Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
7 Strony < 1 2 3 4 5 > »  
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Jak Słowianie kisili ogórka i inne warzywa,
     
lucyna beata
 

niespotykanie spokojny bieszczadzki troll
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 2.245
Nr użytkownika: 43.086

Lucyna Psciuk
Zawód: przewodnik
 
 
post 13/07/2011, 7:13 Quote Post

QUOTE(goltsloer @ 13/07/2011, 6:20)
Cokolwiek napisalibyście tutaj o zamiennikach soli przy przyprawianiu i kiszeniu nie zmieni faktu że bez soli nie można przeżyć. Konserwy solone były także sposobem na jej spożywanie.

Oczywiście, że sól jest tu zasadniczym składnikiem. Przez cały czas rozmawiamy jednak o dniu dzisiejszy, o naszych wyobrażeniach dotyczących średniowiecznych sposobach konserwacji jedzenia. Sądzę, że tak naprawdę nawet historycy mają tylko blade pojęcie o ówczesnej kuchni, o sposobach przechowywania żywności. Zapisków jest niewiele, owe sposoby ewoluowały, o części z nich po prostu zapomniano. Kto z Was wie, że w średniowieczu jedzenie, przede wszystkim mięso i ryby przechowywano w liściach wrotyczu lub je tą rośliną nacierano. Trzeba dodać, że rośliną o właściwościach trujących.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #31

     
Hemel
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 5
Nr użytkownika: 66.495

Zawód: Student
 
 
post 14/07/2011, 10:21 Quote Post

Witam
Jako ciekawostke do tematu ogórków i kiszenia dodam, ze ogladalem kiedys program, w którym Anglik jezdzi po swiecie i wszedzie próbuje regionalnych potraw i alkoholi (jesli dobrze pamietam, to nazywal sie Anthony Bourdain) i to wlasnie w Polsce pierwszy raz na targu sprobowal kiszonego ogórka smile.gif Na poczatku mial obawy, ale po chwili rozsmakowal sie, czyli widac na tym przykladzie, ze na zachodzie (przynajmniej w UK, a przeciez facet zwiedzil naprawde pól swiata) sztuka kiszenia przetworow jest zupelnie nieznana (oprocz Niemiec) i raczej nalezy ja traktowac jako nasz slowianski wynalazek.
Przepraszam za brak ogonków!
 
User is offline  PMMini Profile Post #32

     
lucyna beata
 

niespotykanie spokojny bieszczadzki troll
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 2.245
Nr użytkownika: 43.086

Lucyna Psciuk
Zawód: przewodnik
 
 
post 14/07/2011, 11:20 Quote Post

Mam chwilę czasu więc sięgnęłam do mądrej aczkolwiek popularnej książki dr Łukasza Łuczaja "Dzikie rośliny jadalne Przewodnik survivalowy".
I tak: kiszenie jest popularne i ludów północy, nie tylko wśród Słowian ale także np. wśród Czukczów czy Japończyków oraz wśród górali alpejskich np. w Szwajcarii kisili liście szczawiu alpejskiego. W Azji kiszono liście czosnku nidźwiedziego. Kisi się nie tylko w beczkach, glinianych garnkach ale także w dołach w ziemi czy w workach ze skóry.
W czasie kiszenia niektórych roślin zachodzi fermentacja mlekowa np. kapusta, a w czasie innych alkoholowa, a czasami obie naraz czyli np.w guberni wiackiej na terenie Rosji jadano zupę będącą połączeniem kapuśniaku i piwnej polewki.
Nasi przodkowie rośliny: gotowali, w tym blanszowali,suszyli, kisili, ługowali, piekli.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #33

     
jancet
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 762
Nr użytkownika: 52.484

Stopień akademicki:
Zawód: BANITA
 
 
post 14/07/2011, 15:37 Quote Post

Hola, Panowie !!!

Ja kiedyś pracowałem w Zakładzie Technologii Spirytusu i Drożdży Instytutu Przemysłu Fermentacyjnego i w ogóle chemik jestem z wykształcenia, więc coś tam wiem, choć za wybitnego praktyka w kiszeniu uchodzić nie śmiał bym (kisiłem wyłącznie grzyby http://wedlinydomowe.pl/forum/viewtopic.ph...r=asc&start=15).

Do tego, aby zachodziła fermentacja mlekowa nie jest potrzebna ani sól, ani chrzan, ani czosnek, ani koper.

Wystarczą dwie rzeczy: cukry proste i bakterie fermentacji mlekowej.

Zamiast cukrów prostych można dać inne węglowodany, ale wtedy trzeba zadbać, by istniały warunki, umożliwiające ich hydrolizę do cukrów prostych - temperatura nie może być za niska, a pH - za wysokie.

Bakterie fermentacji mlekowej są właściwie wszędzie, ale lepiej ich dać sporo, np. przez dodanie trochę soku z poprzedniej kiszonki, albo przez użycie kamionkowego garnka, w którym już coś się ukisiło.

A cukru nie może być dużo, bo wtedy zaatakują drożdże, które - tzw. "dzikusy" też są właściwie wszędzie.

Do kiszenia dajemy różne dodatki (sól, ocet, cukier, czosnek, chrzan, koper), mogą one mieć znaczenie wyłącznie smakowe, ale często mają też znaczenie technologiczne. Np. sól sprzyja perforacji błon komórkowych i uwalnianiu węglowodanów. Ocet podobnie, a ponadto zapewnia niskie pH. Cukier dodaje się na starcie, żeby bakterie miały co żreć, zanim uwolnią się cukry z kiszonego produktu, jeśli jest ich mało, tak jak w grzybach. Czosnek, chrzan i koper zapobiegają rozwojowi innych mikroorganizmów, co znów jest szczególnie ważne na starcie, bo potem te laktokokusy i -bacilusy same sobie dadzą radę, w końcu ich konserwacyjna moc polega na tym, że zeżrą wszystko, co się nadaje do zeżarcia, łącznie z innymi drobnoustrojami. A że nam nie szkodzą, a nawet smakują, to się z tego cieszymy.

Moszyński opisuje proces przygotowywanie kiszonek przez Wielkorusów, czyli Rosjan, popularny jeszcze niecałe 100 lat temu, kiedy do resztek różnych warzyw i owoców dodawano jedynie deszczówkę, w zimie to przemarzało, na wiosnę kisło i latem było mniam mniam.

Może należałoby to wydzielić w wątek "Kulinaria dawnych Słowian"?
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #34

     
jancet
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 762
Nr użytkownika: 52.484

Stopień akademicki:
Zawód: BANITA
 
 
post 14/07/2011, 16:05 Quote Post

QUOTE(njczyziu @ 12/07/2011, 16:48)
A powiedzcie mi jak wykorzystywano węgiel w dawnych czasach, aby otrzymać substytut soli? Jakimś sproszkowanym węglem "solili" jedzenie? ;o


Rośliny wyciągają różne sole mineralne z gleby i gromadzą je w swoich tkankach. Popiół z ogniska to nic innego jak lepiej lub gorzej rozpuszczalne sole mineralne z dodatkiem niespalonych substancji organicznych. Tyle że soli sodowych (normalna sól to chlorek sodu, właśnie sole sodu wydają się nam smaczne) jest tam niewiele, więcej potasowych, wapniowych i magnezowych. Sole potasowe, łatwo rozpuszczalne, choć pozbawione smaku, też mają właściwości konserwujące. Dlatego popiół przemywano wodą, odparowywano i otrzymywano "potaż". Sole wapnia odbieramy jako smaczne (np. w wodach mineralnych), lecz słabo się rozpuszczają i nie mają właściwości konserwujących. Sole magnezu mają gorzki smak i raczej się ich unika (choć mineralne wody magnezowe są chyba najdroższe w naszym zdegenerowanym świecie) i też są słabo rozpuszczalne, lecz przedostawało się ich do potażu na tyle dużo, że był na tyle gorzki, iż psuł smak potraw.

W węglu drzewnym pozostaną wszystkie te sole jako domieszki węgla pierwiastkowego. A sam węgiel bynajmniej nie jest szkodliwy, wręcz przeciwnie - kupujemy go w aptekach jako "carbo medicinalis" i używamy jako lek w zatruciach pokarmowych. Posiada od niezwykłą zdolność adsorpcji substancji chemicznie agresywnych, czyli szkodliwych dla zdrowia, np. produktów bakterii gnilnych. Więc jedzenie mięsa, konserwowanego węglem drzewnym, to trochę tak, jak spożywanie pożywnej trucizny wraz z odtrutką.

Z resztą w procesie wypalania węgla można zwiększać lub zmniejszać dopływ powietrza, przy stosunkowo dużym dopływie dostanie się dość mało węgla, ale mocno zasolonego. Zapewne 1000 lat temu węglarz wiedział, że nie na weekendowego grilla ten węgiel jest przeznaczony i odpowiednio kształtował technologię.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #35

     
jancet
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 762
Nr użytkownika: 52.484

Stopień akademicki:
Zawód: BANITA
 
 
post 14/07/2011, 19:51 Quote Post

QUOTE(Bazyli @ 14/07/2011, 17:28)
Muszę użyć tego słowa bo nie chcę nikogo urazić, ale to są ... jaja!
Zupełnie nie kojarzę, żebyśmy się wymieniali informacjami o jajach !!! Coś przeoczyłem ???

QUOTE(Bazyli)
Dajcie szanowni Państwo luzu.
A mi się wydawało, że daliśmy już sobie luzu na maksa !

QUOTE(Bazyli)
To nie forum chemików (z całym szacunkiem).
A niby dlaczego nie, jeśli dyskusja toczy się o tym, co dawniej jedzono i czym popijano? A choćby nawet o dziś tradycyjnych jadłach i napitkach! To ma być mniej ciekawe, niż niekończące się wątki o mordach, rzeziach i gwałtach?

QUOTE(Bazyli)
Uprzejmie proszę o powrót do meritum.
A jakie jest to meritum? No bo tak całkiem na serio odpowiadać na pytanie twórcy wątku to trudno... Czy różowe to niebieskie?

Popieram wniosek Lucyny i Beaty, by te posty wydzielić do odrębnego działu, który należy utworzyć, ponawiając także swój, wielce podobny (nie będę się spierać o ojcostwo tegoż wniosku). W końcu to jedyny obecnie żywy wątek na tym forum !!! I wielce obiecujący!

Przy okazji chciałbym podziękować Beacie i Lucynie za wprowadzenie pewnego porządku do pojęcia "lud koczowniczy". Wizja ludu koczowniczego, który furt się przemieszcza, tak że nawet ogóra nie ma kiedy zakisić, ubawiła mnie serdecznie.

I wszystkich serdecznie pozdrawiam, Bazylego szczególnie, a jak ktoś chce przepis na kiszenie grzybów, to walcie na priv jak w dym !!!


elefant.gif Wreszcie coś wesołego.

Ten post był edytowany przez jancet: 14/07/2011, 19:57
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #36

     
teemem
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 778
Nr użytkownika: 56.334

teemem
Stopień akademicki: mgr inz.
Zawód: konkretny
 
 
post 14/07/2011, 20:12 Quote Post

Wyżej wielokrotnie wspomniano o niezbędności soli w procesie kiszenia, w związku z czym spojrzenie na historię z punktu widzenia chemika jest wg mnie bardzo cenne.
Dodam jeszcze, że dla rolnika termin „kiszonka” nie kojarzy się z solą a właśnie z cukrem (dawno temu jak w tv był tylko jeden program zdarzało mi się oglądać telewizyjny kurs rolniczy).
Nikt nie napisał o podstawowej metodzie konserwowania mięsa, mianowicie wędzeniu, czy nie zauważyłem? Wędzenie znacznie przedłużało przydatność produktu do spożycia, ale oczywiście nie w nieskończoność. Problem niezbyt świeżego mięsa rozwiązywano przyprawiając je „pieprzno i szafranno moja mościa panno”. Pieprz i szafran, przyprawy importowane, były drogie. Mięsko drugiej świeżości normalnie zjeść się nie da, ale z chrzanem dlaczego nie... A więc takowe, czyli gorszej jakości, było do chrzanu (to moja prywatna interpretacja).
QUOTE
wystarczy ją wydzielić

Jestem za.

Ten post był edytowany przez teemem: 14/07/2011, 20:14
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #37

     
lucyna beata
 

niespotykanie spokojny bieszczadzki troll
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 2.245
Nr użytkownika: 43.086

Lucyna Psciuk
Zawód: przewodnik
 
 
post 15/07/2011, 7:59 Quote Post

Poszukując natrafiłam na informacje o kiszeniu roślin bez dodatku soli.
Wątpię aby nasi odlegli przodkowie kisili ogórki ale na pewno w ten sposób konserwowali wiele roślin: młode gałązki wierzby, wiązu górskiego, liście lepiężnika, rdestu, gnidosza sudeckiego, liście skalnicy, szczawioru alpejskiego, czosnku niedźwiedziego.
Jedną z najpopularniejszych potraw powszechnie spożywanych w średniowieczu był barszcz. Nie taki jaki my jadamy, buraki czerwone to okres późniejszy ale z barszczu zwyczajnego. Kiszono go zalewając wodą na kilka dni, tu zachodzi fermentacja zarówno mlekowa jak i alkoholowa. Na Litwie kiszono go z z borówkami, w tym bagienną - ma właściwości odurzające.

Na pewno jedli go Słowianie. Istnieje monografia tej rośliny napisana przez prof. Rostafińskiego, niestety, nie mam do niej dostępu.
"Herbarz Polski" Marcin z Urzędowa 1595 r. "Barszczu kto pożywa, odwilża mu żywot, którzy mają zatwardzenie żywota, czyni etionem alvi etc. [...]Gdy barszcz kwaszą po polsku, dobrze ij pić w febrach [...]"

Menu profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego " Przez cały wielki post w środy bywał barszcz na polewkę, ryby pieprzone, jarzyny i karpie, a w pierwszy dzień Wielkiej Nocy podawano najpierw szołdrę z jajami, następnie barszcz, wieprzowinę, kapłony z miodownikiem, groch i jagnięta." Barszcz był ulubioną potrawą Władysława Jagiellończyka (Warneńczyka)
Barszcz z barszczu zaprzestano u nas jeść w XVIII w., a na Litwie w XIX w.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #38

     
Arheim
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 2.975
Nr użytkownika: 70.627

Stopień akademicki: MS
 
 
post 15/07/2011, 10:55 Quote Post

Ogorki -prawdopodobnie sprowadzone z Niemiec (Gurken),Kran a od niego chran pozniej doszlo "z' i teraz mamy chrzan ,nazwa tez germanska choc slowianom roslina byla znana ??.
Kapusta ,nazwa zapozyczona ,choc byly rosliny takie jak Jarmuz ktore byly gotowane jak kapusta

Ten post był edytowany przez Arheim: 15/07/2011, 11:18
 
User is offline  PMMini Profile Post #39

     
jancet
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 762
Nr użytkownika: 52.484

Stopień akademicki:
Zawód: BANITA
 
 
post 18/07/2011, 22:27 Quote Post

QUOTE(Arheim @ 15/07/2011, 10:55)
Ogorki -prawdopodobnie sprowadzone z Niemiec (Gurken),Kran a od niego chran pozniej doszlo "z' i teraz mamy chrzan ,nazwa tez germanska choc slowianom roslina byla znana ??.
Kapusta ,nazwa zapozyczona ,choc byly rosliny takie jak Jarmuz ktore byly gotowane jak kapusta

Arheimie, jakieś argumenty? Bo samo podobieństwo nazwy nie wskazuje, kto od kogo ją zapożyczył.

A od kogo zapożyczyliśmy słowo "kapusta"? Mam swoje domniemanie, ale niech autor wyjaśnia.

Wracając do kiszenia.

W kilku poradnikach kulinarnych znajdowałem pod nazwą "kiszenie" zupełnie inną metodę konserwacji - solenie. Układasz warstwami w beczce czy garnku mięso, ryby, warzywa, każdą warstwę posypujesz obficie solą. Produkt w ten sposób konserwowany puszcza sos i nie wykluczam, że występuje tam fermentacja mlekowa, czyli klasyczne kiszenie, jednak solone rydze, które kiedyś kupowałem na Polnej (to taki ekskluzywny bazarek w Warszawie) to zupełnie co innego, niż grzyby kiszone. Jeżeli nawet fermentacja mlekowa wystąpiła, to zdaje się, że szybko wygasła z powodu nadmiaru soli.

Nie wydaje mi się, żeby ta metoda konserwacji żywności była stosowana przez dawnych Słowian. Na zajmowanych przez nich terenach sól była droga. Co innego nad Morzem Śródziemnym, tam można było produkty zalać łatwo dostępną stężoną solanką.

Natomiast robienie "pikli" polega na tym, że najpierw inicjujemy fermentację mlekową, lecz prowadzimy ją dość krótko, potem zaś zalewamy półprodukt octem z przyprawami i pasteryzujemy, czyli przerywami wszelkie procesy biotechnologiczne (no, nie zawsze się to udaje, ale zamiar jest taki). Ta technologia wymaga przechowywania produktu w hermetycznie szczelnym naczyniu, nie mogła być więc stosowana wcześniej, niż pod koniec XIX wieku (słoje Wecka).

Typowe marynowanie to dezynfekcja warzyw lub grzybów stężonym octem, następnie pasteryzacja i przechowywanie w szczelnych naczyniach. Podobne do produkcji pikli, lecz pozbawione elementu "bio".

Jeżeli chodzi o zastosowanie fermentacji alkoholowej, to służy ona do wytwarzania słusznych napoi, jednak poddane jej produkty tracą własności użytkowe - zamieniają się w śmierdzącą papkę. Trudno więc ją uznać za sposób konserwowania żywności.

Co do fermentacji octowej, to zawsze biegnie ona po alkoholowej - w jej trakcie alkohol etylowy przerabiany jest na ocet. Mikroorganizmy fermentacji octowej też są wszędzie, nie musimy ich odrębnie dodawać do brzeczki. W przeciwieństwie do alkoholowej wymaga dobrego dostępu tlenu, w praktyce - powietrza, czyli prowadzimy ją w otwartych naczyniach. Jeśli do słodkiego roztworu dodamy drożdży, a naczynie pozostawimy otwarte (warto je przykryć gazą, żeby muchy nie lazły), fermentacja octowa będzie przebiegać niemal równolegle z alkoholową. Niemal, bo jednak zawsze o ćwierć kroku później.

Sama fermentacja octowa w żadnym razie nie może służyć do konserwowania żywności. Natomiast jej produkt - ocet naturalny - ma pewne właściwości konserwujące, ocet jest już tak kwaśny, że dalej się nie skwasi. Ale ocet naturalny zawiera sporo domieszek, chyba białek, a te mogą pleśnieć, powodować mętnienie, gorzknienie etc.

Stąd moja teza, że choć dawnym Słowianom znana była fermentacja octowa, to jednak ocet był dodatkiem smakowym, a nie środkiem konserwującym.

To chyba tyle miałem do powiedzenia na temat biotechnologicznych metod tradycyjnego konserwowania żywności.

Przy okazji podzielę się uwagą, że większość ludzi kojarzy termin "biotechnologia" z wielce zaawansowanymi metodami inżynierii genetycznej. Tymczasem biotechnologia to swojski wypiek chleba i babek drożdżowych, kwaszenie mleka czy robienie jogurtu, kiszone ogórki oraz produkcja wina, piwa (i kwasu chlebowego), miodów sytnych, i zacieru do wyrobu wódek.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #40

     
lucyna beata
 

niespotykanie spokojny bieszczadzki troll
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 2.245
Nr użytkownika: 43.086

Lucyna Psciuk
Zawód: przewodnik
 
 
post 19/07/2011, 6:46 Quote Post

Znowu sięgnę do ciekawej książki Łukasza Łuczaja "Dzikie rośliny jadalne Polski"
"jak podaje Maurizo, jeszcze w roku 1912 w guberni wiackiej w Rosji (za Wołgą)chłopi kwasili materiał roślinny w dość osobliwy sposób:
"Beczka na ten cel przeznaczona stoi pod ściekiem z dachu chałupy, kładą zaś do niej różne odpadki jedzenia jak ziemniaki, kapustę, buraki, różne warzywa i owoce. Pod jesień odstawia się tę beczkę, do której lała się woda z dachu, zawartość to marzenie, to taje i kiśnie. Jedzą chłopi tę kiszonkę także i na wiosnę i w lecie; zabierają pewną część z sobą, idąc na pole do pracy, w worku skórzanym, który zawiązują sznurkiem. Worki, leżąc na słońcu rozdymają się i przewracają z boku na bok. Mazistą tę masę kiszoną, o niepokaźnym wyglądzie, zwaną w miejscowym dialekcie sałamachą sałamatrą i sałapurą, jadają chłopi z wielkim upodobaniem. W podobny pierwotny sposób przygotowują chłopi w Małopolsce w podgórskich okolicach kapustę szatkowaną. Kwaszą jak bowiem, jak gdzie indziej paszę dla bydła, w wykopanych w ziemi dołach i każdą warstwę przegradzają całymi nieszatkowanymi głowami kapusty. Zapach, wydobywający się z dołów, zatruwa całą okolicę".
Coś mi się zdaje, że sposoby konserwacji stosowane przez naszych przodków były bardziej rozbudowane niż nam się wydaje. W czasach, w których podstawą działalności człowieka było przede wszystkim zdobycie dużej ilości żywności, tak, aby uchronić się od głodu i śmierci głodowej pomysłowość ludzka nie miała raczej granic.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #41

     
Vapnatak
 

Od Greutungów i Terwingów zrodzony z Haliurunnae
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 8.441
Nr użytkownika: 26.201

 
 
post 19/07/2011, 7:18 Quote Post

QUOTE(jancet @ 18/07/2011, 23:27)
A od kogo zapożyczyliśmy słowo "kapusta"? Mam swoje domniemanie, ale niech autor wyjaśnia.

Z tego co pamiętam, a zajmowałem się tą kwestią czysto przypadkowo, to Słowianie od Madziarów, a Madziarowie od Turków. smile.gif

vapnatak
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #42

     
Arheim
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 2.975
Nr użytkownika: 70.627

Stopień akademicki: MS
 
 
post 19/07/2011, 12:54 Quote Post

U Glogera, Encyklopedia staropolska ilustrowana (pod haslem Ogrody i Sady), Kapusta pochodzi od slowa capucci.

Ten post był edytowany przez Arheim: 19/07/2011, 13:00
 
User is offline  PMMini Profile Post #43

     
Vapnatak
 

Od Greutungów i Terwingów zrodzony z Haliurunnae
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 8.441
Nr użytkownika: 26.201

 
 
post 19/07/2011, 15:40 Quote Post

Włoski? Ciekawe. Spotkałem się nazwą "kaposzta" i ta nazwa zadomowiła się u Słowian.

vapnatak
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #44

     
jancet
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 762
Nr użytkownika: 52.484

Stopień akademicki:
Zawód: BANITA
 
 
post 19/07/2011, 18:54 Quote Post

Po włosku kapusta to "cavolo" lub "capucci". Być może capucci dotyczy tylko jakiejś konkretnej odmiany. Po węgiersku "káposzta", słowacku "kapusta", tak samo brzmi po ukraińsku, białorusku, rosyjsku. Po litewsku "kopūstai", łotewsku "kāposti", chorwacku i serbsku "kupus", estońsku "kapsas".

Znacznie silniejsze wpływy włoskie były na Słowenii. Jednak tam kapusta to "zelje", podobnie w Bułgarii, Macedonii i - co nieco zaskakujące - w czeskim.

Dość wyjątkowy, a charakterystyczny przypadek - zupełnie inna nazwa tego samego warzywa w czeskim i słowackim, na ogół do siebie bardzo zbliżonymi. Daje to do myślenia, zważywszy że Słowacja należała do państwa węgierskiego przez cca 1000 lat, a Czechy - nie. Poza tym zelie brzmi bardzo słowiańsko. Co więcej, ze swoich własnych obserwacji etnograficznych wiem, że na Podlasiu (nie mylić z województwem podlaskim) lud wiejski dziś też używa słowa "ziele" (wymawianego z dość twardym "z" i bardzo miękkim "l"), niestety stan upojenia alkoholowego mego rozmówcy nie pozwolił mi stwierdzić, czy mianem tym określał pięknie rosnące w tym miejscu barszcze, czy też ogólnie "zielsko".

Jest bardzo charakterystyczne, że słowo, brzmiące podobnie do "kapusta" występuje na Węgrzech, w krajach słowiańskich, należących niegdyś do Węgier lub z nimi sąsiadujących, oraz już niekoniecznie słowiańskich, ciągnących się dalej na północny-wschód, aż po Rosję i Estonię, czyli należących do dawnej Rzplitej, bądź z nią sąsiadujących. Jednak już w fińskim kapusta to "kaali", czyli podobnie do "kel", dominującego w zachodniej Europie. Nota bene, w języku słowackim też istnieje słowo "kel", oznaczający... kapustę włoską !!!

Bezpośredni wpływ włoski raczej wykluczony. Natomiast nie można wykluczyć, że Węgrzy przejęli kapustę od Włochów i dopiero potem uprawa oraz nazwa rozszerzyła się na inne kraje.

Encyklopedia Glogera jest bardzo cennym zabytkiem z minionej epoki. Gotów jestem się założyć, że Gloger miał słownik polsko-włoski, niemiecki, francuski, rosyjski i wiele innych, a jednocześnie mam całkowitą pewność, że nie miał słownika polsko-słowackiego, słoweńskiego, serbskiego, a pewnie i czeskiego. My je mamy, więc korzystajmy !!!
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #45

7 Strony < 1 2 3 4 5 > »  
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej