=c&nazwa=42 Wiersze AW występują w różnych wersjach, np. we fragmencie o salonowcu ja pamiętam "salonowiec gra zdradziecka a cesarska d.. miętka, on ich wali z całej siły, oni jego muszą z letka" (pisownia jak zapamiętałem).
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Phouty @ 26/05/2018, 3:54) Zgadzam sie z poldasem, ze poziom intelektualny humoru tolerowanego przez wladze byl znacznie wyzszy z powodu "wodzenia sie za nos" z wszechobecna cenzura. (Na tematy wspolczesnego polskiego humoru sie nie wypowiadam, bo nie mam z nim na codzien do czyniena, jednakze te male probki jakie mi sie uda zobaczyc/przesluchac w sieci, to optymizmem mnie nie napawaja. W najlepszym przykladzie jest to typowa haltura). Humor byl oczywiscie mocno cenzurowany. Mam swietny przyklad, pochodzacy jeszcze z konca lat 60-tych. Kto dzis pamieta Tadeusz Chyle i jego ballady? (Ja tak, dlatego o nim pisze). Niebywale wysoki poziom intelektualny, oraz umiejetnosc Chyly do pisania liryki "pomiedzy wierszami" (rzeczywistosci politycznej kraju), nie ulega najmniejszym watpliwosciom. Jednym z jego najwiekszych (a jakze licznych) przebojow byla Ballada o Cysorzu. Oto ona i prosze zwrocic uwage, ze w okolicach 0:50 sekundy jest wstawka muzyczna, tuz przed slowami "posun no sie troche stary mowi najjasniejsza pani". https://www.youtube.com/watch?v=p7a62QEVdCAGdy sie czlowiek "wslucha", zarowno w linie melodyczna, jak i w sama liryke, to wyraznie widac (a raczej slychac), ze czegos tam po prostu brakuje. Ano brakuje!!! (Dzieki owczesnej polskiej cenzurze). Jestem posiadaczem (a przynajmniej nim bylem, bo juz od lat nie widzialem tej plyty, ktora jest "zagubiona" w tonie, albo i dwoch tonach roznych plyt, kaset magnetofonowych, tasm VHS, ksiazek...oj,oj,oj...to mnie boli, bo wiem, ze tam sa swietne ksiazki, czasami wrecz "biale kruki"..relatywnie rzecz ujmujac, ktore "ja mam", ale jednoczesnie z powodu mojego lenistwa, po prostu "nie mam", bo przeciez nie bede sie wspinal w garazu na drabine na wysokie polki i zdejmowal ciezkie pudla, azeby przez dzien lub dwa szukac czegos, co mi sie akurat przypomnialo, ze "mam", czasopism rodem z PRLu, CCCP i innych szpargalow, bedacych dla co poniektorych "skarbami", ktore ja konsekwentnie od co najmniej 30 lat zamierzam uporzadkowac i skatalogowac), gdzie zarowno linia melodyczna, jak i ilosc zglosek w liryce "sie zgadzaja". To byl pierwszy naklad tej plyty, ktory udalo mi sie wtedy nabyc. Pozniejsze naklady, jak i ten przyklad z YouTube, byly ocenzurowane! Wiec czego tam brakuje? Ano przed slowami "posun no sie troche stary..." byla jedna linijka teksu. W tym momencie z przerazeniem zdalem sobie sprawe, ze poczatku tej linijki tekstu...zapomnialem! Wiec nie bede kombinowal, ale za to doskonale pamietam zakonczenie tej "brakujacej linijki". Zdecydowalem sie wiec zapozyczyc czesc nastepnej linijki tekstu i go wkleic w miejsce, ktore wylecialo mi z pamieci, (azeby to sie trzymalo tak zwanej kupy, przynajmniej w sensie zachowania ilosci zglosek), ale powtarzam, ze tak nie bylo w oryginale, a ja ta moja wlasna "tforczosc" oznaczylem kursywa. Bylo to tak: Potem ruch sie robi w izbach prezentuja bron ulaniPosun no sie troche stary mowi najjasniejsza pani. Cenzura tego nie wyciela z powodu "mojej tforczosci", czyli tego, co ja zapomnialem (a tutaj wkleilem, zapozyczajac z nastepnej linii), ale z powodu tych ulanow prezentujacych bron! Bylo to zbyt duzo dla cenzury, ktora po prostu uwazala, ze ta satyra byla w sposob zbyt oczywisty skierowana przeciwko "dobru narodowemu panstwa robotnikow i chlopow". No dobra. Trzeba dodac, ze oprocz humoru "oficjalnego", czyli tego dostepnego w owczesnych mediach, takich jak kabaret, kabaret TV (Kabaret Starszych Panow), w piosence, czy tez w Szpilkach (nawet nie wiem, czy Szpilki jeszcze istnieja...a jezeli tak, to jaki jest ich poziom???) i innych kompletnie kontrolowanych przez wladze mediach, to istnial tez oczywiscie humor "uliczny", ktory jak juz tutaj wczesniej podkreslono, nie zawsze byl najwyzszego lotu. Jednakze byla tez trzecia i to calkiem specyficzna strefa humoru w PRLu. Mam tu na mysli tworczosc w srodowiskach studenckich! Nie mam na mysli tej tworczosci "oficjalnej", ale te wszystki nurty, ktore potrafily unikac oficjalnej cenzury, a jednoczesnie umialy zachowujac wysoki poziom intelektualny, oraz "ostrosc" samej humorystycznej tresci, po prostu "dowalic komunie", czy tez "dozgonnym sojuszom bratnich krajow wspolnoty socjalistycznej pod przewodnictwem jedynego i tylko slusznego Kraju (tak zwanych) Rad. Ta tworczosc byla rozpowszechniania, tak samo jak humor "uliczny", poprzez prezentowanie jej w scisle zamknietych kregach. Nikt nie mial przeciez zamiaru byc "wymiecionym" przez bezpieke podczas jakiegos nielegalnego wieczorku literackiego, urzadzanego nielegalnie w jakims prywatnym domu, wiec sie zwracalo uwage, kogo na te wieczorki literackie sie zaprasza...a "wtyczki" i TW byli wtedy wszedzie. Wersje pisane krazyly wtedy w postaci recznie przepisywanej i to calkiem pracowicie (!!!) "bibuly", a przynajmniej w srodowisku w ktorym ja sie wtedy obracalem, to byla zasada: Dostales do rak kawalek "bibuly", to teraz ja skopiuj, przepisujac tekst przez kalke i dodatkowe kopie "pusc w swiat", azeby to sie rozchodzilo wsrod "ludu". Niewatpliwie to byl pierwowzor dzisiejszego Twittera i bynajmniej nie trzeba bylo ladowac baterii w komorkach, chociaz trzeba bylo uwazac, azeby miec atrament w piorze, czy tez miec zapas kalki, ktorej tez z najrozniejszych przyczyn nie zawsze bylo latwo dostac/zakupic/zorganizowac, czy tez "skolowac", co po prostu oznaczalo najzwyklejsza kradziez...ale cel uswieca srodki! Nieprawdaz??? Bylo tego duzo i kiedys te teksty potrafilem recytowac z pamieci...wrecz same one wchodzily wtedy do glowy. Pol wieku pozniej, juz tak latwo nie jest... Jak to bylo? ? ? ...cos sie zaczyna "majaczyc w glowie"...1967... ... Kaziku Dejmku, wymoczku blady Po co ci byly wilenskie Dziady?... Oj...ten "poemat" to moglem po 1967 roku roku recytowac przez co najmniej przez 5 minut...z pamieci...a widzialem go tylko przez kilka chwil...ale wtedy to samo wrecz do lba wchodzilo. Tutaj skoncze, jednakze tylko dlatego, bo mi zaczynaja sie w glowie przypominac rozne fragmenty...jak mi sie to przypomni w takiej postaci, ze bede to mogl tutaj w miare "literacki" sposob zaprezentowac, to postram sie niniejszym podzielic tymi tekstami z uzytkownikami tego forum. Moze cos wspolnie uda nam sie uchronic od zapomnienia?Uwazam, ze warto! Phouty ty mówisz o poezji, a ja ostatnio czytając synowi "Porwanie Baltazara Gąbki" doznałem olśnienia. Jak ta książka jest antykomunistyczna. Przecież Kraina Deszczowców to państwo totalitarne z pierwszym sekretarzem na szczycie.
|
|
|
|
|
|
|
|
Taaak! Podobno S. Pagaczewski miał pewne problemy z cenzurą, bo Mżawka i inne nazwiska Deszczowców jakoś się kojarzyły z tow. Moczarem...
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Inny Tomek @ 28/05/2018, 20:42) Taaak! Podobno S. Pagaczewski miał pewne problemy z cenzurą, bo Mżawka i inne nazwiska Deszczowców jakoś się kojarzyły z tow. Moczarem... Tu można poczytać o tej historii:
QUOTE PRL-owska cenzura zachowywała czujność. Gdy na przełomie 1964 i 1965 r. Pagaczewski oddał do wydawnictwa ukończone „Porwanie Baltazara Gąbki”, został w trybie pilnym wezwany przez miejscowy Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Chodziło o jedną postać z książki - donosiciela „Moczarka”. Cenzorowi skojarzył się on z ówczesnym ministrem spraw wewnętrznych gen. Mieczysławem Moczarem. Dopiero gdy „Moczarek” został przez Pagaczewskiego przemianowany na „Mżawkę”, „Porwanie” poszło do druku.
http://www.dziennikpolski24.pl/magazyny/a/...owcow,10361518/
albo:
QUOTE - Z książek dla dorosłych ojciec nie musiał się tłumaczyć. Cenzorzy zawzięli się za to na książki dla dzieci. Pan Tomasz pokazuje przekreślone zdania w ocenzurowanych wydaniach, obok których Pagaczewski dopisywał piórem pierwotną wersję. Cenzura czepiała się rzeczy absurdalnych, a to, co mogło urazić władzę, nie wywoływało żadnej reakcji. Na przykład Kraina Deszczowców, do której wyrusza ekspedycja, aby odnaleźć i uwolnić profesora Gąbkę, to typowe państwo totalitarne, rządzone przez Wielkiego Tyrana, gdzie ludzie są ciemiężeni i wtrącani do więzień. - Instytucje gnębią obywatela. Jedną z nich jest Łowżab. Można go skojarzyć z Czeka, czyli późniejszym KGB. Łowżab miał wyłączne prawo odłowu żab, które w Krainie Deszczowców były największym przysmakiem. Każdy obywatel mógł złowić 10 żab miesięcznie. Za przekroczenie tej liczby groziło więzienie w najsuchszym lochu twierdzy - mówi Tomasz Pagaczewski. Po drodze z Krakostanu do Krainy Deszczowców trzeba było przejechać przez kraj o nazwie Słonecja, którym rządził król Słoneczko XV. Zdaniem pana Tomasza jest to aluzja do Stalina. - Wiadomo, kto do 1953 roku, czyli do śmierci, był nazywany „słońcem narodów”. Słoneczko zatrzymywał podróżujących przez Słonecję i kazał im się opalać, czy im się to podobało, czy nie. Uszczęśliwiał ich wbrew woli - wyjaśnia. Ale realia „polityczne” nie budziły podejrzeń. Dla urzędników diabeł tkwił w szczegółach. Szpieg w Krainie Deszczowców od pierwszego wydania, po interwencji władz, nosił inne nazwisko niż wymyślił autor. Szpieg miał się nazywać Moczarek. - Gdy ojciec wrócił z ocenzurowanym maszynopisem, oboje z mamą nie mogli powstrzymać śmiechu. Okazało się, że cenzor zastrzegł, że nie może być Moczarka. Ojciec musiał je zmienić na Mżawka. Chodziło o to, że rok przed wydaniem książki, w 1964 roku, gen. Mieczysław Moczar dostał od Władysława Gomułki nominację na ministra spraw wewnętrznych. Moczarek był więc nie do przyjęcia - uśmiecha się Tomasz Pagaczewski. W wydaniach po 1989 roku zmiany wprowadzone przez cenzurę usunięto. Tylko Moczarek nie powrócił, bo nigdy nie pojawił się na kartach książki. Istniał tylko w rękopisie i maszynopisie.
http://www.gazetakrakowska.pl/magazyn/a/sz...nzora,10064744/
|
|
|
|
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|