Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
3 Strony  1 2 3 > 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Filmy o wydarzeniach z XIX wieku
     
Kurokow
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 231
Nr użytkownika: 43.921

Michal
 
 
post 23/12/2009, 20:28 Quote Post

Witam

Chciałbym obejrzeć kilka nowych filmów o wydarzeniach z XIX wieku i proszę was o pomoc w podaniu jak największej ilości tytułów. Najbardziej interesują mnie oczywiście wojenne, szczególnie z czasów wojen napoleońskich ale chętnie obejrzę wszystkie jakie znacie o XIX wieku. smile.gif

Na początek kilka wymienię sam:
Chwała z 1989
Gettysburg z 1994
Mangal Pandey z 2005
Shenandoah z 1965
Szwadron z 1992
The Horse Soldiers z 1959
Wzgórze nadziei z 2003
Pan Tadeusz z 1999
Młoda Wiktoria z 2009


 
User is offline  PMMini Profile Post #1

     
kundel1
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 2.735
Nr użytkownika: 47.745

Jacek Widor
Zawód: plastyk
 
 
post 23/12/2009, 21:39 Quote Post

Filmów, których akcja toczy się w wieku XIX jest więcej, niż o jakiejkolwiek innej epoce, wydaje mi się, że więcej niż nawet o całej wcześniejszej historii łącznie (relatywna świeżość wydarzeń i zrozumiałość ówczesnych ludzi dla współczesnego widza, obszerna dokumentacja i wiele zachowanych przedmiotów codziennego użytku pozwala dość łatwo odtworzyć kostiumy i scenografię epoki, wreszcie, co do niedawna, przed epoką efektów komputerowych było niezwykle ważne, zachowane całe dzielnice miast i wiele ważnych budynków w niewiele zmienionym stanie).
Tworzenie takiej listy nie wydaje mi się celowe=można tu wypisać kilkaset tytułów.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #2

     
Kurokow
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 231
Nr użytkownika: 43.921

Michal
 
 
post 23/12/2009, 22:02 Quote Post

Być może ale chyba są filmy mniej lub bardziej godne uwagi?

To może chociaż coś z wojen napoleońskich?
 
User is offline  PMMini Profile Post #3

     
kundel1
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 2.735
Nr użytkownika: 47.745

Jacek Widor
Zawód: plastyk
 
 
post 23/12/2009, 22:41 Quote Post

Z filmów o Imperium brytyjskim polecam dostępnych na DVD lub w necie
Szarża lekkiej brygady (The Charge of the Light Brigade (1968)
http://www.imdb.com/title/tt0062790/
Cena Honoru (The Four Feathers)
http://www.imdb.com/title/tt0240510/
także:
Mountains of the Moon (1990)
http://www.imdb.com/title/tt0100196/
Gordon z Chartumu (Khartoum (1966)
http://www.imdb.com/title/tt0060588/

Warto zobaczyć political fiction o kolonializmie brytyjskim:
Queimada (1969)
http://www.imdb.com/title/tt0064866/
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #4

     
Stonewall
 

VII ranga
*******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 2.586
Nr użytkownika: 15.117

Marcin Suchacki
Stopień akademicki: magister
 
 
post 23/12/2009, 22:51 Quote Post

Michale!
Czemu piszesz tylko o dziełach fabularnych? Jest tyle wspaniałych filmów dokumentalnych, po które możesz sięgnąć. Dla mnie klasykę stanowi „Die Entscheidung von Sedan” Hannesa Schulera i Jana Lorenzena, produkcja poświęcona bitwie sedańskiej z roku 1870. To znakomite połączenie fabularyzowanych scen, ukazujących losy dwóch autentycznych uczestników batalii, z wypowiedziami znakomitych historyków niemieckich i francuskich. Nie jest moim zamiarem szersze pisanie o tym filmie w wątku niniejszym, gdyż czyni to mój tekst poświęcony owej batalii. Tekst ów oczekuje na publikację i nie chciałbym zdradzać jego szczegółów. Są jednak też inne znakomite dzieła telewizyjne, które warto zobaczyć. Polecam szczególnie 1 część znanego serialu dokumentalnego stacji NDR „Zwischen Krieg und Frieden: Deutsche und Franzosen”. Odcinek ów poświęcony został dobie wojen o zjednoczenie Niemiec. To filmy dłuższe, bo blisko godzinne, ale można wiele ciekawego dowiedzieć się nawet z filmowych miniatur. Przykładem „Le récit des combats de Bazeilles”, filmik w ciągu 4 i pół minuty opowiadający jedną z tragicznych kart Sedanu. Myślę, że z produkcji dłuższych powinien zainteresować Cię serial telewizji France 5. Myślę o „Histoire de l’Armée Française”. Jego pierwsza odsłona prezentuje dzieje wojskowości nadsekwańskiej od wybuchu Wielkiej Rewolucji Francuskiej po upadek Komuny Paryskiej. Odcinek ów ilustrują fragmenty licznych filmów fabularnych. Listę tytułów znajdziesz na końcu emisji. Naprawdę dużo filmów o czasach napoleońskich i to prawdziwych rarytasów.

O produkcjach dokumentalnych można jeszcze wiele prawić, ale wyjdę naprzeciw Twoim oczekiwaniom i napiszę tu też o dziełach fabularnych. Piszesz o „Chwale” i „Gettysburgu” (odnotowałem u Ciebie też opowieść kręconą w Rumunii, czyli owe „Wzgórze”), ale filmów dziejących się podczas wojny secesyjnej jest mnóstwo. Z ostatnich warto choćby wspomnieć prequel „Gettysburga”, czyli „Gods and Generals”. Pierwowzór literacki tego filmu niedawno wyszedł nakładem naszego Wydawnictwa Dolnośląskiego. Listę podobnych dzieł można ciągnąć bardzo długo (pociągnąłeś choćby o „Shenandoah”). Zwrócę Ci uwagę jedynie na filmy odnoszące się do morskiej historii owego konfliktu, mniej znanej i eksploatowanej. Swego czasu Polsat co najmniej dwukrotnie emitował dzieło po polsku zwące się „Morze krwi, morze miłości”. Nawiązuje ono do pierwszej bitwy okrętów pancernych, jaka rozegrała się u wybrzeży Wirginii. Fani serialu „Północ-Południe” zapewne w odtwórcy jednej z głównych ról rozpoznają twarz prześladowcy Orry’ego Maina. Inny z filmów to „Hunley” z Donaldem Sutherlandem, omawiający historię tytułowego okrętu podwodnego floty Konfederacji. Miłośnikom dzieł ze złotego okresu Hollywood, czyli sprzed II wojny światowej, polecam dzieło naszego rodzimego twórcy (tego od „Cudu nad Wisłą”), czyli Ryszarda Bolesławskiego, który w doborowej obsadzie nakręcił za Oceanem dramat szpiegowsko-historyczny osnuty wokół słynnego rajdu południowej kawalerii do Pensylwanii jesienią roku 1862. TVP kilka lat temu pokazała go w godzinie duchów, przeznaczonej dla arcydzieł (wiemy dobrze, co leci weń o 20 i 21). Ciągnąc polskie związki z wojną secesyjna warto wspomnieć też film sprzed 15 lat, czyli „Andersonville”, rzecz o osławionym obozie jenieckim na Południu. Jeden z głównych bohaterów dzieła to Polak, pensylwański górnik służący w armii Unii. W jego postać wcielił się Olek Krupa, znany aktor polonijny. Coś jeszcze zza Oceanu? Czemu nie. Polecam „Ostatniego bohatera” z Tomem Berengerem, opowieść o żołnierzach amerykańskich, którzy w dobie wojny z Meksykiem Gwiaździsty Sztandar zamienili na znaki bojowe Latynosów. Film ten mocniej oskarża armię USA, niż jakiekolwiek antywojenne dzieło dotyczące konfliktu wietnamskiego.

To już koniec? Na pewno nie. Z ostatnich lat zachęcam do obejrzenia „The Four Feathers”, znanego u nas jako „Cena honoru”. To epicka opowieść osadzona w realiach powstania Mahdiego. Zdjęcia kręcono w Anglii i w Maroku. Iście międzynarodowa produkcja. Reżyser to Hindus urodzony w dzisiejszym Pakistanie, scenarzysta pochodzi z Iranu, a w męskich rolach głównych mamy Australijczyka, Amerykanina i wychowanego na ulicach Paryża aktora rodem z Beninu. Jednego z owej trójki już nie ma wśród nas. Był moim rówieśnikiem, umarł tak młodo. Warto go zobaczyć u szczytu aktorskiej formy. Podobnie jak tłumy żołnierzy armii marokańskiej, którzy przed kamerami odegrali zastępy Mahdiego i wojsk egipskich. W produkcji brali udział też nasi rodacy, eksperci od efektów specjalnych.

