Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Uzycie broni gazowej na terenach polskich,
     
Kysio
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 9
Nr użytkownika: 41.522

 
 
post 31/12/2012, 14:09 Quote Post

Witam. Ostatnio wpadł mi w ręce destrukt książki, bez okładek, w której opisano, że pod Bolimowem 31 grudnia 1914 roku użyto gazu "12T", póżniej 31maja 1915 i 6 lipca 1915. Także pod twierdzą Osowiec i w innych miejscach, oraz, że do tłumienia powstania wielkopolskiego niemcy użyli dużej ilości broni gazowej. Czy ktoś wie coś więcej na ten temat? Będę wdzięczny za informacje, bo powiem szczerze temat mnie wciągnął.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #1

     
polski ułan
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 104
Nr użytkownika: 76.573

 
 
post 31/12/2012, 17:00 Quote Post

Więcej o użyciu gazów bojowych pod Bolimowem znajdziesz w książce S.Kalińskiego Ataki gazowe w bitwie pozycyjnej 9. Armii Niemieckiej nad Rawką 1914-1915.
 
User is offline  PMMini Profile Post #2

     
poldas372
 

X ranga
**********
Grupa: Użytkownik
Postów: 11.890
Nr użytkownika: 19.336

 
 
post 31/12/2012, 17:30 Quote Post

Sam jestem ciekaw, czy ten atak gazowy z 31 grudnia 1914r. odnotowali Rosjanie.
Mogło być tak, że się nawet nie pokapowali o tym zdarzeniu.
Dużo lepiej, a właściwie skuteczniej, wyszło to w maju roku następnego.
 
User is offline  PMMini Profile Post #3

     
matigeo
 

Wielki książę Halicko-Włodzimierski
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 5.736
Nr użytkownika: 66.052

Mateusz Slawinski
Stopień akademicki: inzynier
 
 
post 4/01/2013, 0:12 Quote Post

W starym wydaniu "National Geographic" (2004?) w artykule poświęconym BMR opisano, iż doszło do próby takiego ataku, lecz ze względu na niską temperaturę atak się nie udał (gaz się skroplił i osiadł na ziemi?).

O, tu jest ciekawie

CODE
Pierwszy atak gazowy...

Pomimo niepowodzeń doznanych przez wojska niemieckie w Kwaterze Głównej 9 armii dojrzewał nowy plan. Mackensen zadecydował że rozstrzygający atak pójdzie w kierunku rejonu Mogiła-Wola Szydłowiecka - Humin. Chciano ten atak przygotować jak najszybciej, ale na przeszkodzie stał brak odwodów i naczelne dowództwo, które chcąc powiązać atak nad Bzurą z ofensywą w Prusach wyznaczyło termin natarcia na 31 stycznia 1915 roku. Natarcie to miało zasugerować Rosjanom, że chodzi o zdobycie Warszawy. Spodziewano się, że zaatakowanej nad Rawką i Bzurą 2 armii rosyjskiej ruszy na pomoc z Prus 1 armia rosyjska, a wtedy Niemcy uderzą w osłabione pozycje Rosjan w Prusach. Główną siłę uderzeniową stanowić miał XVII Korpus teraz już pod dowództwem generała von Pannewitza, a ponadto I Korpus Rezerwy i Korpus Fabecka.
Pannewitz postanowił zresztą nieco wyprzedzić natarcie i wysłał do ataku na Borzymów 36 dywizję piechoty. Rosjanie zauważyli ruchy wojsk niemieckich z balonów i skutecznie odparli atak. Być może ten nieudany szturm na Borzymów stał się przyczyną klęski całej operacji, ponieważ gen. Smirnow kazał umocnić rosyjskie pozycje w rejonie Borzymowa i Humina.
Oprócz normalnych granatów artyleryjskich do wsparcia natarcia Niemcy przygotowali 18000 pocisków artyleryjskich wypełnionych bromkiem ksililu - substancją chemiczną wywołującą łzawienie (pociski te oznaczane były czarnym pasem i określane jako T-Granaten). W rejonie Bolimowa skoncentrowano 100 baterii, łącznie ponad 500 dział, w tym około 150 ciężkich.
Warto tu wspomnieć, że już 27 października 1914 roku, na froncie zachodnim, w okolicy Neuve Chapelle, Niemcy wystrzelili 3000 sztuk 105-milimetrowych pocisków wypełnionych o-dianizyną lub wg. innych źródeł dianizydyną (oznaczonych jako Ni-schrapnell). Atak był zupełnie nieudany, zajmujący ten odcinek frontu Anglicy nie zauważyli nawet obecności tego gazu .
Natarcie rozpoczęło się 31 stycznia 1915 roku przy mroźnej pogodzie i zaśnieżonej ziemi. O godzinie 7.00 rano samotna salwa jednej z baterii dała sygnał do rozpoczęcia przygotowania artyleryjskiego. Oprócz normalnych pocisków wystrzelono na pozycje rosyjskie także pociski z bromkiem ksililu.
W każdym z pocisków znajdowało się 4 kg tego środka chemicznego, łącznie 72 tony.
Wydawało się, że natarcie piechoty będzie tylko spacerkiem. O godz. 11.00 ruszyła do ataku niemiecka piechota, ale została powitana gęstym ogniem karabinów maszynowych. Natarcie załamało się i Niemcy ponieśli ciężkie straty. Niska temperatura (-20 st.C ) ograniczyła do minimum lotność gazu, a Rosjanie nie odnotowali nawet jego obecności. Atak ten po kilku latach tak wspominał niemiecki generał Max Hoffman: „Nad ranem 31 stycznia przybyłem do Bolimowa i z wieży bolimowskiego kościoła przyglądałem się natarciu gazowemu i bitwie. Sądząc z tego, co i mnie o działaniu pocisków gazowych opowiadał generał Schabel, przypuszczałem, że użycie tej ilości amunicji, która nam wydała się tak wielka, będzie miało groźniejsze skutki. Nie wiedziano wtedy jeszcze, ze wielkie zimno wpływa szkodliwie na działanie gazów. Wynikiem taktycznym było oprócz zadania Rosjanom znacznych krwawych strat miejscowe wyrównanie pozycji.”
Bitwa rozpoczęta 31 stycznia trwała do 5 lutego 1915 roku. W pierwszych dniach natarcia Niemcy nie osiągnęli żadnego znaczącego celu, zdobyli jedynie Wolę Szydłowiecką. W trzecim dniu zdobyli Humin, ale 3 i 4 lutego rozpoczął się kontratak Rosjan, którzy odbili część utraconych pozycji. Po obu stronach poległo wielu żołnierzy, a zdobycze terytorialne obu stron były praktycznie bez żadnego taktycznego i strategicznego znaczenia. Obie strony podejmować będą jeszcze ataki, ale nikt już nie będzie twierdził, że dysponując klasycznymi środkami walki zdoła pokonać przeciwnika.  O ich zaciętości świadczy krótka notatka w ówczesnej prasie: „Zwraca na siebie uwagę walka w okolicy Borzymowa, na lewym brzegu Wisły, pomiędzy oddziałami wojsk, wchodzących do składu głównych sił przeciwników na tym froncie. Walka trwa już od dłuższego czasu. Równocześnie rozpoczęła się walka na innym froncie za Wisłą, pomiędzy wsiami Huminem a Mogiłą. Jest to również walka częściowo frontowa.  Niemcy (...) zgromadzili znaczne siły, zebrali liczną artylerię dla huraganowego ognia, prowadzą ataki gęstymi kolumnami, powtarzają je wciąż, bez względu na straty....”
Duża kontrofensywa Rosjan podjęta 22 lutego zakończy się ogromnymi stratami i "sukcesem" w postaci zajęcia wioski Mogiły.
Po okresie krwawych walk Niemcy i Rosjanie umocnili się na brzegach rzek, część sił obu armii przekazano do dyspozycji innych armii, tak, że pod koniec lutego 9 armia składała się z 13 dywizji piechoty i 2 dywizji kawalerii, a 2 armia rosyjska z 18 dywizji piechoty i 2 dywizji kawalerii. Rozpoczęły się lokalne potyczki, ale obie strony były już osłabione, brakowało amunicji, mundurów i żywności.
Nikt z żołnierzy walczących w tym rejonie nie przypuszczał, że już niedługo stanie się świadkiem użycia chloru jako broni chemicznej - szalonego wynalazku Wielkiej Wojny.


Chlor – szalony wynalazek niemieckiego naukowca


Kompromitujące wyniki użycia dotychczasowych drażniących BŚT, spowodowały, że Niemcy zaczęli baczniej przyglądać się propozycji złożonej jesienią 1914 roku szefowi Sztabu Generalnego generałowi Erichowi von Falkenhayn przez niemieckiego profesora żydowskiego pochodzenia prof. Fritza Habera .
Haber twierdził, że chlor to nowa broń, która potrafi przełamać najlepiej umocnione pozycje i która przyniesie zwycięstwo w wojnie pozycyjnej. Haber opracował też odpowiednią technologię jego zastosowania.
Atak miał wyglądać w następujący sposób: kilka tysięcy metalowych butli z ciekłym chlorem zaopatrzonych w zawory, ustawionych równolegle do pozycji nieprzyjacielskich miało zostać otworzonych w jednym i tym samym momencie. Wydobywający się obłok gazu nie tylko porazi i zabije żołnierzy przeciwnika, ale także będzie miał niesamowite znaczenie psychologiczne. Spowoduje panikę i rozprzężenie w szeregach wroga. Chlor rozwieje się na tyle szybko, że będzie możliwy natychmiastowy atak piechoty, która będzie posuwać się bezpośrednio za chmurą. Gaz ten miał mieć jeszcze tę zaletę, że jako cięższy od powietrza wniknie i wolniej będzie się ulatniał z wgłębień terenu, z okopów i linii obrony, skutecznie eliminując chcących się tam ukryć.
Aby efekt użycia chloru był skuteczny potrzebny był oczywiście sprzyjający kierunek wiatru.
Podczas gdy 10 marca dowódca 35 pułku saperów płk Peterson zameldował o zakończeniu prac związanych z instalowaniem butli z chlorem na odcinku 4 armii niemieckiej  wywiady Aliantów nie chciały dać wiary pogłoskom o przygotowaniach do wojny gazowej. Obawiano się, że są to wiadomości podsuwane w celu wywarcia efektu psychologicznego. Nikt nie spodziewał się, iż Niemcy szykują się do złamania Konwencji Haskiej z 1899 roku, która zabraniała "użycia pocisków, których zadaniem jest wydzielanie trujących lub duszących gazów".
Tymczasem 22 kwietnia 1915 roku na północ od Ypres , pod Langemarck, w zachodniej Belgii, Niemcy dokonali napadu falowego za pomocą chloru . Atak wykonano na froncie długości 6 km. Straty Aliantów wyniosły 12000 ludzi, z czego od gazu zmarło 350 osób.
Ogrom poniesionych przez aliantów strat i ogromna skuteczność chloru, którego okrucieństwo wstrząsnęło opinią publiczną całego świata spowodowały, że datę tego pierwszego, skutecznego ataku gazowego uznaje się na całym świecie jako moment rozpoczęcia wojny gazowej .
W drugiej połowie kwietnia 1915 roku rozpoczęły się niemiecko - austryjackie przygotowania do uderzenia w Galicji. Główny trzon uderzeniowy stanowić miała nowo utworzona 11 armia, na czele której postawiono dotychczasowego dowódcę znad Rawki i Bzury gen. Mackensena. Zadaniem tej armii było przełamanie rosyjskiego frontu w rejonie Gorlic. Tam też zamierzano przeprowadzić siłami 36 "pułku gazowego" atak przy pomocy ciekłego chloru. Nie wyraził na to zgody pułkownik Hans von Seeckt - szef sztabu Mackensena. obawiał się on, że przyjmując butle z chlorem uzależni się całkowicie od warunków atmosferycznych. Tym samym planowany na 2 maja początek natarcia mógłby ulec przesunięciu, a to z kolei mogło wyeliminować zaskoczenie.
Odrzucony przez szefa sztabu 11 armii niemiecki "gazowy" 36 pułk saperów przydzielono do 9 armii i wysłano w rejon Bolimowa. W ten sposób rozpoczęły się przygotowania do ataku nad Bzurą i Rawką.

Przygotowania i ataki gazowe


Na kilkunastokilometrowym odcinku frontu (12 km w linii prostej) od Tartaku Bolimowskiego aż po Białynin lub jak podają inni po Suchą, 36 pułk umieścił 12000 butli z 264 tonami sprzężonego chloru (pod Ypres użyto 150 ton chloru). Saperzy umieszczali butle na przedpiersiach okopów przykrywając je workami z piaskiem. Butle były ustawiane pojedynczo lub łączone po kilka, a od zaworów odchodziła 3-metrowa rura zwana "kaczym dziobem", z której wydobywał się po odkręceniu butli ciekły chlor zamieniający się w gaz.
Niemcy musieli czekać na odpowiedni kierunek wiatru aż do końca maja 1915 roku. Trudno przypuszczać, że w tym czasie nie dotarły do Rosjan żadne informacje o zagadkowych poczynaniach przeciwnika. Mimo to użycie gazu było dla nich zupełnym zaskoczeniem, co wskazuje, że Niemcom udało się utrzymać w tajemnicy istotę nowej broni.
30 maja 1915 roku ustabilizowała się korzystna cyrkulacja powietrza i następnego dnia (31 maja 1915) nad ranem, między godziną 2 a 3 (wg. innych źródeł ok. godz.4) wystrzelone ogniste flary z balonów dały sygnał do ataku i żołnierze niemieccy otworzyli zawory stalowych butli. Sunąca z wiatrem żółto - zielona chmura o wysokości ok. 6 metrów szybko dotarła na oddalone o 80 do 600 kroków pozycje Rosjan. Zupełnie zaskoczeni Rosjanie nie wyposażeni w maski przeciwgazowe (wówczas nie mieli ich także Niemcy, a 36 pułk saperów posiadał aparaty tlenowe) nie wiedzieli jak się zachować w obliczu nieznanego sobie niebezpieczeństwa. Sądząc, że jest to zasłona dymna poprzedzająca atak na bagnety, chowali się do okopów. A tam stężenie gazu było największe.
"Mdły, słodko cierpki gaz tamował oddech w gardle, wywołując u ludzi duszenie. W ustach zjawił się cierpki, metalowy smak, błony śluzowe dróg oddechowych uległy zapaleniu, wszystkie wewnętrzne organy trawienia męcząco paliły. Ci żołnierze, którzy więcej od innych wciągnęli do płuc śmiercionośnego gazu (...) wkrótce stracili przytomność i umierali. Twarze ich stawały się sine i puchły, zaś twarze innych sczerniały jakby zostały zwęglone. U innych z gardła, nosa i uszu trysnęła krew, z ust sączyła się krwawa piana. Równocześnie ciekły łzy (...) bolały oczy, pojawiały się mdłości i wymioty, a następnie bolesny kaszel i plucie krwią".
Bardziej domyślni spośród żołnierzy przykładali sobie do twarzy zmoczone szmaty, niektórzy wdrapywali się na drzewa lub dachy domostw. Z życiem uszli tylko ci, którzy zdołali uciec zanim stracili przytomność, bądź kontrolę nad sobą. Byli to na ogół żołnierze z odwodów, gdzie stężenie gazu było o wiele mniejsze.
Gdy chmura chloru oddaliła się na pozycje rosyjskie rozpoczęło się niemieckie natarcie. "Żołnierze, którzy pozostali w okopach cierpiący i chorzy, pozbawieni sił, dźwignęli karabin, ale wszystkie części metalowe w karabinach zardzewiały ".
Chlor niósł śmierć nie tylko żołnierzom: "Wszystko co żyło, a co trafiało w zasięg działania gazu, natychmiast ginęło. (...) Ziemia pokryła się czerwono - burą powłoką, żyto więdło, wydawało się jak spalone. Liście na drzewach skręcały się jakby pod wpływem silnego żaru i usychały. Ptaki siedzące na drzewach padały martwe".
Na szczęście dla rosyjskiej obrony gaz przeszedł nad żołnierzami znajdującymi się w pierwszej linii okopów, którzy wraz z rzuconymi pośpiesznie posiłkami powstrzymali atak Niemców. Nie wiemy dokładnie ilu rosyjskich żołnierzy poległo w tym dniu w rejonie Bolimowa. Liczba zagazowanych osiągnęła podobno 11 tysięcy. Inne źródła podają, że było ich 9.100. Rosyjskie publikacje twierdzą, iż życie straciło 1500-2100 żołnierzy. Dziś jest to nie do ustalenia, wiadomo jednak bezsprzecznie, że ucierpiały następujące pułki: 217, 218 piechoty, 10, 53, 54, 55, 56 Strzelców Syberyjskich oraz 14 Syberyjska Brygada Artylerii. Gazem objęte były następujące miejscowości: Wola Szydłowiecka, Tartak Bolimowski, Humin, Sucha, Borzymów, Wola Miedniewska. Wyraźny odór czuć było w odległości 30 kilometrów. Wśród zagazowanych była także ludność cywilna.
Tak wspomina tamten atak mieszkaniec Bolimowa Stanisław Wróblewski: "Tego dnia wiozłem na wozie do Wiskitek rosyjskich saperów, którzy cała noc na przedpolach ustawiali zasieki. Nagle poczuliśmy coś duszącego. Zaczęliśmy szybko uciekać. Sześciu żołnierzy jadących ze mną osłaniało mnie, młodego chłopaka, czym się dało. Kiedy już dojechaliśmy do wioski, zauważyłem, że saperom z ust ciekła czerwona piana. Trafili oni od razu do szpitala, który znajdował się w tamtejszej szkole. Ja już na drugi dzień poczułem się dobrze. Później dowiedziałem się, że jadący ze mną saperzy zmarli" .
Żyrardów znajdujący się po rosyjskiej stronie frontu zamienił się w jeden wielki szpital. I choć część zatrutych gazem odesłano do Warszawy, to i tak wozy sanitarne i taborowe dzień i noc zwoziły rannych i zabrakło miejsc w szpitalach. "Pewnego pięknego majowego dnia na dziedzińcach szkół żyrardowskich - napisał w książce "Mój Żyrardów" Paweł Hulka - Laskowski - poukładano setki żołnierzy potrutych gazami. Biedni ci ludzie leżeli pokotem na ziemi w swoich znoszonych i brudnych szynelach, a nieliczni lekarze z siostrami Czerwonego Krzyża chodzili śród nich i rozkładali ręce bezradnie. Nie było środków opatrunkowych, brakło wyszkolonego personelu, aby ratować potrutych. Umierali na ziemi spokojnie, cicho, bez buntu, całymi dziesiątkami" . Po ataku gazowym w Żyrardowie zapanowała psychoza gazowa. Najmniejsza chmurka, albo co gorzej mgła wywoływała panikę. Mieszkańcy miasta zaczęli pośpiesznie robić opaski i tampony z waty na nos i usta, które nasycone octem miały chronić przed zabójczym działaniem gazu.
Ogromna ilość poległych powodowała, że Rosjanie stanęli przed koniecznością ich szybkiego grzebania. Jedynym wyjściem było kopanie ogromnych rowów i chowanie poległych w tzw. „bratnich” mogiłach. Po atakach gazowych powstały takie ogromne zbiorowe groby w Wiskitkach, Miedniewicach i Guzowie. „Jak składaliśmy ich do grobów, to wszystko było w rozkładzie. Myśmy podostawali takie prymki do ssania i papierosy do palenia z takim kadzidłem. (...) Rów wykopali jak stąd do stodoły. Pop ruski święcił, odmawiał (...) Jedna warstwę walili głowami, drugą nogami, to takich warstw było chyba ze cztery; co nawalili, oproszkowali, skarbolowali, wywapnowali, to znów następnych kładli”  – tak wspominali chowanie poległych okoliczni mieszkańcy.
Po raz drugi użyto chloru nad Bzurą i Rawką w dniu 12 czerwca 1915 roku, na krótkim 4 km odcinku frontu od Kozłowa Biskupiego po Suchą. atak ten nie spowodował w szeregach rosyjskich tak znacznych strat jak poprzedni. Mimo to ucierpiały: 218 pułk piechoty i 3 pułki Strzelców Syberyjskich: 23, 54, 56. Dokładny opis ataku odnajdujemy we wspomnieniach Maksa Wilda, niemieckiego oficera wywiadu, któremu polecono dostarczyć pod Bolimów profesora Fritza Habera ..
"Po zajęciu wygodnej pozycji do obserwacji ataku - wspomina Max Wild - zapytałem profesora, czy nie uważa, że atakowanie ludzi w ten sposób jest głęboko niehumanitarne? Na to profesor odpowiedział mi w poważnym, ale lekko pobłażliwym dla mnie tonie: - ma pan rację ze swego punktu widzenia. Ale w tej wojnie, którą toczy cały świat, skrupuły moralne nie liczą się. My nie możemy postępować inaczej, jeśli chcemy uratować naszych ludzi".
Wypuszczenie gazu poprzedziło przygotowanie artyleryjskie. Następnie żołnierze rosyjscy po raz kolejny usłyszeli charakterystyczny syk wydobywającego się z butli gazu. Po przejściu chmury gazowej, na milczące pozycje rosyjskie ruszyła piechota niemiecka. Za żołnierzami podążył strzeżony przez Wilda prof. Haber.
"...To co zobaczyłem idąc - napisał Wild - to była suma grozy, która urągała ludzkiej fantazji. Ludzie zmagający się w śmiertelnej walce wlekli się na czworaka i jak w obłąkaniu rwali na ciele odzież. Jeden leżał wczepiwszy palce w ziemię, drugi obok z szeroko rozwartymi źrenicami. W oczach jego tkwiło przerażenie przez niepojętem. Świszczące, zatrute oddechy mówiły o niezmiernej męce konających. (...) W dalszej drodze widzieliśmy grozę śmierci gazowej w jeszcze straszliwszej postaci. Nigdzie tchnienia życia. Martwi oficerowie, martwi żołnierze leżeli skuleni jeden obok drugiego. W twarzach ich zastygła męka cierpienia. Śmierć zaskoczyła jednych czuwających, innych we śnie".
Widok ten wywarł wstrząsające wrażenie na niemieckich żołnierzach, skłaniając ich do niesienia Rosjanom pomocy. Zbierali zatrutych z pola walki i odnosili na tyły.
"To nie było natarcie - wspomina Wild - ale współczucie i pomoc dla haniebnie potraktowanego przeciwnika, dla umęczonego człowieka. Te akty litości były jedyną rzeczą, która im w tym dniu nie pozwoliła zwątpić w ludzkość".
Kto wie czy przyczyną udzielania pomocy zagazowanym nie było to, że po obu stronach walczyło dużo Polaków? Może to oni słysząc krzyki rannych w języku polskim zaczęli spontanicznie wynosić zagazowanych poza rejon ataku gazowego?
Znamienne było natomiast zachowanie przyszłego laureata nagrody Nobla (1918) prof. Habera. Chodząc pomiędzy zatrutymi poszukiwał przykładów dla potwierdzenia swojej teorii selekcjonując żołnierzy na tych co się "nadają do grobu" i na tych którym można pomóc .
Użycie "cudownej broni" i tym razem nie przyniosło 9 armii oczekiwanego sukcesu terytorialnego.
Trzeci i ostatni atak nastąpił w nocy z 6 na 7 lipca 1915 roku na froncie o szerokości 12 kilometrów kończąc się tragicznie dla samych Niemców. Początkowo wiatr powodował przesuwanie chmury chloru w stronę pozycji rosyjskich. Za chmurą posuwało się natarcie niemieckie które zdobyło pierwszą linię rosyjskich okopów. Wtedy wiatr zmienił kierunek i zepchnął obłok gazowy na Niemców. Środki ochrony okazały się niewystarczające i około 1200 z nich zostało zatrutych gazem. Aby ukryć ten fakt przed własnym wojskiem, zatrutych pochowano bezpośrednio w okopach. Dopiero po przejściu frontu Niemcy wynajęli miejscową ludność do ekshumacji poległych. Przy okazji odzyskano to co się jeszcze nadawało z oporządzenia żołnierskiego.


Ten post był edytowany przez matigeo: 4/01/2013, 0:15
 
User is offline  PMMini Profile Post #4

 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej