Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
4 Strony « < 2 3 4 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Marszałek Rydz Śmigły, Biografia, życie w okresie II WŚ
     
arturus.miłośnik historii
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.372
Nr użytkownika: 93.614

Artur G
Stopień akademicki: inzynier
Zawód: ostatni rzymianin
 
 
post 9/09/2014, 17:05 Quote Post

Chyba chodzi o to że gdyby Wielka Brytania i Francja ,,ruszyła'' na prawdę nam na pomoc ,to jako wsparcie przysłali by swoich ,,Murzynów ,Hindusów ,Chińczyków i innych bambrów ze swoich kolonii. wink.gif smile.gif
 
User is offline  PMMini Profile Post #46

     
Woj
 

VIII ranga
********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 3.891
Nr użytkownika: 25.745

Stopień akademicki: posiadam
Zawód: historyk
 
 
post 9/09/2014, 17:13 Quote Post

QUOTE(arturus.miłośnik historii @ 9/09/2014, 18:05)
Chyba chodzi o to że gdyby Wielka Brytania i Francja ,,ruszyła'' na prawdę nam na pomoc ,to jako wsparcie przysłali by swoich ,,Murzynów ,Hindusów ,Chińczyków i innych bambrów ze swoich kolonii. wink.gif  smile.gif
*




Dlaczego "by"? ohmy.gif W ofensywie w Saarze we wrześniu 1939 r. jak najbardziej brały udział "czarne" oddziały!
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #47

     
gtsw64
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.427
Nr użytkownika: 38.675

Zawód: st.sier¿.sztab
 
 
post 9/09/2014, 18:47 Quote Post

QUOTE
Decyzja przekroczenia granicy przygotowana była od dawna. W świetle wspomnień zastępcy Szefa Sztabu Głównego płk. Józefa Jaklicza zadecydowała się już 9-10 września w Brześciu gdzie znalazł się marszałek po opuszczeniu Warszawy.

Wspomnienia gen J Wiatra (zastępca szefa Sztabu Naczelnego Wodza)
"Przekroczenie granicy rumuńskiej przez Naczelnego Wodza w roku 1939"
Fragmenty:
QUOTE
Sprawa okoliczności, w jakich powstała decyzja przejścia Naczelnego Wodza do Rumunii, a w szczególności, czy była ona samodzielną decyzją, czy też wspólną decyzją Prezydenta Rzeczypospolitej, Naczelnego Wodza i rządu, poruszona została, o ile mi wiadomo, po raz pierwszy prze T. Drymmera w artykule Z Kut do Bicaz, ogłoszonym w roku 1946 w numerze 28-30 pisma "Na straży" wychodzącego w Jerozolimie. Autor artykułu należał do najbliższych współpracowników ministra Becka i był w godzinach popołudniowych dnia 17 września w Kutach, gdzie w tym, czasie odbywała się konferencja u Prezydenta Rzeczypospolitej. Jest on zdania, decyzję przejścia granicy rumuńskiej powziął Naczelny Wódz samodzielnie i to w ostatniej chwili w godzinach wieczornych i że Prezydent Rzeczypospolitej, żegnając Naczelnego Wodza w Kutach, był przekonany, iż będzie się starał przedrzeć w głąb kraju do tych oddziałów, które toczyły jeszcze walki.


Co na to pisze gen Sławoj - Składkowski:
QUOTE
"Stwierdzam, iż w dniu 17 września na konferencji u Pana Prezydenta Rzeczypospolitej w Kutach zapadła jednomyślna uchwała, w myśl której Pan Prezydent, Rząd i Naczelne Dowództwo z Panem Marszałkiem Rydzem - Śmigłym przechodzą granicę Rumunii, pod naporem zbliżających się wojsk sowieckich, a to celem kontynuowania wojny we Francji. Stąd kwestia pozostania Marszałka Śmigłego - Rydza w Polsce, poruszona w artykule (Z Kut do Bicaz) w (>>Na straży<<)kpt Drymmera, nie odpowiada rzeczywistości historycznej"

Żeby jeszcze namieszać.
Z listu Karola Wędziagolskiego (dobry znajomy Marszałka przebywał z nim w dniu 17 września w Kołomyi a wieczorm w Kosowie) (153/154 numer Kultury z roku 1960)
QUOTE
"Gdy na dworcu w Czerniowcach wieczorem podano pociąg dla prezydenta, Naczelnego Wodza i rządu, kilku ministrów zbliżyło się do marszałka, już wsiadającego do wagonu, by go pożegnać. Stałem tuż za marszałkiem, , gdy on zwrócił się do ministra Becka i ostrym głosem, zbliżonym do stłumionego krzyku - powiedział: >> Pan mnie oszukał, panie ministrze<< i nie podając ręki Beckowi wszedł do wagonu."

Jak widać z tych małych fragmentów sytuacja była niezwykle dynamiczna i niejednoznaczna. Dlatego dziwią mnie jednoznaczne i kategoryczne wypowiedzi. Niestety często nie mające nic wspólnego z prawdą historyczną a jedynie pyskówką i zadymą.
A stwierdzenia typu że uciekali z dziećmi i żonami. A co mieli je zostawić?
Poza tym jaki pożytek był by z ministra Becka w okopie w Warszawie? Żaden.

Ten post był edytowany przez gtsw64: 9/09/2014, 19:01
 
User is offline  PMMini Profile Post #48

     
Woj
 

VIII ranga
********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 3.891
Nr użytkownika: 25.745

Stopień akademicki: posiadam
Zawód: historyk
 
 
post 9/09/2014, 18:58 Quote Post

QUOTE(gtsw64 @ 9/09/2014, 19:47)
Wspomnienia gen J Wiatra (zastępca szefa Sztabu Naczelnego Wodza)


Bynajmniej

QUOTE(gtsw64 @ 9/09/2014, 19:47)
Co na to pisze gen Sławoja - Składkowski:


Sławoj.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #49

     
gtsw64
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.427
Nr użytkownika: 38.675

Zawód: st.sier¿.sztab
 
 
post 9/09/2014, 19:03 Quote Post

QUOTE(Woj @ 9/09/2014, 18:58)
QUOTE(gtsw64 @ 9/09/2014, 19:47)
Wspomnienia gen J Wiatra (zastępca szefa Sztabu Naczelnego Wodza)


Bynajmniej

QUOTE(gtsw64 @ 9/09/2014, 19:47)
Co na to pisze gen Sławoja - Składkowski:


Sławoj.
*


Co to znaczy bynajmniej?
Że zastępca szefa Sztabu Naczelnego Wodza czy że wspomnienia?

Tak Sławoj - już poprawiłem.
 
User is offline  PMMini Profile Post #50

     
Woj
 

VIII ranga
********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 3.891
Nr użytkownika: 25.745

Stopień akademicki: posiadam
Zawód: historyk
 
 
post 9/09/2014, 19:10 Quote Post

QUOTE(gtsw64 @ 9/09/2014, 20:03)
Że zastępca szefa Sztabu Naczelnego Wodza czy że wspomnienia?


W sumie niepotrzebnie się czepiłem, bo generalny kwatermistrz był zarazem zastępcą szefa sztabu NW. Sorry! smile.gif
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #51

     
mate21
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 830
Nr użytkownika: 17.255

Zawód: poszukiwacz prawdy
 
 
post 9/09/2014, 21:10 Quote Post

QUOTE
QUOTE
"Gdy na dworcu w Czerniowcach wieczorem podano pociąg dla prezydenta, Naczelnego Wodza i rządu, kilku ministrów zbliżyło się do marszałka, już wsiadającego do wagonu, by go pożegnać. Stałem tuż za marszałkiem, , gdy on zwrócił się do ministra Becka i ostrym głosem, zbliżonym do stłumionego krzyku - powiedział: >> Pan mnie oszukał, panie ministrze<< i nie podając ręki Beckowi wszedł do wagonu."
Jak widać z tych małych fragmentów sytuacja była niezwykle dynamiczna i niejednoznaczna. Dlatego dziwią mnie jednoznaczne i kategoryczne wypowiedzi. Niestety często nie mające nic wspólnego z prawdą historyczną a jedynie pyskówką i zadymą.
A stwierdzenia typu że uciekali z dziećmi i żonami. A co mieli je zostawić?
Poza tym jaki pożytek był by z ministra Becka w okopie w Warszawie? Żaden.


Z tego cytatu wynika jakby o niepowodzenie w kampanii wrześniowej Rydz obwiniał, Becka, to jednak Naczelny Wódz odpowiadał za przebieg działań zbrojnych, za przygotowanie do wojny, rozumiem że Rydz liczył na pomoc brytyjską i francuską i na tej podstawie oparł plan "Zachód" i nie wziął pod uwagę chociażby działania czynnika sowieckiego. Poza tym za wszystkie wybory personalne dowódców odpowiedzialność także ponosi Rydz.
 
User is offline  PMMini Profile Post #52

     
gtsw64
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.427
Nr użytkownika: 38.675

Zawód: st.sier¿.sztab
 
 
post 10/09/2014, 7:27 Quote Post

QUOTE(mate21 @ 9/09/2014, 21:10)
QUOTE
QUOTE
"Gdy na dworcu w Czerniowcach wieczorem podano pociąg dla prezydenta, Naczelnego Wodza i rządu, kilku ministrów zbliżyło się do marszałka, już wsiadającego do wagonu, by go pożegnać. Stałem tuż za marszałkiem, , gdy on zwrócił się do ministra Becka i ostrym głosem, zbliżonym do stłumionego krzyku - powiedział: >> Pan mnie oszukał, panie ministrze<< i nie podając ręki Beckowi wszedł do wagonu."
Jak widać z tych małych fragmentów sytuacja była niezwykle dynamiczna i niejednoznaczna. Dlatego dziwią mnie jednoznaczne i kategoryczne wypowiedzi. Niestety często nie mające nic wspólnego z prawdą historyczną a jedynie pyskówką i zadymą.
A stwierdzenia typu że uciekali z dziećmi i żonami. A co mieli je zostawić?
Poza tym jaki pożytek był by z ministra Becka w okopie w Warszawie? Żaden.


Z tego cytatu wynika jakby o niepowodzenie w kampanii wrześniowej Rydz obwiniał, Becka

Małe sprostowanie.
W tym fragmencie nie chodzi o obwinianie Becka za kampanię a o to że Beck wprowadził Marszałka w błąd odnośnie sytuacji w Rumunii (internowania).
Dwa cytaty ze wspomnień gen Wiatra:
QUOTE
Naczelny Wódz głosem zupełnie spokojnym podał nam do wiadomości swoją decyzję przejścia wraz z Kwaterą Główną granicy rumuńskiej, by przez port w Constanzy dostać się do Francji dla kontynuowania tam wojny.


QUOTE
Z tej odprawy pamiętam doskonale dwa momenty bardzo ważne dla oświetlenia omawianego w tym artykule zagadnienia:
1) Na zapytanie jednego z uczestników, czy mamy zapewniony swobodny przejazd przez Rumunię, Naczelny Wódz powiedział: Przed chwilą rozmawiałem z ministrem Beckiem, który mnie zapewnił, że zarówno przejazd nasz przez Rumunię, jak i załadowanie w Constanzy nie napotkają ze strony Rumunów na żadne trudności.


Natomiast jak było, wiemy.
 
User is offline  PMMini Profile Post #53

     
mate21
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 830
Nr użytkownika: 17.255

Zawód: poszukiwacz prawdy
 
 
post 10/09/2014, 21:57 Quote Post

QUOTE
Most honoru

Gdy Edward Śmigły-Rydz opuszczał Polskę, oficerowie strzelali sobie w serca W połowie września 1939 r. wojna praktycznie była już przegrana. Walki, co prawda, trwały nadal. Nadal broniła się Warszawa i Modlin, walczyło Wybrzeże, zaczynała się wielka bitwa nad Bzurą, ale klęska wydawała się już tylko kwestią czasu. 15 września rozgłośnie Polskiego Radia w Warszawie, Wilnie i Baranowiczach od rana nadawały oficjalny komunikat. Stwierdzając, że pewne obszary Rzeczypospolitej zostały zajęte przez wojska niemieckie, władze przypominały, że "jedynymi legalnymi rozkazodawcami w Rzeczypospolitej Polskiej jest pan Prezydent Ignacy Mościcki oraz Marszałek Śmigły-Rydz". Pan prezydent w tym momencie znajdował się w Załuczu, a marszałek Śmigły tego dnia, około południa, przybył do Kołomyi położonej około 30 km od rumuńskiej granicy. Jeszcze bliżej granicy, bo w Kosowie, ulokował się rząd. Premier gen. Felicjan Sławoj-Składkowski notował w swym diariuszu: "Urzędujemy w zarekwirowanych willach uzdrowiska i w urzędach starostwa.
(...) W samym Kosowie mieści się Prezydium Rady Ministrów, Sprawy Wewnętrzne, Wojsko, Propaganda i Skarb. W Rożnowie ulokowane zostały: Sprawiedliwość, Oświata, Komunikacja i Ministerstwo Poczt. W Kutach urzęduje Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Dyplomacja. We wsi Kniaże rozlokowano: Opiekę Społeczną, Rolnictwo, Przemysł i Handel, Najwyższą Izbę Kontroli, Najwyższy Trybunał Administracyjny, Sejm i Senat".
SKOCZ DO TEKSTU
REKLAMA

Naczelny wódz był jeszcze w Kołomyi, 30 km od granicy. 16 września wydał instrukcje majorowi Edmundowi Galinatowi, dotyczące dalszej walki w kraju: "Za kilka dni spłyną wojska na przedmoście. Wnętrze kraju opustoszeje wojennie. Wróci Pan do tego wnętrza, przystąpi do organizowania POW (Polskiej Organizacji Wojskowej) w moim imieniu i stanie na jej czele... Zależnie od możliwości i sprzyjających okoliczności działać na tyłach niemieckich". Sprawa przekroczenia granicy w tym momencie wydawała się już przesądzona. Pułkownik Jaklicz zanotował: "Kołomyję opuściłem po godzinie 14-tej. Na kilka kilometrów przed Kosowem oczekiwali mnie oficerowie Oddziału III-go płk Kopański łącznie z płk Klimeckim; zwrócili się do mnie, przedstawiając psychiczny nastrój oficerów oddziału, zgnębionych i w najwyższym stopniu zaniepokojonych sytuacją. Wojska w kraju - mówił do mnie Kopański - kontynuują walkę, natomiast sztab główny zbliża się do granicy rumuńskiej. To zbliżanie się wskazuje na jego cel, którym jest przejście Naczelnego Dowództwa na terytorium Rumunii. Oficerowie Oddziału III-go uważają, że honor wojskowy nakazuje im przedostać się do walczących oddziałów (...), nie zaś w tym tragicznie przełomowym momencie chronić się na obce terytorium. (...) Poleciłem im - zanotował Jaklicz - zająć miejsca w samochodach i jechać ze mną do Kosowa".

Sowiecki nóż w plecy
O wkroczeniu Sowietów Naczelny Wódz dowiedział się już wczesnym rankiem. Pod datą 17 września 1939 r. płk Zygmunt Wenda, pełniący przy marszałku służbę oficera do zleceń specjalnych, zanotował: "O godz. 5-tej rano telefonował gen. Stachiewicz o ruszeniu bolszewików. Komunikat rosyjskiego radia brzmiał, że dla ochrony interesów własnych oraz interesów ludności ruskiej i ukraińskiej wojska sowieckie przekroczą granicę polską. Nóż w plecy!". 17 września wypadał w tamtym roku w niedzielę. W nieodległych Zaleszczykach ludzie właśnie wychodzili z kościoła, gdy z gór zaczęły zjeżdżać czołgi. W świetle relacji Kazimierza Konkolewskiego, wówczas dziewięcioletniego chłopca, były udekorowane flagami biało-czerwonymi i czerwonymi z sierpem i młotem. Zamarły z przerażenia tłum czekał w bezruchu. Gdy się zbliżyły, okazało się, że na pierwszym czołgu widnieje wielka tablica z napisem: "Rosja Polsce na pomoc". Zamarły tłum nagle ożył. Ktoś zaczął bić brawo. Podchwycili inni. Zaczął się radosny ruch, wiwaty. Ktoś pobiegł po kwiaty do kościoła, żeby powitać. Czołgów zjeżdżało coraz więcej. Ustawiały się dookoła płaczących ze szczęścia, wiwatujących tłumów. Czołgiści przypatrywali się tej scenie z uśmiechem. Może po kwadransie, a może wcześniej w odgłosy tej zbiorowej radości wdarł się nagle głos z megafonów: "BrosatŐ orużje! Ruki wwierch!"

Na tym moście kończyła się Polska
Przy każdym z 35 telefonów zarejestrowanych w Kutach czekała długa kolejka. Zaczynały się braki w zaopatrzeniu. Mimo niedzieli piekarnia przy rogu Saperskiej i Kolejowej pracowała pełną parą. Od rana wobec wkroczenia sowietów zaczęło jeszcze przybywać ludzi i samochodów. Szosą z Kosowa płynęła ludzka fala. Ci, którzy dojechali, mówili o 12 godzinach koniecznych, by pokonać krótkie 10 km. W Kutach pozostawały im jeszcze dwa ostatnie kilometry wiodące do mostu granicznego na Czeremoszu. Płk. Stefanowi Soboniewskiemu, staroście Kalisza, została zlecona służba na moście. Ustawił swój posterunek na podwyższeniu na samym środku mostu, by regulować tym dramatycznym tłumem. "Ludzie szli nieprzerwanym potokiem - relacjonował po latach w "Rewizji nadzwyczajnej". - Nikt nie wie ilu. Może 15 tys., może 30 tys., a może 50 tys. ludzi. Szli w całkowitym milczeniu zbitą masą, bez twarzy, bez żadnego gestu. Nawet dzieci nie płakały. Czasem ktoś podnosił głowę, by z trwogą spojrzeć na niebo, na którym nagle mogły się pojawić sowieckie samoloty. Dzień był pogodny, a noc zaczynała się jasna. Za nimi czarną plamą pozostawały zaciemnione Kuty i Polska. Przed nimi zdawała się jaśnieć tysiącami świateł rumuńska Wyżnica".
Około północy przejechały przez most samochody z prezydentem, premierem i rządem. Długa, nie kończąca się kawalkada. Ludzie usuwali się z drogi bez słowa. Nikt nie złorzeczył, nikt nie wyklinał. Ale też nikt nie płakał i nikt nie salutował. Jakby na tym moście kończyła się już Polska. "Jakiś czas później - wspominał Soboniewski - zameldowano mi, że zbliża się kolumna samochodów Naczelnego Wodza. - Czy pan oszalał - krzyknąłem na jakiegoś komisarza policji, który mnie o tym powiadomił. Każę oddać pana pod sąd wojenny za sianie paniki. To się nie może zdarzyć. Hetman nigdy nie opuszcza swoich wojsk! Lecz to był rzeczywiście Śmigły". Płk Wenda zanotował w swym dzienniku: "Kolosalna ilość kolumn ciężarowych i osobowych. Do przeprawy przybyliśmy o godzinie 1.30 w nocy. Mimo poleceń przejście absolutnie nie było regulowane. (...) Z jednej strony nasz sierżant straży granicznej, z drugiej bardzo niesympatyczny oficer rumuński por. Bonescu, który po kieszeniach obszukiwał naszych żołnierzy. (...) (Marszałek) był strasznie przygnębiony - odmówił nawet wypicia przyniesionej przeze mnie herbaty. Wsiadł do swego auta i siedział tam do godziny 4-tej".
Żadna ze znanych dotychczas relacji nie odnotowała jednak wiernie tego, co rzeczywiście wydarzyło się tej nocy na moście w Kutach. Oto - jak jednoznacznie wynika z relacji Elżbiety Błockiej - jej wuj płk Ludwik Bociański postanowił nie dopuścić do hańby, jaką w jego pojęciu była ucieczka naczelnego wodza z pola bitwy. Na moście zatrzymał kolumnę Śmigłego. Znali się wiele lat. Bociański, powstaniec wielkopolski, żołnierz POW o wielkich zasługach dla odzyskanej niepodległości, żołnierz wojny z bolszewikami, komendant szkoły podchorążych w Komorowie, wieloletni wojewoda wileński, a tuż przed wojną - wojewoda poznański, był postacią powszechnie znaną. W pierwszych dniach września został zresztą mianowany generalnym kwatermistrzem rządu. Teraz - być może niezgodnie z regulaminem, ale w zgodzie z własnym sumieniem - stanął przed samochodem Śmigłego, uniemożliwiając dalszą jazdę. Śmigły wysiadł i zapytał, o co chodzi. - Chodzi o honor wojska - miał odpowiedzieć płk Bociański. Nikt nie słyszał ich dalszej rozmowy prowadzonej przyciszonymi głosami. Faktem jest, że w pewnym momencie Śmigły ręką odsunął na bok Bociańskiego. Ten wyjął z kabury pistolet i strzelił sobie w pierś, mierząc w serce. Po chwilowej konsternacji marszałek rozkazał wrzucić ciało na samochód i ruszać. Już w Rumunii okazało się, że Bociański żyje. Kula przeszła obok serca. Następne pół roku miał spędzić w szpitalach i nikomu poza najbliższą rodziną nie przekazać relacji o tym zdarzeniu. Apel autora programu "Rewizja nadzwyczajna", próbującego zweryfikować tę sensacyjną historię, przyniósł przed laty relację ppor. Józefa Borkowskiego z Kłodawy, dowodzącego wówczas w Kutach zwiadem konnym jednego z pułków. W świetle tej relacji rzeczywiście kolumna samochodów Śmigłego - kilka limuzyn i dwa samochody ciężarowe - została zatrzymana przy wjeździe na most przez jakichś wojskowych. Przerwa w jej drodze trwała 5-10 minut. Ppor. Borkowski nie mógł słyszeć, o czym rozmawiano. Widział jedynie ożywioną gestykulację. W pewnym momencie usłyszał strzały. Był przekonany, że to ochrona marszałka Śmigłego strzela w powietrze, by utorować mu drogę. Po chwili jednak zobaczył wyraźnie, że żołnierze ładują na skrzynię samochodu ciężarowego dwa ciała. Potem już bez przeszkód kolumna pojechała do granicy.

Serca Rzeczypospolitej
Dalszy ciąg tej dramatycznej historii miał się rozegrać już w Rumunii. Jak zanotował w swym dzienniku czynności ministra skarbu Eugeniusz Kwiatkowski, w Czerniowcach Rumuni podstawili dla polskich władz pociąg, który miał rozwieźć Polaków do różnych miejsc przeznaczenia, które niebawem miało się okazać internowaniem. Dla prezydenta podstawiono wagon sypialny, dla marszałka - na początku pociągu specjalny wagon. Dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych - wagony pierwszej klasy. "Wielu panów - zanotował Kwiatkowski - wsiada pospiesznie do przedziałów, by nie spotkać się z marszałkiem Śmigłym". On sam niebawem miał się spotkać z marszałkiem w salonce prezydenta, dokąd został zaproszony. "Marszałek Śmigły - zanotował - jest ogarnięty pesymizmem. (...) Uważa, że młodsi oficerowie zawiedli, nie wytrzymując naporu niemieckiego. Wojska zmotoryzowane i bombowce zdemoralizowały armię naszą, natychmiast uczyniły wszelką komunikację i łączność niemożliwymi. Sowiety uczyniły opór niemożliwym. Wydał rozkaz, by z wojskami sowieckimi nie walczyć".
Po 65 latach dzielących nas od tamtych dni historycy w ocenie kampanii wrześniowej mają - jak się zdaje - odmienne zdanie, szczególnie w kwestii roli w tej wojnie oficerów młodszych. Co więcej, nie brakuje głosów, że zawiódł głównie sam naczelny wódz.

Dariusz Baliszewski
http://www.wprost.pl/ar/?O=66711
 
User is offline  PMMini Profile Post #54

4 Strony « < 2 3 4 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej