Program trzeba przeformułować i powycinać a nie rozszerzać (o ile w ogóle zamiast zaorać do gleby, zachowujemy szkolnictwo).
Szkolnictwo bazuje na bezsensownej pruskiej strategii, wspartej o oświeceniowe bajki. W historii objawia się to wykuciem faktografii bez zrozumienia samej historii, tego jak działają historycy, przez jakie czynniki pisanie o przeszłości jest zniekształcane itd.
Nie rozumiem sensu uczenia np. o starożytnym Egipcie, Izraelu i Mezopotamii/Babilonii. To nie ma żadnego znaczenia, wystarczy Grecja, chrześcijaństwo i Rzym. Wywalić reszte starożytnosci, a w zamian pokazać na przykładzie "wielkiej lechii" jak nie może wyglądać badanie historii.
Inna sprawa to powtarzanie. Jak jeszcze były gimnazja to było chore zeby uczeń trzy razy po łebkach dostawał to samo, zawsze z niedostatecznie potraktowanym XX w. Dla odmiany oczywiscie polityków interesuje tylko XX w.
Powinno sie zmienic formułę: dzieci w podstawówce są przeciętnie zbyt niedojrzałe żeby mówić im o zawiłościach polityki. Zamiast tego niech nauczą się dobrze jak nie popełniać anachronizmów.
Może postawić najpierw na kulture, życie codzienne itd. a dopiero potem w liceum na polityke.
Błędów jest w podręcznikach jest natomiast tyle, że szkoda gadać.