No ale tego właśnie nie rozumiem. To zapewne jakaś zaczarowana zasada prawna w stylu sine qua non albo Carthago delenda est, która nie pozwala rozpocząć procesu pod nieobecność pozwanego i/lub jego reprezentanta. A sprawa jest wydawałoby się prosta - jak ktoś nie chce zdążyć na swój proces cywilny z powodów innych niż ciężkie kłopoty zdrowotne, znaczy że nie zależy mu na werdykcie. Przedstawia się racje strony obecnej, sędzia osądza, koniec. Dzwoni się do firmy windykacyjnej. Gdzie problem?

Trzeba tutaj rozróżnić procedurę karną i cywilną. W procesie cywilnym pozwany wogóle może nie przyjść do sądu i nie interesować się sprawą. Może więc sprawę całkowice "olać". Będzie ponosił z tego tytułu niekorzystne konsekwencje procesowe, np nie bedzie mógł przedtsaweić swoich racji, czy dowodów, ale jest to tylko i wyłącznie jego sprawa.

Natomiast inaczej ukształtowana jest procedura karna, tam z kilkoma wyjątkami obecność oskarżonego jest obowiązkowa.

Oczywiście brać za kołnierz i przed sąd.Gazeciarze dla zarobku wyciągają prawde i nieprawdę byle było poczytne ich pismo.

Jak już ktoś po raz kolejny zauważył, media to IV władza i trudno mówić o życiu politycznym w III RP w oderwaniu od władzy.

The Second Republic of Ireland  narodzi się dopiero, jak pewien obrażalski pan zechce nominować Donalda Cudotwórce Tuska na premiera.

jednak mimo wszystko wolę śnić o bogatym państwie niż o państwie policyjnym.

najśmieszniejsze w tym wszystkim jest, że Kaczyński zapomniał, że to on jest wciąż premierem...