Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Ezoteryka Mormonów
     
etubel
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 605
Nr użytkownika: 23.553

Przemyslaw Mazur
Stopień akademicki: mgr
Zawód: archiwista
 
 
post 6/10/2011, 12:33 Quote Post

Ezoteryka mormonów

Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich z reguły określany potocznym mianem mormonów to jedno z bardziej specyficznych, a zarazem szeroko znanych wyznań religijnych uformowanych na kontynencie amerykańskim w toku XIX wieku. Towarzysząca im zazwyczaj fama wielożeństwa to tylko jeden z zaskakujących elementów ich doktryny. Jest ich bowiem znacznie więcej.

Początki mormonizmu sięgają lat dwudziestych wspomnianego stulecia. Był to jedynie z pozoru spokojny czas w dziejach Stanów Zjednoczonych, mimo, że nie tak znowuż wiele wcześniej zaistniały kraj cieszył się względnym powodzeniem. Podpisany w Wigilie 1814 roku traktat w Gandawie finalizował niefortunną dla Amerykanów tzw. II Wojnę o Niepodległość z Wielka Brytanią (w rzeczywistości konflikt zainicjowała strona amerykańska w nadziei podboju Kanady) podczas której spłonął Waszyngton nie wyłączając Białego Domu. Mimo to widmo wznowienia konfliktu z europejskim mocarstwem wciąż pozostawało prawdopodobne, a i sytuacja ekonomiczna licznie przybywających tu osadników zza Wielkiej Wody do najłatwiejszych nie należała. Nic zatem dziwnego, że trudności dnia codziennego oraz poczucie niepewności stało się idealnym wręcz podłożem dla zaistnienia nowych koncepcji religijnych z silnie akcentowaną eschatologią (tj. zjawiskami związanymi z końcem świata). Zazwyczaj opierały się na protestantyzmie w jego purytańskiej bądź też metodystycznej odmianie, co zresztą dało początek niezliczonej wręcz liczbie denominacji. Bywali jednak i znacznie bardziej „odkrywczy” innowatorzy religijni do których grona moglibyśmy zaliczyć Abla Sarqenta pomieszkującego w jednej z wiosek na terenie stanu Ohio. Około roku 1812 miał on doznać licznych wizji podczas których „konwersował” z aniołami (a przynajmniej sam tak twierdził ...). Nie dość na tym wyznaczył dwanaście kobiet z sąsiednich gospodarstw na odpowiedniczki apostołów Chrystusa. Podobnych, zazwyczaj efemerycznych „inicjatyw” nie brakło zarówno wówczas jak i późniejszym czasie. Niektóre przetrwały znacznie dłużej jak np. zapoczątkowany przez Williama Millera adwentyzm, oparty przede wszystkim na biblijnej księdze proroka Daniela, a który to ruch rozrósł się do dziesiątków często skłóconych z sobą ugrupowań wśród których przeważa Kościół Adwentystów Dnia Siódmego.

Młodociany „Widzący”

23 grudnia 1805 roku w domu rodziny Smithów zapanowała radość. Bowiem zamieszkujące miasteczko Sharon (stan Vermont) ubogie małżeństwo farmerów doczekało się kolejnego męskiego potomka. Po ojcu dano mu na imię Joseph i jak czas pokazał wyrósł on na ulubieńca głowy rodziny, bowiem jak nikt w okolicy potrafił opowiadać zmyślne historyjki. Istotnie Joseph Smith Jr od wczesnego wieku przejawiał bystrość umysłu, zdolności przywódcze oraz trudno uchwytną charyzmę. Doszło wręcz do tego, że jako nastolatek namówił lokalnych osadników do wzięcia udziału w poszukiwaniach skarbów skrywanych m.in. wewnątrz enigmatycznych kopców, które liczone w tysiącach wznosiły się niegdyś od wschodniego wybrzeża aż po Missisipi. Te wzbudzające zafrapowanie kolonistów obiekty interpretowane są przez obecną archeologie jako twory rodzimych kultur indiańskich. Osadnicy doby XVIII i XIX wieku, z reguły mający w głębokiej pogardzie tubylczą ludność skłaniali się raczej ku z naszego punktu widzenia aż nazbyt egzotycznym wyjaśnieniom tegoż fenomenu. Pomysłów co do ich twórców zaistniało nadzwyczaj wiele począwszy od wysiedlonych przez Asyryjczyków tzw. dziesięciu zaginionych plemion Izraela, aż po walijskiego księcia Madoca. „Głosów na puszczy” wskazujących na rodowitych Amerykanów (m.in. ze strony przyszłego prezydenta USA Thomasa Jeffersona) mało kto chciał słuchać. Idealnym przykładem tej tendencji jest opublikowana w roku 1809 powieść pt. „Odnaleziony Manuskrypt” pióra Solomona Spaldinga. Rzeczony opisał na jej kartach antyczną cywilizacje wyrosłą na kontynencie amerykańskim z przybyłej tu w dobie panowania cesarza Nerona (54-68 r. n.e.) grupki prześladowanych chrześcijan. To właśnie za ich sprawą miały zaistnieć wspomniane sztuczne wzgórza, a we wnętrzu jednego z nich wymierający potomkowie tej kultury skryli amfory z papirusami zawierającymi opis ich dziejów. Jak wiele podobnych jej „romansów historycznych” również i powieść Spaldinga popadłaby zapewne w zapomnienie, gdyby nie pewien szczegół do którego niebawem powrócimy. Póki co na etapie około 1820 roku młody Joseph dawał dowód swej nietuzinkowej osobowości pociągając za sobą kilkunastu znacznie odeń starszych poszukiwaczy skarbów. Jak sam przyznał posługiwał się wówczas osobliwym kamieniem wróżebnym za sprawa którego miał ponoć „wyczuwać” skrywane w gruncie kosztowności. Pomimo tak „skutecznego” instrumentu eksploracja zakończyła się fiaskiem, a sam jej pomysłodawca tłumaczył niepowodzenie brakiem przychylności „duchów ziemi”, których nie obdarowano ofiarą ze zwierzęcej krwi. O dziwo uniknął linczu, a w chwili, gdy zyskał już status proroka dynamicznie rozwijającego się kościoła tłumaczył się „błędami młodości”. Na jego usprawiedliwienie wypada wspomnieć, że w ówczesnym momencie dziejowym podobne „przedsięwzięcia” podejmowano nader często.

Złota Księga

Istotny przełom w życiu inicjatora mormonizmu miał nastąpić niedługo po tych wydarzeniach, również w roku 1820. Właśnie wówczas doznał ponoć pierwszej z licznych wizji w której bliźniaczo podobni Bóg Ojciec oraz Jezus Chrystus oznajmili mu, że żadna z funkcjonujących denominacji chrześcijańskich nie jest zgodna z ich nauką i stąd też zakazali mu przyłączania się do którejkolwiek z nich. Zwięzły, acz konkretny komunikat musiał wystarczyć Josephowi na długie cztery lata. Bowiem dopiero po ich upływie do jego życia ponownie „wtargnęła” sfera nadprzyrodzona. Jak wspominał Smith w nocy z 21 na 22 września 1824 roku zjawiła się przed nim świetlista istota, którą okazał się anioł imieniem Moroni. Rzeczony oznajmił mu, że celem jego wizyty jest przedstawić Josephowi założenia autentycznego chrześcijaństwa. Wizja w tej samej formule powtórzyła się kilkukrotnie, po czym niebiański przybysz wskazał mu pobliskie wzgórze Cummorah (jedno z wspominanych wyżej sztucznych wzgórz) jako miejsce ukrycia spisanej m.in. na złotych płytach księgi stanowiącej niejako „bibliotekę” ludu zwanego Nefitami, potomków Izraelitów przybyłych tu niebawem po 600 roku p.n.e. Przez trzy kolejne lata Moroni zjawiał się tego samego dnia roku powtarzając swe orędzie, po czym w 1827 nakazał wydobyć ów cenny artefakt, a następnie podjąć się jego przetłumaczenia. Zapis bowiem został dokonany w języku wspomnianego ludu (jak możemy mniemać pochodnej starohebrajskiego), ale nie jak można byłoby przypuszczać w alfabecie starosemickim, lecz w systemie, który Smith określał jako „reformowane pismo egipskie”. Abstrahując od tej okoliczności, że po dzień dzisiejszy żaden papirolog nie natknął się chociażby na zbliżone do zaprezentowanych przez Smitha przykładowych strof wyrytych na złotych płytach trzeba przyznać, że prorok rychło zabrał się do pracy nad tłumaczenie. Bowiem Moroni nakazał mu nie tylko translacje specyficznej księgi na język angielski, ale też powołanie na nowo „jedynego prawdziwego” (jakże by inaczej …) Kościoła Jezusa Chrystusa. Tłumaczenie przyjęło zresztą niecodzienną formę do której prof. Anna Świderkówna (konsultantka m.in. tłumaczenia V wydania Biblii Tysiąclecia) odniosłaby się zapewne co najmniej z rezerwą. Niemal niepiśmienny Smith używał przy tej czynności „szkieł”, które określał znanymi z Księgi Ezdrasza terminami „Urimm” i „Tummim”, znacznie zresztą różniących się od ich historycznych odpowiedników. Jak twierdził spoglądając na tekst „Złotej Księgi” poprzez wspomniane „szkła” z miejsca uzyskiwał tłumaczenie, które zwykł dyktować zza osłaniającej go kotary (co uzasadniał zapobiegliwością przed ewentualnym „połaszeniem” się na cenne płyty przez osoby postronne). Początkowo jego sekretarzem był wspierający go finansowo majętny farmer Martin Harris, po czym w tej funkcji został on zastąpiony przez żonę młodego proroka, Emmę.

Izraelici w Nowym Świecie

Musiało upłynąć przeszło dwa lata pełnych emocjonujących wydarzeń (m.in. kradzież początkowej części tekstu, awantura z nowojorskim profesorem Charlesem Anthonem od którego usiłowano uzyskać potwierdzenie autentyczności zapisu) zanim pełen tekst księgi został w pełni przetłumaczony. Jak się okazało nie był to jednolity utwór lecz podobnie jak Biblia zbiór powstających przez kilkaset lat tekstów traktujących o potomkach rodziny Izraelity Lehiego, którzy jak wyżej zasygnalizowano przybyli na kontynent amerykański niedługo przed podbojem Judei przez Babilończyków (587/586 r. p.n.e.). Już na miejscu doszło do rozłamu, który na trwale podzielił przybyszy. Nefi, sprawiedliwy syn wspominanego chwile temu patriarchy, wraz ze swym młodszym bratem Samem, zachowali tradycje przodków oraz kultywowanie jahwizmu w tej postaci jaką wynieśli z Jerozolimy. To właśnie ich klany miały dać początek plemionom Nefitów, którzy z czasem wznieśli liczne i ludne miasta (z reguły utożsamiane przez mormonów z metropoliami Majów), w tym również replikę świątyni Salomona. Natomiast pozostali dwaj bracia, Laman i Lemuel, nie tylko prędko popadli w bałwochwalstwo i wynikające zeń zdziczenie, ale też ich potomstwo zostało dotknięte z woli Boga szczególna karą. Oto „(…) stali się ciemnym, obmierzłym i brudnym ludem, próżnującym i pełnym wszelkich występków” (1 Księga Nefiego 12,23) przez kolejne kilkaset lat „umilając” żywot Nefitów licznymi najazdami. Lamanici, bo o nich właśnie mowa, w mniemaniu mormonów maja być przodkami amerykańskich Indian. I to właśnie wspomniane konflikty stanowią niejako osnowę fabularną dla „Księgi Mormona” (bo taką właśnie nazwę zyskał ów zbiór od jednego z jej twórców), której kulminacyjny moment stanowi przybycie zmartwychwstałego Chrystusa do Ameryki. Podobnie jak podczas swej działalności na terenie Palestyny, również tu miał on wybrać spośród Nefitów grono dwunastu apostołów dając tym samym początek Kościołowi na kontynencie amerykańskim. Ta wspólnota miała przetrwać do roku 421, kiedy to niedobitki nefickich wojsk ostatecznie uległy naporowi lamanickich plemion. Jeden z ostatnich pozostałych przy życiu chrześcijan imieniem Moroni ukrył złotą księgę we wzgórzu Cummorah i wkrótce po tym zmarł. I to właśnie on, przeistoczony już w anioła, nakazał Smithowi odrodzenie prawdziwego Kościoła.

Nowa Ziemia Obiecana

Młody Joseph skwapliwie przystąpił do powierzonej mu misji. Jego charyzma okazała wystarczająco silna, a przekaz „Księgi Mormona” na tyle nośny, że szeregi jego zwolenników rychło uległy zwielokrotnieniu. Na przeszkodzie nie stanęły również zarzuty rodziny Spaldinga zarzucającej Smithowi plagiat. O sukcesie przesłania młodego proroka zdecydowało co najmniej kilka czynników wśród których religioznawcy zwykli wskazywać przede wszystkim przemawiającą do wyobraźni ówczesnych mieszkańców USA (w większości niepiśmiennych farmerów i pracowników sezonowych) swoistą mitologie. Okazywało się bowiem, że podobnie jak Stary Świat, również i Ameryka może pochwalić się bogatą, sięgającą zamierzchłej starożytności historią. Wytworzoną przez Nefitów cywilizację cechowało wyrafinowanie tak w rzemiośle jak i sztukach artystycznych, a ich piśmiennictwo (np. Księga Almy w ramach „Księgi Mormona”) w przekonaniu Smitha nie ustępowało podobnym dziełom zaistniałym wśród dawnych Izraelitów. Mało tego sam Chrystus pobłogosławił ów lud swym przybyciem zapowiadając równocześnie świetlaną przyszłość przed Ameryką, która według jego słów miała stać się Nową Ziemią Obiecaną. Wszak właśnie w stanie Missouri prorok Smith zapowiedział zaistnienie „niebiańskiej Jerozolimy”. Nic zatem dziwnego, że mieszkańcy niegdysiejszej kolonii brytyjskiej korony mogli poczuć się dowartościowani. Wszak tym samym stawali się spadkobiercami niegdyś wielkiej cywilizacji. Jak wspomniano Kościół Jezusa Chrystusa Świętych Dnia Ostatniego (oficjalna nazwa wczesnego mormonizmu z czasem zmodyfikowana na „Świętych w Dniach Ostatnich”) ukonstytuował się w 6 kwietnia 1830 roku prędko zyskując popularność oraz coraz liczniejsze rzesze wyznawców. Pomysłowy Smith niemal natychmiast usiłował przekuć sukces religijny na polityczny organizując mormońską wspólnotę na zasadzie „Królestwa Bożego na Ziemi”. Stąd też przez kolejne kilkanaście lat podejmował on próby osiedlenia podległej mu wspólnoty na dotąd nie skolonizowanych obszarach USA, przejawiając przy tym sporo przedsiębiorczej zmyślności. Oryginalne pomysły rzeczonego, jak również towarzyszący przekonaniu o swej nieomylności despotyzm wprawiały w furie lokalnych mieszkańców nie związanych z mormonami, co prędko przerodziło się w konflikty zarówno z nimi jak i władzami stanowymi. Tak było Kirtland (Ohio), gdzie wzniesiono pierwszą mormońską świątynie jak i Independence (Missouri). Napięcia sięgnęły jednak zenitu w Nauvoo (Illinois), gdzie przez kilka lat wydawało się, że właśnie tam jest szansa na zaistnienie obiecywanego przez Smitha „nowego Syjonu”. Dyktatorskie zapędy proroka, który w międzyczasie nie tylko zdecydował się na praktykowanie wielożeństwa (ponoć w ten sposób naśladował Boga …), ale też wyraził chęć kandydowania na prezydenta Stanów Zjednoczonych rozsierdziły miejscowych osadników z pobliskiej miejscowości o swojsko brzmiącej nazwie Warsaw. Smith nie należał do spolegliwców twardo rozprawiając się z wszelkimi przejawami kwestionowania jego woli, co przejawiło się m.in. spaleniem całego nakładu pisma („Nauvoo Expositor”), w którym ponoć oponenci mormonizmu szkalowali jego osobę. Na reakcje władz stanowych nie trzeba było długo czekać. Prorok trafił do aresztu w pobliskim Carthage, gdzie został zlinczowany przez rozwścieczony tłum. Miało to miejsce 27 czerwca 1844 roku. Po tej dacie większa część wyznawców jego doktryny wyruszyła na poszukiwanie nowej siedziby, tym razem na przepastnych rubieżach ówczesnej północnej części Meksyku (podbitych zresztą niebawem przez Amerykanów). Przewodzący im Brigham Young (zwany przez współwyznawców „Amerykańskim Mojżeszem”) okazał się osobowością jeszcze silniejszą niż inicjator ruchu i to za jego sprawą mormoni osiedli w rejonie Słonego Jeziora obecnego stanu Utah. Wzniesione przez nich Salt Lake City (gdzie zresztą w lutym 2002 roku odbywała się Zimowe Igrzyska Olimpijskie) po dziś dzień uchodzi za „Watykan” mormonizmu, a wspomniany stan to swoiste „państwo w państwie” rządzone niepodzielnie przez administracje rekrutującą się spośród grona wpływowych przedstawicieli tego wyznania.

„Bogami będziecie”

Zdumiewająca kariera zmyślnego proroka to temat na niejeden emocjonujący film. Wypada przyznać, że ów wyzbyty wykształcenia potomek ubogich farmerów zrobił oszałamiającą wręcz karierę, stając się przywódcą politycznym, a zarazem inicjatorem nowego ruchu religijnego również współcześnie cieszącego się sporym zainteresowaniem. Świadczą o tym nie tylko mormońskie wpływy ekonomiczno-polityczne, ale też liczni misjonarze kolportujący „Księgę Mormona” niemal na całym świecie. Na uwagę zasługuje również specyficzna doktryna tegoż Kościoła, która jak niemal zawsze w podobnych przypadkach przeszła złożony proces ewolucji. Jakkolwiek jednak nie klasyfikować mormonów należy przyznać, że mimo ich deklaracji o chrześcijańskim charakterze praktykowanej przez nich religii niewiele ma ona wspólnego z tradycyjnie pojmowanym chrześcijaństwem.

Pierwotny mormonizm (czyli z lat 1827-1832) zasadniczo nie odbiegał od dominującego wówczas w Stanach Zjednoczonych ludowego protestantyzmu. Istotnym novum był motyw przybycia w zamierzchłej przeszłości Izraelitów do Ameryki, choć ta koncepcja i tak funkcjonowała już wcześniej (wspominali o niej m.in. misjonarze hiszpańscy tacy jak Diego Duran czy Diego de Landa już w XVI wieku). Z czasem pomysły Smitha zaczęły zmierzać znacznie dalej, co znalazło swe odbicie w postaci dwóch kolejnych tekstów stanowiących dla mormonów księgi objawione. Mowa tu o „Naukach i Przymierzach” oraz „Perle Wielkiej Wartości”. I to właśnie te utwory zawierają zasadniczą doktrynę tej religii. Mimo, że w przekonaniu mormonów „słowo żyjącego proroka jest więcej warte niż pisma” (co w praktyce oznacza, że kierują się oni wytycznymi przede wszystkim kolejnych następców Josepha Smitha) wymowa tych tekstów w dużej mierze pozostaje aktualna. Na ich podstawie możemy zdefiniować wspomnianą doktrynę jako z gruntu politeistyczną. Bowiem wbrew twierdzeniom mormońskich misjonarzy jakoby czcili jedynego Boga w rzeczywistości przekonani są o istnieniu ogromu podobnych mu istot. Mało tego ! Każdy z nas nie tylko może, ale wręcz powinien upodabniać się poprzez „uświęcenie” (o czym szerzej poniżej) do swego Ojca w Niebie również osiągając status bóstwa ! W ich przekonaniu znany z kart Starego Testamentu Stwórca wszechrzeczy również był niegdyś podobnym nam człowiekiem. Zamieszkiwał jednak inną planetę, być może usytuowaną w innym niż nasz wszechświecie (odpowiedzi na tę kwestie nie znają również sami mormoni). Dzięki posłuszeństwu Bóstwu swego świata przeszedł kolejne etapy „wyniesienia” uzyskując boski status ontologiczny. Nie jest pewne czy otrzymał we władanie rozległy fragment Kosmosu, czy też powołał do istnienia własny, autonomiczny wszechświat. Zarówno z „Nauk i Przymierzy” (Roz. 130, 7-10) jak i „Księgi Abrahama” (w ramach „Perły Wielkie Wartości” 3, 3-5) możemy jednak wnioskować, gdzie znajduje się siedziba mormońskiego Boga-Ojca zwanego przez nich Elohimem. Funkcje boskiej „rezydencji” pełni nieznany z nazwy świat krążący wokół gwiazdy Kolob. Doskonała, kryształowa struktura tej planety to zapowiedź formy jaką po zaistnieniu „nowego Syjonu” ma przyjąć odnowiona Ziemia. Bóg nie jest jednak jedynym „lokatorem” tegoż świata, bo zamieszkuje go towarzystwie licznych poślubionych przezeń bogiń. Są to jego żony z czasów, gdy był „tylko” człowiekiem (przy okazji warto nadmienić, że w myśl mormońskiej doktryny zbawiania mogą dostąpić jedynie kobiety poślubione przez mormonów, którym z czasem uda się osiągnąć status bóstwa). Zarówno Elohim jak i jego żony posiadają w pełni materialne (choć doskonałe i niezniszczalne) ciała, a większość ich czynności wiążę się z – co tu kryć – prokreacją. Owocem tych związków są nieprzeliczone zastępy duchowych dzieci egzystujące na wspomnianej planecie do czasu ich materialnych narodzin w realiach naszego świata. Stąd zresztą pomysł mormonów na poligamię (oficjalnie zakazaną wraz z przyłączeniem się stanu Utah do USA w roku 1896), którzy tym sposobem usiłują naśladować swego Boga. Ta swoiście pojmowana preegzystencja (która może trwać nawet i kilka tysięcy lat) to pierwszy etap obmyślonego przez Elohima planu „wyniesienia” (czytaj: doń upodobnienia) jego potomstwa do pułapu boskości. Zapytywani o przyczynę i cel tej mechaniki mormoni (w tym również wyżej sytuowani w ich hierarchii) nie są w stanie udzielić konkretnych odpowiedzi, bądź też zasłaniają się sformułowaniami typu: „Jest to zbyt wielka tajemnica, by o tym mówić”. Jeżeli już jednak zdecydują się zaryzykować odpowiedź przychylają się z reguły do wiecznego charakteru tegoż zjawiska. Ma to zresztą znajdywać potwierdzenie w „Wyjątkach Księgi Mojżesza” („Perła Wielkiej Wartości” – 1,37-38), gdzie Bóg stwierdza: „(…) wiele jest niebios i dla człowieka są one niezliczone (…) i gdy przemija jedna Ziemia wraz ze swoim niebem, inna powstaje; i nie ma końca moim dziełom ani słowom”.


Tajemne rytuały

Niezbędne w osiągnięciu boskości uzyskanie powłoki następuje właśnie wraz z narodzinami na Ziemi. Przy tej okazji wspomnienia z etapu funkcjonowania jako byt duchowy ulegają zablokowaniu na czas ziemskiego życia. Dopiero wraz z wypełnianiem zaleceń Kościoła Świętych w Dniach Ostatnich wierny ma szansę dostąpić zbawienia. Koniczne ku temu są obrzędy takie jak chrzest, praktykowany również w imieniu zmarłych oraz tzw. „Endowment” podczas wizyty w mormońskiej świątyni. Drugiego z wymienionych mogą dostąpić sprawdzeni adepci spełniający konieczne ku temu wymogi (m.in. regularne uiszczanie dziesięciny). W trakcie jego trwania odziani w rytualne szaty wyznawcy są świadkami inscenizacji ukazującej przyczyny sporu pomiędzy dwoma najstarszymi synami Elohima – Jezusem i Lucyferem. Jak można się domyślić sedno konfliktu stanowiła mechanika zbawienia. Wraz ze swymi zwolennikami Lucyfer twardo obstawał przy zachowaniu wspomnień z etapu preegzystencji po wcieleniu w fizyczną powłokę. Nie taka jednak była wola Boga, którą bez wahania poparł właśnie Jezus. Stąd też jego zwolennicy dostępują wcielania w wymiar ziemski; natomiast „luceferianie” pozostają bytami duchowymi, co automatycznie odcina im drogę do osiągnięcia boskości. Tym samym wraz ze stworzeniem świata i ludzkości rozpoczął się proces konieczny do przeistoczenia duchowych dzieci Elohima w podobne mu bóstwa. Przy tej okazji warto nadmienić, że w przekonaniu mormonów niezbędnym elementem do jego prawidłowego przebiegu konieczne było zaistnienie tzw. grzechu pierworodnego. Według cytowanego już dzieła przypisywanego Mojżeszowi Ewa „(…) cieszyła się mówiąc: Gdyby nie nasz występek, nigdy nie mielibyśmy potomstwa ani nie znali dobra i zła, radości odkupienia i wiecznego życia, które Bóg daje wszystkim posłusznym” (5,11). Tym samym ów Kościół wpisuje się w tendencje niektórych grup gnostyckich (m.in. ofitów) z doby świetności neoplatonizmu, całkowicie sprzeczną z duchem tradycyjnie rozumianego chrześcijaństwa. Bliżej jej natomiast do pomysłów w tym zakresie niektórych ośrodków wolnomularskich współczesnych Smithowi.

Wolnomularskie zapożyczenia

To zapewne tą drogą przewędrowała niniejsza koncepcja do mormońskiej doktryny. Według licznych źródeł lider Świętych w Dniach Ostatnich nie tylko partycypował w spotkaniach lokalnych lóż masońskich Illinois, ale też uzyskał wyższy stopień wtajemniczenia w jednej z nich (podobnie zresztą jak jeden z jego braci). Zresztą również mormońscy historycy nie kwestionują bliskich kontaktów założyciela ich wspólnoty z wolnomularzami przyznając, że 15 marca 1842 roku odwiedził Nauvoo (ówczesne centrum mormonizmu) Abraham Jones, lider masonów we wspomnianym stanie w celu erygowania w tym mieście pierwszej loży masońskiej. Podobnie sam Smith tłumaczył zaskakujące zbieżne podobieństwa zarówno swej doktryny, jak i rytuałów z wolnomularską tradycją adaptacją tej części ich dziedzictwa, która w jego mniemaniu stanowiła nieco zdeformowany, choć w zasadniczej swej istocie autentyczny przekaz z czasów wczesnego chrześcijaństwa. Masoński rodowód nosi nie tylko rozbudowany rytualizm (wspomniany „Endowment” to tylko pierwszy ze stopni wtajemniczenia) i złożona hierachia, ale też specyficzne akcesoria takie jak np. „garmente”. Ów kostium, którego noszenie na zasadzie bielizny zaleca się wszystkim członkom tej wspólnoty religijnej, zawiera symbolikę znaną z dziewiętnastowiecznej ikonografii wolnomularskiej. W mniemaniu decydentów Kościoła stanowi skuteczną ochronę przed wszelkim złem, co nadaje wręcz magicznego znaczenia temuż kostiumowi. Według nieoficjalnej tradycji w dniu swej śmierci Joseph Smith został pozbawiony tegoż kostiumu, co walnie przyczyniło się do jego zgonu. Również w sferze doktrynalnej podobnych zapożyczeń nie brakuje. Już sam motyw odnalezienia księgi w postaci złotych płyt znany jest z masońskich legend dotyczących znanego m.in. z Księgi Rodzaju Henocha. W myśl tego rzeczony patriarcha miał doznać wizji wykonanych z tego materiału tablic ukrytych pod wzgórzem Moria. Pomysł preegzystencji również nie jest nowy, chociaż przekonanie mormońskiego proroka o duchowym „przed-istnieniu” dosłownie wszystkiego – począwszy od roślin, aż po człowieka (Mojżesza 3, 5) to istotne novum. Hierarchiczna struktura Niebios z podziałem na „celestialne”, „terestialne” i „telestialne” to koncepcja jedynie z nazwy oparta na dogmatyce apostoła Pawła. W rzeczywistości dalece odbiega od wyobrażeń w tym temacie zawartych na kartach pism przypisywanych tej postaci. Po lekturze pism mormońskich nasuwa się refleksja, że Smith nie był zdolnym kompilatorem. Stworzony przezeń system aż roi się od niespójności i błędów - również w warstwie językowej (np. Adam czyli starohebrajski „Haddam” tłumaczy jako „Liczny”, gdy tymczasem filolodzy zajmujący się tym językiem zgodnie przyznają, że ów wyraz oznacza po prostu „Człowieka”). Mormoni twardo jednak stoją na pozycji kreowania swego Kościoła jako „jedynego, prawdziwie chrześcijańskiego”, co przy bliższym przyjrzeniu się ich doktrynie nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Przekonanie o cielesności Boga, politeizm, a zwłaszcza swoisty „ewolucjonizm metafizyczny” w postaci możliwości osiągnięcia statusu bóstwa przez człowieka – wszystkie te elementy skłaniają do przekonania, że pomimo deklaracji o chrześcijańskim charakterze mormonizmu ów nurt wypadałoby uznać za zupełnie nową religie korzystającą jedynie z chrześcijańskiego nazewnictwa kompletnie odmiennie zresztą rozumianą, a przy tym przesyconą zapożyczeniami z ezoteryki wolnomularskiej.



 
User is offline  PMMini Profile Post #1

 
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej