Z autobiografii Rudolfa Hoessa wyłania sie dość ponury obraz ludzi wchodzących w skład tego oddziału.Jak pisał były komendant- zadziwiała go gorliwość z jaką ci ludzie wykonywali swoje obowiązki.Oni doskonale wiedzieli co czeka tych ludzi,których prowadzili do gazu.Co więcej,zdawali sobie również sprawę,ze ich czeka ten sam los.Tymczasem nie zdarzało sie,by ostrzegali idących do gazu.Wręcz przeciwnie-bardzo przekonywująco zachęcali ich,by wchodzili do "łażni" i poddawali sie odwszawianiu.Podobnie po wszystkim z dziwnym otępieniem wyrywali zamordowanym złote zęby,przenosili i palili ciała,podtrzymywali ogień,rozgrzebywali zwłoki.Często wykonując te wszystkie czynności jednocześnie jedli.Hoess wspomina przypadek pewnego Żyda,który rozpoznał wśród zwłok swoją żonę.Stanął ów Zyd jak wryty,ale tylko na moment.Po chwili powrócił do zwykłych czynności,a po pewnym czasie Hoess widział go jak gdyby nigdy nic konsumował posiłek.
Tak o Sonderkommando pisał Hoess.A jak było naprawdę?Czy ci ludzie rzeczywiście byli tak bezduszni i z taką obojętnością wykonywali powierzone im zadania?Czy może to tylko część prawdy?Pamiętam jak w "Rozmowach z Katem" Stroop stwierdził,że o ile pamiętam to strażacy w Warszawie byli lojalni wobec władz okupacyjnych.Tymczasem Kazimierz Wierzyński dodał,że nie chciał już wyprowadzać Stroopa z błędu,ale zdecydowana większość strażaków współpracowała ze strukturami podziemnymi.Może podobnie było z Sonderkommando?Powszechnie znany jest bunt tych ludzi w pażdzierniku 44,ale czy znane są jakieś inne przejawy ich oporu?
Nie chcę oceniać tych ludzi,bo nie powinien wydawać sądów ktoś kto nie ma pojęcia co oni przeszli.Chodzi mi tylko o fakty-naprawdę byli oni tacy gorliwi,czy może takie wrażenie robili jedynie na Niemcach a w rzeczywistości byli zupełnie inni?