Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
4 Strony < 1 2 3 4 > 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Zaopatrzenie rynku w latach 1948-89
     
Fuser
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.268
Nr użytkownika: 15.418

 
 
post 14/01/2018, 9:45 Quote Post

Handel w Warszawie po epoce stalinowskiej to około 4500 sklepów uspołecznionych i około 1700 prywatnych punktów sprzedaży. Dla porównania: w 1947 r., czyli przed osławioną "bitwą o handel" w Warszawie było około 13500 prywatnych punktów sprzedaży, a przed wojną około 15000 punktów sprzedaży (za punkty sprzedaży liczono sklepy, budki bazarowe, kioski).
(dane za "Stolica", nr 7 z 17.02.1957 r.)
 
User is offline  PMMini Profile Post #31

     
An_Old_Man
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 915
Nr użytkownika: 100.119

 
 
post 14/01/2018, 22:00 Quote Post

Ja pamiętam zupę dyniową. Takie żółte kawałki w mleku. Pamiętam też kogel-mogel. To żółtka jaj utarte z cukrem, kakaem i miodem. Kiszona kapusta była bardzo smaczna, także ogórki. Łakocie w sklepach przeważnie były, ale na co dzień tylko dla zamożniejszych. Zdarzały się braki soli lub cukru ale to wynikało z niepewności ludzi. Gdy miałem chyba 12 lat to pewnego lata (1968) chyba o 5 rano obudził mnie jakiś dźwięk, taki bardzo głośny pomruk.
Na niebie było bardzo dużo samolotów. Praktycznie całe niebo. Nic dziwnego że wkrótce sklepy były opróżnione z soli, cukru, mąki i wszystkiego co da się przechować. Gdyby radzieccy lotnicy ominęli miasta paniki by nie było.
Kiszona kapusta i ogórki były bardzo wartościowym źródłem witamin (i nie tylko witamin) w okresie zimowym. Teraz są one konserwowane zaraz po zakiszeniu, przez co tracą florę bakteryjną. Oczywiście żywność jest teraz dzięki rozwiniętemu przetwórstwie, ileś razy tańsza (relatywnie). Tylko że tylko nieliczni szczęściarze mogą sobie pozwolić na niepasteryzowane mleko. Kilka razy jadłem raki (sam złowiłem)i kiełbie smażone na maśle. Oczywiście jako dziecko nie miałem karty wędkarskiej ale chyba po ponad pół wieku mogę już się przyznać ( w razie co to powiem że mi się śniło). Chleb z cukrem jadaliśmy tylko z braku czasu na normalny posiłek, trzeba było coś przekąsić i szybko wracać na łąkę (czytaj boisko). Rarytasy na święta są nie do zapomnienia i może w tym coś jest. Teraz gdy widzę wybór kilkuset rodzajów wędlin to czuję mdłości. Moim zdaniem to przegięcie w drugą stronę. Mniej było ludzi z nadwagą. Ogólnie to mogę napisać że sytuacja z zaopatrzeniem bardzo powoli poprawiała się aż do ostatniego kryzysu z lat 80". Aby nie było że za Gomułki trawa była bardziej zielona a światło jaśniejsze: zwykli ludzie ciężko pracowali. I jeszcze ciekawostka na dobranoc. W szkolnych apteczkach były krople Inoziemcowa.
QUOTE
W Polsce obrót kroplami Inoziemcowa regulowały kolejne rozporządzenia odpowiednich ministrów. Regulację tę wprowadziło rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 20 maja 1929[8], na mocy którego mogły być one sprzedawane w ilości do 20 g przez apteki bez recepty. Analogiczną regulację zawarto w rozporządzeniu z roku 1956[9], natomiast w rozporządzeniu z roku 1985 krople Inoziemcowa nie zostały uwzględnione[10]. Ze względu na zawartość opium...
Czyli zaopatrzenie w niektórych asortymentach pogorszyło się. Oczywiście to żart i dygresja...nie zamieniłbym bym się.

Ten post był edytowany przez An_Old_Man: 14/01/2018, 22:00
 
User is offline  PMMini Profile Post #32

     
carantuhill
 

Bieskidnik
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 8.514
Nr użytkownika: 12.703

WOJCIECH
Zawód: Galileusz
 
 
post 15/01/2018, 9:09 Quote Post

Temat rzeka smile.gif
Lata powojenne były bardzo ciężkie - gdyby nie czarny rynek, który wyrósł za nazistów i rozwinął się za komuny ludzie by po prostu głodowali. Dużym wsparciem były "paczki z Ameryki" - sporo rzeczy ginęło w podróży (pieniądze, drogie ubrania), ale rodziny za oceanem wysyłały bardzo dużo żywności, co pomogło przeżyć najcięższy okres. Żywnością tą też handlowano po rozmaitych targach. Ogródki warzywne, drób posiadali prawie wszyscy - nawet w mieście powstawały nieduże ogródki - zabawną rzeczą byłą opowieść mojego teścia z późniejszego okresu (1981), jak na dwa tygodnie przed Stanem Wojennym przyszedł do niego dyrektor PKO z Krosna ze świnią i powiedział, że nie ma jej gdzie trzymać, bo jedną ma w garażu - a coś się szykuje.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #33

     
Napoleon7
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 3.975
Nr użytkownika: 58.281

 
 
post 16/01/2018, 9:05 Quote Post

CODE
Ogólnie to mogę napisać że sytuacja z zaopatrzeniem bardzo powoli poprawiała się aż do ostatniego kryzysu z lat 80".

I tak i nie. Czasy "gomułkowskie" to mniej więcej constans. No, może poprawa nastąpiła w latach 50" i ewentualnie początkowych latach 60". Skok nastąpił w pierwszej połowie lat 70" za Gierka, po czym zaczęło być różnie. Pierwsze problemy to lata 1975/1976 - cukier i mięso/wędliny (choć z tym ostatnim zawsze był mniejszy lub większy problem). Pamiętajmy, że w 1976 wprowadzono pierwsze kartki na cukier. Bardzo poważne problemy w zaopatrzeniu zaczęły się rzeczywiście w 1980 roku, ale już pod koniec lat 70" dawało się je odczuć.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #34

     
Grapeshot
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.690
Nr użytkownika: 79.211

Steven Murphy
Zawód: Marine Engineer
 
 
post 16/01/2018, 10:50 Quote Post

CODE
Carantuhill
Temat rzeka  smile.gif
Lata powojenne były bardzo ciężkie - gdyby nie czarny rynek, który wyrósł za nazistów i rozwinął się za komuny ludzie by po prostu głodowali. Dużym wsparciem były "paczki z Ameryki" - sporo rzeczy ginęło w podróży (pieniądze, drogie ubrania), ale rodziny za oceanem wysyłały bardzo dużo żywności, co pomogło przeżyć najcięższy okres. Żywnością tą też handlowano po rozmaitych targach. Ogródki warzywne, drób posiadali prawie wszyscy - nawet w mieście powstawały nieduże ogródki - zabawną rzeczą byłą opowieść mojego teścia z późniejszego okresu (1981), jak na dwa tygodnie przed Stanem Wojennym przyszedł do niego dyrektor PKO z Krosna ze świnią i powiedział, że nie ma jej gdzie trzymać, bo jedną ma w garażu - a coś się szykuje.
Napoleon
Ogólnie to mogę napisać że sytuacja z zaopatrzeniem bardzo powoli poprawiała się aż do ostatniego kryzysu z lat 80".
I tak i nie. Czasy "gomułkowskie" to mniej więcej constans. No, może poprawa nastąpiła w latach 50" i ewentualnie początkowych latach 60". Skok nastąpił w pierwszej połowie lat 70" za Gierka, po czym zaczęło być różnie. Pierwsze problemy to lata 1975/1976 - cukier i mięso/wędliny (choć z tym ostatnim zawsze był mniejszy lub większy problem). Pamiętajmy, że w 1976 wprowadzono pierwsze kartki na cukier. Bardzo poważne problemy w zaopatrzeniu zaczęły się rzeczywiście w 1980 roku, ale już pod koniec lat 70" dawało się je odczuć.


Carantuhill,
Nic mi tu nie pasuje. Ten „czarny rynek”, to lata czterdzieste czy osiemdziesiąte? (od początku lat pięćdziesiątych aż do roku 1977, tego czarnego rynku w Polsce, w miastach, nie widziałem. Potem mnie nie było, zresztą, kto komu zabraniał cokolwiek sprzedawać?). Lata pięćdziesiąte, to dostatnio napełnione miejskie sklepy spożywcze. Gorzej zaczynało być od początku lat 1960. Paczki żywnościowe z Ameryki jako wsparcie? Kto je dostawał? Kiedy? Ile tego mogło być? Najbardziej prawdopodobna zawartość, to ciuchy z lumpeksu.
Napoleon,
Jaki skok za Gierka? Powtarzasz propagandę z tamtejszych czasów. Na początku lat 1970, na półkach „supersamów” ustawiano ocet, ogórki i paprykę w occie. Inne towary „rzucano”. Tak było w Gdańsku.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #35

     
Net_Skater
 

IX ranga
*********
Grupa: Supermoderator
Postów: 4.753
Nr użytkownika: 1.980

Stopień akademicki: Scholar & Gentleman
Zawód: Byly podatnik
 
 
post 16/01/2018, 11:12 Quote Post

QUOTE
Paczki żywnościowe z Ameryki jako wsparcie? Kto je dostawał? Kiedy? Ile tego mogło być? Najbardziej prawdopodobna zawartość, to ciuchy z lumpeksu.

To trzeba uscislic - wiec wezmy pod uwage okres lat osiemdziesiatych. Moje wlasne doswiadczenie: co miesiac wysylalem paczke - ale nie byly to stricte paczki z zywnoscia, glownie chemia gospodarcza (proszek do prania, mydlo, mydlo w plynie, pasta do zebow itp). Bardzo pozadanym towarem byly opaski dla kobiet. Czesto tez artykuly ktore byly na tygodniowej wysprzedazy w supermarketach jak np. rajstopy. Z zywnosci wsadzalem np. puszki z ananasem, puszke z szynka dunska, przyprawy. Natomiast od polowy lat 80-tych zaczalem korzystac z ofert polonijnej firmy PKO SA ktora proponowala dosc szeroki asortyment paczek z zywnoscia - z katalogu wybieralem np. paczke z 5 kg pomaranczy, 1 kg cytryn, ananas; kosztowala pare dolarow. Jakosciowo owoce byly doskonale.
Ciuchy z lumpeksu ?? Grapeshot, w USA ten lumpeks to byly sklepy Armii Zbawienia. Natomiast zawsze polowalem na dzinsy znanych marek (Levi's, Lee, Wrangler) ktore na wysprzedazach czy zamknieciach sklepow mozna bylo trafic za pare dolarow. A to byl bardzo chodliwy towar w PRL.

N_S
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #36

     
carantuhill
 

Bieskidnik
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 8.514
Nr użytkownika: 12.703

WOJCIECH
Zawód: Galileusz
 
 
post 16/01/2018, 12:00 Quote Post

CODE
Ten „czarny rynek”, to lata czterdzieste czy osiemdziesiąte?


Jak w temacie. Z ram czasowych wyleciałem tylko z tą świnią. Czarny rynek kwitł i to masowo. Miejscowość po sąsiedzku ode mnie, słynna stolica garbarstwa, wypłynęła na trzech legalnych zakładach i trzystu pochowanych po lasach i chałupach. Autobusy do nowego Targu na czwartkowy jarmark jechały tak obładowane, jak dziś tiry z żywnością, jechało mięso, skóry, warzywa, owoce, kiełbasy, szynki, pędzony alkohol, po prostu wszystko. Trzeba było tylko uważać - np dawało się kierowcy parę groszy i wysadzał pasażerów jadących z dalsza, np przed Suchą, bo na dworcu milicja trzepała, a potem znowu ich zabierał do Nowego Targu. Podobnie było np na dworcu w Krakowie. Z tych samych powodów babcia nigdy nie dojeżdżała do dworca smile.gif

CODE
Potem mnie nie było, zresztą, kto komu zabraniał cokolwiek sprzedawać?)


A był, był - mąż koleżanki babci. Sam gonił za nielegalnym handlem, co nie przeszkadzało jego żonie kupować za pośrednictwem babci. Za to ta wiedziała, kiedy nie jechać.

CODE

Paczki żywnościowe z Ameryki jako wsparcie? Kto je dostawał? Kiedy? Ile tego mogło być? Najbardziej prawdopodobna zawartość, to ciuchy z lumpeksu.


Od końca wojny. W 51-52 przyszło tego tak dużo, że pradziadek wozem drabiniastym pojechał na pocztę (okropnie się bał, bo u mnie wojna się jeszcze nie skończyła). Potem długo tym handlował - fakt rzeczy były przypadkowe, dominowały ubrania, kupowane jak leci (kolejne numery, pstrokate kolory), ale było sporo żywności puszkowanej. Przychodziły też artykuły szkolne (przepiękne piórniki, które mojej mamie cała szkoła zazdrościła), buty, wszystkie rozmiary rajstop, sukienki komunijne - nie zdarzyło się, żeby przyszły pieniądze - choć w liście tak pisało. Z jedzeniem a Ameryki była nawet pewna afera na weselu w latach 60-tych, ale to inna opowieść.

Jeśli chodzi o zaopatrzenie to czytałem, że było lepsze w Nowej Hucie niż np we właściwym Krakowie.
Na prowincji było ciężko - babcia mojej żony dostała skierowanie do małej szkoły koło PGRu - musiały z woźną gotować, bo dzieci mdlały z głodu na lekcji, same nosiły ziemniaki z domu - aż się w końcu jakiś kierowca zlitował nad nią i ją woził - tak poznała przyszłego męża.



 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #37

     
Napoleon7
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 3.975
Nr użytkownika: 58.281

 
 
post 17/01/2018, 9:09 Quote Post

CODE
Nic mi tu nie pasuje. Ten „czarny rynek”, to lata czterdzieste czy osiemdziesiąte?

Czarny rynek to w PRL-u rzecz permanentna. I jest to naturalne dla każdej gospodarki centralnie sterowanej. Był czarny rynek handlu walutami, czarny rynek handlu żywnością (szczególnie mięsem ale i innymi artykułami żywnościowymi, np. nabiałem), czarny rynek handlu alkoholem, czarny rynek handlu papierosami i tytoniem (rodzina mej żony uprawiała tytoń, więc coś na ten temat obiło mi się o uszy), nawet tekstyliami. W zasadzie, to mniej lub bardziej, nawet za "wczesnego Gierka" brakowało wszystkiego, więc i wszystko można było kupić na czarnym rynku poza oficjalnym obiegiem. Trudno było tego nie zauważać.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #38

     
Grapeshot
 

VII ranga
*******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.690
Nr użytkownika: 79.211

Steven Murphy
Zawód: Marine Engineer
 
 
post 17/01/2018, 9:31 Quote Post

Carantuhill
CODE
Jak w temacie. Z ram czasowych wyleciałem tylko z tą świnią. Czarny rynek kwitł i to masowo. Miejscowość po sąsiedzku ode mnie, słynna stolica garbarstwa, wypłynęła na trzech legalnych zakładach i trzystu pochowanych po lasach i chałupach. Autobusy do nowego Targu na czwartkowy jarmark jechały tak obładowane, jak dziś tiry z żywnością, jechało mięso, skóry, warzywa, owoce, kiełbasy, szynki, pędzony alkohol, po prostu wszystko. Trzeba było tylko uważać - np dawało się kierowcy parę groszy i wysadzał pasażerów jadących z dalsza, np przed Suchą, bo na dworcu milicja trzepała, a potem znowu ich zabierał do Nowego Targu. Podobnie było np na dworcu w Krakowie. Z tych samych powodów babcia nigdy nie dojeżdżała do dworca.


Może być, że w ostatnich latach PRL (lata osiemdziesiąte), wprowadzono jakieś ustawy, że to co normalne, stało się przestępstwem. Bez podanych dat nie ma to sensu. Ty tego w końcu nie pamiętasz i powtarzasz czyjeś opowiadania, które w międzyczasie rozrosły się. Normalnie, sprzedawanie swoich produktów nie można było nazwać czarnym rynkiem. Kobiety wiejskie sprzedawały na placu targowym mleko, masło, śmietanę, jajka i drób. Płaciły opłatę 2 złote za miejsce przy stole i nikt je o nic nie pytał. Z mięsem na placu targowym była nieco inna sprawa. Była tam taka buda mięsna z rzeźnikiem, z którym można było załatwić zaszlachtowanie zwierza i wszystko szło legalnie za niewygórowaną opłatą. Rzeźnika trzeba było pilnować, bo kradł pieniądze. Miało to też sens w aspekcie ochrony klienta. Nie kupował mięsa ze zdechłego zwierza. Taka sprzedaż zdarzała się. Co do skór wyprawionych, barwionych, na kożuchy, to było na nie ogromne zapotrzebowanie. Nie sądzę taż, aby ktoś komuś zabraniał stanąć z nimi na targowisku. W każdej wsi był jakiś drobny rolnik, który zajmował się garbarstwem. To też nie był czarny rynek. Nie krył się z tym.

CODE
Paczki żywnościowe z Ameryki jako wsparcie? Kto je dostawał? Kiedy? Ile tego mogło być? Najbardziej prawdopodobna zawartość, to ciuchy z lumpeksu.
Od końca wojny. W 51-52 przyszło tego tak dużo, że pradziadek wozem drabiniastym pojechał na pocztę (okropnie się bał, bo u mnie wojna się jeszcze nie skończyła). Potem długo tym handlował - fakt rzeczy były przypadkowe, dominowały ubrania, kupowane jak leci (kolejne numery, pstrokate kolory), ale było sporo żywności puszkowanej. Przychodziły też artykuły szkolne (przepiękne piórniki, które mojej mamie cała szkoła zazdrościła), buty, wszystkie rozmiary rajstop, sukienki komunijne - nie zdarzyło się, żeby przyszły pieniądze - choć w liście tak pisało.


To co piszesz o paczkach z Ameryki, bardziej pasuje do lat osiemdziesiątych, tak jak podaje Net Skater. Organizacje polonijne szybko się na tej szansie zarobku skoncentrowały. Wystarczyło wybrać numer zestawu i wysłać pieniądze, gdzie trzeba. Ja też wtedy wysyłałem, ale, o zgrozo, szynka w puszce była słodka a masło holenderskie, też w puszce, słone. Oni tam w Polsce aż tacy głodni nie byli. Tanie spodnie i koszule też im się nie podobały. Buty, nawet bardzo drogie, nie pasowały na nogi. Odsprzedawali je za ułamek tego, ile się za nie zapłaciło. Kościoły otrzymywały tego najwięcej i rozdawały parafianom. Tam były chyba specjalne dostawy.
W latach 51 – 52, to była inna para kaloszy. Jeśli ktoś coś dostał, jakąś jedną paczkę, to się bardzo cieszył, a znajomi przychodzili, aby popatrzeć na te cuda. Polska była wynędzniała po wojnie. Cała furmanka paczek dla pradziadka? Sytuacja dalece nietypowa.

Napoleon
CODE
Czarny rynek to w PRL-u rzecz permanentna. I jest to naturalne dla każdej gospodarki centralnie sterowanej. Był czarny rynek handlu walutami, czarny rynek handlu żywnością (szczególnie mięsem ale i innymi artykułami żywnościowymi, np. nabiałem), czarny rynek handlu alkoholem, czarny rynek handlu papierosami i tytoniem (rodzina mej żony uprawiała tytoń, więc coś na ten temat obiło mi się o uszy), nawet tekstyliami. W zasadzie, to mniej lub bardziej, nawet za "wczesnego Gierka" brakowało wszystkiego, więc i wszystko można było kupić na czarnym rynku poza oficjalnym obiegiem. Trudno było tego nie zauważać.


Handel walutami, papierosami, alkoholem, były przestępstwami i to mógł być czarny rynek, tak jak i teraz. Sądzę, że na prowadzenie kantora wymiany walut trzeba mieć w RP zezwolenie. Cała reszta, to prywatna inicjatywa. Marynarze przywozili, na sprzedaż, całe góry ciuchów, materiałów i alkoholi z zachodu i było to legalne. Butelka ¾ francuskiego Napoleon Brandy albo brazylijski Bacardi, kosztowały w Kanale Kilońskim $1.50. Nikt nie nazywał tego czarnym rynkiem. Na placach targowych stały furmanki z kartoflami i kapustą. Na straganach poukładane były owoce i kalafiory. Konia albo traktor też można było kupić na placu targowym. Nie był to czarny rynek.

Ten post był edytowany przez Grapeshot: 17/01/2018, 9:59
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #39

     
Speedy
 

IX ranga
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.552
Nr użytkownika: 3.192

 
 
post 17/01/2018, 9:36 Quote Post

QUOTE(Napoleon7 @ 16/01/2018, 9:05)
Bardzo poważne problemy w zaopatrzeniu zaczęły się rzeczywiście w 1980 roku, ale już pod koniec lat 70" dawało się je odczuć.
*



Ano właśnie. W 1977 moi rodzice przeprowadzili się z Krakowa do Warszawy. Mama wspomina (zresztą i ja w miarę pamiętam te czasy) że różnica w zaopatrzeniu w produkty mięsne była ogromna. W Krakowie zdarzały się już dni, gdy w osiedlowym sklepie nie było żadnych wędlin i kolejki w oczekiwaniu na dostawę ustawiały się permanentnie. W Warszawie natomiast kolejki ustawiały się po te "lepsze" wędliny - szynkę, baleron itp. - natomiast takie "gorsze", jak parówki, mortadela, kiełbasa zwyczajna, dostępne były bez problemu.

W kwestii zagranicznych paczek, o których pisał carantuhill, polecam wystawę poświęconą temu tematowi w Muzeum PRL w Krakowie (ściślej w Nowej Hucie).
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #40

     
carantuhill
 

Bieskidnik
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 8.514
Nr użytkownika: 12.703

WOJCIECH
Zawód: Galileusz
 
 
post 23/01/2018, 16:49 Quote Post

CODE
Może być, że w ostatnich latach PRL (lata osiemdziesiąte), wprowadzono jakieś ustawy, że to co normalne, stało się przestępstwem. Bez podanych dat nie ma to sensu.


Nie. Piszę o latach 50 i 60. Ja pamiętam końcówkę lat 80-tych, kiedy babcia mnie zabierała do Krakowa, na Floriańskiej był mięsny z kolejką do Mariackiego i te spojrzenia, jak nas wpuszczali poza kolejką, bo babcia z kierowniczką sklepu biznesy prowadziła od lat 50-tych sleep.gif .

CODE
Ty tego w końcu nie pamiętasz i powtarzasz czyjeś opowiadania, które w międzyczasie rozrosły się.


Nie tylko opowiadania, ale i przeczytane książki - np o zembrzyckim garbarstwie. Spacerując za grzybami można się jeszcze natknąć na wiszące tyki na drzewach, czy na wkopane beczki. Panowały niemal mafijne stosunki i organizacja. A wszystko przez decyzję Minca, co zezwolił paru podmiotom brać odpadki z państwowych garbarni.
Podobnie było z innymi rzeczami. W warunkach niedoborów kwitł czarny rynek - bo tym jest nieregulowany ani nieopodatkowany handel na targowiskach. Władza zwalczała tych większych, naloty były częste, "łapanki", jak te wspominane przeze mnie na Dworcu częste. Bo i istniała cała procedura, jak sobie radzić.

CODE
Nie sądzę taż, aby ktoś komuś zabraniał stanąć z nimi na targowisku. W każdej wsi był jakiś drobny rolnik, który zajmował się garbarstwem. To też nie był czarny rynek. Nie krył się z tym.


Naloty były regularne. Zabawną historią opowiadał mi mieszkaniec jednej z sąsiednich miejscowości, nawet teraz chyba wójt, jak jego dziadek zauważył, że ktoś podjechał samochodem i kręci się koło domu. Poleciał do babci, która była u sąsiadki i zaczął na nią krzyczeć, że przez jej skóry na strychu będą siedzieć - ta poleciała zobaczyć, a sąsiadka (kobieta w wieku wtedy lat 40-stu) porwała beczkę z wodą, w której moczyły się skóry i uciekła z nią na Kusicę (spora górka). 40 letnia Pani podniosła grubo ponad 100 kg! co strach robi z ludźmi. Naloty były częste.

CODE
W latach 51 – 52, to była inna para kaloszy. Jeśli ktoś coś dostał, jakąś jedną paczkę, to się bardzo cieszył, a znajomi przychodzili, aby popatrzeć na te cuda. Polska była wynędzniała po wojnie. Cała furmanka paczek dla pradziadka? Sytuacja dalece nietypowa.


W żadnym wypadku - sporo ludzi miało rodziny w Ameryce i to nie było nic wyjątkowego. Do babci mojej żony (to już bliżej Twoich rodzinnych stron) przychodziły nawet spore zdjęcia z USA, które wcześniej wysyłano i w Ameryce były obrabiane na kolorowo. Przychodziły suknie ślubne, a jej dziadek co się nauczył kawę pić - więc jego kuzyn z ameryki musiał mu co chwilę kawę dosyłać, bo w sklepach to syf był. Taki import to była norma - sporo ginęło na poczcie, ginęły pieniądze, co ładniejsze rzeczy, ale też np co lepsze konserwy.

 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #41

     
Fuser
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.268
Nr użytkownika: 15.418

 
 
post 12/05/2020, 19:32 Quote Post

Ciekawą informację przeczytałem dziś.
Rząd Edwarda Babiucha planował przyjętą wiosną 1980 r. uchwałą Rady Ministrów stopniowe odejście do końca 1980 roku od wprowadzonych w 1976 roku bonów na cukier poprzez sukcesywne zastąpienie ich ekwiwalentem pieniężnym odpowiadającym dokładnie różnicy cen między cukrem na bony, a dostępnym w normalnej (niereglamentowanej) sprzedaży. Decyzje w tej sprawie w odniesieniu do pracowników gospodarki uspołecznionej miały podjąć same załogi. Jako powody likwidacji bonów podawano: 1. fakt, że dostawy na rynek osiągnęły poziom wystarczający do pełnego pokrycia potrzeb, 2. bony stanowiły hamulec do ustalenia stanu równowagi między podażą a popytem na cukier, bowiem nabywano go nie dlatego, że był aktualnie potrzebny, ale po to, żeby "nie zmarnować" bonu, 3. potrzeba dostosowania cen do kosztów produkcji, stopniowego likwidowania dotacji w sposób, który nie odbijałby się negatywnie na poziomie życia ludności, a równocześnie wprowadzał więcej ładu w skomplikowaną problematykę kosztów, 4. cena systemu funkcjonowania bonów, nie tyle koszt ich wydrukowania, co angażowanie pracy wielu tysięcy osób w ich rozprowadzenie.
Nie wiem, czy dobrze wywnioskowałem, ale wydaje mi się, że dla właścicieli "prywatnych środków produkcji" (rzemieślników, taksówkarzy, ajentów), dla m.in. których bony planowano wycofać w pierwszej kolejności - do 1 czerwca 1980 r. - nie przewidywano przyznania ekwiwalentu pieniężnego.
Rozumiem, że Sierpień 1980 r. i to co stało się po Sierpniu przekreśliło realizację powyższych planów.

Z innej beczki. Również wiosną 1980 r. otwarto w Warszawie przy ulicy Stawki pierwszy w Polsce sklep firmowy z odzieżową dżinsową marki "Wrangler". Ktoś wie coś więcej na jego temat? Gdzie dokładnie się mieścił? Jak długo działał? Jak duży miał asortyment? W jakiej walucie się w nim płaciło?

Ten post był edytowany przez Fuser: 12/05/2020, 20:11
 
User is offline  PMMini Profile Post #42

     
Phouty
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 3.146
Nr użytkownika: 81.932

 
 
post 12/05/2020, 21:49 Quote Post

QUOTE(Fuser @ 12/05/2020, 10:32)
Ciekawą informację przeczytałem dziś.
Rząd Edwarda Babiucha planował przyjętą wiosną 1980 r. uchwałą Rady Ministrów stopniowe odejście do końca 1980 roku od wprowadzonych w 1976 roku bonów na cukier poprzez sukcesywne zastąpienie ich ekwiwalentem pieniężnym odpowiadającym dokładnie różnicy cen między cukrem na bony, a dostępnym w normalnej (niereglamentowanej) sprzedaży. Decyzje w tej sprawie w odniesieniu do pracowników gospodarki uspołecznionej miały podjąć same załogi. Jako powody likwidacji bonów podawano: 1. fakt, że dostawy na rynek osiągnęły poziom wystarczający do pełnego pokrycia potrzeb, 2. bony stanowiły hamulec do ustalenia stanu równowagi między podażą a popytem na cukier, bowiem nabywano go nie dlatego, że był aktualnie potrzebny, ale po to, żeby "nie zmarnować" bonu, 3. potrzeba dostosowania cen do kosztów produkcji, stopniowego likwidowania dotacji w sposób, który nie odbijałby się negatywnie na poziomie życia ludności, a równocześnie wprowadzał więcej ładu w skomplikowaną problematykę kosztów, 4. cena systemu funkcjonowania bonów, nie tyle koszt ich wydrukowania, co angażowanie pracy wielu tysięcy osób w ich rozprowadzenie.
Nie wiem, czy dobrze wywnioskowałem, ale wydaje mi się, że dla właścicieli "prywatnych środków produkcji" (rzemieślników, taksówkarzy, ajentów), dla m.in. których bony planowano wycofać w pierwszej kolejności - do 1 czerwca 1980 r. - nie przewidywano przyznania ekwiwalentu pieniężnego.
Rozumiem, że Sierpień 1980 r. i to co stało się po Sierpniu przekreśliło realizację powyższych planów.

Z innej beczki. Również wiosną 1980 r. otwarto w Warszawie przy ulicy Stawki pierwszy w Polsce sklep firmowy z odzieżową dżinsową marki "Wrangler". Ktoś wie coś więcej na jego temat? Gdzie dokładnie się mieścił? Jak długo działał? Jak duży miał asortyment? W jakiej walucie się w nim płaciło?
*



Pamietajmy jednak, ze w 1980 roku to kartki na cukier byly tylko przyslowiowym czubkiem gory lodowej...bo system kartkowy obejmowal znacznie szersza czesc produktow, nie tylko spozywczych. (Fiaty 126p tez przeciez byly "na kartki", zwane "ksiazeczkami przedplat").

Odnosnie Wranglera, to oczywiscie ten sklep miescil sie w wiezowcu Intraco na Stawkach. Od wczesnych lat pierwszej polowy lat 70-tych (czyli od momentu zbudowania Intraco) miescil sie tam takze sklep Pewexu, chociaz nie pamietam, czy to jeszcze byl PeKaO, czy tez juz Pewex, ktory zostal w tym okresie formalnie utworzony (nie pamietam w ktorym to bylo roku), ale chodzilo o to, ze byl to wtedy drugi sklep "eksportu wewnetrznego" w Warszawie, gdzie mozna bylo kupowac za "twarde". Pierwszym i jednynym przez wiele lat byl oczywiscie sklep na ulicy Jasnej przy banku PeKaO SA. (Nie mylic z PRLowkim PKO).
 
User is offline  PMMini Profile Post #43

     
Fuser
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 4.268
Nr użytkownika: 15.418

 
 
post 12/05/2020, 22:03 Quote Post

QUOTE(Phouty @ 12/05/2020, 22:49)
QUOTE(Fuser @ 12/05/2020, 10:32)
Ciekawą informację przeczytałem dziś.
Rząd Edwarda Babiucha planował przyjętą wiosną 1980 r. uchwałą Rady Ministrów stopniowe odejście do końca 1980 roku od wprowadzonych w 1976 roku bonów na cukier poprzez sukcesywne zastąpienie ich ekwiwalentem pieniężnym odpowiadającym dokładnie różnicy cen między cukrem na bony, a dostępnym w normalnej (niereglamentowanej) sprzedaży. Decyzje w tej sprawie w odniesieniu do pracowników gospodarki uspołecznionej miały podjąć same załogi. Jako powody likwidacji bonów podawano: 1. fakt, że dostawy na rynek osiągnęły poziom wystarczający do pełnego pokrycia potrzeb, 2. bony stanowiły hamulec do ustalenia stanu równowagi między podażą a popytem na cukier, bowiem nabywano go nie dlatego, że był aktualnie potrzebny, ale po to, żeby "nie zmarnować" bonu, 3. potrzeba dostosowania cen do kosztów produkcji, stopniowego likwidowania dotacji w sposób, który nie odbijałby się negatywnie na poziomie życia ludności, a równocześnie wprowadzał więcej ładu w skomplikowaną problematykę kosztów, 4. cena systemu funkcjonowania bonów, nie tyle koszt ich wydrukowania, co angażowanie pracy wielu tysięcy osób w ich rozprowadzenie.
Nie wiem, czy dobrze wywnioskowałem, ale wydaje mi się, że dla właścicieli "prywatnych środków produkcji" (rzemieślników, taksówkarzy, ajentów), dla m.in. których bony planowano wycofać w pierwszej kolejności - do 1 czerwca 1980 r. - nie przewidywano przyznania ekwiwalentu pieniężnego.
Rozumiem, że Sierpień 1980 r. i to co stało się po Sierpniu przekreśliło realizację powyższych planów.

Z innej beczki. Również wiosną 1980 r. otwarto w Warszawie przy ulicy Stawki pierwszy w Polsce sklep firmowy z odzieżową dżinsową marki "Wrangler". Ktoś wie coś więcej na jego temat? Gdzie dokładnie się mieścił? Jak długo działał? Jak duży miał asortyment? W jakiej walucie się w nim płaciło?
*



Pamietajmy jednak, ze w 1980 roku to kartki na cukier byly tylko przyslowiowym czubkiem gory lodowej...bo system kartkowy obejmowal znacznie szersza czesc produktow, nie tylko spozywczych.
*


W 1980 roku z produktów spożywczych tylko cukier był na kartki.
 
User is offline  PMMini Profile Post #44

     
Phouty
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 3.146
Nr użytkownika: 81.932

 
 
post 12/05/2020, 22:35 Quote Post

QUOTE(Fuser @ 12/05/2020, 13:03)
QUOTE(Phouty @ 12/05/2020, 22:49)
QUOTE(Fuser @ 12/05/2020, 10:32)
Ciekawą informację przeczytałem dziś.
Rząd Edwarda Babiucha planował przyjętą wiosną 1980 r. uchwałą Rady Ministrów stopniowe odejście do końca 1980 roku od wprowadzonych w 1976 roku bonów na cukier poprzez sukcesywne zastąpienie ich ekwiwalentem pieniężnym odpowiadającym dokładnie różnicy cen między cukrem na bony, a dostępnym w normalnej (niereglamentowanej) sprzedaży. Decyzje w tej sprawie w odniesieniu do pracowników gospodarki uspołecznionej miały podjąć same załogi. Jako powody likwidacji bonów podawano: 1. fakt, że dostawy na rynek osiągnęły poziom wystarczający do pełnego pokrycia potrzeb, 2. bony stanowiły hamulec do ustalenia stanu równowagi między podażą a popytem na cukier, bowiem nabywano go nie dlatego, że był aktualnie potrzebny, ale po to, żeby "nie zmarnować" bonu, 3. potrzeba dostosowania cen do kosztów produkcji, stopniowego likwidowania dotacji w sposób, który nie odbijałby się negatywnie na poziomie życia ludności, a równocześnie wprowadzał więcej ładu w skomplikowaną problematykę kosztów, 4. cena systemu funkcjonowania bonów, nie tyle koszt ich wydrukowania, co angażowanie pracy wielu tysięcy osób w ich rozprowadzenie.
Nie wiem, czy dobrze wywnioskowałem, ale wydaje mi się, że dla właścicieli "prywatnych środków produkcji" (rzemieślników, taksówkarzy, ajentów), dla m.in. których bony planowano wycofać w pierwszej kolejności - do 1 czerwca 1980 r. - nie przewidywano przyznania ekwiwalentu pieniężnego.
Rozumiem, że Sierpień 1980 r. i to co stało się po Sierpniu przekreśliło realizację powyższych planów.

Z innej beczki. Również wiosną 1980 r. otwarto w Warszawie przy ulicy Stawki pierwszy w Polsce sklep firmowy z odzieżową dżinsową marki "Wrangler". Ktoś wie coś więcej na jego temat? Gdzie dokładnie się mieścił? Jak długo działał? Jak duży miał asortyment? W jakiej walucie się w nim płaciło?
*



Pamietajmy jednak, ze w 1980 roku to kartki na cukier byly tylko przyslowiowym czubkiem gory lodowej...bo system kartkowy obejmowal znacznie szersza czesc produktow, nie tylko spozywczych.
*


W 1980 roku z produktów spożywczych tylko cukier był na kartki.
*



Ooops! Moj blad! Masz racje! Ale tylko formalnie. Kartki na cukier wprowadzono w 1976 roku. To mnie osobiscie bardzo "bolalo", bo ja do dzisiaj konsumuje niewyobrazalne ilosci cukru. Od polowy lat 70-tych byl jednak brak miesa i produktow miesnych. Poradzono sobie w ten sposob, ze przynajmniej w Warszawie (nie wiem jak bylo w innych miastach) stworzono w duzych zakladach przemyslowych, takich chociazby jak (dla przykladu) FSO, Huta Warszawa, zaklady Kasprzaka, MZK i tak dalej, system "kartek wewnetrznych", gdzie chyba raz w miesiacu (???), co dwa tygodnie (???)...autentycznie nie pomne, szlo sie do stolowki i dostawalo sie "paczke przydzialowa". Bylo tego troche...i nam z zona (dzieci jeszcze nie mielismy...bo i po co?) to starczalo i jeszcze moglismy to rodzinie/znajomym porozdawac. Wiec kolejek za "padlina" osobiscie nie mialem okazji tez doswiadczyc.

Wiec przyznaje sie do bledu, bo poza tymi kartkami na cukier, to z innych kartkami nie mialem do czynienia, poniewaz wyjechalem z "dobrobytu" w maju 1980 roku.
Jednakze ten "wewnetrzny system kartkowy" w wielkich zakladach przemyslowych (nie jestem pewien, ale chyba tak bylo w calym PRLu w duzych zakladach przermyslowych) byl mimo wszystko systemem "kartkowym", chociaz tak to sie oczywiscie nie nazywalo.

Poza tym, to mialem "wejscia", bo moja starsza siostra pracowala jako "pani ksiegowa"...wyplacala ludziom pensje w okienku, wiec ja kazdy znal w zakladach miesnych na Brodnie. Gdy bylo wiec jakies niespodziewane zapotrzebowanie na "habanine", to sie zjawialem u siostry w pracy, a ona mnie prowadzila do ich wewnetrznego sklepu...i mozna bylo wtedy swobodnie urzadzic imieniny, albo jakies inne swieta. Dobrobyt, mocium panie! wink.gif
Ah! To byly czasy!!! (Az mi sie lezka w oku zakrecila).
 
User is offline  PMMini Profile Post #45

4 Strony < 1 2 3 4 > 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej