Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
6 Strony « < 4 5 6 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Galia belgijska 57 - 51 p.n.e., Tomasz Romanowski
     
Damian W.
 

VIII ranga
********
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 4.193
Nr użytkownika: 31.041

 
 
post 13/09/2020, 17:32 Quote Post

QUOTE(Raleen @ 12/09/2020, 10:18)
Zlinkowana przez Ciebie informacja pochodzi z 2014 r. Autor recenzji niezależnie od tego, że jest prawnikiem, kończy albo skończył niedawno studia historyczne. Tak, że niestety jako badacz i interpretator źródeł nie wykazałeś się czujnością i wnikliwością smile.gif .

Natomiast jeśli miałbym się odnieść do Twoich uwag ogólnych, im dłużej przyglądam się opiniom wygłaszanym przez niektórych historyków, w tym także na tym forum, tym bardziej dochodzę do wniosku, że zwłaszcza w przypadku młodszych historyków różnica między "pasjonatami" czy "miłośnikami" a "zawodowcami" coraz bardziej się zaciera i raczej nie jest to problem wzrostu wiedzy, umiejętności czy czego tam jeszcze tych pierwszych. O przyczynach można by długo dyskutować.

Swoją drogą zadziwia mnie ile miejsca w tym wątku poświęcono wytykaniu autorowi recenzowanej książki, że dwa czy trzy razy użył w swojej pracy słowa "artyleria" dla rzymskich machin miotających. Po pierwsze w powszechnym obiegu w ramach historii wojskowości są pojęcia: artyleria barobalistyczna, artyleria neurobalistyczna i artyleria pirobalistyczna. Po drugie i przede wszystkim rzymskie machiny miotające funkcjonalnie były artylerią. Artylerię wyróżnia przede wszystkim to, że jest to broń zespołowa i polega na wykorzystywaniu jakiegoś większego urządzenia do miotania pocisków: 1) na większą odległość, 2) zwykle cięższych niż pociski, które można miotać za pomocą broni ręcznej (czy też mówiąc ogólniej takich, które ze względów technicznych nie bardzo da się miotać za pomocą broni ręcznej). Zarówno średniowieczne i nowożytne armaty oraz inne rodzaje dział, jak i starożytne (i średniowieczne) machiny miotające w niczym się tu nie różnią. Pełnią dokładnie tę samą funkcję. Oczywiście wraz z rozwojem technicznym w kolejnych wiekach artyleria zyskała także inne funkcje i możliwości, które doprowadziły do wyodrębnienia nowych rodzajów artylerii. Nawet jeśli przyjmiemy, że jest kilka różnych podejść czy poglądów na ten temat, to moim zdaniem autor ma prawo wybrać sobie jeden z nich i według niego postępować.
*



Autor nie specjalnie tym się chwalił wink.gif Musiałem go znaleźć na linkedin. Będzie kończył wink.gif Przy czym i tak gros jego zainteresowań, to II WŚ. Co widać.

To fakt, to temat rzeka... wink.gif

W tej kwestii już się wypowiedziałem wink.gif

Pozdrawiam,
DW
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #76

     
Krzysztof M.
 

poilu
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.519
Nr użytkownika: 19.359

Stopień akademicki: ++++
Zawód: ++++
 
 
post 16/09/2020, 10:10 Quote Post

QUOTE
Są tacy, dla których najważniejsze jest czy książkę będzie im się dobrze czytać rolleyes.gif .


Miałem tego nie komentować, ale od czasu do czasu człowiek musi inaczej się udusi, zresztą zagadnienie to i tak wraca jak bumerang...
Niestety ta "tabloidyzacja" serii HB postępuje w zastraszającym tempie. Widać to doskonale na fb gdzie 90% opinii to są zdawkowe "świetna książka - dobrze się czyta". Czytelnicy nie mają więcej przemyśleń - ani na temat treści (układu, przejrzystości, trzymania się tematu) ani na temat warsztatu (bibliografia, przypisy itd), ani na temat ewentualnych błędów, wniosków - cokolwiek. Niektóre wpisy ocierają się o totalny infantylizm (np. "tytuł na grzbiecie jest wydrukowany odwrotnie - strasznie mnie to denerwuje"); obrazek na okładce do Małopolski Wschodniej wywołał niemal histerię, - ja się dziwie że siedziba Bellony nie stanęła jeszcze w ogniu wink.gif Ciekawe czy sama książka wywoła choćby ułamek takiego zainteresowania.
Ja cały czas się łudzę, że w książce popularnonaukowej i w serii hb (lub innych seriach) mimo wszystko chodzi jeszcze o coś więcej niż ładna obwoluta i miejsce na półce.


przepraszam za OT
 
User is offline  PMMini Profile Post #77

     
Raleen
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 131
Nr użytkownika: 4.941

Zawód: prawnik
 
 
post 18/09/2020, 10:33 Quote Post

QUOTE(Damian W. @ 13/09/2020, 18:32)
QUOTE(Raleen @ 12/09/2020, 10:18)
Zlinkowana przez Ciebie informacja pochodzi z 2014 r. Autor recenzji niezależnie od tego, że jest prawnikiem, kończy albo skończył niedawno studia historyczne. Tak, że niestety jako badacz i interpretator źródeł nie wykazałeś się czujnością i wnikliwością smile.gif .

Natomiast jeśli miałbym się odnieść do Twoich uwag ogólnych, im dłużej przyglądam się opiniom wygłaszanym przez niektórych historyków, w tym także na tym forum, tym bardziej dochodzę do wniosku, że zwłaszcza w przypadku młodszych historyków różnica między "pasjonatami" czy "miłośnikami" a "zawodowcami" coraz bardziej się zaciera i raczej nie jest to problem wzrostu wiedzy, umiejętności czy czego tam jeszcze tych pierwszych. O przyczynach można by długo dyskutować.

Swoją drogą zadziwia mnie ile miejsca w tym wątku poświęcono wytykaniu autorowi recenzowanej książki, że dwa czy trzy razy użył w swojej pracy słowa "artyleria" dla rzymskich machin miotających. Po pierwsze w powszechnym obiegu w ramach historii wojskowości są pojęcia: artyleria barobalistyczna, artyleria neurobalistyczna i artyleria pirobalistyczna. Po drugie i przede wszystkim rzymskie machiny miotające funkcjonalnie były artylerią. Artylerię wyróżnia przede wszystkim to, że jest to broń zespołowa i polega na wykorzystywaniu jakiegoś większego urządzenia do miotania pocisków: 1) na większą odległość, 2) zwykle cięższych niż pociski, które można miotać za pomocą broni ręcznej (czy też mówiąc ogólniej takich, które ze względów technicznych nie bardzo da się miotać za pomocą broni ręcznej). Zarówno średniowieczne i nowożytne armaty oraz inne rodzaje dział, jak i starożytne (i średniowieczne) machiny miotające w niczym się tu nie różnią. Pełnią dokładnie tę samą funkcję. Oczywiście wraz z rozwojem technicznym w kolejnych wiekach artyleria zyskała także inne funkcje i możliwości, które doprowadziły do wyodrębnienia nowych rodzajów artylerii. Nawet jeśli przyjmiemy, że jest kilka różnych podejść czy poglądów na ten temat, to moim zdaniem autor ma prawo wybrać sobie jeden z nich i według niego postępować.
*



Autor nie specjalnie tym się chwalił wink.gif Musiałem go znaleźć na linkedin. Będzie kończył wink.gif Przy czym i tak gros jego zainteresowań, to II WŚ. Co widać.

To fakt, to temat rzeka... wink.gif

W tej kwestii już się wypowiedziałem wink.gif

Pozdrawiam,
DW
*


Co do kwestii specjalizacji, ilu profesorów i doktorów habilitowanych popełnia oficjalne recenzje publikacji spoza swojego obszaru badań? I nie są to recenzje na stronę internetową o charakterze hobbystycznym czy tego rodzaju forum internetowe tylko oficjalne, wymagane nieraz przez różne przepisy recenzje, na podstawie których podejmowane są decyzje czy dana publikacja zostanie wydana czy nie. Gdyby się kolega recenzent nie interesował tematem, nie dostałby tej książki do recenzji.

Nie wiem jaki jest sens używania argumentów, które za parę miesięcy będą, jak wszystko na to wskazuje, nieaktualne. Do tego jaka jest ich zasadność w kontekście serii HB, gdzie wielu autorów nie jest z wykształcenia historykami, nie mówiąc już o tym ilu obecnie pisze w niej uznanych historyków, z bogatym dorobkiem naukowym, tytułami itd. Nie muszę wspominać, że kiedyś było pod tym względem inaczej... Poza tym sądzę, że redbaron w zasadzie wyczerpał temat jeśli chodzi o odniesienia do osób zarówno piszących, jak i recenzujących oraz ich formalnych kwalifikacji.

Naprawdę dziwię się, że brniesz w tym kierunku. Ale żeby nie było, przeczytałem jeszcze raz uważnie wszystko co tu było pisane. Co do nieszczęsnej artylerii, która po lekturze tego wątku może jawić się jako główny zarzut do książki, już nie wchodząc w wyjaśnianie tego, bo to chyba zostało wyjaśnione, dwie rzeczy mnie uderzają:

QUOTE("Damian W.")
Mówimy o epoce antycznej. Nie nowożytnej. Ja zaś zwróciłem uwagę, że pisząc o danej epoce trzeba używać terminologii, którą wówczas stosowano i podaje w opracowaniach. Tyle i aż tyle.

To, że artyleria jest terminem, który, przynajmniej tak mnie uczono, odnosi się do okresu od średniowiecza wzwyż. Słownictwo to jedno, ale metodologia i terminologia drugie. Każdego z nich trzeba używać umiejętnie i zgodnie z opracowywaną tematyką.

Gdyby stosować konsekwentnie tą zasadę, prowadzi ona do sytuacji absurdalnych.

W starożytności nie było znane np. pojęcie "klasy", w takim znaczeniu, jakie nadaje mu współcześnie socjologia (za Heglem). Wielu może się ono kojarzyć z marksizmem, ale to nie jest wyłącznie domena marksizmu (zresztą Marks rozumiał je trochę inaczej). Pojęcie to, w takim znaczeniu, może być bardzo przydatne i bywa wykorzystywane przez historyków do analizy społeczeństwa starożytnego, średniowiecznego czy każdego innego. Gdyby chcieć trzymać się zaproponowanej przez Ciebie zasady, byłoby to niemożliwe, a historyków takich należałoby uznać za popełniających podstawowy błąd warsztatowy. Bo starożytni nie znali tego pojęcia w takim znaczeniu. To tylko przykład, być może niedoskonały.

Ile jest takich pojęć i terminów, które w odległych czasach po prostu nie istniały, a zostały wymyślone później na nazwanie czegoś co istniało wcześniej? Czy np. słów "oficer" i "generał" można używać w odniesieniu do armii rzymskiej? Funkcjonowały wtedy słowa znaczeniowo pokrywające się z nimi?

Poza tym zwrócił moją uwagę ten fragment jednego z postów demszy:

QUOTE("demsza")
Sprawdziłem sobie jeszcze to co Damian W. napisał na temat braku logiki u Autora w kwestii wojskowości Galów. Damian W. napisał: „Skoro byli głośni, ale przypisuje im możliwość zasadzki, jak dla mnie kłóci się z logiką”. Autor daje opisy hałasliwych Galów z Liwiusz i Polibiusza zaraz po tym jak napisał o szykowaniu się Galów do bitwy, a więc hałasowali stojąc oko w oko z wrogiem. Poczym nieco dalej pisze iż: „Umieli także wykorzystać sprzyjające okoliczności do zorganizowaniazasadzek (jak zrobili to Nerwiowie w 57 r.)” (s.52). I gdzie tutaj brak logiki kolego Damianie W? Dzieci też są głośne, ale kiedy trzeba to też potrafią być cicho. Galowie nie byli przecież totalnymi głupkami. Mówimy o dorosłych mężczyznach, wojownikach, którzy chałasowali stojąc oko w oko z nieprzyjacielel, aby dodać sobie animuszu, natomiast w zasadzce siedzieli cicho, aby nie zostać przedwcześnie wykrytym przez wroga (s. 97). Nie wiem gdzie tutaj brak logiki. Wątpię, aby Czytelnik (i tak wogóle świat smile.gif ) oczekiwał od Galów, że będą dmuchać w te swoje karnyksy i robić piekielny hałas czając się w zasadzce... A potem następował atak i na pewno już nie w ciszy... (s. 101) Ale idąc za logicznym tokiem rozumowania kolegi Damiana W. to możemy wywnioskować, że Galowie także nie polowali bo jako, że byli głośni płoszyli zwierzynę wink.gif . A co do krytyki źródeł w kwestii hałaśliwości Celtów przed bitwą – którą poruszył także Damian W. - może dotyczyć co najwyżej wielkości decybeli smile.gif.

Ty jesteś historyk, znaczy się zawodowiec. On jest handlowiec, a punktuje Cię zawodowo smile.gif Zastrzegam się, że nie czytałem książki, ale po zapoznaniu się z całokształtem dyskusji, nie widzę byś się odniósł do tego co pisał merytorycznie, a moim zdaniem w tym wątku to Cię pogrąża bardziej niż owa nieszczęsna artyleria.

Poza tym zaś i przede wszystkim, moim zdaniem zbytnio starasz się przykładać do tej książki taką miarkę jak do publikacji naukowych, mimo deklarowania kilka razy, że wiesz i rozumiesz, że książka jest popularnonaukowa. Żeby nie było, nie zamierzam bronić autora przed wszystkimi zarzutami. Przypuszczam, że część z nich może być zasadna. Zwłaszcza to co pisał Wieniec brzmi sensownie, ale bez zapoznania się z tym tytułem nie jestem w stanie ocenić.
 
User is offline  PMMini Profile Post #78

     
Raleen
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 131
Nr użytkownika: 4.941

Zawód: prawnik
 
 
post 18/09/2020, 11:01 Quote Post

QUOTE("redbaron")
QUOTE("Raleen")
Stąd przykładanie do niej takiej samej miary jak do publikacji naukowych wydaje się niewłaściwe. Oczywiście nie oznacza to, że nie należy wskazywać na błędy. Jeszcze inny wątek to jakiego rodzaju książek i opinii o nich oczekują potencjalni czytelnicy. Z tym też, jak wiadomo, bywa różnie. Są tacy, dla których najważniejsze jest czy książkę będzie im się dobrze czytać rolleyes.gif .


Tak, ale zwróć uwagę, że najczęściej przykładana do nich jest miara, jak do powieści historycznych. I to zarówno ze strony czytelników, jak i - o zgrozo! - niektórych autorów.

Z tym bywa moim zdaniem różnie (może pomijając FB wink.gif ). Ta poczytność czy jak to jest określane, to także pewna składność, logika wywodów. To łączy się poniekąd z warsztatem historyka, tak mi się przynajmniej wydaje. Czytelnik, który nie jest zawodowym historykiem często nie będzie w stanie ocenić zasadności pewnych twierdzeń opierających się na bardziej szczegółowej wiedzy, czy przywoływanych faktów, często nie zna źródeł, które są powoływane w przypisach, nieraz nie będzie miał nawet fizycznej możliwości ich weryfikacji itd. Natomiast zazwyczaj jest w stanie wychwycić wewnętrzne sprzeczności i niespójności, przygląda się też tokowi rozumowania autora. Oczywiście styl autora również, zwłaszcza dla tych, którzy pożyli trochę w epoce przedkomputerowej i za młodu musieli pisać ręcznie, nie jest sprawą obojętną.

To także szeroki temat, wiążący się z kształtem rynku wydawniczego w Polsce, a mówiąc wprost jego słabością.

QUOTE("Krzysztof M.")
Miałem tego nie komentować, ale od czasu do czasu człowiek musi inaczej się udusi, zresztą zagadnienie to i tak wraca jak bumerang...
Niestety ta "tabloidyzacja" serii HB postępuje w zastraszającym tempie. Widać to doskonale na fb gdzie 90% opinii to są zdawkowe "świetna książka - dobrze się czyta". Czytelnicy nie mają więcej przemyśleń - ani na temat treści (układu, przejrzystości, trzymania się tematu) ani na temat warsztatu (bibliografia, przypisy itd), ani na temat ewentualnych błędów, wniosków - cokolwiek. Niektóre wpisy ocierają się o totalny infantylizm (np. "tytuł na grzbiecie jest wydrukowany odwrotnie - strasznie mnie to denerwuje"); obrazek na okładce do Małopolski Wschodniej wywołał niemal histerię, - ja się dziwie że siedziba Bellony nie stanęła jeszcze w ogniu wink.gif Ciekawe czy sama książka wywoła choćby ułamek takiego zainteresowania.
Ja cały czas się łudzę, że w książce popularnonaukowej i w serii hb (lub innych seriach) mimo wszystko chodzi jeszcze o coś więcej niż ładna obwoluta i miejsce na półce.

Ludowe medium jakim jest FB tak niestety działa. Znam ludzi walczących o oglądalność na FB czy na YT, którzy mają po kilkaset "polubień". Inni, bardziej zaangażowani w to, bywa, że mają po kilka tysięcy. Często ludzie robią wartościowe materiały, a oglądających zbyt wielu nie przybywa. Tymczasem ktoś nakręci prosty filmik o psach merdających ogonami i potrafi on mieć np. 100 mln wyświetleń. Niedawno jakiś nastolatek w Azji nakręcił filmik o tym jak siedzi przez parę godzin i nic nie robi. Ponoć jest przebojem i ma mnóstwo odsłon na całym świecie.

Patrząc na grupę FB o HBekach chyba jednak głównym motywem jest kolekcjonerstwo. Jak się patrzy na najwięcej ludzi chwali się, że nabyło sobie kolejny obiekt do kolekcji, albo pyta jak uzupełnić kolekcję itp. Z punktu widzenia kolekcjonera zawartość książki niekoniecznie ma istotne znaczenie, chyba że jest to zupełny gniot. Jak trafi się brzydka okładka to co innego wink.gif To jest motyw przewodni nie tylko w odniesieniu do książek.

Natomiast myślę, że mimo wszystko są czytelnicy, których w książkach interesuje to co powinno, tylko często nie mają czasu albo nie chce im się o tym pisać. Zwłaszcza jak po sąsiedzku są komentarze tego typu jak cytowałeś.

Znów, jest to też kwestia kształtu rynku wydawniczego w Polsce.
 
User is offline  PMMini Profile Post #79

     
Damian W.
 

VIII ranga
********
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 4.193
Nr użytkownika: 31.041

 
 
post 19/09/2020, 11:58 Quote Post

QUOTE(Raleen @ 18/09/2020, 11:33)
QUOTE(Damian W. @ 13/09/2020, 18:32)
QUOTE(Raleen @ 12/09/2020, 10:18)
Zlinkowana przez Ciebie informacja pochodzi z 2014 r. Autor recenzji niezależnie od tego, że jest prawnikiem, kończy albo skończył niedawno studia historyczne. Tak, że niestety jako badacz i interpretator źródeł nie wykazałeś się czujnością i wnikliwością smile.gif .

Natomiast jeśli miałbym się odnieść do Twoich uwag ogólnych, im dłużej przyglądam się opiniom wygłaszanym przez niektórych historyków, w tym także na tym forum, tym bardziej dochodzę do wniosku, że zwłaszcza w przypadku młodszych historyków różnica między "pasjonatami" czy "miłośnikami" a "zawodowcami" coraz bardziej się zaciera i raczej nie jest to problem wzrostu wiedzy, umiejętności czy czego tam jeszcze tych pierwszych. O przyczynach można by długo dyskutować.

Swoją drogą zadziwia mnie ile miejsca w tym wątku poświęcono wytykaniu autorowi recenzowanej książki, że dwa czy trzy razy użył w swojej pracy słowa "artyleria" dla rzymskich machin miotających. Po pierwsze w powszechnym obiegu w ramach historii wojskowości są pojęcia: artyleria barobalistyczna, artyleria neurobalistyczna i artyleria pirobalistyczna. Po drugie i przede wszystkim rzymskie machiny miotające funkcjonalnie były artylerią. Artylerię wyróżnia przede wszystkim to, że jest to broń zespołowa i polega na wykorzystywaniu jakiegoś większego urządzenia do miotania pocisków: 1) na większą odległość, 2) zwykle cięższych niż pociski, które można miotać za pomocą broni ręcznej (czy też mówiąc ogólniej takich, które ze względów technicznych nie bardzo da się miotać za pomocą broni ręcznej). Zarówno średniowieczne i nowożytne armaty oraz inne rodzaje dział, jak i starożytne (i średniowieczne) machiny miotające w niczym się tu nie różnią. Pełnią dokładnie tę samą funkcję. Oczywiście wraz z rozwojem technicznym w kolejnych wiekach artyleria zyskała także inne funkcje i możliwości, które doprowadziły do wyodrębnienia nowych rodzajów artylerii. Nawet jeśli przyjmiemy, że jest kilka różnych podejść czy poglądów na ten temat, to moim zdaniem autor ma prawo wybrać sobie jeden z nich i według niego postępować.
*



Autor nie specjalnie tym się chwalił wink.gif Musiałem go znaleźć na linkedin. Będzie kończył wink.gif Przy czym i tak gros jego zainteresowań, to II WŚ. Co widać.

To fakt, to temat rzeka... wink.gif

W tej kwestii już się wypowiedziałem wink.gif

Pozdrawiam,
DW
*


Co do kwestii specjalizacji, ilu profesorów i doktorów habilitowanych popełnia oficjalne recenzje publikacji spoza swojego obszaru badań? I nie są to recenzje na stronę internetową o charakterze hobbystycznym czy tego rodzaju forum internetowe tylko oficjalne, wymagane nieraz przez różne przepisy recenzje, na podstawie których podejmowane są decyzje czy dana publikacja zostanie wydana czy nie. Gdyby się kolega recenzent nie interesował tematem, nie dostałby tej książki do recenzji.

Nie wiem jaki jest sens używania argumentów, które za parę miesięcy będą, jak wszystko na to wskazuje, nieaktualne. Do tego jaka jest ich zasadność w kontekście serii HB, gdzie wielu autorów nie jest z wykształcenia historykami, nie mówiąc już o tym ilu obecnie pisze w niej uznanych historyków, z bogatym dorobkiem naukowym, tytułami itd. Nie muszę wspominać, że kiedyś było pod tym względem inaczej... Poza tym sądzę, że redbaron w zasadzie wyczerpał temat jeśli chodzi o odniesienia do osób zarówno piszących, jak i recenzujących oraz ich formalnych kwalifikacji.

Naprawdę dziwię się, że brniesz w tym kierunku. Ale żeby nie było, przeczytałem jeszcze raz uważnie wszystko co tu było pisane. Co do nieszczęsnej artylerii, która po lekturze tego wątku może jawić się jako główny zarzut do książki, już nie wchodząc w wyjaśnianie tego, bo to chyba zostało wyjaśnione, dwie rzeczy mnie uderzają:

QUOTE("Damian W.")
Mówimy o epoce antycznej. Nie nowożytnej. Ja zaś zwróciłem uwagę, że pisząc o danej epoce trzeba używać terminologii, którą wówczas stosowano i podaje w opracowaniach. Tyle i aż tyle.

To, że artyleria jest terminem, który, przynajmniej tak mnie uczono, odnosi się do okresu od średniowiecza wzwyż. Słownictwo to jedno, ale metodologia i terminologia drugie. Każdego z nich trzeba używać umiejętnie i zgodnie z opracowywaną tematyką.

Gdyby stosować konsekwentnie tą zasadę, prowadzi ona do sytuacji absurdalnych.

W starożytności nie było znane np. pojęcie "klasy", w takim znaczeniu, jakie nadaje mu współcześnie socjologia (za Heglem). Wielu może się ono kojarzyć z marksizmem, ale to nie jest wyłącznie domena marksizmu (zresztą Marks rozumiał je trochę inaczej). Pojęcie to, w takim znaczeniu, może być bardzo przydatne i bywa wykorzystywane przez historyków do analizy społeczeństwa starożytnego, średniowiecznego czy każdego innego. Gdyby chcieć trzymać się zaproponowanej przez Ciebie zasady, byłoby to niemożliwe, a historyków takich należałoby uznać za popełniających podstawowy błąd warsztatowy. Bo starożytni nie znali tego pojęcia w takim znaczeniu. To tylko przykład, być może niedoskonały.

Ile jest takich pojęć i terminów, które w odległych czasach po prostu nie istniały, a zostały wymyślone później na nazwanie czegoś co istniało wcześniej? Czy np. słów "oficer" i "generał" można używać w odniesieniu do armii rzymskiej? Funkcjonowały wtedy słowa znaczeniowo pokrywające się z nimi?

Poza tym zwrócił moją uwagę ten fragment jednego z postów demszy:

QUOTE("demsza")
Sprawdziłem sobie jeszcze to co Damian W. napisał na temat braku logiki u Autora w kwestii wojskowości Galów. Damian W. napisał: „Skoro byli głośni, ale przypisuje im możliwość zasadzki, jak dla mnie kłóci się z logiką”. Autor daje opisy hałasliwych Galów z Liwiusz i Polibiusza zaraz po tym jak napisał o szykowaniu się Galów do bitwy, a więc hałasowali stojąc oko w oko z wrogiem. Poczym nieco dalej pisze iż: „Umieli także wykorzystać sprzyjające okoliczności do zorganizowaniazasadzek (jak zrobili to Nerwiowie w 57 r.)” (s.52). I gdzie tutaj brak logiki kolego Damianie W? Dzieci też są głośne, ale kiedy trzeba to też potrafią być cicho. Galowie nie byli przecież totalnymi głupkami. Mówimy o dorosłych mężczyznach, wojownikach, którzy chałasowali stojąc oko w oko z nieprzyjacielel, aby dodać sobie animuszu, natomiast w zasadzce siedzieli cicho, aby nie zostać przedwcześnie wykrytym przez wroga (s. 97). Nie wiem gdzie tutaj brak logiki. Wątpię, aby Czytelnik (i tak wogóle świat smile.gif ) oczekiwał od Galów, że będą dmuchać w te swoje karnyksy i robić piekielny hałas czając się w zasadzce... A potem następował atak i na pewno już nie w ciszy... (s. 101) Ale idąc za logicznym tokiem rozumowania kolegi Damiana W. to możemy wywnioskować, że Galowie także nie polowali bo jako, że byli głośni płoszyli zwierzynę wink.gif . A co do krytyki źródeł w kwestii hałaśliwości Celtów przed bitwą – którą poruszył także Damian W. - może dotyczyć co najwyżej wielkości decybeli smile.gif.

Ty jesteś historyk, znaczy się zawodowiec. On jest handlowiec, a punktuje Cię zawodowo smile.gif Zastrzegam się, że nie czytałem książki, ale po zapoznaniu się z całokształtem dyskusji, nie widzę byś się odniósł do tego co pisał merytorycznie, a moim zdaniem w tym wątku to Cię pogrąża bardziej niż owa nieszczęsna artyleria.

Poza tym zaś i przede wszystkim, moim zdaniem zbytnio starasz się przykładać do tej książki taką miarkę jak do publikacji naukowych, mimo deklarowania kilka razy, że wiesz i rozumiesz, że książka jest popularnonaukowa. Żeby nie było, nie zamierzam bronić autora przed wszystkimi zarzutami. Przypuszczam, że część z nich może być zasadna. Zwłaszcza to co pisał Wieniec brzmi sensownie, ale bez zapoznania się z tym tytułem nie jestem w stanie ocenić.
*



Fakt, przyznaję się. W paru miejscach się zapomniałem w kwestii terminologii. O tym czym jest ta seria również. Będę się starał patrzeć łagodniejszym okiem na oba aspekty.

Pozdrawiam,
DW
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #80

     
demsza
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 178
Nr użytkownika: 36.264

Marian Marunski
Zawód: handlowiec
 
 
post 23/10/2020, 13:09 Quote Post

Rzuciłem sobie okiem z tzw. „braku-laku” na różne tematu na tym portalu i zaskoczyło mnie, że nie tak dawno ożywiła się ponownie dyskusja na temat tej książki. Szczerze pisząc to nie rozumiem tych kontrowersji wokół tego HaBeka. Czytałem i mogę napisać, że to jest dobry tytuł serii po który można śmiało sięgnąć. Nawet mogę napisać, że obok Mohacza i Donu jest – póki co - w trójcy najlepszych i najciekawszych tomików, wydanych w serii HB tego roku. Oczywiście są pewne niedociągnięcia czy błędy, ale nie są one jakieś kardynarne, żeby krzyczeć, że ten tomik jest nic nie warty. Niektóre z tych błędów to można samemu wyprostować opierając się jedynie na tekście książki, jak głupie pomiłki typu: Ambianowie zamiast Ambarowie (są to dwa różne plemiona, chociaż oba belgijskie), czy pomylenie października z listopadem. Nawet stwierdzenie, że Galowie po pierwszych niepowodzeniach w walce rezygnowali z niej i uciekali, które jest o tyle dziwne, że coś innego można przeczytać w Starożytnych Celtach Cunnlife’a, która to pozycja widnieje w bibliografii Galii b., czy niewymienienie Numidyjczyków w wojskach posiłkowych, tym bardziej, że nawet Cezar o nich pisze podczas bitwy nad Aksoną, (ale Autor jest w tej kwestii konsekwentny, bo w jego Brytanii też ich próźno szukać...), nie kwalifikują jeszcze tego HaBeka na makulaturę.
Przy okazji przeczytałem też recenzję tego tomiku na portalu Strategie. W sumie mógłbym się pod nią podpisać. Bo ten HaBek jest dobry i ciekawie napisany, ale niepozbawiony wad. Chociaż z pewnym zastrzeżeniem. Recenzent stwierdził, że zabrakło mu opisu wydarzeń w Galii poprzedzających wkroczenie Rzymian do Belgii. Otóż Autor opisał je krótko na pierwszych kilku stronach rozdziału Rzymianie nadchodzą.
Na zakończenie tego wpisu, rzuciłem jeszcze okiem na bestselery empiku TOP 100 w kategorii Ksiazka Historyczna i ku memu zaskoczeniu Galia belgijska nadal tam jest, co prawda w ostatniej dziesiątce (94), ale nadal trwa. Na tą chwilę jest to najprawdopodobniej najdłużej utrzymujący się HaBek na tej liście tego roku. Drugim jest Mahacz stojący znacznie wyżej (83), który został wydany jakiś miesiąc po Galii b. Mam dziwne wrażenie, że „popuarności” Galii b. nieco pomógł ten ambaras, który rozgorzał wokół artylerii... Ale i bez tego hałasu ten tytuł Tadeusza Romanowskiego jest ciekawą i wartą sięgnięcia pozycją popularno naukową. Ten fakt, że jest to książka pop- naukowa, niektórzy świadomie ignorują i patrzą na nią przez pryzmat pracy naukowej, co już w samym założeniu jest błędem kardynalnym. Bo czyż przyjęcie błędnych kryterii przy ocenie nie czyni samą ocenę błedną? Ale oczywiście, jak napomknął Releen, błędy należy wskazywać. Natomiast ocena całości powinna być wyważona i w miarę możliwości obiektywna.
 
User is offline  PMMini Profile Post #81

6 Strony « < 4 5 6 
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej