Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> A mogło być tak pięknie …
     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 15/01/2013, 10:17 Quote Post

Pozwoliłem sobie skreślić taki oto artykuł, który zamieszczony został na łamach dwutygodnika „Nowe Siemianowice” (na str. 6):

http://www.nowe.siemianowice.pl/archiwum/2013_01_09.pdf

A mogło być tak pięknie…

Nad Dnieprem i Bohem decydowały się losy nie tylko Polski.


Kiedy w latach trzydziestych i czterdziestych XVII wieku Europa Zachodnia pogrążona była w wyniszczającej wojnie trzydziestoletniej, Rzeczpospolita przeżywała swe wielkie dni. Kiedy w Europie, i nie tylko w Europie, innowierców, bez względu na wyznawaną przez nich wiarę, mordowano tysiącami, kiedy nieomal wszędzie dokoła katolicy wyrzynali protestantów, a protestanci katolików, kiedy nie znano litości dla żydów czy muzułmanów, a żydzi i muzułmanie nie mieli litości tak dla chrześcijan, jak i dla siebie nawzajem, w Polsce troską króla Władysława IV było łagodzenie sporów między wyznawcami różnych wyznań, a odwiedzający nasz kraj cudzoziemcy nie mogli się nadziwić, że mogą tu żyć w miarę zgodnie obok siebie prawosławni i katolicy, protestanci i unici, żydzi i muzułmanie…
Rzeczpospolita imponowała panującą w niej wolnością polityczną i religijną, a także kulturą i bogactwem. W efekcie kultura polska promieniowała na kraje ościenne. Na obszarze dzisiejszej Rumunii przejawem obycia było ubieranie się „na modłę polską”, a po polsku mówiono na dworach hospodarów Mołdawii i Wołoszczyzny, które to po pokoju zawartym z Turcją w roku 1634 stanowiły swoiste polsko – tureckie kondominium i które z czasem coraz to bardziej ciążyły ku Polsce.
Ale nie tylko tam „wyższe sfery” rozmawiały po polsku. Nie inaczej bowiem było na dworze moskiewskim, a także w najbliższym otoczeniu chana krymskiego. W szybkim tempie polonizowała się nie tylko litewska, ruska i inflancka szlachta, ale także tamtejsi mieszczanie, a nawet chłopi…

O złączenie z Macierzą

Wojna trzydziestoletnia sprawiła, że odżyła zapomniana, zdawałoby się, kwestia złączenia Śląska z Polską. Nie mogąc poradzić sobie z protestancką rebelią, która objęła także Śląsk, cesarz zwrócił się o pomoc do Zygmunta III Wazy. Prof. Wacław Sobieski tak o tym pisał:

Ponieważ diecezja wrocławska wciąż jeszcze należała do arcybiskupstwa gnieźnieńskiego, więc Habsburgowie zaproponowali Zygmuntowi III chwilową okupację Śląska przez Polskę, a jednego z królewiczów polskich mianowano koadiutorem biskupstwa wrocławskiego.

Ostatecznie Zygmunt III nie zdecydował się na wkroczenie z wojskiem na Śląsk, ale za to – jak to zostało wspomniane powyżej – koadiutorem biskupstwa wrocławskiego został Karol Ferdynand Waza, jego syn, brat Władysława IV i Jana Kazimierza, którzy zasiadali na tronie polskim po śmierci Zygmunta III (odpowiednio: w latach 1632 – 1648 i 1648 – 1668). Zresztą i Karol Ferdynand w roku 1648 bliski był sięgnięcia po polską koronę. Wcześniej, mianowicie w roku 1625, stanął on na czele biskupstwa wrocławskiego oraz księstwa nyskiego, gdzie panował nieprzerwanie aż do roku 1655. Ale wróćmy do tego, co napisał prof. Sobieski:

Opinja w Polsce była na rozdrożu, była podzielona. Z jednej strony łudzili Habsburgowie a z nimi i Zygmunt III, że za pomoc daną Austrii może Polska – odzyskać od korony czeskiej Śląsk. Z drugiej strony malkontenci i wrogowie Austrii dowodzili, że Habsburgom wyrwać można Śląsk przeciwnie przez poparcie rokoszu Ślązaków.

Pochodzący z Wielkopolski marszałek wielki koronny Łukasz Opaliński pisał do króla:

A cieszy mnie i to, że tak bliskim mego serca Głogowianom sąsiadem będąc, widzę i często słyszę, jako sobie ludzie tameczni smakują jeszcze społeczność [jedność] ową i związek jednych praw, jednej wolności, jednejże zwierzchności z Koroną, jak wdzięcznie przypominają sobie panowanie w księstwie Głogowskim dziada W. Kr. Mci Zygmunta […] Czy nie byłoby pożyteczniej wdać się w praktyki z sąsiednimi Głogowianami i wybadawszy ich, podsunąć im myśl, czyby w tych zmienionych czasach nie chcieli udać się pod zwierzchnictwo króla polskiego, a później zamiast na granicę do nich wojsko wprowadzić.

Idea złączenia Śląska z Polską zyskała wielu zwolenników w Ziemi Krakowskiej, a także na Mazowszu, gdzie niezwykle ważną rolę w dziele jej propagowania odegrał biskup płocki Stanisław Łubieński, który w roku 1620 w „Dyskursie o sprawach Śląskich” pisał:

Przyjdzie na pewno czas, kiedy albo Ślązacy, pamiętni na to, od kogo się odłączyli, wrócą do swych ojców, albo też Polakom nie braknie racji przypomnienia swych praw, które nie mogą być zniesione prywatnymi układami i co do których nie może zajść przedawnienie.

To zapewne pod wpływem agitacji biskupa Łubieńskiego szlachta mazowiecka przejawiała tak żywe zainteresowanie sprawami Śląska. Oto na przykład w instrukcji sejmiku czerskiego dla posłów (z października 1620 roku) możemy przeczytać:

Starać się mają o to Jegomościowie Panowie Posłowie jeżeli się poda okazja rekuperowania Murawy, Śląska, aby do R.P. przyłączone były.

Im dłużej trwały działania wojenne i im boleśniej odczuwano ich skutki, z tym większą nadzieją spoglądali Ślązacy w stronę Rzeczypospolitej. A kiedy w roku 1633 Wallenstein zajął zbuntowane księstwa śląskie, Władysław IV wręcz zasypany został wezwaniami do wzięcia w opiekę śląskiej ziemi.
Szczególnie gorąco namawiał go do tego pochodzący z rodu Piastów książę brzeski Jan Chrystian, który stał na czele obozu protestanckiego na Śląsku i który ostatnie lata swojego życia spędził na wygnaniu w Polsce. W Polsce pokładali nadzieję również jego synowie – Jerzy III, Ludwik IV i Chrystian, a także jego brat – Jerzy Rudolf (książę legnicki i wołowski). Dodajmy, że wszyscy oni byli wyznania kalwińskiego.
Apele o objęcie Śląska opieką płynęły do Polski także ze strony rajców Wrocławia, którzy w dniu 1 marca 1635 roku w petycji do króla Władysława IV podkreślali, że Śląsk jest „prowincją, która nie tylko imieniem, ale i różnymi interesami, a przede wszystkiem stosunkami handlowymi z Królestwem Polskim jest związana”. W tychże to dniach śląski poeta (arianin) Szymon Pisotorius pisał:

Grodzie opolski…
Gdybyś połączył się z Polską, bujnie kwitnącą krainą,
Cieszylibyśmy się z Tobą dawnym Twym stanowiskiem.
Jakże byłabyś szczęśliwa, nasza najdroższa ojczyzno,
Gdybyś do swoich Ty pierwszych mogła powrócić początków.


Ale Władysław IV nie zdecydował się na akcję wojskową, ograniczając się jedynie do interwencji dyplomatycznych, które to po części spełniły swoje zadanie. Należy podkreślić, że w liście skierowanym do cesarza latem 1635 roku, który to list przeniknął do opinii publicznej, Władysław IV nazywa Śląsk „prowincją pobratymczą” i powołuje się w nim na „starożytne prawa Rzplitej, silne węzły pokrewieństwa, wiarę sąsiedzką, stosunki handlowe, układy i traktaty”, które to wręcz „zmuszają go” do występowania w imieniu Ślązaków.

W roku 1645 cesarz oddał Władysławowi IV w zastaw księstwo opolsko – raciborskie, które to w roku 1647 zostało obsadzone polskim wojskiem. Sprawa rewindykacji Śląska zdawała się być tylko kwestią czasu, zwłaszcza że niedługo potem Władysław IV wezwał cesarza, aby wycofał swe wojska z obszaru całego Śląska.
Niestety, wiosną 1648 roku wybuchło na Ukrainie powstanie Kozaków pod wodzą Bohdana Chmielnickiego. W tej samej nieomal chwili zmarł Władysław IV, a niedługo potem doszło do zawarcia pokoju westfalskiego.

Nie zgadzam się z prezydentem

Jakiś czas temu dyskutowałem z prezydentem Jackiem Guzym o niewykorzystanych polskich zwycięstwach. Otóż nie zgadzam się z jego opinią, iżby wzorcowym przykładem takowego miałaby być bitwa pod Grunwaldem. Owszem, zaraz po bitwie można było – być może – liczyć na większe korzyści, ale przecież wskutek tego zwycięstwa potęga zakonu krzyżackiego tak czy inaczej złamana została raz na zawsze. Od tej pory zakon ów jedynie wegetował. Zresztą dzieło ojca dokończył jego syn – Kazimierz Jagiellończyk, za panowania którego Polska odzyskała Pomorze Gdańskie i Ziemię Chełmińską, zdobyła Warmię, a z resztek Państwa Krzyżackiego wielki mistrz złożył królowi polskiemu hołd lenny. Czegóż można było chcieć więcej?
Natomiast inną bitwę wskazałbym jako zwycięstwo zaprzepaszczone w sposób wręcz modelowy. Chodzi mianowicie o bitwę pod Beresteczkiem, która wszak była o wiele większa od bitwy grunwaldzkiej i która z wielu powodów jest dziś niemal zupełnie zapomniana…
28 czerwca 1651 roku naprzeciw 80-tysięcznej armii polskiej (35 tys. wojska zaciężnego i prywatnego oraz przeszło 40 tys. pospolitego ruszenia), którą dowodził osobiście król Jan Kazimierz i której towarzyszyło 20 tys. uzbrojonej czeladzi oraz ogromny tabor, liczący 130 – 150 tysięcy wozów, stanęły oddziały kozacko – tatarskie. Bohdan Chmielnicki miał tu do dyspozycji ok. 40 tys. „zaporożców” i co najmniej drugie tyle „czerni”. Do tego dochodził 5-tysięczny oddział Tatarów pod dowództwem Nuradyn-sołtana, tysiąc Turków sylistryjskich, zaś chan Islam III Girej przyprowadził 28 tys. jazdy krymskiej. W bitwie, która ciągnęła się do 10 lipca, przy stosunkowo niewielkich stratach własnych Polacy doszczętnie rozgromili wroga, który stracił w niej ok. 50 tysięcy ludzi (zabitych bądź wziętych do niewoli). Cytowany już prof. Wacław Sobieski napisał był:

Śród ogólnej rzezi […] padł w obozie patriarcha aleksandryjski, został ujęty i poseł turecki i poseł patriarchy konstantynopolitańskiego. Nic też dziwnego, że w Carogrodzie wyszedł surowy zakaz wspominania o tej klęsce Kozaków i Tatarów, wezyr dostał dymisję, a w Bułgarii wybuchło powstanie.
Natomiast cała zachodnia Europa cieszyła się z beresteckiego zwycięstwa, Bogu składano dzięki w Rzymie, Wiedniu, Paryżu. We Francji, w Niemczech i Anglii zjawiły się sztychy przedstawiające Jana Kazimierza z wieńcem triumfatora na głowie.


Kto ma miękkie serce…

A co stało się z Chmielnickim? Otóż zdołał on ujść z pogromu, ale 2,5 miesiąca później wojska polskie i litewskie dopadły pod Białą Cerkwią to, co zostało z jego armii. Chmielnicki wiedział, że to koniec. Ukorzył się w liście skierowanym do hetmanów, po czym osobiście stawił się przed obliczem hetmana Potockiego i padł mu do nóg...
A wiedzieć trzeba, że – jak napisał prof. Sobieski – „nie chciano Chmielnickiego złamać i zgnieść do reszty. Król chciał go użyć do swoich planów wojny z Turcją, panowie sądzili, że łatwiej na drodze kompromisu przyjdzie im zagospodarować się w swoich dobrach na kresach i w końcu na rozkaz króla stary hetman Potocki zawarł z Chmielnickim ugodę pod Białą Cerkwią (28 września 1651)”.
Jan Kazimierz zamyślał bowiem podówczas o zwycięskim marszu na południe celem wyzwolenia z tureckiego jarzma południowych Słowian – Bułgarów i Serbów. Chmielnicki miał w myśl tych planów stosowną rolę do odegrania.
Przypomnieć też w tym miejscu wypada, że w tym to czasie, gdy pod Białą Cerkwią zawierano ową ugodę, która to raz na zawsze położyć miała kres wojnom kozackim, ekspedycja morska zorganizowana przez Jakuba Kettlera zbliżała się do wybrzeża Gambii, dając początek kolonizacji tego kraju. Niedługo potem ruszyła kolejna ekspedycja na Tobago, a papież Innocenty X błogosławił planom kolonizacji północnej Brazylii, Gujany, Wenezueli i północno – wschodniej Kolumbii, dokąd to książę Kettler planował wysłać w sumie 24 tysiące osadników. W jakim stopniu plany te udałoby się zrealizować, gdyby jesienią 1651 roku Chmielnicki zawisnął na szubienicy, tego już się nie dowiemy…
Wszyscy zapewne znamy powiedzenie, co winien mieć twarde ktoś, kto ma miękkie serce… Minęło ledwie kilka miesięcy od zawarcia ugody w Białej Cerkwi, kiedy Chmielnicki po raz kolejny podjął knowania z Turkami i Tatarami. Znów słał uniwersały wzywające do rozprawy z „polskimi panami”. Nie minął nawet rok od bitwy pod Beresteczkiem, gdy Chmielnicki, idąc na czele Kozaków i Tatarów, zadał pod Batohem klęskę wojsku hetmana Kalinowskiego. Z dziesięciu tysięcy polskich żołnierzy wyjść z matni udało się niespełna dwóm tysiącom. Jeńców, w liczbie ok. 3,5 tysiąca, rozszalali Kozacy bestialsko wymordowali. To był „kwiat polskiego rycerstwa”.
Po tym akcie barbarzyństwa Chmielnicki zdobył Mołdawię, osadzając na hospodarskim tronie swego syna, po czym złożył hołd lenny sułtanowi tureckiemu. A gdy okazało się, że sułtan „nie dość energicznie” broni jego interesów, zwrócił się w stronę Moskwy. Efektem tego była rosyjska interwencja, a niedługo potem – „potop szwedzki”.
Ledwie cztery lata minęły od ugody w Białej Cerkwi i oto król Jan Kazimierz zmuszony był uciekać z Polski. Cały nieomal kraj zalały bądź to wojska szwedzkie, bądź to rosyjskie i nieliczne tylko miasta i powiaty wciąż jeszcze stawiały im opór.

Po co nam to wiedzieć?

Jerzy Gorzelik spytał kiedyś, po co uczniowie na Śląsku nabywają wiedzę o powstaniu Chmielnickiego. Ano dlatego, że nie było owo powstanie zdarzeniem bez większego znaczenia, o którym stało się głośno jedynie za sprawą powieści Henryka Sienkiewicza „Ogniem i mieczem”. Otóż wydarzenia, które rozgrywały się podówczas nad Dnieprem i Bohem, zmieniły bieg dziejów, przy czym decydował się tam los nie tylko Polski.
A patrząc z naszego lokalnego podwórka, powstanie Chmielnickiego – być może – sprawiło, że na lat niemal trzysta odwlekła się sprawa złączenia Śląska z Polską. Co więcej, w odpowiedzi na wydarzenia lat trzydziestych i czterdziestych i korzystając z kłopotów, w jakich znalazła się Rzeczpospolita, cesarz Ferdynand III podjął działania mające na celu doprowadzenie do germanizacji Śląska.

Tak to się zaczęło

Niewiele osób zapewne zdaje sobie sprawę z tego, co takiego istotnego stało się na Śląsku w roku 1653. Tymczasem to właśnie 360 lat temu Habsburgowie rozpoczęli planową germanizację Śląska.
Było to tuż po zakończeniu wojny trzydziestoletniej. Kończący ją pokój westfalski mocno ograniczył kompetencje władzy cesarskiej w Niemczech. Feliks Koneczny w swych „Dziejach Śląska” tak o tym pisał:

Wszystkim książętom i t. zw. politycznym Stanom niemieckim przyznano prawo udzielności, tak, że odtąd każdemu z nich wolno było prowadzić politykę na własną rękę i nie pytając się cesarza, zawierać przymierza z zagranicą, wypowiadać wojny i zawierać pokoje. Odtąd tylu było w Niemczech monarchów, ilu książąt, landgrafów, grafów i t p. Było ich przeszło trzystu. Władza cesarska zeszła zupełnie do zera; toteż cesarze nie troszczą się już odtąd o nic innego, jak tylko o swoją domową potęgę, a ich kraje dziedziczne poczynają zwolna tworzyć jakoby oddzielną monarchię habsburską.

Do najważniejszych postanowień traktatu westfalskiego należało przyjęcie zasady „cuius regio, eius religio”, co cytowany powyżej Feliks Koneczny skwitował następująco:

Pokój westfalski orzekł, że „czyj kraj, tego też religia”. Oddał tedy panowanie nad sumieniem najzupełniej w ręce władzy świeckiej. Katolicki pan miał prawo powypędzać protestanckich poddanych, a protestant wygnać katolików ze swych posiadłości. Tyle krwi przelewało się przez lat trzydzieści, żeby skończyć na wydaniu takiego potwornego prawa! Jeżeli panujący zmienił wyznanie, miał prawo nakazać to samo swoim poddanym! Czyż można było wymyśleć coś wstrętniejszego! A więc przekonania religijne miały być tylko dla największych panów, a ludność miała brać religię według rozkazu z góry! Toteż wojna trzydziestoletnia jest plamą w historyi Niemiec, ale pokój westfalski jest hańbą i zakałą cywilizacyi.

Edyktem wydanym 19 grudnia 1652 r. w Ratyzbonie cesarz Ferdynand III nakazał odebrać kościoły protestantom i przekazać je katolikom. Duchowieństwo protestanckie w dużej części zmuszone zostało do emigracji.
Operacji tej towarzyszyły protesty, zdecydowanie tłumione przez wojsko. A wiedzieć trzeba, że w tym czasie na Dolnym Śląsku ludność protestancka była w zdecydowanej większości, a i na Śląsku Górnym stanowiła znaczący odsetek.
W ślad za tym cesarz wydał zarządzenie zakazujące obsadzania odebranych protestantom parafii księżmi narodowości polskiej, a także pochodzącymi z Polski. W kontekście postawy, jaką Ślązacy zajęli w trakcie wojny trzydziestoletniej, cel tego był oczywisty...
Jednakże na dany moment możliwości egzekucji cesarskich zarządzeń ograniczały się jedynie do niewielkiej stosunkowo części Śląska, w której to władza cesarska sprawowana była w sposób bezpośredni. Ale już w roku 1653 zmarła Elżbieta Lukrecja, na której skończyła się linia Piastów cieszyńskich, a Księstwo Cieszyńskie przeszło pod bezpośrednią władzę Wiednia. Dwa lata później zmarł Karol Ferdynand Waza, po śmierci którego w ręce Habsburgów dostało się Księstwo Nyskie. W roku 1666 Habsburgowie odzyskali Księstwo Opolsko – Raciborskie, które dwie dekady wcześniej zmuszeni byli oddać w zastaw polskiemu królowi Władysławowi IV Wazie.
Wraz ze śmiercią w roku 1675 Jerzego Wilhelma, wygasła linia Piastów brzesko – legnicko - wołowskich. Jedynym księstwem, które w następstwie tego ostało się protestantom, do tego przychylnie nastawionym do polskości, było Księstwo Oleśnickie...
Germanizacja Śląska nabrała tempa po przejęciu go przez Prusy w następstwie tzw. pierwszej wojny śląskiej (1740 – 1742), a zwłaszcza za rządów kanclerza Bismarcka. Ale warto wiedzieć, że wszystko zaczęło się już w wieku XVII.
 
User is offline  PMMini Profile Post #1

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 15/01/2013, 10:18 Quote Post

We wcześniejszym numerze (też na str. 6) z kolei opublikowałem coś takiego:

http://www.nowe.siemianowice.pl/archiwum/2012_12_19.pdf


Kolonialne marzenia

Mało kto zdaje sobie sprawę, że I Rzeczpospolita miała swój kolonialny epizod, a na przeszkodzie w budowie imperium kolonialnego stanęli ... Kozacy, Rosjanie i Szwedzi.


Po zawartym w roku 1634 pokoju polanowskim, w następstwie którego Rosja zmuszona była zrzec się pretensji do Ziemi Smoleńskiej, Czernichowskiej i Siewierskiej, zwycięskiej wojnie z Turcją (1633 – 1634), która to próbowała wykorzystać zaangażowanie Rzeczypospolitej na wschodzie, i rozejmie w Sztumskiej Wsi, kończącym konflikt ze Szwecją, nastał czas pokoju. Złączona unią z Litwą Polska znalazła się u szczytu potęgi. Prawie milion kilometrów kwadratowych powierzchni oraz jedenaście milionów ludności czyniły Rzeczpospolitą pierwszą siłą w Europie.
W tym samym czasie Zachodnia Europa pogrążona była w niszczycielskiej wojnie trzydziestoletnie, która czyniła spustoszenia na skalę porównywalną z pierwszą wojną światową. Habsburgowie zmuszeni byli w roku 1645 oddać Władysławowi IV Wazie w zastaw księstwo opolsko – raciborskie. Już zresztą wcześniej brat polskiego króla, Karol Ferdynand Waza, stanął na czele biskupstwa wrocławskiego oraz księstwa nyskiego.

Imperialne marzenia

W tym czasie w Rzeczypospolitej z rosnącym zainteresowaniem zaczęto myśleć o zamorskich podbojach. Szczególną aktywność na tym polu przejawiał lennik Rzeczypospolitej, książę Kurlandii Jakub Kettler, który w 1642 roku od swojego krewnego, króla angielskiego Karola I, nabył prawa do wyspy Tobago, leżącej na północ od wybrzeży Ameryki Południowej. Jeszcze w tym samym roku przybyło tam 310 osadników.
Kettler postanowił pójść za ciosem. Zainicjował on rozbudowę floty wojennej i handlowej (w ciągu czterdziestu lat w stoczniach kurlandzkich zbudowano 44 okręty wojenne i 79 dalekomorskich statków handlowych). W 1647 roku przedstawił on królowi Władysławowi IV swoje plany, które obejmowały powołanie do życia Kompani Handlowej, stworzonej na wzór Angielskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, a więc posiadającej własną armię i mającej szerokie uprawnienia polityczne i administracyjne, włącznie z prawem do zawierania układów i traktatów międzynarodowych. Jej zadaniem miała być kolonizacja terenów zamorskich.
Kettler próbował zainteresować króla tematem kolonizacji szlaku handlowego prowadzącego do Indii, ale Władysław IV Waza w tym okresie swój wzrok kierował ku wybrzeżom Morza Czarnego i całą swą uwagę koncentrował na planach wojny z Turcją.
Tymczasem źle się działo na Tobago, gdzie doszło do krwawych walk z przybyłymi z Trynidadu indianami. Większość osadników poniosła w nich śmierć. Przy życiu pozostało jedynie siedemdziesięciu z 310 osadników, wysłanych na Tobago przez Jakuba Kettlera. Zmuszeni oni zostali do opuszczenia wyspy. Cześć przeniosła się do pobliskiej Gujany, gdzie u ujścia rzeki Bowroma założono nową osadę, część na Tortugę.

Kierunek Afryka

W tym samym mniej więcej czasie, gdy osadnicy kurlandzcy zmuszeni byli opuścić Tobago i przenieść się do Gujany i na Tortugę, Jakub Kettler począł wcielać w życie nowy plan. Latem 1650 r. zlecił on swemu agentowi w Amsterdamie, Henrykowi Momberowi, zorganizowanie „kompanii gwinejskiej” i wysłanie do Afryki dwóch statków w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na założenie faktorii. 3 września 1651 roku opuścił port w Windawie statek „Walfisch”, który 25 października osiągnął wybrzeże Gambii. Od władcy plemienia Kombo zakupiono bezludną wyspę niedaleko ujścia rzeki Gambia, którą nazwano wyspą św. Andrzeja, a także wyspę Banjul, położoną przy południowym brzegu, w samym ujściu rzeki. Nabytki te uzupełniono o skrawek lądu w kraju Barra, naprzeciw Wyspy św. Andrzeja, gdzie jej mieszkańcy mogli zaopatrywać się w wodę. Ostatnim nabytkiem był pas lądu w rejonie Gassanu, położonego 60 mil w górę rzeki. Dariusz Kołodziejczyk na łamach magazynu „Mówią Wieki” pisał:

Budowę fortu na Wyspie św. Andrzeja powierzono majorowi Fockowi. Zbudowany z kamienia. 4-bastionowy fort w pełni kontrolował żeglugę na rzece. Mimo wielokrotnych bombardowań i późniejszych lat zaniedbania ruiny fortu zachowały się do dziś. Drugi, mniejszy fort zbudowano na wyspie Banjul.
Fort św. Andrzeja stanowił też centrum nowo powstałej kolonii, do której oprócz żołnierzy wysyłać miano także żonatych mężczyzn. Komendant fortu był jednocześnie gubernatorem. Poza fortem zbudowano baraki dla żołnierzy, magazyny i kościół luterański. Pierwszym pastorem został Gottschalk Ebeling, a po nim przybył do Gambii Joachim Dannenfeld. W instrukcji książęcej przeznaczonej dla tego ostatniego nakazano mu dbać nie tylko o dusze kolonistów, ale i o nawracanie pogan; w tym celu miał się nauczyć miejscowego języka.


Z portów bałtyckich do Gambii w ciągu kilku kolejnych lat popłynęło szacunkowo 18 – 21 ekspedycji, w skład których wchodziło łącznie ok. 28 – 31 statków. Kołodziejczyk zauważa, że niewolnicy nie byli jedynym bogactwem, którym Afryka Zachodnia kusiła wówczas Europejczyków. Wśród innych „artykułów” wymienić warto kość słoniową, złoto, wosk, indygo, kawę, heban i korzenie. W zamian Europejczycy oferowali żelazo, srebro i miedź w sztabach, szklane paciorki, korale, bursztyn, sól, brandy oraz broń - białą i palną. Sukno (w tym także śląskie i wielkopolskie) odgrywało w początkowym okresie mniejszą rolę.

Kierunek Ameryka

Ale najważniejszym kierunkiem ekspansji miało być wybrzeże amerykańskie. Po śmierci Władysława IV na tronie polskim zasiadł Jan Kazimierz. Kettler przedstawił mu swą propozycję zakrojonej na szeroką skalę ekspansji. Plan zakładał, że Rzeczpospolita otrzyma tereny bezpośrednio na północ od równika. Polska i Litwa miały otrzymać obszar dzisiejszej Gujany i północnej Brazylii, Kurlandii miały przypaść Wenezuela i północno-wschodnia Kolumbia. Kettler zainteresował swym pomysłem papieża Innocentego X, który miał udzielić mu swego błogosławieństwa i obiecać wesprzeć przedsięwzięcie finansowo.
20 maja 1654 roku z okrętu „Das Wappen der Herzogin von Kurland”, który zacumował przy nadbrzeżu Tobago, wysiadło kolejne 80 rodzin osadników, a wraz z nimi 25 oficerów i 124 szeregowych żołnierzy. Wkrótce powstały tam dwa forty, z których jeden otrzymał nazwę Fort Casimir na cześć króla Jana Kazimierza, drugi zaś – Fort Jakob (na cześć Jakuba Kettlera). Wyspa Tobago otrzymała wówczas nazwę Nowa Kurlandia. Liczba osadników wzrosła w roku 1657, kiedy to na Tobago osiedliło się kolejne 120 osób.
Na wyspie przede wszystkim uprawiano trzcinę cukrową i tytoń. W sumie powstało tam 120 plantacji, a także kilka cukrowni, dwie destylarnie rumu oraz fabryka indygo. Tamtejsza produkcja trafiała przede wszystkim do Polski, a ponadto do Szwecji i Rosji.
Na plantacjach pracowali w głównej mierze niewolnicy, których sprowadzano z Gambii. Czarnych niewolników dostarczali z głębi lądu wędrowni kupcy Diula, należący do grupy plemion Mandingo (z plemionami Barra i Kombo starano się utrzymywać poprawne stosunki).
Pierwsi czarni niewolnicy pojawili się na Tobago już w maju 1654 roku, kiedy to gubernator Willem Mollens przybył tam z pierwszą grupą osadników. W sumie do roku 1658 z Gambii do Tobago przetransportowano około 900 niewolników.

Koniec marzeń

Plany Kettlera wcielone zostały w życie połowicznie. Przede wszystkim nie udało się rozwinąć osadnictwa na wybrzeżu Ameryki Południowej. Na przeszkodzie stanęły wydarzenia w Rzeczpospolitej.
W następstwie powstania Chmielnickiego kraj pogrążył się w chaosie, zwłaszcza że problemy Rzeczypospolitej postanowiła wykorzystać najpierw Rosja, a następnie Szwecja. A wszystko zaczęło się od niewiele znaczącego, zdawałoby się, incydentu. Oto prywatny zatarg Bohdana Chmielnickiego z Danielem Czaplińskim przerodził się w krwawą jatkę. W ciągu kilku lat kraj stoczył się na skraj katastrofy. W obliczu szwedzkiego najazdu, który spadł na osłabioną wojnami kozackimi i rosyjską interwencją Rzeczpospolitą, Jan Kazimierz musiał przejściowo chronić się na Śląsku.
Zresztą już w roku 1652 doszło do pierwszego incydentu, który zwiastował, że nowy gracz na tym rynku nie jest mile widziany. Wtedy to jeden ze statków handlowych Kettlera został zawrócony u wybrzeży Afryki przez okręt holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, a protesty księcia, wnoszone za pośrednictwem polskiego rezydenta w Holandii, nie przyniosły skutku. We wrześniu 1654 roku na południu Tobago osiedliło się 50 Holendrów, którym przewodził Pieter Becquard. Na ten czas nie wydawało się być to groźne.
Sytuacja poczęła się zmieniać wraz z rozchodzeniem się wieści o szwedzkich sukcesach w Polsce. W 1658 roku do szwedzkiej niewoli dostał się Jakub Kettler, a niedługo potem Szwedzi zagarnęli sporą cześć floty kurlandzkiej. Więziony w Rydze, a następnie w odległym Ingermannlandzie (obecnie Iwangorod k/Narwy), Jakub miał wrócić do Kurlandii dopiero w czerwcu 1660 r., po podpisaniu pokoju w Oliwie.
W tej sytuacji Holendrzy z południowej części Tobago, wzmocnieni nowymi przybyszami, uderzyli na północną część wyspy. Gubernator Mollens schronił się na Jamajce, a jego zastępca skapitulował, nie próbując stawiać oporu.
Nieco dłużej ważyły się losy Gambii, gdzie od roku 1655 gubernatorem był kapitan Otto Stiel. I ona w roku 1659 stała się celem ekspansji Holendrów, ale w przeciwieństwie do Mollensa, kapitan Stiel postanowił stawić opór, oświadczywszy, iż oddanie fortu byłoby sprzeczne z przysięgą złożoną księciu Kurlandii. Holendrzy zdołali jednak przekupić załogę, obiecując wypłatę zaległego żołdu. Zbuntowani żołnierze wydali fort i zakutego w kajdany komendanta. Na początku 1660 r. korsarz francuski pozostający na służbie szwedzkiej zdobył Fort św. Andrzeja, a następnie odsprzedał go ... oddziałowi tej samej holenderskiej Kompanii Zachodnioindyjskiej, tyle że z Groningen, podczas gdy wcześniejsza ekspedycja reprezentowała burmistrza Amsterdamu i tamtejszy oddział Kompanii Zachodnioindyjskiej. Tymczasem kupcy z Groningen, nie wiedzieć czemu, w dalszym ciągu uznawali Gambię za posiadłość księcia Jakuba. W kwietniu 1660 r. Stiel wyruszył z powrotem do Gambii. Ledwie przybył do Fortu św. Andrzeja, zjawiły się tam trzy okręty z Amsterdamu, domagając się oddania wyspy. Niewielki garnizon poddał się, a Stiel znów znalazł się w niewoli. Ale oto z odsieczą nadciągnął władca kraju Barra, a wkrótce do działań przeciwko Holendrom włączył się władca Kombo. Nie widząc szans na utrzymanie fortu, dowódca holenderski wypuścił Stiela.
Ale w roku 1661 Gambia stała się celem ekspedycji angielskiej, na której czele stanął major Robert Holmes. Dariusz Kołodziejczyk tak o tym pisał:

W marcu tego roku Anglicy wylądowali przy ujściu Gambii żądając od majora Stiela niezwłocznego przekazania fortu. Biała załoga wyposażonego w siedem dział Fortu św. Andrzeja liczyła wówczas siedem osób, w tym co najmniej dwie kobiety. O rzeczywistej obronie nie można było marzyć. Major Stiel nie stracił jednak ducha. 7 marca o zmierzchu z fortu oddano ostrzegawczy strzał do jednej z angielskich fregat, a wśród tubylców rozpowszechniono wieści, iż Anglicy chcą ich zamienić w niewolników. Akcja ta, jak również nagłe upały, o kilka dni odwlekły nieunikniony finał. Komendant fortu liczył jeszcze, iż Anglicy uszanują neutralność Kurlandii, lecz nie zdało się to na nic. Ostatecznie, 19 marca 1661 r. kurlandzka załoga przekazała fort Anglikom. Wyspę św. Andrzeja przemianowano wówczas na James Island.

Tak skończyły się marzenia o imperium kolonialnym...
 
User is offline  PMMini Profile Post #2

     
Travis
 

Pogromca rezunów
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.370
Nr użytkownika: 25.441

Stopień akademicki: magister
Zawód: Polski Patriota
 
 
post 15/01/2013, 10:34 Quote Post

QUOTE
żydzi i muzułmanie nie mieli litości (...) dla siebie nawzajem

Tak tylko tytułem sprostowania - ciężko jest odnaleść w dziejach jakiekolwiek większe pogromy Żydów autorstwa muzułmanów wcześniej niż w XIX stuleciu...
 
User is offline  PMMini Profile Post #3

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 15/01/2013, 11:01 Quote Post

QUOTE(Travis @ 15/01/2013, 10:34)
QUOTE
żydzi i muzułmanie nie mieli litości (...) dla siebie nawzajem

Tak tylko tytułem sprostowania - ciężko jest odnaleść w dziejach jakiekolwiek większe pogromy Żydów autorstwa muzułmanów wcześniej niż w XIX stuleciu...


Biorąc pod uwagę przebieg konfliktów muzułmanów z Chazarami i ostateczny los tychże, powyższa teza jest mocno na wyrost. A o tym, jak Żydów traktowali w XVII wieku Tatarzy, można by pisać i pisać...

Natomiast proponuję nie ciągnąć tu tego wątku, aby nie zrobił się nam off top wink.gif
 
User is offline  PMMini Profile Post #4

     
kmat
 

Podkarpacki Rabator
**********
Grupa: Użytkownik
Postów: 10.084
Nr użytkownika: 40.110

Stopień akademicki: mgr
 
 
post 18/01/2013, 22:49 Quote Post

Artykuł o znaczeniu powstania Chmielnickieho ciekawy, natomiast to imperium kolonialne to jednak mitomania. Polska czy Kurlandia nie miały żadnych szans obronić tych terenów gdyby jakaś Holandia, Francja czy inna Anglia się nimi zainteresowały (a w końcu by się zainteresowały, nie miejmy złudzeń), zwyczajnie brakuje sensownego dostępu do oceanu. Cieśniny duńskie zbyt łatwo zablokować, a po odcięciu kontaktów z metropolią ręka wolna.. I jakimś takim dziwnym cudem żadne z państw nadbałtyckich (nie dysponujących inną drogą morską) kariery jako mocarstwo kolonialne nie zrobiło.
 
User is offline  PMMini Profile Post #5

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 21/01/2013, 7:17 Quote Post

QUOTE(kmat @ 18/01/2013, 22:49)
Artykuł o znaczeniu powstania Chmielnickieho ciekawy, natomiast to imperium kolonialne to jednak mitomania. Polska czy Kurlandia nie miały żadnych szans obronić tych terenów gdyby jakaś Holandia, Francja czy inna Anglia się nimi zainteresowały (a w końcu by się zainteresowały, nie miejmy złudzeń), zwyczajnie brakuje sensownego dostępu do oceanu. Cieśniny duńskie zbyt łatwo zablokować, a po odcięciu kontaktów z metropolią ręka wolna.. I jakimś takim dziwnym cudem żadne z państw nadbałtyckich (nie dysponujących inną drogą morską) kariery jako mocarstwo kolonialne nie zrobiło.


Podejrzewam, że możesz mieć rację. Natomiast faktem jest, że takie plany były, a nawet zaczęto je wcielać w życie, przy czym miało to miejsce akurat w momencie, gdy koniunktura była po temu wyjątkowo korzystna. Francja z Hiszpanią zwarły się w śmiertelnym uścisku, z którego ta ostatnia wyszła tak osłabiona, że nigdy nie zdołała już odzyskać znaczenia. Skorzystać z tego postanowiły Anglia i Holandia, które to jednak wkrótce również wzięły się za łby (wojna z lat 1652 - 1654). Bliska współpraca Kurlandii z Anglią sprawiła, że pojawiła się szansa, że skapnie tu coś i jej. Do tego Rzeczpospolita cieszyła się opinią mocarstwa, z którym nikt nie chciał zadzierać, a po Beresteczku ta opinia jeszcze została wzmocniona. Oczywiście, można gdybać, co by było gdyby, kiedy to sytuacja międzynarodowa uległaby zmianie. Tyle że zwrócę w tym miejscu uwagę, że tereny, do których wnosiła pretensje Rzeczpospolita nie miały wielu chętnych (większym wzięciem cieszył się szlak na Indie), co sprawiło, że w dużej mierze zdołała się tam utrzymać słabiutka podówczas Hiszpania i jeszcze od niej słabsza Portugalia.

Zresztą rzućmy okiem, jakie to perspektywy otwierały się przed Rzeczpospolitą po Beresteczku (gdyby w Białej Cerkwi uczyniono to, co uczynić należało):

Możemy spodziewać się, że Jan Kazimierz w pierwszym rzędzie wystąpiłby przeciwko Turcji, przy czym warunki po temu były zdecydowanie korzystniejsze aniżeli pod koniec rządów Władysława IV, jako że na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych XVII wieku wojska weneckie odniosły szereg spektakularnych sukcesów w wojnie z Turcją.

Jan Kazimierz mógł więc podjąć próbę zhołdowania Mołdawii i Wołoszczyzny (co w zasadzie było w owym czasie formalnością), a także Tatarów Budziackich, Oczakowskich i Białogrodzkich, a nadto spróbować przejąć kontrolę nad tureckimi twierdzami nad Morzem Czarnym (Kilią, Białogrodem i Oczakowem).

W tym miejscu przypomnę, że w traktacie zawartym w roku 1634 Turcja zobowiązała się do „oczyszczenia” Budziaku i Jedysanu z Tatarów, z czego się nie wywiązała, a co podniósł Władysław IV jako argument na rzecz wojny z Turcją...

Możliwa była też poważniejsza akcja, mianowicie Jan Kazimierz mógł wrócić do planów Władysława IV, do czego to zresztą wyraźnie się skłaniał.

Przypomnę, że Władysław IV częścią sił (złożoną w głównej mierze z Kozaków) zamierzał zaatakować Krym, aby we współdziałaniu z Rosją zniszczyć Chanat Krymski, siłami głównymi zaś (posiłkowanymi przez Mołdawię i Wołoszczyznę) miał uderzyć na Jedysan i Budziak i dalej na Bułgarię, gdzie – jak zapewniano Władysława IV – miało dojść do wybuchu powstania antytureckiego (zresztą po Beresteczku istotnie doszło w Bułgarii do wystąpień antytureckich).

***

Kolejną sprawą była kwestia rewindykacji Śląska i Inflant.

Rozmowy w na temat przyszłości Inflant strona polska prowadziła ze Szwecją od lipca 1651 roku, przy czym po Beresteczku Jan Kazimierz zażądał od Szwecji nie tylko Inflant, ale też ... Finlandii, co doprowadziło do czasowego zerwania rokowań. Dodam, że w tym czasie to bardziej Szwedom zależało na pokoju z Rzecząpospolitą. Proponowali oni mianowicie Polsce przedłużenie rozejmu o kolejne 20 lat, co jednak strona polska odrzuciła... Jan Kazimierz żądał bowiem w zamian nie tylko nabytków terytorialnych (w tym owej Finlandii), ale także anulowania decyzji Riksdagu, która pozbawiła linię polskich Wazów praw do tronu szwedzkiego. Nie złagodził swego stanowiska nawet po klęsce pod Batohem, a nawet po pierwszych sukcesach wojsk rosyjskich, które wkroczyły na terytorium Rzeczypospolitej w następstwie ugody perejasławskiej...

Nie mniej ciekawie prezentowała się sprawa Śląska, gdzie pod koniec swych rządów Władysław IV zdołał przejąć Księstwo Opolsko – Raciborskie obejmujące większą część Górnego Śląska. Jego brat (jako biskup wrocławski) panował w Księstwie Nyskim. Władysław IV sprawował faktyczny protektorat nad śląskimi księstwami protestanckimi, w tym w szczególności nad księstwami piastowskimi (Brzeskim, Legnickim i Wołowskim), a także nad Księstwem Oleśnickim i Miastem Wrocławiem. Prędzej czy później musiało dojść do konfrontacji z Habsburgami, którzy to byli pogrążeni w głębokim kryzysie w następstwie wojny trzydziestoletniej, a nadto z niepokojem patrzyli na to, co wyczynia Jerzy II Rakoczy, którego znaczenie w przypadku dalszego osłabienia Turcji z pewnością by wzrosło...

***

W międzyczasie zrodziło się nowe pole ekspansji – mianowicie kraje zamorskie (Zachodnia Afryka, północna część Ameryki Południowej, Karaiby)... Tam swój wzrok kierował lennik Rzeczypospolitej – książę kurlandzki Jakub Kettler, który zdołał usadowić się w Gambii i na Tobago, mając poparcie papieża dla kolonizacji północnego wybrzeża Ameryki Południowej...

***

Jan Kazimierz mógł przejść do historii jako wielki zdobywca, ale warunkiem niezbędnym było tu skuteczne rozprawienie się z Kozakami (co po Beresteczku było nie tylko w zasięgu możliwości, ale wręcz dziwić się należy, że tego nie uczyniono), a także utrwalenie sojuszu z Rosją, co stanowiło fundament polityki zagranicznej Władysława IV w okresie po pokoju polanowskim. Niestety, Jan Kazimierz, który był znakomitym dowódcą wojskowym, zupełnie pozbawiony był zmysłu politycznego.

Pozdrawiam
 
User is offline  PMMini Profile Post #6

     
kmat
 

Podkarpacki Rabator
**********
Grupa: Użytkownik
Postów: 10.084
Nr użytkownika: 40.110

Stopień akademicki: mgr
 
 
post 21/01/2013, 8:49 Quote Post

CODE
Tyle że zwrócę w tym miejscu uwagę, że tereny, do których wnosiła pretensje Rzeczpospolita nie miały wielu chętnych (większym wzięciem cieszył się szlak na Indie), co sprawiło, że w dużej mierze zdołała się tam utrzymać słabiutka podówczas Hiszpania i jeszcze od niej słabsza Portugalia.

Wiesz, one to se mogły i być słabsze. Tylko przez ten dostęp do Atlantyku miały z deczka lepszą "logistykę".
CODE
Jan Kazimierz zażądał od Szwecji nie tylko Inflant, ale też ... Finlandii

To już głupota była. Granica szwedzko-rosyjska dobra rzecz, a i tak nie było tego jak utrzymać. Estonia jak najbardziej, ale nawet Ingrii nie ruszać, żeby Moskwę Bałtyk Kusił.
CODE
Jan Kazimierz żądał bowiem w zamian nie tylko nabytków terytorialnych (w tym owej Finlandii), ale także anulowania decyzji Riksdagu, która pozbawiła linię polskich Wazów praw do tronu szwedzkiego.

Rzecz nierealna już.
CODE
Niestety, Jan Kazimierz, który był znakomitym dowódcą wojskowym, zupełnie pozbawiony był zmysłu politycznego.

Nic dodać, nic ująć.
 
User is offline  PMMini Profile Post #7

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 21/01/2013, 10:57 Quote Post

QUOTE(kmat @ 21/01/2013, 8:49)
CODE
Jan Kazimierz zażądał od Szwecji nie tylko Inflant, ale też ... Finlandii

To już głupota była.


Totalna!

Między innymi dlatego napisałem, że Jan Kazimierz pozbawiony był zmysłu politycznego. Z jednej strony wygórowane żądania, z drugiej zaś jakaś niebywała wiara w dobrą wolę Chmielnickiego. Amnestia ogłoszona pod Białą Cerkwią była krokiem kuriozalnym. Ale na tym nie koniec - kiedy na początku 1652 roku Lupul słał ostrzeżenia do Jana Kazimierza, że Chmielnicki podnosi głowę i nosi się z zamiarem uderzenia na Mołdawię, król uznał, że ten przesadza... A jak oceniać trwanie w swych roszczeniach wobec Szwecji jeszcze w roku 1654, gdy mieliśmy już na karku Rosjan?

QUOTE(kmat @ 21/01/2013, 8:49)
Granica szwedzko-rosyjska dobra rzecz


Dokładnie tak, Szwecja, podobnie jak Turcja, drżała przed wspólną akcją Polski i Rosji. Na tym strachu można było sporo ugrać...

A co do kolonii, to przypomnę, że pomimo "potopu szwedzkiego" i całej masy innych kłopotów, w Gambii udało się Kettlerowi utrzymać do roku 1661, a jego pretensje do Tobago były uznawane jeszcze w latach siedemdziesiątych. Myślę, że ten kierunek ekspansji, który obrał Kettler, nie był zły i miał szanse powodzenia, jeśli nie w całości, to przynajmniej w części (o ile Jan Kazimierz prowadziłby sensowniejszą politykę).
 
User is offline  PMMini Profile Post #8

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 24/01/2013, 14:01 Quote Post

Tymczasem powrócę do kwestii tego, co działo się na Śląsku. Otóż pierwszy poważniejszy zgrzyt w relacjach polsko – niemieckich na Śląsku po pokoju westfalskim to konflikt wokół klasztoru w Trzebnicy. Feliks Koneczny opisał go następująco:

Ciekawy przykład zanieczyszczenia ołtarza polityką mamy w historyi klasztoru świętej Jadwigi w Trzebnicy. Stary ten polski klasztor miał też zakonnice po większej części Polki; w XVI. i XVII. wieku była tam także cześć Niemek, które jednakże nieszczególne po sobie pozostawiły wspomnienie, bo się skłaniały do herezyi. W r. 1610 niemiecka przeorysza przyjęła jawnie luterstwo, wystąpiła z zakonu i wyszła za mąż! Od tego czasu Polki miały w klasztorze stanowczą przewagę. W rok po pokoju westfalskim, w roku 1649 wyszedł rozkaz cesarski zakazujący przyjmować Polki do nowicyatu, aż przynajmniej 2/3 części zakonnic będzie Niemek! Rozkaz był iście pogański, bo klasztor każdy jest tak dobrze dla Polek, jak dla Niemek; a przytem nie łatwo go było wykonać, bo zkądżeż było nabrać nowicyuszek niemieckich, skoro Niemki były po większej części heretyczkami? Trzebaby chyba klasztor zamknąć! Ale rządowi chodziło o germanizacyę klasztoru; spór ten trwał długo i tak się wreszcie zaostrzył, że przy wyborze ksieni w roku 1705 komisarz cesarski zakonnice uwięził, zakuł w kajdany i tak, jak zbrodniarki jakie, trzymał o chlebie i wodzie; nadto przywołano do klasztoru oddział wojska na egzekucyę. W ten sposób klasztor trzebnicki stał się niemieckim.

 
User is offline  PMMini Profile Post #9

 
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej