Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Historia kołem się toczy..., Artykuł mojego autorstwa
     
Rollex
 

II ranga
**
Grupa: Użytkownik
Postów: 56
Nr użytkownika: 82.974

 
 
post 16/05/2016, 23:04 Quote Post

http://narodowygrodzisk.bloog.pl/id,354696...wile,index.html

(z perspektywy polskiego nacjonalisty)


Historia kołem się toczy, czyli "biedni niemieccy cywile"...


W tę sobotę miałem okazję obejrzeć rekonstrukcję historyczną w Opalenicy, skrzętnie przygotowywaną przez organizatorów, której zwieńczeniem miał być ślub. I pewnie wszystko byłoby dobrze, gdyby nie atmosfera wytwarzana przez komentującego wydarzenia - zwanego w tamtym środowisku "Kruszyną". Oto w pamięci zapadła mi kwestia "biedni niemieccy cywile uciekający przed hordami Armii Czerwonej"... . Czy Polska i świat zwariował? Czy taka retoryka, słyszana coraz częściej, mająca budzić niechęć tylko do jednego wroga - czerwonoarmistów, ma swoje inne, polityczne podłoże? (fot Krzysztof Karolczak - 14 maj 2016, Opalenica)...





Palmiry, Oświęcim, Majdanek, wysiedlenia na Zamojszczyźnie 1943 - 44, wreszcie pacyfikacja Powstania Warszawskiego, a także setki innych, mniejszych zbrodni niemieckich to efekt sześciu lat brutalnej okupacji III Rzeszy na terenach Polski. Okupacji, która przyniosła Polsce niepowetowane straty w postaci dziesiątek tysięcy zamordowanych przedstawicieli inteligencji, setek tysięcy chłopów i robotników. W samej mojej rodzinie, zarówno ze strony matki, jak i ojca, dzieci straciły rodziców, a inni braci oraz mężów, że wspomnę tylko o pradziadku Żurawskim, który w wyniku "wsypy" został zakatowany przez Gestapo i w stanie agonii oddany rodzinie, by z powodu odbitych nerek umrzeć kilka miesięcy późnej. A powód Jego śmierci z dzisiejszej perspektywy mógł wydawać się bardzo błahy. Ale nie tylko pojedyncze osoby traciły swoich bliskich. Kilka tysięcy osób, co ciekawe wraz z kolaborantami z Narodowej Organizacji Radykalnej (NOR - zdecydowanie "ciemna strona" historii Naszego ruchu), został również w ramach akcji "AB" zamordowanych w Palmirach. Do tego dochodzą jeszcze pacyfikacje wsi, związane z działaniami partyzanckimi, niezdawaniem przymusowych kontyngentów, a także innymi, naprawdę błahymi powodami, jak choćby zbrodnia w Wawrze, będąca odpowiedzią na mord dwóch kryminalistów na niemieckich żandarmach. Obozy koncentracyjne, zagłady, pacyfikacja Powstania Zamojskiego oraz Powstania Warszawskiego, pozbawione jakichkolwiek zasad konwencji genewskiej, nie wspominając już o rozstrzeliwaniach polskich żołnierzy i cywilów we wrześniu 1939 r, również ciążą na barkach niemieckich. My, po 70 latach od zakończenia wojny, jednak słyszymy o "biednych niemieckich cywilach, uciekających przed hordami Armii Czerwonej", a wokół niemieckich żołnierzy buduję się mit "dobrego Niemca", bo jak w Opalenicy mówił podczas inscenizacji nr 1 komentator "wbrew pozorom niemieccy żołnierze też mieli uczucia". Śmiać się czy płakać? To z jednej strony mamy "hordy Armii Czerwonej", z drugiej - "biednych niemieckich cywili" oraz "uczuciowych żołnierzy Wehrmachtu"? Nie wątpię, że wśród czerwonoarmistów nie było hołoty, dla której wojna (co nasiliło się na terenach niemieckich) polegała na gwałtach, rabunkach i morderstwach, nie wątpię, że "świat zawalił się niemieckim cywilom, uciekającym ze swoich domów" i że wśród żołnierzy Wehrmachtu, de facto często zwykłych chłopaków, nie brakowało ludzi "uczuciowych". Ale po pierwszej inscenizacji, jedynej na której czas pozwolił mi być, pozostał właśnie taki obraz.





Ale taka retoryka utrzymuję się nie tylko w kwestii ostatniej inscenizacji historycznej w Opalenicy. Zmierza ona również w niebezpiecznym kierunku od dłuższego czasu. Historia Żołnierzy Wyklętych, którzy podjęli walkę z komunistycznym ustrojem, wróciła na wokandę dyskusji historycznej, o czym pisałem już w ostatnim artykule poświęconym niejakiemu Franciszkowi Olszówce ps "Otto" (oceniając Jego działania dość negatywnie). Z jednej strony bardzo cieszy fakt, że tych zapomnianych bohaterów przywrócono pamięci społeczeństwa (tyle, że w dość nieodpowiedniej formie), z drugiej skupienie się tylko na tej tematyce wielu środowisk historycznych, buduję fałszywy obraz "jednego wroga". Owszem, gdzieś tam przewija się w tym temacie wątek niemiecki, ale jest tylko tłem do walki powojennej, skupionej już na zwalczaniu zwolenników Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej (TRJN) oraz nadzorującego Jego działania "aparatu sowieckiego". Tak więc głównym wrogiem, w tej promowanej ostatnio historii, staję się Związek Radziecki, nie zaś hitlerowskie Niemcy. Doszło już nawet do takiej sytuacji, że promuję się działania partyzanckie w okresie powojennym, w całkowitym zapomnieniu pozostawiając takie postacie walki z okupantem niemieckim jak mjr Henryk Dobrzański "Hubal" (choć ostatnio Jego historia wróciła, w związku z odkryciem zwłok mężczyzny, w miejscu, którym zginął), partyzant Batalionów Chłopskich - Stanisław Basaj "Ryś" (Zgrupowanie Hrubieszowskie BCh, zamordowany przez Ukraińców z UPA) oraz wielu innych. Całkowicie z świadomości wypiera się za to żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego (1 i 2 DP), Wojsk Ochrony Pogranicza (WOP), a także częściowo funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej (MO), traktując wyżej wymienionych (błędnie) jako sługusów "nowego systemu jałtańskiego", nie zważając na fakt ochrony ludności cywilnej, zwłaszcza w Bieszczadach przed działaniami ukraińskich nacjonalistów. Zresztą promowanie postaw antykomunistycznych w Polsce daję również pewne pole manewru dla historyków ukraińskich, litewskich, łotewskich czy estońskich. Ich formacje, w czasie okupacji wyraźnie negatywnie nastawione względem Polaków (zwłaszcza ukraińskie i litewskie) stają się dziś w jakimś sensie "antykomunistami". Ogromny niepokój buduję we mnie fakt fascynacji niektórych historyków tzw "Leśnymi Braćmi", formacjami niepodległościowymi krajów byłego Związku Radzieckiego, zwłaszcza Ukraińską Powstańczą Armią (UPA), której przecież negatywny stosunek do Polaków jest wszystkim doskonale znany. Owszem upowcy wymordowali mnóstwo funkcjonariuszy "nowego systemu", ale oprócz tego ich partyzantka miała charakter ludobójczy, co trzeba podkreślić jako największych wrogów traktując Polaków, Węgrów i Żydów, a dopiero później sowiecki aparat represji. O ile ich kult na Ukrainie jest dla mnie (w jakimś sensie) zrozumiały, o tyle w Polsce nie powinien mieć prawa bytu. Idąc tym tokiem myślenia za chwilę polscy historycy zaczną "odczarowywać" historię "Wehrwolfu", niemieckich formacji dywersyjnych na Ziemiach Odzyskanych. To bardzo niebezpieczne koło, które już niestety zaczęło się kręcić.







Ale przewijający się wszędzie "antykomunizm" nie pozwala również na trzeźwą ocenę zachodzących po wojnie przemian społeczno - politycznych. Niemiecka ludność cywilna, wypędzona z terenów Polski, zaczyna się co niektórym jawić jako "pokrzywdzona" przez nowy ustrój. Zapominanie niemieckiej polityki brutalnych wysiedleń, zwłaszcza z terenów Wielkopolski i Zamojszczyzny, buduję błędny obraz kolejnych "ofiar komunizmu". Na razie jeszcze mglisty i nieśmiały, ale w przyszłości być może już bardziej klarowny. Niemieckie władze bowiem porzuciły awanturniczą "politykę" Eryki Steinbach (Związek Wypędzonych), która dawała w Polsce zrozumiały opór, widząc jednocześnie narastające w Naszym kraju nastroje antysowieckie, a nawet antyrosyjskie. Dziś już w tylko w wypadkach prób narzucania Nam przez państwo niemieckie niekorzystnych decyzji w ramach Unii Europejskiej, wypominamy straty poniesione w czasie II wojny światowej. Co warte również podkreślenia polscy narodowcy coraz częściej oddają cześć ofiarom bombardowań alianckich w Dreźnie, jako "zbrodni wojennej", co urasta do rangi "kuriozum". Tłumaczy się to polskimi ofiarami nalotów, jednak maszerowanie w jednym rzędzie z niemieckimi nacjonalistami w tej sprawie jeszcze w latach 90 XX w (były co prawda to "dziwne czasy" z jednej strony fascynacja niektórych środowisk Adolfem Hitlerem, z drugiej - wyraźny akcent antyniemiecki) byłoby zapewne traktowane jako "zdrada" (wówczas wystarczyło wyjechać do RFN by stać się potencjalnym "volksdeutschem"). Jeśli już chcielibyśmy oddać hołd pomordowanym polskim robotnikom przymusowym to powinniśmy albo zorganizować swój przemarsz, albo - jeśli to niemożliwe - zakończyć to na zapaleniu symbolicznego znicza i przypomnieć o Naszych ofiarach. "Nowoczesny" nacjonalizm, nastawiony na współpracę z narodowcami z innych krajów, coraz bardziej zaczyna się gubić, bowiem akurat historia zawsze powinna być czymś co Nas dzieli. Możemy z nacjonalistami z innych państw maszerować "ramię w ramię" w kwestiach czysto społeczno - politycznych, jak antyliberalizm, sprzeciw wobec imigracji, antykapitalizm, antyglobalizm etc, ale kwestie historyczne (czy tego chcemy, czy nie) w wielu wypadkach pozostaną "kością niezgody". Mieszanie tego spowoduję zatarcie win, zwłaszcza pozostawi fałszywy obraz III Rzeszy i Jej sojuszników. Podobnie sytuacja wygląda w stosunkach polsko - ukraińskich, tyle że w tym wypadku historię "tuszuję" mainstream. Polscy politycy, wykrzykujący jeszcze niedawno na Majdanie "slava Ukrainie", masowa pomoc dla ukraińskiej gospodarki (często kosztem Naszej, już i tak poważnie obciążonej i zadłużonej) i emigracja Ukraińców do Polski, coraz częściej antagonizują z Naszą brutalną historią, zarówno tą z czasów II wojny światowej i okresu tuż po Jej zakończeniu, jak i lat wcześniejszych. Wielu moich rozmówców, pamiętających tamte czasy jest oburzona tym zjawiskiem. Co ciekawe, oprócz środowisk skupionych wokół ks Tadeusza Isakowicza - Zalewskiego i tym podobnych, nie budzi to powszechnego oporu. Za chwilę "banderowcy" będą traktowani również w Polsce jako przedstawiciele środowisk "antykomunistycznych", walczących przeciwko "imperium zła" (ZSRR), a zbrodnie na Wołyniu i w Bieszczadach jako "obustronna wymiana ognia". Sytuacja nie wygląda co prawda jeszcze w Polsce tak źle jak w kwestiach niemieckich, ale i to koło zaczyna się toczyć wedle ukraińskiej zasady "zapomnienia tego co złe".





Podsumowując - jestem pełen zrozumienia dla współpracy środowisk nacjonalistycznych różnych państw. Mamy wielu wspólnych wrogów, żeby wymienić tu liberalizm, globalizm, masową imigrację, Unię Europejską, Stany Zjednoczone, lobby homoseksualne, częściowo kapitalizm i wielu innych, ale nie budujmy tej współpracy na opartej na fałszu wspólnej "polityce historycznej", na obracaniu Jej o 180 stopni, bo czy tego chcemy czy nie, ta historia zawsze będzie Nas dzielić i nie możemy tego zmieniać.

Ten post był edytowany przez Rollex: 16/05/2016, 23:10
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #1

 
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej