Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Bestiariusz Słowiański, P. Zych, W. Vargas
     
Vapnatak
 

Od Greutungów i Terwingów zrodzony z Haliurunnae
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 8.441
Nr użytkownika: 26.201

 
 
post 14/03/2012, 15:03 Quote Post

P. Zych, W. Vargas, Bestiariusz słowiański. Rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach, Wydawnictwo BOSZ, (2010), ss. 208.

Jakiś czas temu przedstawiono mi propozycję zrecenzowania książki pt. Bestiariusz słowiański. Rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach. Naturalnie zgodziłem się niemalże od razu, gdyż, nie będę ukrywał, zagadnienia te zajmują całkiem sporą część moich zainteresowań. Z największą premedytacją nie interesowałem się sprawdzeniem, co prezentuje ta książka, zanim nie pojawiła się u mnie. Nie wpisałem w wyszukiwarkę strony Wydawnictwa, aby tam przeczytać krótką notkę o publikacji. Czekałem cierpliwie aż przyjdzie, wyjmę ją z koperty kurierskiej i zacznę czytać…

Nie będę ukrywał, że spotkało mnie małe zaskoczenie. Spodziewałem się klasycznie wydanego leksykonu, tak jak to ostatnimi czasy bywa, z rozbudowanymi hasłami, przy czym na dole odniesienia do literatury, może też i do źródeł historycznych. Okazało się jednak, że publikacja owszem, swojego rodzaju leksykonem jest, ponieważ „bestie” ze słowiańskiego świata duchowego ułożone zostały w sposób alfabetyczny, ale teksty pomieszczone pod hasłami to czasem krótsze, czasem dłuższe wypowiedzi na temat omawianej „bestii”. Punktem kulminacyjnym każdego z bytów słowiańskiego bestiariusza, jest ich ilustracja w dużym formacie, będąca kopią opisów ze źródeł narracyjnych i pisanych, a także indywidualną wizją artysty, który ów malunek popełnił.

Autorów Bestiariusza słowiańskiego… jest dwóch. Pierwszy to Paweł Zych, autor tekstów i niektórych rycin. Drugi to Witold Vargas, który wykonał większość malowideł, szkiców i grafik duchów, demonów, zwierzo- i człekokształtnych zjaw, diabłów i aniołów występujących w podaniach, legendach, baśniach, zwyczajach oraz świętach naszych przodków.

Proza to gatunek literaki jakim napisano teksty. W bardzo przyjazny sposób, Paweł Zych podejmuje się przedstawienia namalowanych postaci. Robi to krótko, zwięźle i na temat. Pełne wyrazu i ekspresji ryciny są dopełnieniem naszych dziecięcych wizji, bo przecież niejednokrotnie Autorzy piszą o „bestiach”, które były bohaterami niezliczonych opowieści, jakie serwowali nam na noc nasi rodzice czy dziadkowie.

Wydanie książki nie rozczarowuje. Liczy ona 208 stron, posiada dobrej jakości papier, szycie, wyraźną czcionkę, choć tutaj udaje się zauważyć pewien niuans, o którym napiszę później, twardą, przykuwającą wzrok oprawę, klarowny układ (to „tylko” ułożony alfabetycznie leksykon). Całość otwiera słowo od Autorów zamyka zaś spis bibliograficzny, w którym doszukać się można klasycznych pozycji traktujących lub wspominających o tematyce recenzowanej tutaj książki. Budowa każdego z haseł jest analogiczna. Krótki tekst opisujący „bestię”, jej podstawowe cechy i czym lub kim się opiekowała. Do każdego hasła jest oddzielna ilustracja. Często pod tekstem (u dołu strony) jest jeszcze mniejszy tekścik, w którym znaleźć można dodatkowe informacje na temat omawianej postaci. Czasem są to fragmenty utworów poetyckich lub prozy. I te teksty opatrzone są mniejszą, oddzielną ilustracją.

Podejmując się lektury Bestiariusza słowiańskiego… już na samym początku zwraca uwagę brak spisu treści. Szkoda, ponieważ ułatwiłoby to znacznie korzystanie z publikacji. Na próżno szukać też indeksu. Bardzo skromnie wygląda też słowo od Autorów na początku książki. To jednak jest jeszcze do przejścia. Zastanawia jednak brak wstępu, w którym można było się podjąć wyjaśnienia fenomenu słowiańskiego bestiariusza. W trakcie lektury samych haseł szybko zreflektujemy się, że Paweł Zych używa kilku sformułowań na określenie opisywanych przez siebie postaci. Nie będę to tylko „bestie”, ale też „demony”, „duchy”, „baby”, a niekiedy i „smoki”, „diabły” i inne. Wnioskować zatem należy, iż tytuł nie jest pełny, że powinna się też tam znaleźć i „demonologia”, ponieważ oba fenomeny są istotą treści pracy. Inną sprawą jest to, że cały tytuł brzmi: Bestiariusz słowiański. Rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach. Wszystko dobrze, tylko problem polega na tym, że na łamach książki nie znajdziemy hasła „Skrzaty”, a bardziej „Krasnoludki” (s. 108-109), gdzie drugą ich nazwą są owe skrzaty. Nie lepiej zatem było wstawić w podtytuł krasnoludki?

Wstęp mógłby być też swojego rodzaju przeglądem źródeł, z jakich z pewnością korzystali Autorzy. Wszak musimy wziąć pod uwagę jedną bardzo ważną kwestię. Na wpół boskie istoty wchodzące w skład bestiariusza słowiańskiego – kierując się nomenklaturą nakreśloną przez Autorów recenzowanej pracy – miały swój rodowód pogański, który w miarę rozprzestrzeniania się chrześcijaństwa w państwie polskim, ulegał modyfikacjom. Sporo jednak postaci występujących w zwyczajach staropolskich zostało wymyślonych, sztucznie utworzonych na różne potrzeby. Jednym z takich twórców „mitologii Polaków” był Jan Długosz, który obserwując zwyczaje ludowe społeczeństwa polskiego w późnym średniowieczu, podkoloryzował je tworząc niezliczoną liczbę boskich i na wpół boskich stworzeń. Myślę, że wiele występujących stworzeń w leksykonie Zycha i Vargasa, ma właśnie taki rodowód. Tym bardziej zaistniała potrzeba umieszczenia takich informacji w słowie wstępnym.

Jeśli idzie o kwestię merytoryczną, to nie zauważyłem znacznych potknięć. Zresztą literatura pomieszczona na końcu publikacji świadczy, iż Autorzy legitymizują się znaczą wiedzą w tej materii. Ze swojej strony, jako malkontenta w tych sprawach, dołożyłbym kilku dodatkowych autorów, ale biorąc pod uwagę styl, intencje i założenia Autorów podejmujących się napisania książki o bestiariuszu słowiańskim, w pełni szanuję dokonany przez Nich dobór literatury. Zauważyłem jednak częste używanie anachronizmu przez Pawła Zycha w postaci słowa „prasłowiański” lub „czasów prasłowiańskich”. Rozumiem, że Autor miał na uwadze czasy przed późnym antykiem i najwcześniejszym okresem średniowiecza? Niestety, muszę rozczarować, Słowian w tym czasie na ziemiach polskich nie było, więc określanie niektórych „bestii” mianem „prasłowiańskich” kupy się nie trzyma. W haśle „Pieniężny chłopczyk”, w dolnym tekście, Autor wyraźnie się myli, pisząc, iż „pierwsze monety pojawiły się na polskich ziemiach w VIII wieku i były to przywiezione przez arabskich kupców dirhemy” (s. 140). Otóż jak dowodzą badania archeologiczne spod Kalisza, numizmaty tam odkryte mają rodowód o osiem wieków starszy niż te arabskie.

Chciałbym jeszcze wrócić uwagę na prawdziwy drobiazg, ale wytrawnemu czytelnikowi na pewno rzuci się w oczy. Jak wspominałem, recenzowana praca to połączenie słowa i obrazu. Czasem osoby odpowiedzialne za stronę techniczną wzięły sobie tę zasadę aż nazbyt do serca. Kilka razy obraz za bardzo przechodził na czcionkę, co spowodowało efekt kleksów, czy może nawet poprawiania, a tym samym zamazywania liter. W pierwszej chwili przyszło mi na myśl, że istotnie, otrzymałem egzemplarz z poprawkami literowymi, wykonanymi długopisem. Szczęściem po dokładnym przyglądnięciu się doszedłem do wniosku, że to nazbyt duże obcowanie tekstu z obrazem.

Książka Pawła Zycha i Witolda Vargasa udowadnia, że świat wierzeń słowiańskich oraz staropolskich był niezwykle bogaty i urozmaicony. W zasadzie to nie powinniśmy mieć absolutnie żadnych kompleksów przed antycznymi Grekami, Rzymianami czy Germanami, że nie posiadamy tak rozbudowanej mitologii. Przeciwnie, nasza mitologia i zwyczaje nią podparte były szczególnie rozwinięte. Istotą sprawy jest to, że nasi przodkowie nie wykształcili pisma, stąd też wszystko to zachowało się w baśniach, legendach, ludowych porzekadłach, zwyczajach dorocznych oraz zwykłych domowych i gospodarskich rytuałach, praktykowanych przez cały rok. Nie oznacza to też wcale tego, że przez to, religia naszych przodków powinna stać w niższej hierarchii niż ta ze świata klasycznego. Prawdziwym fenomenem jest to, że wiele z tych przedchrześcijańskich motywów uchwytnych jest nawet dziś w folkowej kulturze. W takim duchu napisana została niniejsza książka i ot choćby z tego tytułu warta jest przeczytania.

Oryginał tekstu dostępny jak zawsze na portalu www.historia.org.pl w dziale RECENZJE.

vapnatak

P.S.
Errata do tytułu tematu. Czy któryś z moderatorów byłby tak miły i poprawił lapsus przeze mnie popełniony? Z "słowiński" na "słowiański". Z góry dziękuję!

Ten post był edytowany przez Vapnatak: 14/03/2012, 15:07
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #1

 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej