Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> KAZIMIERZ KUTZ, 1929 - 2018
     
force
 

Preacher
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.809
Nr użytkownika: 99.758

Jacek Sebastian G
Stopień akademicki: Szkólka niedzielna
 
 
post 18/12/2018, 16:37 Quote Post

Dziś odszedł, do lepszego świata, wielki mój krajan Kazimierz Kutz.
Człowiek o olbrzymim talencie, jeden z mocarzy polskiego kina,reżyser śląskiej trylogii:
Sól ziemi czarnej, Perła w koronie, Paciorki jednego różańca.
Syn powstańca śląskiego,działacz na rzecz kultury regionalnej, polityk,producent filmowy, telewizyjny, teatralny, laureat dziesiątków nagród zwiazanych, z kultura, i kinem.
Człowiek wielki, ktorego ziemia ojczysta nie zapomni.
Coby Panbuk mu nieba przychlił

PS
wstyd mi trochę, o to prosić, ale bez żadnej polityki, proszę.

Ten post był edytowany przez force: 18/12/2018, 16:39
 
User is offline  PMMini Profile Post #1

     
arturus.miłośnik historii
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.372
Nr użytkownika: 93.614

Artur G
Stopień akademicki: inzynier
Zawód: ostatni rzymianin
 
 
post 18/12/2018, 16:52 Quote Post

Nie powiem wielka szkoda bo lubiłem jego filmy ,szczególnie wyżej wymienione i ,,Pułkownika Kwiatkowskiego'',podziwiałem chociaż czasami mnie to irytowało jego ,,pochwała ,eksponowanie śląskości ,ale będąc ,,synem tej ziemi ''miał prawo do tego ,jak każdy do pochwały czy eksponowania swego regionu.Cześć Jego Pamięci !!!.
 
User is offline  PMMini Profile Post #2

     
emigrant
 

Antykomunista
**********
Grupa: Użytkownik
Postów: 25.903
Nr użytkownika: 46.387

Stopień akademicki: kontrrewolucjonista
Zawód: reakcjonista
 
 
post 18/12/2018, 17:16 Quote Post

RIP [*]

Przeważnie lubiłem jego filmy.

Ten post był edytowany przez emigrant: 18/12/2018, 17:17
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #3

     
gregski
 

Pirat of the Carribean
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 3.067
Nr użytkownika: 12.159

Stopień akademicki: mgr inz
Zawód: ETO
 
 
post 18/12/2018, 17:41 Quote Post

Cóż... autor pejoratywnego (wtedy) terminu "bareizm".
Bareję bardzo to ubodło i chyba nigdy tego Kutzowi nie wybaczył.
Nawet chciał w swoim filmie (niestety niezrealizowanym) Złoto z nieba z 1981 zamieścić następujący dialog:

"– Pan podał inne nazwisko w samolocie, a teraz okazuje się, że w dodatku pisze się pan przez „te”, „zet”?
– Dawniej pisaliśmy się Kloc przez „ce”, ale potem mój brat został reżyserem i zmienił pisownię na Klotz!"


Nawiązywał on do zmiany nazwiska przez Kutza.
 
User is offline  PMMini Profile Post #4

     
ku 030321
 

Unregistered

 
 
post 18/12/2018, 18:17 Quote Post

Niech spoczywa w pokoju.
 
Post #5

     
force
 

Preacher
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.809
Nr użytkownika: 99.758

Jacek Sebastian G
Stopień akademicki: Szkólka niedzielna
 
 
post 18/12/2018, 19:31 Quote Post

QUOTE
Cóż... autor pejoratywnego (wtedy) terminu "bareizm".
Bareję bardzo to ubodło i chyba nigdy tego Kutzowi nie wybaczył.
Nawet chciał w swoim filmie (niestety niezrealizowanym) Złoto z nieba z 1981 zamieścić następujący dialog:

"– Pan podał inne nazwisko w samolocie, a teraz okazuje się, że w dodatku pisze się pan przez „te”, „zet”?
– Dawniej pisaliśmy się Kloc przez „ce”, ale potem mój brat został reżyserem i zmienił pisownię na Klotz!"


Nawiązywał on do zmiany nazwiska przez Kutza.


Zapewniam Ciebie Gregski, jak i ducha sp Barei, że Kutz nazwiska nie zmienił, jedynie jak tysiace jego krajan, po 1989 powrócił, do własnego nazwiska rodowego.
Edit:
znakomita Kolacja na 4 ręce, w reż Kutza
https://www.youtube.com/watch?v=MiY0ukL0Y1U...sv8LdL0O0XP8J1I

Ten post był edytowany przez force: 18/12/2018, 19:38
 
User is offline  PMMini Profile Post #6

     
Bumar SA
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 310
Nr użytkownika: 103.847

Edward Janiski
Stopień akademicki: mgr
Zawód: lektor
 
 
post 18/12/2018, 20:00 Quote Post

QUOTE(gregski @ 18/12/2018, 18:41)
Cóż... autor pejoratywnego (wtedy) terminu "bareizm".
Bareję bardzo to ubodło i chyba nigdy tego Kutzowi nie wybaczył.
:

"– "

.
*





No cóż. Artyści to bynajmniej nie są anioły. W tym środowisku natężenie rozmaitych antagonizmów co najmniej dorównuje średniej krajowej.
Uczyńmy choćby analogię do Kazimierza Rudzkiego oraz Niemena. Otóż Niemen podpadł profesorowi Rudzkiemu podczas egzaminu zawodowego z racji swej niewiedzy o teatrze antycznym czy czymś podobnym. Toteż ten ogólnie szanowany i wybitny aktor sam siebie ustanowił osobistym wrogiem Niemena i do końca swego życia ze szczerego serca jak tylko mógł robił muzykowi "pod górkę". Swoją drogą, wredny to był system, w którym estradowiec, jak nie zdał rzeczonego egzaminu, to pozostawał ze statusem amatora, co wiązało się ze skandalicznie niskimi urzędowymi stawkami honorariów.

Wracając do Kutza i Barei, upływ czasu pozwala nam postrzegać rzeczy i sprawy we właściwych proporcjach. Jeden i drugi zaznaczył niezatarty trwały ślad w historii polskiego kina. Choć nie wszystkie filmy Kutza ani nie wszystkie filmy Barei były udane.
 
User is offline  PMMini Profile Post #7

     
force
 

Preacher
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.809
Nr użytkownika: 99.758

Jacek Sebastian G
Stopień akademicki: Szkólka niedzielna
 
 
post 18/12/2018, 20:12 Quote Post

QUOTE(Bumar SA @ 18/12/2018, 21:00)
QUOTE(gregski @ 18/12/2018, 18:41)
Cóż... autor pejoratywnego (wtedy) terminu "bareizm".
Bareję bardzo to ubodło i chyba nigdy tego Kutzowi nie wybaczył.
:

"– "

.
*





No cóż. Artyści to bynajmniej nie są anioły. W tym środowisku natężenie rozmaitych antagonizmów co najmniej dorównuje średniej krajowej.
Uczyńmy choćby analogię do Kazimierza Rudzkiego oraz Niemena. Otóż Niemen podpadł profesorowi Rudzkiemu podczas egzaminu zawodowego z racji swej niewiedzy o teatrze antycznym czy czymś podobnym. Toteż ten ogólnie szanowany i wybitny aktor sam siebie ustanowił osobistym wrogiem Niemena i do końca swego życia ze szczerego serca jak tylko mógł robił muzykowi "pod górkę". Swoją drogą, wredny to był system, w którym estradowiec, jak nie zdał rzeczonego egzaminu, to pozostawał ze statusem amatora, co wiązało się ze skandalicznie niskimi urzędowymi stawkami honorariów.

Wracając do Kutza i Barei, upływ czasu pozwala nam postrzegać rzeczy i sprawy we właściwych proporcjach. Jeden i drugi zaznaczył niezatarty trwały ślad w historii polskiego kina. Choć nie wszystkie filmy Kutza ani nie wszystkie filmy Barei były udane.
*


Bumarze ... "wszyscy" artyści, z czasów PRL miewali gorszące epizody, w swoim życiu teatralnym, lub filmowym. Za chwile jakiś hunwejbin historyczny, wyciągnie Rudzkiemu role księdza proboszcza z Poronina , w filmie Lenin w Polsce.
Sp Kutzowi się zdarzało, o dziwo zachować przyzwoitość, w latach PRL. Praca przy Krzyżu Walecznych raczej nic nie ujmuje.

Ten post był edytowany przez force: 18/12/2018, 20:15
 
User is offline  PMMini Profile Post #8

     
Bumar SA
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 310
Nr użytkownika: 103.847

Edward Janiski
Stopień akademicki: mgr
Zawód: lektor
 
 
post 18/12/2018, 20:43 Quote Post

Kutzowi jako szefowi Zespołu Filmowego Silesia zdarzyło się nakręcić film "Linia" (1974) - o uczciwym sekretarzu komitetu powiatowego PZPR. Oraz film "Znikąd donikąd" (1975) - o zdziesiątkowanym oddziale AK walczącym przeciw władzy ludowej. Prawdopodobnie pozycje te wypełniają kryteria czystej propagandy.
Co prawda, sam Kutz tłumaczył się, że w zamian za swą zgodę na zrobienie "Linii" wywalczył zgodę władz na nakręcenie przez Wojciecha J. Hasa jego wybitnego "Sanatorium pod klepsydrą". Taka cenę czasami się płaciło.

Ten post był edytowany przez Bumar SA: 18/12/2018, 20:43
 
User is offline  PMMini Profile Post #9

     
force
 

Preacher
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.809
Nr użytkownika: 99.758

Jacek Sebastian G
Stopień akademicki: Szkólka niedzielna
 
 
post 18/12/2018, 23:43 Quote Post

QUOTE(Bumar SA @ 18/12/2018, 21:43)
Kutzowi jako szefowi Zespołu Filmowego Silesia zdarzyło się nakręcić film "Linia" (1974) - o uczciwym sekretarzu komitetu powiatowego PZPR. Oraz film "Znikąd donikąd" (1975) - o zdziesiątkowanym oddziale AK walczącym przeciw władzy ludowej. Prawdopodobnie pozycje te wypełniają kryteria czystej propagandy.
Co prawda, sam Kutz tłumaczył się, że w zamian za swą zgodę na zrobienie "Linii" wywalczył zgodę władz na nakręcenie przez Wojciecha J. Hasa jego wybitnego "Sanatorium pod klepsydrą". Taka cenę czasami się płaciło.
*


Tego nie wiedziałem, cóż życie w PRL to były tez kompromisy....
 
User is offline  PMMini Profile Post #10

     
Net_Skater
 

IX ranga
*********
Grupa: Supermoderator
Postów: 4.753
Nr użytkownika: 1.980

Stopień akademicki: Scholar & Gentleman
Zawód: Byly podatnik
 
 
post 19/12/2018, 13:59 Quote Post

W wieku 89 lat odszedł Kazimierz Kutz, jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów XX wieku. Studiował w Łódzkiej Szkole Filmowej rok niżej od Andrzeja Wajdy i Jerzego Kawalerowicza. Razem z nimi tworzył nowoczesne, powojenne kino. Zasłynął jako filmowy portrecista Śląska i twórca "tryptyku śląskiego", opowiadającego o burzliwej historii regionu, z którego pochodził Kutz. - Życie jest za krótkie, żeby było nieciekawe. Trzeba się nażreć tego życia. W dobrej sprawie – mówił.

We wtorek, 18 grudnia, w wieku 89 lat w szpitalu w Międzylesiu zmarł Kazimierz Kutz
Informację o śmierci Kazimierza Kutza podała TVP3 Katowice. Potwierdziła ją dla PAP żona reżysera Iwona Świętochowska-Kutz
Jak powiedziała "Wyborczej" żona reżysera, rodzina będzie chciała pochować reżysera w Katowicach
Kutz w młodości chciał zostać pisarzem, ale zamiast zdawać na polonistykę po maturze, dostał się na Wydział Reżyserii PWSF w Łodzi
Studiował rok niżej od Andrzeja Wajdy, a pierwsze szlify zdobywał, asystując na planie jego pierwszych filmów: "Pokolenia" i "Kanału"
Najgłośniejsze filmy Kazimierza Kutza to m.in.: debiutancki "Krzyż Walecznych", tak zwany "tryptyk śląski" ("Sól ziemi czarnej", "Perła w koronie", "Paciorki jednego różańca"), "Śmierć jak kromka chleba", "Pułkownik Kwiatkowski"
"Nie warto być przeciętnym. Życie musi być gorące" – brzmiało jego życiowe motto
Pod koniec listopada reżyser w ciężkim stanie trafił do szpitala

"Ojciec był kolejarzem, powstańcem śląskim, działał w PPS-ie. Matka nas wychowywała i wprowadzała do świata kultury. Nie można być artystą, jeśli człowiek się nie fascynuje pięknem" – mówił Kazimierz Kutz w jednym z wywiadów. To matka nauczyła go czytać i pisać, kiedy miał zaledwie cztery lata. Nie miała wykształcenia, ale była zachłanną czytelniczką i przekazała tę pasję swoim dzieciom. W domu mówiło się gwarą. Babki Kazimierza Kutza nie znały ani polszczyzny literackiej, ani języka niemieckiego. Mówiły po śląsku. Kobiety w tamtych stronach musiały być silne. W jego rodzinnych Szopienicach mężczyźni co rano wychodzili do kopalni. Nikt nie miał pewności, czy na dole nie wydarzy się wypadek i czy wrócą po skończonej szychcie.
U Kutzów (a raczej Kuców, bo jako Kuc podpisywał się jeszcze ojciec reżysera) nie było biblioteki, ale w pobliżu, na osiedlu kolejowym w Szopienicach, zamieszkała pewna kobieta z synem. Porzucił ją mąż arystokrata. Przywiozła ze sobą imponujący księgozbiór. Reżyser wspominał po latach między innymi wspaniałą i pięknie oprawioną kolekcję literatury francuskiej w tłumaczeniu Boya-Żeleńskiego. Nieznajoma wkrótce zaprzyjaźniła się z matką młodego Kazimierza, a przyszły artysta mógł czytać książki do woli. W skrytości marzył, że kiedyś sam zostanie pisarzem. Był zafascynowany Tołstojem, Balzakiem, Stendhalem. "Byłem pierwszym człowiekiem z tych rodów górniczych, hutniczych, kolejarskich, który chciał się kształcić w szkole średniej" – wspominał po latach.
Poszedł do szkoły, przeszczęśliwy, że to szkoła polska. Ale radość skończyła się wraz z nadejściem 1939 roku. Jak mówił, 1 września płakali z bratem jak bobry. Nie z powodu wojny, ale dlatego, że nie mogli pójść do szkoły. Zaraz po wojnie, jeszcze kiedy po niebie złowrogo krążyły bombowce, pędem pobiegł zapisać się do gimnazjum. Nie było łatwo. Chętnych zgłosiło się znacznie więcej, niż było przewidzianych miejsc. Uczniów selekcjonowano na podstawie egzaminów i klasówek. Kutz dostał się, bo był oczytany i cenił naukę ponad wszystko.
Opowiadał, że od młodzieńczych lat wraz z grupą przyjaciół mieli świadomość, że agitacje i zaangażowanie polityczne skazałyby na karę śmierci ich i ich ojców. Niemcy się nie patyczkowali. "To, co można było zrobić dla Polski, to uczyć się" – tłumaczył.

Szkoła Filmowa w Łodzi, jak po latach opowiadał reżyser, miała być "erzacem polonistyki". Bo młody absolwent gimnazjum nie przestał marzyć o pisaniu powieści. Im bardziej pochłaniały go lektury, tym bardziej utożsamiał się z bohaterami. A potem zaczął utożsamiać się z autorami. Chciał zdawać na filologię polską, ale się bał. Czego? Tego, że nie mówi wystarczająco czystą polszczyzną, a egzaminatorzy od razu usłyszą w jego mowie naleciałości gwarowe. "Miałem kompleks i myślałem, że nigdy nie będę pisać" - opowiadał.
Na szczęście w Łodzi otwarto nową szkołę, która miała wychować wiele pokoleń wybitnych twórców kina, od Wajdy począwszy. Opowiadanie obrazami – to zdawało się bezpieczniejsze niż mierzenie się z literacką polszczyzną. Kazimierz Kutz dostał się tam zaraz po maturze w 1949 roku. Egzamin komisyjny trwał trzy dni. Matka powiedziała mu, żeby robił to, co uważa za słuszne. Ale musi się starać. Bardziej niż inni, bo jeśli poniesie klęskę , wróci "na dół", czyli do kopalni. Wziął sobie te słowa do serca. Uczył się z wielkim zaangażowaniem. Po osiemnaście godzin dziennie. Wiadomo było, że połowę przyjętych studentów trzeba będzie odsiać po pierwszym roku, a dla niego pozostanie na studiach było kwestią niemal życia i śmierci.
"Spaliśmy na piętrowych pryczach w czterdzieści dwie osoby. Smród był prawie jak w koszarach" – mówił po latach. Ale i tak był szczęśliwy. Z wykładowców najwyżej cenił prof. Stefanię Skwarczyńską. Uczyła teorii dramatu. Pokazywała studentom, jak analizować wybitne utwory dramatyczne tak, by zrozumieli, co sprawia, że stały się arcydziełami. Kazimierz Kutz wspominał potem, że nigdy u nikogo nie słyszał tak pięknej i precyzyjnej polszczyzny. Był zachwycony.
Rok wyżej od Kazimierza Kutza było trzech zdolnych studentów, którzy wkrótce mieli stać się wielcy: Andrzej Wajda, Jerzy Kawalerowicz i Andrzej Munk. Zwykle trzymali się z kolegami ze swojego roku. Wyjątek zrobili dla Kutza. Może dlatego, że emanował energią i zapałem do pracy. Za doskonałe wyniki w nauce dostał w szkole propozycję asystentury. To go uskrzydliło. Sam opowiadał, że wtedy wszędzie było go pełno i stał się wyjątkowo pewny siebie.
Wajda miał już na koncie trzy etiudy filmowe. Teraz szykował się do pełnometrażowego debiutu. Miał mieć tytuł "Pokolenie" (premiera w 1953 roku), a podstawą do scenariusza stała się powieść Bohdana Czeszki. Kutz dostał propozycję angażu jako asystent reżysera. Miał szczęście, że trafił na Wajdę, który wszystkim na planie dawał ogromną swobodę. Oczekiwał, że to inni będą przychodzić do niego z pomysłami i propozycjami. Przyszły reżyser "Perły w koronie", pracując przy filmie starszego kolegi, nauczył się bardzo wiele. Wspominał, że na planie "Pokolenia" robił niemal wszystko – od aktorstwa po dbanie o to, by nikomu nie stała się krzywda. Bo w tamtych czasach nie strzelano ślepakami, lecz prawdziwymi nabojami.
To był pierwszy i ostatni film Wajdy zrealizowany w konwencji socrealistycznej i niezgodny z przekonaniami artysty. Kazimierz Kutz wspominał, że wiele lat później jakiś młody człowiek spytał Wajdę, dlaczego zrealizował taki film. Twórca "Człowieka z marmuru" miał odpowiedzieć prosto: "wie pan, innych filmów nie wolno było nam wtedy robić." Założeniem łódzkiej Filmówki było wykształcić młodych twórców, którzy staną się tubą propagandową partii . Na szczęście plan komunistycznej władzy się nie powiódł.
Następny film, "Kanał" Wajda postanowił zrobić po swojemu. Ekipa podczas dni zdjęciowych brodziła w kąpielówkach w lodowatej wodzie. Jedynym znieczuleniem mogła być setka wódki. Podczas przedpremierowej projekcji "Kanału" na sali siedziała znana z zaangażowania w ideologię komunistyczną, wykładowczyni Łódzkiej Szkoły Filmowej, Wanda Jakubowska. Kutz wspominał, że podczas przerw w projekcji nerwowo paliła papierosy i robiła się coraz bardziej czerwona. A na koniec seansu zapadła cisza. Jakubowska wykrztusiła ostatecznie: "Andrzeju, jesteś genialny. Przepraszam za to wszystko, co nawet o tobie myślałam złego".
A Kutz wspinał się coraz wyżej po szczeblach kariery. Pracował potem jako asystent reżysera u Wajdy i Kawalerowicza. Zdobył tak duże doświadczenie, że mając niespełna trzydzieści lat, samodzielnie stanął za kamerą, realizując swój filmowy debiut "Krzyż Walecznych".

Mimo cenzury był to również czas wielkich eksperymentów w kinie. Nie wiedziano jeszcze, jak właściwie powinny wyglądać nowoczesne polskie filmy w tamtych czasach. W kwestii formy pozwalano więc sobie na wiele. Szukano nowego języka. Popełniano błędy i na chybcika je poprawiano. Twórcy filmowi próbowali podpatrywać kino amerykańskie i włoskie. Ale w dużej mierze działali na własną rękę. Zdawali się na intuicję. Kazimierz Kutz do najpóźniejszych lat mówił, że jednym z jego niedoścignionych mistrzów był Charlie Chaplin – nie tylko ze względu na jego artystyczny geniusz, ale i "lewicowość", objawiającą się sympatią i współczuciem dla ludzi ze społecznych nizin.
"Krzyż Walecznych", który miał premierę w 1958 roku, był oparty na opowiadaniach Józefa Hena. Wystąpili w nim między innymi: Jerzy Turek, Aleksander Fogiel, Bronisław Pawlik i Zbigniew Cybulski. "Krzyż Walecznych" krytyka uznała za film roku, a młody reżyser odetchnął z ulgą, wiedząc, że będzie mógł spojrzeć w oczy matki bez wstydu.
Potem jednak miały zacząć się kłopoty. Do nakręconego dwa lata później filmu "Nikt nie woła", między innymi z Zofią Marcinkowską, Henrykiem Boukowskim, Barbarą Krafftówną i Haliną Mikołajską w obsadzie, władze PRL miały poważne zastrzeżenia. Kutz ich nie rozumiał. Uważał, że "Nikt nie woła" jest filmem erotycznym, opowieścią o kochankach, którzy się męczą ze swoją miłością. Chciał szukać nowych form i nowego języka, którym miało przemówić ówczesne polskie kino. Ale cenzura dopatrywała się poważnych podtekstów politycznych. Wybuchł skandal, w który wplątało się Biuro Polityczne.
W efekcie reżyser otrzymał zakaz prezentowania filmu przez dwadzieścia pięć lat za granicą, a sam nie miał prawa opuszczać kraju. "Chcieli mnie wyrzucić z zawodu. Brano mnie na tortury. To było przed Antonionim. Gdyby ten film pokazano za granicą, może byłbym dziś bardziej znanym człowiekiem. A może nie" – mówił Kazimierz Kutz. Zapamiętał słowa recenzji jednego z czołowych krytyków reżimowych: "jak długo jeszcze partia będzie dawała pieniądze na fanaberie małego Kazia?"

Po "Nikt nie woła" Kutz nie zaprzestał działalności filmowej. Anonimowo, do spółki z Kazimierzem Brandysem i Ludwiką Woźnicką, napisał scenariusz filmu "Ludzie z pociągu". Nie był na wymaganej prezentacji tekstu przed komisją, ale film tym razem zadowolił cenzorów. Kutz mógł się ujawnić jako reżyser filmu, a władze uznały "Ludzi z pociągu" za "nawrócenie twórcy na realizm". Znów wolno mu było tworzyć pod własnym nazwiskiem.
Wkrótce powstał "Upał" z udziałem Starszych Panów, czyli Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego oraz czołówki aktorów ich kabaretu – Barbary Krafftówny, Wiesława Michnikowskiego, Kaliny Jędrusik, Wiesława Gołasa i wielu innych. Franciszek Starowieyski i jego żona odpowiadali za scenografię. Wszystko, jak to wtedy, po najniższych kosztach i na wariackich papierach, w ogromnym niedoczasie. "To był dokument ewenementu, jaki stanowili wówczas Starsi Panowie i ich stajnia" – mówił później reżyser.
W tym czasie był już w Warszawie, a najchętniej spędzał czas z pisarzami, znanymi z hulaszczego trybu życia. Przodował w nim Stanisław Dygat. Pijaństwo mogło się zacząć wczesnym popołudniem, a zakończyć o wschodzie słońca. Wędrowali przez Nowy Świat do lokalu Czytelnika, gdzie przez lata swój stolik mieli Konwicki i gwiazdy przedwojennej literatury jak Antoni Słonimski i Michał Choromański. O północy otwierano SPATiF, gdzie można było szaleć do woli z całą śmietanką artystyczną Warszawy. A kiedy SPATiF zamykano, szło się do domu Dygata.

Życie wśród śmietanki warszawskich artystów było kuszące, ale Kutz w pewnym momencie się opamiętał. "Co ja robię?" – zadał sobie pytanie i poczuł, że czas na zmiany. Dobiegał już czterdziestki. Spakował się i wrócił na Górny Śląsk, od którego jako młody reżyser uciekał. Zamieszkał u brata, próbując wrócić do równowagi. Miał kompleks, że nie umie samodzielnie pisać scenariuszy. W tym czasie tkwił, jak twierdził, w swoistej schizofrenii. Aż pewnego dnia przyśniła mu się scena z filmu w kolorze. Natychmiast ją zapisał, bo wiedział, jak szybko sny ulatniają się z pamięci. To był zaczątek "Soli ziemi czarnej" – pierwszej części Kutzowskiego "tryptyku śląskiego". Główny bohater, grany przez Olgierda Łukaszewicza, miał odzwierciedlać marzenia pokolenia ojca reżysera o powrocie Śląska do Polski.
Scenariusz znów trzeba było przedstawić przed komisją. Tekst spotkał się z zachwytem, ale były też obawy. "Skąd mamy wiedzieć, czy historia w pańskim filmie nie jest żadnym zmyśleniem?" – dopytywano, bo o Śląsku nie wiedziano prawie nic. Kutz zobowiązał się, że pojedzie na Śląsk, by uzyskać dokument ZBoWiD-u potwierdzający, że to, o czym chce opowiedzieć w filmie, jest najprawdziwszą prawdą. Tak zrobiono, ale wszyscy oczekiwali, że film okaże się klęską. "W końcu kogo interesowały powstania śląskie?" – relacjonował Kazimierz Kutz.
Przyjechał z filmem do Warszawy na kolaudację w 1969 roku. Sala kinowa była pełna. Po zakończeniu seansu zapanowała konsternacja, aż w końcu podniósł się Wajda, rozłożył ramiona i powiedział: "Kaziu, witamy cię w gronie największych". Kolejne części tryptyku to "Perła w koronie" (1971) i "Paciorki jednego różańca" (1979). Do "Perły w koronie" zaangażował statystów ze Śląska. Zgłosiło się wielu górników. Z ciekawości. Chcieli wiedzieć, "co taki synek ma o nas do powiedzenia". Z wieloma z nich Kutz się zaprzyjaźnił. Spotkał ludzi zmuszonych porzucić własne marzenia i ambicje dla pracy w kopalni.

"W Polsce zawsze byliśmy [Ślązacy – przyp. aut.] gorsi, byliśmy uważani za przybłędy. I do dzisiaj tak jest. Przecież i dziś my nie mamy pełnych praw, państwo polskie nie uznaje nas za grupę etniczną, której należy się jakakolwiek ochrona. To jest mój wielki ból, ale jednocześnie to mi dawało zawsze odporność i siłę. Być może dzięki temu bardzo wcześnie, bo mając 40 lat, zrobiłem moje śląskie filmy i uzyskałem pozycję, stanąłem na nogach. I mogłem troszeczkę się rozluźnić – wspominał reżyser w wywiadzie dla "Wysokich Obcasów" z 2017 roku. Prócz słynnego tryptyku Kutz nakręcił jeszcze kilka filmów o Śląsku, w tym wybitną "Śmierć jak kromka chleba" (1994), upamiętniającą pacyfikację kopalni Wujek w 1981 roku.
Ostatni jego film pełnometrażowy powstał rok później, a był nim kultowy "Pułkownik Kwiatkowski" z Markiem Kondratem i Renatą Dancewicz w rolach głównych. Twórca "Soli ziemi czarnej" potwierdził tym samym, że ma inklinacje do komedii. Ale nie wszystko w polskim kinie go śmieszyło. Nie przepadał na przykład za twórczością Barei. Ukuty przez Kazimierza Kutza termin "bareizm", który zadomowił się w potocznej polszczyźnie, w jego ustał miał pejoratywny wydźwięk.

W połowie lat 90. miał w dorobku ponad dwadzieścia filmów, liczne spektakle zrealizowane dla Teatru Telewizji i, jak mówił, czuł się spełniony. Pytany w późnych latach życia, czy zamierza jeszcze stanąć za kamerą, odpowiadał, że nie zamierza siadać na fotelu reżysera jako zniedołężniały mistrz, za którego wszystko będą robić młodsi i sprawniejsi. Spełnił za to inne marzenia, w tym największe: w 2010 roku zadebiutował powieścią "Piąta strona świata", za którą otrzymał nominację do Nagrody Literackiej Gdynia 2011 w kategorii proza.
Zaangażował się również politycznie. Został senatorem IV, V, VI i VII kadencji (lata 1997-2007, 2011-2015). U progu XXI wieku został wicemarszałkiem Senatu V kadencji, a w latach 2007-2011 był posłem na Sejm VI kadencji. "Na stare lata zostałem politykiem. Miałem ambicję, żeby pokazać, że śląskość jest czymś znacznie większym, poważniejszym, wspaniałym źródłem dla sztuki wszelakiej. W Senacie bardzo często to robię, dlatego jestem niezależny, nie wstąpiłem do żadnej partii. I tam właściwie pracuję na co dzień, bo tam się załatwia rzeczy dla ludzi" – opowiadał w 2014 roku.

Twierdził, że już jako młody człowiek myślał o tym, że na starość trzeba się przygotować, odkładać na przyszłość, myśleć o niej. Gdy zdiagnozowano u niego chorobę nowotworową, wyjechał z Warszawy i zamieszkał w domu na wsi. Justynie Dąbrowskiej w "Wysokich Obcasach" mówił, że kontempluje starość i spokój z nią związany.
Nie bał się śmierci. Uważał, że śmierć to koniec udręki, bo żeby przeżyć życie, trzeba się strasznie namęczyć. Jako niewierzący był przekonany, że po śmierci nie ma nic. A jeśli już coś jest, to na pewno ani niebo, ani piekło. Może jakieś takie pomieszczenie przypominające starożytne forum, gdzie mógłby przesiadywać z dawnymi przyjaciółmi…

(Onet)

N_S
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #11

 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej