|
|
Polacy w Wietnamie?
|
|
|
|
QUOTE("godfrydl") miło byłoby zobaczyć jak nasi masowo przechodzą na strone "imperialistów" A skąd pewność, że takie "masowe przechodzenie na stronę wroga" miałoby miejsce? Wnioskowanie po werbowanym w Wietnamie szpiegach z polskich misji w ramach komisji kontroli i nadzoru porowumień pokojowych, jak np. Kukliński?
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Darth Stalin @ 17/03/2011, 23:22) QUOTE("godfrydl") miło byłoby zobaczyć jak nasi masowo przechodzą na strone "imperialistów" A skąd pewność, że takie "masowe przechodzenie na stronę wroga" miałoby miejsce? Wnioskowanie po werbowanym w Wietnamie szpiegach z polskich misji w ramach komisji kontroli i nadzoru porowumień pokojowych, jak np. Kukliński? Witam Przez analogię do polskiej misji wojskowej w Koreii czy na Synaji podejrzewam że nawet szeregowych prześwietlono by do 4 pokolenia wstecz i dopiero po takim sprawdzeniu by ich wysłano. Inna sprawa że z misji tego typu nikt nie pryskał na zachód, gdyż rodzina była zakładnikiem i wszyscy o tym wiedzieli.
|
|
|
|
|
|
|
|
Na właśnie, co najwyżej rodzina mogla być zakładnikiem, ale nie dla wszystkich byłby to jakiś argument
QUOTE nawet szeregowych prześwietlono by do 4 pokolenia wstecz i dopiero po takim sprawdzeniu by ich wysłano. I uważasz, że tylu by znaleziono ideowych "wolnościowych komunistów"
QUOTE A skąd pewność, że takie "masowe przechodzenie na stronę wroga" miałoby miejsce? Wnioskowanie po werbowanym w Wietnamie szpiegach z polskich misji w ramach komisji kontroli i nadzoru porowumień pokojowych, jak np. Kukliński? Nie, po wyjątkowej w naszym narodzie nienawiści do imperialistów amerykańskich i miłości do komunistycznego Wietnamu
|
|
|
|
|
|
|
|
Wśród załóg PLO, wożących do Wietnamu to i owo, także podczas wojny, stosunek do tamtejszego komunizmu był bardzo negatywny.
M.in. powtarzano historię statku, który przewiózł do Wietnamu transport z krwią, a za kilka miesięcy następny taki. Nad tymi pierwszymi pojemnikami, wyładowanymi uprzednio na nabrzeże i pozostawionymi tam bez chłodzenia, unosiły się już ogromne roje much. Po powrocie do Polski, kapitan odmówił następnych rejsów "z polską krwią dla walczącego Wietnamu" i stracił pracę. Słyszałem tę historię w trakcie studiów, a następnie powatarzaną i zawsze potwierdzaną przez rozmówców, w trakcie mojej pracy w PLO. Rejs do Wietnamu, choć już w wiele lat po wojnie, tylko potwierdzIł regułę, a kapitan jednostki potwierdził nam tę historię.
Sporo pytaliśmy o wojnę, Wietnamczycy nie wspominali nam o innych Polakach, niż załogi PLO. Mówili o licznych Rosjanach. Ale mogli nie rozróżniać.
Ten post był edytowany przez dim: 22/03/2011, 11:50
|
|
|
|
|
|
|
|
800 pojechali, w tym przymusowo, tylko 74 wrócili... No i ten co zestrzelił B-52.
http://historia.wp.pl/title,Polacy-mogli-zapobiec-wojnie-w-Wietnamie,wid,16151812,wiadomosc.html?ticaid=112373
QUOTE Wreszcie wśród Polaków wysłanych do Wietnamu - ochotniczo, z przymusu lub rozkazu - na tamtejszą wojnę, znalazło się też - jak się szacuje - około 800 oficerów i żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego. Poza oficerami wywiadu, co naturalne (jednym z nich był słynny później płk Ryszard Kukliński), większość pozostałych, podobnie jak ochotników, według obecnej terminologii nazwalibyśmy najemnikami, a o czym - co zrozumiałe - w okresie PRL nikt nie mówił i nie wspominał, bo to było tabu.
Oficjalnie obowiązywała cały czas jedna obowiązkowa wykładnia polityczna i propagandowa: w czasie wojny staliśmy po stronie wietnamskich komunistów z Północy, a po zjednoczeniu kraju w 1975 r. po stronie Demokratycznej Republiki Wietnamu jako sojusznika (w RWPG i na salonach dyplomatycznych, choć nie w ramach wojskowego Układu Warszawskiego).
Nie ma dokładnych danych, jak wielu Polaków w Wietnamie zginęło. Podobno wróciło stamtąd tylko 74. Są za to dowody, że tych, którzy z frontu w Wietnamie wrócili, wprost zmuszano do milczenia i nie przyznawania się do tego, co w Wietnamie rzeczywiście robili. Niektórych nagradzano orderami, innym dawano nagrody rzeczowe (w modzie były Polskie Fiaty), jeszcze innym przyznawano specjalne renty lub emerytury.
Pilot w służbie Ho Chi Minha
Bodaj najbardziej spektakularne są pod tym względem losy Wacława Ciary. Z grupą 18 ochotników wyleciał on w 1968 r. - via Sewastopol - do Hajfongu. Miał wówczas 49 lat. W Wietnamie, ale też nad terytorium Laosu i Kambodży, latał na radzieckich samolotach Mig-17 i Mig-21. Według wspomnień jego wnuka (przez niektórych kwestionowanych za nieścisłości), gdy zestrzelił amerykańskiego F-100 Super Sabre, a potem superfortecę B-52, otrzymał od samego Ho Chi Minha aż dwa srebrne medale za męstwo. A po powrocie we wrześniu 1969 r. do Polski - złoty krzyż zasługi oraz dużego Fiata pierwszej serii.
|
|
|
|
|
|
|
Marcin Ostoja
|
|
|
I ranga |
|
|
|
Grupa: Użytkownik |
|
Postów: 40 |
|
Nr użytkownika: 82.785 |
|
|
|
Marcin |
|
|
|
|
Ponad dziesięć lat temu rozmawiałem z znajomym oficerem w stanie spoczynku który znając moje zainteresowanie wojną w Namie, napomknął mi że tam był. Mianowicie jako szkoleniowiec od obsługi moździerzy. Z tego co mówił mieli zakaz brania udziału w jakichkolwiek działaniach bojowych że nie wspomnę o przejściu przez Linię Demarkacyjną. Oprócz szkolenia na moździerzach, brał też udział w pogadankach na temat Polski Ludowej poprzez tłumacza z języka rosyjskiego dla szkół, żołnierzy, fabryk i ogólnie różnych grup tubylców. Wspomina zabawną anegdotę jak jakiś oficer Północno wietnamski poprosił go żeby już tyle nie opowiadał jak to się w Polsce Komunistycznej nam powodzi żeby się jego ludziom w dupach nie poprzewracało jak się nasłuchają o mieszkaniach i samochodach dla robotników. Co dziwne wypowiadał się z dużym uznaniem dla Wietnamczyków z Północy, o ich organizacji, kulturze. Podkreślał ich zapał w nauce i pracy szkoleniowej, do tego stopnia że stwierdził - Gdybym ja takich słuchaczy i uczniów miał w naszej armii to sama elita by z nas była z całego Układu Warszawskiego. Wręcz głodni byli wiedzy i treningu. Do tego jego i kilku Polaków którzy razem z nim szkolili żołnierzy lubiono o wiele bardziej niż Sowieckich szkoleniowców, którzy traktowali żołnierzy jak kogoś gorszego od swojej nacji. Zapamiętał że jedna szkoła chcąc mu zrobić przyjemność wygrzebała skądś portret Księcia Poniatowskiego z francuskim podpisem i zawiesiła w klasie na jego przybycie Tak więc ja bym nie wierzył że Nasi w Namie walczyli, no chyba że nasza emigracja po stronie USA.
w dupach Za takie slowko nastepnym razem - post wylatuje a autor jest na celowniku. Moderator N_S
Ten post był edytowany przez Net_Skater: 27/11/2014, 11:16
|
|
|
|
|
|
|
|
Dorzucę tutaj garść własnych wspomnień, chociaż nie dotyczą one w ścisłym sensie polskich najemników w Namie. Miałem do czynienia na przełomie lat 60-tych i 70-tych, ażeby mieć osobisty kontakt z "towarzyszami z bratniego Socjalistycznego Wietnamu". Byli to bardzo ściśle wyslekcjonowani osobnicy, którzy byli wysyłani do krajów demoluda na najróżniejsze szkolenia zawodowe, a także studia. Na warszawskiej PW była też grupa wietnamskich studentów. Była ona wręcz "hermetyczna" i ci ludzie z jakichkolwiek względów byli bardzo niechętni, ażeby zawierać z nami jakiekolwiek znajomości, czy też chociażby zwykłe głupie konwersacje o "pupie Maryni" (mam nadzieję, że mnie moderator za tą "literę p" nie zbeszta) w czasie przerw pomiędzy zajęciami. Trzymali się oni sztywno na boku we własnej grupie, a my widząc to, używaliśśmy sobie robiąc różne, czasami głupie docinki i inne wzmianki na temat "komunistycznego dobrobytu", co ich zawsze wprowadzało w stan niebywałej egzaltacji i autentycznie oni nam ubliżali wyzywając nas od "pachołków amerykańskiego imperializmu". (Tutaj nie przesadzam, bo mówili oni bardzo dobrze po polsku, więc musieli być oni już wcześniej trenowani w opanowaniu polskiego języka, zanim ich wysłano na szkolenie). Po prostu byliśmy dla nich wręcz "zgniłymi agentami Amerykanów" i stali oni przy tym przekonaniu bardzo głęboko.
Podobne obrazki są mi znane z ówczesnych relacji mojej starszej siostry, która wtedy pracowała jako "biurwa" w zakładach imienia Nowotki na warszawskiej Woli. Tam też były grupy wietnamskich inżynierów i robotników, którzy trzymali się za "chińskim murem" i nie nawiązywali najmniejszych nawet znajomości z polskimi współpracownikami. Była to bardzo chora atmosfera istniejąca pomiędzy tak zwanymi "sojusznikami".
|
|
|
|
|
|
|
Marcin Ostoja
|
|
|
I ranga |
|
|
|
Grupa: Użytkownik |
|
Postów: 40 |
|
Nr użytkownika: 82.785 |
|
|
|
Marcin |
|
|
|
|
Podejrzewam jak byś miał świadomość obserwacji przez polskich i rodzimych bezpieczniaków, to też byś się wolał nie integrować z tubylcami. Chociaż nasi pracownicy z firm wysyłanych do ZSRR raczej się integrowali z Rosjanami bez problemu żadnego. I wierz tu człowieku w szkodliwe działanie alkoholu Swoją drogą z tym selekcjonowaniem odpowiednich osób w wojsku do wyjazdu do Namu, to chyba było różnie. Znajomy miał nieciekawą opinię i był niepartyjny. Wręcz jak mi pokazywał jego syn kopie dokumentów, miał opinię pod zdechłym psem. Teksty takie jak nieodpowiednie zachowanie w stosunku do oficera politycznego, nie branie udziału w życiu wychowawczym jednostki itp. były bardzo częste w jego ujawnionych dokumentach. Pochodzenie też miał niezbyt dobre bo syn przedwojennego inżyniera i panienki z dobrego domu po studiach w Wiedniu. Mam wrażenie że jego jedynym atutem była znajomość Francuskiego i Angielskiego, który to atut zadecydował o wysłaniu go na "Tajną Misję" do Annamu
|
|
|
|
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|