Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
2 Strony  1 2 > 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Wojny subkontynentu indyjskiego, Bitwy, wojny, dowódcy...
     
Stonewall
 

VII ranga
*******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 2.585
Nr użytkownika: 15.117

Marcin Suchacki
Stopień akademicki: magister
 
 
post 25/03/2006, 17:17 Quote Post

Drogie Forumowiczki i Drodzy Forumowicze!
Zapraszam Was w podróż do dalekich Indii. Chciałbym, abyśmy wspólnie w niniejszym temacie podyskutowali na temat wojen, jakie toczone były na rozległych obszarach subkontynetu od końca wieku XVIII aż po koniec następnego stulecia.
Naszą dyskusję chciałbym rozpocząć od przypomnienia kilku faktów z dziejów owych wojen. Otóż w roku 1816 oddziały brytyjskie urodzonego w Ameryce gen. Davida Ochertlony'ego poskromiły siły Nepalu. Walczący w szeregach nepalskich Gurkhowie zyskali taki mir wśród swych brytyjskich przeciwników, iż wnet ochrzczono ich mianem "rasy wojennej". Brytyjczycy wkrótce też poczęli pośród owych górali werbować żołnierzy do swych sił kolonialnych. Gurkhowie szybko wykazali, iż zasługują na zaszczytne miano, jakie otrzymali od Europejczyków. W dobie brytyjskiego podboju Pięciorzecza (lata 40 XIX wieku) uzbrojeni jedynie w swe mocno zakrzywione noże (kukri) mali Gurkhowie byli w stanie wyrąbać sobie drogę, by odzyskać utracony na rzecz postawnych Sikhów znak bojowy swego batalionu. W czasie słynnego powstania sipajów (1857-59) Gurkhowie zyskali kontrowersyjną sławę. Dla części oficerów brytyjskich stanowili oni wzór żołnierskiej postawy - przypominano, jak podczas obrony jedenego z fortów Gurkhowie bez szemrania zmieniali wartę, choć wiedzieli, iż każdy żołnierz pełniący tę służbę zginie (batalion Sirmoor, złożony z Gurkhów, poniósł największe straty pośród oddziałów brytyjskich). Inni Anglicy wskazywali z kolei na... tchórzostwo Gurkhów! Twierdzili oni, iż Gurkhowie nie posiadają takiej odwagi jak Europejczycy i walczą bardzo ostrożnie. Kapitan Chambers, który dowodził Gurkhami podczas szturmu na Lucknow, w pełni popierał tę opinię - choć jego zdaniem dotyczyła ona głównie wielkich posiadaczy ziemskich z Nepalu, którzy tworzyli kadrę dowódczą (oficer ten wskazywał też na wielkie nierówności społeczne panujące w oddziałach nepalskich - do najcięższych prac, takich jak np. ciągnięcie armat, używano niewolników żyjących w posiadłościach wielkich feudałów z himalajskiego królestwa).
Mam nadzieję, iż zdopingowani moim wstępem weźmiecie udział w dyskusji.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #1

     
Stonewall
 

VII ranga
*******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 2.585
Nr użytkownika: 15.117

Marcin Suchacki
Stopień akademicki: magister
 
 
post 31/03/2006, 11:36 Quote Post

Dopingu ciąg dalszy.
Dzisiaj chciałbym napisać o jednej z najbarwniejszych jednostek brytyjskich, jakie w XIX wieku służyły w Indiach. Mam na myśli 16 pułk lansjerów, pochodną wrażenia, jakie na Anglikach zrobili ułani Legii Nadwiślańskiej na polach bitewnych Hiszpanii w czasach napoleońskich. Ciekawa jest już sama historia przybycia rzeczonego regimentu do Azji. Otóż pułk ten brał udział w uroczystościach pogrzebowych jednej z królowych brytyjskich. Jej małżonek, wyraźnie nie znoszący swej połowicy, wytyczył trasę żałobnego pochodu wzdłuż pomniejszych uliczek Londynu. Lansjerów z 16 pułku wyznaczono jako eskortę karawanu. Inne regimenty konne strzec zaś miały przejść do głownych arterii stolicy. Żołnierzom eskorty nie spodobał się dyshonor uczyniony królewskiej małżonce, więc z bronią w ręku uderzyli oni na pozostałych konnych i, przerwawszy się przez ich kordon, wyprowadzili orszak pogrzebowy na główne ulice miasta. Czyn ten spotkał się z reprymendą monarchy, który rzeczonych kawalerzystów odesłał na daleką placówkę w Indiach. Tutaj 16 regiment wsławił się 28 stycznia 1846 roku serią brawurowych szarż, które łamały kolejne czworoboki piechoty pendżabskiego państwa Sikhów. Na pamiątkę stoczonej wówczas bitwy pod Aliwal (dzisiejszy wschodni Pakistan), ów styczniowy dzień uczyniono świętem pułkowym, obchodzonym przez lansjerów z 16 regimentu równie uroczyście, co święto 25 października przez ich kolegów z pułku 17. Nastrój święta tego był tym radośniejszy, że obchodzono rzeczywiste zwycięstwo, gdy regiment 17 mógł co najwyżej fetować sukces moralny (chodzi oczywiście o słynną szarżę Lekkiej Brygady).
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #2

     
Stonewall
 

VII ranga
*******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 2.585
Nr użytkownika: 15.117

Marcin Suchacki
Stopień akademicki: magister
 
 
post 3/04/2006, 8:37 Quote Post

Drogie Forumowiczki i Drodzy Forumowicze!
Dla zachęty zamieszczam parę linków do stron zawierających zdjęcia i ilustracje doby wielkiego powstania sipajów.
Na początek fotografia walczących u boku Brytyjczyków kawalerzystów sikhijskich. http://www.royalengineers.ca/India_06.html
Potem zdjęcie słynnych Gurkhów. http://www.royalengineers.ca/India_08.html
Wreszcie na koniec grafika z "London Illustrated Times", która obiegła świat. Przedstawia ona sposób, w jaki wojskowe władze brytyjskie rozprawiały się ze zbuntowanymi żołnierzami Kompanii Wschodnioindyjskiej. http://www.sonofthesouth.net/leefoundation...ities-india.htm
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #3

     
Stonewall
 

VII ranga
*******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 2.585
Nr użytkownika: 15.117

Marcin Suchacki
Stopień akademicki: magister
 
 
post 23/04/2006, 17:47 Quote Post

Drodzy Forumowicze!
Dzisiaj pragnę przedstawić wam odnośniki do stron prezentujących miniatury obrazów ukazujących wojny i wojskowość Półwyspu Indyjskiego w XIX wieku. Strony te zawierają także krótkie teksty dotyczące owych zmagań oraz zachęcają do lektury wybranych książek na ich temat.
http://www.war-art.com/indian_mutiny.htm
http://www.war-art.com/conquest_of_scinde.htm
http://www.war-art.com/assaye.htm
http://www.war-art.com/new_page_13.htm
http://www.war-art.com/new_page_4.htm
http://www.war-art.com/new_page_10.htm
http://www.war-art.com/battle_of_aliwal.htm
http://www.war-art.com/aliwal.htm
http://www.war-art.com/indian_mutiny1.htm
http://www.military-art.com/dhm075.htm
Dwa ostatnie linki odnoszą się do stron ze sporą ilością tekstu w stosunku do poprzednich.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #4

     
Dardedevil
 

Książe Zjednoczonego Śląska/Prezydent Rep.Śląskiej
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.224
Nr użytkownika: 11.085

Karol Kutrzeba
Stopień akademicki: Student
 
 
post 23/04/2006, 18:44 Quote Post

jeśli chodzi o wojny to chyba powstania Hindusów przeciw Angolom i najazdy Mongolskie i Perskie na Indie no i wojny Turecko - portugalskie na terenie indii
 
User is offline  PMMini Profile Post #5

     
Stonewall
 

VII ranga
*******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 2.585
Nr użytkownika: 15.117

Marcin Suchacki
Stopień akademicki: magister
 
 
post 27/04/2006, 18:38 Quote Post

Drodzy Forumowicze!
Nie sposób pisać o wojnach subkontynentu indyjskiego w wieku XIX bez wspomnienia postaci Artura Wellesleya, ks. Wellington. Słynny zwycięzca spod Waterloo bowiem swe pierwsze kroki jako samodzielny dowódca stawiał właśnie w tamtym zakątku świata. Przybył on do Indii w roku 1796 jako komendant 33 królewskiego pułku piechoty. Swoją dalszą błyskotliwą karierę w Azji przyszły pogromca wojsk napoleońskich zawdzięczał zarówno swoim wybitnym zdolnościom, jak i faktowi, iż jego starszy brat Ryszard sprawował funkcję generalnego gubernatora, nadzorującego interesy Brytanii na Półwyspie Indyjskim. Artur Wellesley już w roku 1799 dał się poznać jako znakomity organizator, gdy na jego barkach spoczęły obowiązki przygotowania wojennej wyprawy przeciwko sułtanatowi Majsuru. Zorganizować ową ekspedycję nie było łatwo, o czym świadczą słowa samego Wellesleya: "Z dwóch przydzielonych mi do pomocy urzędników Kompanii Wschodnioindyjskiej jeden jest tak głupi, że nie nadaje się do niczego, drugi zaś taki złodziej, że muszę go nieustannie pilnować". Przyszły zwycięzca z pól bitewnych Hiszpanii z powierzonego sobie zadania wywiązał się świetnie. Szesnatotysięczne siły gen. Harrisa wraz z taborem ciągniętym przez 120 tys. bawołów oraz słoni i wielbłądów wyruszyły wreszcie z Madrasu w kierunku miasta Seringapatam, stolicy południowoindyjskiego Majsuru. Sam Wellesley, choć zaledwie pułkownik, objął dowództwo jednej z dywizji, w czym dopomógł mu przypadek, gdyż przeznaczony na jej komendanta inny z pułkowników, Aston, zginął w pojedynku. Ta pierwsza z dywizji dowodzonych przez brata gubernatora generalnego Indii składała się ze wspomnianego już 33 królewskiego pułku piechoty, dziesięciu pieszych batalionów tubylczych oraz kilku tysięcy nieregularnej konnicy takiegoż też pochodzenia. Odnośnie tej ostatniej Wellesley pisał do brata nawiązując do czasów konfederacji barskiej: "Czytałeś może wspomnienia Dumourieza o kampanii w Polsce i o tym, jak organizował Polaków. Oddaję się tutaj podobnym zajęciom i mogę Cię zapewnić, że moi Polacy będą dobrze walczyć". I walczyli, wszak wyprawa zakończyła się zwycięstwem wojsk Harrisa, śmiercią sułtana Tipu oraz powrotem na tron w Seringapatam rodzimej dynastii wygnanej z Majsuru niegdyś przez Hajdara Alego, muzułmańskiego kondotiera (także zdobyciem bajecznych bogactw szacowanych na blisko 1,5 milona funtów). Wyprawa ta ukazała Wellesleyowi w pełni okrucieństwo wojny. Jeńcy z jego oddziałów byli mordowani przez wbijanie gwoździ w ich głowy. Z kolei jego sipajowie w zdobytym Seringapatamie urządzili rzeź mieszkańców, pogłębioną jeszcze przez tygrysy spuszczone z łańcuchów w sułtańskich ogrodach. Dowodzący szturmem na stolicę Majsuru gen. Baird miał osobiste porachunki z jego władcą, wszak latami był jego jeńcem (o tamtych czasach matka generała, najlepiej znająca charakter syna, napisała, iż współczuje jego towarzyszom niewoli, że tak długo musieli z nim obcować). Porządek w mieście przywrócił właśnie Wellesley, który nie brał udziału w szturmie.
Po zwycięstwie na południu Dekanu naszego bohatera czekała wyprawa do Egiptu, lecz zmożony chorobą musiał on pozostać w Bombaju. Był to kolejny szczęśliwy dlań zbieg okoliczności, wszak statek, którym miał płynąć, poszedł na dno z całą swoją załogą.
Wreszcie przyszedł rok 1803, a wraz z nim największe indyjskie tryumfy Wellesleya - zwycięska wojna z potężną Konfederacją Maracką grupującą szereg księstw w Indiach centralnych. Konflikt ten był pochodną sytuacji wewnętrznej w owym związku. Otóż jeden z wygnanych radżów uszedł pod skrzydła brytyjskie, co spowodowało interwencję sił Kompanii Wschodnioindyjskiej w walki między książętami. Wyprawę przeciwko większości Maratów poprowadził sam Wellesley, mianowany na tę okoliczność generałem-majorem (ranga nie zatwierdzona w Anglii). Siły brytyjskie, liczące około 16 tys. ludzi (przeważnie Hindusów), przywróciły utracony tron wspomnianemu władcy, ale same musiały potem toczyć zawzięte walki w jego obronie. W ich trakcie na wyróżnienie zasługuje bitwa pod Assaye, pierwsze samodzielne wielkie zwycięstwo Wellesleya, ale o niej innym razem.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #6

     
Stonewall
 

VII ranga
*******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 2.585
Nr użytkownika: 15.117

Marcin Suchacki
Stopień akademicki: magister
 
 
post 6/05/2006, 21:14 Quote Post

Drodzy Forumowicze!
Stoczona 23 września 1803 roku bitwa pod Assaye (miejscowość ta leży w obecnym stanie Maharashtra w Indiach środkowych) stanowiła pierwsze wielkie samodzielne zwycięstwo Artura Wellesleya. Jak do niej doszło? Interwencja brytyjska w walki wewnętrzne w Konfederacji Marackiej spowodowała powstanie silnego antyangielskiego aliansu wielu radżów. Maraci byli przeciwnikiem trudnym, z powodzeniem wykorzystującym zarówno rodzimą sztukę wojenną, jak i tę zapożyczoną od Europejczyków, wszak u ich boku działali francuscy doradcy wojskowi. Byli oni nawet zdolni w owych latach zdobyć stolicę imperium Wielkiego Mogoła i uwięzić jego władcę.
Sam Wellesley próbował początkowo rozwiązać konflikt na drodze negocjacji, lecz gdy to nie dało efektu, wyruszył z kilkunastu tysiącami żołnierzy w pole. Celem usprawnienia pochodu swoich wojsk przyszły pogromca Napoleona rozdzielił swe siły. Blisko dziesięciotysięczna kolumna płka Stevensona miała kroczyć równolegle do reszty wojsk w odległości 14-16 mil od nich. Wellesley planował połączyć oba zgrupowania po przekroczeniu łańcucha górskiego oddzielającego je od potężnej armii Maratów. W umówionym dniu na miejscu koncentracji znalazła się jednak tylko kolumna dowodzona bezpośrednio przez pana Artura, ponieważ oddziały Stevensona zmyliły drogę. Tutaj Wellesley dowiedział się, iż w pobliżu znajdują się główne siły wroga, które, jak mu donoszono, cofają się przed jego nadciągającymi wojskami. Wobec powyższego przyszły zwycięzca spod Waterloo przyspieszył jeszcze marsz swoich oddziałów, lecz, jak miało się okazać, około czterdziestotysięczna armia maracka wcale się nie wycofywała, lecz czekała na niego na dobrze dobranej pozycji obronnej. Wellesley miał tylko 7 tys. żołnierzy, w tym niespełna 2 tys. Europejczyków - resztę stanowili indyjscy sprzymierzeńcy. Armia radżów była liczna, lecz złożona przeważnie z niekarnej konnicy. W jej skład wchodzili jednak także francuscy doradcy wojskowi, a także Niemiec, Anton Pohlmann, dawny najemnik w siłach Kompanii Wschodnioindyjskiej, dowodzący jedną z zaledwie trzech brygad regularnych.
Co powinien był uczynić Wellesley? Czekać na Stevensona? Pan Artur uznał jednak, iż czyniąc tak pozwoliłby Maratom zorientować się, jak małe ma siły, a to mogło oznaczać klęskę jego wojsk. Odwrót też nie wchodził w grę, wszak skończyłby się zapewne podobnie. Pozostawało więc atakować i to z wigorem - najlepiej tam, gdzie przeciwnik się tego zupełnie nie spodziewał. Ale o tym w następnym odcinku.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #7

     
Stonewall
 

VII ranga
*******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 2.585
Nr użytkownika: 15.117

Marcin Suchacki
Stopień akademicki: magister
 
 
post 16/05/2006, 11:21 Quote Post

Drodzy Forumowicze!
Wracam dziś do tematu bitwy pod Assaye. Zostawiłem Was w chwili, gdy oto 23 września 1803 roku gen. Artur Wellesley ujrzał przed sobą liczną armię maracką, czekającą na jego wojska na dobrze przygotowanej pozycji obronnej. Jak wspomniałem także, przyszły ks. Wellington postanowił śmiałym natarciem zaskoczyć przeciwnika. Uznał on, iż atak na lewe skrzydło rozciągniętej linii bojowej wroga będzie najlepszą okazją do odniesienia nad nim zwycięstwa. W tym celu jego oddziały jęły się przeprawiać przez rzekę, za którą kryła się armia Maratów. Siłom brytyjsko-indyjskim nie udało się jednak zaskoczyć wojska radżów, które ostrzeliwało przeprawiających się żołnierzy przy użyciu licznych dział. Armia Maratów dokonała także zmiany frontu, tak iż oddziały brata gubernatora generalnego znów stanęły na wprost luf armat i karabinów. Chcąc nie chcąc Wellesley musiał teraz wykonać atak frontalny, na jego korzyść działał jednak fakt, iż obie flanki wojsk brytyjsko-indyjskich chronione były przez dwie rzeki, które niedaleko stąd łączyły się w jeden nurt. Odległość między obydwoma liniami wodnymi na odcinku, na którym pozycje zajęły oba wrogie wojska, była mniejsza od tej na odcinkach położonych na tyłach obydwu nieprzyjacielskich zgrupowań. Liczniejsze siły Maratów nie mogły więc oskrzydlić armii Wellesleya, a liczna konnica radżów straciła pole manewru. Przyszły zwycięzca spod Waterloo wiedział, iż silny czołowy atak dobrze wyszkolonych oddziałów europejskich wspomaganych przez indyjskich sprzymierzeńców może przełamać nieprzyjacielski front. W końcu siły Wellesleya zaatakowały. Ich uderzeniową formację utworzyły głównie pułki brytyjskie - 74 i 78 górali szkockich oraz 19 lekkich dragonów. Rozgorzała krwawa bitwa, w której wspomniane regimenty utraciły jedną trzecią swych stanów. Polegli w niej dowódcy dwóch z nich. Sam 74 pułk utracił 17 oficerów i 400 żołnierzy. Rany odniosła większość oficerów sztabowych, a każdy z nich postradał najmniej jednego konia. Pod Wellesleyem ubito wierzchowca, drugiego zaś raniono. Kurierowi jadącemu obok niego kula armatnia urwała głowę. Według oficjalnych danych armia przyszłego ks. Wellingtona utraciła w dniu tym 1584 ludzi, w tym 644 Europejczyków. Poświęcenie żołnierzy Wellesleya nie poszło na marne, wszak nieprzyjaciel ze stratą ok. 6 tys. ludzi podjął odwrót. Ludzie brata gubernatora generalnego zwyciężywszy maracką piechotę (ok. 10 tys. żołnierzy) i zawładnąwszy liczną artylerią armii radżów nie mieli już godnego siebie przeciwnika, gdyż niekarna konnica maracka, stanowiąca większość sił Konfederacji, pierzchła z pola walki. W ten sposób zakończyła się bitwa, którą Wellington już po zakończeniu wojen napoleońskich wciąż uważał za swoją najtrudniejszą i najstraszliwszą.
W roku następnym w uznaniu zasług Arturowi Wellesleyowi zatwierdzono rangę generała-majora oraz nadano Krzyż Komandorski Orderu Łaźni. W kolejnym przyszły ks. Wellington powrócił do Europy.
Zamieszczam na koniec odnośnik do strony internetowej prezentującej barwne ilustracje ukazujące atak 74 pułku górali szkockich oraz szarżę 19 regimentu lekkich dragonów. Oba te natarcia zostały wykonane pod Assaye i w obu polegli dowódcy oddziałów szturmowych.
http://www.war-art.com/assaye.htm
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #8

     
jubysz
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 200
Nr użytkownika: 19.194

Jakub Ubysz
Zawód: uczen
 
 
post 23/06/2006, 14:43 Quote Post

Muszę przyznać że to bardzo ciekawy temat, choć jak widzę zbyt wielkiego zainteresowania nie ma. Szczególnie zinteresowały mnie dzieje Gurkhów, ale żałuje, że nie ma zbyt wiele wzmianek o Sikhah, którzy również byli bardzo dzielini i wierni. Ciekawa jest również historia sir Roberta Clive'a, dowódcy który zdołał ostatecznie podbić Bengal, a także weliminować Francuzów z walki o Indie. Jak widać kawaleria(moja ulubiona formacja) odgrywała znaczącą rolę w Armii Angielskiej walczącej na Subkontynencie Indyjskim. Czekam na nowe teksty!
 
User is offline  PMMini Profile Post #9

     
Stonewall
 

VII ranga
*******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 2.585
Nr użytkownika: 15.117

Marcin Suchacki
Stopień akademicki: magister
 
 
post 23/06/2006, 15:55 Quote Post

Jakubie!
Cieszę się, iż zainteresował Cię zaproponowany przeze mnie temat. Działam na tym forum, gdyż lubię dzielić się swoją wiedzą i pasją z innymi osobami. Pisząc w tylu jego działach, pracując nad książką (ale nie o Indiach, lecz Ameryce) i po prostu żyjąc, nie zawsze mogą na bieżąco prowadzić pewne wątki. Sikhów, jak widzisz, wspomniałem - podałem też linka do fotografii prezentującej pendżabskich kawalerzystów. Zasługują oni oczywiście na więcej, wszak to naród wspaniałych ludzi i wojowników. To społeczność dotkliwie dotknięta bezlitosnym często batem historii. To społeczność, której członkowie służący w indyjskiej armii nieśli na swych barkach trumnę z ciałem Matki Teresy. Wielokrotnie przemyśliwałem nad ukazaniem ich czynów wojennych w wieku XIX (takie ramy wyznacza nam dział, ale zawsze w "Historii powszechnej ogólnie" można uczynić osobny temat poświęcony całości dziejów Sikhów). Nie uczyniłem tego w szerszym zakresie, bo... temat wymaga jeszcze wielu studiów, a może kiedyś powstanie z niego jakaś książka (kto wie?). Ja sam mam pewien sentyment do Indii, choć zdaję sobie sprawę z wielu rzeczy, których nigdy nie akceptowałem, a które są tam wciąż obecne. Mam sentyment do wojskowości indyjskiej, choć mentalność tamtejszych wojowników, żołnierzy i dowódców tak często odstaje od kryteriów myślowych Europejczyka. Mam ten sentyment po części dlatego, iż mój dziadek i brat mojej babci mieli na froncie włoskim II wojny światowej za towarzyszy broni żołnierzy z Indii (dziadek, kiedy jeszcze byłem mały, czasami mi o nich opowiadał - sentyment ten mam też dla nowozelandzkich postawnych Maorysów, z którymi dziadek się fotografował).
Teraz proponuję jedynie albo aż, jak kto uważa, link do bogatej skarbnicy wiedzy o Sikhach, w tym i oczywiście o ich wojennej przyszłości i dniu dzisiejszym:
http://www.allaboutsikhs.com/
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #10

     
jubysz
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 200
Nr użytkownika: 19.194

Jakub Ubysz
Zawód: uczen
 
 
post 24/06/2006, 20:55 Quote Post

Dziękuje bardzo za ciekawy link. Rzeczywiście historia Sikhów jest bardzo interesująca, choć nie wesoła. Jako mniejszość, zawsze byli prześladowani, ale potrafili obronić swoją odmienność i mają prawo być z tego dumni. Ja co prawda interesuje się bardziej historią kolonializmu, a w szczególności kolonializmem angielskim. Być może to również wpływ moich przodków, gdyż pradziadek służył podczas II wojny w Anglii i mamy stamtąd wiele pamiątek. Moja sympatia do Anglii powoduje też ze mam dość kontrowersyjne poglądy na kolonializm, mówiąc krótko, uważam go za zjawisko pozytywne. To prawda, że biali kolonizatorzy popełnialio wiele błędów, ale zrobili też wiele dobrego. Krzywdząca jest też opinia, którą często słysze, iż Anglicy w Indiach posługiwali się tubylcami, a sami nie mogli sie zdobyć na odwagę i bohaterstwo. Jest to oczywista nieprawda, choćby w bitwie pod Assaye, jak napisałeś, atak europejskich oddziałów przesądził o sukcesie. Podczas powstania Sipajów bronili się bardzo dzielnie(choćby słynne oblężenie Lakhnau), a gdzieś czytałem o wysadzeniu się garnizonu angielskiego arsenału w Dhelii, kiedy obrona nie była już możliwa. Swoją drogą życze powodzenia w pisaniu książki.
 
User is offline  PMMini Profile Post #11

     
Stonewall
 

VII ranga
*******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 2.585
Nr użytkownika: 15.117

Marcin Suchacki
Stopień akademicki: magister
 
 
post 25/06/2006, 9:48 Quote Post

Jakubie!
Gratuluję pasji w odkrywaniu kart z przeszłości, w tym i podążania niepopularnymi szlakami. Odnośnie owego "wysługiwania się tubylcami" przypomnę, iż miejscowi żołnierze indyjscy w służbie Europejczyków to nie wynik tchórzostwa tych ostatnich, lecz chłodnej kalkulacji przez nich dokonywanej - żołnierze ci po prostu lepiej znosili zabójczy dla przybyszów z Europy klimat (Gurkhowie pozostają do dziś rekordzistami jeśli chodzi o wykonywanie operacji wojskowych w warunkach górskich - nawet powyżej krytycznej wysokości 5000 metrów nad poziomem morza, na którym to poziomie pojawia się ryzyko choroby górskiej, która zabija co roku więcej tzw. zwykłych turystów dochodzących do niniejszego pułapu, niż zaprawionych himalaistów sięgających jeszcze wyżej - nawet zdobywcy ośmiotysięczników umierali na chorobę górską podczas wędrówek w niższych partiach gór). Żołnierze ci lepiej znali też mentalność mieszkańców Indii, tak często odmienną od sposobu myślenia Europejczyków - znajomośc ta w warunkach wojny była bardzo potrzebna. Pamiętać też należy, że to nie Brytyjczycy jako pierwsi utworzyli formacje sipajów, indyjskich żołnierzy w służbie Europejczyków, lecz Francuzi walczący w XVIII wieku z synami Albionu o swe handlowe interesy na subkontynencie. Brytyjczycy po prostu skopiowali świetny pomysł swych przeciwników.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #12

     
jubysz
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 200
Nr użytkownika: 19.194

Jakub Ubysz
Zawód: uczen
 
 
post 27/06/2006, 22:53 Quote Post

Ciekawe jest to że w Indiach Anglikom udało się przekonać do siebie tubylców. Na innych kontynętach to właśnie ich przeciwnicy celowali we współpracy z rdzenymi mieszkańcami podbijanych ziem. Np. w Ameryce to francuzi mieli dobre stosunki z Indianam(nie licząc Irokezów), którzy brytyjczyków nie darzyli sympatią. Podobnie było(początkowo) w Afryce. Co prawda, francuzi też współpracowali z Hindusami(np. z władcą Bengalu, do bitwy pod Plassey), ale hindusi "wybrali" właśnie Anglików. To dość ciekawe, i świadczy o tym że nie byli tępymi kolonizatorami, którzy nie umieli się przystosować do warunków panujących w danym kraju. A propos tego mam jedno pytanie jak Anglicy radzili sobie z gorącem i klimatem Indii w poczatkach XIX, jeszcze przed wymysleniem owych charakterystycznych kasków?(chodzi mi głównie o mundury). Na obrazach widziałem że umundurownie było takie samo, ale jakoś trudno mi wto u.wierzyć
 
User is offline  PMMini Profile Post #13

     
Stonewall
 

VII ranga
*******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 2.585
Nr użytkownika: 15.117

Marcin Suchacki
Stopień akademicki: magister
 
 
post 13/08/2006, 17:21 Quote Post

Drodzy Forumowicze!
Zapraszam Was do zapoznania się z postem Kortena o walkach podczas powstania sipajów.
http://www.historycy.org/index.php?showtop...=0&#entry182021
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #14

     
Stonewall
 

VII ranga
*******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 2.585
Nr użytkownika: 15.117

Marcin Suchacki
Stopień akademicki: magister
 
 
post 28/06/2008, 10:21 Quote Post

Drodzy Forumowicze!
Pracą, która zawiera kilka ciekawych nawiązań do sławnego indyjskiego powstania sipajów, jest „Batoche 1885” Grzegorza Swobody. Myślę, że temat owego zrywu, pozbawiony jak dotąd polskiej monografii, stanowi wyzwanie godne talentu autora wspomnianej książki. Tym, którzy zanim sięgną po „Batoche”, chcą poznać choć jeden z epizodów indyjskich przywołanych przez pana Grzegorza, niech zerkną do mojego postu z 17 czerwca tego roku:
http://www.historycy.org/index.php?act=ST&f=19&t=44415&st=0
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #15

2 Strony  1 2 > 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej