Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
6 Strony < 1 2 3 4 5 > »  
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Polacy w Wehrmachcie, Rodzinne historie...
     
trojden
 

IV ranga
****
Grupa: Banita
Postów: 406
Nr użytkownika: 15.260

 
 
post 6/01/2007, 1:12 Quote Post

Ciekawy temat, który dotyczy też mojej najbliższej rodziny. Jak widzę z wczeniejszych wypowiedzi prawie wszyscy wcieleni do Wehrmachtu to byli Ślązacy. Z moim dziadkiem było trochę inaczej, jako że był Kaszubem z Pucka, urodzonym jeszcze w cesarskiej Rzeszy, podobniej jak jego żona a moja babcia.
Mój dziadek, rocznik 1899, z zawodu cieśla a z powołania muzyk był prawdziwym "weteranem wojen" choć był to psikus historii a nie jego wola. "Karierę" rozpoczął jako marynarz w 1918 roku w niemieckej flocie cesarskiej, u schyłku I-szej wojny światowej.
Gdy wybuchła II.W.S dziadek znalazł się na Półwyspie Helskim, gdzie kapitulował jako jeden z ostatnich polskich żołnierzy września ale miał trochę inny punkt widzenia co do ostatnich polskich dni na Helu, niż ten z podręczników (był świadkiem sporego ale "wyciszanego" dziś buntu polskich żołnierzy, którzy nie widzieli już sensu dalszej walki).
Po włączeniu polskiego korytarza do III-ciej Rzeszy (Prusy Zachodnie) rodzina dziadka została z automatu wpisana na Volkslistę (wszyscy znali biegle niemiecki) ale co ciekawe powołanie do Wehrmachtu dziadek otrzymał dopiero jesienią 1943 roku, gdy walił się niemiecki front wschodni. Zwiedził Charków, gdzie został ranny i za który otrzymał żelazny krzyż - jak wszyscy żołnierze z jego oddziału. Po Charkowie cofał się przez Ukrainę, po czym trafił na Węgry, gdzie zaliczył operację Konrad. Do sowieckiej niewoli dostał się w Wiedniu wiosną 1945 roku. Zdezerterował z Wehrmachtu i oddał w ręce Sowietów powołując sie na swą polskość. W nagrodę 5 lat spędził na Uralu w jakiejś fabryce śrub. Do rodzinnego domu w Pucku wrócił w 1950 roku. Wtedy pierwszy raz ujrzał swoją córką a moją mamę - miała wtedy 6 lat i na widok własnego ojca uciekła pod stół (nie wiedziała kto zacz). Jego nastarszy syn służył już w tym czasie w mundurze LWP...
Dziadek niechętnie rozmawiał o swojej przeszłości, której wstydzić się IMHO nie musiał ale za komuny żelazny krzyż Wehrmachtu to był spory problem. Ale tuż przed śmiercią dziadek opowiedział mi bardzo wiele ciekawych rzeczy, jak np. w/w bunt polskiej załogi na Helu. Miał też bardzo pozytywne zdanie o żołnierzach z Waffen SS, którzy 2 krotnie uratowali mu życie; na Ukrainie i na Węgrzech, gdzie jego jednostki zostały okrążone a następnie "odbite" właśnie przez Waffen SS. Twierdził, że tylko wtedy dało się w nocy spać, gdy w pobliżu stacjonowała dywizja Waffen SS bo "Ruscy" czuli przed nimi ogromny respekt i rzadko posyłali przeciw nim mniejszą siłę niż armię. I tyle w telegraficznym skrócie. Również mam zamiar odtworzyć "szlak bojowy" dziadka w Wehrmachcie i skorzystam z podanych tu linków do niemieckich organizacji kombatanckich. Może dowiem się czegoś więcej.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #31

     
Macher
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 3
Nr użytkownika: 30.249

Jorg
Zawód: uczen
 
 
post 27/03/2007, 7:42 Quote Post

QUOTE(osorkon @ 28/07/2006, 21:32)
Mój wspaniały dziadek zaczął wojnę broniąc kraju w 62 pp, po wyjściu z niewoli, (babca Niemka) w 1941r został wcielony do 4 Dyw .Panc.(luty42) Przed wojną był pancerniakiem przeszkolonym w Centrum Bronii Pancernej w Modlinie. Uciekł dopiero w 1945 kiedy działania jego batalionu przeniosły się w okolice rodzinnego domu. Uniknął niewoli, został wcielony jako ślusarz do Pułku Lotniczego Warszawa, naprawieł Jaki. Do wszystkiego co przeżył podchodził z dystansem, nie czuł się bohaterem ani też zdrajcą. Prywatnie wolał aby wojny nigdy nie widzieć ale stało się inaczej.
*

Ćześć
Przepraszam, że pytam, ale gdzie mieszkał i kim był z zawodu pana dziadek przed wojną?
 
User is offline  PMMini Profile Post #32

     
Monteregnum
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 993
Nr użytkownika: 46.376

 
 
post 21/07/2008, 13:39 Quote Post

QUOTE(tadato @ 2/08/2006, 16:17)
400 000 osób narodowości polskiej z Śląska, Pomorza, Wielkopolski czy Mazur zostało wcielonych do Wehrmachtu.
Z tej liczby do niewoli zachodnich aliantów trafiło:
89 000
z których:
32 000 wcielono do PSZ na Zachodzie.

pozdrawiam

tadato
*




Pomyłka: 89000 wcielono do PSZ na Zachodzie, więc liczba polskich Wehrmachtowców w niewoli aliantów zachodnich musiała być wyższa....

Do niewoli radzieckiej też się trochę dostało. Formowano z nich przede wszystkim 3 Dywizję Piechoty im. Romualda Traugutta (nieprzypadkiem nazywano tę dywizję "autochtońską", a jej z-cą d-cy ds pol.-wych. został Jerzy Ziętek)

Myślę, że 100000 w PSZ + LWP się znalazło.

-------------------------------------

A z historii rodzinnych: pierwszy teść mojego wujka - Ślązak - był podoficerem w Paznerwaffe, 15 albo 21 DPanc, bo walczył wAfryce. W 1945 przerzucono go na front wschodni. Tam zdezrterował do Armii Czerwonej. Miał smykałkę do maszyn, więc pracował w "podsobnym choziajstwie" przy reperacji sprzętu. Później w ramach transakcji typu "machniom" Rosjanie sprzedali go do polskiego UB i pracował jako kierowca. Niezbyt mu się tam podobało wink.gif więc dość szybko podjął starania o zmianę miejsca pracy, trafił bodaj do partii.

Niestety nie wiem, czy pierwszy teść mojego wujka pochodził z części Śląska, która przed 1939 była w PL czy w DE.

Żonę poznał w UB. Żona (100-procentowa Mazurka biggrin.gif )też była w Wehrmachcie, czy też może ściślej: pracowała dla Wehrmachtu w lazarecie w swoim rodzinnym mieście . Po 1945 pracowała jako pomywaczka w UB i tam poznała męża smile.gif
Też się szybko przeniosła, została chyba kucharką w MDK.

Oczywiście nazywamy ją "Polką", ale z punktu widzenia prawnego była obywatelką Niemiec, polskiego pochodzenia. Moja babcia, jak się skumplowały zaraz po wojnie, dokształcała ją w języku polskim (w zamian za to Bunia zdobyła know-how w dziedzinie gotowania, z czego do dziś korzystam biggrin.gif )
 
User is offline  PMMini Profile Post #33

     
Ironside
 

VIII ranga
********
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 4.304
Nr użytkownika: 8.937

 
 
post 21/07/2008, 17:33 Quote Post

QUOTE
Do niewoli radzieckiej też się trochę dostało. Formowano z nich przede wszystkim 3 Dywizję Piechoty im. Romualda Traugutta (nieprzypadkiem nazywano tę dywizję "autochtońską", a jej z-cą d-cy ds pol.-wych. został Jerzy Ziętek)

A niektórym udało się trafić do Andersa. Najstarszy brat mojej babci był gospodarzem na Pomorzu. Przy alternatywie volkslista albo wysiedlenie podpisał, bo miał żonę i dwoje małych dzieci. W 1941 wzięli go do Wehrmachtu i posłali na front wschodni. Szybko zdezerterował, a żona otrzymała informację, że zaginął. Sowieci nie uwierzyli w jego dobre intencje i wsadzili go do łagru - na szczęście na krótko, bo dość szybko trafił do formującej się armii Andersa. Ewakuowany wraz z całą armią, przez Iran i Palestynę trafił do Włoch, walczył pod Monte Cassino i pod Ankoną. W 1945 wrócił do Polski. Dwa reżimy totalitarne zafundowały mu zwiedzanie połowy świata...
 
User is offline  PMMini Profile Post #34

     
Giovanni
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 249
Nr użytkownika: 9.443

Stopień akademicki: magister
Zawód: operator maszyn
 
 
post 15/09/2008, 8:09 Quote Post

http://www.wehrmacht-polacy.pl/

Świetna strona o Polakach w armii niemieckiej.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #35

     
Greg6
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 256
Nr użytkownika: 47.233

Grzegorz Dziadek
 
 
post 15/09/2008, 16:45 Quote Post

QUOTE
A niektórym udało się trafić do Andersa.

Całkiem dużej grupie. 1 października 1943r. liczebność II Korpusu wynosiła 52.688 ludzi. We wrześniu 1945r. (czyli po wojnie, w której Korpus odniósł duże straty) wynosiła aż 105 tys. A przecież gen. Anders nie miał dostępu do uzupełnień z kraju.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #36

     
mcmaxim
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 3
Nr użytkownika: 55.746

Jo je stela
Zawód: Wlasciciel firmy
 
 
post 29/04/2009, 21:36 Quote Post

Witam drodzy Panstwo.

Po krotce zaczne moze od tego: co to znaczy przymusowe wcielanie? Lapanki, wrzucanie na ciezarowki i wywozenie do koszar czy po prostu otrzymanie karty mobilizacyjnej i udanie sie do jednostki? Bo jezeli to drugie, to dokladnie za takie samo przymusowe wcielenie mozna uznac kazda sluzbe w kazdym wojsku wiazaca sie z konsekwencjami na wypadek odmowy.

Kolejna kwestia, to narodowosc. Mocno mnie drazni pisanie wylacznie w tonie "Polak-Slazak", "Polacy ze Slaska" itd. Gorny Slask ma bardzo zlozona historie i w ramach tego wyksztalcilo sie rowniez pojecie Slazak - po prostu Slazak, czyli narodowosci slaskiej, bez dookreslenia slaski Polak, slaski Niemiec czy tez slaski Czech. Duza czesc mieszkancow Gornego Slaska czuje sie w ten sposob az po dzien dzisiejszy. Przy tym nalezy dodac, ze kazda z tych trzech nacji probuje Slazakow spolonizowac, zbohemizowac lub zgermanizowac - z roznym skutkiem w roznym okresie historycznym. Tak samo objawilo sie to w czasie np. II Wojny Swiatowej, gdy wielka rzesza Slazakow otrzymala karty powolania do Wehrmachtu (w tym i moj dziadek). Nigdy nie twierdzil, ze bylo to przymusowe wcielenie, co wiecej nigdy nie twierdzili tak rowniez jego koledzy. Wszyscy odnosili sie do tego zawsze z takim samym szacunkiem jak wielka czesc mlodych polskich mezczyzn jeszcze rok czy dwa lata temu na wiec o tym, ze musza isc do Wojska Polskiego odsluzyc swoje. Po prostu musieli, byli obywatelami tego kraju (III Rzeszy) i juz. Owszem, nie bardzo im sie podobala kwestia tego, ze jest wojna i w kazdej chwili moga wyladowac "na wschodnim".

Dziadek moj, Bogu dzieki, trafil do poludniowej Francji w Pireneje. Tam w spokoju doczekal niewoli alianckiej, pozniej - rowniez poniekad przymusowego - wcielenia do Andersa ("mialem dosc wojny i mundurow, ale nam powiedzieli, ze jak sie nie wpiszemy to jesc nie dostaniemy"). A w koncu w 1947 wrocil do domu, bo w miedzyczasie jego ojca NKWD wylosowalo w loterii na dlugie wakacje na Syberii :-|
Dumny jestem z dziadka, ze nie dal sie zabic I NIGDY NIGDZIE NIE ZDEZERTEROWAL (dla mnie hanbiaca jest dezercja).
 
User is offline  PMMini Profile Post #37

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 13/08/2009, 13:33 Quote Post

Być może kogoś zainteresuje treść raportu komendanta policji ochronnej w Katowicach do prezydenta Rejencji Katowickie z 26 czerwca 1940 roku; którego fragment dotyczy aresztowania Polaków za odmowę służby w Wehrmachcie.

25 czerwca 1940 r. aresztowano na polecenie Gestapo z 7 rewiru policyjnego i osadzono w więzieniu śledczym w Sosnowcu do dyspozycji Gestapo niżej wymienione osoby za oświadczenie przy poborze do wojska, że są Polakami, w celu uchylenia się od poboru:
a ) Posiłek Jerzy, 27 lat. zamieszkały w Ochojcu, ul. Kościelna 37,
b ) Kaitza Paweł, 27 lat, zamieszkały w Ochojcu, ul. Leśna 25,
c ) Godulla Czesław, 25 lat, zamieszkały w Piotrowicach, ul. Dworcowa 6,
d ) Biaczyk Tadeusz, 25 lat, zamieszkały w Piotrowicach, ul. Adolfa Hitlera 192,
e ) Turnski Ludwik, 30 lat, zamieszkały w Piotrowicach, ul. Adolfa Hitlera 42,
f ) Ryptian Kazimierz, 27 lat, zamieszkały w Piotrowicach, ul. Ludendorffa 26,
g ) Dacja Tadeusz, 22 lata, zamieszkały w Piotrowicach, ul. Hermanna Góringa 29.
Tegoż dnia został aresztowany przez siły 5 rewiru policyjnego i przekazany Gestapo Jerzy Orzechowski, zam. Katowice, ul. Moltkego 16, ponieważ oświadczył przy poborze wojskowym: „Uznaję się za Polaka, wojna jeszcze potrwa długo i Anglia jeszcze istnieje. Według mego przekonania lepiej jest być Polakiem niż Niemcem”.


Jest to jeden z wielu podobnych raportów. Wedle szacunkowych danych w sumie za odmowę służby w Wehrmachcie do obozów koncentracyjnych trafiło około 1000 Ślązaków.

Przedstawię jeszcze tekst wywiadu przeprowadzonego przeze mnie przed rokiem z Grzegorzem Ptasznikiem z Michałkowic (żołnierzem Wehrmachtu, AK i LWP):

- Przez półtora roku służył Pan w Grecji, w artylerii przeciwlotniczej. Wiosną 1944 roku wygrał Pan konkurs „Soldaten in freie Zeit” i w nagrodę pojechał Pan do Wiednia...
- Jak przyjechałem do Wiednia, zgłosiłem się na wystawę, gdzie dostałem nagrodę. To była taka paczka; była tam czekolada, jakieś słodycze, a nawet pieniądze... Ale teraz trzeba było jechać z powrotem do Grecji. A spotkałem tam kolegę z Siemianowic. Czekamy na dworcu na wyjazd. Czekało tam wielu żołnierzy i tylko część z nich zmieściła się do pociągu. Ci, co nie zmieścili się do pociągu, dostali stempel, że nie mogli wyjechać. I wyjazd na drugi dzień... A ten mój kolega mówi: „Ja tu już cztery dni jestem na tym dworcu; zawsze ustawiam się na końcu, żeby nie dostać się do pociągu.”
- Postanowił Pan skorzystać z tego doświadczenia...
- Ja się już od tej pory jego trzymał. Byłem więc jeszcze w tym Wiedniu trzy dni. Zawsze ustawialiśmy się na końcu; tak że nie było dla nas miejsca w pociągu. Ale oto przyszło zawiadomienie, że wszyscy mają udać się do koszar i wypełnili nami 73 pułk fizylierów [podejrzewam, że chodzi o Divisions-Füsilier-Bataillon 73]; to była taka specjalna jednostka, którą rozwalili i teraz ją we Wiedniu uzupełniali. A my byliśmy tym materiałem uzupełniającym. Jak już uzupełnili te wszystkie vacaty, zapakowali nas na Węgry. Tam jest taka miejscowość Miszkolc. Byliśmy koło tego Miszkolca, w takiej wsi Szajor Eresz, nad rzeką Szajo [?] Do południa pracowaliśmy u gospodarzy, którzy dawali nam jedzenie, a popołudniu mieliśmy po kilka godzin ćwiczeń. Ja byłem w czwartej kompanii, a czwarta, ciężka kompania to były moździerze. I ja byłem w tych moździerzach.
- Kiedy dotarł Pan do Polski?
- Dokładnie nie wiem. Dla nas czas nie miał znaczenia. Każdy dzień wyglądał tak samo, bez względu, czy to była niedziela, czy poniedziałek. Ale to było w czerwcu, lipcu, jak byliśmy tam na tych Węgrzech. Ale przyszedł rozkaz, że mamy jechać do Warszawy. Jechaliśmy przez Budapeszt, Morawską Ostrawę, Bogumin, który za Niemca nazywał się Oderberg. Tam w tym Boguminie, jak tam żeśmy stali, dotarła do nas wiadomość o zamachu na Hitlera. Potem jechaliśmy przez Racibórz, Kędzierzyn, za Niemca to był Heideberg, za Kędzierzynem była Zimna Wódka, Lubliniec, Częstochowa... Zawsze staliśmy nie na dworcu, ale gdzieś na boku. A jechaliśmy do Warszawy kilka dni.
- Dojechaliście do samej Warszawy?
- Do samej Warszawy. Byliśmy w Warszawie. Tam dostaliśmy kolejne uzupełnienia. Z Warszawy pojechaliśmy pociągiem w kierunku Mińska Mazowieckiego. Tam już były walki. Byliśmy tam wieczorem, ale zawrócili nas z powrotem. Wróciliśmy do Warszawy, a stamtąd na drugi dzień (to była sobota, to wiem) skierowali nas do Garwolina. Załadowali nas do pociągu i powieźli do Garwolina. Tam nas wyładowali. Zaczęliśmy robić okopy.
- Do Garwolina skierowano jeden skład, czy była to jakaś większa ilość składów?
- To był jeden skład...
- Pociągiem przyjechała też broń ciężka, czy tylko piechota?
- To była wyłącznie piechota. W jakiej ilości, to nie wiem. Wtedy to mnie nie interesowało. Była piechota wyposażona w broń strzelecką; były tam karabiny maszynowe, moździerze, broń przeciwpancerna. Jak rozładowaliśmy się w Garwolinie przybył kapitan, dowódca batalionu, który poinformował nas, że w okolicznych lasach jest pełno partyzantów, całe pułki partyzantów, i byśmy wobec tego byli ostrożni. Pojechał zwiad na samochodach, aby zbadać, czy nie ma gdzieś w pobliżu wroga. Jak przyjechali z powrotem, powiedzieli, że w odległości mniej więcej 30 kilometrów od Garwolina są Rosjanie. Naszykowaliśmy się do spania. A spaliśmy w namiocie. Więc położyliśmy się spać. Warty zostały regulaminowo rozstawione. Bo warta zawsze musiała być. Jak rano żeśmy wstali, dopiero był świt, przylecieli dowódcy i zaalarmowali nas, że Rosjanie już tu są. Zaczęło się. A myśmy byli na takim podwórzu i tymi moździerzami ostrzeliwaliśmy Ruskich, których nie widzieliśmy, bo byli za budynkiem. A my byliśmy w podwórzu. Dowódcy podawali nam współrzędne i strzelaliśmy według tych współrzędnych. Wystrzelaliśmy wtedy sporo amunicji. Dowódcy obserwowali pole walki i widzieli, gdzie padały nasze pociski. Podawali, jaki mamy ustawić kąt.
I nagle przyszedł rozkaz: wycofać się, cała jednostka ma opuścić Garwolin. I zaczęliśmy się wycofywać. Szliśmy koło cmentarza, a Ruscy nas ostrzeliwali. A załoga moździerza składała się z trzech żołnierzy. Sam moździerz składał się z trzech części: z podstawy, z lufy i z podpory. Ja niosłem tą podstawę, taką płytę. I nagle dostałem pocisk...
- Został Pan ranny?
- Pocisk trafił w tą płytę. Ta płyta uderzyła mnie w nogę. To był okropny ból. Wypuściłem tą płytę i próbowałem dalej uciekać. Ale ci Niemcy polecieli już dalej i ja nie mogłem ich dogonić. Nie chciałem dostać się do rosyjskiej niewoli. Co robić? Niemcy uciekali na północ, Rosjanie zajęli cały Garwolin. Postanowiłem uciekać na zachód, gdzie nie było już Niemców, ale nie było też jeszcze Rosjan. Dotarłem do miejscowości Rębków. Tam Niemców nie było i Rosjan też nie było.
- I tam wzięli Pana do niewoli akowcy...
- Ale nie tak od razu... Spotkał mnie tam taki jeden, nazywał się Hajduk, taki gospodarz. Zaproponował mi pracę u niego w gospodarstwie. Ja się zgodziłem. Dał ubranie cywilne, a mundur zabrał i gdzieś schował. Jedną noc tam spałem, u tego Hajduka. Ale rano przylecieli partyzanci, bo ktoś im doniósł, że tam jest niemiecki żołnierz. Zabrali mnie na przesłuchanie. Nie było to przyjemne doświadczenie. Trzymają człowieka twarzą do ziemi z pistoletem przyłożonym do głowy.
- Ale szczęśliwie Pan ocalał...
- Przyszedł wtedy taki rozkaz, że tych ze Śląska, z Pomorza, z Poznańskiego i Austriaków, że tych należy oszczędzić, że nie wolno im nic zrobić. I ja miałem to szczęście, jako człowiek spod Katowic. I mnie zostawili. Natomiast tych drugich, którzy dostali się do niewoli, to się później dowiedziałem, dostali kulę w łeb. Ci Niemcy. Do nas z kolei przyszedł pułkownik „Włodek”, który porozmawiał z nami i spytał, co chcemy robić, gdzie pójdziemy. Powiedzieliśmy, że chcemy być wcieleni do AK. I wcielili nas do AK. Ale potem już żadnych walk nie było. Pełniliśmy wartę. A wiadomo, jak to Ruscy po tych babach latali, więc pilnowaliśmy, żeby tym kobietom nic się nie stało. Staraliśmy się chronić te kobiety przed Ruskimi. Mieliśmy różne pogadanki, w lesie, na polanie, było szkolenie. Ale któregoś dnia przyszedł rozkaz, by zawiesić całą działalność AK. I tak zakończyła się moja służba w AK. Ci miejscowi, a muszę powiedzieć, że tam prawie wszyscy mężczyźni należeli do AK, a więc ci miejscowi rozeszli się do swoich domów. Podporucznik Sieradzki zaproponował mi, bym poszedł z nim. Bo moja rodzina była w Michałkowicach. A Rosjanie stanęli nad Wisłą. I zamieszkałem u tego podporucznika Sieradzkiego. Tam pracowałem, krowy pasłem, zżyłem się z tą rodziną. Ale ktoś doniósł na tego podporucznika Sieradzkiego, a Rosjanie wtedy robili czystkę, ścigali akowców i Rosjanie zabrali podporucznika Sieradzkiego. A ja tam byłem jak domownik, jak swój. A ta żona Sieradzkiego poradziła mi, bym zgłosił się do 1 armii. A akurat był pobór...

Pozdrawiam
Wojciech Kempa
 
User is offline  PMMini Profile Post #38

     
Glasisch
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 920
Nr użytkownika: 54.293

Michal Jarczyk
Zawód: germanista
 
 
post 1/01/2011, 14:25 Quote Post

QUOTE(hanshanys @ 21/08/2006, 16:05)
Mój dziadek (od strony matki)- rodowity Slązak jako 17latek (urodzony w roku 1926) został przymusowo wcielony do Wehrmachtu i wywieziony na południe Francji nad Morze Sródziemne gdzie stacjonowaly słabo wyszkolone i młode jednostki niemieckie. Kiedy nadchodziły wojska amerykańskie, siedział w bunkrze wraz z paroma kolegami Slązakami i Niemcem - dowódcą. Ich dowódca wykazał się rozsądkiem i pozwolił się im podać (jego słynne zdanie wypowiedziane po niemiecku do mojego dziadka i pozostalych kompanów: "Koledzy idziemy na Kanade drzewo rąbać?"), więc szybko zawiesli białą koszule na lufie karabinu i zaczeli wywijać - na znak że się podają. Jednak szczęscie wtedy im bardzo sprzyjało bo nieopodal bunkru szła kolumna SS-manów i gdyby ich zobaczyli to zostaliby rozstrzelani.
Następnie mój dziadek zgłosił się w amerykańskiej niewoli do polskiej armii Gen. Andersa i służył w dywizji pancernej (konkretnie batalionu nie pamietam ale w nazwie było coś związanego z Wielkopolską - pomóżcie mi ustalić konkretną nazwę).

Natomiast mój pradziadek (od strony ojca) podczas Kampanii Wrześnowej zostal wzięty do niewoli przez Armię Czerwoną i wysłany na Sybir, natępnie udało mu się tam przezyć i dostać do punktu w ZSRR gdzie werbowano żołnierzy od Armii Andersa - dostanie się do takiego punktu było trudne ponieważ Rosjanie zmieniali parokrotnie lokalizacje tych punktów w celu utrudnieninia życia polskim rekrutom.
Kiedy moj pradziadek został zwerbowany już do Armii Andersa, służył w logistyce - dowoził amunicje na pole walki (m.in w czasie bitwy pod Monte Casino).
Tutaj także nie pamietam nazwy batalionu - pomóżcie ustalić, wiem tylko o ile dobrze pamietam, ze miał bizona wymalowanego na drzwiach samochodu.
*



Hansmann, nikogo nie zmuszano, kto nie chciał, nie musiał, ale ponosił konsekwencje - czas wojny był w końcu, bo byli obywatelami Rzeszy i szli z normalnego poboru, niezależnie, czy byli to Reichsdeutsche, czy z listy narodowościowej. Mój ojciec, tak, z Bytomia, Beuthen O.S. rocznik 1924, powołany w 1942, w 94 DP na prawym skrzydle Monte Cassino, dolina rzeki Liri. Nie poszedł do Andersa, bo nie czuł się Polakiem, niewola w GB i USA i powrót w 1947 r. do rodziców i do miasta, które już nie było jego.
 
User is offline  PMMini Profile Post #39

     
Glasisch
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 920
Nr użytkownika: 54.293

Michal Jarczyk
Zawód: germanista
 
 
post 1/01/2011, 14:28 Quote Post

QUOTE(RobsonJas @ 12/08/2009, 13:47)
witam!
a dokładnie ilu Polaków walczyło pod Stalingradem po stronie Niemieckiej??Ślązaków,Mazurów,Pomorzan,Wielkopolan i Kaszubów???oi dwaj pradziadowie walzyli pod Stalingradem ale jakoś dostali się potem do wojska polskiego.Czy zdarzało się że Ślązak walczył pod Stalingradem został wzięty do niewoli a potem trafił do uciekającej Armii Andersa?
*



pamiętaj, że Ślązakami byli również ci z Breslau, a pod Stalingradem czytałem, że byli saperzy ze Ślaska, chyba Brzegu (Brieg), bo tam po wojnie, w LWP stacjonowali saperzy.
 
User is offline  PMMini Profile Post #40

     
olkus
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 1
Nr użytkownika: 74.010

 
 
post 14/08/2011, 8:46 Quote Post

QUOTE(Sebastian P @ 25/11/2006, 10:49)
Jo się niy prosił do tego wojska
Alojzy Lysko

Listy Górnoślązaków przymusowo wcielonych do Wehrmachtu na podstawie listów, wspomnień i dokumentów (fragment większej całości).

Problem Górnoślązaków służących podczas drugiej wojny światowej w Wehrmachcie był i nadal jest tematem kontrowersyjnym zarówno w Polsce, jak i w Niemczech. W polskim systemie myślowym Górnoślązacy w niemieckich mundurach - to zdrajcy niegodni pamięci, w niemieckim - to Polacy, którzy przez fakt służby w Wehrmachcie i posiadania folkslisty chcą zapewnić sobie prawo do stałego pobytu i przywilejów socjalnych.

Tragiczne lata wojny bardzo głęboko poraniły wiele polskich rodzin i pamięć o tym jest nadal żywa, stąd też opory w przywracaniu pamięci o setkach tysięcy Górnoślązaków, którzy służby w Wehrmachcie wcale nie traktowali jako obowiązku, a tym bardziej zaszczytu. Nadszedł jednak czas, aby spokojniej i już w pełni obiektywnie przedstawić ten fragment przeszłości.

Moja droga do poznania prawdy o tragicznych doświadczeniach Górnoślązaków wcielonych do Wehrmachtu prowadziła przez poznanie ich przeżyć i opinii zawartych w listach, wspomnieniach i dokumentach osobistych.

Pobór do Wehrmachtu

Pobór trwał na Górnym Śląsku przez wszystkie lata wojny. Pierwszą rejestrację rozpoczęto w marcu 1940 r., gdy w Katowicach powstało Wehrbezirkskommando (Okręgowa Komisja Wojskowa). Objęła ona 33 roczniki, od 1894 do 1926 r. Nikt dotąd nie ustalił, ilu Górnoślązaków uznano za zdolnych do służby wojskowej.

Można tylko szacować, że z obszaru Górnego Śląska w granicach historycznych do Wehrmachtu powołano 250-300 tys. mężczyzn. Komisje wojskowe, poza zdrowiem i ogólną sprawnością fizyczną, zwracały szczególną uwagę na znajomość przez poborowych języka niemieckiego.
 
Pisem do Wos tyn list i daja znać, żem posłoł Wom 50 marek. To ta bydziecie Mamo mieli do sklepu. Ale niy żebyście skowali kajś! Jak jich mocie śporować, to jich lepij spolcie, abo potargejcie, bo i tak z tych szmot wiela niy ma. Se co lepij kupcie dla siebie do zjedzynio. Jakbych tak z tyj wojny niy powrócił, to tela bydziecie mieć pamiątki po mnie...

W 1940 r. do rejestracji wojskowej nie stawili się ci Górnoślązacy, którzy nie przyznawali się do narodowości niemieckiej. Po 4 marca 1941 r., kiedy ostatecznie weszły w życie przepisy folkslisty, zdawało się, że problem został jednoznacznie uregulowany, bowiem obowiązkiem służby wojskowej objęci zostali posiadacze tylko trzech pierwszych grup DVL (Deutsche Volksliste). Przytoczony poniżej fragment innego listu wspomnianego już Franciszka Saternusa ze stycznia 1942 r. nie potwierdza tego:
Zapytuja Wos, Tato, jak z tom volkslistą? Mocie jom, czy niy? Bo jak żeście dostali "draj", to Wyście som Polok i jo jest Polok. Jak Wy i jo momy "draj", to jo jim wystąpia z tego wojska. Tu sie jedni odwołują, to i jo sie odwołom. Tato, jak niy wiycie, kiero mocie klasa, musicie iść na gmina i sie dowiedzieć. Jak sie dowiycie, to mi zaroz odpiszcie. Uwijejcie sie z tym, żeby niy było za niyskoro. Bo tu już pierzynem dudni...

Osoby spoza folkslisty, czyli osoby narodowości polskiej, których liczbę historycy szacują na 100-120 tys. również nie były zwolnione ze służby w Wehrmachcie. Ich losy dobrze przedstawiają wspomnienia Teofila Biolika ze Świerczyńca, [1926]:

W styczniu 1944 roku za pomoc w ukrywaniu konspiratorów zostało aresztowanych około stu mieszkańców Bierunia i Bojszów. Z matką i ciotką również i ja znalazłem się w pszczyńskim więzieniu (brat w tym czasie był we Francji w Wehrmachcie). Najgorsze były przesłuchania. Okropnie nas tam bito.
Lecz wtedy byłem siedemnasto-latkiem i to bicie jakoś wytrzymałem. Matka siedziała pół roku. Mnie po trzech miesiącach wypuszczono, bez żadnego pytania wpisano na volkslistę trzy i wcielono do Wehrmachtu...


Nieprzerwany pobór do Wehrmachtu trwał na Górnym Śląsku pięć lat: 1940-1944.

Pożegnania

Wezwanie do Wehrmachtu było jak wyrok, trudno było się od niego odwołać. Na wojnę musieli iść wszyscy uznani przez komisję wojskową za zdolnych do jej pełnienia. Kochające matki i żony zaszywały do świętych szkaplerzy Komunię św., wręczały różańce, obrazki z modlitewnikami do św. Barbary, św. Tadeusza Judy, do Panienki Piekarskiej. Narzeczone darowały wyszyte chusteczki, pamiątkowe fotografie, prosiły o listy. Powołani uczestniczyli w pożegnalnych nabożeństwach w kościołach, gdzie modlili się o szczęśliwy powrót, żegnali z najbliższymi w różny sposób. Opuszczając swoje mieszkania, całowali progi rodzinnych domów, żegnali się krzyżem świętym, wymawiali stare śląskie: "Zostońcie z Bogiem".

W niedzielę 22 marca 1942 roku z dworca kolejowego w Pszczynie odjeżdżało nas setki. Orkiestra wojskowa grała nam paradenmarsze, lecz chyba tej muzyki nikt nie słyszał. Każdy się trzymał blisko swoich i chciał być z nimi do ostatniej minuty. Co się tam wtedy łez wylało! Tam przyszły mi takie myśli: Ilu z nas powróci w rodzinne strony? Dlaczego to nieszczęście przytrafiło się naszemu pokoleniu... (wspomnienia Józefa Sosny z Miedźnej [1924-1994]).
Źrodło:
http://www.alfa.com.pl/slask/200501/s10.html
*



Przeczytałam dziennik Alojza Lysko i to skłoniło mnie do szukania informacji właśnie o wcielaniu do armii. Sam autor dziennika wielokrotnie pisał, że on nie chciał wojny, że wolałby te siły, które traci na ćwiczenia wojenne, wykorzystywać na swoim gospodarstwie. Ale też w listach z żoną mówi o tym, żeby palić ulotki z polską propagandą dotyczącą gen. Sikorskiego. Stąd mój wniosek, że bardziej czuł się właśnie Ślązakiem niż Polakiem czy Niemcem. A co do znajomości języka niemieckiego, to jego była opłakana.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #41

     
Grapeshot
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.692
Nr użytkownika: 79.211

Steven Murphy
Zawód: Marine Engineer
 
 
post 28/02/2013, 6:52 Quote Post

Mcmaxim napisał: “Mocno mnie drazni pisanie wylacznie w tonie "Polak-Slazak", "Polacy ze Slaska" itd. Gorny Slask ma bardzo zlozona historie i w ramach tego wyksztalcilo sie rowniez pojecie Slazak - po prostu Slazak, czyli narodowosci slaskiej, bez dookreslenia slaski Polak, slaski Niemiec czy tez slaski Czech”.

Ze sprawą Polaków służących w Armii Niemieckiej zetknąłem się na anglojęzycznym forum co mnie osobiście drażniło. Twierdziłem, że to byli Volksdetscher-y. To słowo dla innych, poza Niemcami, nie było w pełni zrozumiałe, nawet z opisem.

Proszę o wyrażenie opinii czy osoby z polskim nazwiskiem i imieniem oraz wszystkimi przodkami polskimi posiadającymi polskie nazwiska i imiona, którzy nie posiadali obywatelstwa niemieckiego i nie podpisali Volkslisty 1,2,3 lub 4, ani oni ani ich przodkowie, i nie zgłaszali się na ochotnika, byli powoływani do niemieckich sił zbrojnych?
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #42

     
Alex Clockwork
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 416
Nr użytkownika: 14.061

Wojtek
Stopień akademicki: mgr
 
 
post 28/02/2013, 9:49 Quote Post

QUOTE(Grapeshot @ 28/02/2013, 6:52)
Proszę o wyrażenie opinii czy osoby z polskim nazwiskiem i imieniem oraz wszystkimi przodkami polskimi posiadającymi polskie nazwiska i imiona, którzy nie posiadali obywatelstwa niemieckiego i nie podpisali Volkslisty 1,2,3 lub 4, ani oni ani ich przodkowie, i nie zgłaszali się na ochotnika, byli powoływani do niemieckich sił zbrojnych?
*


Nie.Aby byli powołani do regularnych sił zbrojnych musiałaby istnieć jakakolwiek podstawa prawna a wykluczyłeś wszystkie opcje.
 
User is offline  PMMini Profile Post #43

     
Grapeshot
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.692
Nr użytkownika: 79.211

Steven Murphy
Zawód: Marine Engineer
 
 
post 1/03/2013, 9:15 Quote Post

Mcmaxim napisał: “Mocno mnie drazni pisanie wylacznie w tonie "Polak-Slazak", "Polacy ze Slaska" itd. Gorny Slask ma bardzo zlozona historie i w ramach tego wyksztalcilo sie rowniez pojecie Slazak - po prostu Slazak, czyli narodowosci slaskiej, bez dookreslenia slaski Polak, slaski Niemiec czy tez slaski Czech”.

Ja napisałem: Proszę o wyrażenie opinii czy osoby z polskim nazwiskiem i imieniem oraz wszystkimi przodkami polskimi posiadającymi polskie nazwiska i imiona, którzy nie posiadali obywatelstwa niemieckiego i nie podpisali Volkslisty 1,2,3 lub 4, ani oni ani ich przodkowie, i nie zgłaszali się na ochotnika, byli powoływani do niemieckich sił zbrojnych?

Alex Cloxswork napisał: “Nie. Aby byli powołani do regularnych sił zbrojnych musiałaby istnieć jakakolwiek podstawa prawna a wykluczyłeś wszystkie opcje”.

Coś tu więc nie gra w tej całej dyskusji. Temat miał być o Polakach w Wehrmachcie, nie o Volksdeutscher-ach w Verhmachcie. Wydaje mi się, że można tu napisać o Polaku-Ślązalaku, jeśli jego wnuk zaznaczy tu, na tym forum, że był takowym.
No więc służyli Polacy w Wehrmachcie czy nie?
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #44

     
Alexander Malinowski2
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 2.688
Nr użytkownika: 80.416

Alexander Malinowski
 
 
post 1/03/2013, 11:34 Quote Post

Zdezerterować w 1941 roku na froncie wschodnim to niezwykłe! Czy masz jakieś szczegóły?

QUOTE(Ironside @ 21/07/2008, 17:33)
W 1941 wzięli go do Wehrmachtu i posłali na front wschodni. Szybko zdezerterował, a żona otrzymała informację, że zaginął. Sowieci nie uwierzyli w jego dobre intencje i wsadzili go do łagru - na szczęście na krótko, bo dość szybko trafił do formującej się armii Andersa. Ewakuowany wraz z całą armią, przez Iran i Palestynę trafił do Włoch, walczył pod Monte Cassino i pod Ankoną. W 1945 wrócił do Polski. Dwa reżimy totalitarne zafundowały mu zwiedzanie połowy świata...
*


 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #45

6 Strony < 1 2 3 4 5 > »  
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej