Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> XIX wieczne grzebalnictwo wojenne, I w ogóle o prozie ówczesnej wojny.
     
jancet
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 762
Nr użytkownika: 52.484

Stopień akademicki:
Zawód: BANITA
 
 
post 16/10/2010, 20:49 Quote Post

Zainspirował mnie temat, drążony przez Rothara: http://www.historycy.org/index.php?showtopic=437 .

I ogarnęło mnie zdumienie, z powodu kilku pytań, na które nie znam odpowiedzi.

Spróbuję je tu wyrazić.

1. Rozmiar grobu - jak podają relacje prasowe owal o długości 3, szerokości 2 i głębokości 1,5 metra. Toć to jakieś 8 kubików, a pochowano tam ponoć 56 ciał - przynajmniej archeolodzy jak dotąd nie wykluczają tej liczby. To daje jakieś 150-160 litrów na ciało. Niby się zgadza - sam nie mam aż takiej objętości, góra 130 litrów rolleyes.gif , a oni pewnie byli niżsi i szczuplejsi. Ale mimo wszystko to ciała, a nie ciecz. A poza tym trzeba jakąś warstwę ziemi odliczyć na przykrycie. Żeby ich zmieścić w takim dołku trzeba było naprawdę nieźle ugniatać.

2. Brak jakichkolwiek części oporządzania i ubrania. Że nie ma broni, ładownic, pasów - to rzecz naturalna, broń to rzecz cenna. Podobnie medaliki, ryngrafy, nie mówiąc już o portfelach i sakiewkach. Ale zwykle w grobach są guziki. Nawet, jeśli założymy, że powstańcy nie byli w mundurach, to przecież jakieś guziki mieli - cynowe, kościane, drewniane. Czy wszystko to okazało się bardziej nietrwałe, niż ludzkie kości, czy też pochowani zostali przedtem odarci z ubrań do bielizny, a może też odarci z bielizny? Przy ówczesnych gaciach też były guziki.

3. Armijna przynależność pochowanych. Zabitych grzebano z dwóch powodów - ze strachu przed epidemią i ze strachu przed Bogiem. Z żadnego z tych powodów nie wynika odmienne traktowanie ciał swoich i ciał przeciwników. Jakoś nie wyobrażam sobie, że ciała poległych żołnierzy rosyjskich w zalutowanych trumnach wywieziono nad Wiatkę, Wołgę i Don. Już prędzej chowano je na najbliższym cmentarzu. Ale w takim razie powinny być tam zapiski w księgach parafialnych.

Jak to się wówczas odbywało? Czy ktoś ma jakieś informacje, albo choćby przemyślenia i domniemania na ten i temu podobne tematy.

Pamiętam jakiś fragment powieści Sapkowskiego. Opisuje, jak kilku zwiadowców podkrada się do wrogiego obozu. Problemem nie jest nadepnięta gałązka, której trzask alarmuje przeciwnika (jak u Maya) - przecież kilka tysięcy ludzi plus drugie tyle zwierząt robi tak dużo hałasu, że nawet odgłosu siekiery nie usłyszą. Problemem nie są nawet patrole - z grubsza da się przewidzieć, gdzie stoją i jak je ominąć. Problemem są odchody - bo niemiło czołgać się w gównie - oraz możliwość niespodziewanego natknięcia się na srającego w krzakach kombatanta strony przeciwnej.

Nasze wyobrażenie o wojnach kształtujemy w znacznej mierze na podstawie powieści historycznych. U Gąsiorowskiego i Przyborowskiego trupy doznają zadziwiającej anihilacji. U Sienkiewicza wprawdzie występuję "odór spalonych ciał i rozkładających się trupów", ale jakiś taki nieśmierdzący jest ten odór. Sapkowski przełamuje to tabu, nie jest jednak powieściopisarzem historycznym.

Tabu to zresztą jest dość silnie zakorzenione, także wśród młodzieży. Od kilku lat zajmuję się kształceniem w zakresie turystyki. Gdy zadaję pytanie o wpływ turystyki na środowisko, słyszę o plastikowych butelkach, jednorazowych opakowaniach, co najwyżej o niszczeniu roślin. O odchodach - a to jest najpoważniejszy problem na przeciążonych szlakach - nikt nie wspomni.

Chciałbym na tym forum przełamać to tabu i porozmawiać o prozie wojny. O ówczesnych żołnierzach - co żarli, gdzie srali i jak traktowano och trupy. Czy - jak kto woli - ich doczesne szczątki.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #1

     
Winnkoo
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 1
Nr użytkownika: 68.449

 
 
post 24/10/2010, 18:56 Quote Post

Szukam wszelkich informacji na temat stanu higieny czy jak kto woli hygeny w XIX w na terenie ziem polskich. Może znacie jakieś publikacje traktujące na ten temat? Z góry dzięki za pomoc
 
User is offline  PMMini Profile Post #2

     
jancet
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 762
Nr użytkownika: 52.484

Stopień akademicki:
Zawód: BANITA
 
 
post 25/10/2010, 20:07 Quote Post

Dodam obszerny fragment z dzisiejszego Onetu - za Archeologią Żywą, Nr 5 (51), październik - listopad 2010.

"2010-10-21 Joanna Orłowska-Stanisławska
Czaszki wyrastały z ziemi jak kwiaty
Pogrzebano ich w okopach, które sami wykopali. 3 269 towarzyszy broni Napoleona wrzuconych zostało do artyleryjskich rowów. To jeden z największych masowych grobów odkrytych dotąd w europejskiej historii.


Wilno 2001 roku, późna jesień. Trwają inwestycje w niezabudowanych do tej pory północnych przedmieściach miasta. Łopaty robotników natrafiają na kości. Dziesiątki, setki, tysiące…

– Kolejne stanowisko z kośćmi ofiar KGB, to była nasza pierwsza myśl – opowiada prof. Rimantas Jankauskas, antropolog z Uniwersytetu Wileńskiego, szef zespołu badawczego. – Z błędu wyprowadziły nas guziki znalezione w ziemi. Należały do Wielkiej Armii Napoleona.

Fot. Archiwum Uniwersytetu Wileńskiego


O odkryciu niezwłocznie poinformowano francuską ambasadę. Badaniem wstrząsającego odkrycia zajął się francusko-litewski zespół naukowców. W marcu 2002 roku zaczęli jedne z największych i najważniejszych prac badawczych w historii niepodległej Litwy. Było to wyzwanie pod każdym względem: metodycznym i logistycznym. Na domiar wszystkiego wykopaliska odbywały się pod presją czasu, gdyż nie można było opóźnić rozpoczęcia prac budowlanych.


Ekshumacje w pierwszym wykopie trwały do 10 kwietnia. Cały miesiąc zajęło oczyszczanie terenu i zbieranie jak największej liczby informacji. Kolejny dół – część artyleryjskiego okopu V-kształtnego, przebadano we wrześniu 2002 roku.

Francuzi współpracujący z Litwinami marzli na stanowisku, nieprzyzwyczajeni do takiego chłodu. Była to zaledwie namiastka mrozu, który zapanował zimą 1812 roku.

W 1806 rok. Napoleon podjął próbę narzucenia blokady kontynentalnej Rosji. Kiedy jednak car Aleksander I złamał postanowienia z 1807 roku z Tylży i ustanowił kontakty handlowe z Anglią, zwycięzca spod Austerlitz zorganizował Kampanię Rosyjską, zrzeszając pod swoim dowództwem armię złożoną z wielu nacji. Wilno postrzegane było jako strategiczny punkt, baza w drodze na Moskwę. Początkowo Cesarza Francuzów witano jako wyzwoliciela. Ludzie wiązali z nim nadzieję na zrzucenie jarzma rosyjskiego zaborcy i restauracji Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Wielka Armia ruszyła na Moskwę. Około 400 tys. żołnierzy przekroczyło Niemen 24 czerwca 1812 roku. 14 września 1812 roku do stolicy imperium rosyjskiego dotarło 100 tys. ludzi. Po tym jak miasto stanęło w ogniu, 15 września 1812 roku, Napoleon zarządził odwrót. Zima zbliżała się wielkimi krokami, linie komunikacyjne wydłużały się. Ludzie nękani głodem, zjadali własne konie. Przebyli 1000 km bez odpoczynku i ciepłej odzieży. Zdziesiątkowana armia licząca już tylko około 70 tys. żołnierzy osiągnęła rogatki Wilna na początku grudnia 1812 roku – Był to niezorganizowany tłum, który łaknął i marzył o dachu nad głową. Żołnierskie siły nadwątliły ekstremalnie niskie temperatury, głód, tyfus i inne choroby. W wojsku upadł duch – opowiada prof. Jankauskas. – Tymczasem rosyjscy partyzanci wyczyścili ziemię wokół, spalili wioski. To była katastrofa. Żołnierze masowo umierali z wyczerpania.

Straszliwa historia wiąże się z włoskim żołnierzem. Badacze znaleźli guzik z cyny należący do jego oporządzenia. Był przezroczysty i kruchy jak szkło. Tak metal zmieniał się pod wpływem mrozów. Tymczasem cynowe guziki spinały części ubrań, począwszy od oficerskich szyneli po spodnie i mundury piechurów. Mróz pozbawiał nie tylko ciepła, ale i odzieży.

Przy jednej z czaszek leżało czako francuskiego żołnierza. Fot. Archiwum Uniwersytetu Wileńskiego


W 40-tysięcznym mieście zalegało 30 tysięcy zwłok, co stanowiło zagrożenie dla żyjących. Car Aleksander I powierzył zadanie oczyszczania miasta specjalnym jednostkom. Profesor nadzorujący operację, August Ludwik Becu z "medycznej policji" Uniwersytetu Wileńskiego został odznaczony za doskonałe wywiązanie się z zadania. Był chyba pierwszym lekarzem, uhonorowanym za pogrzebanie tak wielkiej liczby ciał.

Zgodnie z oficjalnymi rosyjskimi dokumentami ok. 37 000 napoleończyków zostało pogrzebanych w Wilnie w 8 miejscach, a drugie tyle na obrzeżach miasta. W północnej części Wilna, jak donosiły raporty carskiej administracji, pochowanych miało być 7190 żołnierzy i 112 koni w dwóch miejscach. Jedno z tych miejsc zostało przebadane, drugie trudno jest zidentyfikować, gdyż to teren zurbanizowany. Pozostałe groby wspomniane w XIX-wiecznych raportach wciąż muszą kryć się w litewskiej stolicy.


Przestrzeń ta od zawsze służyła wojsku – począwszy od cara, a na Stalinie skończywszy. Stacjonowały tam jednostki, wznoszono baraki. Na początku XIX w. obszar należał do najdalszych krańców miasta. W 1812 roku przebiegała tam linia obrony – system okopów i redut dla artylerii i piechoty zaaranżowanych przez napoleończyków z pomocą lokalnych mieszkańców. Prace sprzed 8 lat miały oddać pusty wciąż teren rozwijającej się stolicy niepodległej Litwy. Nikt z zaangażowanych w pracę na tym odcinku nie spodziewał się historycznego odkrycia.

Masowy grób zajmował dawny okop żołnierski o długości około 40 m i szeroki na 10 m. Kości zaczęto wydobywać 2 m poniżej obecnego poziomu gruntu. Przestrzeń badań obejmowała 600 m2 Ze względu na ograniczenia czasowe, praca naukowców trwała przez 7 dni w tygodniu, niezależnie od pogody.

Zespół archeologów i antropologów podjął się próby skompletowania pojedynczych szkieletów i opisania ich. Pozostałe kości, których przyporządkowanie było niemożliwe oraz wszelkie przedmioty znalezione w okopie zostały sklasyfikowane.

Francuscy antropolodzy specjalizowali się w badaniu masowych grobów. Ich metodologia zaczerpnięta został z antropologii pogrzebowej i sądowej. W uproszczeniu – obserwacja pozycji szkieletów oraz stratygrafii wykopu, pozwoliła na określenie, czy ciała zostały pochowane jednocześnie czy też był to proces. Możliwe też stało się oszacowanie, z jaką dbałością zorganizowano pochówek. Metody litewskich i francuskich antropologów różniły się. Francuzi wszelkich szczegółów doszukiwali się na samym stanowisku, natomiast litewscy badacze polegali przede wszystkim na konsekwentnej pracy laboratoryjnej.

Cały obszar został podzielony na kwadraty, a każdy z nich oznaczony. Szkielety wydobywano pojedynczo za pomocą specyficznych małych narzędzi m.in. pędzelków i przyrządów dentystycznych, by zachować każdy element w jego oryginalnej pozycji. Pomocny okazał się aspirator, który umożliwił szybsze i łatwiejsze usuwanie sedymentu. Wszelkie dane rejestrowane były aparatem cyfrowym. Orientację i pozycję każdego zidentyfikowanego szkieletu badacze nanosili schematycznie na ogólną mapę stanowiska, uzupełnianą z dnia na dzień. Żmudne i pracochłonne techniki były jedynymi, które pozwalały na zrozumienie praktyk i wydarzeń pogrzebowych tego miejsca.

Materiał kostny trafił do Instytutu Medycyny Sądowej. Setki czarnych worków wypełnionych kości zapełniały pomieszczenia. W Departamencie Anatomii, Histologii i Antropologii Wydziału Medycznego Uniwersytetu Wileńskiego materiał został umyty i wysuszony. Zespół wszystko zewidencjonował i policzył. W laboratoriach naukowcy określili płeć zmarłych. Dla szkieletów zachowanych w całości wyznaczyli wiek w momencie śmierci. Zachowane kości zbadane były pod kątem stanu odżywienia, patologii, infekcji i przebytych chorób. W drugiej kolejności antropolodzy dociekali: warunków życia w dzieciństwie, postury, odżywienia, stanu zdrowia żołnierza, w tym uzębienia, żołnierskich nawyków, które mogły odcisnąć się na kościach. Szczątki zbadali pod kątem chorób dominujących w Wielkiej Armii, zajęli się stanem żołnierskiej higieny. W szkieletach zakodowane były też informacje o pomocy medycznej niesionej żołnierzom za życia. Zęby niektórych osobników zdradzały tzw. hipoplazję. Charakterystyczną jej cechą były nienaturalnie wydłużone zęby. Wytłumaczenie tej przypadłości odnosi się do diety. Osoby dotknięte hipoplazją były dziećmi Rewolucji Francuskiej, kiedy panował głód i codzienne menu oparte było na mleku. Zatem głównie piły, nie spożywając innych produktów, zbożowych czy mięsnych, które powodowałyby ścieranie zębów.

Ekshumacja masowego grobu żołnierzy Wielkiej Armii w Wilnie. Fot. Archiwum Uniwersytetu Wileńskiego


Na kościach piętno wyryły też urazy oraz deformacje. Te pierwsze spowodowane były np. odniesionymi ranami, po cięciu szablą bądź pchnięciu bagnetem. Wśród deformacji najbardziej wymowne były odkształcenia kości miedniczych. Borykali się z tym kawalerzyści, pędząc życie w siodle. Natomiast piechurów dotykały zniekształcenia kręgosłupa wywołane długimi marszami z obciążeniem na plecach.

O objęciu medyczną opieką cierpiących świadczą ślady po leczonych urazach. Wileńscy antropolodzy zidentyfikowali 12 kości piszczelowej, 10 kości udowych i 3 sklepienia czaszki, w których odcisnęła się "historia choroby". Fragmenty kości długich były dobrze połączone, charakteryzując się minimalnymi deformacjami, co świadczyło o fachowej chirurgicznej opiece. Natomiast niektóre z urazów kości barkowych i udowych zostały tylko częściowo zaleczone. Antropolodzy zajęli się też defektami, które najpewniej przyczyniły się do śmierci żołnierzy: przynajmniej 114 z nich zostało zidentyfikowanych. A pomiędzy nimi złamania kości barkowych, udowych oraz piszczelowych. Niektóre z ran zostały zadane jednak po śmierci np. poprzez zdzieranie ostrym narzędziem przymarzniętych butów.


Żołnierskie szczątki nosiły też ślady nadzwyczajnego wysiłku podejmowanego podczas kampanii. Patologie stóp, z deformacjami i odkształceniami świadczą najwymowniej o zbyt długim forsownym marszu i niekontrolowanym obciążeniu tej części ciała.

Żniwo wśród wojsk zbierał syfilis. Była to choroba rozprzestrzeniająca się w Europie w XIX wieku. W Wielkiej Armii syfilis był jedną z pięciu chorób infekcyjnych, który zabijał żołnierzy. Przypadłość tę leczono… rtęcią. Pierwiastek ten osadził się w kościach poległych

Panoszył się też tyfus. Na domiar złego żołnierze zmagać musieli się z pasożytami i wszawicą. Wszy powodowały większe spustoszenie wśród Wielkiej Armii niż broń, twierdzą niektórzy znawcy tematu. Naukowcy odkryli też, iż napoleończycy byli nosicielami jaj motylicy zwanej Schistosomahaematobium. To pasożyt charakterystyczny dla strefy tropikalnej. W Kampanii Rosyjskiej uczestniczyć zatem musieli weterani wyprawy Napoleona do Egiptu w latach 1798-1802 roku

Wojsko "Małego Kaprala" nie dbało o higienę jamy ustnej. Zęby żołnierzy atakowała próchnica. – Ciekawostką jest, iż skład ich ekwipunku wchodziło kilka rodzajów szczoteczek, w tym do czyszczenia guzików, munduru oraz butów. Jednak nie odnaleźliśmy żadnej szczoteczki do zębów... – stwierdza prof. Jankauskas.

Żołnierze oddawali się paleniu tytoniu. Świadczą o tym zęby pokryte nikotynowym nalotem. Jedna ze znalezionych czaszek naznaczona była namiętnym "żuciem" fajki. Pomiędzy czterema zębami jednej z czaszek widać dziurę odpowiadającą wielkości cybucha. Żołnierz ten za życia niemal nie wyjmował fajki z ust.

Badacze ustalili, iż wszyscy zostali pochowani w jednym czasie. Ciała sięgały dwóch stron wykopu, co świadczyło iż grób został wypełniony po brzegi. Zwłoki ześlizgiwały się, mieszając się z innymi. Zmarłych nie traktowano godnie. Niektóre pozycje ciał nie przystawały do rigor mortis. Żołnierze zostali zakopani w pozycji, w której zamarzli. Gęstość ułożenia szkieletów wynosiła 7 ciał na metr kw. Na tej podstawie oszacowano, iż w jednym wykopie kryło się około 2000-3000 zwłok. Bardziej precyzyjna liczba została ustalona w trakcie dalszych badań specjalistycznych, które wskazują na liczbę: 3269 zakopanych. Tylko 1,048 z nich (36,6 proc) zostało zidentyfikowanych na stanowisku. Gro z nich stanowili mężczyźni, kobiety były w mniejszości. Archeolodzy nie znaleźli żadnego dziecka, choć większość z pogrzebanych stanowili młodzieńcy – pomiędzy 20 a 25 wiosną życia. Kobiety odeszły pomiędzy 18 a 35 rokiem życia. Były to markietanki, stanowiące integralną część armii Napoleona.

Zdobywców Moskwy grzebano wraz z końmi, których szkielety leżały na dnie wykopu. Znalazł się też szkielet jednego muła. Zmarłych wrzucano do rowu w ubraniach. Świadczą o tym resztki osadzone we właściwych miejscach – guziki w części piersiowej, klamry od pasa w okolicach lędźwi, skórzane podeszwy w kontakcie z kośćmi stóp, żołnierskie czako przylegało do odpowiedniego miejsca czaszki. Zastanawiający był brak broni. Fakt ten świadczyć może o wcześniejszym rozbrojeniu lub też chaotycznym odwrocie.


Wszelkie artefakty zachowane w ziemi zostały poddane historycznej analizie. Pomocne okazały się guziki, które przetrwały z mundurów kilkudziesięciu francuskich pułków piechoty oraz artylerii. Ziemia kryła też pozostałości wyposażenia wojsk innych nacji – Włochów, Polaków czy Bawarczyków. O naszych rodakach walczących u boku Bonapartego świadczy orzeł używany przez wojska Księstwa Warszawskiego. Identyfikacja poszczególnych osób nie była jednak możliwa na podstawie nikle zachowanych fragmentów ekwipunku.

Do oficjalnego pogrzebu szczątków doszło 1 czerwca 2003 roku na wileńskim cmentarzu na Antakolu. Żołnierzy Bonapartego pożegnali litewscy urzędnicy. Ambasada Francji przysłała niewielu przedstawicieli. Pogrzeb Wielkiej Armii po wiekach nie został potraktowany jako powód do narodowej chwały. Trwają przygotowania do wielkiej wystawy poświęconej odkryciu, która zaaranżowana zostanie w Muzeum Narodowym Litwy w Wilnie."

Jedna uwaga ode mnie - chyba niezbyt właściwie użyto tu słowa "okop". Okop, jako zagłębienie w ziemi, rów, transzeja do wynalazek przełomu XIX i XX wieku. W epoce napoleońskiej okop to był wał, wzniesienie, zwykle zwieńczone rzędem koszy, wypełnionych ziemią, lub wręcz z takowych zbudowane. Nie można było tego przerobić na grób. Jeśli dół tego masowego grobu był fragmentem napoleońskich umocnień, to mogła to być fosa, ciągnąca się przed szańcem.

Co więcej - przy ówczesnej technice prace ziemne podczas mrozów były raczej niewykonalne, więc te szańce zapewne wzniesiono wcześniej. I raczej rękami wynajętych okolicznych chłopów.

Mimo wszystko zestawienie pewnych informacji z tego pochówku i z grobu w Kopnej Górze może być interesujące.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #3

     
feldwebel Krzysztof
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 730
Nr użytkownika: 56.377

Krzysztof Czarnecki
Stopień akademicki: mgr
 
 
post 19/01/2011, 16:49 Quote Post

QUOTE(jancet @ 16/10/2010, 21:49)
... Żeby ich zmieścić w takim dołku trzeba było naprawdę nieźle ugniatać.

Nie trzeba. Ciała w początkowej fazie rozkładu, po zejściu stężenia pośmiertnego, są bardzo plastyczne i poukładać je można bardzo ciasno. Dodatkowo pod ciężarem kolejnych warstw zapadają się.

QUOTE(jancet @ 16/10/2010, 21:49)
2. Brak jakichkolwiek części oporządzania i ubrania. Że nie ma broni, ładownic, pasów - to rzecz naturalna, broń to rzecz cenna. Podobnie medaliki, ryngrafy, nie mówiąc już o portfelach i sakiewkach. Ale zwykle w grobach są guziki. Nawet, jeśli założymy, że powstańcy nie byli w mundurach, to przecież jakieś guziki mieli - cynowe, kościane, drewniane. Czy wszystko to okazało się bardziej nietrwałe, niż ludzkie kości, czy też pochowani zostali przedtem odarci z ubrań do bielizny, a może też odarci z bielizny? Przy ówczesnych gaciach też były guziki.

Już w osiemnastym wieku w armiach istniały wydzielone oddziały, których zadaniem było zbieranie z pobojowisk wszystkiego, co da się wykorzystać. Wszystkiego, łącznie ze z odzieniem zabitych, do gaci włącznie. Trzeba pamiętać, że wszystko na żołnierzu było własnością króla, lub państwa. Nie było żadnego powodu, żeby rozrzutnie zakopywać mundury razem z poległymi.

QUOTE(jancet @ 16/10/2010, 21:49)
Armijna przynależność pochowanych. Zabitych grzebano z dwóch powodów - ze strachu przed epidemią i ze strachu przed Bogiem. Z żadnego z tych powodów nie wynika odmienne traktowanie ciał swoich i ciał przeciwników...

Zwykły żołnierz to sztuka. Nikogo nie obchodził. Zabitych obu stron z reguły zakopywano razem, bez różnicy. I nikt sobie nie zawracał głowy cmentarzami. Tylko oficerowie zasługiwali na godny pochówek w poświęconej ziemi. Chyba dopiero wojny secesyjna w USA i prusko - austriacka zmieniły ten stan rzeczy.

QUOTE(jancet @ 16/10/2010, 21:49)
Pamiętam jakiś fragment powieści Sapkowskiego... Problemem są odchody - bo niemiło czołgać się w gównie - oraz możliwość niespodziewanego natknięcia się na srającego w krzakach kombatanta strony przeciwnej.

Nie wiem, o czym Sapkowski pisał, ale w odniesieniu do XVIII i XIX w. jest to nieprawda. W pruskim obozie regulaminowym elementem była latryna, a nową należało kopać co dwa dni. W marszu srało się batalionami na rozkaz, na otwartym polu, w otoczeniu kawalerii (żeby dezercji nie było). Może Francuzi srali byle gdzie, po rewolucjonistach można się wszystkiego spodziewać.

QUOTE(jancet @ 25/10/2010, 21:07)
... Badacze znaleźli guzik z cyny należący do jego oporządzenia. Był przezroczysty i kruchy jak szkło. Tak metal zmieniał się pod wpływem mrozów...

Jest takie zjawisko, które nazywa się zarazą cynową. Jest to zjawisko fizyczne, czysta cyna w temperaturze poniżej -11 C zmienia postać w szary proszek. Nie jest on bynajmniej szklany ani przezroczysty, więc i guzik taki nie mógł być. Tym bardziej, że nader rzadko guziki sporzadza się z czystej cyny - dodatek ołowiu do stopu zmniejsza koszt i utwardza materiał. A większość guzików w armii napoleońskiej wytwarzana była z mosiądzu.

Ten post był edytowany przez feldwebel Krzysztof: 19/01/2011, 17:00
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #4

 
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej