|
|
Klątwa, Ale Czyja?, śmierć Andrzeja Benesza
|
|
|
|
Andrzej Benesz jest znana osobą. Być może nie w pierwszym odruchu, ale wystarczy przypomnieć tajemnice kipu w Niedzicy by zacząć kojarzyć.
"Inkaską" część jego biogramu przedstawiam za Wiki:
QUOTE Z Andrzejem Beneszem związana jest opowieść o zamku "Dunajec" w Niedzicy i znajdującym się tam kipu, czyli inkaskim piśmie węzełkowym, zawierającym rzekomo dane o miejscach ukrycia skarbów. Andrzej Benesz miałby być potomkiem pro lege Wacława Benesza, kuzyna Sebastiana de Berzeviczego, który wyemigrował w XVIII wieku do Peru i tam ożenił się z inkaską kobietą szlacheckiego pochodzenia. Z tego związku mieli córkę Uminę, która stała się żoną bratanka Tupaca Amaru II, przywódcy indiańskiego powstania w latach 1780-1781. Po rozpoczęciu prześladowań rodu Tupaków przez władze hiszpańskie, mąż Uminy uciekł wraz z Sebastianem, żoną i synem – Antonio do Wenecji, gdzie zginął zasztyletowany. Sebastian, Umina i Antonio zbiegają na północne Węgry (od 1920 r. teren ten należy do Polski), do zamku w Niedzicy. Umina – podobnie jak wcześnie jej mąż – zostaje zasztyletowana przez ścigających ją Hiszpanów. Sebastian ratuje życie wnuka i sprowadza radę emisariuszy Inków, którzy spisują akt adopcji – zwany także Testamentem Inków. Odtąd Antonio staje się synem Wacława Benesza i zamieszkuje na Morawach. Andrzej Benesz – poprzez swego ojca Jana i dziadka Ernesta – miałby być prawnukiem Inki. Według nie potwierdzonych do końca informacji – odnalazł on kipu na zamku w Niedzicy, a nawet próbował znaleźć hipotetyczny skarb Inków. Poszukiwania nie dały rezultatów. Zginął w wypadku samochodowym, co miałoby świadczyć o klątwie inkaskich kapłanów (targnięcie się na kipu i skarb bez zgody rady emisariuszy Inków
Druga strona życia taj niewątpliwie ciekawej postaci to przewodniczenie "sojuszniczemu" Stronnictwu Demokratycznemu w latach 1973 - 1976. Poseł na Sejm 5 kadencji (nieprzerwanie od 1957). W V kadencji pełnił funkcję Wicemarszałka Sejmu. Nie to jest jednak istotne.
Z tego co pamiętam Sejm PRL VI kadencji powołał komisję do zbadania "wydarzeń" w grudniu 1970. W jej składzie miał (przewodniczył?) wejść także Andrzej Benesz. Jakkolwiek tego rodzaje komisje działały fasadowo i z góry ustalonym rezulatatem jakies czynności śledcze prawodzić jednak musiały.
Czy śmiertelny wypadek samochodowy jest tylko śmiertelnym wypadkiem (ileż to takich?), czy jak chcą niektórzy, zemsta (ideowych) potomków Tupaca Amaru? Czy można wiązać z ulubiony środkiem "opatrzności" w uwalniania władz komunistycznych od kłopotliwych pytań i osób?
Jeden ze sprawców grudniowej masakry - gen. Grzegorz Korczyński (Stefan Kilanowicz) zmarł w niewyjasnionych do końca okolicznościach, zasłany do Algerii w 1971.
|
|
|
|
|
|
|
|
Ponieważ część tego skarbu Inków miało być zatopionych w Zatoce Vigo i jeziorze Titicaca Benesz interesował się sprawami morskimi i budową batyskafów. W sejmie był przewodniczącym komisji zajmującej się sprawami morskimi oraz prezesem Polskiego Związku Żeglarskiego. Poza tym mieszkał na Pomorzu. Stąd zapewne dlatego przydzielono go do Komisji w spr. Wydarzeń na Wybrzeżu w 1970 r. Ten jego wypadek rzeczywiście był dość dziwny, bo zabił się na prostej drodze. Przez miesiąc na wakacjach byłem przewodnikiem po zamku w Niedzicy i codziennie po parę razy opowiadałem jego dzieje. Z tego co mi wtedy mówiono zginął jadąc samochodem z jakimiś ludźmi i siedząc na najbezpieczniejszym miejscu, za kierowcą. Potem jednak widziałem jakiś film dokumentalny, w którym ten wypadek przedstawiano inaczej. Tak, że w sumie nie wiem już, która wersja jest prawdziwa. Co do tego "kippu" to rzeczywiście wyjął je z pod progu przy ludziach. Był to rok 1946 i po górach od razu rozniosło się, że w Niedzicy odkopano wielkie skarby. Żyjący wtedy jeszcze słynny przewodnik nidzicki, Pan Franek, mówił mi, że wkrótce na zamku pojawił się jeden z oddziałów "Ognia", by te skarby skofiskować. Ale oczywiście niczego już nie było. Samo też kippu zaginęło.
|
|
|
|
|
|
|
|
Vitam
Przez miesiąc na wakacjach byłem przewodnikiem po zamku w Niedzicy i codziennie po parę razy opowiadałem jego dzieje. (Krakowiak)
Tak gdzieś koło 10 lat temu byłem na wycieczce na właśnie otwartej zaporze w Czorsztynie. Tamtejszy przewodnik uraczył nas oczywiście opowieścią o zaginionych skarbach Inków (wszystkim znaną), a potem nastrojowo ściszony głosem wystrzelił z wielkim finałem: pod koniec lat 70. podczas przygotowań pod budowę zapory jedna z koparek nieopodal zamku zahaczyła łyżką o tajemniczą skrzynię zakopaną w ziemi. Skrzynia okazała się pełna złota, którego wartość (jacy ci robotnicy budowlani byli biegli w wycenie) wynosiła około 15 M$. Już po kilku godzinach po skrzynię przyjechała specjalna delegacja z samej Warszawy, skrzynia znikła i więcej ludzkie oko jej nie widziało, operator koparki był kilkakrotnie przesłuchiwany przez SB i do dzisiaj (to znaczy do momentu opowieści) nie chce mówić o tym, co odkopał... Dobre zakończenie powieści sensacyjnej. Tylu ludzi szuka skarbu, docieka tajemnicy kipu... a tu w finale rach-ciach, zwrot akcji, skarbu już dawno nie ma, bo go podzielili między siebie wierni towarzysze...
|
|
|
|
|
|
|
|
Nie wiem jak jest teraz, ale jak ja byłem w Niedzicy to tego skarbu Inków ciągle tam szukano i to oficjalnie. Np. badano geo-radarami grobowiec Salamonów na wzgórzu ponad zamkiem. Ja sam, korzystając z drobnych remontów, które były prowadzone na dziedzińcu zamku i pod dawną basztą wjazdową zdobyłem kulę do muszkietu, kryształ górski, balsaminkę (fiolkę na perefumy z zielonego szkła) i trochę różnej ceramiki).
|
|
|
|
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|