Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Królestwo Słowian, Witold Chrzanowski
     
Vapnatak
 

Od Greutungów i Terwingów zrodzony z Haliurunnae
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 8.441
Nr użytkownika: 26.201

 
 
post 27/03/2013, 20:36 Quote Post

Witold Chrzanowski, Królestwo Słowian, Wydawnictwo Libron (2012), ss. 222.

W ubiegłym roku nakładem krakowskiego Wydawnictwa Libron ukazała się najnowsza powieść historyczna znanego publicysty Witolda Chrzanowskiego. W książce pt. Królestwo Słowian tym razem Autor starał się wprowadzić Czytelnika w czasy panowania ostatnich władców Wielkich Moraw, a więc schyłkowy okres IX w., kiedy na tronie niemieckim zasiadał Arnulf z Karyntii, w Bizancjum cesarz Leon VI zwany Filozofem, nad Dunajem rozprzestrzeniało się władztwo bułgarskie, a na Nizinie Węgierskiej grasowały hordy madziarskie. O państwie rodu Piastów jeszcze nie słyszano.

Powieść podzielona została na cztery księgi. Całość zaś rozpoczyna słowo od Wydawcy i Autora, a także nota edytorska. Narratorem historii napisanej przez W. Chrzanowskiego jest bizantyjski mnich zwany Kaikiem, który pełnił funkcję wysokiego rangą sekretarza władców morawskich, a w późniejszym okresie dyplomaty z ramienia tychże oraz biskupa nitrzańskiego. W zasadzie jego pochodzenie owiane jest tajemnicą. Niby Grek wykształcony w mowie i piśmie według wzorców klasycznych, posługujący się wybitną łaciną oraz doskonałym dialektem attyckim, a jednocześnie mocno zadomowiony na Morawach, duchem i ciałem ukształtowany jak Słowianin. Szczególnie widać jego rozterki wynikające z pochodzenia, w momencie jego pobytu na dworze władców morawskich, Świętopełka i Mojmira; tam zaś „z wyższością spoglądał nie tylko na Słowian, ale i na Niemców…”1. Kiedy zaś przebywał w grodzie Konstantyna Wielkiego na dworze cesarza-filozofa, tęsknił za swoją morawską ojczyzną. Tyle, na teraz, o samym narratorze. Przyjrzyjmy się pokrótce samej treści.

Jak już wspomniano, akcja powieści rozgrywa się u schyłku IX w., a ściślej rzecz ujmując, miedzy 893 a 898 r. Lata te przypadają na ostatni okres rządów Świętopełka I oraz rządy jego najstarszego syna, Mojmira II. To właśnie Morawy są miejscem, gdzie przebiega główna narracja. Oprócz tego czytać możemy o dziejach Czech, Niemiec, Węgrów i Bułgarów, Bizancjum, a także w formie drugoplanowej o Pieczyngach, Chazarach, Waregach z Rusi i wiślańsko-białochorwackim Krakowie.

W. Chrzanowski podjął się napisania powieści, którą sam określił jako „rekonstrukcyjną„2. Powodem tej decyzji była próba ustalenia ostatnich lat istnienia Wielkich Moraw, które niestety legitymizują się ubóstwem relacji źródłowych. Według Autora, z dostępnych na tamte lata źródeł, które określić możemy za wiarygodne, czyli roczniki fuldajskie, wielkie dzieło cesarza Konstantyna VII Porfirogenety, czy kronika pióra czeskiego Kosmasa, nie oddają w całości, lub też dokładnie, powodów upadku Państwa Wielkomorawskiego. Z tego też powodu W. Chrzanowski w swej „powieści rekonstrukcyjnej” zaproponował alternatywny opis tych doniosłych dla świata słowiańskiego wydarzeń.

Autor wdaje się w opisy samego władztwa morawskiego w osobie Świętopełka i Mojmira. Pozwala sobie przybliżyć znaczenie tej instytucji, jej niemalże sakralny i symboliczny charakter jaki tkwił w świadomości każdego Morawianina. Genezą tego były pamiętne czasy, kiedy to Frank Samon utworzył w tej części Europy samodzielny twór państwowy, który utarł się w historiografii jako pierwsze państwo Słowian, a którego Czesi i Morawianie mieliby być bezpośrednimi spadkobiercami. W narracji Autor skupia swoją szczególną uwagę na dziejach politycznych i dyplomatycznych Moraw. Nie szczędzi informacji o utarczkach wewnątrz kraju Świętopełka i Mojmira, gdzie swoje ambicje polityczne uwydatniali liczni rodzimi namiestnicy z czeskimi na czele. Powieść obfituje też w informacje dotyczące nastrojów między najbliższymi sąsiadami Moraw, a więc w pierwszej kolejności z cesarstwem niemieckim, kaganatem madziarskim, Bułgarami oraz plemionami z północnych i północno-wschodnich rubieży, które zamieszkiwały dzisiejsze ziemie polskie.

W. Chrzanowski stara się też przemycić cały szereg wiadomości z pogranicza kultury społecznej, duchowej, a także wzajemnych relacji z obcymi nacjami, które pojawiały się co rusz na terenie Wielkich Moraw. Były to bowiem czasy, kiedy Morawy od niedawna funkcjonowały jako byt państwowy, pretendujący do miana chrześcijańskiego. Jednakże w dalszym ciągu można było usłyszeć o dawnych pogańskich zwyczajach – nawet w kręgach możnowładczych, które przeto uznawały siebie samych jako „wysoce” chrześcijańskie. Autor zauważa także mieszanie się kultur: niemieckiej, węgierskiej i rzymsko-greckiej w wydaniu Bizancjum, które uchwytne były na Morawach. Biernej uwadze Autora nie pozostaje funkcjonowanie, pośród morawskiej społeczności, obcych nacji, a więc Niemców, Greków, Węgrów, Skandynawów oraz całej masie Słowian wywodzących się z różnych szczepów plemiennych. Słowem, mamy w książce nakreśloną panoramę kulturowo-społeczno-etniczną Środkowej Europy w schyłkowym okresie IX w.

Przejdźmy teraz do analizy tego, co oferuje nam W. Chrzanowski w swej powieści. Pierwsze, co w tym miejscu zwraca uwagę, to termin: „powieść rekonstrukcyjna”. Naturalnie Autor obrał za cel przedstawienie, co było już mówione wcześniej, alternatywnej wizji dziejów Moraw w okresie ich upadku. Wszystko w należytym porządku, ale, wydaje się, że jest tu pewien haczyk, który W. Chrzanowski zręcznie wykorzystał. Otóż, skoro podjął się napisania powieści, zrozumiałym będzie fakt, że będzie chciał wykorzystać podstawowy atut literacki jakim jest licentia poetica. Sam zresztą w słowach wstępnych odnosi się do tego problemu. Autor nie zapomniał też wspomnieć o tym, że istnieje stanowczo za mało źródeł historycznych, które jednoznacznie mogłyby się wypowiedzieć na temat tych czasów i wydarzeń, a dostępne w tym momencie, nie wystarczają. Słowem, ten zabieg pisarski będzie podstawowym „orężem„ W. Chrzanowskiego, by konstruować swą opowieść. Tylko czy aby nie przesadnie stosowany? Przecież ma to być rekonstrukcja, a więc odtwarzanie przy użyciu dostępnych pomocy, a w tym przypadku opinii historycznych badaczy (historyków, archeologów) zajmujących się tym zagadnieniem. Naturalnie, wchodzi tutaj też własna inwencja twórcza, autorskie analizy, racjonalnie przemyślane problemy i zagadnienia oscylujące wokół tematyki. Tymczasem wiele zagadnień, nad którymi pochyla się Autor, już wielokrotnie przeanalizowano w nauce i stwierdzono, że skoro nie ma źródeł pisanych bądź materialnych, nie można się jednoznacznie wypowiedzieć. W. Chrzanowski brnie dalej i przy pomocy ”powieści rekonstrukcyjnej” buduje obraz stosowny i przelewa go na papier. Czy jest on prawdziwy? Czy licentia poetica może być używana wobec autentycznych wydarzeń, których, w mniejszym bądź większym stopniu, echo słyszalne jest w źródłach pisanych? Słusznym chyba jednak będzie, że sformułowanie „powieść rekonstrukcyjna” w wydaniu W. Chrzanowskiego jest działaniem na wyrost.

W recenzowanej tutaj powieści udało się wychwycić kilka niuansów, które w ogólnym rozrachunku powodują pewien zgrzyt merytoryczny, a ten działa na jej minus. Otóż, dziwacznie brzmi sam tytuł, a co za tym idzie, tytulatura Świętopełka I oraz Mojmira II. W. Chrzanowski nadał im tytuł „królów„, przez co ich władztwo jest ”królestwem”. Wydaje się, że Autor nie zna ustaleń czeskiego badacza Dušana Třeštíka, który w swej wybitnej pracy Powstanie Wielkich Moraw z 2001 r. (polskie wydanie z 2009 r.)3 zajmuje się tym zagadnieniem. Pisał on o tym, że po przyjęciu chrześcijaństwa przez Morawy, znaczenie panującego tego państwa bardzo wzrosło. Występował on jak autokratyczny władca, mimo iż był otoczony „książętami”, z którymi podejmował wszystkie najważniejsze decyzje. Był to specyficzny model władcy i znacznie się wyróżniał spośród wszystkich, którzy rządzili krajami słowiańskimi między X a XII w. Na Morawach doszło do ugody między książętami, którzy władzę dziedziczną oddali w ręce rodu Mojmirowiczów4. Zatem krajem morawskim nie rządzili królowie, gdyż nawet nie byli oni tak tytułowani przez krajanów, a co najważniejsze, nie zachowały się podobne tytuły wobec władców morawskich w źródłach o proweniencji niemieckiej5. Tytulatura zaproponowana przez W. Chrzanowskiego jest błędna z punktu widzenia merytorycznego, natomiast można ją uznać, jeśli wrzucimy ją na karb wolności twórczej. Podobnie rzecz się ma w przypadku samego tytułu powieści, gdyż w historii nie zachowało się nic takiego jak „Królestwo Słowian” w wydaniu morawskim6. To również należy uznać za dowolny wymysł autorski, a wręcz wynikający z pewnego rodzaju symboliki, do jakiej nawiązywał sam Autor7.

Skoro zatem jesteśmy przy symbolach, warto nadmienić, iż W. Chrzanowski, rekonstruując swą powieść, wplótł w symbolikę władzy na Morawach za czasów Świętopełka i Mojmira nawiązanie do tzw. państwa Samona. Uznać to raczej należy za pewnego rodzaju trik, zastosowany na potrzeby powieści, ponieważ z punktu widzenia historycznego, echa działalności Samona jako twórcy pierwszego niepodległego bytu państwowego Słowian, nie przebiły się do świadomości słowiańskiej we wczesnym średniowieczu (w tym również u Czechów i Morawian!), jak wynika z ustaleń badawczych Gerarda Labudy, autora jedynej, jak dotąd, monografii o „państwie” Samona8. Na marginesie wspomnieć też należy o scenie, kiedy Świętopełk I miał wskazać swego następcę; nakazał swym trzem synom: Mojmirowi, Przedsławowi i Świętopełkowi Arnulfowi złamać naraz trzy włócznie symbolizujące jedność krainy morawskiej. Oczywiście żadnemu z pretendentów do schedy po ojcu ta sztuka się nie udała, a sam gest znany był pośród wielu kultur ludzkich, a najbardziej u Mongołów, kiedy to dochodzący do władzy Temudżyn próbował na pokaz swym poddanym złamać za jednym razem cały kołczan strzał… Zręcznym zabiegiem literackim wykazał się Autor recenzowanej tu pozycji.

Powieść W. Chrzanowskiego liczy sobie tylko 222 strony. To mało, jeśli weźmiemy pod uwagę ten rodzaju gatunku literackiego. Nie bez kozery wspomina się tutaj o tym, ponieważ wpływa to na wartkość narracji. Otóż ma się wrażenie szybko mijającej treści. Opisy są zwięzłe, postaci przedstawione w sposób niemalże szablonowy, bez specjalnego wdawania się w szczegóły psychologiczne. Jedynymi wyjątkami są, rzecz jasna, główni bohaterowie: narrator Kaik, który przez to, że opowiada całą tę historię, daje się nam poznać i możemy wydawać sądy na temat jego cech charakteru, a także Mojmir II, władca morawski. Naturalnie szerzej poznani zostają doradcy i oficerowie Mojmira, łącznie z margrafami niemieckimi, Skandynawami (szczególnie podkreślana jest osoba Kweldulfa), a także poszczególni Bizantyjczycy, z cesarzem Leonem na czele. Podobnie rzecz się ma w przypadku króla niemieckiego Arnulfa z Karyntii i wszystkich główniejszych wojowników madziarskich. A jednak ma się pewien niedosyt w przypadku Kaika. Mimo iż jest to postać ciekawa, wydaje się bezpłciowa, jednowymiarowa i słabo skonstruowana pod względem psychicznym. Już inaczej brzmi w tych kategoriach Mojmir, który jak najbardziej daje się zapamiętać po lekturze.

Wypowiadając się w tym samym nurcie jak o postaciach, wypada wspomnieć o opisach, np. scen batalistycznych. Wypadają one raczej słabo i nie da się ich porównać do tych, które zaserwował nam np. w swej trylogii o Attyli William Napier. Natomiast cała treść, a co za tym idzie, historia (a przypomnieć należy, iż jest to zarys aż pięciu lat) mija hiper szybko. Pewne wydarzenia zostały nienaturalnie skrócone, a przez to zniekształcone. Na ten przykład sama śmierć Mojmira II, który w powieści zostaje schwytany podczas bitwy pod Nitrą w kwietniu 898 r., w ekspresowym czasie zostaje powieszony. Tymczasem żył on jeszcze kilka lat, kiedy w 907 r. źródła na jego temat już milczały. Podobnie rzecz się ma z poselstwem Kaika do Konstantynopola; w powieści wraz z kompanami, głównie Skandynawami, pod wodzą Kweldulfa, miał bawić tam pół roku, zgodnie z życzeniem samego basileusa. Jak doczytamy później, cała misja dyplomatyczna (poza Kaikiem, co zresztą zostało wytłumaczone później dlaczego), materializuje się obok Mojmira i walczy z nim ramię w ramię pod Nitrą z nawałnicą madziarską. Trzeba przyznać, że dziwi taka konstrukcja wydarzeń. Z drugiej jednak strony, ilość zarezerwowanych stron, chyba zmuszała Autora do takich cięć w treści.

Rozczarowuje również wydanie. Miękka oprawa ze szkicem morawskiego woja stojącego na brzegu rzeki, to chyba jedyny pozytywny jej akcent. Papier jest średniej jakości, ale za to czcionka czytelna. Z racji tego, że jest to powieść historyczna, brakuje wyszczególnienia na początku pracy osób, które przewinęły się przez jej treść. Mogły się tam znaleźć zarówno osoby historyczne, jak i te, które Autor stworzył na potrzeby historii. Irytująco też przedstawia się sprawa podrozdziałów powieści. Ustalone zostały najczęściej zgodnie z dniami lub miesiącami kalendarza juliańskiego. Podawane są też daty roczne, ale poprzedzane są adnotacją „AD” – Anno Domini. Trzeba przyznać, że w wielu podrozdziałach zupełnie to nie współgrało stylistycznie. Czasami pojawiają się przypisy na dole tekstu, w których Autor opisuje dane zagadnienie, tudzież powołuje się na autora opracowania. Stanowczo za mało jest takich rozwiązań. Szkoda też, że na końcu książki W. Chrzanowski nie zdecydował się na podanie chociaż kilku podstawowych pozycji bibliograficznych, które pomocne Mu były w czasie rekonstrukcji (!) wydarzeń.

Powieść Królestwo Słowian Witolda Chrzanowskiego zarezerwowana jest dla hobbysty historii, dla osób, które lubią poczytać lekką powieść wplecioną w prawdziwe wydarzenia z zamierzchłych czasów. To książka do poduchy, którą nie powinniśmy traktować jako wyznacznika do własnych rekonstrukcji dziejów. Jest to raczej przystępnie „skrojona” książka, która rozbudzić ma w nas głód wiedzy i spowodować chęć sięgnięcia po poważniejsze prace naukowe.

1 W. Chrzanowski, Królestwo Słowian, Kraków 2012, s. 7.
2 Ibidem, s. 5.
3 http://historia.org.pl/2012/02/26/%E2%80%9...80%93-recenzja/ [↩]
4 D. Třeštík, Powstanie Wielkich Moraw. Morawianie, Czesi i Europa Środkowa w latach 791-871, Warszawa 2009, s. 183-184.
5 W źródłach z epoki pojawia się co prawda tytulatura rex, ale ma ona znaczenie symboliczne i nie odzwierciedla prawdziwego znaczenia tego słowa. Dowodem na to twierdzenie niech będzie fakt, że władcę wielkomorawskiego określano też tytułami dux, princeps, comes, kьnędzь, vladyka; zob. K. Polek, Państwo wielkomorawskie i jego sąsiedzi, Kraków 1994, s. 16.
6 Nazwy tego kraju to: Magna Moravia, Marharii, Rzesza Wielkomorawska, nota bene określenie tego państwa dokładnie w takim znaczeniu pada w tytule książki Chrzanowskiego z 2008 r.; zob. K. Polek, Państwo…, s. 13- 14.
7 Szczególnie zwracają uwagę terytoria, które kontrolowały Morawy za czasów Świętopełka I i Mojmira II. Z lektury powieści Chrzanowskiego daje się wychwycić, iż Wielkie Morawy były mocarstwem, najbardziej rozwiniętym bytem państwowym wśród Słowian, istną kolebką kulturalną, do której dążyły wszystkie nacje wczesnośredniowiecznej Europy. Morawy w tamtym czasie istotnie były wysoko rozwinięte i stanowiły przeciwwagę dla Rzeszy niemieckiej w tej części Starego Kontynentu; zob. D. Třeštík, Powstanie…, s. 276-277. Morawy jednak nigdy nie figurowały jako „królestwo”.
8 G. Labuda, Pierwsze państwo słowiańskie. Państwo Samona, Wodzisław Śląski 2009, s. 236-237.

Jak zawsze zapraszam do lektury tekstu, który ukazał się na portalu www.historia.org.pl w dziale RECENZJE. Dostępne są tam też inne ciekawe informacje dotyczące recenzowanej książki.

vapnatak

Ten post był edytowany przez Vapnatak: 27/03/2013, 22:47
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #1

 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej