Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Wyspa Kanibali. 1933 Deportacja I śmierć Na Syberi, Nicolas Werth
     
Gnome
 

histeryk
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 638
Nr użytkownika: 58.209

 
 
post 22/03/2011, 19:18 Quote Post

Witam,

Temat poświęcony książce Nicolasa Werth'a Wyspa kanibali. 1933. Deportacja i śmierć na Syberi, która ukaże się za kilka dnia nakładem Znaku (w serii litera nova).

Na początek jak zwykle recenzja, tym razem autorstwa Tomasza Glinieckiego


Nie podobają mi się takie okładki, ale podobają takie książki. Dobrze jest przeżyć przyjemne rozczarowanie, kiedy z niechęcią bierzesz książkę do ręki i z każdą jej stroną wciąga cię lektura. Wyspa kanibali... została przeze mnie doceniona dopiero w miarę czytania.

user posted image

Od samego początku miałem do niej jakieś pretensje. Część została, więc o nich opowiem. Nie podoba mi się epatowanie czytelnika nadmiarem bodźców, gdy próbuje się sprzedać mu książkę tak, jak soczyste jabłka na targu. Czasem ta próba jest zbyt nachalna. I mam wrażenie, że tak się stało tym razem, już od okładki. A na niej – wielka, szara przestrzeń, krwawe ślady stóp na śniegu, czerwona gwiazda i wielkimi literami bijący w oczy tytuł WYSPA KANIBALI. Prosty, żeby nie powiedzieć prostacki kod graficzny. I jeśli to wszystko nie spełnia oczekiwanego efektu emocjonalnego zaciekawienia, okładka uzupełniona jest o krótki wyimek, który wart jest zacytowania: "Mówiono, że deportowani zaczęli zjadać zwłoki, że piekli ludzkie mięso. Wyspa [Nazino na rzece Ob] przedstawiała widok straszliwy, przerażający. [zeznanie świadka]". W części nakładu na okładce, na tym wyimku jest nałożony obwolutowy pasek, zasłaniający jeden napis, przynoszący zaś drugi, nieco mniej drastyczny: "Ukrywana w archiwach zbrodnia Stalina dopiero teraz wychodzi na jaw."

To nie koniec moich pretensji. Kiedy wziąłem ją w rękę, zobaczyłem, jak jest ułożona. Układ stronic, jak do szybkiego wciągania treści, dużo światła, duża czcionka i justowanie do rytmicznego czytania. Miękka okładka ze skrzydełkami, średniej jakości papier i szyty grzbiet. Czyli technologia niezbyt wyrafinowana. Trudno. Zabieram się do czytania, a tu – na samym początku słowniczek. W nim 3 hasła. Naprawdę, 3 (słownie: trzy) – Gułag, Komendantura i OGPU. I to był moment, w którym musiałem się przemóc, by książki nie odłożyć. Trzymało mnie to, że wiedziałem, iż Nicolas Werth jest współautorem słynnej Czarnej księgi komunizmu.

Właśnie. Werth jest obywatelem świata. Syn brytyjskiego dziennikarza, który lata wojny spędził w Związku Sowieckim, jest francuskim profesorem historii, w czasach pierestrojki zaś był attache kulturalnym Francji w Moskwie. Zresztą, rosyjski jest jednym z jego języków ojczystych, a sowietologiczne zainteresowania objawiają się napisanymi przezeń książkami już od 1981 roku. W dorobku ma ich kilkanaście, w tym dwie wydane już po Wyspie kanibali…. W przekładzie polskim mamy do dyspozycji tylko część Czarnej księgi komunizmu i teraz niniejszą, recenzowaną pozycję, która do naszego czytelnika trafia w pięć lat po pierwszej edycji. Werth klasyfikowany jest jako jeden z demaskatorów historii, ulgowo jednak patrzących na dzieje Związku Sowieckiego, odsłaniających okrutności i deprawacje komunistycznego państwa i zarazem usprawiedliwiających ich stosowanie. Zacząłem czytać.

Układ treści określić można jako odwróconą perspektywę. Na chwilę poznajemy zakończenie, po czym autor prowadzi nas od ogółu, od najwyższych władz w Moskwie, do szczegółu na małej, piaszczystej wyspie na syberyjskiej rzece Ob. W 1933 roku, w ramach "oczyszczania" miast z elementów niepożądanych przez sowiecką władzę, na Syberię Zachodnią trafia część transportów z zesłańcami. Miejscowe władze nie zawsze są w stanie przygotować odpowiednią liczbę miejsc do osiedlenia; brak jest wszystkiego, a najbardziej pożywienia dla przywiezionych. W najbardziej niedostępnym i srogim obwodzie narymskim, część transportów wysadzona zostaje niemal bez jedzenia na wyspie Nazino. Kończy się to masowymi próbami nieudanych ucieczek przez lodowate wody rzeki Ob i przypadkami zbiorowego kanibalizmu. Miejscowi ludzie z plemienia Ostiaków, od tego czasu nazywają miejsce zdarzeń, tytułową dla książki, Wyspą kanibali….

Nie byłoby jednak tej opowieści, tak jak w niepamięci zginęły tysiące podobnych transportów podczas dziesięcioleci istnienia Gułagu i dziesiątki milionów ludzkich istnień, gdyby miejscowy politruk Wieliczko, przerażony tym, co widział, nie napisał listu do samego Stalina. Wielki przywódca kazał zbadać sprawę, stąd specjalna komisja i raporty, które w sprawie składały władze poszczególnych szczebli. Dzięki temu sprawa Nazina została dość dobrze udokumentowana. Niestety, dzięki temu wiemy też, że właściwie nikomu z winnych tej zbrodni włos z głowy nie spadł. Wręcz przeciwnie, awansowali w hierarchii gułagowskich struktur, a doświadczenia "wypaczeń" posłużyły do udoskonalenia systemu inżynierii społecznej, który wcielał w życie urzędnicze decyzje o przesiedlaniu całych narodów i grup społecznych.

Werth opisuje ten szokujący przypadek w sposób niezwykle sugestywny. Dlatego też, z zupełnym spokojem polecam tę książkę ludziom, którzy nie zawsze interesują się historią. Nie historyczne wartości są bowiem w tej książce najważniejsze, lecz zawarte w niej przesłanie społeczne i konieczność zastanowienia się nad człowieczeństwem i wpływem państwa na jednostki i grupy ludności. To ostrzeżenie przed powtórkami. To też jednak, co charakteryzuje łagodność sądów Wertha, pokazywanie ludzkiej strony i dylematów sowieckich funkcjonariuszy, którzy wierzyli, że działają dla dobra swego komunistycznego państwa, dla dobra partii reprezentującej lud, dla swojego dobra. Przecież rok 1933 to tylko jeden z kilkudziesięciu, kiedy działał Gułag. Cztery tysiące ludzi, którzy zginęli w tragedii Nazina, to 60 procent osiedlonych na wyspie zesłańców, ale tylko jeden procent śmierci przesiedleńców w Związku Sowieckim w tymże roku. Statystyki zaś traktują jeden procent w granicach dozwolonej pomyłki.

Plus minus:
Na plus:
+ przystępnie opisane studium przypadku
+ duża wiedza autora o opisywanej sprawie
+ doskonałe połączenie punktów widzenia historii i socjologii
Na minus:
- ocierająca się o estetyczny kicz okładka
- jakość wydania sugerująca łatwe czytadło
- słowniczek jak żart z czytelnika

Tytuł: Wyspa kanibali. 1933. Deportacja i śmierć na Syberii
Autor: Nicolas Werth
Przekład: Marta Szafrańska-Brandt
Wydawca: Znak litera nova
Data wydania: 2011
ISBN/EAN: 978-83-240-1624-2
Liczba stron: 292
Cena: ok. 35 zł
Ocena recenzenta: 8/10

Wygląda na to, że po raz kolejny sprawdza się powiedzenie, nie oceniaj książki po okładce i naprawdę lektura warta uwagi.

Recenzja ukazała się na łamach portalu Historia.org.pl

Ten post był edytowany przez Gnome: 22/03/2011, 19:55
 
User is offline  PMMini Profile Post #1

 
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej