Rozpoczęło się wypłacanie odszkodowań z polskiego budżetu Państwa za utracone tzw. "Mienie zabużańskie". Czy słusznie?
W wyniku agresji sowieckiej we wrzesniu 1939 roku i w jej konsekwencji najpierw eksterminacji narodu polskiego na dawnych kresach wschodnich a następnie wypędzenia ocalałych z pogromu naszych rodaków pojawił się problem mienia utraconego przez naszych obywateli na rzecz wschodnich najeźdców.
Czy uważacie za słuszne aby to polscy podatnicy III-ciej RP mieli zapłacić odszkodowanie za mienie zagrabione przez najeźdców?
Prawo stanowi (Kodeks Cywilny) że odszkodowanie płaci ten kto komu wyrządził szkodę. Czy to polski rząd zrabował mienie zabużańskie? Oczywiscie nie. Dlaczego zatem to polski rząd pieniędzmi podatników chce zapłacić za tych którzy wyrządzili szkodę? Czy ktoś widzi w tym jakąś nie tylko sprawiedliwość ale i logikę?
I ostatnie pytanie, zasadnicze: Czy III-cia RP nie powinna pozwać Rosję (która uznała się za spadkobiercę ZSRR) o odszkodowanie za mienie zagrabione przez ten kraj?
Ciekaw jestem co wy o tym sądzicie.
P.S. Moja odpowiedź:
Rząd Polski nie powinien wypłacać odszkodowań dla "Zabużan" za utracone mienie lecz powinien pozwać o to Rosję przed międzynarodowym trybunałem i domagać się odszkodowania za utracone mienie naszych obywateli, które dziś jest w rękach dawnych najeźdźców.
W grę mogłoby wchodzić odszkodowanie finansowe lub w naturze - zwrot tego co zagrabiono; pola, domy, lasy, fabryki, zabytki itd.
nie wiem na ile jestes w temacie.
Ale wszystko jest już dawno po ptokach, gdyż wiążące są umowy mniędzynarodowe - tzw. "umowy republikańskie" czyli zawarte z poszczególnymi republikami radzieckimi przez PRL. Na jej mocy Polska wzięła na siebie kwestie odszkodowania.
Problem polegał na mieopublikowaniu tych umów w Dzienniku Urzędowych czyli, że nie weszły one w Polsce w rzycie, ale Trybunał w Strasburgu zobowiązał nasz rząd by to uczynił.
Tak więc nie tylko, że Skarb Państwa jest wierzycielem zaburzan, ale winien wykonac swe zobowiazanie w 100% a nie jak jest obecnie w 20% wartości.
A jak to sie ma np. do majątków, które otrzymali na ziemiach zachodnich? Czy nie powinna być jakoś liczona różnica, między tym, co stracili, a tym, co dostali?
Bo się okaże, że będą musieli dopłacać
Co do ogłoszenia się sukceorem PRL były 2 wyjścia: można było się ogłosić i nie ogłosić. Z tego co wiem J.K.Bielecki rozważał tą drugą możliwość ale nie wiem co (a raczej kto) uniemożliwiło ostatecznie taki krok.
A przecież można było tak zrobić. Przecież Piłsudski dokładnie to samo uznał w stosunku do dawnych zaborów - uznał że nie wiążą go żadne zobowiazania polityczne z ostanich 123 lat. Ba, uznał się bezpośrednim spadkobiercą I-szej RP choć minęły bagatela 123 lata...
Tylko że do tego trzeba mieć jaja, i Marszałek je miał a jego następcy po dziś dzień już nie...
I na koniec odpowiem ci co wg mnie zrobiłby dziś ktoś pokroju Piłsudskiego: zażądałby zwrotu mienia zaburzańskiego od Rosji. Ale w III-ciej RP nawet nikt nie ma odwagi tak pomyśleć...
nie mówiąc o embrago na inwestycje krajów zachodnich wierzycieli Polski.
Nie wiem też czemu mielibyśmy wystąpić do Rosji. Wszak majątek (a chodzi o nieruchomości) pozostały w krajach które stolice Ci wymieniłem.
I można oczywiście sobie rościć wobec nich, lub odszkodowanie wobec Rosji jako sukcesora krzywdziciela gdyby nie... no własnie. A co jeśli wszystkie te kraje nie przejełyby sukcesji po ZSRR???
Z podobnego tematu. Matka kolegi pochodzi z Łemkowskiej rodziny z Krynicy. Wojna wyrzuciła ich do Lwowa, powojnie do Wrocławia. Ziemie Odzyskane były dla nich tylko przystankiem. Po starym domu, zamieszkałym po 1947-mym i do dziś przez Polaków, została im kartka, na podstawie której mieli odebrać dom poniemiecki. Nie odebrali, wrócili z kartką bodaj w 70-tych latach i kupili inny dom ale za gotówkę. Obecnie mimo dwóch rozpraw sądowych kartka pozostaje tylko kartką. Po prostu - zabrali i już. Nie żaden Poczdam, czy inne umowy, rozliczenia międzynarodowe. Zwyczajnie okradliśmy swojego obywatela, a teraz nie chcemy oddać. Jeżeli już państwo oddaje, to często razem z NOWYMI MIESZKAŃCAMI, jakby nigdy nic.
Mój dziadek na wojnie stracił brata, po wojnie większość gospodarstwa. Inni tracili życie, kamienice; dobrze, jeśli tylko młodość. Jak to wszystko teraz policzyć? Jednym zwrócić, innym nie, innym część. Kościół odzyskuje na zasadach specustawy, wywłaszczeni przez PRL - raczej bez kłopotów, robotnicy przymusowi jakieś grosze, wdowy - nic. Dziadek ukrywał się przez rok przed Niemcami - Ruscy uratowali mu życie, powinien im płacić? II wojny się nie wyceni. Odszkodowania dla jednych są jakby niesprawiedliwiścią wobec innych. Uznać jakiś termin składania pozwów, tylko wszystkim skrzywdzonym dać po równo i jedną ustawą.
© Historycy.org - historia to nasza pasja (http://www.historycy.org)