|
|
Szkolnictwo wyższe III RP: sukces czy katastrofa, Stan aktualny, projekty reform
|
|
|
|
Dwa late temu magistrowałem się z kierunku mechanika i budowa maszyn. Jeżeli chodzi o zarobki, to do półtorej średniej krajowej łatwo wbić (~6000 brutto), potem trzeba już trochę doświadczenia i najczęściej zmiany pracy Pracodawcy u nas w Polsce jeszcze nie dojrzeli do tego, że lepiej zaplanować rozwój i przyszłe zarobki pracownika, żeby nie uciekał zaraz po tym jak nabierze doświadczenia, niż szkolić po n-razy nową kadrę.
QUOTE Z tym systemem bolońskim to bardziej samonakręcający się mit niżeli faktyczny problem. Niektórzy tak bardzo jojczą za starym systemem, bo w nowym nie da się być dobrze opłacanym doktorantem (i jednocześnie asystentem profesora) przez dziesięć lat.
System boloński ma olbrzymią zaletę jaką jest unifikacja i łatwość przeliczania dorobku studenta między uczelniami. Wyjazdy z Erasmusa to świetny sposób na poznanie innych kultur, szlifowanie języka i zobaczenie jak to za granicą się studiuje. System ten ma jednak jedną dużą wadę. Obecnie nie opłaca się robić magistra dokładnie z tego samego kierunku co inżyniera. Studia magisterskie trwają tylko 3 semestry, z czego pierwszy to powtórka z inżynierskich, żeby zrównać poziom. Drugi semestr to faktycznie trochę nowych rzeczy, a na trzecim większość ludzi pracuje i pisze prace magisterskie. Kursów jest wtedy mało i w większości są już całkowicie olewane. Lepiej po skończeniu inżyniera, wybrać jakiś pokrewny kierunek magisterski i być bardziej wszechstronnym.
QUOTE Problem matury polega na jej niesłychanie niskim poziomie. Gdyby zwiększyć próg do 60% oraz zmniejszyć liczbę studentów na każdym kierunku przynajmniej dwukrotnie, daję głowę, że poziom podniósłby się o wiele w ciągu dwóch-trzech lat.
Zgadzam się w 100%. Do podniesienia poziomu kształcenia wyższego wystarczy zwiększyć progi maturalne i uniezależnić finansowanie uczelni od liczby przyjmowanych kandydatów. Obecnie w dobie niżu demograficznego Politechnika Wrocławska, na której studiowałem, rok w rok zwiększa nabory o 10%. Na bardzo wiele dobrych kierunków próg wynosi 0 punktów! Można zdać podstawową maturę z polskiego i dostać się na politechnikę... Prywatne uczelnie mogą zostać bez zmian, pracodawcy i tak mają zwykle o nich wyrobione zdanie
Swój post piszę z perspektywy absolwenta uczelni technicznej. Nie orientuję się za bardzo jak sytuacja wygląda na kierunkach humanistycznych.
Ten post był edytowany przez kossa: 11/01/2016, 23:11
|
|
|
|
|
|
|
|
O żenującym poziomie rekrutacji świadczy fakt, że awaryjnie aplikując na PWr w 2010, dostałem się na Wydział Elektryczny z jednym z lepszych wyników (pierwsze 20%) kompletnie bez matury z fizyki. 50 punktów w plecy na start, ale co tam. Podobno teraz jest jeszcze łatwiej. Aż boję się popatrzeć ile trzeba mieć % punktów rekrutacyjnych, aby się dostać. W 2010 było to 38%.
|
|
|
|
|
|
|
|
Próg niekoniecznie świadczy o poziomie, na PP jest kierunek "elektronika i telekomunikacja" próg praktycznie zerowy, a studia uznawane za jedne z trudniejszych. Po pierwszym roku nie zostaje nawet połowa.
|
|
|
|
|
|
|
|
Dodajmy do tego że poziom maturalny (zwłaszcza w przypadku z obowiązkową matematyką) ma to do siebie że oczekuje od ucznia zdolności z każdej dziedziny, ktoś na poziomie liceum może mięć problem z matematyką, i jednocześnie bardzo dobre wyniki z innych przedmiotów. Dlaczego mamy skazywać bardzo dobrego człowieka z jakiejś dziedziny na zmywak tylko dlatego że nie może ogarnąć matematyki na poziomie całkowicie nie przydatnym w życiu? Jestem jednym z tych którzy mieli szczęście nie mięć obowiązkowej matematyki na maturze, a liczyć żeby przeżyć umiem, choćby żeby uświadomić sobie możliwości wydatków stosownie do zarobków. W pracy zaś gdy od czasu do czasu trzeba coś policzyć można skorzystać z kalkulatora (a i to dla wielu ludzi jest problemem), nie tak jak moja matematyczka z liceum która jak byłem przy tablica śmiała się że pomagam sobie licząc coś pod kreską na boku tablicy dla pewności wyniku, no bo jak w głowie nie ma kalkulatora, to człowiek-głąb tylko do zamiatania się nadaje?
Warto też dodać że nauczyciele w liceum tak wymagający wiedzy od ucznia akurat ze swojego przedmiotu często nie posiadają wiadomości z innych przedmiotów (np. wspomniany matematyk z historii czy geografii)na poziomie gimnazjum!
Nie twierdz że akurat znajomość historii starożytnej jest bardziej przydatne od matematyki, ale logiczne że jeśli ktoś jest dobry z matmy czy historii, to często właśnie idzie to w parzy z jego zainteresowaniami prywatnymi czy ewentualnym wypatrywanym zawodem. Dlaczego "zarzynać" młodego historyka zaawansowaną matematyką, jeśli jej podstawy jak najbardziej przydatne w życiu bardzo dobrze opanował?
Ten post był edytowany przez Sapiens: 12/01/2016, 10:13
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Sapiens @ 12/01/2016, 10:08) Dlaczego mamy skazywać bardzo dobrego człowieka z jakiejś dziedziny na zmywak tylko dlatego że nie może ogarnąć matematyki na poziomie całkowicie nie przydatnym w życiu?
Jak jest taki świetny w innym obszarze wiedzy/zdolności, to sobie w życiu poradzi. Zapewne nawet lepiej, niż wielu kolegów/koleżanek z dobrymi stopniami w szkole. Co wcale nie oznacza, że na potrzeby takich wyjątków powinno się psuć cały szkolny system, bo "każdy jest wyjątkowy".
Nawiasem mówiąc kiedy słyszę, że obecna, łatwa matematyka na poziomie szkoły średniej jest nieprzydatna w normalnym życiu, w którym wymagane jest równoważenie swoijego domowego budżetu, roi się w nim od kredytów, oprocentowań, warunków logicznych w umowach, szacowania ryzyka itp., to śmiac mi się chce.
Matematyka w życiu przydała mi się wielokrotnie dużo bardziej, niż mój historyczny hobbistyczny konik.
QUOTE(Sapiens @ 12/01/2016, 10:08) (...)ale logiczne że jeśli ktoś jest dobry z matmy czy historii, to często właśnie idzie to w parzy z jego zainteresowaniami prywatnymi czy ewentualnym wypatrywanym zawodem.
Znam programistów którzy prywatnym hobby jest filozofia, jakaś dziedzina sztuki, dziedzina sportu czy nawet ogrodnictwo. Jestem przekonany, że znajdziesz również artystów ze smykałką do budowlanki, finansów itp. Chyba tylko mając kilkanaście lat wierzy się tak mocno, że zestaw prywatnych zainteresowań automatycznie pokryje się w życiu z tym, co się będzie robiło zawodowo.
Ten post był edytowany przez Baszybuzuk: 12/01/2016, 11:25
|
|
|
|
|
|
|
|
Wprawdzie matmy nie zdawałem (poszedłem na łatwiznę - miałem zaliczoną maturę z historii za olimpiadę), ale z racji pobytu w mat.-fiz. opanowałem chcąc nie chcąc. Umiejętności stricte matematyczne są przydatne lub nie, ale istotniejsze jest "przymuszenie" do pewnej precyzji i sposobów analizy, której uczy tylko matematyka.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Sapiens @ 12/01/2016, 10:08) Nie twierdz że akurat znajomość historii starożytnej jest bardziej przydatne od matematyki, ale logiczne że jeśli ktoś jest dobry z matmy czy historii, to często właśnie idzie to w parzy z jego zainteresowaniami prywatnymi czy ewentualnym wypatrywanym zawodem. Dlaczego "zarzynać" młodego historyka zaawansowaną matematyką, jeśli jej podstawy jak najbardziej przydatne w życiu bardzo dobrze opanował? Jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś bardzo dobry z jakiejś dziedziny został pokonany przez maturę z matmy. 30 % w sytuacji gdy dobry gimnazjalista pisze na dwa razy tyle... Znam ludzi, którzy nie potrafią obliczyć ile zapłacą w sklepie spożywczym za kilka produktów, a nawet oni maturę jakoś zdali.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Sapiens @ 12/01/2016, 10:08) Dodajmy do tego że poziom maturalny (zwłaszcza w przypadku z obowiązkową matematyką) ma to do siebie że oczekuje od ucznia zdolności z każdej dziedziny, ktoś na poziomie liceum może mięć problem z matematyką, i jednocześnie bardzo dobre wyniki z innych przedmiotów. Poziom matury podstawowej z matematyki jest żenujący. Jeszcze ten próg w postaci 30%, co daje do zrozumienia, że trzeba umieć mniej niż więcej, aby coś się w życiu powiodło. Nie interesuje mnie to czy uczeń jest dobry z innych przedmiotów, ale matematyka na poziomie licealnym to absolutna podstawa, aby nie być zdebilałym humanistą, który nie potrafi poradzić sobie z kredytami, proporcjami, liczeniem pieniędzy oraz zużycia paliwa.
QUOTE Dlaczego mamy skazywać bardzo dobrego człowieka z jakiejś dziedziny na zmywak tylko dlatego że nie może ogarnąć matematyki na poziomie całkowicie nie przydatnym w życiu? Jestem jednym z tych którzy mieli szczęście nie mięć obowiązkowej matematyki na maturze, a liczyć żeby przeżyć umiem, choćby żeby uświadomić sobie możliwości wydatków stosownie do zarobków. W pracy zaś gdy od czasu do czasu trzeba coś policzyć można skorzystać z kalkulatora (a i to dla wielu ludzi jest problemem), nie tak jak moja matematyczka z liceum która jak byłem przy tablica śmiała się że pomagam sobie licząc coś pod kreską na boku tablicy dla pewności wyniku, no bo jak w głowie nie ma kalkulatora, to człowiek-głąb tylko do zamiatania się nadaje? Twierdzenie, że matematyka to liczenie to tak jak twierdzenie, że historia to daty.
QUOTE Warto też dodać że nauczyciele w liceum tak wymagający wiedzy od ucznia akurat ze swojego przedmiotu często nie posiadają wiadomości z innych przedmiotów (np. wspomniany matematyk z historii czy geografii)na poziomie gimnazjum! Czym innym jest nauczyć się i zapomnieć (przypomnienie to kwestia godzin, czy dni), a czym innym jest w ogóle nie wiedzieć i nie czuć potrzeby dowiedzenia się podstawowych rzeczy.
QUOTE Nie twierdz że akurat znajomość historii starożytnej jest bardziej przydatne od matematyki, ale logiczne że jeśli ktoś jest dobry z matmy czy historii, to często właśnie idzie to w parzy z jego zainteresowaniami prywatnymi czy ewentualnym wypatrywanym zawodem. Dlaczego "zarzynać" młodego historyka zaawansowaną matematyką, jeśli jej podstawy jak najbardziej przydatne w życiu bardzo dobrze opanował? A co czego jest Ci potrzebna w życiu znajomość historii starożytnej poza absolutną podstawą? W jakiej dziedzinie życia jest Ci potrzebne wiedzieć o tym kto dokładnie wybudował jaką piramidę, czy w którym roku była reforma Gajusza Mariusza i na czym polegała? Wiedzą historyczną można błysnąć w towarzystwie lub na wyjazdach, ale nigdzie indziej. Będziesz Pani w sklepie opowiadał o teoriach skrzydeł husarskich, nie potrafiąc przeliczyć tego czy bardziej opłaca się kupić 200 g tego samego dżemu za 2,99 zł, czy 250 g za 3,69 zł?
Osobiście mam taki pogląd, można się ze mną zgadzać lub nie, że w dzisiejszych czasach do życia najbardziej potrzebne są takie przedmioty: 1) matematyka - ona uczy nas liczyć, myśleć logicznie i wyciągać wnioski. To ona stymuluje nasze szare komórki do łącznia faktów, ciągłego analizowania problemu, co rozwija intelekt. 2) język polski - uczy nas czytania i pisania, ogólnie komunikacji w społeczeństwie, także pod kątem przygotowania do funkcjonowania w określonej kulturze społecznej (aby nie być alienem) 3) język obcy (99% angielski) - pozwala nam przełamać bariery krajowe i wyjść poza zaścianek na praktycznie cały świat. Dzięki temu możemy podróżować bez stresu, rozwijać swoją wiedzę, etc. 4) informatyka i nowoczesna technika - bez obsługiwania się komputerem, telefonem, bez Internetu po prostu dzisiaj nie przeżyjesz. Owszem, można na siłę bawić się w XIX wiek, ale nie o to chodzi. Równie dobrze można żyć bez ciepłej wody, prądu i z furmanką zamiast samochodu. Da się? Da. Tylko po co?
I to jest absolutne minimum, które dzisiaj człowiek musi się nauczyć, aby móc funkcjonować w społeczeństwie i sobie samodzielnie radzić. Dalsza nauka to rozwój osobisty lub typowa specjalizacja.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE Próg niekoniecznie świadczy o poziomie, na PP jest kierunek "elektronika i telekomunikacja" próg praktycznie zerowy, a studia uznawane za jedne z trudniejszych. Po pierwszym roku nie zostaje nawet połowa.
Nie miałem na myśli tego, że niski próg automatycznie oznacza niski poziom. Na polibudzie na wielu kierunkach jest często zupełnie odwrotnie Pierwszy rok zwykle mocno weryfikuje zdolności mniej więcej połowy świeżaków do studiowania. Uważam jednak za kuriozalne, że na pierwszym semestrze na połowie wykładów nie ma gdzie usiąść, bo żeby zarobić uczelnia rekrutuje po 500 osób na kierunek i upycha do sal wykładowych na maksymalnie 300 słuchaczy.
QUOTE O żenującym poziomie rekrutacji świadczy fakt, że awaryjnie aplikując na PWr w 2010, dostałem się na Wydział Elektryczny z jednym z lepszych wyników (pierwsze 20%) kompletnie bez matury z fizyki. 50 punktów w plecy na start, ale co tam. biggrin.gif Podobno teraz jest jeszcze łatwiej. Aż boję się popatrzeć ile trzeba mieć % punktów rekrutacyjnych, aby się dostać. W 2010 było to 38%.
Ja zaczynałem w 2009 i ostatnia osoba na ostatniej rekrutacji miała około 10% punktów
Narzekanie na poziom matury podstawowej z matematyki uważam za śmieszne. Tam naprawdę są absolutne podstawy, które przydają się w życiu codziennym. Zaliczenie matematyki do przedmiotów obowiązkowych na maturze uważam za bardzo dobry pomysł.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Piegziu @ 12/01/2016, 15:15) Osobiście mam taki pogląd, można się ze mną zgadzać lub nie, że w dzisiejszych czasach do życia najbardziej potrzebne są takie przedmioty: 1) matematyka - ona uczy nas liczyć, myśleć logicznie i wyciągać wnioski. To ona stymuluje nasze szare komórki do łącznia faktów, ciągłego analizowania problemu, co rozwija intelekt. 2) język polski - uczy nas czytania i pisania, ogólnie komunikacji w społeczeństwie, także pod kątem przygotowania do funkcjonowania w określonej kulturze społecznej (aby nie być alienem) 3) język obcy (99% angielski) - pozwala nam przełamać bariery krajowe i wyjść poza zaścianek na praktycznie cały świat. Dzięki temu możemy podróżować bez stresu, rozwijać swoją wiedzę, etc. 4) informatyka i nowoczesna technika - bez obsługiwania się komputerem, telefonem, bez Internetu po prostu dzisiaj nie przeżyjesz. Owszem, można na siłę bawić się w XIX wiek, ale nie o to chodzi. Równie dobrze można żyć bez ciepłej wody, prądu i z furmanką zamiast samochodu. Da się? Da. Tylko po co? I to jest absolutne minimum, które dzisiaj człowiek musi się nauczyć, aby móc funkcjonować w społeczeństwie i sobie samodzielnie radzić. Dalsza nauka to rozwój osobisty lub typowa specjalizacja. Pełna zgoda, należy jednak zwrócić uwagę, że języka oraz informatyki się w szkole nie nauczymy. Są oczywiście wyjątki, np. klasy dwujęzyczne, szkoły współpracujące z uniwersytetami i potrafiące zachęcić uczniów do nauki tych przedmiotów w zakresie wykraczającym poza materiał, który znajduje się w książkach. Część nauczycieli również potrafi to zrobić, ale jest takich niewielu. Szczególnie z informatyką jest problem, gdyż często uczą jej osoby nie mające o niej pojęcia. Ja np. w liceach do których chodziłem miałem informatykę kolejno z nauczycielami chemii i matematyki. O informatyce za dużego pojęcia nie mieli...
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Piegziu @ 12/01/2016, 15:15) Będziesz Pani w sklepie opowiadał o teoriach skrzydeł husarskich, nie potrafiąc przeliczyć tego czy bardziej opłaca się kupić 200 g tego samego dżemu za 2,99 zł, czy 250 g za 3,69 zł? Ale do takich (i innych potrzebnych w życiu obliczeń) wystarczy podstawówka (teraz gimnazjum ?).
Dalej zaczyna się już nieco "matematyka abstrakcyjna" - silnie, ciągi, funkcje itd. Oczywiście to również może się komuś przydać, ale moim zdaniem w sposób podobny co ta historia starożytna.
Komu w życiu potrzebne jest obliczanie miejsca zerowego funkcji kwadratowej itd? Gdzie ten zjadacz chleba znajdzie funkcję kwadratową na codzień?
QUOTE(Piegziu @ 12/01/2016, 15:15) Osobiście mam taki pogląd, można się ze mną zgadzać lub nie, że w dzisiejszych czasach do życia najbardziej potrzebne są takie przedmioty: 1) matematyka - ona uczy nas liczyć, myśleć logicznie i wyciągać wnioski. To ona stymuluje nasze szare komórki do łącznia faktów, ciągłego analizowania problemu, co rozwija intelekt. 2) język polski - uczy nas czytania i pisania, ogólnie komunikacji w społeczeństwie, także pod kątem przygotowania do funkcjonowania w określonej kulturze społecznej (aby nie być alienem) 3) język obcy (99% angielski) - pozwala nam przełamać bariery krajowe i wyjść poza zaścianek na praktycznie cały świat. Dzięki temu możemy podróżować bez stresu, rozwijać swoją wiedzę, etc. 4) informatyka i nowoczesna technika - bez obsługiwania się komputerem, telefonem, bez Internetu po prostu dzisiaj nie przeżyjesz. Owszem, można na siłę bawić się w XIX wiek, ale nie o to chodzi. Równie dobrze można żyć bez ciepłej wody, prądu i z furmanką zamiast samochodu. Da się? Da. Tylko po co?
I to jest absolutne minimum, które dzisiaj człowiek musi się nauczyć, aby móc funkcjonować w społeczeństwie i sobie samodzielnie radzić. Dalsza nauka to rozwój osobisty lub typowa specjalizacja.
Ja proponowałbym inną chronologię.
Przede wszystkim na miejscu 1 fizyka. Tak żeby taki petent wiedział mniej więcej na jakiej zasadzie działa silnik elektryczny czym różni się prąd stały od zmiennego, silnik spalinowy, sprężarka itd.
Tak, by później nie pojawiały się sytuacje jak u mnie: dziadek wyłączał w zimie lodówkę, bo mówi, że ona wychładza mu kuchnię.
W ogóle w dzisiejszych czasach, gdy duża część społeczeństwa mieszka w blokowiskach i wiedzę czerpie z TV przydałoby się więcej wiedzy praktycznej - rzemiosła, ZPT, podstawy prawa, ekonomii itd.
2) Matematyka jako "narzędzie" i podstawa dla wielu innych dziedzin. 3) Język Polski - wiadomo komunikacja 4) Język angielski lub niemiecki. Tylko nauka powinna tak wyglądać by języka nauczyć a nie tylko uczyć. W Polskich warunkach wygląda to tak, że "wciska się" zasady i gramatykę, praktycznie niekt nie jest w stanie nauczyć się języka obcego w szkole*.
*Tak było za moich czasów, język obcy zaczynał się w klasie 5 podstawówki. Na każdym szczeblu nauki inny - podstawówka niemiecki, średnia niemiecki i rosyjski, studia angielski (jedno wielkie zamieszanie).
Ten post był edytowany przez Adiko: 13/01/2016, 10:04
|
|
|
|
|
|
|
|
Fizyka też jest dosyć mocno abstrakcyjna powyżej jakiegoś poziomu. Bardziej proponowałbym ogólną wiedzę fizyczną oraz przystosowanie techniczne (coś na kształt podstawowych zajęć w technikum).
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Adiko @ 13/01/2016, 10:01) Dalej zaczyna się już nieco "matematyka abstrakcyjna" - silnie, ciągi, funkcje itd. Oczywiście to również może się komuś przydać, ale moim zdaniem w sposób podobny co ta historia starożytna.
Ironicznie, dopiero wtedy daje się powiązać logicznie wbijane wcześniej na pamięć wzory na objętość i powierzchnię z tym, z czego wynikają. Zatrzymując się w matematyce na etapie przed całkami (nawiasem mówiąc, to raptem XVII wiek w rozwoju matematyki...) skazujemy się na mechaniczne stosowanie geometrii w tych obszarach bez jej głębszego zrozumienia.
Co do funkcji - może nie sama funkcja kwadratowa, ale świadomość tego, że mnóstwo rzeczy z którymi człowiek styka się w pracy zawodowej opiera swój wynik na określonym algorytmie z kilkoma wpływającymi na niego zmiennymi jest wartościowa, ograniczając "myślenie magiczne", w którym rozmywa się związek przyczynowo-skutkowy.
Ten post był edytowany przez Baszybuzuk: 13/01/2016, 10:34
|
|
|
|
|
|
|
|
Ludzie często popełniają tak zwane typowe błędy myślowe, sprowadzając wiele dziedzin do bardzo strywializowanych pojęć.
Matematyka - liczenie, Historia - daty i postacie, Język polski - gramtyka i lektury, Geografia - skały i stolice państw, Chemia - wzory na reakcje chemiczne.
Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że każda dziedzina ma swoje unikalne "właściwiości". Matematyka przede wszystkim uczy ludzi logicznie myśleć. I nie dlatego, że tam się dodaje, odejmuje, mnoży i dzieli, ale dlatego, że ta "abstrakcja" ma na celu uczenie nas rozwiązywania problemów w oparciu o rzeczy, które wiemy. Matematyka na wyższym poziomie nigdy nie była i nie będzie bezmyślnym i mechanicznym tworzeniem coraz nowszych wzorów, lecz wbrew pozorem powrotem do korzeni. Korzeni, które poznajemy już w podstawówce, tyle że później od tej innej strony, bardziej świadomej i dojrzalszej.
|
|
|
|
|
|
|
|
Przyszła reforma edukacji powinna opierać się w dużej mierze na włączeniu wiedzy o społeczeństwie oraz przedsiębiorczości w system 4-5 godzin tygodniowo. Być może to spowodowałoby zwiększenie poziomu świadomości obywatelskiej i ekonomicznej w naszym społeczeństwie.
Kosztem jakich przedmiotów? Prawdopodobnie należałoby połączyć chemię, fizykę i biologię w jeden przedmiot uczony jedynie do gimnazjum (później tylko specjalizacja). Tak samo z matematyką - do gimnazjum obowiązek - później specjalizacja. Nie oszukujmy się, po 8 latach od skończeniu liceum nie pamiętam wzoru chemicznego alkoholu a co dopiero skomplikowanych równań chemicznych. Analogicznie ze skomplikowaną matematyką. Na studiach kierunkowych - na Uniwersytecie Ekonomicznym się przyda, ale przysłowiowemu Kowalskiemu? Śmiem wątpić, a jeśli faktycznie kiedyś, jednorazowo się przyda to na youtube znajdziemy prosty kurs.
Oczywiście można się uczyć wszystkiego, ale po co? Równie dobrze można uczyć starożytnej greki i łaciny w szkole. Bez tego również 'skazujemy się na mechaniczne stosowanie języków romańskich bez ich głębszego zrozumienia'.
|
|
|
|
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|