|
|
Chrześcijaństwo pacyfistyczną religią medytacji ?
|
|
|
|
QUOTE Gdzie jest w tym wszystkim jakakolwiek logika? Lukezz
Gdzie jest logika w Twoim rozumowaniu gdy w pewnym przypadku zabijanie czy przemoc jest dobra, a w drugim zła. Chrześcijański pacyfista przynajmniej widzi kontekst zła, ale nazywa rzeczy po imieniu.
QUOTE Ale trzeba jednocześnie pamiętać, że wiarygodność przekazu o wyjściu Hebrajczyków z Egiptu czy też podboju Kanaanu przez Jozuego jest porównywalna chociażby z historią o Adamie i Ewie. Marthinus
Zgadzam się z tym. Problem jednak polega na tym, że podbój Kanaanu, abstrahując od wiarygodności przekazu, opisany jest w Biblii. Chodzi o teologiczne oddziaływanie opisu bezlitosnego zabijania bezbronnych ludzi z nakazu bożego. Niektórzy stoją na stanowisku, że jest to wzór do naśladowania. Ja twierdzę, że był to szczególny przypadek w historii biblijnej.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE Zgadzam się z tym. Problem jednak polega na tym, że podbój Kanaanu, abstrahując od wiarygodności przekazu, opisany jest w Biblii. Chodzi o teologiczne oddziaływanie opisu bezlitosnego zabijania bezbronnych ludzi z nakazu bożego. Niektórzy stoją na stanowisku, że jest to wzór do naśladowania. Ja twierdzę, że był to szczególny przypadek w historii biblijnej.
Oczywiście, że tak. Moja uwaga miała jedynie na celu zaakcentowanie tego, że te historie należy również rozpatrywać w sposób metaforyczny, podobnie jak właśnie o Adamie i Ewie, Arce Noego itd. Duża część osób w dalszym ciągu próbuje analizować je jako prawdziwe wydarzenia historyczne.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Arbago @ 2/06/2013, 21:15) Gdzie jest logika w Twoim rozumowaniu gdy w pewnym przypadku zabijanie czy przemoc jest dobra, a w drugim zła.
Tam gdzie przemoc jest stosowana dla wymierzenia sprawiedliwości jest ona dobra, tam gdzie niesie niesprawiedliwość jest złem - to chyba dość logiczne ... i nawet zgodne z chrześcijaństwem (patrz np. 1. List do Rzymian, 1. List Św Piotra, Katechizm Kościoła Katolickiego).
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Lukezz @ 2/06/2013, 22:18) QUOTE(Arbago @ 2/06/2013, 21:15) Gdzie jest logika w Twoim rozumowaniu gdy w pewnym przypadku zabijanie czy przemoc jest dobra, a w drugim zła. Tam gdzie przemoc jest stosowana dla wymierzenia sprawiedliwości jest ona dobra, tam gdzie niesie niesprawiedliwość jest złem - to chyba dość logiczne ... i nawet zgodne z chrześcijaństwem (patrz np. 1. List do Rzymian, 1. List Św Piotra, Katechizm Kościoła Katolickiego).
No i do porozumienia nie dojdziemy. Gdyż przemoc jest zawsze zła. Użyta do dobrych celów jest jedynie usprawiedliwiona.
QUOTE Oczywiście, że tak. Moja uwaga miała jedynie na celu zaakcentowanie tego, że te historie należy również rozpatrywać w sposób metaforyczny Marthinus
Istnieje teoria, że podbój Kanaanu jest metaforą walki z grzechami.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE Istnieje teoria, że podbój Kanaanu jest metaforą walki z grzechami.
To jest historia bardzo silnie osadzona w realiach niewoli babilońskiej i okresu tuż po niej. Formuła Exodusu jest zapewne paralelą do wygnania, dając nadzieję na powrót, natomiast opowieść o Jozue i zbrojnym podbiciu Kanaanu jest odbiciem stosunku jaki mieli powracający do grup ludności, które uniknęły przesiedleń i pozostały na miejscu.
Ten post był edytowany przez Marthinus: 3/06/2013, 21:52
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Arbago @ 3/06/2013, 21:15) No i do porozumienia nie dojdziemy. Gdyż przemoc jest zawsze zła. Użyta do dobrych celów jest jedynie usprawiedliwiona.
Ot i cały problem - Twierdzisz, że chrześcijaństwo w pewnych warunkach zezwala człowiekowi popełniać zło ... nie wspominając już, że sam Bóg też nie jest bez skazy - bo Sam popełniał zło... już herezja czy jeszcze nie?
...i dlatego właśnie do porozumienia nie dojdziemy.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Marthinus @ 3/06/2013, 21:52) QUOTE Istnieje teoria, że podbój Kanaanu jest metaforą walki z grzechami. To jest historia bardzo silnie osadzona w realiach niewoli babilońskiej i okresu tuż po niej. Formuła Exodusu jest zapewne paralelą do wygnania, dając nadzieję na powrót, natomiast opowieść o Jozue i zbrojnym podbiciu Kanaanu jest odbiciem stosunku jaki mieli powracający do grup ludności, które uniknęły przesiedleń i pozostały na miejscu.
Hmm... Czyli stosunek powracających Żydów do Samarytan wyraża opowieść o podboju Kanaanu i stosunku Hebrajczyków do Kananejczyków. Co ciekawe ten stosunek Żydów do Samarytan był całkowicie inny od stosunku Jezusa do tej nacji.
Wynika z tego, że jakakolwiek wiwisekcja opowieści o podboju Kanaanu w rozpatrywaniu pacyfizmu chrześcijańskiego mija się z celem.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE Hmm... Czyli stosunek powracających Żydów do Samarytan wyraża opowieść o podboju Kanaanu i stosunku Hebrajczyków do Kananejczyków. Co ciekawe ten stosunek Żydów do Samarytan był całkowicie inny od stosunku Jezusa do tej nacji.
Nie tylko do Samarytan a także do miejscowej, wieśniaczej ludności, która uniknęła przesiedleń z lat 597 i 586. Historia ta udowodniała, że to właśnie powracający mają całkowite prawo do objęcia w posiadanie tych ziem.
|
|
|
|
|
|
|
|
Czy można kochać bliźniego i go zabić?
Katechizm Kościoła Katolickiego w interpretacji przykazania „nie zabijaj” w pierwszej kolejności, odwołując się do słów Jezusa, nie potępia samego pozbawienia kogoś życia, lecz przede wszystkim pobudki wewnętrzne, które prowadzą człowieka do zamordowania bliźniego. Przede wszystkim więc potępia „zbrodniczy gniew”, który jest pragnieniem odwetu (zemsty) - pisze plutonowy podchorąży rezerwy Marian Pułtuski dla Fronda.pl.
Pytanie takie jak zawarte w tytule trafnie, jak sądzę, oddaje wątpliwość jaka wiąże się z akceptacją przez chrześcijan ich udziału w jakiejkolwiek wojnie. Bo czy tak naprawdę wszelkie próby usprawiedliwiania zabijania nie są, zdaniem niektórych, wypaczaniem sensu Bożego przykazania „nie zabijaj”? Czy nie jest przypadkiem też tak, że w świadomości wielu chrześcijan rozpowszechnił się „pacyfizm absolutny”, który, często w imię chrześcijańskiego radykalizmu (miłość bliźniego), za złe uznaje jakiekolwiek pozbawienie kogoś życia? W tym kontekście pojawia się też pytanie o sens służby wojskowej i w policji, jeżeli wymaga ona, niekiedy w sposób brutalny, przeciwstawieniu się złu, które dotyka niewinnych ludzi.
George Weigel trafnie zauważa, że wyrażane w ostatnich latach podejście Kościoła do kwestii moralnego uzasadnienia użycia sił zbrojnych (na przykład przez Jana Pawła II) zdaje się być rodzajem funkcjonalnego pacyfizmu. W myśl tego stanowiska wprawdzie nie rezygnuje się z tradycyjnego namysłu nad pojęciem wojny sprawiedliwej, niemniej jednak ostatecznie dochodzi do sprzeciwu wobec użycia sił zbrojnych[1]. Jak się wydaje, pogląd ten jest dość rozpowszechniony w świadomości niektórych (być może większości) katolików. Nie są oni w stanie zgodzić się na to, że służba żołnierska nie sprzeciwia się woli Bożej, a tym bardziej na to, że tej woli może być wyrazem. Z drugiej jednak strony mamy też wypowiedzi papieskie, które są naleganiem o humanitarną interwencję w przypadku, gdy istnieje zagrożenie ludobójstwem lub gdy ludobójstwo jest dokonywane[2].
Tymczasem należy zauważyć, iż sens przykazania Dekalogu „nie zabijaj” dotyczył w Starym Testamencie zakazu zabójstwa człowieka sprawiedliwego i niewinnego. W Starym Testamencie było przewidziane bowiem karanie śmiercią za wykroczenia przeciwko Prawu[3]. Biblista Michał Wojciechowski zamiast „nie zabijaj” używa w tłumaczeniu mocniejszego sformułowania „nie morduj”, jako trafniej oddającego to, o co w tym przykazaniu chodzi. Odróżnia więc w konsekwencji przestępstwo zabójstwa (które jest właściwym sensem przykazania) od zabijania człowieka na wojnie, w samoobronie, czy też kary śmierci[4].
Przytoczony kontekst Starego Testamentu nie dla wszystkich może być przekonujący, gdyż za bardziej istotne kryterium oceny relacji do bliźniego uważają oni słowa i czyny Jezusa Chrystusa. W związku tym też pojawia się pytanie o to, w jaki sposób Nowy Testament (czy też wężej: Jezus) odnosi się do problemu wojny. Okazuje się jednak, że interpretacja niektórych słów Jezusa, które rzekomo mają wykluczać prowadzenie jakichkolwiek wojen nastręcza problemy. Tradycja Kościoła, mimo początkowych rozbieżności w kwestii godziwości wojny[5], stopniowo wypracowała przekonanie, że istnieją wojny, które po prostu są sprawiedliwe. Innymi słowy, namysł katolicki nad problemem wojny doprowadził do stwierdzenia, że, w pewnych określonych sytuacjach, zabicie drugiego człowieka nie jest naruszeniem przykazania miłości bliźniego. Św. Augustyn, gruntownie i obszernie zajmujący się problemem wojny sądził, że interpretacja słów Jezusa z Kazania na Górze „nie zwalczajcie zła złem” (por. Mt 5, 39)[6] nie oznacza potępienia każdej wojny[7]. Znaczy to także, że żołnierz (policjant), który, w pewnych określonych sytuacjach i odpowiednim nastawieniu wewnętrznym, zabija drugiego człowieka, nie popełnia grzechu. Nie jest więc także tak, w konsekwencji, że wysoki stopień świętości jest z zasady zamknięty dla żołnierzy, którzy biorą czynny udział w walkach i zabijają ludzi.
Katechizm Kościoła Katolickiego w interpretacji przykazania „nie zabijaj” w pierwszej kolejności, odwołując się do słów Jezusa, nie potępia samego pozbawienia kogoś życia, lecz przede wszystkim pobudki wewnętrzne, które prowadzą człowieka do zamordowania bliźniego. Przede wszystkim więc potępia „zbrodniczy gniew”, który jest pragnieniem odwetu (zemsty): „Jeśli gniew posuwa się do dobrowolnego pragnienia zabójstwa lub ciężkiego zranienia bliźniego, stanowi poważne wykroczenie przeciw miłości; jest grzechem śmiertelnym”[8]. Na drugim miejscu jest wymieniona nienawiść: „Nienawiść zamierzona jest przeciwna miłości. Nienawiść do bliźniego jest grzechem, gdy człowiek dobrowolnie chce dla niego zła. Nienawiść jest grzechem ciężkim, gdy dobrowolnie życzy się bliźniemu poważnej szkody”[9]. Można więc w tym miejscu założyć, że istnieją takie sytuacje, kiedy ktoś świadomie i dobrowolnie pozbawia kogoś życia i nie robi tego ani z pragnienia zemsty, ani z nienawiści. Taka sytuacja, jak sądzę, zachodzi, po spełnieniu określonych warunków, na niektórych wojnach.
Zauważyć trzeba jednak, że Katechizm mówi o wartości wyrzeczenia się przemocy jako świadectwie miłości ewangelicznej, z tym, że robi to w sposób warunkowy: „Ci, którzy wyrzekają się przemocy oraz krwawych działań i w celu ochrony praw człowieka odwołują się do środków obronnych, jakie dostępne są najsłabszym, dają świadectwo miłości ewangelicznej, pod warunkiem, że nie przynosi to szkody prawom ani obowiązkom innych ludzi i społeczeństw (podkreślenie moje – M. P.). Świadczą oni w sposób uprawniony o powadze ryzyka fizycznego i moralnego uciekania się do przemocy, która powoduje zniszczenia i ofiary”[10]. Innymi słowy świadectwo ludzi wyrzekających się przemocy jest ważne, ale nie może być powszechne. Myślę, że w tym miejscu Katechizm wykazuje się zdrowym poczuciem realizmu i znajomością natury ludzkiej. Wyrzeczenie się przez wszystkich chrześcijan stosowania przemocy, przez niektórych ludzi, grupy czy narody mogłoby zostać odebrane jako oznaka słabości i prowokować do podboju. Myślę, że historia ludzkości jest pod tym względem aż nadto bogata a przeprowadzone w ostatnich dwu dekadach akcje terrorystyczne - aż nadto wymowne.
Zauważmy także, że powoływanie się na naśladowanie Jezusa, jako Tej osoby, która ucieleśnia ideał wyrzeczenia się przemocy, nie jest rozstrzygające na rzecz całkowitej rezygnacji z działania wojennego. Jest oczywiste, że Jezus swoją osobą ucieleśniał już tu na ziemi sytuację pokoju, która w pełni zaistnieje dopiero w niebie. Przeszedł także przez ziemię wyrzekając się walki zbrojnej i stosowania przemocy, z tym, że zapomina się, że to, co pokazał Jezus jest celem do którego mamy dążyć a który wymaga jeszcze przejścia stopni pośrednich. Podobnie jest z sensem celibatu. Jezus żył w celibacie, mówił o wartości życia w bezżenności, ale czy oznacza to, że wszyscy chrześcijanie mają żyć w celibacie i rezygnować z życia małżeńskiego? Dobrze wiemy, że jest to nieprawda, choć tu i ówdzie pojawiają się sekciarskie poglądy, w myśl których rezygnacja z małżeństwa jest tym, do czego chrześcijanie przez Jezusa rzekomo są wezwani. Analogicznie jest ze służbą wojskową. Choć jest jasne, że nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien pragnąć wojny a powinien modlić się ze wszystkich sił o pokój, to chrześcijańska roztropność nakazuje, by tworzyć odpowiednie instytucje z odpowiednio wyszkolonymi ludźmi, którzy będą gotowi do obrony niewinnych przed niesprawiedliwą napaścią.
Pewną analogię z powyżej opisaną sytuacją stanowi także kwestia istnienia chorób i zawodu lekarza. Znowu można zapytać, czy ktoś pragnie być chory? Czy ktoś uważa, że zawód lekarza jest niepotrzebny? Choć między służbą żołnierską a lekarską zachodzi zasadnicza różnica, to jednak jest także widoczne pewna wspólna cecha. Oczekiwania wobec Jezusa i przyszłego życia w niebie, dotyczą także braku cierpienia, które nieodłącznie jest związane z chorobami. W niebie nie będzie lekarzy. Jezus pokazał, że jest w stanie leczyć choroby, ale, o dziwo, nie uleczył wszystkich. A przecież mógł to zrobić! Czy postęp medycyny w ostatnich stuleciach nie świadczy o tym, że walka z cierpieniem i chorobami jest możliwa? Ale czy ktoś na serio jest przekonany, że przed końcem świata znikną na ziemi wszystkie choroby i zawód lekarza przestanie być potrzebny? Czy podobnie nie jest więc ze służbą wojskową? Naszym celem jest zmienianie świata w taki sposób, żeby sytuacja pokoju obejmowała jak największą grupę ludzi. Niemniej jednak, należy to przyjąć za pewnik, do końca świata nie uda się przekonać wszystkich, by zrezygnowali ze swoich, niekiedy chorych roszczeń, skłaniających ich do zabijania. Żołnierzy, podobnie jak lekarzy będziemy potrzebowali do końca życia i taka, jak sądzę, jest też wola Boża.
Katechizm więc z jednej strony wzywa wszystkich ludzi od modlitwy w intencji uwolnienia ludzkości od odwiecznego zniewolenia przez wojnę[11], z drugiej jednak strony Katechizm cytuje Konstytucję Soboru Watykańskiego II „Gaudium et spes”, która brzmi: „Tak długo jednak jak <<będzie istniało niebezpieczeństwo wojny, a równocześnie brakować będzie między narodowej władzy posiadającej niezbędne kompetencje i wyposażonej w odpowiednią siłę… rządom nie można odmawiać prawa do koniecznej obrony, byle wyczerpały wpierw wszystkie środki pokojowych rokowań[12]. Ponownie więc widać, że Kościół katolicki nie potępia niektórych sytuacji, w których dochodzi do walki
Pominę w tym miejscu warunki, jakie musi spełnić sprawiedliwe użycie siły militarnej[13] i skupię się na etosie żołnierskim. W jaki sposób żołnierz może osiągnąć świętość? Ojciec Józef Bocheński wyróżnia kilka sprawności, które świadczą o wysokiej wartości etycznej służby żołnierskiej. Wyróżnia on między innymi takie cechy jak honor, bohaterstwo, miłość ojczyzny, koleżeństwo[14]. Osiągnięcie tych cnót przez żołnierza wymaga nie lada trudu i może już w sytuacji pokoju świadczyć o wysokim stopniu świętości żołnierza (co dopiero na wojnie). Tym jednak, co niewątpliwe jest na pierwszym miejscu, a co wielu krytykom wojska umyka jest to, że żołnierze na wojnie ryzykują własnym życiem dla dobra rodaków i wartości, których przyrzekli chronić. Wielu z nich w imię tych spraw oddało życie! Czy nie jest więc tak, że żołnierz na wojnie sprawiedliwej, po spełnieniu wszystkich moralnych warunków, realizuje słowa Jezusa „nie ma większej miłości nad tę, gdy ktoś poświęca swoje życie za przyjaciół (J 15, 13)”? Czy naprawdę mamy zgodzić się z krytykami, którzy podważają sens ofiary z życia żołnierzy czy policjantów, jako rzekomo zawsze, w mniejszym czy większym stopniu uwikłanej w zło? Należy stanowczo zaprzeczyć.
Wszystko to, jak sądzę, prowadzi do kilku wniosków. Po pierwsze: należy w końcu powiedzieć wyraźnie, że unikanie służby wojskowej w wielu wypadkach nie jest czynem chwalebnym a niekiedy może być po prostu grzechem. Powoływanie się przy tym na chrześcijańskie przekonania religijne nie znajduje jednoznacznego uzasadnienia ani w Piśmie Świętym ani w Tradycji Kościoła katolickiego. Istnieją też tak klarowne sytuacje, gdzie wyrzeczenie się walki zbrojnej może narazić na niebezpieczeństwo życie niewinnych ludzi. Rezygnacja z wysiłku zbrojnego może być w tym wypadku ciężkim zaniedbaniem a nawet ciężkim grzechem. Po drugie: to właśnie chrześcijańscy żołnierze mogą być tymi, którzy dbają o to, by działania wojenne nie przebrały sprawiedliwej miary i żeby sprawiedliwa wojna nie zamieniła się bezsensowną rzeź. Po trzecie wreszcie należy przywrócić służbie żołnierskiej właściwe znaczenie. Wszystkim obywatelom powinno zależeć na tym, by chronili ich ludzie, którzy mają odpowiedni sprzęt, odpowiednie wyszkolenie a przede wszystkim odpowiednią motywację. Nawet jeżeli polskie wojsko na dzień dzisiejszy w wielu miejscach niedomaga, warto się modlić o to, by Jezus dał nam żołnierzy, którzy będą bronić nas i naszych rodzin z pełnym zaangażowaniem i poświęceniem.
Plutonowy podchorąży rezerwy Marian Pułtuski
Powyższy tekst znaleziony tutaj: fronda.pl
Pomyślałem, że trafia w temat.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE Topienie marzanny to dla Ciebie zabawa. A czy wiesz czym był kiedyś ten obrzęd? I jak ma on się do wiary w Boga? Nie, że dla mnie to zabawa, ale porównujesz sprawy związane z życiem a obrzęd, który poprostu jest tradycją słowiańską i nikomu topiąc marzanne nie chodzi o pogańskie rytułały i nie ma to takiego wydźwięku.
|
|
|
|
|
|
|
|
Tekst pana Mariana Pułtuskiego
Tekst ten to po prostu usprawiedliwianie zła. Na podobnych podstawach można usprawiedliwić eutanazję i aborcję. Moim zdaniem eutanazja miałby nawet większe podstawy do zaistnienia w chrześcijaństwie niż wojna.
Co ma Marzanna do omawianego tematu?
|
|
|
|
|
|
|
|
"Wojnę sprawiedliwą" można różnie rozumieć. Na przykład dla Japończyków atak na USA w 1941 r. był sprawiedliwy.
Amerykanie byli dla nich obrzydliwie bogaci, mieli znacznie więcej ziemi, którą nie chcieli się w sposób pokojowy podzielić ( zabraniali imigrować Japończykom na teren USA ) nie traktowano Japonii jako równoprawne państwo, w dodatku zaczęli stosować różnorakie embarga handlowe.
Dla przeludniałej,głodnej Japonii wojna z USA była wojną sprawiedliwą.
Można się też zastanawiać nad "sprawiedliwością" wojen USA, które nierzadko najpierw dostarcza dyktatorom broń(Irak, Afganistan) a gdy sytuacja geopolityczna się zmienia z tymi samymi dyktatorami - walczy.
Ten post był edytowany przez marc20: 8/06/2013, 20:22
|
|
|
|
|
|
|
|
No właśnie - kto miałby taką wojnę prowadzić. Musiałaby być ona zatwierdzona przez na przykład Watykan. Kiedy ostatnio papież uznał jakąś wojnę za sprawiedliwą. Chyba w czasach sojuszu tronu i ołtarza. Obecną wykładnią jest chrześcijański (nie hippisowski) pacyfizm. Wojna jakkolwiek dopuszczalna traktowana jest jako ostateczność i wpisuje się w chrześcijański pacyfizm, który acz jest unikaniem i powstrzymywaniem przemocy to jednak nie jest biernością.
|
|
|
|
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|