Na koniec o jednym jeszcze filmie. To przedwojenna „Szarża Lekkiej Brygady” z Errolem Flynnem w roli głównej. Film ów nie jest i nie miał być w zamiarze twórców dziełem ściśle historycznym. To raczej wariacja na temat, żeby użyć języka muzycznego, baśń filmowa inspirowana prawdziwymi zdarzeniami. Pierwotnie scenarzyści planowali połączyć w jedno wątki wojny krymskiej i powstania sipajów. Te drugie chronologicznie miały jednak poprzedzać tytułową szarżę, wręcz stanowić jej przyczynę. Z powodów oczywistych producent odrzucił ów pomysł. Tym samym w miejsce powstania sipajów wykreowano nieistniejący nigdy Suristan i jego wojnę z Brytyjczykami. Niemniej jednak oglądając masakrę mieszkańców fikcyjnego Chukoti należy pamiętać, że to odpowiednik autentycznych zdarzeń z Kanpuru (Cawnpore), jakie miały miejsce w dobie wspomnianego powstania. To o Kanpurze chcieli początkowo opowiedzieć owi filmowcy. Twórcy dzieła zastrzegli się, że nie dążą do dokładnego odtworzenia przeszłości. Tym samym jedynie Kalkuta jako wielka metropolia i Bałakława jako miejsce tytułowego starcia występują pod swoimi prawdziwymi imionami. Chukoti to bowiem w rzeczywistości wymienione już Cawnpore, a inna z prezentowanych miejscowości (Lohara), to oczywiście pakistańskie Lahore (tam nota bene urodził się reżyser „Ceny honoru”). Znawcy historii z powodzeniem odczytają też prawdziwe nazwiska głównych adwersarzy, granych przez Flynna i J. Carrola Naisha, gdyż personalia także celowo zmieniono. Nie odbieram Tobie tej przyjemności, warto samemu odkrywać takie zagadki historii kina. Sam film ma swój klimat, nie jest banalny, a realizacja mimo upływu ponad 70 lat wciąż robi wrażenie. Aktorów poddano przed zdjęciami morderczemu treningowi. Sam Errol, występujący w licznych filmach akcji, przyznawał potem, że żadne dzieło nie kosztowało go tyle fizycznego wysiłku, co właśnie „Szarża”. Na koniec rzecz ostatnia, czyli międzynarodowość dzieła, przywołująca skojarzenia z „The Four Feathers”. Dużą część zdjęć kręcono w dzisiejszym Belize, reżyser to węgierski Żyd, głównego bohatera gra Tasmańczyk (partneruje mu choćby Anglik David Niven, który przekazał potomności anegdoty na temat niedostatecznej znajomości mowy Szekspira przez reżysera filmu), a na drugim planie przykuwa uwagę postać podoficera-sipaja – grana przez George’a Regasa, greckiego imigranta urodzonego w ojczyźnie żołnierzy, czyli w Sparcie. Jeśli dodam do tego tylko osobę Maksa Steinera, austriackiego kompozytora będącego autorem ścieżki muzycznej „Szarży, to i tak mamy do czynienia z prawdziwie międzynarodowym dziełem.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #5

     
swatek
 

Czekam na Króla
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 2.555
Nr użytkownika: 7.721

 
 
post 23/12/2009, 22:52 Quote Post

Wjazd pociągu na stacje w Ciotat dokumentalny z 1895 roku. smile.gif
 
User is offline  PMMini Profile Post #6

     
Gronostaj
 

Dławiciel Brabancki
*********
Grupa: Banita
Postów: 5.155
Nr użytkownika: 31.572

Zawód: BANITA
 
 
post 24/12/2009, 22:13 Quote Post

"Chartum" to wg mnie mistrzostwo. Żadne romansidło, tylko kawał dobrego kina w świetnym stylu lat 50. Polecam!

Pozdrawiam!
 
User is offline  PMMini Profile Post #7

     
Stonewall
 

VII ranga
*******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 2.586
Nr użytkownika: 15.117

Marcin Suchacki
Stopień akademicki: magister
 
 
post 25/12/2009, 14:26 Quote Post

Michale!
Myślę, że spodziewasz się nie tylko kolejnych tytułów (wiele z nich podałem we wcześniejszym poście), ale też naszych opinii na temat wskazanych przez Ciebie produkcji. Spróbuję się zatem do nich odnieść. Nie musisz się sugerować moimi opiniami. Uważam zresztą, że powinieneś sięgnąć po każdy z owych filmów, by samemu przekonać się o ich wartości. Lepiej uzyskać wiedzę, że dana opowieść jest kiepska, niż przegapić ewentualną perełkę.

1. „Chwała”.
Film ten widziałem dawno temu. W pamięć wrył mi się szczególnie jeden z jej epizodów. Otóż bohater grany przez Denzela Washingtona, ex-niewolnik walczący w armii Unii, nie chcąc maszerować na bosaka oddala się samowolnie z oddziału, by zdobyć buty. Po powrocie zostaje surowo ukarany. Oprawcy zdzierają z niego koszulę, by móc wybatożyć jego plecy. Oczom widza ukazują się blizny, które tamten nosił na pamiątkę swojego niewolniczego życia. Potem jankeski żołnierz sięga po własny bicz i okłada nim Murzyna. W tej jednej scenie streszcza się cała wymowa dzieła.

2. „Gettysburg”.
Jako rok produkcji podaje się zazwyczaj 1992 lub 1993. To taka mała uwaga na marginesie. Swego czasu czytałem recenzję owej opowieści, napisaną przez jednego ze znamienitszych badaczy wojny secesyjnej, czyli prof. Gary’ego Gallaghera. Jego wrażenia po obejrzeniu filmu były podobne do moich wrażeń, a moje wrażenia są mieszane. Film opowiada wyłącznie o ludziach białych, bardzo brakuje mi w nim osób kolorowych. Nie chodzi nawet o to, żeby one wyrastały na plan główny lub drugi, ale o samą ich obecność. „Gettysburg” nader dokładnie ukazuje konfederackie obozowisko, ale „dokładnie” oznacza tu czas przeznaczony na prezentację, a nie wiarygodność przedstawienia. Tak niestety już jest z filmami o wojnie secesyjnej, że najczęściej ukazują one wojnę między stanami jako wojnę ludzi białych. Nie ma w nich miejsca dla czarnych kucharzy, praczy, tragarzy, stajennych itp. Ja chcę widzieć jak Jim lub Sam czyści buty swojego pana, a inni Murzyni piorą konfederackie mundury w pobliskim strumieniu. Ten Jim nie musi nic mówić, nawet jego imię może być nam nieznane, ale niech on tam będzie. W przeciwnym wypadku mamy do czynienia z wielką nieprawdą. Dotyczy to również strony północnej. Gdzie ci wszyscy czarni taboryci? Pod tym względem „Chwała” jest inna, ale to wynika li tylko z faktu, iż poświęcona ona została specjalnie murzyńskim uczestnikom wojny. W filmie zagrały tłumy rekonstruktorów z całej Ameryki, a film razi lapsusami w zakresie akcesoriów w nim pokazanych. Jak to możliwe? Zawsze się zżymam, gdy widzę wirginijską dywizję Picketta atakującą pod licznymi flagami wyobrażającymi Gwiaździsty Krzyż, a przecież atak ten stanowi kulminację „Gettysburga”. Oddziały z Wirginii używały wyłącznie flagi stanowej i chorągwi pułkowych. Pod tym względem „Gods and Generals” wyglądają dużo lepiej, bo film ów zrealizowano z dbałością o detale. Flagi tam pokazane to nie tylko Gwiaździsty Krzyż i Gwiaździsty Sztandar, ale także dokładnie odwzorowane chorągwie pułkowe, które z bliska możemy zobaczyć w czołówce dzieła. Gallagher zwrócił uwagę na zupełnie błędny wybór Martina Sheena w roli gen. Roberta Lee. Nie trzeba być Gallagherem, żeby stwierdzić to samo. Moja siostra nie interesuje się wojną secesyjną, ale z racji bycia członkiem rodziny historyka zajmującego się owym konfliktem ma pewne trafne wyobrażenia na jej temat. Weszła do pokoju, w którym oglądałem „Gettysburg”, i powiedziała: „To ma być Lee?! Przecież on wyglądał zupełnie inaczej”. Nie trzeba niczego więcej dodawać. Sam film obraca się wokół postaci gen. Jamesa Longstreeta. Odtwarza go Tom Berenger, do którego charakteryzacji część widzów miała zastrzeżenia (zupełnie nienaturalna broda). Niemniej jednak Tom czuje się świetnie w rolach mundurowych i widać to także w tej produkcji. Słów kilka jeszcze o batalistyce. „Gettysburg” ma na naszym Forum licznych sympatyków, w tym także tych lubujących się w jego scenach walki. Mnie pod tym względem bardziej podobali się „Gods and Generals”. Pierwszy z filmów to po prostu bezmyślna jatka, po obejrzeniu której można machnąć ręką na amerykańską sztukę wojenną z lat 60 XIX wieku. Do tego realizatorom spodobała się jedna efektowna scena ukazująca człowieka wyrzuconego w powietrze podmuchem armatniego strzału. Ile razy można jedno i to samo ujęcie oglądać w tym samym filmie? „Gods...” ukazują 3 różne bitwy i wiele rozmaitych sposobów walki. Oglądając sceny spod Fredericksburga widzę pewną myśl wojskową, różne warianty taktyczne. Wiem, że wielu z Was Drodzy Forumowicze myśli o tej bitwie w kategoriach młocki i ta młocka też jest tu pokazana, ale obok młocki mamy też coś tak zaskakującego jak organizacja zasadzki. Oglądając prequel „Gettysburga” trzeba być człowiekiem cierpliwym. Pierwsza godzina filmu to propaganda do kwadratu, propaganda ideowa. Dla mnie ta produkcja nabiera rumieńców właśnie pod Fredericksburgiem. Przyznam się tu do czegoś. Zaczynałem oglądać go z dużą dozą sceptycyzmu, a przekaz ideowy raz mnie śmieszył, a raz budził pewien niesmak. Kończyłem seans ze łzami wzruszenia, jakie płynęły mi po policzkach. To jest właśnie siła kina! Takie filmy chcę oglądać. Na koniec uwaga jeszcze jedna. Kolega kupił DVD „Gods...” z polskimi napisami. Tłumaczenie okazało się zadziwiająco dobre (niech TVP pali się ze wstydu za tłumaczenie „Gettysburga”, jakie przedstawiła swojemu widzowi), ale nie obyło się bez ale. Tłumacz zgłupiał w momencie, gdy gen. Jackson uniósł w górę karabin z nałożonym nań bagnetem i zawołał: „Niech to będzie nasza sarissa!”. Powiedział to oczywiście po angielsku. W napisach mamy: „Niech to będzie nasz miecz!”. Albo tłumacz nie wie, czym jest sarissa, albo uważa, że polski widz jest głupszy od amerykańskiego, któremu nikt znaczenia macedońskiego oręża nie tłumaczył. Czemu zatem nie mamy: „Niech to będzie nasza włócznia!”?

O pozostałych filmach innym razem.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #8

     
lanciarius
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 711
Nr użytkownika: 47.290

 
 
post 25/12/2009, 18:21 Quote Post

Stonewallu,

De gustibus non est disputandum, niemniej jednak pozwolę sobie na kilka uwag

QUOTE
W pamięć wrył mi się szczególnie jeden z jej epizodów. Otóż bohater grany przez Denzela Washingtona, ex-niewolnik walczący w armii Unii, nie chcąc maszerować na bosaka oddala się samowolnie z oddziału, by zdobyć buty. Po powrocie zostaje surowo ukarany. Oprawcy zdzierają z niego koszulę, by móc wybatożyć jego plecy. Oczom widza ukazują się blizny, które tamten nosił na pamiątkę swojego niewolniczego życia. Potem jankeski żołnierz sięga po własny bicz i okłada nim Murzyna. W tej jednej scenie streszcza się cała wymowa dzieła.


Mnie natomiast ta scena zdziwiła. O ile mi wiadomo batożenie nie było karą przewidzianą regulaminem – także w czarnych regimentach. Dowódca pułku zachowuje się natomiast jakby była przewidziana regulaminem i nieunikniona. Jeśli mylę się w tej kwestii, proszę o sprostowanie.
QUOTE
Film opowiada wyłącznie o ludziach białych, bardzo brakuje mi w nim osób kolorowych.


W jednej ze scen, zdaje się że wyciętej ze skróconej wersji filmu, płk Chamberlain i sierżant Kilrain spotykają zbiegłego niewolnika, którego złapali żołnierze 20 Regimentu z Maine. Nie jest wyjaśnione, skąd się wziął w Pensylvanii, ale najbardziej logiczne byłoby przypuszczenie że dał nogę z Armii Północnej Wirginii.

QUOTE
Nie ma w nich miejsca dla czarnych kucharzy, praczy, tragarzy, stajennych itp. Ja chcę widzieć jak Jim lub Sam czyści buty swojego pana, a inni Murzyni piorą konfederackie mundury w pobliskim strumieniu. Ten Jim nie musi nic mówić, nawet jego imię może być nam nieznane, ale niech on tam będzie. W przeciwnym wypadku mamy do czynienia z wielką nieprawdą.


Pomimo ww. epizodu, całkowicie się z Tobą zgadzam. Nie uważam tego braku za jakoś szczególnie poważny minus filmu, jednakże czarni w obu armiach w rolach „non-combatants” byli, więc gwoli ścisłości historycznej powinni być w tym charakterze pokazani. Choćby w jednej krótkiej scenie, a najlepiej we dwóch, żeby nie wyszło że piorą i gotują tylko u Południowców.

QUOTE
W filmie zagrały tłumy rekonstruktorów z całej Ameryki, a film razi lapsusami w zakresie akcesoriów w nim pokazanych. Jak to możliwe? Zawsze się zżymam, gdy widzę wirginijską dywizję Picketta atakującą pod licznymi flagami wyobrażającymi Gwiaździsty Krzyż, a przecież atak ten stanowi kulminację „Gettysburga”. Oddziały z Wirginii używały wyłącznie flagi stanowej i chorągwi pułkowych.


Fakt, wygląda na to że akurat dywizja z Wirginii powinna mieć przynajmniej w części regimentów flagi stanowe. Na marginesie - Michael Shaara w powieści, na podstawie której nakręcono film ("The Killer Angels"), pisze o "blue flags" przy okazji opisu ataku Picketta, więc chyba ma na myśli flagi stanowe.

QUOTE
zupełnie błędny wybór Martina Sheena w roli gen. Roberta Lee.


Zgoda. Wielka szkoda że w „Gettysburgu” nie zagrał Robert Duvall, który fizycznie jest duuużo bardziej podobny do Lee (zresztą to ponoć rodzinne). Podobno miał zagrać w tym filmie, a Martin Sheen go zastąpił, taką wiadomość przynajmniej podaje imdb.com.

QUOTE
Słów kilka jeszcze o batalistyce. „Gettysburg” ma na naszym Forum licznych sympatyków, w tym także tych lubujących się w jego scenach walki. Mnie pod tym względem bardziej podobali się „Gods and Generals”. Pierwszy z filmów to po prostu bezmyślna jatka, po obejrzeniu której można machnąć ręką na amerykańską sztukę wojenną z lat 60 XIX wieku. Do tego realizatorom spodobała się jedna efektowna scena ukazująca człowieka wyrzuconego w powietrze podmuchem armatniego strzału. Ile razy można jedno i to samo ujęcie oglądać w tym samym filmie? „Gods...” ukazują 3 różne bitwy i wiele rozmaitych sposobów walki. Oglądając sceny spod Fredericksburga widzę pewną myśl wojskową, różne warianty taktyczne. Wiem, że wielu z Was Drodzy Forumowicze myśli o tej bitwie w kategoriach młocki i ta młocka też jest tu pokazana, ale obok młocki mamy też coś tak zaskakującego jak organizacja zasadzki.


Batalistyka w „Gettysburgu” faktycznie nie zachwyca tak bardzo, jak potencjalnie mogłaby; niemniej jednak zupełnie nie podzielam Twojego zdania, że sekwencja bitwy pod Fredericksburgiem ukazuje jakąś „myśl wojskową i różne warianty taktyczne”. Jaka zasadzka? Federalni wiedzieli, że wróg jest u podnóża Marye’s Heights; zresztą kamienny mur stanowił oczywistą osłonę piechoty, więc nikt raczej zaskoczony salwami nie był.
Kilkanaście ataków na Marye’s Heights, z których każdy wyglądał niemal tak samo. Pokazano tylko część z nich, a i tak dostajemy sceny tak do siebie podobne i monotonne, że gdyby nie podpisy informujące nas jaka jednostka atakuje, można by się łatwo pogubić. Jeśli chodziło o pokazanie bezsensu ataków w tym miejscu, to OK., ale z punktu widzenia sztuki filmowej nie przedstawia się to dobrze. Zero pomysłu – kilka ujęć katowanych na okrągło, podobnie jak wspomniana przez Ciebie scena z wyrzucanym podmuchem piechurem w „Gettysburgu”. Za to bitwy pod Manassas i Chancellorsville wyglądają lepiej.
Najlepsze moim zdaniem sceny batalistyczne, jeśli chodzi o wojnę secesyjną, można obejrzeć sobie na youtube:

http://www.youtube.com/watch?v=nljKEprBaTo
http://www.youtube.com/watch?v=fyuZltjisSE&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=n5ooBiCLlqA

Dwie pierwsze z fabularyzowanego dokumentu "Gettysburg. Darkest Days, Finest Hours", trzecia z "niszowego" filmu "Wicked Spring".

QUOTE
Oglądając prequel „Gettysburga” trzeba być człowiekiem cierpliwym. Pierwsza godzina filmu to propaganda do kwadratu, propaganda ideowa


Oj tak…

QUOTE
Kończyłem seans ze łzami wzruszenia, jakie płynęły mi po policzkach.


Też chciało mi się płakać, tyle że nad brakiem pomysłu na scenariusz.

Póki co czytałem tylko „The Killer Angels” i pomimo że pewne rzeczy w książce mi się nie podobały (zwłaszcza forsowanie obrazu Longstreeta jako kogoś w rodzaju taktycznego wizjonera), to ogólnie była to świetna lektura. Jest to materiał na zwarty scenariusz, skupiający się na wydarzeniach kilku zaledwie dni. Wyszło to "Gettysburgowi" na zdrowie, i uważam że jest to generalnie dużo lepszy film. Film wojenny, w którym albo walczą, albo debatują jak walczyć, albo ewntualnie wspominają poległych i żyjących kamratów - brakuje tylko grupki konfederackich piechurów próbujących upić się przy ognisku bimbrem własnego pędu, i mielibyśmy film idealny wink.gif .
Niestety, jego prequel wojenny melodramt, w którym zmuszeni jesteśmy oglądać takie rozdzierające serce sceny jak generał Jackson bawiący się na łące z małą dziewczynką, a następie bolejący nad jej śmiercią. Znowu - rzecz gustu; dla mnie (mając nawet w pamięci realia epoki), niektóre sceny w "Gods..." były zbyt sentymentalne i wręcz kiczowate. W „Gods…” mamy bowiem 2 lata maksymalnie poszatkowanej fabuły i moim zdaniem fatalnie odbija się to na spójności filmu. W najbliższym czasie siądę do lektury dwóch pozostałych części trylogii i zobaczymy.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #9

     
Stonewall
 

VII ranga
*******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 2.586
Nr użytkownika: 15.117

Marcin Suchacki
Stopień akademicki: magister
 
 
post 25/12/2009, 20:53 Quote Post

Lanciariusie!
Cieszy mnie, że w wielu sprawach się zgadzamy. Pozwól, że się odniosę do części Twojej wypowiedzi.

1. Kwestia kar.
Wiesz... regulamin sobie, a życie sobie. Wystarczy choćby poczytać korespondencję gen. George’a A. Custera, by poznać wiele metod karania żołnierzy. Chłosta jest tam na pierwszym miejscu. Batożenie żołnierzy US Army ujrzysz nie tylko w „Chwale”. We wspomnianym przeze mnie „Ostatnim bohaterze” bicz także chlasta żołnierskie plecy (tym razem rzecz dotyczy wojny amerykańsko-meksykańskiej). Z filmowych obrazów karania wojaków Unii zszokowała mnie najbardziej scena z serialu znanego u nas pod tytułem „Jankesi i konfederaci”. Grupie żołnierzy oskarżonych o tchórzostwo na polu walki wypala się na twarzach rozgrzanym żelazem znak hańby. Nie takie rzeczy się jednak tylko dziać miały. Służący w armii Północy Ludwik Żychliński zostawił po sobie opis egzekucji kilku Irlandczyków z owej armii, których jedyną winą miało być to, że upiekli i zjedli świnię, jaka wałęsała się po okolicy uciekłszy z pobliskiej farmy.

2. Flagi.
Plus dla Shaary.

3. Fredericksburg.
„Gods...” pokazują nie tylko walkę w rejonie Kamiennego Muru, ale również walki uliczne w samym Fredericksburgu. Zasadzka dotyczy tych drugich. Sam Mur pokazał dobrą organizację obrony konfederackiej. Każdy wie, co ma robić – jedni otwierają skrzynie z amunicją, drudzy nabijają broń, następni przekazują ją strzelcom. Filmowi Jankesi walczą po prostu bez rozumu. W bliskiej odległości od linii wroga stają i niczym nie osłonięci prowadzą wymianę ognia z ukrytym nieprzyjacielem. Kończy się to dla nich tragicznie. W ich sytuacji należało albo się czym prędzej wycofać, albo spróbować biegiem dopaść do Muru i tam próbować szczęścia w walce wręcz. Filmowcy zrobili dzieło ewidentnie prokonfederackie, ale czasami wstrzymywali się ze zbytnią heroizacją żołnierzy Południa. Myślę, że dlatego nie widzimy osoby Anioła spod Fredericksburga, czyli karolińskiego sierżanta Richarda Kirklanda pojącego wodą rannych unionistów leżących przed Murem. Widz mógłby tego nie zdzierżyć, choć Kirkland istotnie tak czynił. Nie zdzierżyłby, bo Południe jest tutaj na każdym kroku hołubione. Problem tego filmu nie polega na słabym scenariuszu, bo scenariusz mówiący prawdę nie jest słabym scenariuszem. Sęk w tym, że prawda ukazana w „Gods...” to prawda wygodna dla twórców. Ten scenariusz to rekonstrukcja znanych źródeł, kwestie padające w filmie to słowa żywcem przejęte z listów i pamiętników. Tylko ich dobór jest tendencyjny. Stąd nie mamy niczego, co by mogło pokazać secesjonistów w złym świetle.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #10

     
lanciarius
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 711
Nr użytkownika: 47.290

 
 
post 25/12/2009, 22:45 Quote Post

QUOTE
Wiesz... regulamin sobie, a życie sobie.


Jak najbardziej, tyle że kompletnie nie pasuje to do postaci pułkownika Shawa; oczywiście takiego, jakim pokazano go w filmie. W filmie bowiem jest ukazana jako "wojujący" (dosłownie) abolicjonista, który - mimo iż w roli oficera stara się być stanowczy - odczuwa sympatię wobec swoich ludzi i raczej nie dążyłby do wymierzania kary tak jednoznacznie kojarzącej się ze "szczególną instytucją". Tymczasem w armii Unii oficjalnie zarzucono chłostę 5 sierpnia 1861 roku. Wydarzenie w filmie ma miejsce pod koniec 1862 bądź też na początku 1863 (nie pamiętem dokładnego umiejscowienia sceny). Innymi słowy filmowy pułkownik Shaw zarządza chłostę z własnej woli, praktycznie wbrew regulaminowi, dlatego też scena jest wg mnie dość absurdalna.

QUOTE
Filmowi Jankesi walczą po prostu bez rozumu. W bliskiej odległości od linii wroga stają i niczym nie osłonięci prowadzą wymianę ognia z ukrytym nieprzyjacielem. Kończy się to dla nich tragicznie. W ich sytuacji należało albo się czym prędzej wycofać, albo spróbować biegiem dopaść do Muru i tam próbować szczęścia w walce wręcz.


W przypadku ataków na Marye's Heights walczą dokładnie w taki sposób, w jaki walczyli. Czytałem opisy tego starcia we wspomnieniach Longstreeta, E.P. Alexandra i Herosa von Borcke oraz raporty z Official Records: m.in. konfederackie McLawsa, Kershawa i federalne Kimballa i Caldwella. Longstreet opisując atak dywizji Humphreysa, wspomina że generał ten kazał swoim ludziom atakować z nie nabitą bronią, właśnie aby uniknąć sytuacji w której samorzutnie zatrzymają się i nawiążą nierówną walkę ogniową, zamiast atakować na bagnety, aby uniknąć losu poprzednich brygad, które zatrzymywały się, a żołnierzy wybijali Południowcy strzelający zza muru (From Manassas to Appomatox, s. 312). Było to częste zjawisko na polach bitew tej wojny i prowadziło do fiaska wielu ataków. M.in. takiemu samemu zachowaniu konfederackiej piechoty przypisywał Justus Scheibert niepowodzenie Szarży Picketta.

"Gods and Generals" broni się pojedynczymi scenami, kiedy można przymknąć oko na patos i jednostronność (zwłaszcza że to prokonfederakca jednostronność wink.gif ). Mój "number 1" to moment, w którym podczas sekwencji bitwy pod Chancellorsville, już po złamaniu regimentów XI Korpusu, konfederaci gnają rozbitych jankesów przez obozowisko - w tle dźwięczy triumfalna muzyka, najazd na sztandar z Krzyżem Południa, Jackson cwałuje między szeregami swoich ludzi, otoczony sztabem, krzycząc "Press on!... Press on!", federalni wieją aż miło a Joe Hooker z niejakim zdziwieniem stwierdza że ktoś wziął i zwinął mu skrzydło.... ech, aż człowiek ma ochotę chwycić za Enfielda i dołączyć do uciechy smile.gif
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #11

     
Anwenoit
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.155
Nr użytkownika: 44.446

Full Time Homo Sapiens
 
 
post 22/01/2010, 14:49 Quote Post

Witam!

A ja poleciłbym film z roku 1964 "Zulu" (proszę nie mylić z serialem "Shaka Zulu").
Pierwsza pełnometrażowa rola Michaela Caine'a.
Raczej trudno dostępny w Polsce, ale od czego jest YouTube.
Oto link do pierwszej części:

http://www.youtube.com/watch?v=ofIls9-eBF8...ex=0&playnext=1

Dalej już sobie na pewno poradzicie.
Walijski akcent też da się zrozumieć :-)

Mundurologicznie można by się czepiać strojów Charda i Bromheada czy kasków piechurów, ale w porównaniu z niektórymi amerykańskimi produkcjami to i tak rarytas dla munduroznawcy.

TB
 
User is offline  PMMini Profile Post #12

     
Anwenoit
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.155
Nr użytkownika: 44.446

Full Time Homo Sapiens
 
 
post 22/01/2010, 17:09 Quote Post


Jeszcze raz przeproszę za post po poście, ale parę elementarnych korekt merytorycznych się należy.

24th of Foot (później South Wales Borderers) rekrutowany był w Liverpoolu gdzie naonczas mieszkało sporo Walijczyków. Ale także i sporo Anglików do tego batalionu zaciągnięto. Właściwie było to nieomal pół na pół.
Kadrę podoficerską kompanii "B" drugiego batalionu tworzyli Anglicy -Bourne (choć to mocno irlandzkie naziwsko), Wainbridge etc.

Postać szeregowego Hooka jest silnie wymyślona przez scenarzystę - właściwy Pte. Hook był biednym, ale przykładnym ojcem siedmiorga dzieci, który z powodu ubóstwa poszedł do Armii dla "Queen's Shilling".

Kiedyś, świętej pamięci Melchior Wańkowicz napisał, że w Polsce między bohaterstwem a tchórzostwem jest bardzo cienka granica. U Brytyjczyków między bohaterstwem a tchórzostwem jest przestrzeń, którą nazywa się "duty", czyli obowiązek. A za to się nie odznacza. Za to się płaci.

Jedenaście VC mówią w tym kontekście same za siebie.

Dziękuję za uwagę i przepraszam za przydługi post,
TB
 
User is offline  PMMini Profile Post #13

     
Kurokow
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 231
Nr użytkownika: 43.921

Michal
 
 
post 14/02/2010, 19:36 Quote Post

Szukam filmu o wojnach na morzu lub o okrętach z początków XIX wieku i mogą być też z wieku XVIII, szczególnie z jego drugiej połowy i końca. Szczególnie zależy mi na poznaniu chociażby w niewielkim stopniu ówczesnych sposobów walki na morzu.

od siebie podam:
- Bunt na Bounty z 1984
 
User is offline  PMMini Profile Post #14

     
Ciołek
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 873
Nr użytkownika: 9.200

 
 
post 15/02/2010, 9:38 Quote Post

QUOTE(Kurokow @ 14/02/2010, 19:36)
Szukam filmu o wojnach na morzu lub o okrętach z początków XIX wieku i mogą być też z wieku XVIII, szczególnie z jego drugiej połowy i końca. Szczególnie zależy mi na poznaniu chociażby w niewielkim stopniu ówczesnych sposobów walki na morzu.
*


Michale,
być może zainteresuje Cię "Lady Hamilton" ("That Hamilton Woman", 1941), który poza głównym wątkiem romantycznym ukazuje też wojenną aktywność admirała Horatio Nelsona (w rolę tę wcielił się Laurence Olivier, znany m.in. z "Buntu na Bounty" i "Chartum").
Poza tym Twoje kryteria spełniają: "Admirał Uszakow" (1953) i jego sequel "Okręty szturmują bastiony" (1953), "Przeklęty okręt" ("H. M. S. Defiant", 1962), "Korsarz" ("The Buccaneer", 1938 i jego remake 1958), "John Paul Jones" (1959).
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #15

3 Strony  1 2 3 > 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej