Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Celtowie, Germanie i Wikingowie - Roberta Gianadda, recenzja
     
Vapnatak
 

Od Greutungów i Terwingów zrodzony z Haliurunnae
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 8.441
Nr użytkownika: 26.201

 
 
post 3/04/2013, 21:29 Quote Post

Roberta Gianadda, Celtowie, Germanie i wikingowie, Wydawnictwo Arkady (2011), ss. 383.

W bardzo bogatej ofercie wydawniczej oficyny Arkady dostępna jest atrakcyjna tematycznie i wizualnie seria Leksykon: cywilizacje. Wyróżnia się ona spośród wielu dostępnych tytułów we wspomnianym Wydawnictwie, które znane jest z tego, iż drukuje obszerne formatowo albumy, o bardzo małych, wręcz kieszonkowych gabarytach. Seria wzbogacona została o ciekawy tytuł. Mowa o pracy zatytułowanej Celtowie, Germanie i wikingowie autorstwa Roberty Gianadda opublikowanej w 2011 r.

Książka podzielona została na siedem głównych rozdziałów, które dodatkowo zawierają w sobie podrozdziały. Całość rozpoczyna krótki wstęp, a kończy aneks z podziałem na dwie mapy, kalendarium, spis muzeów, indeks, spis bibliograficzny oraz spis źródeł ilustracji. Wydanie jest w miękkiej oprawie ze skrzydełkami, papier kredowy, solidnie zszyty, czcionka czytelna. Praca liczy 383 strony.

Leksykon R. Gianaddy oparty został na dziejach trzech kultur, które zamieszkiwały terytoria tzw. barbaricum, jak zwykli mawiać o tej części Europy antyczni Grecy i Rzymianie. Obraz jaki wyłaniał się w źródłach pisanych o proweniencji śródziemnomorskiej, a które dotyczyły Celtów i Germanów, „powiadał” o nieokrzesanych cywilizacyjnie bytach ludzkich, których podstawą egzystencji była wieczna walka, łupiestwo i nieumiarkowanie do bogactwa. Podobnie jeśli chodziło o wikingów, a więc skandynawskich piratów z okresu wczesnego średniowiecza, którzy na kanwach ówczesnych relacji, postrzegani byli jako wcielenie wszelkiego zła jakie nękać miało ludzi. Tymczasem narracja recenzowanej pracy dotyka przede wszystkim kultury duchowej i życia codziennego tych trzech nacji, które wyrażone zostały za pomocą materialnych środków, zbadanych dzisiaj za pośrednictwem archeologii, historii sztuki, religioznawstwa i literaturoznawstwa. Obraz wyłaniający się z obserwacji i jej zreferowania przez Autorkę jest zgoła inny niżli ten, do którego byliśmy przyzwyczajeni po lekturze licznych źródeł pisanych. Przyjrzyjmy się z grubsza treści książki.

Pierwszy rozdział zarezerwowany został na przedstawienie osób, które jednoznacznie kojarzone są z kulturą celtycką, germańską oraz wikińską. Będzie to na przykład Wercyngetoryks, Ariowist czy Olaf Tryggvason. Z kolei rozdział drugi opisuje zagadnienie władzy i życia publicznego w świecie celtyckim, germańskim i u wikingów. Bogowie oraz religia w szerszym tego słowa znaczeniu, to temat trzeciego rozdziału leksykonu. Czwarty zaś traktuje o życiu codziennym opisywanych nacji. W piątym rozdziale pochylono się nad ważnym zagadnieniem świata umarłych i jego wyobrażeniu w opisywanych kulturach. Rozdział szósty oscyluje wokół zagadnienia szeroko pojętego osadnictwa, ale omówiono w nim szerzej miasta i osady, sanktuaria religijne, fortyfikacje, gospodarstwa oraz miejsca, w których trudniono się górnictwem. Ostatni, siódmy rozdział jest o ośrodkach i zabytkach kojarzonych z Celtami, Germanami i skandynawskimi wikingami.

Warto pochylić się nad nakreśleniem budowy leksykonu, ponieważ jest to cecha charakterystyczna recenzowanej pracy. Otóż składa się on z tekstu, w którym zreferowano pokrótce zagadnienie danego podrozdziału. Następnie Czytelnik będzie miał do dyspozycji ilustracje wraz z odnośnikami, dodatkowo wzbogaconymi o opisy. Często odnoszą się bezpośrednio do ilustrowanego przedmiotu (zabytku, obiektu, miejsca itp.), a także do głównego zagadnienia podrozdziału. Każdy z tekstów rozpoczyna krótki fragment ze źródła historycznego, które tematycznie ułożone jest tak, aby odpowiadało problematyce omawianej w danej części. Każda z ilustracji posiada dodatkowe informacje, tzn. nazwę przedmiotu, chronologię, a także miejsce eksponowania (w przypadku zabytku muzealnego), albo terytorium (w przypadku obiektu wolno stojącego na powietrzu). To nie wszystkie „bonusy”, jakie zaserwowano nam w tym imponującym wydaniu. Każdy z podrozdziałów posiada marginesy, na których umieszczono kolejne informacje. Są to np. tzw. hasła powiązane, za których pomocą możemy nawiązywać do wcześniej omawianych zagadnień, informacje o kontekście kulturowym, lokalizacja w przypadku obiektu, chronologia, typologia w przypadku osad typu obronnego (np. oppidum, fort, grodzisko), ale też skrótowo powtórzone podstawowe informacje zawarte w danym podrozdziale. Takim też stylem legitymizuje się pozycja R. Gianaddy. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że kierując się taką zasadą, zadbano o wygodę Czytelnika. Czytający nie pozostaje sam z całą mocą ilustracji, którymi jest wręcz zasypywany. Każdy szczegół jest pieczołowicie opisany, a „bonusy” tylko wzbogacają to odczucie. Czy zamiar został osiągnięty? Przyjrzymy się temu w dalszej części niniejszego tekstu. Tymczasem przejdźmy do tytułu książki.

Ta ważna część pracy w tym przypadku jest wyjątkowo klarowna. Oto już w pierwszej chwili, zapoznając się z pozycją, patrząc na gustowną okładkę, uświadamiamy sobie, że będzie ona traktowała o jakże znanych nam Celtach, Germanach i rzecz jasna wikingach. Jednakże po jakimś czasie pojawi się refleksja z pytaniem, dlaczego właśnie „wikingowie”? Pytanie wyda się banalne, wręcz niedorzeczne i postawi stawiającego je w świetle dyletanctwa, osoby słabo wykształconej czy wręcz czepiającej się tak oczywistej sprawy. Tymczasem doskonale wiemy, że wikingowie (ci, którzy parali się vikingiem, a więc sezonową wyprawą morską, bardzo często łupieżczą, ale też kupiecką, handlową, kolonizatorską a nawet naukową) pochodzili z terenów dzisiejszej Skandynawii, czyli Norwegii, Szwecji, Danii, a także Islandii, Grenlandii, Rusi, Szetlandów, Wysp Brytyjskich, Irlandii, Szkocji i Normandii. Trzeba zatem zadać sobie jeszcze jedno pytanie, czy aby każdy Skandynaw był wikingiem? Naturalnie, był to fach niezwykle często spotykany, bardzo zacny, a ten, który decydował się na viking, wśród swoich bywał szanowany. Oczywiście też viking dawał bogactwo i sprawiał, że osoba parająca się nim, znacznie „ewoluowała„ materialnie i społecznie. Ale przecież nie sposób jednoznacznie orzec, że każdy z mieszkańców wymienionych krajów Skandynawii parał się tylko i wyłącznie tym zajęciem, tym bardziej, że należało ono do sezonowych, chwilowych, uprawianych w ściśle określonym czasie w roku. Aby nie przedłużać zbytnio wypowiedzi na temat tak fascynującego zawodu, jakim było „wikingowanie„, należy zwrócić uwagę, że sam tytuł recenzowanego tutaj leksykonu niesie ze sobą pewną nieścisłość wynikającą z tego, że owych wikingów (na szczęście polska tłumaczka, Paulina Rusinek, zapisała ten termin z małej litery ”w”) zaczęto traktować jako związek etniczny wywodzący się ze Skandynawii. Takie postrzeganie tego problemu nie ma żadnego poparcia we współczesnej nauce nordystycznej1.

Zakres chronologiczny leksykonu jest ogromny, ponieważ obejmuje tematykę zamkniętą w cezurach od okresu halsztackiego (Hallstatt C1a) do końca epoki wikińskiej, a więc do XI w. Uwzględniając jednak czasy chrystianizacji Skandynawii, a więc w pojęciu R. Gianaddy czasy wikingów, i postępujących z tego stanu rzeczy zmian, wymienia się też XII i XIII stulecia, a nawet XIV i XV (jak w przypadku skandynawskich manuskryptów). Zasadniczo jednak cezury chronologiczne leksykonu zamknąć należy na VII/VI w. p.n.e. – XI w. n.e. Składają się zatem na nie epoki prehistoryczna, starożytność i średniowiecze.

Aby nie być gołosłownym, należy wywiązać się z obietnicy i powrócić jeszcze raz do budowy leksykonowej książki R. Gianaddy; a więc czy taka różnorodność pomocy w czasie korzystania z pracy ułatwia ją czy nie? I tak, i nie. Tak, jeśli idzie o zasadę ich zastosowania, tzn. im więcej ich jest, tym lepiej poznajemy omawiane zagadnienia. Czasami jednak jesteśmy zasypywani owymi informacjami w „dodatkach” do tego stopnia, że niektóre wiadomości niepotrzebnie powtarzają się (zob. s. 252: instrument càrnyx; 269 i 171: Walhalla). Zatem zabrakło wywarzenia i odpowiedniego dawkowania informacji.

Jak już było wspominane, każda z ilustracji jest odrębnie opisywana poprzez zastosowanie odnośników. Tutaj też znalazły się dwie krytyczne uwagi. Pierwsza to ta, że opisy ułożone zostały na zasadzie loterii, tzn. informacje o zilustrowanym przedmiocie pomieszane zostały w różnych kolejnościach, a to zaś wpływa na komfort ich lektury. Po drugie, odnośniki dotyczące bezpośrednio jakiegoś szczegółu na opisywanym zabytku nie odnoszą się w ogóle do niego. Po raz kolejny posłużono się zasadą loterii, tj. stawiano je tam, gdzie akurat grafikowi pasowało2. Gorsze jest też to, że opisy w ogóle nie pasują do całej reszty; tutaj do ilustracji (zob. s. 298)3. Inne opisy mijają się z rzeczywistością uchwyconą na ikonografii. Przykładem jest opis mężczyzn z celtyckiego kotła z duńskiego Gundestrup4. À propos ilustracji, to udało się też wychwycić nieścisłości w informacjach. W podrozdziale Rola kobiet rozdziału drugiego, w tekście otwierającym zagadnienie Autorka napisała o przedmiotach deponowanych w grobach żeńskich, „cechującymi kobietę każdej kategorii społecznej: przędzeniem oraz tkactwem”5. Tymczasem, analizując zilustrowaną Tintinnabulum z kultury Villanova z VII w. p.n.e., przedstawiającą m.in. kobietę tkającą, R. Gianadda napisała w jednym z opisów: „Wisiorek ten pochodzi z bogatego etruskiego grobowca kobiecego. Przedstawiona na nim scena podkreśla rolę przedstawicielki arystokracji w epoce żelaza – przędzenie i tkanie uosabia jedno z jej głównych zadań i czyni z nich symbol statusu społecznego” (zob. s. 57)6. Z innych „ułomności” omawianych tutaj opisów ilustracji są takie, że niektóre cechują się kiepskim stylem narracyjnym7.

Wspominano też o tym, iż każdy z podrozdziałów rozpoczyna się od krótkiego fragmentu ze źródła pisanego. Atrakcją dla polskiego czytelnika jest to, że Wydawca postarał się o podanie danych bibliograficznych do polskich tłumaczeń źródeł. Niestety, nie jest to reguła, ponieważ w przypadku Alfreda Wielkiego, Snorriego Sturlusona, Strabona, Wölsunga Saga i Al-Tartushiego brakuje stosownych danych bibliograficznych, a nawet odniesień do ksiąg, wersów i rozdziałów. Brak konsekwencji.

Nie obyło się też bez literówek8 oraz złych sformułowań, które powodowały niekiedy uśmiech na twarzy. Przykładem niech będzie zwrot: „swojego rodzaju grodziska”9 jaki zastosowała Autorka w opisie fortecy z Maiden Castle w Dorset w Wielkiej Brytanii. Wszak mowa była o grodzisku – miejscu obronnym!

Udało się też wychwycić anachronizmy. Przykładem jest użycie określenia „Rosja”, gdzie miał uciekać w 1026 r. norweski król Olaf II Święty10. Przecież wtedy o Rosji nie może być mowy, ale o Rusi, to jak najbardziej. Identycznym anachronizmem posiłkowano się w przypadku „rosyjskich rzek”, którymi w X w. podróżowali skandynawscy wikingowie11.

Są też drobne nieścisłości merytoryczne. Autorka niejednokrotnie wypowiadając się na temat rzymskiego historyka Tacyta, podawała, że był to uczony w piśmie z I w. n.e.12. Jest to tylko po części prawda, ponieważ zmarł on najprawdopodobniej w 112 r. n.e., a więc w II w. n.e. Według R. Gianaddy najbardziej ceniony bursztyn pochodził z terenów dzisiejszej Danii13, tymczasem jak dowodzą wyniki badań, miano to nosił Półwysep Sambijski, z którego pochodził najcenniejszy kruszec, nazywany złotem północy14. Przesłanki jakimi kierował się Juliusz Cezar, opisując panteon bóstw galijskich, zastępując ich imiona, imionami bogów rzymskich, według Autorki miały być sposobem na ukazanie elicie rzymskiej, że Celtowie nie byli barbarzyńcami15. Tymczasem istnieje niemniej wiarygodna koncepcja, która powiada, iż Cezar zupełnie nie znał imion celtyckich bóstw i zastosował najprostsze rozwiązanie, zastępując ich sobie doskonale znanymi, rodzimymi bogami.

Nieporozumieniem okazała się analiza rzymskich wojen przeciwko Celtom i wykorzystaniem do tego słynnej Kolumny Trajana, gdzie przecież ukazano wojny przeciwko Dakom16. Nie jest przekonująca do końca teza, jakoby w słynnym sanktuarium na południu dzisiejszej Francji, Entremont, kultywowano heroiczne postaci ze świata celtyckiego17. Wszak miejsce to doskonale znane jest z tego, iż celebrowano misteria na cześć ściętych głów. W ogóle marginalizuje się tutaj ten problem, a żeby było tego mało, odrzuca się przyjętą w nauce koncepcję, jakoby miejsce to przypisywano celto-liguryjskiemu plenieniu Salluwiów, i podając informację, iż rzekomo w nauce ten pogląd się odrzuca18. Kto zanegował, gdzie opublikował, nie podano w zupełności, a nawet nie postarano się o wyjaśnienie tego problemu i podania alternatywnego pomysłu.

Zdaniem R. Gianaddy charakterystyczne naszyjniki zwane torquesami w celtyckim kręgu kulturowym identyfikowane były tylko z bóstwami i postaciami heroicznymi19. Tymczasem w jednym z podrozdziałów Autorka opisywała garnitur odnalezionych przedmiotów w pochówku kobiety, przy której odkryto ów naszyjnik. Był to „zwykły„ pochówek. Nie neguje się wysokiego znaczenia, wręcz boskiego, tej ozdoby, ale wcale nie można odrzucić w sposób jednoznaczny poglądu, że był zarezerwowany dla osób o wysokim statucie społecznym. Na stronie 178 Autorka podejmuje się tematu chrystianizacji Skandynawii. Podaje informacje, że Harald Sinozęby przyjął chrzest w 955 r. Tymczasem w umieszczonym przy końcu książki kalendarium, wydarzenie to umieszczono pod rokiem 956. Naturalnie, w nauce góruje pogląd, że datę chrztu Danii określa się na „około 955„, tudzież „około 956”, R, Gianaddy powinna podawać zapis ”955/956 r.”. To drobnostka, ale rzutująca na odbiór uważnie zapoznającego się z książką czytelnika – nie tylko recenzenta.

I na koniec słowo krytyki strony technicznej leksykonu, zarówno pod względem edytorskim jak i podziału. Wspominano już, że książka posiada miękkie oprawy ze skrzydełkami oraz solidne szycie, a także papier kredowy. To niezłe rozwiązanie, ale nie do końca. Otóż po długim użytkowaniu pozycji, jej brzeg ulega bardzo widocznej deformacji, co ostatecznie nie nadaje książce mocnego charakteru wizualnego. A przecież na półce ta część będzie najbardziej widoczna. Rozczarowują poszczególne części aneksu. Przede wszystkim dostępne dwie mapy konturowe, które na pierwszy rzut oka wyglądają schludnie, niestety, symbolami liter alfabetu oznaczono europejskie rzeki. To bardzo niekomfortowe rozwiązanie. Następnie spis muzeów, który, w porównaniu z rzeczywistym występowaniem informacji o muzeach, jest niewiarygodnie skąpy. Wydawcy umieścili tylko te muzea, których zabytki w szczególności zostały wykorzystane i przedstawione w książce. Lepszym rozwiązaniem byłoby wpisanie wszystkich ośrodków, tym bardziej, że dodane są o nich podstawowe informacje, a także linki do stron „www„. Bardzo rozczarowuje indeks, który określono mianem ”ogólnym”. Bibliografia zawarta w spisie na końcu podzielona została na trzy części, zgodnie z nacjami, do których nawiązuje tematyka leksykonu. Tu nie ma uwag. Szkoda jednak, że w polskim wydaniu nie znalazły miejsca źródła historyczne, które tak obficie wykorzystano w treści. Rozwiązanie to wydałoby się rozsądnym, choćby z tej przyczyny, że podawano polskie przekłady tychże.

Mimo tak licznych słów krytycznych recenzowanej książki, wynikających z potrzeby rzetelnej recenzji, praca R. Gianaddy spełnia rolę leksykonu. Przede wszystkim należy tutaj podkreślić fakt występowania rewelacyjnych zdjęć, a czasami nawet doskonałych rekonstrukcji poszczególnych zabytków. Dodatkowo sprawa występowania ich w naprawdę sporej liczbie, działa jak najbardziej na korzyść recenzowanego tutaj tytułu. Przypomnieć należy, że każda z ilustracji jest dokładnie opisana (mowa tutaj o tekście z podstawowymi informacjami, nie o opisy, które miejscami miewają spore potknięcia). Czytelnik obdarowany zostaje w tej kwestii produktem legitymizującym się wysoką jakością poznawczą i wykonania. Nie wypada też nie wspomnieć o tematyce, która przyciąga uwagę, a także sposobem jej rozwinięcia i prawdziwie klarownym jej zreferowaniu. Przy tym trzeba zaznaczyć też, że ogólny podział leksykonu charakteryzuje się równie klarownością i bardzo dobrym ujęciem. Naturalnie praca ta jest interdyscyplinarna, ponieważ szeroka tematyka przedstawiona została przy pomocy kilku dziedzin nauki. I na koniec styl w jaki to wszystko zostało „sprzedane”. Jest on prosty, logiczny a przez to łatwo zrozumiały. Pod tym względem leksykon Celtowie, Germanie i wikingowie autorstwa Roberty Gianaddy jest wart swojej ceny, a przede wszystkim poznania.

Przypisy
1 Na obronę Autorki trzeba też wykazać, że po jednym razie w swojej pracy pisze o duńskich i szwedzkich wikingach. Znowu jednak kontrowersje budzi sformułowanie „plemiona wikińskie”, które w VIII w. rozpoczęły swój rajd ku nowym terytorium, otwierając jednocześnie okres w historiografii określany jako epoka/era wikińska; zob. s. 81. Czy nie lepiej jednak było napisać, że byli to po prostu Skandynawowie, bądź Duńczycy lub Norwegowie?
2 Zob. s. 297.
3 Obie wpadki wyraźnie widać przy okazji obszernych opisów fascynujących anglosaskich znalezisk z Sutton Hoo z VII w.
4 Autorka napisała, że trzykrotnie powtórzony mężczyzna jest ubrany (sposób ekspresji spotykany w sztuce celtyckiej), ale wyraźnie widać, że jeden z nich jest półnagi; zob. s. 152-153.
5 Zob. s. 54.
6 Wynika z tego, że Autorka przeczy sama temu co wcześniej napisała.
7 Zob. szczególnie s. 174-175, gdzie jest interpretacja fragmentów snycerskich na kościele z Hylestad z XII w. Nie tylko opisy ilustracji miewają kiepskie style. Również teksty podrozdziałów; zob. s. 370 (zdanie pierwsze).
8 s. 266.
9 s. 351.
10 zob. s. 36.
11 Zob. s. 247.
12 Zob. s. 193, 213.
13 Zob. s. 107.
14 Zob. J. Wielowiejski, Główny szlak bursztynowy w czasach Cesarstwa Rzymskiego, Ossolineum 1980, s. 123-129; idem, Na drogach i szlakach Rzymian, Warszawa 1984, s. 184-185.
15 Zob. s. 123.
16 s. 317.
17 Zob. s. 345.
18 Zob. s. 335.
19 Zob. s. 111.

Oryginał recenzji jak zawsze można przeczytać na portalu www.historia.org.pl w dziale RECENZJE.

vapnatak
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #1

 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej