|
|
Kampanie Lucjusza Licyniusza Lukullusa..., Ł. Bazentkiewicz
|
|
|
|
Witam!
Zapraszam Szanownych Forumowiczów do dyskusji o książce Łukasza Bazentkiewicza pt. Kampanie Lucjusza Licyniusza Lukullusa na Wschodzie 74–66 p.n.e.
QUOTE 191 str. Mapy: 8 145x205 mm Okładka miękka ze skrzydełkami
Spis treści: Wstęp I Armia rzymska II Lucjusz Licyniusz Lukullus i jego epoka III Wojna z Mitrydatesem IV Kampania armeńska V Odwołanie Lukullusa Zakończenie Aneks Bibliografia Spis map i schematów
Notka o książce: Schyłek Republiki Rzymskiej był jednym z najburzliwszych epok w dziejach Rzymu. Okres ten obfitował w wiele spektakularnych wydarzeń, które szeroko odbiły się echem w przyszłości. Tak burzliwy okres oprócz wydarzeń wniósł również do historii mnóstwo nazwisk wybitnych osobistości, odcisnęły one swoje piętno na dziejach Rzymu. Jedną z takich postaci był Lucjusz Licyniusz Lukullus, wybitny wódz, polityk i mąż stanu. Nazwisko Lukullusa pomimo niezaprzeczalnych osiągnięć i sukcesów jest jednak mało znane i obok takich tuzów schyłku Republiki jak Cezar, Pompejusz czy Sulla całkowicie blaknie w powszechnym odbiorze. Jeden z historyków posunął się nawet do stwierdzenia, że Lucjusz Lukullus otrzymałby najprawdopodobniej Oskara za rolę drugoplanową jeśli takowego by przyznawano. Rzeczywiście ten bliski współpracownik Sulli nie wtargnął zbrojnie do Rzymu, nie wprowadził proskrypcji, nie ogłosił się dyktatorem, niemniej jego osiągnięcia polityczne, które skupiały się głównie na obronie ustroju wprowadzonego przez Sullę, a w szczególności osiągnięcia militarne są warte uwagi i niewiele ustępowały osiągnięciom „pierwszoplanowych” postaci rzymskiej sceny politycznej schyłku Republiki. Mimo to, w wielu opracowaniach poświęconych temu okresowi rzymskiej historii działalność Lucjusza Licyniusza Lukullusa jest pomijana czy jedynie wspominana niejako na marginesie działalności Sulli czy Pompejusza... Notka o autorze: Łukasz Bazentkiewicz (urodzony w roku 1985 w Krośnie), absolwent Wydziału Historycznego Uniwersytetu Rzeszowskiego. Obecnie mieszka w Stanach Zjednoczonych. Historia od zawsze była jego wielką pasją; przedmiotem jego naukowych zainteresowań jest głównie tematyka starożytnej i średniowiecznej sztuki wojennej. Niniejsza publikacja jest pierwszą w jego dorobku.
http://wanax.pl/index.php?p1758,kampanie-l...zie-74-66-p-n-e
|
|
|
|
|
|
|
|
Tak cichutko zadebiutowała ta książka, że nawet nie wiedziałem, że już jest dostępna na rynku. "Kampanie Lucjusza..." są na mojej liście, więc czas szykować zamówienie.
|
|
|
|
|
|
|
|
Brakowało tej tematyki. Książkę już mam, niedługo pokuszę się o małą recenzję, na razie z uwagi na brak czasu tylko obejrzana okładka.
|
|
|
|
|
|
|
|
Kupiłem, już do mnie jedzie. Jak przeczytam to pewnie skrobnę recenzję.
|
|
|
|
|
|
|
|
Dzisiaj odebrałem, przejrzałem, zacząłem (na razie pobieżnie) lekturę...
Językowo - co najwyżej trója. Redakcja językowa niewiele mogła pomóc.
Merytorycznie - cóż... rozdział o armii rzymskiej w przypisach odwołuje się do Graczkowskiego (!) i Gazdy (!), tudzież Rochali. W bibliografii niewiele lepiej pod tym względem... głównie teksty autorów polskich bądź polskojęzyczne wydania, i to też raczej te dawniejsze; np. o buntach w armii rzymskiej to Graczkowski, chociaż nie tak dawno szeroko pisał o tym M.N. Faszcza.
Opis bitwy pod Tigranocertą woła o pomstę do Marsa Ultora tak językowo, jak merytorycznie, będąc głównie zbiorem kolokwializmów i z przywołaniem w co najmniej dwóch miejscach słynnego powiedzenia Tigranesa, w dodatku umiejscowionego w dwóch różnych momentach w czasie (!) tudzież w dwóch różnych polskich brzmieniach...
|
|
|
|
|
|
|
|
Nie mam czasu, bo wciągnął mnie Galeriusz, ale przejrzałem "Kampanie.." po łebkach, czytając na wyrywki, i kilka uwag na gorąco. Autor dość dziwnie dobrał literaturę mieszając prace bardzo dobre z bardzo złymi,dziwi mnie obecność Maszkina i kilku innych. Widać po bibliografii, że strona pontyjska mniej interesuje autora.Na pewno można było zgromadzić o wiele szerszą literaturę. Bazantkiewicz nie wykorzystał też wszystkich "dużych" źródeł do konfliktu rzymsko - pontyjskiego, np. Memnona z Heraklei, że o tych "małych" nie wspomnę. Rozdział o armii rzymskiej tylko przekartkowałem, ale chyba nie będzie on najmocniejszą stroną tej pracy. Opis kampanii Lukullusa aż do ucieczki Mitrydatesa do Armenii bardzo pobieżny, autor w kilku miejscach zabawił się w głuchy telefon, ale ogólnie ujdzie. Bazantkiewicz z tego co zauważyłem często powołuje się na Sherwina-Whitea i Keaveneya, co akurat wychodzi pracy na dobre. Ogólnie mieszane uczucia.Muszę przeczytać całość żeby wyrobić sobie zdanie.
Ten post był edytowany przez Harpalos: 23/05/2017, 19:08
|
|
|
|
|
|
|
|
W takim razie pytanie do już zapoznanych z pracą - czy jeśli mam książki Keaveneya i Mrozka jest sens kupować? Dowiem się z pracy czegoś nowego czy raczej te lepsze w niej rzeczy pochodzą ze wspomnianych książek, a wspomniane tu gorsze są autorskie? Jak rozumiem z wpisów autor dopiero rozpoczyna przygodę z antykiem i stąd może słaba znajomość źródeł oraz brak umiejętności odpowiedniego doboru prac na których się oparł.
|
|
|
|
|
|
|
|
Coś nie mogę się zebrać z napisanie recenzji, więc tak pokrótce.
Wysoki - jeśli masz książki Keaveneya i Mrozka, to uważam, że nie potrzebujesz "Kampanii...". Natomiast po całościowej lekturze doszedłem do wniosku, że to nie jest zła praca, jest trochę błędów, ogólnie odnoszę wrażenie, że wiele wątków można było bardziej rozwinąć.
Czegoś brakuje w tej książce, ale Autor powodów do wstydu nie ma.Taki typowy średniak jak dla mnie, do Keaveneya nie ma startu.
|
|
|
|
|
|
|
|
Dzięki .
Ta tematyka nie jest dla mnie priorytetem, ale jakby pojawiło się w tytułowej pracy coś nowego to wziąłbym pod uwagę. Akurat przy okazji nadchodzącego Heiligerlee zacząłem się zastanawiać nad jakimś zestawem. Zajrzałem i odniosłem wrażenie, że w ogóle raczej słaba, ale jeśli po prostu słabsza niż to co już mam to i tak zaoszczędzę kasę na coś innego.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Harpalos @ 30/06/2017, 12:37) Coś nie mogę się zebrać z napisanie recenzji, więc tak pokrótce. Wysoki - jeśli masz książki Keaveneya i Mrozka, to uważam, że nie potrzebujesz "Kampanii...". Natomiast po całościowej lekturze doszedłem do wniosku, że to nie jest zła praca, jest trochę błędów, ogólnie odnoszę wrażenie, że wiele wątków można było bardziej rozwinąć. Czegoś brakuje w tej książce, ale Autor powodów do wstydu nie ma.Taki typowy średniak jak dla mnie, do Keaveneya nie ma startu.
Czyli można wnioskować, że to 'półprodukt', który gdyby autor nad nim posiedział mógłby być lepszy. Hmm... trochę szkoda ponieważ o wschodnich konfliktach republiki nie ma zbyt wielu prac.
Pozdrawiam, DW
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE W takim razie pytanie do już zapoznanych z pracą - czy jeśli mam książki Keaveneya i Mrozka jest sens kupować?
O jakie dokładnie książki chodzi? Tego pierwszego autora to pewnie biografia Lukullusa a drugiego?
|
|
|
|
|
|
|
|
Również biografia Lukullusa.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(mariusz15344 @ 1/11/2017, 22:31) QUOTE W takim razie pytanie do już zapoznanych z pracą - czy jeśli mam książki Keaveneya i Mrozka jest sens kupować? O jakie dokładnie książki chodzi? Tego pierwszego autora to pewnie biografia Lukullusa a drugiego?
S. Mrozek, "Ostatni wódz Republiki", Gdańsk 2003.
|
|
|
|
|
|
|
|
Słów kilka po lekturze.
Nie mając wspomnianych wyżej biografii Lukullusa przystąpiłem do czytania z myślą: lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Tym bardziej że temat ciekawy a i niezbyt wyeksploatowany w polskojęzycznej literaturze. Wpierw o okładce. Ku mojemu zaskoczeniu zamiast wizerunku Lukullusa jest Tigranes II Wielki. Ponoć nie znamy żadnego wizerunku Lukullusa tak więc szybko przestałem się dziwić. Autor mimo że we wstępie zastrzega się, że nie należy pracy traktować jako biografii, postać wodza jest punktem centralnym wokół której obudowana jest cała narracja. Trochę zaskakująco szybko otrzymujemy opis wojskowości rzymskiej. I tu dwie uwagi. Wydaje się chwilami, że autor spodziewał się odbiorcy mniej obeznanego z powszechną terminologią stąd np zamiast kolczugi pancerz łańcuszkowy lub wystające na zewnątrz tarczy okucie zamiast umba. Druga uwaga to porównanie z opisem armii Mitrydatesa i Tigranesa. O armii republiki jest rzecz jasna nieproporcjonalnie więcej. Ok, tematyka ta jest dość dobrze zbadana i w pracach naukowych (jeszcze bardziej w popularnonaukowych) dość licznie prezentowana. Lecz armia pontyjska choćby w porównaniu z armią armeńską na dobrą sprawę jest pominięta. Opis prócz informacji o szkoleniu piechoty przez oficerów rzymskich na wzór legionów i danych liczbowych nie dostarcza nam wiele więcej. Jakie rodzaje jazdy? W co uzbrojone? Na tym tle siły Tigranesa są zaprezentowane dużo dokładniej (dodatkowo aneks poświęcony jeździe armeńskiej). Niestety stosowany jest wymiennie zapis okręt <-> statek przy omówieniu działań flot na morzu. Najbardziej mi utkwił statek flagowy z bitwy pod wyspą Tenedos. Niekiedy opisy walk po prostu zastanawiają. Lukullus blokował armię Mitrydatesa pod Kyzykos. Jeżeli autor informuje nas o okolicznościach przełamania blokady przez jazdę, to późniejsze, te dokonane przez gros armii jest określone tak: Natomiast wojska lądowe otrzymały rozkaz marszu w kierunku Lampsakos. Jednak w ślad za pontyjską armią ruszył Lukullus. Przeniknęli niezwyciężone legiony rozpływając się w powietrzu? Przejdźmy do wspomnianego już w temacie opisu bitwy pod Tigranocertą. Zakładając że ogólnie rzecz biorąc autor streścił nam to co pozostawili nam o niej Rzymianie trudno nie zadawać sobie pytania jakim cudem Tigranes i jego wodzowie rozszerzali dotychczas tak skutecznie wpływy Armenii? Oczywiście nie odmawiam skuteczności legionom, jednak trudno nie porównać zachowanie wymienionych do studentów fizyki kwantowej z doświadczeniem taktycznym wyniesionym z jednorazowej przygody z paintballem. Mając tak ogromną przewagę liczebną nie pilnujemy najbliższych brodów, doskonale znanych miejscowym? Nie obsadzamy strategicznego wzgórza (to widać na mapie więc tym bardziej oglądając teren własnymi oczami) choćby lekkozbrojnymi? Lepiej stłoczyć dziesiątki tysięcy zbrojnych (w tym oczywiście jazdę) pomiędzy wzgórzem a rzeką. Wybitny wódz na czele raptem dwóch kohort (niechby były najsilniejszymi, pierwszymi w swoich legionach) uderza na przeważające siły na początku właściwego starcia? To zdarzało się, takie niekiedy rozpaczliwe uderzenie zmieniało bieg starcia, lecz kto podejmowałby takie ryzyko właściwie na początku bitwy? Według mnie, kanapowego czytelnika, odpowiedzią która tłumaczy choć część opowieści dziwnej treści jest krytyczne podejście do liczb otrzymanych w przekazach. Przykładowo - wydzielone siły pod wodzą legatów Mureny i Sekstyliusza (a więc stosunkowo niewielkie, gdy główne, i tak niezbyt liczne, pod wodzą Lukullusa oblegały Tigranocertę) rozbijały siły posiłkowe Arabów i co istotniejsze, nawet rdzeń armii Tigranesa. Przypomina mi to kampanię bałkańską Sulli, który zaraz po pokonaniu Adriatyku w obliczu sześciocyfrowej armii pontyjskiej pierwsze co robi, to... dzieli swe legiony. Szaleństwo? Niekoniecznie, tam pojedyncze legiony potrafiły szarpać główny trzon pontyjskiej armii a jak wiemy ciężkozbrojna piechota jest w tym najskuteczniejsza gdy ma do czynienia z armią, której najlepszym członem jest doceniana nawet przez Rzymian jazda. Wracając do Tigranocerty. Może ta armia, która tak mnożyła się w oczach Rzymian w rzeczywistości reprezentowała taką siłę, która mocno utrudniała skuteczne obsadzenie wszystkich brodów. Opierając lewe skrzydło o rzekę prawe ledwie oparto o wzgórze. Wtedy wydawałoby się straceńczy atak dwóch kohort z naczelnym dowódcą już nie byłby tak nie przemyślany. Rzymianin uznał, że największe niebezpieczeństwo stanowiło forsowanie rzeki w obliczu wrogiej armii, stąd odejście do kolejnego brodu. Po dokonaniu tego i ocenie sytuacji przyjął, że oddalenie dowodzącego z raptem dwoma kohortami od reszty, przecież niezbyt licznej armii, nie powinno negatywnie wpłynąć na wynik dopiero mającej nastąpić bitwy. Ciągle mowa o zlekceważeniu Rzymian przez Tigranesa, a czy czasem to Rzymianin nie zlekceważył Armeńczyków, lecz miał ku temu logiczne podstawy? To ledwie moja hipoteza, jednak to tłumaczyłoby choć w części klęskę Tigranesa. W dalszej części kampanii zapada w pamięć fortel Mitrydatesa po zwycięskiej bitwie z Triariuszem, by wyłapać rzymskich szpiegów w swym obozie. Pomysłowe. Literówki. Te niekiedy tworzą przypadkowo humorystyczne efekty, tym razem mamy szyk manipularzy.
Na koniec stosunek autora do Lucjusza Licyniusza Lukullusa. Owa postać jest, jak wskazuje Łukasz Bazentkiewicz, niedoceniona i będąca w cieniu innych wybitnych wodzów. Trudno zaprzeczyć. Jednak chwilami jest broniona po prostu na siłę. Czytamy:
QUOTE Podsumowując, należy stwierdzić, że o wojnie przesądziło bezceremonialne zachowanie Klaudiusza podczas poselstwa oraz brak zgody na wydanie Mitrydatesa. Oczywiście nie można pominąć winy samego Lukullusa, który tylko żądał, nie przyjmując do wiadomości, że może spotkać się z odmową, choć oczywiście odrzucić należy tezy o celowym sprowokowaniu króla Armenii.
Nieco dalej czytamy:
QUOTE Niektórym historykom fakt, że jako pierwszy zaatakował Lukullus, a Tigranes dopiero po wkroczeniu Rzymian zaczął zbierać armię i wydawał się zaskoczony rzymską agresją, posłużył do udowodnienia tezy, że Lukullus był agresorem, jednak moim zdaniem wyprzedził on tylko atak swoich przeciwników, którzy planowali inwazję na Liakonię i Cylicję.
Co prawda gdy w innym fragmencie książki czytamy o oskarżeniach wysuwanych w kierunku wodza w samym Rzymie widzimy lekkie zachwianie:
QUOTE Inne z kolei oskarżenie mówiło wręcz że celowo sprowokował on wojnę z królem, co oczywiście nie było całkowicie bezpodstawne.
W podsumowaniu jednak czytamy:
QUOTE Na usprawiedliwienie Lukullusa należy dodać, że jego celem nie był podbój Armenii, a nawet początkowo nie planował on wojny z tym państwem. Żądał on jedynie wydania Mitrydatesa. Jednak przebieg wydarzeń sprawił, że został on wciągnięty w konflikt, którego nie mógł wygrać.
Bez jaj. No po prostu nie przewidział reakcji odnoszącego sukcesy króla Armenii. Więcej - został... wciągnięty . Ze wszystkich legatów których miał do wyboru wysłał właśnie bezceremonialnego Klaudiusza z samymi żądaniami. Od wybitnej postaci oczekiwałbym choćby elementarnej politycznej wyobraźni. Albo oceniamy Rzymianina jako ograniczonego umysłowo wodza, albo takiego, który dokładnie wie co robi. Natychmiastowa inwazja potwierdza, że mamy do czynienia z tym drugim (zdobył już pretekst który w Rzymie powinien odnieść skutek - nie wydano mu Mitrydatesa a więc miał wolną rękę. Ba. Obowiązek!). Jeżeli ktoś tu był wciągnięty w konflikt, to był nim Tigranes. Do tego czasu trzymał teścia z daleka od siebie. Dokładnie w tym celu, by nie dać pretekstu do konfliktu. Jak widać, to nie wystarczyło bo legionowe kolumny już za moment pośpiesznie podążały na jego stolicę z zaskoczonym i wciągniętym w niechcianą wojnę Lukullusem na czele.
Po ponownym przejrzeniu postu mam wrażenie że wyłania się obraz książki która całkowicie do mnie nie trafiła. To nie tak, po prostu to co mi zapadło najbardziej w pamięci to słabsze (według mnie) jej fragmenty. Jak napisałem na początku - tak sylwetka wodza jak i jego kampanie nie były mi dobrze znane. I pod względem uzupełniania choćby podstawowych informacji o tej tematyce dostarczyła mi dużej satysfakcji. I zachęciła do poszukania choćby jednej z wymienionych w temacie biografii Lucjusza Licyniusza Lukullusa.
|
|
|
|
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|