|
|
Wojna trzydziestoletnia na Śląsku, Jerzy Maroń
|
|
|
|
QUOTE Jerzy Maroń Wojna trzydziestoletnia na Śląsku. Aspekty militarneISBN: 978-83-7469-725-5 Wydawnictwo: WAW Rok wydania: 2008
Zacząłem Ci ja czytać wczoraj "Wojnę Trzydziestoletnią na Śląsku" dra hab Jerzego Maronia. Oto plon kilku (sic!) zaledwie stron.
str.15
QUOTE Cięższy (12-25 kg) typ zbroi używanej w polu stanowiły zbroje kirasjerskie Interesujące, niestety brak cytowań. Interesujące tym bardziej, że znane mi z muzeów zbroje kirasjerskie z tego okresu ważą ok. 40 kg... 12 kg to waga osiągana przez sam napierśnik z naplecznikiem, a nie jak napisano dalej:
QUOTE Miały one stosunkowo krótkie jednoczęściowe napierśniki i napleczniki, uzupełniane folgowymi naramiennikami i mocno rozbudowanymi folgowymi nabiodrkami Nawiasem mówiąc, ani słowa na temat stosowanych płyt wzmacniających napierśnik.
str.16
QUOTE Miecz miał obosieczną głownię (długości 87-99 cm, szerokości 3,2-3,8 cm) (...). Powszechnie stosowane rapiery (...) miały (...) głownie (...) dłuższe ale węższe niż klingi mieczy (długość głowni 77-115 cm, szerokość 1,8-3,7 cm) Czy tylko mnie się wydaje, że te przedziały niezupełnie odpowiadają opisowi słownemu? Czy głownia rapiera długości 77 cm jest dłuższa od klingi miecza o długości 99, lub choćby 87 cm? Czy głownia rapiera szerokości 3,7 cm jest węższa niż głownia miecza o szerokości 3,2 cm? Czy przypadkiem nie wrzucono do jednego worka z napisem "rapiery" dwóch różnych broni, z których jedna niczym nie różni się od miecza? Tym bardziej, że niżej widzimy:
QUOTE Rękojeści mieczy i rapierów były do siebie zbliżone. Jakie tak naprawdę przyjęto kryterium tego podziału wymyka się mojemu pojmowaniu. Czyżby sam jelec?
str.16-17 - Dalszy ciąg powyższego
QUOTE Ramiona jelca - zarówno mieczy, jak i rapierów - często opadały, prostopadle do głowni umieszczano obłęki, a także stosowano tzw. oślą podkowę, umożliwiającą wysunięcie na głownię palców. Ochronę palców wzmacniały kabłąki z bocznymi obłękami i gardą koszową. Rapiery o tak rozbudowanej ochronie ręki nazywano pappenheimerami. Czyli nie, bo zarówno miecze jak i obie kategorie rapierów mają rzekomo te same jelce. Co to ma być garda koszowa i boczne obłęki? Pappenheimery cechowały się obecnością dwóch tarczek tworzących kształt muszli.
str.17
QUOTE Niezależnie od typu rękojeści (podkreślenie moje -R), z punktu widzenia zastosowania na polu bitwy szable polskie i węgierskie końca XVI i początku XVII wieku można podzielić na trzy główne grupy. Pierwsza, o jelcach zamkniętych z paluchem (tzw. szabla husarska) (...). Druga, o jelcach otwartych, wyposażona także w paluch (...). To jak to, klasyfikujemy niezależnie od rękojeści czy wykorzystujemy ją jako podstawowe kryterium klasyfikacyjne? No i kto widział szable husarskie w końcu XVI i na początku XVII wieku?
str.18
QUOTE [Arkebuzy - przyp. -R] Miały zamek kołowy (...) Całkowite pominięcie arkebuzów z zamkiem lontowym...
str.18
QUOTE Muszkiety piechoty o zamku lontowym (...) To innych nie było?
str.18
QUOTE Pełny cykl oddania strzału z muszkietu wymagał wykonania przez muszkietera 44 czynności (temp). Najwyraźniej nie wymagał, skoro stosowano i dryle z inną liczbą temp...
Cóż, czytam tą książkę, by się dowiedzieć czegoś nowego, ale skąd mam wiedzieć, czemu mogę zaufać?
Ten post był edytowany przez Rothar: 25/07/2008, 23:29
|
|
|
|
|
|
|
|
Z tego, co przytoczyłeś powyżej Ramondzie, wyraźnie wynika, że prof. Jerzy Maroń nie porusza się zbyt pewnie w zagadnieniach bronioznawczych epoki, która skądinąd jest jego domeną badawczą jako historyka wojskowości. W gruncie rzeczy, niespecjalnie mnie to dziwi, ponieważ zawsze kojarzyłem tego historyka przede wszystkim jako specjalistę z zakresu wąsko rozumianej sztuki wojennej.
Niestety, czasem tak się składa, że "bronioznawcy" kiepsko poruszają się w "obszarze taktyki i strategii", natomiast historycy lubujący się w rekonstruowaniu przebiegu działań wojennych potrafią się wyłożyć na "broni i barwie".
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE Z tego, co przytoczyłeś powyżej Ramondzie, wyraźnie wynika, że prof. Jerzy Maroń nie porusza się zbyt pewnie w zagadnieniach bronioznawczych epoki, która skądinąd jest jego domeną badawczą jako historyka wojskowości. W gruncie rzeczy, niespecjalnie mnie to dziwi, ponieważ zawsze kojarzyłem tego historyka przede wszystkim jako specjalistę z zakresu wąsko rozumianej sztuki wojennej.
Niestety, czasem tak się składa, że "bronioznawcy" kiepsko poruszają się w "obszarze taktyki i strategii", natomiast historycy lubujący się w rekonstruowaniu przebiegu działań wojennych potrafią się wyłożyć na "broni i barwie". Doskonale to rozumiem, tym niemniej wolałbym, żeby takich błędów nie było... Może lepiej by było, by w tematach, w których nie czujemy się najlepiej, posiłkować się czyjąś pomocą, lub choćby odesłać do źródeł przy pomocy cytowań. Tymczasem tu w kilku wypadkach brakuje tego właśnie przy elementach najbardziej kontrowersyjnych - i nie wiadomo w końcu, od kogo błędna informacja wychodzi. Nie zmienia to również niestety faktu konfrontowania ze sobą dwóch przedziałów liczbowych, które wcale nie są rozbieżne...
I tak jak już powiedziałem - znalezienie błędów w temacie, na którym się znam, nie buduje mojego zaufania do informacji w tematach, na których się nie znam...
|
|
|
|
|
|
|
|
Czytałem ksiażkę jakiś czas temu, z wielkim zainteresowanie, bo raz że jest o mojej okolicy to jeszcze jest o wojnie trzydziestoletniej która mnie bardzo interesuje.
Na początek wady, w sumie nie ma ich dużo i są raczej względne, książka jest nadzywyczajniej w świecie ciężko napisana, ogromna ilość tabelek i wykresów z danym o broni ilości kul itp, jest ciekawa dla kogoś zajmującego się historią bardziej profesjonalnie ale dla hobbysty już nie koniecznie
Zaletą jest dokładnie, bardzo dokładnie opisane przebiegu walk na samym śląsku, z opisami gdzie kto z kim itp.
|
|
|
|
|
|
|
|
Na świeżo po lekturze muszę potwierdzić, że książkę bardzo ciężko się czyta. Rozdziały opisujące uzbrojenie, taktykę czy przebieg działań wojennych były jeszcze dla mnie napisane zrozumiale, ale ostatnia część dotycząca szeroko pojętych finansów, to była już dla mnie prawdziwa droga przez mękę. Nie mam o to oczywiście pretensji do autora, bo tego można było się spodziewać po pracy, która była habilitacją dr Maronia. Dla specjalistów od wojny XXX letniej musi być to prawdziwa gratka(chociaż nie pozbawiona błędów, jak to wykazał kolega Ramond), ale dla hobbystów już niekoniecznie.
Ten post był edytowany przez Karol XII: 13/07/2011, 22:19
|
|
|
|
|
|
|
|
Ta książka to jest przede wszystkim nielicha gratka dla miłośników III wojny austro-tureckiej (Długiej Wojny, Wojny Trzynastoletniej lub Piętnastoletniej jak kto woli) - przynosi wiele ciekawych informacji na temat organizacji piechoty i jazdy cesarskiej w tej jakże interesującej, a mało chyba znanej w Polsce wojnie
|
|
|
|
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|