Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Militarna głębia taktyczna
     
Doborowicz232
 

II ranga
**
Grupa: Użytkownik
Postów: 64
Nr użytkownika: 84.567

 
 
post 14/10/2018, 2:03 Quote Post

Witam. Zastanawiałem się ostatnio od czego zależała ilość różnych strategii możliwych do zastosowania w czasie wojen. Na przykład, co dawało większe pole do popisu dla dowódców, zróżnicowany teren czy zróżnicowane oddziały?
Czy w przypadku toczenia walki na jakimś płaskim niezróżnicowanym terenie, przy użyciu tylko jednego rodzaju wojsk(np. same czołgi, czy sami łucznicy) można mówić w ogóle o stosowaniu jakiejkolwiek strategii? Czy bez możliwości wykorzystania zarówno terenu jak i różnych oddziałów wynik nie sprowadziłby się do liczebności i szczęścia?
 
User is offline  PMMini Profile Post #1

     
raziel678
 

II ranga
**
Grupa: Użytkownik
Postów: 53
Nr użytkownika: 103.794

 
 
post 14/11/2018, 18:29 Quote Post

QUOTE(Doborowicz232 @ 14/10/2018, 3:03)
Witam. Zastanawiałem się ostatnio od czego zależała ilość różnych strategii możliwych do zastosowania w czasie wojen. Na przykład, co dawało większe pole do popisu dla dowódców, zróżnicowany teren czy zróżnicowane oddziały?
Czy w przypadku toczenia walki na jakimś płaskim niezróżnicowanym terenie, przy użyciu tylko jednego rodzaju wojsk(np. same czołgi, czy sami łucznicy) można mówić w ogóle o stosowaniu jakiejkolwiek strategii? Czy bez możliwości wykorzystania zarówno terenu jak i różnych oddziałów wynik nie sprowadziłby się do liczebności i szczęścia?
*



Z tego co pamiętam, to Jan Tarnowski, autor całkiem dobrego traktatu wojskowego, stwierdził, że choćby nie wiem jak dobrym ktoś był dowódcą, to musi przede wszystkim pokładać nadzieję w Bogu(czyli w szczęściu), bo zawsze znajdzie się sytuacja, o której jeszcze się nie uczył i nie będzie wiedział co robić.

Więc przynajmniej według niego wynik nawet przy zróżnicowanych armiach i terenie sprowadzał się do szczęścia. Osobiście sądzę, że przesadzał i że nawet w sytuacji podanej przez Ciebie można mówić o możliwości lepszego lub gorszego dowodzenia. Warto zauważyć, że w grach strategicznych mamy często do czynienia z podaną przez Ciebie sytuacją, a jednak mówimy wtedy o lepszych i gorszych graczach. Widać, że jedni częściej zwyciężają niż inni.

W podanym przez Ciebie przykładzie z czołgami można nadal wyobrazić sobie wiele sposobów na jakie dowódca mógłby zapewnić sobie przewagę nad przeciwnikiem.

Po pierwsze, trzeba pamiętać o tym, że armia sama kształtuje sobie teren stosując okopy i inne fortyfikacje polowe. Mieliby więc wybór, czy okopać się, czy napierać na przeciwnika. Mogliby w jednym miejscu okopać małe siły i zatrzymać napór przeciwnika, a w innym miejscu wykonać zmasowane uderzenie i przebić się na tyły wroga.

Po drugie, sam czołg ma zróżnicowane uzbrojenie. Może wybrać amunicję, której używa.

Po trzecie, trzeba też pamiętać, że dowódca wpływa na morale jego żołnierzy, na sprawność komunikacji i inne rzeczy, które nie sprowadzają się do rodzaju jednostek i terenu.

Wydaje mi się, że ogólnie to nie teren lecz oddziały miały większy wpływ na dostępne możliwości.
 
User is offline  PMMini Profile Post #2

     
Giziol
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 328
Nr użytkownika: 82.421

 
 
post 17/11/2018, 21:31 Quote Post

Dobrowicz232
QUOTE
Czy w przypadku toczenia walki na jakimś płaskim niezróżnicowanym terenie, przy użyciu tylko jednego rodzaju wojsk(np. same czołgi, czy sami łucznicy) można mówić w ogóle o stosowaniu jakiejkolwiek strategii? Czy bez możliwości wykorzystania zarówno terenu jak i różnych oddziałów wynik nie sprowadziłby się do liczebności i szczęścia?
Spójrz na szachy, to jak dwie dwie takie same armie, na takim samym terenie, pomyśl ile trzeba się nakombinować aby wygrać. A teraz wyobraź sobie te same szachy, tylko że jedna drużyna nie ma gońców tylko 4 wieże. Rozgrywka się diametralnie zmienia, drużyna z 4 wieżami ma ograniczoną ilość taktyk, co determinuje sposób grania przeciwnika, gdyż liczba skutecznych przeciwdziałań też się zmienia.
QUOTE
Zastanawiałem się ostatnio od czego zależała ilość różnych strategii możliwych do zastosowania w czasie wojen. Na przykład, co dawało większe pole do popisu dla dowódców, zróżnicowany teren czy zróżnicowane oddziały?
to przede wszystkim teren determinował jak użyć oddziały, nie na odwrót.

Sun Tzu i Clausewitz to takie podstawy od których powinieneś zacząć.

raziel678
QUOTE
Z tego co pamiętam, to Jan Tarnowski, autor całkiem dobrego traktatu wojskowego, stwierdził, że choćby nie wiem jak dobrym ktoś był dowódcą, to musi przede wszystkim pokładać nadzieję w Bogu(czyli w szczęściu), bo zawsze znajdzie się sytuacja, o której jeszcze się nie uczył i nie będzie wiedział co robić.
Więc przynajmniej według niego wynik nawet przy zróżnicowanych armiach i terenie sprowadzał się do szczęścia. Osobiście sądzę, że przesadzał i że nawet w sytuacji podanej przez Ciebie można mówić o możliwości lepszego lub gorszego dowodzenia. Warto zauważyć, że w grach strategicznych mamy często do czynienia z podaną przez Ciebie sytuacją, a jednak mówimy wtedy o lepszych i gorszych graczach. Widać, że jedni częściej zwyciężają niż inni.
Następnym razem poczytaj wnikliwiej - pokładanie ufności w Bogu, nie oznacza tego że umiejętności się nie liczą, tylko że te umiejętności często zawodzą. Twój przykład z grami komputerowymi spłyca istotę problemu, bo gry komputerowe są dużo bardziej przewidywalne od życia, a i tu często może się zdarzyć że weteran wygra z amatorem, bo ma zwyczajnego pecha. Po za tym wynik w grach jest zero-jedynkowy, albo wygrałeś albo przegrałeś. Na wojnie jest ciut inaczej, możesz wygrać kilkanaście bitew pod rząd, ale co z tego jeśli przegrasz jedną, która sprowadzi na ciebie klęskę?

Ten post był edytowany przez Giziol: 17/11/2018, 21:31
 
User is offline  PMMini Profile Post #3

     
raziel678
 

II ranga
**
Grupa: Użytkownik
Postów: 53
Nr użytkownika: 103.794

 
 
post 21/11/2018, 15:38 Quote Post

@Giziol

Spokojnie, popatrz co ja napisałem i popatrz, co Jan Tarnowski napisał. Napisałem, że według tego hetmana, umiejętności się liczą, ale bardziej liczy się szczęście. Liczy się "przede wszystkim", czyli przed umiejętnościami. Teraz cytat ze str 24 stąd:
https://www.sbc.org.pl/dlibra/publication/4...ontent?ref=desc

"A iż do każdej rzeczy jednak umiejętności potrzeba,
wszakże na łasce bożej a na szczęściu waleczna spra­
wa więcej należy, niżeli na umiejętności; a tak nie trze­
ba dufać, jeno Pana Boga o szczęście prosić. A gdzie
Pan Bóg poszczęści, tedy się w pychę nie podnosić, a
Panu Bogu to przywłaszczać, a za to mu dziękować, a
nie swej umiejętności przypisować. Abowiem, by jeden
nawięcej też z młodości na tern się uchował, w potrze­
bach byw ał, o walecznych rzeczach wiele czytał, teby
nie przyjdzie k’temu, aby w tern rzemieśłe doskonały był,
gdyż są różne przygody przy których nie byw ał, ani
o nich słychał, ani czytał, tylko na samej łasce bożej
to należy, aby się na ten czas hetman domyślał co dzia­
łać, a Pan Bóg aby to poszczęścić raczył, o to Pana
Boga zawsze trzeba prosić."

Czytałeś to w ogóle zanim zacząłeś mi tłumaczyć, co Tarnowski napisał?

W ogóle, do XVIII wieku często spotykane są słowa w stylu "pokładali nadzieję w swojej sile zamiast w tym, w czym należy ją pokładać, czyli w Bogu".



A kiedy mówiłem o grach strategicznych, to na myśl przyszły mi raczej warcaby. Nigdzie nie stwierdziłem, że dają one tyle możliwości co szachy, ale nadal można być w nich lepszym lub gorszym.

Nie jestem pewien w jaki sposób to co piszesz o różnicach między grami a życiem miałoby służyć jako argument za tym, że posiadanie niezróżnicowanych oddziałów i terenu sprowadza wynik bitwy do losowości. To, że gry komputerowe są bardziej przewidywalne jest prawdziwe niezależnie od tego jak zróżnicowane są armie, więc argumentujesz tu za tym, że jest tak jak mówił Tarnowski, że umiejętności są mniej ważne niż szczęście?

QUOTE
Spójrz na szachy, to jak dwie dwie takie same armie, na takim samym terenie, pomyśl ile trzeba się nakombinować aby wygrać. A teraz wyobraź sobie te same szachy, tylko że jedna drużyna nie ma gońców tylko 4 wieże. Rozgrywka się diametralnie zmienia, drużyna z 4 wieżami ma ograniczoną ilość taktyk, co determinuje sposób grania przeciwnika, gdyż liczba skutecznych przeciwdziałań też się zmienia.


Sądzę, że Doborowicz świetnie zdaje sobie z tego sprawę. Jego interesowało co by było, jakby obie armie dysponowały tylko jednym rodzajem żołnierza. Czyli coś jak warcaby.


Jakby co to jeśli mamy zagłębiać się bardziej w porównania do gier, to nie chciałbym, żebyśmy ograniczali się tylko do tych podobnych szachom. Ważnym czynnikiem jest mgła wojny, a w szachach i warcabach jest ona minimalna - nieznane są tylko myśli przeciwnika.



Ciekawe jest też, że uważasz teren za ważniejszy. W bitwach, którym się przyjrzałem to raczej rodzaj jednostek był ważniejszy. Teren był ważny, ale no wiesz, armia sama kształtuje sobie teren, a przeszkody naturalne można po prostu omijać, nie trzeba podejmować tam walki. Jednak można różnie podchodzić do tego tematu, więc mógłbyś bardziej szczegółowo przedstawić jak Ty to widzisz.
 
User is offline  PMMini Profile Post #4

     
Sima Zhao
 

IX ranga
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 7.355
Nr użytkownika: 96.568

Zawód: 太祖
 
 
post 21/11/2018, 16:27 Quote Post

raziel678:
QUOTE
Ciekawe jest też, że uważasz teren za ważniejszy. W bitwach, którym się przyjrzałem to raczej rodzaj jednostek był ważniejszy. Teren był ważny, ale no wiesz, armia sama kształtuje sobie teren, a przeszkody naturalne można po prostu omijać, nie trzeba podejmować tam walki. Jednak można różnie podchodzić do tego tematu, więc mógłbyś bardziej szczegółowo przedstawić jak Ty to widzisz.


Przeszkody terenowe można omijać chyba tylko w fantastycznym świecie a walkę często podejmuje się nie tam gdzie się chce ale tam gdzie się musi (wróg atakuje i powiedz mu wtedy, że tutaj nie chcesz podejmować walki rolleyes.gif )

Przykład kolegi Gizioła dotyczący szachów ale z innymi figurami po obu stronach jest jak najbardziej trafny bo armie zwykle nie są identyczne. A tak w ogóle to kiedyś widziałem jak wygląda planowanie sztabowe operacji i szachy to przy nim ...... (znacznie większa liczba czynników do uwzględnienia).

Ten post był edytowany przez Sima Zhao: 21/11/2018, 16:28
 
User is offline  PMMini Profile Post #5

     
raziel678
 

II ranga
**
Grupa: Użytkownik
Postów: 53
Nr użytkownika: 103.794

 
 
post 21/11/2018, 21:45 Quote Post

QUOTE(Sima Zhao @ 21/11/2018, 17:27)
raziel678:
QUOTE
Ciekawe jest też, że uważasz teren za ważniejszy. W bitwach, którym się przyjrzałem to raczej rodzaj jednostek był ważniejszy. Teren był ważny, ale no wiesz, armia sama kształtuje sobie teren, a przeszkody naturalne można po prostu omijać, nie trzeba podejmować tam walki. Jednak można różnie podchodzić do tego tematu, więc mógłbyś bardziej szczegółowo przedstawić jak Ty to widzisz.


Przeszkody terenowe można omijać chyba tylko w fantastycznym świecie a walkę często podejmuje się nie tam gdzie się chce ale tam gdzie się musi (wróg atakuje i powiedz mu wtedy, że tutaj nie chcesz podejmować walki rolleyes.gif )

Przykład kolegi Gizioła dotyczący szachów ale z innymi figurami po obu stronach jest jak najbardziej trafny bo armie zwykle nie są identyczne. A tak w ogóle to kiedyś widziałem jak wygląda planowanie sztabowe operacji i szachy to przy nim ...... (znacznie większa liczba czynników do uwzględnienia).
*



To niezbyt wyczerpująca odpowiedź i trochę nie na temat. Możesz mieć rację, ale musiałbyś rozwinąć.

Jakbyś powiedział, że często nie da się ominąć przeszkód terenowych, to może jeszcze bym się zgodził, ale z tym, że da się je omijać tylko w fantastycznym świecie, to kompletne przegięcie.

Naprawdę jest takie niesamowite, że ktoś zaatakowany może nie podjąć walki? To jest taka magia? Nie wiem jaką epokę masz w ogóle na myśli, więc przyjmijmy, że mówimy mniej więcej o Nowożytności(od późnego XV wieku do Wojen Napoleońskich), bo o tym okresie najwięcej mogę powiedzieć. Otóż armia w marszu miała wtedy zwiad oraz straż przednią i tylną. Gdy zbliża się wróg, to nie wchodzi od razu w kontakt z głównym ciałem armii(no chyba, że mu się ta sztuka uda, ale dowódca armii ma dbać o to, by do tego nie doszło), więc w momencie, gdy pojawia się wróg, to nie musisz reagować "o wróg nas atakuje i nie powiemy mu chyba, że tutaj nie walczymy", tylko możesz wybrać miejsce, w którym chcesz podjąć walkę. Na przykład, jak już mówimy o Tarnowskim, to pod Obertynem 1531 przed bitwą ustawił się na wzgórzu i okopał.

I tu pojawia się drugi problem z tym co piszesz o przyjmowaniu ataku, otóż sytuacja, w której to Ty się bronisz, powinna być sytuacją, w której już wybrałeś teren. Gdy pisałem, że przeszkody można omijać, nie miałem na myśli armii broniącej się, tylko armię atakującą, ponieważ armia broniąca się ma już być na dogodnym terenie i nie musi omijać żadnych przeszkód. I teraz zastanawiam się, czy twierdzisz, że armia atakująca też tylko w fantastycznym świecie może omijać przeszkody, czy jednak nie muszę tłumaczyć, że czasem lepiej nie szturmować każdej umocnionej pozycji, tylko otoczyć ją lub ominąć. Całą linię Maginota dało się ominąć, a w dawnych wojnach, gdy armie były mniejsze, jeszcze łatwiej było o luki w obronie.

No ale omijanie przeszkód to akurat mało ważna kwestia w tej dyskusji. Jeśli tylko z tym się nie zgadzasz, to w sumie nie ma za bardzo o czym dyskutować.

I do czego dobry jest przykład Giziola? Jakie to ma znaczenie, że armie ZWYKLE nie są identyczne? Przecież nikt tu o tym nie dyskutuje, bo wszyscy w tej kwestii się zgadzamy. Doborowicz zadał pytanie o to, czy bez zróżnicowanych armii dowódcy mogą pokazać swoje umiejętności. A ten przykład nic na ten temat nie mówi. Giziol ma rację, gdy mówi, że zróżnicowane armie zwiększają zakres możliwości, ale wszyscy się w tej kwestii zgadzamy i nie o tym jest dyskusja.

W ogóle to do dyskusji w tym temacie skłonił mnie temat, który czytałem na innym forum. Ktoś tam zapytał, czy lepszym dowódcą okazałby się Subedej-bagaatur, czy Czyngis-chan, gdyby mieli identyczne armie i równe środki. Ktoś w odpowiedzi napisał, że w takiej bitwie nie dałoby się ocenić zdolności dowódczych. I z tym się nie zgadzam. Nawet przy identycznych armiach i płaskim terenie, można dostrzec różnice w jakości dowodzenia, choć akurat tamci dwaj dowódcy pewnie niewiele by się różnili, więc nie było tam o czym dyskutować(https://historum.com/threads/chingis-khan-vs-subedei-baghatur.174440/#post-3063549).

Nikt też nie spiera się o to, czy prawdziwa wojna jest bardziej skomplikowana niż szachy.

Ten post był edytowany przez raziel678: 21/11/2018, 21:50
 
User is offline  PMMini Profile Post #6

     
Sima Zhao
 

IX ranga
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 7.355
Nr użytkownika: 96.568

Zawód: 太祖
 
 
post 21/11/2018, 22:27 Quote Post

raziel678:
[QUOTE]Jakbyś powiedział, że często nie da się ominąć przeszkód terenowych, to może jeszcze bym się zgodził, ale z tym, że da się je omijać tylko w fantastycznym świecie, to kompletne przegięcie.[/QUOTE]

OK zgoda - często nie da się ominąć przeszkód terenowych a czasem się da wszystko zależy od sytuacji i ukształtowania terenu.

[QUOTE]Naprawdę jest takie niesamowite, że ktoś zaatakowany może nie podjąć walki? To jest taka magia? Nie wiem jaką epokę masz w ogóle na myśli, więc przyjmijmy, że mówimy mniej więcej o Nowożytności(od późnego XV wieku do Wojen Napoleońskich), bo o tym okresie najwięcej mogę powiedzieć. Otóż armia w marszu miała wtedy zwiad oraz straż przednią i tylną. Gdy zbliża się wróg, to nie wchodzi od razu w kontakt z głównym ciałem armii(no chyba, że mu się ta sztuka uda, ale dowódca armii ma dbać o to, by do tego nie doszło), więc w momencie, gdy pojawia się wróg, to nie musisz reagować "o wróg nas atakuje i nie powiemy mu chyba, że tutaj nie walczymy", tylko możesz wybrać miejsce, w którym chcesz podjąć walkę. Na przykład, jak już mówimy o Tarnowskim, to pod Obertynem 1531 przed bitwą ustawił się na wzgórzu i okopał. [/QUOTE]

Wybacz ale chyba nie rozumiesz, jak to działa. W Twoim przykładzie (i w realiach epoki o której piszesz) - wróg wchodzi najpierw w kontakt z Twoją strażą przednią a nie z siłami głównymi. Nie zmienia to jednak faktu, że jeżeli wróg będzie parł naprzód to jeżeli nie będziesz miał przewagi mobilności (żeby uciec) lub w pobliżu zawczasu przygotowanych umocnień/z natury obronnego terenu (żeby się tam schronić) to będziesz musiał walczyć tam gdzie wróg Cię dopadnie (i nie ma mowy o wybieraniu sobie miejsca do walki). Dobrym przykładem z epoki jest na przykład bitwa pod Marengo gdzie nawet taki geniusz, jak Napoleon zaatakowny przez Austriaków nie mógł uniknąć bitwy w niekorzystych dla niego warunkach i uratowało go dopiero przybycie Desaixa.

PS Tarnowski pod Obertynem zaś nie okopał się bo nie było na to czasu tylko zatoczył krąg z wozów zgodnie ze zwykłą w takich przypadkach i w tamtej epoce polską taktyką.

[QUOTE] I tu pojawia się drugi problem z tym co piszesz o przyjmowaniu ataku, otóż sytuacja, w której to Ty się bronisz, powinna być sytuacją, w której już wybrałeś teren. Gdy pisałem, że przeszkody można omijać, nie miałem na myśli armii broniącej się, tylko armię atakującą, ponieważ armia broniąca się ma już być na dogodnym terenie i nie musi omijać żadnych przeszkód. I teraz zastanawiam się, czy twierdzisz, że armia atakująca też tylko w fantastycznym świecie może omijać przeszkody, czy jednak nie muszę tłumaczyć, że czasem lepiej nie szturmować każdej umocnionej pozycji, tylko otoczyć ją lub ominąć.Całą linię Maginota dało się ominąć, a w dawnych wojnach, gdy armie były mniejsze, jeszcze łatwiej było o luki w obronie.[QUOTE]

W rzeczywistości operacyjnej nie ma podziału ani miejsca na podział na "armię broniącą" i "armię atakującą". Atakujesz to jesteś "armią atakującą" ale za sekundę wróg może kontratakować i stajesz się "armią broniącą" etc. i wcale nie musi być tak że staniesz się "armią broniącą" na dogodnym do obrony terenie.

[/QUOTE]W ogóle to do dyskusji w tym temacie skłonił mnie temat, który czytałem na innym forum. Ktoś tam zapytał, czy lepszym dowódcą okazałby się Subedej-bagaatur, czy Czyngis-chan, gdyby mieli identyczne armie i równe środki. Ktoś w odpowiedzi napisał, że w takiej bitwie nie dałoby się ocenić zdolności dowódczych. I z tym się nie zgadzam. Nawet przy identycznych armiach i płaskim terenie, można dostrzec różnice w jakości dowodzenia, choć akurat tamci dwaj dowódcy pewnie niewiele by się różnili, więc nie było tam o czym dyskutować(https://historum.com/threads/chingis-khan-vs-subedei-baghatur.174440/#post-3063549).[QUOTE]

To że w przypadku spotkania na płaskim terenie dwóch identycznych armii zdolności dowódców nie miałyby znaczenia to (zgadzam się) kompletna bzdura. Jest sporo czynników zależnych od dowódców, które by wtedy zdecydowały jak kolejność użycia jednostek, właściwy szyk bojowy, przewidzenie zamiarów wroga etc.

Ten post był edytowany przez Sima Zhao: 21/11/2018, 22:32
 
User is offline  PMMini Profile Post #7

     
raziel678
 

II ranga
**
Grupa: Użytkownik
Postów: 53
Nr użytkownika: 103.794

 
 
post 22/11/2018, 1:23 Quote Post

QUOTE
To że w przypadku spotkania na płaskim terenie dwóch identycznych armii zdolności dowódców nie miałyby znaczenia to (zgadzam się) kompletna bzdura. Jest sporo czynników zależnych od dowódców, które by wtedy zdecydowały jak kolejność użycia jednostek, właściwy szyk bojowy, przewidzenie zamiarów wroga etc.


Świetnie. W gruncie rzeczy się zgadzamy.

QUOTE
OK zgoda - często nie da się ominąć przeszkód terenowych a czasem się da wszystko zależy od sytuacji i ukształtowania terenu.


Tak, ale powiedziałbym nawet, że omijanie przeszkód było dość normalną strategią w historii. Było wiele sytuacji, gdy jakiś bród na rzece, albo górzysty teren był obsadzony, więc atakująca armia znalazła inne przejście, albo wywabiła wroga poprzez atakowanie w innym miejscu. Kiedy indziej wróg krył się w lasach, bagnach czy okopach, a atakująca armia zamiast bić się w ciasnocie, odcinała wroga od zaopatrzenia, by zmusić go do wyjścia w otwarte pole.

QUOTE
Nie zmienia to jednak faktu, że jeżeli wróg będzie parł naprzód to jeżeli nie będziesz miał przewagi mobilności (żeby uciec) lub w pobliżu zawczasu przygotowanych umocnień/z natury obronnego terenu (żeby się tam schronić) to będziesz musiał walczyć tam gdzie wróg Cię dopadnie (i nie ma mowy o wybieraniu sobie miejsca do walki).


Dużo było w historii przypadków, gdy jakiś dowódca stwierdził, że musi za wszelką cenę unikać walki i wycofać się. Zwykle nie dało się wtedy uniknąć szarpania wycofującej się armii przez wrogą kawalerię, ale nie wszystkie takie odwroty kończyły się katastrofą. Nawet odwrót Napoleona z Rosji mógłby przynieść ratunek dla wielu żołnierzy, gdyby mieli wtedy jeszcze trochę żywności i nie zmarli z zimna. Lepsze to niż utrata całej armii. Z bardziej udanych odwrotów można podać marsze Wiśniowieckiego w 1648, Lubomirskiego w 1665-6, Karola X w 1656, czy nawet Wasyla Szeremietiewa w 1655 i 1660, choć na dłuższą metę mu się nie powiodło.

QUOTE
Dobrym przykładem z epoki jest na przykład bitwa pod Marengo gdzie nawet taki geniusz, jak Napoleon zaatakowny przez Austriaków nie mógł uniknąć bitwy w niekorzystych dla niego warunkach i uratowało go dopiero przybycie Desaixa.


Geniusz Napoleona jest trochę przereklamowany, no ale to odrębna kwestia.

Podany przez Ciebie przykład raczej nie wspiera Twojej tezy, ponieważ pod Marengo to Napoleon był chroniony przez przeszkody terenowe(rzeki i wioski). To chyba dysproporcja sił doprowadziła go do trudnej sytuacji. Ja stwierdziłem tylko, że na teren pola bitwy ma się wpływ. Co prawda, gdy masz słabszą armię i zostaniesz zaatakowany, to też możesz próbować się wycofać i to właśnie robili dowódcy w podanych przeze mnie przykładach, ale na pewno łatwiej byłoby im, gdyby to teren był dla nich niekorzystny zamiast dysproporcji sił. Wówczas łatwo byłoby im się wycofać i użyć swoich potężnych armii tam gdzie teren im sprzyja.

QUOTE
PS Tarnowski pod Obertynem zaś nie okopał się bo nie było na to czasu tylko zatoczył krąg z wozów zgodnie ze zwykłą w takich przypadkach i w tamtej epoce polską taktyką.


Podhorodecki w "Sławnych hetmanach..." pisze co innego.

"Miał on kształt prostokąta, a wszystkie wozy były spięte
łańcuchami i obrócone dyszlami do wewnątrz. Na rozkaz hetmana
tabor został okopany na zewnątrz i osłonięty zasiekami. Z południowo-
wschodniej jego strony Polacy zbudowali bramę przednią, mającą
służyć jeździe do wypadu, zwróconą w kierunku Obertyna. Z północno-
zachodniej strony była brama tylna, wiodąca ku drodze na
Chocimierz."

To prawda, że zwykłą taktyką był tabor, ale ten tabor dodatkowo okopywano gdy starczało czasu i tutaj najwyraźniej starczyło na jakieś okopy.

QUOTE
W rzeczywistości operacyjnej nie ma podziału ani miejsca na podział na "armię broniącą" i "armię atakującą". Atakujesz to jesteś "armią atakującą" ale za sekundę wróg może kontratakować i stajesz się "armią broniącą" etc. i wcale nie musi być tak że staniesz się "armią broniącą" na dogodnym do obrony terenie.


Pewnie można też tak to ująć.
 
User is offline  PMMini Profile Post #8

     
Sima Zhao
 

IX ranga
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 7.355
Nr użytkownika: 96.568

Zawód: 太祖
 
 
post 22/11/2018, 4:33 Quote Post

raziel678:
QUOTE
Tak, ale powiedziałbym nawet, że  omijanie przeszkód było dość  normalną strategią w historii. Było wiele sytuacji, gdy jakiś bród na rzece, albo górzysty teren był obsadzony, więc atakująca armia znalazła inne przejście, albo wywabiła wroga poprzez atakowanie w innym miejscu.  Kiedy indziej wróg krył się w lasach, bagnach czy okopach, a atakująca armia zamiast bić się w ciasnocie, odcinała wroga od zaopatrzenia, by zmusić go do wyjścia w otwarte pole.


Było oczywiście różnie zależnie od konkretnej sytuacji strategicznej. Natomiast w epoce, która Cię najbardziej interesuje (XV-XIXw) rzadko zdarzała się strategia polegająca na ominięciu twierdzy przeciwnika - zwykle twierdze oblegano lub przynajmniej blokowano częścią sił żeby na tyłach nie zostawiać sobie punktu oporu przeciwnika.

QUOTE
Dużo było w historii przypadków, gdy jakiś dowódca    stwierdził,   że musi za wszelką cenę unikać walki i wycofać się. Zwykle nie dało się wtedy uniknąć szarpania wycofującej się armii przez wrogą kawalerię, ale nie wszystkie takie odwroty kończyły się katastrofą. Nawet odwrót Napoleona z Rosji mógłby przynieść ratunek dla wielu żołnierzy, gdyby mieli wtedy jeszcze trochę żywności i nie zmarli z zimna. Lepsze to niż utrata całej armii. Z bardziej udanych odwrotów   można podać marsze Wiśniowieckiego w 1648, Lubomirskiego w 1665-6, Karola X w 1656, czy nawet  Wasyla Szeremietiewa w 1655 i 1660, choć na dłuższą metę mu się nie powiodło.


Znów wszystko zależy od konkretnej sytuacji - jeżeli zwiad doniósł na czas, że przeciwnik się zbliża dowódca mógł przeprowadzić zorganizowany odwrót, jeżeli jednak armia weszła już w kontakt bojowy z przeciwnikiem przeprowadzenie zorganizowanego odwrotu było niezwykle trudne (choć nie całkiem niemożliwe) chyba, że miało się przewagę mobilności (np. jazda zaatakowana przez piechotę).


QUOTE
Geniusz Napoleona jest trochę przereklamowany, no ale to odrębna kwestia.Podany przez Ciebie przykład raczej nie wspiera Twojej tezy, ponieważ pod Marengo to   Napoleon   był   chroniony przez przeszkody terenowe(rzeki i wioski). To chyba dysproporcja sił doprowadziła go do  trudnej sytuacji. Ja stwierdziłem tylko, że na teren pola bitwy ma się wpływ. Co prawda, gdy    masz  słabszą armię i zostaniesz zaatakowany, to też możesz próbować się wycofać i to właśnie robili   dowódcy w podanych przeze mnie przykładach, ale na pewno łatwiej byłoby im, gdyby to teren był dla   nich niekorzystny zamiast dysproporcji sił. Wówczas łatwo byłoby im się wycofać   i   użyć swoich potężnych armii tam gdzie teren im sprzyja.


Moim zdaniem Napoleon jednak był geniuszem - ale to temat na osobną dyskusję. Pod Marengo zawiódł zwiad, który na czas nie doniósł, że znacznie silniejsza liczebnie armia austriacka znajduje się w pobliżu. Ponadto armia francuska także ze względu na ukształtowanie terenu była w gorszej sytuacji (nie była szczególnie chroniona etc.). Kiedy armia austriacka zaatakowała nie było szansy na żaden zorganizowany odwrót.

QUOTE
  Podhorodecki w "Sławnych hetmanach..." pisze co innego.


Nie upieram się pewnie były tam dodatkowe umocnienia jeżeli tak wynika ze żródeł. Jednak jak pamiętam Tarnowski wycofał armię na pobliskie wzgórze i bitwa zaczęła się zaraz potem więc nie mieli chyba czasu żeby na tym wzgórzu wznieść poważniejsze umocnienia.

Ten post był edytowany przez Sima Zhao: 22/11/2018, 4:42
 
User is offline  PMMini Profile Post #9

     
raziel678
 

II ranga
**
Grupa: Użytkownik
Postów: 53
Nr użytkownika: 103.794

 
 
post 22/11/2018, 10:42 Quote Post

@Sima Zhao

QUOTE
w epoce, która Cię najbardziej interesuje (XV-XIXw) rzadko zdarzała się strategia polegająca na ominięciu twierdzy przeciwnika - zwykle twierdze oblegano lub przynajmniej blokowano częścią sił żeby na tyłach nie zostawiać sobie punktu oporu przeciwnika.


Tak, ale to już można nazwać jakąś formą ominięcia. Dowódca mógł blokować twierdzę, a resztę sił wysłać gdzie indziej. A jeśli mu się podobało to mógł posłać żołnierzy do szturmu, żeby bili się wśród murów, okopów i zabudowań. Czyli miał wybór terenu bitwy. Mógł też zbudować linię kontrwalacyjną, a dodatkowo cyrkumwalacyjną. Mógł blokować twierdzę trzymając wokół niej piechotę, a mógł też używać nieco rozproszonych sił kawalerii, która ruszała do walki na wieść, że ktoś wyszedł z twierdzy.

Ponadto, sądzę, że całkiem często stosowano różne metody skłaniania przeciwnika do walki we wybranym miejscu. Tak było pod Kircholmem 1605(najpierw wróg został odciągnięty spod Rygi, a potem zwabiony w dolinę), Gniewem 1626 i Trzcianą 1629, tak stoczono wiele walk pod murami twierdz(prezentuje się małe siły, a potem atakuje resztą sił z ukrycia, gdy wróg wyjdzie w pole), tak czynił na przykład Marlborough(próbował skłonić przeciwników do bitwy poprzez niszczenie ich ziem i atakowanie ich twierdz).

QUOTE
Moim zdaniem Napoleon jednak był geniuszem - ale to temat na osobną dyskusję.


Właściwie to nie twierdzę, że nie był geniuszem, ponieważ nie jestem pewien jak bystrym trzeba być, żeby już można było zwać się geniuszem, ale Napoleon był chyba wystarczająco bystry. Rzecz w tym, że sądzę, iż był mniejszym geniuszem niż wielu innych dowódców. Zwłaszcza polscy historycy mają tu dużo kompleksów, bo w innych krajach ludzie nie boją się tak bardzo porównywania swoich dowódców do Napoleona(choćby taki książę Wellington jest czasem podawany jako dowódca lepszy od Napoleona). Jeśli chcesz, to możemy kontynuować dyskusję w którymś z tych tematów:

http://www.historycy.org/index.php?showtopic=549&st=285

http://www.historycy.org/index.php?showtopic=55407&st=105
 
User is offline  PMMini Profile Post #10

 
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej