Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> LEON NIEMCZYK, 1923 - 2006
     
werwer.pl
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 445
Nr użytkownika: 34.907

A co Cie to?
Stopień akademicki: Nikt
Zawód: Ogl¹danie telewizji
 
 
post 5/12/2007, 14:00 Quote Post

Wspanialy aktor !!

Zagrał w około 500 filmach i serialach, miał sześć żon i pracował do samego końca. Podczas II wojny światowej walczył w AK, w Powstaniu Warszawskim i w armii generała Pattona, wyzwalał obóz koncentracyjny i uciekł gestapo przez okno. Specjalizował się w rolach drugoplanowych i epizodach, a dzięki głównej roli w słynnym "Nożu wodzie" Romana Polańskiego stał się pierwszym macho polskiego kina. 15 grudnia mija 95. rocznica urodzin Leona Niemczyka, arcymistrza drugiego planu i jednego z najbardziej rozpoznawalnych aktorów polskiego kina.
Był jednym z najbardziej charakterystycznych polskich aktorów, ale też jednym z bardziej niedocenianych. Specjalizował się w rolach drugoplanowych, zagrał jednak i kilka głównych, w tym w słynnym "Nożu w wodzie" Romana Polańskiego
Walczył podczas Powstania Warszawskiego, był członkiem AK, ale i armii generała Pattona. Uciekał gestapo, a po wojnie próbował uciec z Polski
Miał sześć żon, chociaż tę liczbę podaje w wątpliwość jego jedyna córka

Brakuje Leona Niemczyka w polskim kinie. Brakuje tego prawdziwego spojrzenia, spojrzenia aktora z krwi i kości, niczego nieudającego. Brakuje tego jakże instynktownego i wiarygodnego podejścia do bohatera, który nie szuka usprawiedliwienia, chociaż często sprawiedliwości. Idzie przez życie po swojemu, popełnia błędy. Liczne. Nikomu się nie spowiada, z niczego nie tłumaczy i sam bywa bezwzględny, wyrachowany i cyniczny, tak jak i czasy, w których przyszło mu żyć. I płaci za to wysoką cenę. Nie ma znaczenia, czy na ekranie widać go przez minut kilka czy kilkanaście – i to bardzo często kradnie film "tym głównym". A nawet jeśli nie, trudno go zapomnieć. Bo niemal każda jego rola to perełka.
Zmarły w 2006 roku, w wieku 83 lat, Leon Niemczyk należał do tych aktorów, dla których zawód był rzemiosłem, a nie misją – profesją, którą można wykonywać lepiej lub gorzej, ale jednak nie zbawianiem świata. – Oczywiście, różni się nieco od zawodu zduna czy piekarza, ale z drugiej strony dobrze wymurowany piec czy smakowity chleb da więcej zadowolenia ludziom, niż oglądanie gry marnego artysty – zastanawiał się w jednym z wywiadów.
– Jeśli aktor jest profesjonalistą i ma odrobinę talentu, będzie akceptowany i przez widzów, i przez krytyków – dodawał w innym. – Rzecz jasna, potrzeba dużo szczęścia, ale trafiają się role, które potrafią chwycić widzów mocno za serce. I mnie taką rolę los podarował.

Pompki nad wodą
Tą podarowaną przez los rolą był dziennikarz Andrzej w nakręconym w 1961 roku thrillerze psychologicznym "Nóż w wodzie". Wielokrotnie nagradzany film Romana Polańskiego, nominowany do Oscara, stał się dla reżysera przepustką do filmowego świata, a i aktorowi otworzył wiele wrót. Chociaż nie wszystkie.
Niemczyk jako jedyny mówił w tym filmie w postsynchronach swoim głosem, w przeciwieństwie do Jolanty Umeckiej (Krystyna) i Zygmunta Malanowicza (autostopowicz). Poza tym jako chyba pierwszy polski aktor wcielił się w silnego mężczyznę, typ macho, kontrastującego z popularnym nad Wisłą delikatnym i wrażliwym romantykiem. Reżyser, by Niemczyk wypadł bardziej atletycznie, kazał mu przed zdjęciami robić pompki.

Przeszłość bez tantiem
Niemczyk zagrał w blisko pięciuset filmach i serialach – swoją drogą, czyż to nie oczywisty kandydat do wpisu w "Księdze Rekordów Guinessa"? – w tym około stu produkcji niemieckiej. Pracował z największymi. - Polański był absolutnie apodyktycznym dyktatorem, ale to właśnie jemu zawdzięczam najwięcej – przyznawał. – Oczywiście każdy z reżyserów dawał mi cząstkę swojej wiedzy, a ja skwapliwie ją przyjmowałem.
– Nie ma "filmika" bez Niemczyka – żartowali filmowcy.
Wśród tych licznych filmów były tak znane jak "Eroica" Andrzeja Munka, "Baza ludzi umarłych" Czesława Petelskiego, "Pociąg" Jerzego Kawalerowicza, "Krzyżacy" Aleksandra Forda, "Nóż w wodzie" Romana Polańskiego, "Agnieszka 64" i "Wielki Szu" Sylwestra Chęcińskiego, "Rękopis znaleziony w Saragossie" Wojciecha Jerzego Hasa, "Odwet" Tomasza Zygadło (1982), "O-bi O-ba. Koniec cywilizacji" i "Ubu król" Piotra Szulkina, "C.K. Dezerterzy" Janusza Majewskiego, "Obywatel Piszczyk" Andrzeja Kotkowskiego, "Sztos" Olafa Lubaszenki. Długo by wymieniać. Większość to drugie plany, zawsze jednak zapadające w pamięć. Jak herszt Cyganów w "Pamiętniku znalezionym w Saragossie", kasiarz Stefan w "Wielkim Szu", żandarm w "C.K. Dezerterach". I znowu, można by mnożyć.

Pytany, czy wszystkie swoje role pamięta, Niemczyk zaprzeczał. – Musiałbym poszukać w Internecie, ale niespecjalnie mnie to interesuje, bo z większości z nich nie mam już tantiem. Jako zawodowiec Niemczyk do wszystkich swoich ról podchodził z taką samą starannością. - Jestem profesjonalistą i niewielkie role traktuję tak samo jak duże. Jeżeli perfekcyjnie zagram rolę drugoplanową, to zaproponują mi następną, może główną, a jeśli zrobię to niedbale, zapomną o mnie. A ja chcę, by o mnie nie zapomniano.
Jak zaznaczał, nie lubił patrzeć na siebie na ekranie. – Staram się nie oglądać filmów, w których zagrałem, bo zawsze dochodzę do wniosku, że mogłem to zrobić lepiej. (…) przypominałoby to przyglądanie się przez starszą panią zdjęciom wykonanym, gdy będąc dzieciątkiem, półnaga na kożuszku leżała. Po co wspominać czas, do którego nie ma powrotu?

Głód i emeryturka
Raczej się nie zdarzało, by Niemczyk któremuś reżyserowi odmówił. - Polski aktor nie ma tej wygody, by wybierać w rolach - tłumaczył. - Nie mieszkamy w Hollywood, nie jesteśmy amerykańskimi gwiazdami, by przebierać w kontraktach. Jeżeli więc reżyser widzi mnie w danej roli, to mi ją proponuje.
– Nie mam wyboru – dodawał. - Mam z głodu zdychać, żyć z nędznej emeryturki? Okazało się, że liczba filmów, w których zagrałem, nie przełożyła się na wysokość emerytury. Oznajmiono mi, że to były umowy zlecenia. W takim państwie żyjemy. (…) Jaką pozycję ma w Polsce aktor? Wystarczy przejrzeć najbardziej popularne zawody. Na tej liście nie ma aktorów.

Drzemka zamiast martyrologii
Był bardzo szczery, a w swojej szczerości niezwykle krytyczny. Odwiedzając Festiwal Filmów Fabularnych w Gdyni, otwarcie mówił, że kojarzy mu się z balem na dworcu w Koluszkach. Może dlatego, że od lat mieszkał w Łodzi, z dala od stołecznego blichtru, nie bał się mówić wyrażać tego, co myśli. Pytany na krótko przed śmiercią o współczesne polskie kino, bez namysłu odpowiadał, że jest ono "do dupy!", podkreślając, że kręci się za mało fabuł, zwłaszcza wielkich produkcji, brakuje też mądrych twórców i znakomitych scenariuszy. Mówił też, że jesteśmy mocarstwem w produkcji wazeliny. - Ale ja sam wazeliny nie używam - zapewniał.
- Nie można zrobić dobrego filmu bez dobrego scenariusza - przypominał. - A nasze scenariusze pozbawione są w ogóle filmu. Nawet te, które do kin przyciągają liczną widownię, jak na przykład komedie romantyczne (...) Nie mam nawet ochoty tego oglądać. Wolę drzemać.
W filmach szukał, co podkreślał, wzruszenia, a nie martyrologii. - Idąc do kina, chcę móc w ciemnej sali w atmosferze tajemniczości uronić łezkę. Niestety w polskim kinie zamiast wzruszeń mamy pochód sztandarów. Jest takie przysłowie: tam, gdzie rządzą sztandary, rozum siedzi w trąbie.

Nieprawdopodobne i ekstremalne
Życiorys Leona Niemczyka to niemal gotowy materiał na film… Urodził się 15 grudnia 1923 roku w Warszawie. Miał siostrę i trzech braci - w tym skrzypka Wacława i Ludwika, późniejszego żołnierza Armii Krajowej. Ojciec, wiolonczelista, zmarł w 1936 roku. Podczas okupacji Leon pracował jako kreślarz, ale działał też w AK, był nawet podchorążym. Jak zapewniał, nie żył wspomnieniami, ale w życiu zdarzały mu się tak nieprawdopodobne i ekstremalne sytuacje, że mało kto potrafiłby z nich wyjść cało. - W czasie wojny byłem w konspiracyjnej podchorążówce i pewnej lutowej nocy 1943 roku ledwo uciekłem gestapo, wyskakując półnagi przez okno. Po pewnym czasie dostałem znakomite lewe papiery i wydostałem się z Warszawy. Miałem dużo szczęścia.

Bohaterowie są zmęczeni
Później brał udział w Powstaniu Warszawskim. Po jego upadku dołączył do amerykańskiej armii i służył w 444. batalionie przeciwlotniczym 97. Dywizji Piechoty 3. Armii generała Pattona, szkoląc się na komandosa. Znał bardzo dobrze angielski i czeski, perfekcyjnie niemiecki. W tym czasie brał udział w wyzwoleniu żeńskiego obozu koncentracyjnego na terenie Czechosłowacji. Po zakończeniu wojny wrócił do Polski w poszukiwaniu matki – odnalazł ją we Wrocławiu.
Po wojnie największym marzeniem Leona Niemczyka była ucieczka z Polski. Jako że jego brat Ludwik zajmował się przemycaniem ludzi na Zachód, postanowił spróbować z nim. Niestety, wszyscy wpadli na granicy, a przyszły gwiazdor kina spędził pół roku w areszcie na Koszykowej w Warszawie. Po latach ich skomplikowane relacje – do końca życia się nie pogodzili - stały się kanwą książki Marii Nurowskiej "Bohaterowie są zmęczeni".

Czas na kino
Po wyjściu z aresztu Niemczyk się nie poddawał i nadal planował ucieczkę. Tym razem drogą morską – w tym celu zatrudnił się w Stoczni Gdańskiej. - Byłem dwudziestoparoletnim chłopakiem i szybko zorientowałem się, że powrót po wojnie do Polski był moim największym błędem – opowiadał. - Wszędzie roiło się od ubecji. Stocznia była bardzo inwigilowana. Szybko zorientowali się, że coś knuję, i przenieśli mnie do biura. A tam z ucieczki nici. By zabić czas, Niemczyk zaczął grać w stoczniowym teatrze, a następnie w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Połknął bakcyla. - Zakotwiczyłem więc w teatrze. To była ucieczka od tej szarzyzny. To była enklawa, zupełnie inne życie. Potem był bydgoski Teatr Ziemi Polskiej, do którego trafił po zdaniu eksternistycznego egzaminu aktorskiego, a od 1953 roku wspomniany Teatr Powszechny w Łodzi, w którym zagrał 35 ról. Odszedł z niego w 1979 roku - Niemczyk był pierwszym polskim aktorem, który skupił się na filmie.

Miękkie lądowanie
Na wielkim ekranie zadebiutował w 1953 roku w "Celulozie" Jerzego Kawalerowicza. Sześć lat później u tego samego reżysera zagrał pierwszą rolę główną. W "Pociągu" wcielił się w Jerzego, niespokojnego pasażera nocnego pociągu Warszawa – Hel.
- Rzeczywiście byłem chyba pierwszym, który odszedł z teatru na własne życzenie. Uznałem, że nie będę mógł pogodzić codziennych prób w teatrze z pracą na planie filmowym, więc by się nie użerać z dyrekcją i kolegami zostawiłem scenę dla kamery. Ale też po ‘89 roku miałem miękkie lądowanie, ponieważ już w czasach komuny byłem w kapitalizmie. Jak nie zarobiłem, nie miałem. Ubolewam, że wielu moich kolegów nie potrafiło się odnaleźć w zmienionej rzeczywistości.

Łodzianin z wyboru
Leon Niemczyk, chociaż był jednym z najbardziej rozpoznawalnych aktorów polskiego kina, dużo większą popularność zdobył w NRD, gdzie zagrał w kilkudziesięciu produkcjach, w tym tytułową rolę w westernie "Wódz Indian – Tecumseh". Już w 1969 roku dostał u naszego wschodniego sąsiada nagrodę państwową dla najlepszego aktora za rolę w "Czas żyć". Był tam tak popularny, że niemiecka celniczka przepuszczała go na granicy poza kolejką, bez okazywania paszportu.
Zagraniczne początki Niemczyka, po sukcesie "Noża w wodzie", nie były łatwe. - Chciał mnie zaangażować mistrz amerykańskiego kina Anatole Litvak, reżyserzy francuscy. Nie miałem o tym pojęcia, bo wszystkie propozycje kierowano do mnie poprzez Film Polski, instytucję zawiadującą wówczas naszą kinematografią. A urzędnicy wyrzucali oferty do kosza. Tak dbano o interesy aktorów.
Aktor grał też w filmach zachodnioniemieckich, francuskich, czechosłowackich, jugosłowiańskich, pozostał jednak wierny Łodzi. - Nie chciałem przeprowadzać się ani do Berlina, ani do Warszawy. Z wyboru jestem łodzianinem.

Sprawa polskiego kina
Do czasów PRL-u Niemczyk wracał bez sentymentu, przypominając, że nigdy nie należał do partii, politykę miał gdzieś, a za komuny siedział przecież w więzieniu. - Niemniej jednak uczciwie powiem, że komuna bardzo dbała o filmy, o szeroko rozumianą kulturę - znacznie bardziej niż dzisiejsze władze. Teraz to jest rozpaczliwa historia. Nie kręci się nic. Kręcą się tylko cwaniacy, którzy chcą robić pieniądze.
Nie ukrywał, że nie przepada za takimi terminami jak "kino moralnego niepokoju". - Na całym świecie ludzie chodzą do kina, żeby zobaczyć film, który ich wzruszy lub zagniewa. A u nas bez przerwy ważne były i są moralne niepokoje, sztandary, mogiły i takie rzeczy. O co tu chodzi?
Dziś sytuacja polskiego kina wygląda nieco inaczej, więc być może i pan Leon zmieniłby zdanie?

Samotność długodystansowca
Niemczyk miał opinię kobieciarza, był też sześciokrotnie żonaty, w tym przez chwilę z Kubanką Dianą, którą poznał w 1966 roku na planie "Zejścia do piekła" - nie została jednak wypuszczona z Kuby. Była też niemiecka reżyserka Dorit, księgowa z wytwórni filmowej Jadwiga. Do tego Chorwatka, Tatiana z ZSRR i Krystyna z Polski. Ostatni rozwód miał miejsce w 1999 roku. - W każdym razie one zawsze na tym dobrze wychodziły, zwłaszcza finansowo - podkreślał. Według jedynej córki aktora, Moniki Misiejuk, Niemczyk miał tylko dwie żony.
Romanse aktora były wręcz legendarne, chociaż aktor z reguły unikał mezaliansów z koleżankami z planu. Jak dość rubasznie tłumaczył: "Gdzie się mieszka i pracuje, tam się ch**m nie wojuje". Wolał kelnerki, stażystki, księgowe.
Czy uznawał się za człowieka szczęśliwego? - Szczęśliwi mieszkają na Wyspach Bahama, wachlują ich służący i podają im drinki – odpowiadał przekornie, dodając, że określiłby raczej swoje życie jako samotność długodystansowca. - Będąc stale w rozjazdach, musiałem zrozumieć, że szczęście we dwoje nie może trwać wiecznie. Miałem kilka rozwodów, ale za każdym razem rozstawaliśmy się elegancko.

Musztarda po obiedzie
Aktor, mimo tylu ról, nigdy nie dorobił się fortuny. - Pewnie wyszedłbym lepiej finansowo, gdybym był cinkciarzem - ironizował. Poza tym nigdy nie korzystałem z przywilejów należnych ludziom partii. Ten biznes zawsze był mi obcy. Dlatego mogę z czystym sumieniem golić się przed lustrem, bez obawy, że będę musiał rumienić się ze wstydu.
Środowisko filmowe doceniło Niemczyka stosunkowo późno. W 1998 roku została odsłonięta jego gwiazda w nowo powstałej Alei Gwiazd na ulicy Piotrkowskiej w Łodzi. Dopiero w XXI wieku otrzymał nagrodę na Camerimage, za wyjątkowy wkład w rozwój sztuki filmowej. - Po 50 latach uprawiania zawodu. To trochę przykre. Taka musztarda po obiedzie – żalił się.


(Onet)
 
User is offline  PMMini Profile Post #1

 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej