|
|
Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł., O filmie..
|
|
|
|
Rzeczywiście, o latach 70-tych(właściwie z zakładką w 60-te), ale śpiewanie o nich w estetyce buntu która jest bardziej znana współczesnym nie jest złe. Gdyby trzymać się polskich realiów tego okresu, to nawet gitara elektryczna nie wejdzie (bo to domena wesołych i przyjaznych bigbitowców, a nie jakichś buntowników jak ten amerykański dziwak Hendrix), nie mówiąc o tym żeby grać ostro.
Wersja Jandy to jest taki gniew cedzony przez zęby - oszczędne, marszowe wykonanie. Spróbujcie za to sobie odsłuchać wersję Kazika bez wizji (albo zamykajcie oczy, kiedy widać wokalistę - sceny z filmu są ok) - to gniew tu i teraz, a nie wspominki po latach osoby, która pamięta "wydarzenia".
W sumie jabłka przeciw pomarańczom. Wg mnie wersja Kazika jest bardzo udana - coś jak wcześniejsze eksperymenty Lao Che z "Powstaniem" czy znakomite wykonanie "Suplikacji" przez De Press do "Mgły".
Ten post był edytowany przez Baszybuzuk: 26/02/2011, 12:20
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(lancaster @ 26/02/2011, 11:38) Tak, mnie też do głowy przyszła automatycznie ta scena. Ale w tym kontekście; śpiewana przez sbeków w/g mnie to nie profanacja. Tzn, pokazanie jak oni ją profanują nie jest profanacją.
|
|
|
|
|
|
|
|
W zwiastunach Kazik ze swym śpiewaniem wstawiany jest między akcję filmu. Bardzo on mi na wizji nie pasuje. Do samego śpiewu, ale w tle filmu - nic nie będę miał. Podobnie zareagowałbym na widok Jandy. Co do "wartości" filmu - ?
|
|
|
|
|
|
|
|
Wchodzę do tematu, spodziewając się poznać Wasze oceny filmu, a tu tylko jakaś kłótnia czyja wersja piosenki lepsza.
Może ktoś wreszcie napisać swoje wrażenia? Ewentualnie błędy historyczne znalezione w filmie?
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Mikołaj II @ 26/02/2011, 23:02) Może ktoś wreszcie napisać swoje wrażenia? Ewentualnie błędy historyczne znalezione w filmie?
Film dopiero wczoraj wszedł na ekrany kin więc na razie trudno znaleźć kogoś kto juz go widział. Co do błędów historycznych to wątpię czy da się znaleźć choćby jeden z tego względu, że film jest oparty na autentycznych materiałach i relacjach z tego okresu i ma częściowo formę paradokumentalną. Zadbał o to profesor Eisler, który był konsultantem przy tym filmie.
|
|
|
|
|
|
|
|
Fronczewski gra tam Kociołka, tak? I jak mu poszło? (Fronczewskiemu, nie Kociołkowi... )
Ten post był edytowany przez emigrant: 26/02/2011, 23:25
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(emigrant @ 26/02/2011, 23:25) Fronczewski gra tam Kociołka, tak? I jak mu poszło? (Fronczewskiemu, nie Kociołkowi... )
Zgadza się. A w postać Gomułki wcielił się Wojciech Pszoniak. Z tego co słyszałem to film robi dużo większe wrażenie od strony emocjonalnej niz takie produkcje jak "Popiełuszko" i "Generał Nil".
|
|
|
|
|
|
|
|
Dotarłem do ciekawej recenzji Konrada Rękasa:
CODE Twórcy scenariusza „Czarnego czwartku” przyznają, że pierwotnie chcieli nakręcić film dokumentalny o wydarzeniach grudnia'70, okraszony fabularnymi dokrętkami. I choć wydaje im się, że zmienili koncepcję – to właśnie ten pierwotny zamysł zrealizowali. Niewątpliwym plusem filmu (też zresztą wziętym z warsztatu dokumentalistów) jest pomysł pokazania kilku ostatnich dni życia prawdziwej ofiary masakry w Gdyni – nie opozycjonisty, przywódcy protestu, tylko zwykłego stoczniowca, który chciałby jeszcze tylko spłacić meble i malutkie mieszkanie, kupić warszawę i jeździć na taksówce. Również wyraźne oddzielenie wydarzeń gdyńskich od zamieszek w Gdańsku, czy Szczecinie – niekoniecznie zgodnie z kanoniczną legendą „Grudnia” - podkreśla, że nie mieliśmy do czynienia z żadnym „powstaniem antykomunistycznym”, a jedynie z wystąpieniem na tle socjalnym zdezorientowanych robotników, którzy słysząc stale, że są wiodącą klasą społeczną – chcieli waloryzacji pensji powyżej poziomu podwyżek żywności. Ten element wywołuje zresztą dość oczywisty dysonans przy dzisiejszym odbiorze tamtych wydarzeń – film w założeniu miał się wszak wpisywać w ethos władzy post-solidarnościowej, rzekomo „wyrosłej z protestu”. Tymczasem słuchając Pszoniaka imitującego na ekranie Gomułkę trudno oprzeć się podobieństwu jego argumentów o politycznym charakterze wystąpień - do deklaracji i działań kolejnych solidarnościowych ekip np. wobec protestujących rolników już od 1990r., czy manifestujących pracowników zamykanych zakładów (nb. ze stoczniowcami włącznie). Nieprzypadkowo zresztą chyba Kazik Staszewski śpiewając pod napisy końcowe „Balladę o Janku z Gdyni” zmienia jej tekst – zamiast o powiewającym nie na darmo nad Stocznią sztandarze z czerwoną kokardą (jak w najbardziej znanej wersji) słyszymy o kokardzie czarnej. Tymczasem przed 30 laty podkreślano w ten sposób nie żałobę – ale socjalność, by nie rzec socjalistyczność protestów. Mamy więc do czynienia z paradoksem – post-Solidarność chciałaby utrzymywać mit, że zachowała ciągłość z tamtymi strajkującymi robotnikami, tymczasem pragmatyka władzy nakazywała i nakazuje dotąd kolejnym rządom czerpać raczej z doświadczenia Gomułki i Kliszki.
Oczywiście, film próbuje bronić się przed takimi skojarzeniami pokazując członków komunistycznej władzy w stylu przypominającym „Rozmowy w Tłoku” Szymona Majewskiego. Pszoniak nie tyle gra, co parodiuje Gomułkę, pozostali całkiem przyzwoici przecież aktorzy (Witold Dębicki jako Moczar, Piotr Garlicki jako Cyrankiewicz) robią miny stłoczeni przy okrągłym stoliczku dokładnie nie wiedząc co w zasadzie mają przedstawiać, poza kontrastem do tragedii ofiar. Z filmu nie dowiemy się nic ani o oficjalnych, ani domniemanych ukrytych motywach, które doprowadziły do wydarzeń grudniowych. Pojawiający się znienacka motyw prowokacji mającej doprowadzić do masakry w Gdyni wisi w próżni i jest to chyba dowód na coś więcej, niż tylko na ostrożność scenarzystów. Podczas jednego z pokazów przedpremierowych Michał Pruski (współautor scenariusza) przyznał, że nie interesowały go „motywy oprawców”, a więc ani racje władz, ani np. relacje żołnierzy czy milicjantów. Ci ostatni pojawiają się więc w filmie niczym Niemcy we wczesnych produkcjach wojennych – jako ciemna, jednolita masa obsługująca broń palną i bijąca „naszych”.
Cała reszta „Czarnego czwartku” jest właściwie tylko przejmującą ilustracją. Początkowy nadmiar kadrów dokumentalnych (z nagrań MO i SB) ustępuje w końcu długiej i ciężkiej inscenizacji wydarzeń 17 grudnia. Obserwując reakcje widzów trzeba przyznać, że sceny te wywołują zamierzone wrażenie, choć próbuje to nieco utrudnić nie najlepsza tym razem muzyka starego wyjadacza – Michała Lorenca. Obraz ciała Zbyszka Godlewskiego noszonego po Gdyni z rzadka przerywają dialogi (a kiedy tak się dzieje – to z wyraźną stratą dla dramaturgii). W ogóle zresztą pomysł powierzenia głównych ról aktorom mniej opatrzonym wydawał się dość oczywisty – gdyby jeszcze dano im coś do grania, a nie zmuszono do wygłaszania w delikatesach uwag krytykujących politykę cenową Partii na odcinku zaopatrzenia w mięso i wpływu tego na pożycie rodzin robotniczych. Przemieszanie aktorów słabiej znanych i serialowych nie pozwoliło zresztą twórcom uniknąć pułapki, zgodnie z którą „facet z >Na Wspólnej< nie może być zły”...
Odrębne nieporozumienie – to upór producentów w nadawaniu dość skromnym i poważnym filmom pompatycznych i pretensjonalnych tytułów, z czym mieliśmy do czynienia już w przypadku „Popiełuszko. Wolność jest w nas”. „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł” jest z tej samej parafii, psując wrażenie prostej historii o zwykłych ludziach, podobnie jak cała otoczka filmu „najbardziej oczekiwanego”, „przełomowego” itd. - czym z pewnością produkt Antoniego Krauzego nie jest. Co więcej, choć film jest bez wątpienia oskarżeniem władz PRL – to i tak z punktu widzenia współczesnych niepodległościowców chyba zbyt słabym, co już jest rekompensowane szopką z kręceniem nosem przez PiS na patronat prezydenta Komorowskiego (skądinąd faktycznie „Czarnemu czwartkowi” zbędny).
Generalnie jest „Czarny czwartek” rzetelną, acz powierzchowną ilustracją wydarzeń gdyńskich – i jako taki będzie pewnie obowiązkowym punktem programów telewizyjnych na kolejne grudnie. Jest bez wątpienia filmem lepszym niż „Poznań 56” Bajona, nie ma w nim też tyle fałszywej batalistyki, co w „Śmierci jak kromka chleba” Kutza. Twórcy filmu pytani (acz w oględnej formie) po co właściwie go zrobili tłumaczyli raczej dlaczego – dla dania świadectwa, upamiętnienia ofiar itd. I to – dość proste zadanie – w sumie im się udało. Jednocześnie na żadne poważniejsze pytanie o „Grudzień” film nie odpowiada – ani też go nie zadaje.
Chyba jednak pójdę do kina.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(emigrant @ 26/02/2011, 23:25) Fronczewski gra tam Kociołka, tak? I jak mu poszło? (Fronczewskiemu, nie Kociołkowi... )
Nie, gra Kliszkę.
Kociołka w filmie nie ma (odsyłam do zacytowanego wcześniej wywiadu ze Staszewskim, ciekawe porównanie do powyższej recenzji...).
Ten post był edytowany przez Baszybuzuk: 27/02/2011, 0:11
|
|
|
|
|
|
|
|
Byłem na filmie, pierwsze skojarzenie gdy go oglądałem, nasunęło mi się z "Krwawą Niedzielą" Paula Greengrassa, zwłaszcza że niektóre ujęcia były kręcone z "ręki". Nadaje to wrażenie jakby się tam było. Na pewno film godny polecenia, bardzo dobrym pomysłem były wstawki ówczesnych filmów kręconych przez SB. Pozdrawiam!
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Lord Mich @ 27/02/2011, 14:58) Byłem na filmie, pierwsze skojarzenie gdy go oglądałem, nasunęło mi się z "Krwawą Niedzielą" Paula Greengrassa, zwłaszcza że niektóre ujęcia były kręcone z "ręki". Nadaje to wrażenie jakby się tam było. Na pewno film godny polecenia, bardzo dobrym pomysłem były wstawki ówczesnych filmów kręconych przez SB. Pozdrawiam! Dziękuje , za króciutką recenzje , na pewno film zobaczę , wydaje się ze warto
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Baszybuzuk @ 27/02/2011, 0:08) Kociołka w filmie nie ma
Nie ma Kociołka w filmie o Grudniu '70 w Trójmieście?
|
|
|
|
|
|
|
|
Jego przekaz do robotników jest oglądany przez stoczniowca w telewizji. jak się zdaje to prawdziwe nagranie, podobnie jak meldunki ZOMO i wojska w filmie Pozdrawiam!
|
|
|
|
|
|
|
|
Teraz dopiero przejrzałem obsadę na filmwebie. Faktycznie: Pinio gra Kliszkę... Bardzo jestem ciekawy kreacji Pszoniaka, ale sprawdzić jak z Dębickiego zrobili Moczara, to będzie dopiero przeżycie...
Ten post był edytowany przez emigrant: 27/02/2011, 23:39
|
|
|
|
|
|
|
|
Film dobrze i ciekawie zrobiony, według mnie lepszy niż śmierć jak kromka chleba do którego jest często porównywany. Chociaż razi pewną sztucznościom, oczywiście nie wspominając o bardzo czarno białej wizji świata, ale w sumie to chyba standard w tego rodzaju filmach.
Oglądając go zastanawiałem się też, żołnierze byli poborowymi i pewnie nie mieli ochoty robić tego co im kazano, co im za to groziło ? I tak samo mnie ciekawi to samo względem milicjantów, bo jakoś mam wrażenie że nie każdy kto zostawał milicjantem chciał pałować strajkujących ?
|
|
|
|
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|