Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
3 Strony < 1 2 3 > 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Moja Odyseja - A. Carton de Wiart
     
Krzysztof Wojciechowicz
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 8
Nr użytkownika: 102.252

Krzysztof Wojciechowicz
Stopień akademicki: magister
Zawód: emeryt
 
 
post 2/09/2017, 18:06 Quote Post

Pięknie, że Bellona wprowadza takie książki na rynek polski, ale gorzej, że czyni to niezbyt etycznie.
Książkę Cartona de Wiart kupiłem kilkanaście lat temu w antykwariacie w Johannesburgu i sądząc, że może zainteresować czytelnika polskiego, przetłumaczyłem ją. Odtąd proponowałem ten przekład kilku wydawnictwom i czasopismom, ale bezskutecznie. Najczęściej odpowiadano, że nie wiadomo, kto posiada do niej copy-rights. Ostatecznie, po roku poszukiwań ustaliłem posiadacza copy-rights, i poprzez mojego kuzyna (właściciela drukarni w Warszawie) zdobyłem kontakt do przedstawiciela Bellony, pana Józefa Skrzypieca. Na mój email z załączonym tłumaczeniem, datowany 2013-12-13 nie otrzymałem odpowiedzi. Kuzyn, który interweniował w tej sprawie, otrzymał od pana Skrzypieca odpowiedz (2014-7-15):

Edku. próbowaliśmy dotrzeć do właściciela praw. Nie udało się. Zatem nie możemy wydać.
Józek Skrzypiec

Okazało się jednak wkrótce, że w jakiś sposób Bellona dotarła do właściciela praw, ale ‘zapomniała’ mnie o tym powiadomić. Książka ukazała się w innym tłumaczeniu, a czy jest ono lepsze od mojego, można sprawdzić na mojej Web site: (...).
Od pół wieku mieszkam w Afryce, więc nie znam się na polskich zwyczajach wydawniczych. Nie wydaje mi się jednak, aby postępowanie Bellony było szczytem etyki.

Krzysztof E. Wojciechowicz

Ten post był edytowany przez wysoki: 6/09/2017, 10:59
 
User is offline  PMMini Profile Post #16

     
wysoki
 

X ranga
**********
Grupa: Supermoderator
Postów: 20.876
Nr użytkownika: 72.513

Rafal Mazur
Stopień akademicki: magazynier
 
 
post 2/09/2017, 19:31 Quote Post

Przepraszam, ale nie do końca rozumiem problem i zarzut.

QUOTE
Książkę Cartona de Wiart kupiłem kilkanaście lat temu w antykwariacie w Johannesburgu i sądząc, że może zainteresować czytelnika polskiego, przetłumaczyłem ją. Odtąd proponowałem ten przekład kilku wydawnictwom i czasopismom, ale bezskutecznie.

Czyli bez pytania o prawa wziął Pan czyjąś książkę, przetłumaczył i oferował do sprzedaży?

QUOTE
Najczęściej odpowiadano, że nie wiadomo, kto posiada do niej copy-rights.

Dopiero niechęć do publikacji ze strony wydawnictw zachęciła Pana do szukania właściciel praw?

QUOTE
Ostatecznie, po roku poszukiwań ustaliłem posiadacza copy-rights, i poprzez mojego kuzyna (właściciela drukarni w Warszawie) zdobyłem kontakt do przedstawiciela Bellony, pana Józefa Skrzypieca. Na mój email z załączonym tłumaczeniem, datowany 2013-12-13 nie otrzymałem odpowiedzi. Kuzyn, który interweniował w tej sprawie, otrzymał od pana Skrzypieca odpowiedz (2014-7-15):

Edku. próbowaliśmy dotrzeć do właściciela praw. Nie udało się. Zatem nie możemy wydać.
Józek Skrzypiec

Okazało się jednak wkrótce, że w jakiś sposób Bellona dotarła do właściciela praw, ale ‘zapomniała’ mnie o tym powiadomić.

Ale dlaczego miała to robić?
Pan zrobił jak rozumiem wg Pańskich słów tłumaczenie nielegalne, bez pytania właściciela praw i oferował Pan to tłumaczenie do publikacji.
Bellona zapewne ustaliła właściciela, umówiła się z nim, zrobiła tłumaczenie we własnym zakresie (a dodatkowo Arkadiusz Wingert zrobił redakcję wraz z przypisami, a Marek Konrat napisał posłowie, czyli praca została rozbudowana i przystosowana dla czytelnika polskiego) no i wydała, dlaczego miałaby Pana o tym informować?
Przecież nie ma Pan praw do publikacji.

Tutaj przydało by się więcej informacji o tym odszukaniu osoby, która miała prawa, a co Pan dokonał.
Czy chodzi w tym o to, że wydawnictwo dostało kontakt do tej osoby od Pana?

Bo jeśli chodzi o samo tłumaczenie to przecież wydawnictwo mogło nie być zadowolone z warunków finansowych jakie Pan proponował, jakości samego tłumaczenia, czy w sumie warunków w jakich powstało.

Tak przy okazji - nie wiem czy można publikować czyjeś prywatne maile bez zgody ich autora - mam co najmniej wątpliwości.


Reasumując z tego co Pan tu napisał nie rozumiem dwóch spraw:
- dlaczego Pan przed przełożeniem książki i złożeniem oferty nie zainteresował się prawami autorskimi do niej? I czemu nie widzi Pan w tym nic złego?
- dlaczego uważa Pan, że wydawnictwo powinno poinformować Pana o wydawaniu tej pracy i koniecznie użyć pańskiego tłumaczenia? Czy chodzi tutaj o to, że bez Pana informacji nie znało by osoby posiadającej prawa i dlatego w takim razie ma Pan wrażenie, że załatwiono sprawę za Pana plecami?
A moze to osoba mająca prawa po zorientowaniu się, że w Polsce są chętni do wydania wolała to załatwić z wydawnictwem, nie przez Pana?



 
User is offline  PMMini Profile Post #17

     
Krzysztof Wojciechowicz
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 8
Nr użytkownika: 102.252

Krzysztof Wojciechowicz
Stopień akademicki: magister
Zawód: emeryt
 
 
post 2/09/2017, 21:08 Quote Post

QUOTE(wysoki @ 2/09/2017, 20:31)
Przepraszam, ale nie do końca rozumiem problem i zarzut.

QUOTE
Książkę Cartona de Wiart kupiłem kilkanaście lat temu w antykwariacie w Johannesburgu i sądząc, że może zainteresować czytelnika polskiego, przetłumaczyłem ją. Odtąd proponowałem ten przekład kilku wydawnictwom i czasopismom, ale bezskutecznie.

Czyli bez pytania o prawa wziął Pan czyjąś książkę, przetłumaczył i oferował do sprzedaży?

QUOTE
Najczęściej odpowiadano, że nie wiadomo, kto posiada do niej copy-rights.

Dopiero niechęć do publikacji ze strony wydawnictw zachęciła Pana do szukania właściciel praw?

QUOTE
Ostatecznie, po roku poszukiwań ustaliłem posiadacza copy-rights, i poprzez mojego kuzyna (właściciela drukarni w Warszawie) zdobyłem kontakt do przedstawiciela Bellony, pana Józefa Skrzypieca. Na mój email z załączonym tłumaczeniem, datowany 2013-12-13 nie otrzymałem odpowiedzi. Kuzyn, który interweniował w tej sprawie, otrzymał od pana Skrzypieca odpowiedz (2014-7-15):

Edku. próbowaliśmy dotrzeć do właściciela praw. Nie udało się. Zatem nie możemy wydać.
Józek Skrzypiec

Okazało się jednak wkrótce, że w jakiś sposób Bellona dotarła do właściciela praw, ale ‘zapomniała’ mnie o tym powiadomić.

Ale dlaczego miała to robić?
Pan zrobił jak rozumiem wg Pańskich słów tłumaczenie nielegalne, bez pytania właściciela praw i oferował Pan to tłumaczenie do publikacji.
Bellona zapewne ustaliła właściciela, umówiła się z nim, zrobiła tłumaczenie we własnym zakresie (a dodatkowo Arkadiusz Wingert zrobił redakcję wraz z przypisami, a Marek Konrat napisał posłowie, czyli praca została rozbudowana i przystosowana dla czytelnika polskiego) no i wydała, dlaczego miałaby Pana o tym informować?
Przecież nie ma Pan praw do publikacji.

Tutaj przydało by się więcej informacji o tym odszukaniu osoby, która miała prawa, a co Pan dokonał.
Czy chodzi w tym o to, że wydawnictwo dostało kontakt do tej osoby od Pana?

Bo jeśli chodzi o samo tłumaczenie to przecież wydawnictwo mogło nie być zadowolone z warunków finansowych jakie Pan proponował, jakości samego tłumaczenia, czy w sumie warunków w jakich powstało.

Tak przy okazji - nie wiem czy można publikować czyjeś prywatne maile bez zgody ich autora - mam co najmniej wątpliwości.


Reasumując z tego co Pan tu napisał nie rozumiem dwóch spraw:
- dlaczego Pan przed przełożeniem książki i złożeniem oferty nie zainteresował się prawami autorskimi do niej? I czemu nie widzi Pan w tym nic złego?
- dlaczego uważa Pan, że wydawnictwo powinno poinformować Pana o wydawaniu tej pracy i koniecznie użyć pańskiego tłumaczenia? Czy chodzi tutaj o to, że bez Pana informacji nie znało by osoby posiadającej prawa i dlatego w takim razie ma Pan wrażenie, że załatwiono sprawę za Pana plecami?
A moze to osoba mająca prawa po zorientowaniu się, że w Polsce są chętni do wydania wolała to załatwić z wydawnictwem, nie przez Pana?
*





Szanowny Panie E. Kwiatkowski,

Jak na historyka, wydaje się Pan być bardziej czcicielem paragrafów, niż wielbicielem nauki historii.
Na pytanie pierwsze, „Czyli bez pytania o prawa wziął Pan czyjąś książkę, przetłumaczył i oferował do sprzedaży?”, mogę odpowiedzieć, że nie oferowałem mego tłumaczenia do sprzedaży, bo ani słowem nie wspomniałem o jakichkolwiek warunkach finansowych. Po prostu, pomyślałem, że temat może zainteresować czytelnika polskiego. Zrozumiano?
Drugie pytanie: „Dopiero niechęć do publikacji ze strony wydawnictw zachęciła Pana do szukania właściciel praw?” Drogi Panie, byłem dyrektorem Statystyki w Min. Handlu i Przemysłu w Pretorii, a nie zawodowym tłumaczem i sądziłem, że takie sprawy załatwia wydawca, a nie ktoś kto zachęca do opublikowania ciekawej książki. Choć moje oryginalne wydanie książki przez Pan Book Ltd. z 1950 roku nie wspomina nic o copy-rights, zadałem sobie trud, aby odszukać posiadacza takich praw, i tą informację przekazałem Bellonie.
Trzecie pytanie „Bo jeśli chodzi o samo tłumaczenie to przecież wydawnictwo mogło nie być zadowolone z warunków finansowych jakie Pan proponował, jakości samego tłumaczenia, czy w sumie warunków w jakich powstało.” Jak widać, ma Pan obsesję na punkcie finansów (czy to powszechna choroba tłumaczy w Polsce?). W moich listach do Bellony, czy do kuzyna, nie było najmniejszej wzmianki o jakichkolowiek finansach, ani warunkach. Co do jakości tłumaczenia, załączyłem moje własne tłumaczenie, które każdy może ocenić.
Ostatnie pytanie, „A może to osoba mająca prawa po zorientowaniu się, że w Polsce są chętni do wydania wolała to załatwić z wydawnictwem, nie przez Pana?’ w ogóle nie ma sensu, ponieważ ja sam nie kontaktowałem się z posiadaczem copy-rights, jedynie wskazałem Bellonie kto te prawa posiada.
Tak więc wydaje się, że powinien Pan raczej występować na forum prawnym, a nie historycznym.

Z poważaniem
Krzysztof E. Wojciechowicz



 
User is offline  PMMini Profile Post #18

     
wysoki
 

X ranga
**********
Grupa: Supermoderator
Postów: 20.876
Nr użytkownika: 72.513

Rafal Mazur
Stopień akademicki: magazynier
 
 
post 3/09/2017, 11:17 Quote Post

QUOTE
Szanowny Panie E. Kwiatkowski,

Panie Krzysztofie nazwisko mam podane w profilu, Eugeniusz Kwiatkowski jest autorem słów, które sobie zacytowałem w sygnaturce.

QUOTE
Jak na historyka, wydaje się Pan być bardziej czcicielem paragrafów, niż wielbicielem nauki historii.

Prawa własności Panie Krzysztofie dotyczą wszystkich bez względu na ich zainteresowania. Czy ktoś się interesuje historią, matematyką, prawem czy fizyką powinien wiedzieć, że czyjejś własności nie bierze się bez pozwolenia.
To powinno być proste dla każdego.

QUOTE
Na pytanie pierwsze, „Czyli bez pytania o prawa wziął Pan czyjąś książkę, przetłumaczył i oferował do sprzedaży?”, mogę odpowiedzieć, że nie oferowałem mego tłumaczenia do sprzedaży, bo ani słowem nie wspomniałem o jakichkolwiek warunkach finansowych. Po prostu, pomyślałem, że temat może zainteresować czytelnika polskiego. Zrozumiano?

A te wydawnictwa miał książki po wydruku rozdawać, czy jednak sprzedawać?
Bo jeśli to drugie to oferował Pan tłumaczenie do sprzedaży.

QUOTE
Drugie pytanie: „Dopiero niechęć do publikacji ze strony wydawnictw zachęciła Pana do szukania właściciel praw?” Drogi Panie, byłem dyrektorem Statystyki w Min. Handlu i Przemysłu w Pretorii, a nie zawodowym tłumaczem i sądziłem, że takie sprawy załatwia wydawca, a nie ktoś kto zachęca do opublikowania ciekawej książki.

Czyli zrobił Pan bez pozwolenia właściciela praw tłumaczenie nie na własny użytek i oferował je wydawnictwu, aby ono sobie potem szukało tego właściciela.
Nie wiem jaki są przepisy w RPA na temat praw własności ale zdaje się inne niż w Europie i tu jest problem z Pana podejściem i potem zaskoczeniem.

QUOTE
Trzecie pytanie „Bo jeśli chodzi o samo tłumaczenie to przecież wydawnictwo mogło nie być zadowolone z warunków finansowych jakie Pan proponował, jakości samego tłumaczenia, czy w sumie warunków w jakich powstało.” Jak widać, ma Pan obsesję na punkcie finansów (czy to powszechna choroba tłumaczy w Polsce?). W moich listach do Bellony, czy do kuzyna, nie było najmniejszej wzmianki o jakichkolowiek finansach, ani warunkach. Co do jakości tłumaczenia, załączyłem moje własne tłumaczenie, które każdy może ocenić.

Rozumiem, czyli wydawnictwo zrezygnowało nie z powoów finansowych, lecz innych.
Jego sprawa, do czego miało pełne prawo.
Zwłaszcza, że sprawa jest wątpliwa co do warunków w jakich to tłumaczenie powstało.

QUOTE
Ostatnie pytanie, „A może to osoba mająca prawa po zorientowaniu się, że w Polsce są chętni do wydania wolała to załatwić z wydawnictwem, nie przez Pana?’ w ogóle nie ma sensu, ponieważ ja sam nie kontaktowałem się z posiadaczem copy-rights, jedynie wskazałem Bellonie kto te prawa posiada.

W takim razie zupełnie nie rozumiem jakie Pan stawia wydawnictwu zarzuty.

QUOTE
Tak więc wydaje się, że powinien Pan raczej występować na forum prawnym, a nie historycznym.

Jest to jak rozumiem dla Pana zadziwiające, ale jak wspomniałem wyżej przpisy i zasady obowiązują wszystkich bez względu na ich zainteresowania.

Reasumując - wykonał Pan swoje tłumaczenia bez pytania o zgodę właściciela praw do tekstu, i nie zrobił Pan tego na własny użytek ale w celu upublicznienia.
Obecnie upublicznia Pan to tłumaczenie bez zgody właściciela praw.


W takim razie kasuję załącznik.
Jeśli Pan chce udostępniać na forum swoje tłumaczenie proszę najpierw zwrócić się z prośbą o pozwolenie na to do osoby posiadającej prawo do tekstu.



Np. tutaj ma Pan omówione polskie przepisy o prawie autorskim: http://www.prawoautorskie.pl/ustawa-o-prawie-autorskim


 
User is offline  PMMini Profile Post #19

     
Krzysztof M.
 

poilu
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.519
Nr użytkownika: 19.359

Stopień akademicki: ++++
Zawód: ++++
 
 
post 3/09/2017, 11:51 Quote Post

Powoli... facet znalazł książkę - wykonał tłumaczenie "do szuflady" - dla własnej przyjemności i na własny użytek. Niczego nie wydał nie mając zgody właścicieli praw - gdzie tu złamanie przepisów? Czy jak sobie narysuję swoją interpretację panoramy racławickiej "do szuflady" i nawet jak swoje wypociny wrzucę na fejsbuka - to będę ścigany???

Nie przesadzajmy...

Ten post był edytowany przez Krzysztof M.: 3/09/2017, 11:52
 
User is offline  PMMini Profile Post #20

     
Krzysztof Wojciechowicz
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 8
Nr użytkownika: 102.252

Krzysztof Wojciechowicz
Stopień akademicki: magister
Zawód: emeryt
 
 
post 3/09/2017, 15:06 Quote Post

QUOTE(wysoki @ 3/09/2017, 12:17)
QUOTE
Szanowny Panie E. Kwiatkowski,

Panie Krzysztofie nazwisko mam podane w profilu, Eugeniusz Kwiatkowski jest autorem słów, które sobie zacytowałem w sygnaturce.

QUOTE
Jak na historyka, wydaje się Pan być bardziej czcicielem paragrafów, niż wielbicielem nauki historii.

Prawa własności Panie Krzysztofie dotyczą wszystkich bez względu na ich zainteresowania. Czy ktoś się interesuje historią, matematyką, prawem czy fizyką powinien wiedzieć, że czyjejś własności nie bierze się bez pozwolenia.
To powinno być proste dla każdego.

QUOTE
Na pytanie pierwsze, „Czyli bez pytania o prawa wziął Pan czyjąś książkę, przetłumaczył i oferował do sprzedaży?”, mogę odpowiedzieć, że nie oferowałem mego tłumaczenia do sprzedaży, bo ani słowem nie wspomniałem o jakichkolwiek warunkach finansowych. Po prostu, pomyślałem, że temat może zainteresować czytelnika polskiego. Zrozumiano?

A te wydawnictwa miał książki po wydruku rozdawać, czy jednak sprzedawać?
Bo jeśli to drugie to oferował Pan tłumaczenie do sprzedaży.

QUOTE
Drugie pytanie: „Dopiero niechęć do publikacji ze strony wydawnictw zachęciła Pana do szukania właściciel praw?” Drogi Panie, byłem dyrektorem Statystyki w Min. Handlu i Przemysłu w Pretorii, a nie zawodowym tłumaczem i sądziłem, że takie sprawy załatwia wydawca, a nie ktoś kto zachęca do opublikowania ciekawej książki.

Czyli zrobił Pan bez pozwolenia właściciela praw tłumaczenie nie na własny użytek i oferował je wydawnictwu, aby ono sobie potem szukało tego właściciela.
Nie wiem jaki są przepisy w RPA na temat praw własności ale zdaje się inne niż w Europie i tu jest problem z Pana podejściem i potem zaskoczeniem.

QUOTE
Trzecie pytanie „Bo jeśli chodzi o samo tłumaczenie to przecież wydawnictwo mogło nie być zadowolone z warunków finansowych jakie Pan proponował, jakości samego tłumaczenia, czy w sumie warunków w jakich powstało.” Jak widać, ma Pan obsesję na punkcie finansów (czy to powszechna choroba tłumaczy w Polsce?). W moich listach do Bellony, czy do kuzyna, nie było najmniejszej wzmianki o jakichkolowiek finansach, ani warunkach. Co do jakości tłumaczenia, załączyłem moje własne tłumaczenie, które każdy może ocenić.

Rozumiem, czyli wydawnictwo zrezygnowało nie z powoów finansowych, lecz innych.
Jego sprawa, do czego miało pełne prawo.
Zwłaszcza, że sprawa jest wątpliwa co do warunków w jakich to tłumaczenie powstało.

QUOTE
Ostatnie pytanie, „A może to osoba mająca prawa po zorientowaniu się, że w Polsce są chętni do wydania wolała to załatwić z wydawnictwem, nie przez Pana?’ w ogóle nie ma sensu, ponieważ ja sam nie kontaktowałem się z posiadaczem copy-rights, jedynie wskazałem Bellonie kto te prawa posiada.

W takim razie zupełnie nie rozumiem jakie Pan stawia wydawnictwu zarzuty.

QUOTE
Tak więc wydaje się, że powinien Pan raczej występować na forum prawnym, a nie historycznym.

Jest to jak rozumiem dla Pana zadziwiające, ale jak wspomniałem wyżej przpisy i zasady obowiązują wszystkich bez względu na ich zainteresowania.

Reasumując - wykonał Pan swoje tłumaczenia bez pytania o zgodę właściciela praw do tekstu, i nie zrobił Pan tego na własny użytek ale w celu upublicznienia.
Obecnie upublicznia Pan to tłumaczenie bez zgody właściciela praw.


W takim razie kasuję załącznik.
Jeśli Pan chce udostępniać na forum swoje tłumaczenie proszę najpierw zwrócić się z prośbą o pozwolenie na to do osoby posiadającej prawo do tekstu.



Np. tutaj ma Pan omówione polskie przepisy o prawie autorskim: http://www.prawoautorskie.pl/ustawa-o-prawie-autorskim
*



Przepraszam za pomylenie nazwisk

Bardzo słusznie zrobił Pan usuwając załącznik, gdyż porównanie mojego przekładu sprzed kilkunastu lat, a obecnego mogłoby nasunąć pewne wątpliwości. Bellona trzymała moje tłumaczenie od 2013 roku i któż zaręczy czy nie wykorzystała go w dla swoich celów?
Już początek przedmowy Churchilla na to wskazuje:
(moje tłumaczenie)
Rad jestem, że mój stary przyjaciel generał Sir Adrian Carton de Wiart napisał tą książkę. Znam go od wielu lat; w czasie ostatniej wojny darzyłem go najwyższym zaufaniem, wysoko ceniąc jego rozwagę i służbę w kampanii norweskiej, a potem jako mojego wojskowego przedstawiciela przy generale Chiang-kai-sheku. W służbie swego kraju Generał Carton de Wiart zdobył liczne odznaczenia wojskowe za odwagę na polu walki, a w 1916 roku uhonorowany został Krzyżem Viktorii. Mimo wielokrotnych ran i ciężkich obrażeń prowadził energiczne, barwne i pożyteczne życie. Jest wzorem prawdziwego rycerza bez skazy; pewien jestem że jego historia zainteresuje tych wszystkich, którzy potrafią docenić czyny i myśli szlachetnego i patriotycznego oficera brytyjskiego.
(tłumaczenie Bellony)
Rad jestem, że mój drogi, stary przyjaciel, generał Sir Adrian Carton de Wiart, napisał tę książkę. Znam go od wielu lat; w czasie ostatniej wojny mogłem mu ufać bez zastrzeżeń, wysoko oceniam jego rozwagę i służbę zarówno w kampanii norweskiej, jak i w czasie, gdy był moim przedstawicielem przy generale Czang Kaj-szeku. Generał Carton de Wiart był wielokrotnie odznaczany za waleczność na polu walki oraz służbę dla swojego kraju, a w 1916 roku otrzymał Krzyż Wiktorii. Pomimo wielu ran i ciężkich kontuzji zawsze wiódł energiczne, barwne i pożyteczne życie.
Stanowi wzór rycerskości i honoru – jestem pewien, że jego opowieść zainteresuje wszystkich, którym bliskie są czyny i myśli tego szlachetnego brytyjskiego ofi cera i patrioty.

Już samo wyrażenie ‘I am glad’, można różnie przetłumaczyć, ‘jestem zadowolony’, ‘cieszę się’, itp.
Nie mam dostępu do całości ksiązki Bellony, ale być może znajdę tam podobne kwiatki.

Z poważaniem
Krzysztof E. Wojciechowicz
 
User is offline  PMMini Profile Post #21

     
Przemo_74
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 565
Nr użytkownika: 42.210

Przemyslaw Raczkowski
Zawód: prawnik
 
 
post 3/09/2017, 18:22 Quote Post

QUOTE(wysoki @ 3/09/2017, 11:17)
Zwłaszcza, że sprawa jest wątpliwa co do warunków w jakich to tłumaczenie powstało.


Czy Ty aby nie przesadzasz ?
Rozumiem, że nie można wydać książki bez posiadania praw autorskich, ale tłumaczenie na potrzeby wydawnictwa można rozpocząć dopiero po zakupieniu tych praw ?
Jak ktoś przetłumaczy dla siebie, a potem wydawnictwo uzyska prawa autorskie, to nie może skorzystać z przygotowanego wcześniej tłumaczenia ?

Ten post był edytowany przez Przemo_74: 3/09/2017, 18:22
 
User is offline  PMMini Profile Post #22

     
wysoki
 

X ranga
**********
Grupa: Supermoderator
Postów: 20.876
Nr użytkownika: 72.513

Rafal Mazur
Stopień akademicki: magazynier
 
 
post 3/09/2017, 18:40 Quote Post

QUOTE(Krzysztof M. @ 3/09/2017, 12:51)
Powoli... facet znalazł książkę - wykonał tłumaczenie "do szuflady" - dla własnej przyjemności i na własny użytek. Niczego nie wydał nie mając zgody właścicieli praw - gdzie tu złamanie przepisów?
*


Krzysztofie, po Twojej wypowiedzi widzę, że najzwyczajniej nie przyczytałeś wcześniejszych postów, bo inaczej byś tego nie napisał.
Skopiuję Ci w takim razie fragment wypowiedzi p. Krzysztofa:
QUOTE
Książkę Cartona de Wiart kupiłem kilkanaście lat temu w antykwariacie w Johannesburgu i sądząc, że może zainteresować czytelnika polskiego, przetłumaczyłem ją. Odtąd proponowałem ten przekład kilku wydawnictwom i czasopismom, ale bezskutecznie. Najczęściej odpowiadano, że nie wiadomo, kto posiada do niej copy-rights.

Pan Krzysztof nie wykonał tłumaczenia na własny użytek tylko na polski rynek. Nie zainteresował się czy ma prawo to robić, dopiero kolejne odrzucenia przez polskie wydawnictwa spowodowały zanteresowanie tym problemem.

QUOTE
Czy jak sobie narysuję swoją interpretację panoramy racławickiej "do szuflady" i nawet jak swoje wypociny wrzucę na fejsbuka - to będę ścigany???
Nie przesadzajmy...

Ano nie przesadzajmy.

Autorzy panoramy nie żyją od ponad 70 lat, co inngo też publikować jak piszesz na swoim fejsie dla znajomych, co innego zaś na publicznym forum, gdzie się nikogo nie zna, więc odpada ta interpretacja, że się to zrobiło dla siebie i kręgu znajomych.


Ponadto w ogóle wg mnie zwykła kultura, z czym się oczywiście nie musisz zgadzać (jednak co mnie trochę martwi), nakazuje choć zapytać właściciela tych praw co on o sprawie myśli. Da zgodę na publikację to świetnie, nie, no to cóż.


@Pan Krzysztof
CODE
Przepraszam za pomylenie nazwisk

Nie ma za co, zresztą była to pomyłka wręcz nobilitująca wink.gif.

QUOTE
Bardzo słusznie zrobił Pan usuwając załącznik, gdyż porównanie mojego przekładu sprzed kilkunastu lat, a obecnego mogłoby nasunąć pewne wątpliwości. Bellona trzymała moje tłumaczenie od 2013 roku i któż zaręczy czy nie wykorzystała go w dla swoich celów?
Już początek przedmowy Churchilla na to wskazuje:

Panie Krzysztofie, tutaj widzę jakby w końcu jakiś konkretny zarzut. I to faktycznie poważny, choć na podstawie tak drobnego fragmentu trudny do udowodnienia, ponieważ dosłownie kilka zdań nie jest trudno przełożyć bardzo podobnie do innej osoby.

Wrzucałem to już na początku tematu, w którym się znajdujemy, ale wrzucę jeszcze raz.
Tutaj: https://ksiegarnia.bellona.pl/pliki/719.pdf może się Pan zapoznać z 25 stronami wydanej pracy. Jest tam wpisane kto został podany jako tłumacz, jest spis treści, jest około 15 stron tekstu.
Taka próbka powinna dać większe możliwości porównania.

Jeśli uzna Pan, że tłumaczenie jest faktycznie skopiowane to wtedy w celach porównawczch będzie można wstawić na forum dokładnie te same fragmenty.
 
User is offline  PMMini Profile Post #23

     
Krzysztof Wojciechowicz
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 8
Nr użytkownika: 102.252

Krzysztof Wojciechowicz
Stopień akademicki: magister
Zawód: emeryt
 
 
post 3/09/2017, 20:25 Quote Post

QUOTE(wysoki @ 3/09/2017, 19:40)
QUOTE(Krzysztof M. @ 3/09/2017, 12:51)
Powoli... facet znalazł książkę - wykonał tłumaczenie "do szuflady" - dla własnej przyjemności i na własny użytek. Niczego nie wydał nie mając zgody właścicieli praw - gdzie tu złamanie przepisów?
*


Krzysztofie, po Twojej wypowiedzi widzę, że najzwyczajniej nie przyczytałeś wcześniejszych postów, bo inaczej byś tego nie napisał.
Skopiuję Ci w takim razie fragment wypowiedzi p. Krzysztofa:
QUOTE
Książkę Cartona de Wiart kupiłem kilkanaście lat temu w antykwariacie w Johannesburgu i sądząc, że może zainteresować czytelnika polskiego, przetłumaczyłem ją. Odtąd proponowałem ten przekład kilku wydawnictwom i czasopismom, ale bezskutecznie. Najczęściej odpowiadano, że nie wiadomo, kto posiada do niej copy-rights.

Pan Krzysztof nie wykonał tłumaczenia na własny użytek tylko na polski rynek. Nie zainteresował się czy ma prawo to robić, dopiero kolejne odrzucenia przez polskie wydawnictwa spowodowały zanteresowanie tym problemem.

QUOTE
Czy jak sobie narysuję swoją interpretację panoramy racławickiej "do szuflady" i nawet jak swoje wypociny wrzucę na fejsbuka - to będę ścigany???
Nie przesadzajmy...

Ano nie przesadzajmy.

Autorzy panoramy nie żyją od ponad 70 lat, co inngo też publikować jak piszesz na swoim fejsie dla znajomych, co innego zaś na publicznym forum, gdzie się nikogo nie zna, więc odpada ta interpretacja, że się to zrobiło dla siebie i kręgu znajomych.


Ponadto w ogóle wg mnie zwykła kultura, z czym się oczywiście nie musisz zgadzać (jednak co mnie trochę martwi), nakazuje choć zapytać właściciela tych praw co on o sprawie myśli. Da zgodę na publikację to świetnie, nie, no to cóż.


@Pan Krzysztof
CODE
Przepraszam za pomylenie nazwisk

Nie ma za co, zresztą była to pomyłka wręcz nobilitująca wink.gif.

QUOTE
Bardzo słusznie zrobił Pan usuwając załącznik, gdyż porównanie mojego przekładu sprzed kilkunastu lat, a obecnego mogłoby nasunąć pewne wątpliwości. Bellona trzymała moje tłumaczenie od 2013 roku i któż zaręczy czy nie wykorzystała go w dla swoich celów?
Już początek przedmowy Churchilla na to wskazuje:

Panie Krzysztofie, tutaj widzę jakby w końcu jakiś konkretny zarzut. I to faktycznie poważny, choć na podstawie tak drobnego fragmentu trudny do udowodnienia, ponieważ dosłownie kilka zdań nie jest rudno przełożyć bardzo podobnie do innej osoby.

Wrzucałem to już na początku tematu, w którym się znajdujemy, ale wrzucę jeszcze raz.
Tutaj: https://ksiegarnia.bellona.pl/pliki/719.pdf może się Pan zapoznać z 25 stronami wydanej pracy. Jst tam wpisane kto został ponady jako tłumacz, jest spis treści,jest około 15 stron tekstu.
Taka próbka powinna dać większe możliwości porównania.

Jeśli uzna Pan, że tłumaczenie jest faktycznie skopiowane to wtedy w celach porównawczch będzie można wstawić na forum dokładnie te same fragmenty.
*




Drogi Panie,

Nie zamierzam wytaczać sprawy Bellonie o prawa tłumacza, więc nie ma sensu porównywać zdania po zdaniu w obu tłumaczeniach. Np., u mnie ojciec Adriana był ‘prosperującym prawnikiem’; w Bellonie jest ‘wzięty prawnik’. Moja „fałdowana spódniczka” jest w Bellonie „plisowaną spódniczką”,
jak np. tutaj:
(moje tłumaczenie)
„Moim pierwszym wspomnieniem jest Aleksandria, dokąd zabrali mnie rodzice, gdy miałem trzy lata. Dotąd pamiętam wzbijające się w niebo ognie, ostrzegające przed straszliwą plagą cholery. Potem przenieśliśmy się do Anglii. Jak przez mgłę pamiętam senny krajobraz Surrey, gdzie przemieniony w Anglika nauczyłem się mówić po francusku z dobrym angielskim akcentem i zdołałem wreszcie nakłonić rodziców do zastąpienia mojej fałdowanej spódniczki i marynarskiej czapki bardziej męskim strojem.
Miałem sześć lat, gdy po śmierci matki ojciec zdecydował się porzucić Europę dla Kairu, gdzie zajął się prawem międzynarodowym. Przyjechała tam także siostra ojca ze swoją rodziną, aby się nami opiekować i dopilnować czystości mojego francuskiego akcentu.”

(tłumaczenie Bellony)
„Moim pierwszym prawdziwym wspomnie-niem jest Aleksandria, dokąd rodzice zabrali mnie, kiedy miałem trzy lata. Wciąż mam przed oczami wznoszące się niespokojnie ku niebu płomienie, ostrzegające przed strasz-liwym zagrożeniem – cholerą. Potem przeprowadziliśmy się do Anglii, która pozostawiła w mojej pamięci rozmaza-ne wspomnienie sennego, wiejskiego krajobrazu hrabstwa Surrey, gdzie zostałem przeistoczony w małego Anglika, nauczyłem się mówić po francusku z wyraźnym angielskim akcentem i gdzie nareszcie udało mi się przekonać rodzi-ców do zamiany mojej plisowanej spódniczki i marynar-skiego kapelusza na bardziej męski strój.
Miałem sześć lat, kiedy umarła moja matka. Ojciec posta-nowił wówczas porzucić Europę i przeprowadzić się do Ka-iru, gdzie zamierzał zająć się prawem międzynarodowym. Przyjechała tam również siostra mojego ojca wraz ze swo-ją rodziną, aby zaopiekować się nami, a także popracować nad moim francuskim akcentem.”

Jak widać, są różnice; ale trudno mi wyrokować, czy można mówic o plagiacie. Reszta dostępnych mi stron utrzymana jest w podobnym stylu. Niektóre zdania są identyczne; inne bardziej rozwleczone.
Nie będę przecież zatrudniać sztabu ekspertów dla rozstrzygnięcia tej sprawy. Ogólnie
mam jednak wrażenie, że moje tłumaczenie posłużyło jako kanwa dla wydawnictwa Bellony.
 
User is offline  PMMini Profile Post #24

     
Krzysztof Wojciechowicz
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 8
Nr użytkownika: 102.252

Krzysztof Wojciechowicz
Stopień akademicki: magister
Zawód: emeryt
 
 
post 5/09/2017, 21:50 Quote Post

Widzę, że mój ostatni post został usunięty.
W międzyczasie jednak dowiedziałem się, że Bellona nie była oryginalnym wydawcą:

Krzysztof Skonieczny
Assistant Professor / Translator
Kraków, woj. małopolskie, PolskaTłumaczenia i lokalizacja
Linkedid
Przetłumaczone książki / Translated books
Adrian Carton de Wiart, Radosna odyseja, Wydawnictwo A. Wingert, Kraków (w druku).

wikipedia (przypisy)
Skonieczny i inni, Moja odyseja : awanturnik, który pokochał Polskę, Wydawnictwo Arkadiusz Wingert, 2016, ISBN 9788311142589, OCLC 971387993.

Jak widzę z Wikipedii, oryginalym wydawcą była firma A. Wingert, gdzie tłumacz podany jest jako Skonieczny i inni.
Któz był tym innym??

Krzysztof E.Wojciechowicz
 
User is offline  PMMini Profile Post #25

     
Krzysztof M.
 

poilu
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.519
Nr użytkownika: 19.359

Stopień akademicki: ++++
Zawód: ++++
 
 
post 6/09/2017, 7:41 Quote Post

QUOTE
Pan Krzysztof nie wykonał tłumaczenia na własny użytek tylko na polski rynek. Nie zainteresował się czy ma prawo to robić, dopiero kolejne odrzucenia przez polskie wydawnictwa spowodowały zanteresowanie tym problemem.


Ja to zrozumiałem inaczej.
Pan X kupił książkę i przetłumaczył ją (z nudów, z pasji, dla przyszłego zarobku - nieważne) i postanowił, że spróbuje ją wydać - sądząc (jak mniemam), że kwestię praw autorskich załatwi za niego wydawnictwo (a nie sądząc, że całkowicie ominie kwestie tych praw). Wydawnictwo (lub wydawnictwa) nie załatwiły tej kwestii - więc książki w przekładzie Pana X nie wydały. Pan X schował zatem tłumaczenie do szuflady. Nikt nie ucierpiał, nikt prawa nie złamał. Ani tłumacz ani wydawnictwo.

Przedmówca ma żal o to, że wydawnictwo po latach znalazło sobie innego tłumacza i załatwiło brakujące prawa - a on (mimo, ze był pierwszy) został ze swoją pracą "na lodzie". Nie wiem, czy ten żal jest słuszny (to inna kwestia) - ale zarzuty o próbę złamania prawa autorskiego są moim zdaniem naciągane.
 
User is offline  PMMini Profile Post #26

     
wysoki
 

X ranga
**********
Grupa: Supermoderator
Postów: 20.876
Nr użytkownika: 72.513

Rafal Mazur
Stopień akademicki: magazynier
 
 
post 6/09/2017, 10:34 Quote Post

QUOTE
Ja to zrozumiałem inaczej.

Czyli może zgrajmy wersje wink.gif.

QUOTE
Pan X kupił książkę i przetłumaczył ją (z nudów, z pasji, dla przyszłego zarobku - nieważne)


Ja słowa "kupiłem kilkanaście lat temu w antykwariacie w Johannesburgu i sądząc, że może zainteresować czytelnika polskiego, przetłumaczyłem ją" rozumiem - "Pan X" przetłumaczył nie z nudów czy pasji, albo dla siebie, lecz do przyszłej publikacji. Taki miał cel od początku.


QUOTE
i postanowił, że spróbuje ją wydać - sądząc (jak mniemam), że kwestię praw autorskich załatwi za niego wydawnictwo (a nie sądząc, że całkowicie ominie kwestie tych praw).


No to czytajmy dalej.
"Odtąd proponowałem ten przekład kilku wydawnictwom i czasopismom, ale bezskutecznie. Najczęściej odpowiadano, że nie wiadomo, kto posiada do niej copy-rights".

Ja rozumiem to zdanie, że Pan X w ogóle nie interesował się problemem czy ma prawo publikować swoje tłumaczenie, a dowiedział się o tym problemie dopiero od wydawnictw, które mu z tego powodu odmawiały.

Powiem więcej - kolejne wpisy p. Krzysztofa mnie w tym wrażeniu utwierdzają, ponieważ on dalej nie rozumie, że na publikację czyjejś własności trzeba mieć zgodę osoby mającej prawa do tej rzeczy.


Np. w usuniętym przeze mnie poście p. Krzysztof wrzucił kolejne swoje tłumaczenia już nie tylko tytułowej książki, przy czym stwierdził, że jego problemy wnikają z tego, że jest blokowany przez potomków UB-eków (sic!).

Ma przykładowo podane na tacy o co chodzi - nie jest zainteresowany poznaniem obowiązujących w Polsce praw. Rzuca poważne oskarżenia, że to jego tłumaczenie zostało opublikowane bez jego zgody, al kiedy daję mu możliwość udowodnienia tego uchyla się od zrobienia tego, za to przechodzi do argumentów personalnych.


QUOTE
Przedmówca ma żal o to, że wydawnictwo po latach znalazło sobie innego tłumacza i załatwiło brakujące prawa - a on (mimo, ze był pierwszy) został ze swoją pracą "na lodzie". Nie wiem, czy ten żal jest słuszny (to inna kwestia) - ale zarzuty o próbę złamania prawa autorskiego są moim zdaniem naciągane.

A mógłbyś ten swój wniosek podeprzeć jakimś cytatem z p. Krzysztofa?


Natomiast co do zarzutów nieszczególnie rozumiem, pomimo obfitości wpisów, o co p. Krzysztof ma żal. Ja bym stawiał na to, że to on podsunał wydawnictwu pomysł na wydanie pracy, a po fakcie nie został w żąden sposób uhonorowany poprzez użycie jego tłumaczenia bądź np. podziękowania. To oczywiście wniosek tylko na podstawe jego wpisów, bo może sprawa wyglądała zupełnie inaczej, nie wiem.
Jedyny wyrażony powiedzmy wprost (oraz poprzez niedomówienia) zarzut - wzięto moje tłumaczenie a podpisano jako autora kogoś innego jest dosyć proste do udowonienia, niestety p. Krzysztof poza rzuceniem oskarżenia uchylił się od jego udowodnienia.
No ja tego za niego robił nie będę.
 
User is offline  PMMini Profile Post #27

     
Krzysztof M.
 

poilu
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.519
Nr użytkownika: 19.359

Stopień akademicki: ++++
Zawód: ++++
 
 
post 6/09/2017, 10:55 Quote Post

QUOTE
Ja rozumiem to zdanie, że Pan X w ogóle nie interesował się problemem czy ma prawo publikować swoje tłumaczenie, a dowiedział się o tym problemie dopiero od wydawnictw, które mu z tego powodu odmawiały.


Tego po prostu nie wiesz. Zarzucasz panu X złe intencje lub próby obejścia prawa. Nie masz podstaw tak twierdzić. Pan X cciał wydać swoja pracę, sądząc, że formalności załatwi wydawnictwo - które ma ku temu wiedzę, doświadczenie i ludzi (np. prawników).

QUOTE
sądziłem, że takie sprawy załatwia wydawca, a nie ktoś kto zachęca do opublikowania ciekawej książki. Choć moje oryginalne wydanie książki przez Pan Book Ltd. z 1950 roku nie wspomina nic o copy-rights, zadałem sobie trud, aby odszukać posiadacza takich praw, i tą informację przekazałem Bellonie.
 
User is offline  PMMini Profile Post #28

     
wysoki
 

X ranga
**********
Grupa: Supermoderator
Postów: 20.876
Nr użytkownika: 72.513

Rafal Mazur
Stopień akademicki: magazynier
 
 
post 6/09/2017, 11:27 Quote Post

QUOTE(Przemo_74 @ 3/09/2017, 19:22)
QUOTE(wysoki @ 3/09/2017, 11:17)
Zwłaszcza, że sprawa jest wątpliwa co do warunków w jakich to tłumaczenie powstało.


Czy Ty aby nie przesadzasz ?
Rozumiem, że nie można wydać książki bez posiadania praw autorskich, ale tłumaczenie na potrzeby wydawnictwa można rozpocząć dopiero po zakupieniu tych praw ?
Jak ktoś przetłumaczy dla siebie, a potem wydawnictwo uzyska prawa autorskie, to nie może skorzystać z przygotowanego wcześniej tłumaczenia ?
*


Nie zauważyłem wcześniej Twojego pytania.

Może, choć pojawiają się tu dwa problemy. Po co zadawać sobie trud, jeśli nie wiadomo czy prawa się pozyska (trzeba najczęściej za to zapłacić), z drugiej strony mając tekst po polsku toretycznie łatwiej przekonać wydawcę, bo ma on wgląd jak książka wygląda.
Jednak wydawca podejmie decyzję bardziej na podstawie tego kto napisał książkę i jak się ona sprzedawała za granicą, czyli oceniając potencjalną opłacalność publikacji, niż czytając jej całość. Do zapoznania się z treścią, jeśli jest to już potrzebne, wystarczy próbka.

Jest jeszcze problem, występujący tutaj, jakości tłumaczenia.


@Krzysztof
QUOTE
Tego po prostu nie wiesz. Zarzucasz panu X złe intencje lub próby obejścia prawa. Nie masz podstaw tak twierdzić. Pan X cciał wydać swoja pracę, sądząc, że formalności załatwi wydawnictwo - które ma ku temu wiedzę, doświadczenie i ludzi (np. prawników).

Jak widzisz Krzysztofie to zdanie pojawiło się dopiero po moim pytaniu. I jak się wczytasz w wypowiedzi "Pana X" to zauważysz, że problem cały czas leży w jego niezrozumieniu systemu, że na publikację trzeba mieć zgodę (chyba, że prawa już nie obowiązują). Mimo tego, że już mu to zdaje sie wyjaśniono w kolejnych wydawnictwach. Co widać choćby w ciągłych próbach wrzucenia tutaj swoich tłumaczeń (i to wszystkich, nie tylko tytułowej książki). Kolejne wpisy wyglądają tak - blokuje mnie miłośnik prawa, kiedy historia takimi rzeczami się nie przejmuje, blokują w ogóle mnie potomkowie UB-eków, bo ja mam prawo robić co mi się podoba i przepisy mnie nie obowiązują.
Dlatego wątpię aby wtedy jakoś szczególnie o tym myślał, skoro problem jakby zupełnie do niego nie docierał. Trudno mi uwierzyć, że przed laty się z tym liczył, a dopiero teraz zaprzestał.

Dlatego nie zarzucam mu prób obejścia, czy złe intencje. Zarzucam mu nie interesowaniem się problemem, że prawa obowiązują także jego. Nie można sobie tak po prostu, tłumacząc dobrem czytelników, publicznie umieszczać czegoś, na co nie ma się zgody właściciela.

Ja też mogę Krzysztofie kupić Twoją książkę i uznać, że dlaczego inni czytelnicy mają się męczyć i ją kupować? A przecież warto, aby książkę poznali. W trosce o nich zaraz po ukazaniu się na rynku ją zeskanuję i tutaj wrzucę za darmo, nie mając z tego żadnego zysku.
Czy będziesz z tego zadowlony, czy wydawnictwo będzie?

To jest podobny problem - p. Krzysztof cały czas chce tu wrzucić swoje tłumaczenia i nie interesuje go czy ma do tego prawo.


EDIT.
Tak sobie pomyślałem, pomyślałem i przekonaliście mnie - macie rację. Przesadziłem z podejrzeniami co do pierwotnego podejścia i trzeba tu spojrzeć doceniając bardziej chęć bezinteresowanego przekazania czytelnikowi jakiejś ciekawej pracy.
Także wycofuję się z zarzutu i przepraszam.



Ten post był edytowany przez wysoki: 6/09/2017, 13:10
 
User is offline  PMMini Profile Post #29

     
Doktor Zło
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 502
Nr użytkownika: 62.471

 
 
post 27/09/2017, 23:25 Quote Post

No cóż... O tej konkretnej pracy napisano już, jak widać, całkiem sporo opinii, w przytłaczającej większości przychylnych. Jako że muszę się do nich przyłączyć (książka jest naprawdę świetna), postaram się nie powtarzać zalet, które były już wymieniane – i zamiast tego napisać kilka słów o tym, co urzekło lub zwróciło moją uwagę w opowieści. Jest to więc „recenzja-nierecenzja” smile.gif

Po pierwsze – język. Nie wiem, czy brzmi to podobnie w oryginale, ale czytając pracę niemal „słyszy” się w głowie opowieść angielskiego, podstarzałego oficera (a jeszcze lepiej – lorda), przekazywaną z kieliszkiem brandy w dłoni, koniecznie na tle buchającego kominka w jego zimowej rezydencji. Wspomnienia są pisane bardzo lekkim tonem, mimo poważnych nierzadko tematów – i przebija przez nie typowy (a nawet – stereotypowy) „duch” Anglii. Specyficzny styl opowieści, który miejscami zamienia wojnę w wielkie safari lub zawody sportowe (gdzie punktami jest ludzkie życie...), połączone z angielskim humorem i dosyć stoickim podejściem – to wręcz bije od każdej strony!

Niezwykle ciekawie jest też czytać o pierwszych latach państwa polskiego z perspektywy osoby stojącej, tak jak autor, niejako na uboczu konfliktu. Bardzo dużo do myślenia daje fragment przejazdu autora wspomnień przez „sferę walk”, zupełnie przez niego... niezauważony. Daje to pojęcie o różnicy w skali konfliktów – to, co dla nas (i naszej historiografii) było serią epickich konfliktów, toczonych na śmierć i życie, z perspektywy osoby przybywającej ze świeżymi wspomnieniami frontu zachodniego Wielkiej Wojny było zaledwie lokalnym, malutkim konfliktem. Odnosi się to zresztą nie tylko do samej wojny, ale i ocen charakteru Polaków i ich motywacji. Wyraźnie widać przy tym, jak bardzo autor nie rozumiał (przynajmniej początkowo) regionu Europy, do którego przybył – i jak próbował bardzo przenosić obce wzorce na ten całkiem inny świat.

Żeby nie było jednak, że nie ma w pracy i odrobiny goryczy – przypisy... Nie są one złe, jednak roi się w nich od małych, acz irytujących nieścisłości. Myślałem, że spadnę z krzesła w momencie gdy przeczytałem, że Denikin przejął dowodzenie na południu Rosji po „rezygnacji” Korniłowa. Faktycznie, śmierć niejako zwalnia z pełnionych obowiązków, zwłaszcza śmierć w boju, no ale...


Podsumowując – mogę jedynie polecić książkę. Wątpię, by ktokolwiek czuł się zawiedziony poznając tak ciekawą i barwną postać awanturnika i żołnierza.
 
User is offline  PMMini Profile Post #30

3 Strony < 1 2 3 > 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej