Drogie Forumowiczki i Drodzy Forumowicze!
Mam dzisiaj zaszczyt i przyjemność zarazem przypomnieć pewien fakt mało między Bugiem i Odrą znany. Otóż mało kto wie, że w naszej polskiej ziemi spoczywają doczesne szczątki bohatera wojny secesyjnej, płka Johanna Augusta Heinricha Herosa von Borckego, oficera ze sztabu sławnego gen. Jeba Stuarta. Postać ta, znana w naszym kraju z jednej z książek Grzegorza Swobody ("Gettysburg 1863"), była jedną z najbarwniejszych osób służących w Armii Północnej Wirginii. Młody Niemiec, nim w roku 1862 zaciągnął się pod sztandary Południa, służył w pruskiej kawalerii (co do przydziału pułkowego von Borckego istnieją kontrowersje). Brał on udział w szeregu większych i mniejszych bitew wojny secesyjnej, stając się najbardziej znanym cudzoziemcem walczącym pod rozkazami gen. Roberta E. Lee. Ciężka rana odniesiona przezeń tuż przed sławną batalią pod Gettysburgiem utrudniła mu dalszą służbę w szeregach Konfederacji. Nie mogąc jej w pełni się ofiarować na polu walki von Borcke wstąpił do służby dyplomatycznej, by nadal starać się o niepodległość dla niej. Wyjazd do Europy z misją polityczną oznaczał dla naszego bohatera rozbrat z Ameryką, ale był to rozbrat jedynie fizyczny. W roku 1866 von Borcke miał wespół ze swymi krajanami bić się przeciwko Austriakom, lecz rany odniesione za Oceanem wkrótce dały o sobie znać, więc już rok później musiał on porzucić służbę wojskową. Wystąpiwszy z armii osiadł w swych dobrach leżących na terenie dzisiejszego województwa zachodniopomorskiego, w których kultywował pamięć o Konfederacji. Nad jego pałacem w Giżynie (obecnie powiat myśliborski - na obszarze województwa jest jeszcze jedna miejscowość o tej nazwie) powiewała wciąż flaga zlikwidowanego w roku 1865 państwa. Pan Heros podjął się też trudu napisania kilku dzieł na temat wojny secesyjnej (oprócz memuarów von Borcke wspólnie z Justusem Scheibertem nakreślił monografię największej bitwy kawaleryjskiej tego konfliktu). Po swojej śmierci w Berlinie w roku 1895 został, jak mówią o tym źródła, pochowany w Giżynie. Z tego, co mi wiadomo, na tamtejszym niemieckim cmentarzu znajduje się kaplica-mauzoleum, w której, jak przypuszczam, pochowano bohatera wojny secesyjnej. Swoje wiadomości na temat pochówku pułkownika czerpię z zagranicznych stron internetowych, informacje zaś o który Giżyn chodzi i o samej kaplicy zapożyczyłem z naszych rodzimych zasobów sieciowych. Polskie strony o tej miejscowości wzmiankując samą rodzinę von Borcke nie wspominają jednak o jej związkach z Ameryką. W związku z tym zwracam się z prośbą do wszystkich zainteresowanych, a szczególnie mieszkańców województwa zachodniopomorskiego, o weryfikację danych o giżyńskim pochówku Herosa von Borckego. Sam chwilowo nie mogę się udać w tamte strony, więc za wszelką pomoc byłbym bardzo wdzięczny.
Dzisiaj specjalnie dla Was - fotografia Herosa von Borckego w mundurze konfederackim.
Kaplica w Giżynie sprawia wrażenie raczej ogólnoużytkowej kaplicy cmentarnej. Sam cmentarz jest bardzo zaniedbany, gęsto przykryty zdziczałą roślinnością. Dostrzegłem tylko jeden zniszczony nagrobek i resztki obramień. Ale byłem tam żeby fotografować kaplicę. Może jest na terenie cmentarza coś więcej. W samej kaplicy żadnego śladu napisów, płyt nagrobnych, zejścia do krypty (do której ktoś by się już dawno włamał).
Przypominam, że również w Polsce zdania rozpoczyna sie od dużej litery.
S.
Meickelu!
Dziękuję za głos zabrany w dyskusji - potwierdził on inne sygnały, które do mnie napłynęły. Dopóki nie dotrę do oryginałow artykułów, które ukazały się w Ameryce, mówiących o pochówku von Borckego, sprawa pozostanie otwarta.
Pałac w Giżynie został zrównany z ziemią. Mieściła się w nim szkoła podstawowa. Po utworzeniu zbiorczych szkół gminnych stopniowo ulegał dewastacji. Na przełomie lat 1970/80 był zaznaczony na mapie zabytków województwa szczecińskiego. Znajdował się na południe od jeziora Sulimierskiego, w sąsiedztwie kościoła. Obecnie pozostał tam tylko park, na którego terenie aktualny właściciel zbudował nowy dom.
W kaplicy wśród drzew na poniemieckim cmentarzu pod podłogą znajdowały się trumny byłych mieszkańców pałacu.
Kaplica:
http://maps.google.com/?ie=UTF8&z=18&ll=52.941197,15.001541&spn=0.001471,0.003659&t=k&om=1
Park:
http://maps.google.com/?ie=UTF8&om=1&z=18&ll=52.944077,15.008478&spn=0.001471,0.003659&t=k
Cabbie!
Wielkie dzięki za kolejne informacje.
Informacje o pałacu są ogólnie dostępnie w internecie. Nie wiem czy mam do czynienia z miejscowym więc pozwolę sobie zapytać: skąd informacja o trumnach pod podłogą kaplicy?
Kaplic grobowych widziałem już dziesiątki (należy to rozumieć dosłownie) i potrafię rozpoznać wejście do krypty. W Giżynie ani śladu. Oczywiście jest możliwe że ktoś zamurował rozbity przez szabrowników otwór i uporządkował kaplicę zanim zaczęła się walić ale wolałbym się upewnić. Będę w okolicy w tym roku (jeszcze jedna kaplica ) i będę miał okazję przyjrzeć się dokładniej.
z góry dziękuję.
Przy okazji informacja: właściciel obecnego "pałacu" jest życzliwy. Może warto go zapytać czy coś wie.
Znowu brak dużych liter.
S.
Meickelu!
Kto jest właścicielem "pałacu"?
Nie znam z nazwiska, rozmawiałem na temat oglądania kościoła poewangelickiego "w obejściu" i reakcja była bardzo życzliwa.
Interesujący fragment tekstu dotyczący poszukiwania grobu von borckego przez amerykanina, znaleziony w internecie.
Eric A. Kaminski wskazuje na Giesenthal nad jeziorem Miedwie
( Giżyn w okolicach miasta Pyrzyce ):
http://www.scvcalifornia.net/Vidette25.pdf#search=%22Eric%20A.%20Kaminski%22
"The place is now called Gizyn with a dot above
the Z. This place was called Giesenthal and it was
next to Neumark."
Można to stwierdzić na podstawie mapy tego terenu z 1909r. z niemieckimi nazwami miejscowości: http://lazarus.elte.hu/hun/digkonyv/topo/200e/33-53.jpg
Na stronie dotyczącej Giesenbrügge można znaleźć informację na temat poprzedniego właściciela parku dworskiego: http://wiki.genealogy.net/index.php/GIEGGEJO72MW
"1837 wurde das Gut von Heros von Borke, aus einer sonst in Pommern ansässigen Familie, für 155000 Thaler angekauft."
To samo powtarza się po polsku:
http://mysliborz.fm.interia.pl/pow/nowogr/now2.htm
"Od 1837 r. był własnością podporucznika Heros'a von Borke."
Oczywiście nie podporucznika a podpułkownika:
http://commons.wikimedia.org/wiki/Image:Borcke-Lieutenant-Colonel.jpg
http://de.wikipedia.org/wiki/Johann_August_Heinrich_Heros_von_Borcke
( Beförderung zum Oberstleutnant (1864) )
"Erst nach seiner Entlassung aus dem Militärdienst heiratete er 1867 und lebte anschließend bis 1879 auf den Gütern seines Vaters in Pommern. Nach dessen Tod zog er auf sein eigenes Gut Giesenbrügge im Landkreis Soldin, wo er auch begraben ist."
Na Giesenbrügge wskazują, też źródła amerykańskie:
http://www.civilwarhome.com/german.htm
"Forced to an early retirement in 1867 due to a Yankee bullet he still carried in his lung, Von Borcke married and had three sons. When he inherited a castle and estate at Giesenbrugge, it was his delight to fly the Confederate flag from its battlements."
Natomiast Neumark to prawdopodobnie owa Nowa Marchia
http://www.mysliborz.info.pl/historia.htm
"Myślibórz, będąc stolicą Nowej Marchii w latach 1298-1537 dobrze się rozwijał..."
Czy w takim razie mamy potwierdzenie, że 'nasz' poniekąd bohater Wojny Secesyjnej leży na ziemiach Polskich?
Nawet jeżeli pod dębem w Giesenbruegge. A znam precedensy takiego pochówku, zwłaszcza u kawalerów, np. zmarłych bezżennie braci, posiadaczy dworu w paudelwitz, ostpr. Albo młodo zabitych w pojedynkach najstarszych synów w geierswalde i gr. elditten.
tak czy owak aktualnie istnieją dwa potencjalne miejsca spoczynku tego oficera, obie o polskiej nazwie Giżyn ...
[attachmentid=4312]
Wcześniej Kaminski wskazuje na Giesenbruegge (błędnie podając nazwę), dopiero konfuzja z polskim Gizynem i nieumiejętność posługiwania się mapą prowadzi do Giesenthal.
Swoją drogą wszystkiego najgorszego autorom powojennej zmiany nazw. Nic lepsi od hitlerowskiej administracji.
I w gruncie rzeczy nie wiadomo do którego Giżyna w końcu trafił Kaminski, niestety pałac zburzony przez "komunistów" i zdewastowany cmentarz pasuje do co trzeciej wsi w nowej marchii (neumark=wschodnia część brandenburgii).
A jednak nie w kaplicy.
http://www.flickr.com/photo_zoom.gne?id=116303882&size=o
Szanowni Przedmówcy!
Cieszę się bardzo, iż zaproponowane przeze mnie poszukiwania miejsca spoczynku doczesnych szczątków ppłka Herosa von Borckego odnalazły pośród Was należny odzew. Mam jednak do Ciebie Meickelu pewne pytanie. Napisałeś, że Borckego nie pochowano jednak w kaplicy i zamieściłeś fotografię, jak sądzę, potrzaskanego nagrobka bohatera naszego tematu. Skąd to zdjęcie? Jakie są Twoje pełne ustalenia? Proszę o odpowiedź.
Ze swej strony pragnę jeszcze dodać, iż na interesujący nas temat pisał także Stefan Slivka, mieszkaniec Niemiec, w artykule "On the Back Roads - Heros von Borcke's Home and Grave in Poland", który ukazał się w jesiennym numerze "Blue and Gray" z roku 2005. Ja sam do rzeczonego artykułu jednak nie dotarłem.
Nie jest to moje zdjęcie, znalezione w sieci. Wygląda na fragment przywołanego artykułu Stefana Slivki (podpis po lewej). Jest to nagrobek, nie fragment epitafium. Ergo nie leży w kaplicy i słusznie rozpoznałem ją jako friedhofskapelle a nie erbbegrabnisstaette. Jestem zadowolony.
Eric A. Kaminski wierzy, że von Borcke się odnajdzie a flaga Konfederacji będzie mogła przykryć mogiłę. Aby stało się to możliwe należy ustalić bliżej jej położenie.
Próbuję nawiązać kontakt z osobą która zamieściła to zdjęcie nagrobka na flickerze. Jest szansa że dysponuje rzeczonym artykułem i zgodzi się udostępnić stosowny fragment. Poza tym wybiorę się do Giesenbruegge na jesieni i przejrzę zarośla na cmentarzu skoro już wiem czego szukać.
Oto wspomnienia tego Pana .
http://perseus.uchicago.edu/hopper/text.jsp?doc=Perseus:text:2001.05.0008:chapter=1
Nico!
Wielkie dzięki za link.
Drodzy Forumowicze!
W dniu dzisiejszym, tj. w Wigilię, pragnę złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia: zdrowia, pogody ducha, dalszego owocnego korzystania z Forum oraz wszelkiego dobra dla Was i waszych rodzin.
Jednocześnie apeluję o dalszą pomoc w odkrywaniu zagadki pochówku płka Herosa von Borckego. Od Meickela wiem, iż nie udało mu się dotąd nawiązać kontaktu z osobą, która zamieściła w Internecie zdjęcia rozbitej płyty nagrobnej konfederata (pomimo usilnych prób z jego strony). Meickel poinformował mnie także, iż planowana jesienna eksploracja w domniemanym miejscu pochówku oficera sił zbrojnych Południa nie doszła do skutku.
Otrzymałem dzisiaj odpowiedź od osoby, która opublikowała na flickr.com zdjęcie nagrobka J.H. Herosa v. Borckego. Zdjęcie zostało nadesłane z Polski; pochodzenie i miejsce wykonania zdjęcia nie są na razie znane, mam jednak nadzieję na dalsze szczegóły później.
Z opóźnieniem spowodowanym zmianą serwera. Otrzymałem kilkanaście dni temu do wglądu skany artykułu Stefana Slivki (Slivka) "Heros von Borcke's Home and Grave in Poland". Na stanowiących część artykułu zdjęciach widać kaplicę na dawnym cmentarzu ewangelickim w Giżynie, co rozwiewa przynajmniej wątpliwości odnośnie miejsca. Sam von Borcke ma leżeć z rodzicami w małej kwaterze rodzinnej na tymże cmentarzu. Około listopada podejmę próbę odnalezienia grobów, prawdopodobnie także dodatkowego oznaczenia miejsca spoczynku na prośbę amerykańskich zwolenników Konfederacji dzięki którym te informacje otrzymałem.
Panie Michale!
Wielkie dzięki za to, co pan robi dla odszukania miejsca spoczynku doczesnych szczątków Herosa von Borckego. Mam nadzieję, że zdrowie będzie Panu służyć.
W dokumencie pdf na str. 2 jest widok dawnej szkoly - zburzonego palacu Herosa von Borcke.
Budynek byl zorientowany wzdluz podobnie jak obecny obok kosciol katolicki.
http://www.borcke.com/upload/content/geschichte/Heros_v_Borcke.pdf
Opis w jezyku niemieckim potwierdza to co wiemy:
im Kreis Soldin (Neumark) gelegenen Ritterguter Giesenbrügge und
Neuenburg, zusammen einen Besitz von 7000 Morgen
Dodatkowo ciekawe informacje na temat miejsca urodzenia:
Heros v.Borcke wurde am 23.Juli 1835 in der Festung Ehrenbreitstein bei Koblenz geboren.
Sein Vater Otto T h e o d o r Heros (1805-1878) stand hier als Sekonde-Lieutenant bei dem
preußischen 19. Linien- Infanterie-Regiment. Das gemeinsam mit seiner Frau Therese, einer
Tochter des Geheimrats Adloff aus Luxemburg, geführte bescheidene Offiziersleben...
...okazało się, że w oddalonym o kilkanaście kilometrów Giżynie znajduje się zdewastowane mauzoleum. Niestety, zwłok złożonych w zrujnowanych kryptach nie udało się przenieść. Do Parzeńska trafiły za to porozbijane tablice upamiętniające członków rodziny von Borcke...
http://www.puls.ctinet.pl/index.php?bmF2PTImZGJpX3Jvaz0yMDA3JmRiaV9taWVzaWFjPTEmZGJpX2lkPTMwNA==
Cabbie!
Wielkie dzięki za kolejną porcję informacji. Myślę, że warto zastanowić się nad uczynieniem Giżyna czymś w rodzaju miejsca zlotów osób zainteresowanych wojną secesyjną. To miejsce niesamowite, unikalne w skali Europy. Niewiele mamy pochówków konfederatów na naszym kontynencie (pełna lista poniżej) i warto się zastanowić nad renowacją spuścizny rodu Borcke. Myślę, że Giżyn miałby szansę zyskać kolejną atrakcję turystyczną, którą chętnie odwiedzaliby goście z Polski, Niemiec, USA i skądkolwiek tylko pochodzą miłośnicy dawnych dziejów Ameryki. Warto, aby takim pomysłem zarazić władze lokalne, polskie i niemieckie instytucje kulturalne oraz organizacje amerykańskie. Uważam, że rodzący się nasz krajowy ruch rekonstrukcji historycznych związanych z wojną secesyjną miałby tu piękną rolę do spełnienia (czyż można tak nawiasem mówiąc wyobrazić sobie bardziej „kultowe” miejsce dla naszych rekonstruktorów od Giżyna?). Apeluję zatem, aby każdy z Nas, tj. osób czytających niniejszy temat, włączył się w to dzieło. Niech wszyscy na swój sposób podejmą kroki, aby przywrócić blask spuściźnie po rodzie, który wydał pułkownika Konfederacji. Ja ze swej strony spróbuję w znanych mi kręgach miłośników tematyki secesyjnej spopularyzować ideę przywrócenia pamięci o Giżynie. Tak, jak już jednak napisałem, sami miłośnicy nie wystarczą – potrzeba wsparcia władz i zagranicznych organizacji. Pomyślcie tylko – Giżyn miejscem spotkań młodych Polaków i Niemców, zafascynowanych historią! Giżyn jako europejskie centrum kultywowania tradycji dawnego Południa i Stanów Skonfederowanych Ameryki (za życia Herosa nad jego pałacem powiewała flaga CSA)! To jest zadanie na przyszłość – zadanie, które można zrealizować. Myślę, że nie tylko tzw. prokonfederaci cieszyliby się z tego, ale również nasz kolega The General, bo warto, aby w zachodniopomorskiem spotykali się zwolennicy wszystkich opcji.
Poniżej każdy z Forumowiczów może odnaleźć listę europejskich pochówków żołnierzy i dyplomatów Konfederacji (czas pomyśleć nad poprawieniem na owej stronie nazwy polskiej miejscowości):
http://www.dixie.be/web/plugins/content/content.php?content.27
Ten artykuł z Pulsu wyjaśnia przynajmniej zaginięcie tablic nagrobnych z cmentarza w Giżynie. Nawiasem, chociaż przykro mi to mówić, uważam, że stworzenie lapidarium nie było niczym innym jak ostateczną dewastacją cmentarza. Jeżeli ktoś chce zachować informacje o tablicach i pochówkach, niech wykonuje zdjęcia i opisy dokumentalne, ale przeniesione dowolnie poza miejsce spoczynku zwłok kamienie nagrobne nie posiadają już żadnej wartości historycznej.
Czekajcie, bo już się zgubiłem - to w którym Giżynie pochowano Herosa - w pyrzyckim czy myśliborskim? Jeśli w pyrzyckim, to miejsce jest wymarzone, między dwoma jeziorami stanowiącymi miejsce wypoczynku, w okolicy z prężnie rozwijająca się agroturystyką, z łatwym dojazdem ze Szczecina i kraju.
Tak czy inaczej, można by spróbować zainteresować tym władze odpowiedniego powiatu, ale nie liczę na sukces w tym względzie, przynajmniej dopóki nie zacznie się dziać coś samo z siebie.
...The original marble graveplate was broken to pieces and has been restored, it will be lay together with the Confederate veteran gravestone from September 2008 on. The Cross of Honor will be put in place by one great-grandson of Heros, Eckehard Von Borcke with son and greatson, and several collateral descendants of the Confederate hero. J.E.B. Stuart IV with son and grandson will try to attend in person...
http://boards.historychannel.com/thread.jspa?threadID=800035174&tstart=60&mod=1200748275804
Alku!
"Tradycja Północy wiąże się z eksterminacją Indian - co tu świętować". Tak mógłbym napisać, gdybym był przekorny. Uznałem, że Giżyn może być świetnym miejscem spotkań sympatyków Konfederacji i Unii, osób zaintersowanych dziejami polsko-niemieckiego pogranicza - punktem wymiany informacji, poglądów, wreszcie w sensownej formie spędzonego wolnego czasu. Widzę jednak, że nie każdy rozumię tę ideę.
Drodzy Forumowicze!
Z powodów zdrowotnych nie byłem w stanie szybko odpowiedzieć na przedwczorajszy post Alka, więc doszło do takiej sytuacji, że panowie The General i Nico urządzili sobie kolejną bitwę spod znaku Północ kontra Południe, a jeden z nich jeszcze napisał, że starał się powstrzymać swoje off-topicowe zapędy (niezbyt mu się to udało).
Alku i Mikołaju! Wiem, że każdy z Was z zapałem broni własnej wersji dziejów, ale każdy czytający posty powstałe w niniejszej sekcji zdaje już sobie sprawę, jakie opcje reprezentujecie, więc ciągłe docinanie sobie nawzajem przy każdej nadarzającej się okazji uważam za nużące. Pozostali Forumowicze wiedzą już jak bardzo Generał jest prounijny, a pan Mikołaj prokonfederacki, więc po cóż te ciągłe manifestacje własnych poglądów? Co gorsza opierające się niekiedy na cytowaniu komentarzy z Youtube, gdzie nie wiadomo, kto dane zdanie napisał i skąd je zaczerpnął. Powiem Wam jeszcze coś – otrzymuję już od dawna sygnały od innych uczestników dyskusji secesyjnych o ich irytacji postawą obu głównych dyskutantów, tj. Alka i Mikołaja. Ludzie się skarżą, że z fanatykami nie sposób normalnie rozmawiać.
Po tym wstępie i apelu, aby ściśle trzymać się tematu danej dyskusji, przystępuję do odpowiedzi na dwa ostatnie posty Generała (oby był to już ostatni tekst o Czirokezach i Andrew Jacksonie, jaki pojawi się tutaj właśnie). Zacznę od obrazu postaci wspomnianego Andrzeja J., jakże czarno odmalowanego przez znanego miłośnika wędkarstwa vermonckiego (stali bywalcy sekcji wiedzą do czego nawiązuję). Otóż ów „indianożerca”, ponoć wręcz nakazujący „mordowanie kobiet” (żebyś Alku tu chociaż zacytował artykuł lub książkę, ale komentarz z Youtube – mniej emocji, a więcej profesjonalizmu), dla przykładu... usynowił indiańskie dziecko ze zdobytej wioski! Było już o tym na Forum? Było. Gdzie było? Tu było:
http://www.historycy.org/index.php?showtopic=15493
Co jeszcze u Nas było? Ano coś takiego – obraz Andrzeja J. w polskich powieściach historyczno-przygodowych. Warto o tym poczytać? Myslę, że tak, więc znowu ten sam link:
http://www.historycy.org/index.php?showtopic=15493
Jeszcze coś? Czirokezi? Kto posłał wojsko przeciwko Czirokezom nie chcącym się przenieść za Missisipi? Na czyj rozkaz powstały „obozy koncentracyjne”? Potoczna wiedza jest taka – Andrzej J.! Nawet w Wikipedii tak piszą:
http://en.wikipedia.org/wiki/Trail_of_tears
Wikiepdia jednak sama sobie przeczy, więc zalecam nie poprzestanie na paru pierwszych zdaniach, ale przeczytanie wspomnianego artykułu do końca (Mikołaju! Nie pisz już do Alka, skąd pochodził następca pana Andrzeja). Polecam, bo jest o czym czytać, a obraz dziejów Czirokezów w latach 20 i 30 XIX w. rysuje się nam nader skomplikowanie:
http://en.wikipedia.org/wiki/Trail_of_tears
Mieliśmy jeszcze u Nas o Czirokezach? Mieliśmy, oj mieliśmy. Co takiego? Jak to handlowali z białymi ziemią innych ludów indiańskich. Gdzie to u Nas stoi? Tutaj (jak ktoś chce wiedzieć, skąd zaczerpnąłem taką informację, to niech w poniższym temacie mnie o to zapyta, bo na pewno nie z Youtube):
http://www.historycy.org/index.php?showtopic=19870
O czym to jeszcze było? O Lee i Stuarcie? Alek nie napisał wprost, ale każe Nam się domyślać, że... eksterminowali Indian! O tym, co na amerykańsko-meksykańskim pograniczu porabiał Lee pisałem niegdyś tu:
http://www.historycy.org/index.php?showtopic=26566&st=60
Stuart? Walczył w obronie osadników (o Komanczach można poczytać tu i ówdzie w postach Bachmata, więc polecam rozejrzeć się po Forum, bo - jak głosi Regulamin - wymagane to jest przed rozpoczęciem każdej nowej dyskusji), ale także pertraktował z Indianami, zresztą wespól z kolegą... Johnem Sedgwickiem. Cóż... Alek o Lee i Stuarcie, a Nico o Custerze i Shermanie. Poglądy obu Panów już jednak znamy (wychodzi na to, że się powtarzam, ale to wynik powtarzalności tez stawianych przez wspomnianych adwersarzy – Nico! Ileż to razy można docinać Williamowi Tecumsehowi?).
Mam nadzieję, że już więcej w tym temacie nie odejdziemy od zagadnień związanych ściśle z postacią Herosa von Borcke. O Andrew Jacksonie, przesiedleniach Indian, Custerze czy Shermanie, można dyskutować w innych wątkach – tych istniejących już, jak i w takich, które zechcecie założyć (mile widziane poinformowanie mnie wcześniej o planach utworzenia jakiegokolwiek nowego tematu, co może zapobiec chociażby problemowi łączenia istniejących już tematów). W miejscu tym apeluję, abyśmy skupili się na przybliżeniu szerokiemu gronu Forumowiczów sylwetki pana na Giżynie, bo zauważam potrzebę popularyzacji owej postaci przed uroczystościami zapowiadanymi na wrzesień, o których Cabbie niedawno Nas informował.
Sędzio Stonewallu,
Żadnej wojny nie było, a wystarczy prześledzić ten wątek aby zobaczyć, że zareagowałem jedynie na twoje przedziwne stwierdzenie, a mianowicie:
Giżyn jako europejskie centrum kultywowania tradycji dawnego Południa i Stanów Skonfederowanych Ameryki (za życia Herosa nad jego pałacem powiewała flaga CSA)! To jest zadanie na przyszłość – zadanie, które można zrealizować!
Pomniejsze zaczepki ze strony Senatora staram się jak tylko mogę ignorować więc na jego wypowiedź nie zareagowałem. Zareagowałem natomiast na twoją kolejną przedziwną wypowiedź: "Tradycja Północy wiąże się z eksterminacją Indian - co tu świętować". Tak mógłbym napisać, gdybym był przekorny". Trzeba było pozostać nieprzekornym, bo niektóre twoje wypowiedzi działają na mnie jak czerwona płachta na byka. Nigdy ci nie zapomnę tej o despotach wysyłających swoje czarne dzieciaszki do najbardziej abolicjonistycznej uczelni na Północy...
Chciałbym zauważyć że ten Niemiec miał najprawdopodobniej polskie korzenie gdyż von Borcke to zniemczona nazwa średniowiecznego możnego rodu zachodniopomorskiego Borków.
Tak na marginesie to fajne imię - Heros.
Edycja - poprawa znaków interpunkcyjnych.
S.
Heros to nie imię, a pierwszy człon nazwiska. Imiona to Johann August Heinrich.
Borkowie zachodniopomorscy byli Słowianami, ale miejscowymi, nie kolonistami z Polski.
A tak na marginesie - śledząc przywołaną przez cabbiego dyskusję - to bardzo miłe ze strony Amerykanów, że przypisują zniszczenie grobu von Borckego Armii Czerwonej.
...Er wurde im Mausoleum zu Giesenbrügge neben seinen Eltern beigesetzt.
Strona 19 ostatnio uaktualnionego dokumentu pdf:
http://www.borcke.com/upload/content/geschichte/Heros_v.Borcke_letzte_Fassung.pdf
Drodzy Forumowicze!
Pragnę poinformować, iż polskie tłumaczenie wspominanego w temacie niniejszym artykułu Stefana Slivki ukazało się w roku 2006 w „Nadwarciańskim Roczniku Historyczno-Archiwalnym” (artykuł zawiera m. in. zdjęcia dawnego stanu giżyńskiej posiadłości, w tym słynnej egzotycznej palmy rosnącej w tamtejszym ogrodzie). Dodam jeszcze tylko, że ostatnio nawiązałem kontakt z historykiem mieszkającym w okolicach myśliborskiego Giżyna, co powinno nam pozwolić uzyskiwać aktualne wiadomości na temat planowanych na wrzesień uroczystości upamiętniających postać Herosa von Borcke.
Podobno mieli kłaść jakąś płytę nagrobkową we wrześniu z SCV i co, cisza?
Nico!
Najlepiej zapytać u źródła, czemu służą adresy mailowe znajdujące się w ramach poniższej strony internetowej:
http://boards.historychannel.com/thread.jspa?threadID=800035174&tstart=60&mod=1200748275804
Impreza odbywa się 3go września jak się dowiedziałem.
Dziś odbyła się uroczystość położenia płyty nagrobnej na grobie wspaniałego bohatera Konfederacji.
Na imprezie, poza potomkami Herosa von Borcke był również potomek samego J.E.B.Stuarta. Przedstawiciel magazynu 'Planszowy Weteran' był na miejscu , mamy zdjęcia, szykujemy relację i artykuł do naszego dwumiesięcznika. Nie omieszkamy podać linka, kiedy wyjdzie kolejny numer. Tymczasem zamieszczam fotkę z uroczystości.
Na naszej pięknej Polskiej ziemii łopotały dziś flagi Konfederacji. Czyż to nie piękne Generale?
Nikuś ja Ci dam przedstawiciela Sam RedNacz się pofatygował, czyli ja artykuł jest prawie ukończony. Mam nadzieję, że się spodoba. Sama uroczystość była bardzo interesująca i świetnie zorganizowana. Oby więcej takich w Naszym kraju. Pozdrawiam - Cezary
Nawet były artykuły w dzisiejszej prasie na temat tej uroczystości . W "Głosie Szczecińskim" i "Kurierze Szczecińskim".
Aktualny odnośnik do wspomnień
Heros von Borcke. Memoirs of the Confederate War for Independence. (English)
http://www.perseus.tufts.edu/hopper/text.jsp?doc=Perseus:text:2001.05.0008
oraz przegląd prasy
http://www.gs24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20080905/AKTUALNOSCI/820097521&SearchID=733293553043
http://www.kurier.szczecin.pl/Art.aspx?a=9669
Zdaje sie ze moralnosc jest tylko jedna.
No tak, nasz Senator znowu buja w obłokach
A ten poczet sztandarowy to tworzyli polscy neo-konfederaci... czy rodowici?
No wlasnie jesli chodzi o moralnosc i to co piszesz o powiewajacych
konfederackich sztandarach nad piekna ziemia- w mysl niektorych jak to eufemistycznie nazwales "kolegow zza Odry' to wojewodztwo szczecinskie to Niemcy.Czyli jak to sam napisales tam gdzie kiedys powiewaly flagi SS, SA w czsie uroczystosci powiewaly flagi Konfederacji.Czuzbys cos sugerowal?
Nico zdecydowanie pisał o pięknej polskiej ziemi. Nie tylko że jest piękna. Na pewno też ma pełną świadomość jej dawnej przynależności. Myślę że zdecydowanie mu daleko od jakiegokolwiek rewizjonizmu niemieckiego, bo wielokroć w swych postach prezentował postawę wręcz, oględnie mówiąc, mocno polską. Wydają mi się takie insynuacje nieco nie na miejscu. Nie sadze też żeby rekonstruktorzy z Niemiec byli neonazistami, lub czymś takim. Chyba idziemy nieco za daleko w unijno- konfederackim zacietrzewieniu na łamach tego forum (samo gorączka sporu nadal mnie dziwi biorąc pod uwagę odległość czasową i geograficzną jej przedmiotu).
Ale jedna rzecz jest ciekawa i może ktoś się tym interesował-jak historiografia III Rzeszy przedstawiała postać Von Borcke i ogólnie wojnę secesyjną? Ktoś badał tą sprawę?
Drodzy Forumowicze!
Heros von Borcke, o którym tutaj piszemy, żył, zanim nastało SS i nazizm. Tym samym nie radzę utożsamiać jego postaci ze wspomnianym nurtem w historii Niemiec. Na pamięci o pułkowniku Konfederacji skorzystać najwięcej mogą akurat obecni mieszkańcy Giżyna i okolic, w końcu Polacy (te nadzieje wyraża przecież prasa szczecińska, licząca na rozwój turystyki w tamtym zakątku województwa zachodniopomorskiego). Przypomnę, że ci Polacy to przecież częstokroć wygnańcy z dawnych wschodnich ziem polskich. Kolega Korten zdaje się jednak hołdować lękom, znanym nam z ukraińskiego czy litewskiego podwórka, gdzie czczenie Polaków pochodzących z tamtych terenów jest uważane częstokroć za przejaw polskiego szowinizmu (udział władz litewskich i ukraińskich w takich obchodach określany zaś jest mianem zdrady narodowej). Wiem Andrzeju, że tak bliska Ci Opolszczyzna do dziś boryka się z problemem własnej tożsamości, ale nie musisz Kolego rozterek Opolan przenosić na tutejszy grunt. Wszystkim, którzy myślą podobnie jak Ty, dedykuję poniższą historię.
Pochodzę z zakątka Kielecczyzny, zamieszkanego przed II wojną światową przez trzy narody: Polaków, Niemców i Żydów. Niemcy zamieszkiwali całe wioski lub ich wyodrębnione części. Z tamtego czasu pozostało tutaj dużo nazwisk niemieckich, a nawet nazwy topograficzne z języka niemieckiego się wywodzące. Niemcy, o których piszę, byli sprowadzani na te ziemie w XVIII i XIX wieku przez polskie ziemiaństwo, które pragnęło uczynić liczne miejscowe nieużytki gruntami rolnymi. Sprawni rolnicy, jakimi się okazali owi osiedleńcy, pokojowo koegzystowali przez długi czas ze swymi polskimi sąsiadami. W końcu przyszła II wojna światowa, volkslista, polscy partyzanci podpalający niemieckie osady, niemieccy osadnicy denuncjujący mieszkających obok Polaków, wreszcie formacje hitlerowskie masakrujące kobiety, starców i niemowlęta w polskich częściach wiosek. Kto poczuwał się do niemieckości i był na volksliście, ten w 1944 roku ewakuował się z całością niemieckich sił policyjno-militarnych, które opuszczały teren mojej rodzinnej gminy. Od tamtej pory nie znalazłem w literaturze i publicystyce, dotyczącej moich stron rodzinnych, ani jednego dobrego słowa o tutejszych Niemcach. Przypomina się ciągle, że miejscowy Niemiec wydał Rosjanom tabor powstańczy Mariana Langiewicza i jego załogę. Pisze się, że tutejsi Polacy i Żydzi witali chlebem i solą Marszałka Rydza, a ci podli Niemcy to tylko czekali, kiedy przyjdzie Adolf Hitler i nastaną tu Niemcy. Ciągle się wspomina o nienawiści niemieckich sąsiadów wobec Polaków, a jakoś nie słyszę o polskich partyzantach palących domy volksdeutschów (moja rodzina podpalaczy dobrze pamięta, choć to była polska rodzina). Kto uważał się za Niemca, wyjechał stąd w roku 1944. Co ciekawe nikt z nich nie rewindykował później ani grama posiadanej przez siebie ziemi. Ba.... potem jeszcze z RFN przysyłali wsparcie Polakom, którzy te ziemie przejęli, żeby Ci tylko chcieli uprawiać grunta ich ojców i żeby las nie wyrósł na dawnych niemieckich polach. Po 1989 roku odwiedzali dawne siedziby, fotografowali się na tle starej stodoły lub gruszy, ale zwrotu majątku nie żądali.
Na powyższym tle rozgrywał się dramat dwóch rodzin: niemieckiej rodziny W. i polskiej rodziny Z. (mojej rodziny). Hitlerowcy robili brankę na roboty do Niemiec. Wskazali także na moją babcię. Babcia wobec tego symulowała poważną chorobę, a jej brat zgłosił się na jej miejsce. Niemcy brata wzięli, ale ten nawiał im pod Częstochową i udał się do rodziny w Warszawie, gdzie też znalazł schronienie. Tymczasem babcia, aby usunąć się z oczu hitlerowskim czynnikom, najęła się w roli opiekunki do dzieci u państwa W., niemieckiej rodziny z volkslisty. Rodzina była zacna i szczerze babcię polubiła. Frau W., choć Niemka z pochodzenia, prawie w ogóle nie mówiła po niemiecku. Herr W. służył w miejscowej żandarmerii, ale żandarm z niego był żaden. Któregoś dnia gospodarza domu oddelegowano do plutonu egzekucyjnego, który miał w pobliskim lesie rozstrzelać grupę młodych Polaków. W. nie wytrzymał i zemdlał (nie oddał ani jednego strzału). Za czas jakiś polscy partyzanci odwiedzili zagrodę państwa mojej babci z zamiarem zabicia „podłego volksdeuscha, który służył w miejscowej żandarmerii” (tutejsza żandarmeria kontrowersjami słynie, wszak Austriak w niej będący uchodzi za agenta polskiego podziemia i w moich stronach ma status nieomal bohatera narodowego – w gminach ościennych uważają go z kolei za najgorszego bandytę i eksterminatora Żydów; facet przyjeżdżał po wojnie do Polski i pławił się w aurze prawdziwego Hansa Klossa, ale zginął w latach 60 w niewyjaśnionych okolicznościach, a za sprawców mordu na nim uważa się... izraelskie specsłużby). Wracam jednak do tamtego dnia w obejściu państwa W. Otóż chwaccy leśni druhowie wywlekli gospodarza z domu i byliby go zabili, gdyby nie... interwencja mojej babci, która ze łzami w oczach na kolanach wyjednała życie swemu pryncypałowi (skończyło się na chłoście, a nie egzekucji). W 1944 roku państwo W. wsiedli na wóz i odjechali na zachód z całym miejscowym aparatem władzy hitlerowskiej. Bracia mojej babci od tej pory mieli strzec pozostawionego domu, ale widłami karabinom wstępu nie wzbronisz, więc ulegli przemocy uzbrojonych szabrowników. W Polsce nastała władza ludowa, która wyniosła na piedestał przeróżnych partyzantów (czytaj: bandytów) i funkcjonariuszy MO (czytaj: płatnych zbirów). Mój dziadek, żołnierz od Andersa i zagorzały sikorszczyk, był przez nich po powrocie ze Szkocji traktowany podle i bez szacunku. Dziadek do Polski wrócił, choć robić tego początkowo nie chciał. Wrócił razem z kolegą z tułaczego szlaku, który poznał go ze swoją siostrą, ex-służącą państwa W. W ten sposób sybirak i montekasyńczyk w jednym poślubił kobietę, która pracowała u Niemców i uratowała życie volksdeutschowi. W owym czasie państwo W. po wielu perypetiach dotarli do Stanów Zjednoczonych. Tam zmarł dawny żandarm, a jego żona ponownie wyszła za mąż. Ich syn, Olaf, niańczony ongiś przez moją babcię, wyrósł na przystojnego blondyna, który podjął studia medyczne. Po ich skończeniu jako oficer US Navy trafił do... Wietnamu, gdzie łatał poranionych żołnierzy amerykańskiche. Przez cały ten czas pani W. pisywała po polsku do mojej babci. Za którymś razem poprosiła ją, aby zamówiła mszę w intencji szczęśliwego powrotu Olafa do domu (amerykańskiego domu). Babcia wzięła parę groszy i poszła do miejscowego plebana, eks-więźnia hitlerowców (być może w tym samym czasie wikarym w moich stronach był człowiek zamordowany potem przez polską bezpiekę). Msza taka się odbyła, porucznik Olaf W. wrócił do Stanów, a jego matka aż do śmierci korespondowała z mamą mojego taty (czyli jeszcze w latach 80). W kilka lat po śmierci Frau W. opowiedziałem tę historię swojemu koledze, mieszkającemu tuż obok. Kolega zareagował słowami: „Modliliście się za szkopów?!”. Kolega namiętnie czytał literaturę partyzancką i jakoś inaczej na ten problem spojrzeć nie potrafił. Dziś jest księdzem i ciekaw jestem jego obecnego spojrzenia.
Historia dziwnymi drogami wiedzie. W czasie II wojny światowej moja babcia uratowała życie niemieckiemu żandarmowi, a żołnierz Wehrmachtu ocalił życie mojej prababci. Mojego pradziadka, zawodowego furmana, Niemcy posłali z własnym transportem pod Moskwę, gdzie też pradziadek stracił zdrowie na skutek ciężkich ran (nigdy go już nie odzyskał). Syn owego pradziadka ożenił się z kobietą, która omal nie straciła nogi pod koniec wojny, gdy jej kolega „dla zabawy” rzucił granat w jej stronę. Nogę tę operował radziecki lekarz wojskowy, który w zamian za rosół dla obozujących we wsi krasnoarmiejców, ocalił przed inwalidztwem dwunastoletnią dziewczynkę. Zrobił to człowiek, którego krajanie zasłynęli w okolicy z aktów seksualnych na... zwierzętach gospodarskich. Należeli oni do jednego z tzw. frontów ukraińskich i pamięć o nich zlała się razem ze wspomnieniem zbrodni popełnionych przez UPA. Tam, gdzie mieszkam, powiedzenie o kimś „Ukrainiec” stanowi największą obelgę. Podczas tej samej wojny na dalekiej Syberii najprawdziwszy Ukrainiec z polskich Kresów... uratował życie mojemu dziadkowi.
Dlaczego o tym piszę? Spróbujcie odpowiedzieć na to pytanie sami. Z tym Was zostawiam. Z tym i Herosem von Borcke.
Dobrze powiedziane, Stonewallu.
Osądzanie ludzi wojny secesyjnej z moralnego punktu widzenia jest jakże wygodne i łatwe. Tyle że to czysty prezentyzm.
Kolejne wypowiedzi są coraz ostrzejsze i coraz mniej eleganckie.
Czy zwolennicy bezsensownych sporów nie mogliby sobie założyć osobnego wątku, i poza tym wątkiem "dać sobie spokój"?
Tez uwazam ze dobrze powiedziane, szkoda tylko ze nie na temat.Jakos nikt nie wysilil sie pomyslec , o co mi chodzilo.A mianowicie o to ze obchody bombastycznych uroczystosci na temat pana B nie maja nic wspolnego z prawda historyczna, czy sama postacia. Zwyczajny powod aby kilku napalencow moglo sie wygadac , a wlasciwie wywrzeszczec.
Jesli chodzi o post Marcina, pochodze z Galicji i to tej zapadlej, gdzie do dzisiaj zyja pewne sympatie i antypatie narodowosciowe - akurat nie sa one antyniemieckie czy antyaustriackie, ale to nie na ten topic.
Marcinie, uwazam Cie ze rzetelnego i dobrego historyka.Prosze udowodnij ze nad cmentarzem
w Giessenbrugge nie powiewaly flagi nazistow.
Jesli chodzi o samego pana von Borcke, to czy pruski arystokrata, jadacy za ocean aby pomoc w walce o utrzymanie niewolnictwa to taki wielki bohater- powiedzmy rzecz gustu.
Pozostaje jeszcze jedna sprawa- o przewagach pana von Borcke dowiadujemy sie z jego pamietnikow.Zastanawia mnie czy pan B. nie byl w jakis sposob spokrewniony z baronem Munchausenem, Falstafem czy naszym panem Zagoba, ktory w Galacie otrzymal palme meczenska?
Nic nie musze Ci udowadniac, bo pytanie bylo skierowane do Stonewalla.
Jesli trzymanie niewolnika jest wedlug Ciebie swietym prawem, to o czym bedziemy dyskutowac.
Pytanie nie bylo idiotyczne, tylko Twoje rozumienie i prosze moze daj sie wypowiedziec Stnewallowi.
Czy naprawde na moralnosc nie ma miejsca w polityce - to moze jednak moze wzmianka o flagach nazistowskich nie byla nie na miejscu?
Moze i tylko haselko, co wcale nie oznacza ze
nie nalezy ja odrzucac.
Dlaczego nie ?
Jak widać, zwolennicy bezsensownych sporów nie mogą ograniczyć się do jednego wątku.
W dalszym ciągu zatem dział Amerykańska wojna secesyjna nie jest wart lektury.
Moje wrażenia z ceremonii.
Przede wszystkim było to spotkanie wielonarodowe. Oprócz Polaków Amerykanów i Niemców byli tam i Belgowie i Szwajcarzy i Holender. Zjednoczeni ideą poszukiwania prawdy historycznej, często pogmatwanej, poszukiwania ponadnarodowej wspólnoty wbrew populistycznym hasłom polityków. To ludzie interesujący się historią, militariami, a jednocześnie otwarci na innych. Bardzo cieszę się, że mogłem tam być, porozmawiać z nimi, rozmawiać o pogmatwanych losach historii bez kłótni czy obrażania się nawzajem.
Bardzo ciekawym doświadczeniem była rozmowa z ludźmi z Południa, potomkiem JEB'a Stuarta oraz Chrisem McLarenem z Luizjany, który uczestniczy w inscenizacjach od ładnych paru lat. Przejawiają oni bardzo głęboką wiarę, patriotyzm i przekonanie o słuszności sprawy za którą walczyli ich przodkowie. Wskazywali w jaki sposób została zafałszowana historia wojny secesyjnej, potwierdzając odwieczną prawdę o tym, że historię piszą zwycięzcy. Bardzo ciekawa i smutna zarazem była historia życia prezydenta Południa Jeffersona Davisa, opowiedziana przez potomka Stuarta (nota bene weterana wojny wietnamskiej). Z Chrisem rozmawiałem o tym, jak kofederaccy żołnierze używali pasów zołnierzy Unii (oznaczonych US) z odwróconą sprzączką (dajacą litery SN -Southern Nation) i o innych ciekawych rzeczach z dziedziny militariów czy umundurowania, których ciężko byłoby szukać w książkach.
Żałuję, że część z was nie mogła być na tej ceremonii. Może wtedy w inny sposób podeszlibyście do pewnych spraw.
Pozdrawiam - C.
Odnoszę wrażenie, że tych neo-konfederatów ustawiłbyś chętnie w jednym szeregu z neo-nazistami i neo-poganami...
I nie mam zamiaru nauczać kogoś, co ma czytać, a co nie...
Dlatego właśnie żałuję, że tego typu ceremonie są tak mało propagowane...
Dlaczego niby Rajd Dahlgrena mialby byc spiskiem.Dla niewtajemniczonych. Z dokumentow znalezionych przy martwym Ulriku Dahlgrenie znaleziono przypuszczalnie dokumenty majace swiadczyc o probie zabicia Jeffersona Daviesa.Dlaczego jednak spisek.Dahlgren dzialal jako oficer Unii i zginal w mundurze wojsk Polnocy.
PS.Ktore niemieckie zrodla, i dlaczego w jezyku angielskim?
No dobra nie róbmy sobie śmiechów i skoro niektóre osoby trąbią na pół Polski, że jakiego bohatera wojny secesyjnej będą tu chować (już pochowali) to ja po raz kolejny zadaję istotne pytania, na które nie mogę znaleźć odpowiedzi w tej dyskusji:
a) dlaczego nasz major ruszył za Ocean aby walczyć za Sprawę skonfederowanych stanów niewolniczych Południa?
b ) jakie kryteria decydują, że ktoś jest nazywany bohaterem?
Prześledziłem ten wątek i jeśli o naszym majorze wiemy jedynie to co napisał Stonewall w poście #1 to należy stwierdzić, że niewiele wiemy.
Uwaga:
Użytkownik Nico jest proszony o nieudzielanie błędnych odpowiedzi typu – major walczył o „wolność od jankeskiej moralności” bo to jest oczywista nieprawda.
a) Dlaczego ruszył walczyć dowiemy się już jutro z artykułu o Naszym Bohaterze i historycznej imprezie która odbyła się niedawno.
b) Bohater osoba, która odznaczyła się niezwykłymi czynami, męstwem i ofiarnością dla innych ludzi.
Nasz Bohater pojechał walczyć o wolność innych ludzi, obcych mu, nie związanych żadnymi więzami. Słowem ryzykował swoje życie w imię szczytnych celów, a więc tym samym można go nazwać bohaterem.
Artykuł o imprezie położenie nagrobka i Herosie von Borcke jest już dostępny do przeczytania w najnowszym, 7-ym, numerze 'Planszowego Weterana' dostępnego pod tym adresem www.planszowyweteran.prv.pl .
Przytocz nam proszę motywy jakie kierowały naszym murgrabią... w tym magazynie pewnie pełno będzie zdjęć z hufcami sztandarowymi niewolniczej republiki Południa, a widoki takie mnie osobiście bardzo irytują i dlatego nie będę tam zaglądał.
Ależ Generale, wiedza wymaga poświęceń i cierpień nieraz , bądź odważny więc i kliknij na podany link, a poznasz prawdę, tylko prawdą i samą prawdę . Jedi nie podążają przecież łatwą ścieżką?
No dobra sprawdziłem i widzę, że to nasz kolega Cezary aka Clown jest autorem tego dokumentu. Z tego co Cezary pisze wychodzi, że nasz murgrabia pojechał za Ocean bo lubiał wojaczkę, a w domu akurat tego typu atrakcji brakowało (niemniej jednak ciekawi mnie czym akurat ten poseł csa go zachęcił).
Choć na takich imprezach pokolenia i narody mogą się łączyć ponad podziałami to jednak nie wolno nam zapominać co tak naprawdę się wydarzyło - w naszym przypadku dlaczego stany niewolnicze dokonały secesji i o jakie idee walczyły.
Miłośników historii Południa i Herosa von Borcke może zainteresuje fakt, iz w zbiorach Smithsonian Institute znajduje sie rewolwer podarowany przez von Borcke
"Jebowi"Stuartowi. Wobec przewidywanego awansu Stuarta, von Borcke podarował mu angielskiego Trantera w kasecie z przyrządami. Do awansu nie doszło ale na pokrywie kasety pozostał napis już ze spodziewana rangą " LT. GEN. J.E.B. STUART C.S.A. CULPEPPER, VA JUNE 1863 FROM HEROS VON BORCKE"
Jeżeli ta informacja już gdzieś była to przepraszam za wtręt.
Zapewne w 1864 Stuart dostałby awans na Lt. (lub gdyby Gettysburg się udał).
Wspomnienia 'naszego' Południowego bohatera dostępne są online -> http://www.perseus.tufts.edu/hopper/text?doc=Perseus%3atext%3a2001.05.0008
Drodzy forumwicze poraz pierwszy wypowiadam się na tym forum,skłoniły mnie do tego dwa fakty. Pierwszy że wypisujecie tu głupoty [oczywiście nie wszyscy]spieracie się w kwestiach które mijają się z prawdą. Fakt drugi to ocena spotkania jakie miało miejsce w Giżyne we wrzesniu 2009r.Mam prawo i obowiązek zabrać głos bo jestem mieszkańcem Giżyna od 51lat. A oto kilka sprostowań w mauzoleum mieszczącym się w okolicy cmentarza w Giżynie znajduje się podziemna krypta w której spoczywają doczesne szczatki rodziców,oraz JH von Borcke.Dowodem na to są trzy płyty nagrobne które są obecnie przechowywane poza mauzoleum ze względów bezpieczeństwa[prawdopodobieństwo kradzieży].W latach 70tych.doszło do częściowej dewastacji grobu,po wykuciu otworu w posadzce mauzoleum złodzieje chcieli obrabować krypte,spłoszeni przez mieszkańców pozostawili otwór a co zrabowali nie wiadomo.Policja oraz władze gminy zabezpieczyły zniszczoną posadzkę dokumentując zdjęciami wnętrze krypty,oraz dokonane zniszczenia.Nie będe się odnosł do artykółu w Planszowym weteranie,jeszcze słowo o uroczystości z ubiegłego roku obecność na niej pocztów sztandarowych, kompanii z epoki, potomków Herosa,i porównywanie tego do nazistowskich demonstracji jest wielce krzywdzące dla nas, spokojnych i życzliwych mieszkańców Giżyna.Włożyliśmy wiele wysiłku w doprowadzeniu do tego spotkania,nie bez znaczenia jest nasz wkład w potwierdzenie prawdy historycznej o miejscu pochówku.Nie wielu ludzi interesuje czy Heros walczył po właściwej stronie.Kto dzisiaj zapewni że nasi żołnierze z Awganistanu czy z Iraku walczą po właściwej stronie jak oceni to historia za 200 lat.Proponuje więc zakończyć tę dyskusje.Na zakończenie pozdrawiam i informuje że 10.09.2010 poraz drugi przybędzie do Giżyna grupa rekąstrukcyjna z Niemiec oraz kilka osób ze Stanów aby złożyć kwiaty na grobie bohatera Oficera Jazdy Południa Herosa Von Borcke.
Panie Janie!
Czy polscy rekonstruktorzy, zajmujący się wojną secesyjną, byli informowani o jutrzejszej uroczystości?
Zdjęcia oczywiscie że umieścimy podam gdzie. A z polskich rekonstruktorów powiadomoony został pan Norloch sory jeśli przekręciłem nazwisko,lecz nie przyjedzie bo miał z kolegą niegrożny wypadek.
Panie Janie!
Dziękuję za odpowiedź. Chodzi oczywiście o Piotra Narlocha.
Tak chodzi o pana Piotra.
Panie Janie,
Przede wszystkim bardzo miło Pana gościć na naszym forum.
Jest Pan poważnym, miłym i szanowanym człowiekiem. Dlatego z całego serca Panu radzę, aby dbając o zdrowie, nie przejmował się Pan komentarzami osób, które idee zabawy w rekonstrukcję pojąć nie potrafią. Ich uwagom i komentarzom, często nie na miejscu, nie należy się przejmować i przejść nad nimi do porządku dziennego.
W swoim imieniu, 14th LA (oraz zaprzyjaźnionego jankeskiego regimentu 58th NY) prowadziłem rozmowy z panią Karoliną i kolegą Generałem Taxem (który z ramienia grup rekonstrukcyjnych z Niemiec został zaangażowany w logistykę przedsięwzięcia) na temat przyjazdu naszych polskich pułków do Giżyna. Tydzień temu mieliśmy dużą imprezę w południowych Czechach (Battle of Chickamauga), na którą niestety z kolegą dojechać nie zdołaliśmy. Mieliśmy po drodze przykry incydent, który zmusił nas do powrotu do Krakowa. Moi koledzy rekonstruktorzy, z racji swoich licznych prywatnych i zawodowych obowiązków oraz ograniczonego czasu, nie zdołają 'obsłużyć' dwóch dużych imprez na przestrzeni półtora tygodnia. Mimo moich chęci udziału w imprezie w Czechach, chciałem także reprezentować
naszą polską stronę rekonstrukcyjną podczas spotkania w Giżynie.
Niestety z powodu braku transportu, nie uda mi się dojechać na miejsce. Przykro, że nie zdołam wywiązać się z danej wcześniej danej obietnicy.
Szczególnie ubolewam nad tym, że jest to jedyna w roku okazja na spotkanie się z innymi zagranicznymi, zaprzyjaźnionymi regimentami na terenie Polski. Wytłumaczyłem pani Karolinie problem oraz napisałem kilka maili do niemieckich kolegów z prośbą o zrozumienie. Mam
nadzieję, że impreza będzie cykliczna, i że w przyszłym roku uda nam się w pełni
zaprezentować.
Wierzę, że predzej czy później, a mam nadzieję, że jeśli nie w tym roku, to na początku przyszłego, nasze polskie grupy rekonstrukcjne przyjadą do Giżyna, co jest naszym - konfederackim, moralnym obowiązkiem.
Panie Janie, wierzę, że spotkamy się w najbliższym czasie, i że w końcu będziemy mieli okazję poznać się osobiście. Póki co życzę zdrowia, cierpliwości i udanej zabawy w nadchodzącym weekendzie.
Pozdrawiam,
Piotr Narloch to właśnie ja.
Link do zdjęcia nieistniejącego pałacu w Giżynie:
http://www.grzechull.za.pl/male_mapy/4.-2/gizyn/galeriazdjec.html
oraz do relacji z ostatnich uroczystości:
http://www.youtube.com/watch?v=QArwc29reUU
Gdzieś czytałem że po śmierci gen.Stuarta pod Yellow Tawern, to właśnie Heros von Brocke zawiadomił jego żonę o śmierci męża.
© Historycy.org - historia to nasza pasja (http://www.historycy.org)