|
|
Szlachta przy stole
|
|
|
|
Krakowscy mieszczanie uprawiali ziemniaki w przydomowych ogródkach (a tak - Kraków był i jest pełen ogrodów, ukrytych za blokami kamienic i niedostrzegalnych dla szarego przechodnia!) w poł. XVIII w.
Sporo o jedzonku pisze Wacuś Potocki.
|
|
|
|
|
|
|
|
A propos Marysieńki słyszałem z poważnych ust następującą historię (czyli więcej niż anegdotę). Przeszkadzały jej podobno tłuste ręce szlachty proszonej z różnych okazji przez króla-małżonka na biesiady. W związku z tym kazała postawić przy każdym biesiadniku miseczki z wodą pachnącą i z płatkami róży. W zamierzeniu iżby szlachcice po spożyciu miąs, obmyli sobie ręce. Skutek był taki, że goście królewscy narzekali na królową, że cosik ich cienkuszem na koniec poczęstowała
Czy ktoś o tym słyszał?
|
|
|
|
|
|
|
|
Stanisław Czerniecki, Compendium Ferculorum albo zebranie potraw, Wyd. i opr. Jarosłw Dumanowski i Magdalena Spychaj, Warszawa 2009
Takie coś , wydane w r. 1682.
Instrukcja, jak karmić takich tych z najwyższej półki.
Przeciętny szlachcic tak oczywiście nie jadał - ale pewne potrawy z dań skromniejszych zapewne trafiały na jego stół. Choćby potrawa, określana jako grzybek. Pod tą nazwą funkcjonuje ona do dziś - a jest to po prostu prymitywna wersja omletu. Naleśnik też nie był poza możliwościami hreczkosieja. Albo rosołek.
Uwaga - s. 19, obraz przedstawiający ucztę w Jaworowie A.D. 1684 + kto go odatował na 1685? Toż to o wiele późniejsze! Te kapelutki i fryzury panów, te suknie i fryzury pań! Horror!!!!!!!
|
|
|
|
|
|
|
tygodniusz
|
|
|
I ranga |
|
|
|
Grupa: Użytkownik |
|
Postów: 25 |
|
Nr użytkownika: 76.604 |
|
|
|
Piotr z lasu |
|
Stopień akademicki: gajowy |
|
Zawód: lesnik |
|
|
|
|
Bardzo zabawnie opisuje biesiady u księcia Karola Radziwiłła Zbyszewski w "Niemcewicz od przodu i tyłu". Pozwolę sobie wkleić fragment (ACTA już zaciera prążkowane, chwytne łapki):
"Wstawano późno, koło 11-ej, wnet bieżono na śniadanie. Normalny szlachcic posuwał sobie: łokieć suchej kiełbasy, półmisek zrazów z kaszą, dwa kapłony, zalewał to czterema butelkami wina węgierskiego i - dość! do obiadu nic już nie brał do ust. Obiad zaczynał się o 12-ej w południe. Zasiadano przy długich wąskich stołach, przybranych w tafle zwierciadlane o złoconych brzegach. Pośrodku kupy konfitur i galaret ułożone w kolory i herby najdostojniejszych gości. Na tych słodyczach sterczały figurki porcelanowe i inne cacka. Stale brakło naczynia; biesiadnicy wyciągali zza cholewy własne łyżki, talerze i noże - obtarłszy je wprzód w obrus - pożyczano grzecznie sąsiadowi. Wszyscy czuli się prawie na czczo, więc w milczeniu pałaszowano; na początek szła wazka barszczu z rurą, potem micha schabu z grochem, rynienka kapusty ze sztukamięsą... Książę Karol coraz to wołał płaczliwie: - Panie kochanku, nic nie jecie, nie pijecie, niełaskawi... - Zdrowie księcia pana! - odkrzykiwała szlachta, spełniając puchary i rada z przynuki. Zaspokoiwszy nieco pierwszy głód, zwalniano tempo, urządzano atrakcje wesołe a dowcipne: Młodzież popisywała się rozpłatywaniem indyka w powietrzu - co to było śmiechu, gdy się nie udało i ociekający tłustym sosem indyk padał - bęc na brzuch jednego z widzów; ktoś ucinał szablą szyjkę od butelki, ktoś brał naraz do gęby 3 jajka na twardo i połykał, ci rzucali zręcznie w damy kulkami z chleba - prosto za gors, najwięcej podziwu wzbudzały jednak popisy tęgich gardziołek. Zwykły puchar zawierał dwie butelki wina, mistrzowie gardzili takim kieliszkiem i brali się do gąsiora co wyglądał na beczułkę. W pucharze takim mieściło się 5 butelek, a w jego nakrywce 3, wirtuoz opróżniał jednym haustem nakrywkę, zaraz potem dwoma łykami sam puchar i z gracją, przez serwetę, oddawał temu w czyje pił ręce. Entuzjazm powszechny. Gracka robota! - Przedni ma spust! - I trzeźwy! Tęga głowa, musimy go wybrać na posła! Starzy biadali, że to już nie te dobre, piękne czasy saskie. Wtedy za opróżnienie duszkiem takiego pucharzyska król dawał zasłużoną nagrodę: starostwo, pensję dożywotnią, order Orła Białego, dziś - kto co dostanie? Czasem rozczulony magnat da pierścień, albo konia - taki drobiazg za taki wyczyn! Oj ta młodzież obecna, jeszcze trochę, a jak chore babcie herbatę pić zacznie. Na razie na tę katastrofę się nie zanosiło, wszyscy pili na umór, brzuchy pęczniały w oczach."
Całość tu http://niniwa2.cba.pl/zbyszewski_niemcewicz_1.htm lub na półce
Ten post był edytowany przez tygodniusz: 4/02/2012, 3:58
|
|
|
|
|
|
|
|
Nie wydaje mi się, żeby przeciętny szlachcic mógł się opychać frykasami na taką skalę, jak wyżej... W XVII w. ceniono jednak sprawność fizyczną, zycie zmuszało do dosiadania konia, pokazywania się na okazowaniach (popisach), udziału w pospolitym ruszeniu. Jedną z ulubionych rozrywek było polowanie.
QUOTE(Arbago @ 26/11/2011, 14:42) Królowa Bona i jej włoszczyzna to raczej symbol niż prawda. Warzywa takie jak por, pomidory były już w Polsce znane wcześniej, a w okresie rządów Zygmunta I zostały rozpowszechnione. Bona tak samo wprowadziła w Polsce włoszczyznę do garnków, jak Kopernik wstrzymał Słońce ruszył Ziemię - w przenośni.
Skąd informacja o pomidorach? Przecież pochodzą one z Ameryki - nie ustalono, czy południowej, czy środkowej. W Modzie bardzo dobrej smażenia różnych konfektów o pomidorach mowy nie ma. U Czerneckiego - nie wiem, muszę sprawdzić, ale ich sobie nie przypominam.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE Nie wydaje mi się, żeby przeciętny szlachcic mógł się opychać frykasami na taką skalę, jak wyżej... Przeciętny nie, ale u Radziwiłłów przecież szaraczki nie jadały. W ogóle, trzeba wziąć poprawkę na to, że takie uczty nie zdarzały się codziennie. Jeśli raz na jakiś czas, przy aktywnym trybie życia, ktoś wypił gąsior wina, połknął trzy jajka i opchał się jak prosię, ale później i tak organizm nie zmagazynował tego i spora część po prostu przewędrowała sobie przez układ pokarmowy, to nie stawał się automatycznie grubasem, którego można by postawić w galerii osobliwości. Tak więc pytanie nie brzmi, ile pochłaniano naraz, ale: jak często.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Miuti @ 29/11/2011, 14:10) Sporo o jedzonku pisze Wacuś Potocki. Nie wymieniono tu autora, który wręcz specjalizował się w tego typu sprawach, tzn. obyczjów RONu, także kulinarnych. Chodzi o Zbigniewa Kuchowicza: http://pl.wikipedia.org/wiki/Zbigniew_Kuchowicz Jego książki są wręcz kopalnią solidnej wiedzy i ciekawych oraz zabawnych anegdot, jeśli chodzi o tamte czasy.
Ten post był edytowany przez emigrant: 19/03/2012, 14:27
|
|
|
|
|
|
|
|
Kuchowicz owszem - ale ja tam wolę grzebać w żródłach. Bardzo dużo o tym, co się jadło w magnackich domach, mówią nam wydane ostatnio ksiązki kucharskie z II poł. XVII w. Mówią one nie tylko o tym, co się wcinało i jak się to przygotowywało, ale także, jakie produkty były dostępne na rynku - oczywiście nie na każdą kieszeń. Kuchowicz raczej zajmował się XVIII w - a w XVII w. jednak się żyło inaczej.
Ja z upodobaniem rozczytuję się w inwentarzach dóbr ziemskich i instruktarzach ekonomicznych. Bo przecież jadło się to - co się uprawiało! A więc mnóstwo kasz, mnóstwo grochu. Fasola była znana jako groch niemiecki, groch turecki, bób turecki, wielogroch, wielkogroch. W pocz. XVII w. Syrenius twierdził, że dla ludzi jej ziarno nie jest przydatne - nadaje się ona do tuczenia ptactwa domowego. Kiedy się to odmieniło, nie wiem - w każdym razie teraz mamy w menu tradycyjną polską potrawę, jaką jest fasolka po bretońsku. W ogóle Syrenius podaje sporo informacji nt. jarzynek.
O Syreniusie i jego dziele - http://pl.wikipedia.org/wiki/Szymon_Syre%C...%28Syreniusz%29 Zielnik - http://www.zielnik-syrenniusa.art.pl/ http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=17491&s=1
Ale Syrenius to raczej schyłek XVI w.- bo wtedy jego dzieło powstawało.
Ten post był edytowany przez Miuti: 19/03/2012, 21:18
|
|
|
|
|
|
|
|
Sprawdziłam. Czernecki pomidorków do karmienia chlebodawców nie stosował.
|
|
|
|
|
|
|
|
Mea culpa, nie było pomidorów w kuchni polskiej. Były one jednak znane w latach 90-tych XVI wieku w Polsce, opisał je w swoim "Zielniku" Szymon Syreński.
Pamiętać należy, że magnaci jadali dobrze także w czasie postów. Oczywiście przestrzegali ich bardzo skrupulatnie. Jedzono wówczas ryby do których zaliczano takie przysmaki jak raki, żółwie, małże, ostrygi lub kawior. Książę Zasławski wydawał na ryby w okresie postu około 2400 złotych. Normalnie zaś jego około 70-osobowy dwór zjadał tygodniowo: 5 wołów; 5 jałowic; 15 baranów; 10 cieląt; 150 kur; 40 gęsi; 30 kapłonów; 20 prosiąt; 5 indyków; 50 kurcząt; 2 wieprze; 4 połcie słoniny; 3 faski masła; 120 sztuk sera.
|
|
|
|
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|