Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
2 Strony  1 2 > 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Koniec PZPR: wyprowadzenie sztandaru
     
nok.nok
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 3
Nr użytkownika: 53.123

 
 
post 24/01/2009, 23:50 Quote Post

Od jakiegoś czasu poszukuję informacji kto-konkretnie z imienia i nazwiska- wyprowadzał sztandar PZPR. Pozdrawiam
 
User is offline  PMMini Profile Post #1

     
varius
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 353
Nr użytkownika: 42.024

Zawód: Uczen
 
 
post 25/01/2009, 0:26 Quote Post

Czyżby chodziło o Mieczysława Rakowskiego?
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #2

     
rower
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 711
Nr użytkownika: 40.288

Zawód: historyk
 
 
post 25/01/2009, 0:38 Quote Post

tow. Mieczysław jedynie wydał komendę i przyglądał się temu wydarzeniu:) Ale kto wynosił, mimo,że wielokrotnie ten moment oglądałem, nie wiem.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #3

     
nok.nok
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 3
Nr użytkownika: 53.123

 
 
post 25/01/2009, 1:02 Quote Post

a gdzie można to obejrzeć, to może sama rozpoznam wink.gif
 
User is offline  PMMini Profile Post #4

     
rower
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 711
Nr użytkownika: 40.288

Zawód: historyk
 
 
post 25/01/2009, 21:36 Quote Post

w sieci jest filmik z ostatniego zjazdu PZPR, takie kulisy. Poza tym w necie widziałem fotografie z wyprowadzenai sztandaru dobrze poszukaj przez gugle.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #5

     
nok.nok
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 3
Nr użytkownika: 53.123

 
 
post 25/01/2009, 21:52 Quote Post

na "ostatki" złożyłam zamówienie, mój internet, który "jest wszędzie" nie obsługuje tego rodzaju grzecznych próśb. Zaspokój więc przynajmniej doraźnie moja ciekawość i powiedz czy jest w nim ujęcie z wynoszenia sztandaru. Co do guglowych zdjęć to jakoś mi nie poszło wallbash.gif
 
User is offline  PMMini Profile Post #6

     
orkan
 

IX ranga
*********
Grupa: Użytkownik
Postów: 7.571
Nr użytkownika: 58.347

Stopień akademicki: mgr
 
 
post 29/01/2010, 0:26 Quote Post

Następnego dnia po wyprowadzeniu sztandaru "młode wilki" rodem z ZSP i ZSMP (Ordynacka i Smolna) pod patronatem tow Mieczysława utworzyły SdRP natomiast pod patronatem byłego sekretarza KW PZPR w Gdańsku Fiszbacha założono USdP czyli Unie Socjaldemokracji Polskiej. Partia zdechła po 2 latach. Większość aparatu-kadry PZPR była zdemoralizowana, bezideowa trochę przybita sytuacja. Pierwsze pieniądze z majątku poszło na ich odprawy a to pożerało mnóstwo kasy bo w każdej gminie nawet w Bieszczadach był etatowy pracownik bądź grupa pracowników aparatu PZPR nie mówiąc już o miastach z KW. Ludzie ci w bardzo małej liczbie zasili obie partie a sama SdRP była raczej partią kadrową ideową bo jak nazwać 300 członków w kolebce panny "S" z łatką postkomunistów i marnymi szansami wyborczymi. Aparat zaczął wracać po 1993. Apogeum nastąpiło na przełomie wieków. Członkowie byłej SdRP zostali w niektórych regionach przytłoczeni "starymi" układami i biegłością w przeprowadzaniu zjazdów i konwencji przez dawny aparat. Wielu ludzi przychodziło do partii nie tylko po to aby działać ale dostać pracę. I nie chodziło tu o fuchę urzędnika ale prostych zawodów. Było to na rękę instancjom rządnych większej liczby członków a tym samym większej liczby delegatów co skutkowało większym znaczeniem na zjazdach. W niektórych strukturach odtworzono dokładnie stan władz PZPR z 1990 roku. Co gorsza w miejsce luźnej i swobodnej atmosfery z czasów SdRP aparat PZPR w SLD zaczął wprowadzać tą nieznośną dętość, bufonatość, sztywność i przesadę. Bizantyjskie zjazdy mające pokazać sprawność przewodniczącego danej organizacji zaczynając od powiatu budziło pewien dysonans względem głoszonych ideałów i programu. Szczytem niezrozumienia tego w jakiej jest się partii był salonik dla VIP na pokładzie katamaranu którym miał popłynąć Prezydent RP-kandydat oraz grupa zwolenników. Otóż wg organizatora rejsu w tej grupie wywodzącej się z egalitarnej partii były VIPy i motłoch. Na szczęście Prezydent-zwolennik luzu- nie znalazł czasu na tak "przygotowany" rejs. Klęska SLD w wyborach była skutkiem, oprócz afer gospodarczych, przedewszystkim wewnętrznych podziałów, kłótni i pączkowania "spółdzielni". Dochodziło do tego że tzw haki lub materiały pod następne afery z udziałem SLD dostarczali sami członkowie SLD chcących pozbyć się konkurencji. Wiele z tych zarzutów było niesłusznych co umniejszało bez sensu wizerunek partii. Podobne procesy zachodziły wcześniej w AWS czy UW. Dzisiaj PiS i PO jest mądrzejsze o tamte doświadczenia. Mam nadzieje że tak jest.
 
User is offline  PMMini Profile Post #7

     
Net_Skater
 

IX ranga
*********
Grupa: Supermoderator
Postów: 4.753
Nr użytkownika: 1.980

Stopień akademicki: Scholar & Gentleman
Zawód: Byly podatnik
 
 
post 30/01/2020, 18:56 Quote Post

„Żegnając się z partią, wcale nie uważam, że kładziemy ją do trumny”

29 stycznia 1990 r. uczestnicy XI Zjazdu PZPR przyjęli uchwałę o zakończeniu działalności partii. Jak komuniści oddawali władzę? Kogo upokorzono, a kto się uwłaszczył? Na te i inne pytania odpowiada prof. Antoni Dudek.

Newsweek Historia: Podobno żadne pożegnanie nie jest boleśniejsze od pożegnania z władzą.
Prof. Antoni Dudek: Można się zgodzić z Talleyrandem.

Bardzo ich w 1989 roku bolało?
- Większość dyktatur upadała w bardziej dramatycznych okolicznościach. Jednak boleć musiało. Pamiętajmy, że czym innym jest ustępowanie w systemie demokratycznym po upływie kadencji. Zwykle obywa się bez dalszych konsekwencji, takich jak utrata majątku, wolności lub życia. W systemach niedemokratycznych władza jest zorientowana na trwanie, więc rządzący albo nie wierzą w swój koniec, albo bardzo się go boją. Co czyni rozstanie z władzą zaskakującym i bardzo przykrym doświadczeniem.

W 1989 nie było zaskoczenia. Wszelkie znaki na niebie i ziemi...
- Opowiem pani historię pewnego zakładu. Czterech prominentnych członków aparatu władzy typuje – w marcu 1989 r. – wyniki nadchodzących i całkowicie wolnych wyborów do Senatu. Mieczysław Rakowski, Aleksander Kwaśniewski, Jerzy Urban i Aleksander Borowicz, najmniej z nich znany, ówczesny podsekretarz stanu w Radzie Ministrów. Spisują prognozy na kartce papieru w kratkę.

Rakowski od dawna utyskiwał na położenie partii „gorsze niż po wprowadzeniu stanu wojennego”. Pewnie nie obstawiał zbyt wysoko.
- Przeciwnie, był największym optymistą. Kalkulował, że kandydaci PZPR zdobędą aż 60 mandatów, solidarnościowej opozycji dawał 38. Wówczas jeszcze senatorów miało być 98, wybieranych po w każdym województwie. Ostatecznie stanęło na 100, co wywalczyła Solidarność.

Jak typowali pozostali?
- Porażki partii nie przewidywał Jerzy Urban, choć obstawił trochę niżej: 56 do 42. Kwaśniewski szacował pół na pół. Najbliższy prawdy był Borowicz: 68 mandatów dla opozycji, 30 dla partii.

Tak czy owak – pierwsi naiwni! Przecież to Ciosek i Urban kłopotali się w oficjalnych raportach, że aktywa ekipy PZPR sprowadzają się do poparcia radzieckiego.
- A i to było niepewne. Gorbaczow dawał coraz wyraźniej do zrozumienia, że politycznych satelitów nie zamierza dłużej mieć na karku. Gospodarka radziecka nie była w stanie udzielać bratniej pomocy, więc od tej pory – a był 1985 rok – odejście od doktryny Breżniewa staje się faktem. Bratnie partie mają sobie radzić same.

PZPR sobie nie radzi, ale nie traci dobrego samopoczucia.
- Przekonanie, że wygrają – jak oceniał po latach Wojciech Jaruzelski – brało się trochę z przyzwyczajenia: zawsze wygrywali. Nie doceniono poziomu frustracji społeczeństwa, które miało dość pustych półek, propagandy i czołgów na ulicach.

Kampania wyborcza też się władzy nie udała.
- Popełniono wiele koszmarnych błędów. Partia zawierzyła badaniom sondażowym, które mówiły, że większość Polaków chce głosować na konkretnego człowieka bez względu na jego przynależność partyjną. Na wyborczy front posłano więc ówczesnych celebrytów: prezenterkę telewizyjną Zdzisławę Gucę, profesora Zbigniewa Religę czy Antoniego Gucwińskiego, dyrektora wrocławskiego zoo, znanego z telewizji. Stawiano też na kandydatów, którzy – z racji wykonywanego zawodu – mieli znane nazwiska i dobrą reputację. Ale nawet oni nie byli w stanie uzbierać więcej niż 30 proc. głosów. Brakowało strategii. Jakiejkolwiek.

„W rezultacie jesteśmy świadkami żałosnego widowiska” – pisała ówczesna „Polityka”.
- Władza zintensyfikowała swoje działania dopiero na ostatniej prostej, kiedy partyjni analitycy podnieśli larum. Komitet Wojewódzki PZPR w Przemyślu nakazywał prowadzić agitację pod hasłem powagi chwili. „Oto przyszła dla nas decydująca próba, rozstrzyga się przyszłość Partii, los ludzi z nią związanych – pisali. – Nie wolno więc kierować się filozofią, że »jakoś to będzie«. Za bierność przyjdzie nam słono zapłacić”.

Cena faktycznie była wysoka. Opozycja zgarnęła wszystko. W Senacie 99 mandatów.
- Ten jeden to wypadek przy pracy. Piotr Baumgart z Piły nie dojechał na sesję fotograficzną z Wałęsą. Kandydat stawał, fotograf pstrykał, delikwent podawał imię, nazwisko i miasto, z którego kandyduje, a za kilka dni widział się na plakacie z liderem Solidarności. To był gwarant mandatu. Żartowano wówczas, że nawet krowa by weszła, gdyby miała zdjęcie z Wałęsą.

Ale pokonał go nie miejscowy politruk, tylko self-made man, Henryk Stokłosa, bohater późniejszych afer finansowych. Baumgart żalił się wówczas w „Gazecie Wyborczej”, że jego konkurent wyłożył na kampanię 100 milionów z własnej kieszeni i po prostu kupował ludzi.
- Na jego festynach kiełbaski i piwo były darmowe. W tej sferze Stokłosa był prawdziwym prekursorem. Ludziom imponował człowiek sukcesu z pieniędzmi, kilkanaście miesięcy później na podobny haczyk złowił wyborców Stan Tymiński. Poza tym Stokłosa był wygodny i dla niechętnych komunistom, i dla tych, którym nie odpowiadała narodowo-katolicka retoryka obozu solidarnościowego. „Nie z koalicji, nie z opozycji” – takie miał hasło.

Wróćmy do PZPR. Nie zamierzała tracić władzy w wyborach.
- To miał być spektakl. Wpuścimy opozycję do parlamentu, ale na naszych warunkach. Polską nie będzie już rządził pierwszy sekretarz, tylko prezydent – nasz prezydent z szerokimi uprawnieniami. Żadna zmiana ustroju, zaledwie modyfikacja. Taki był plan.

A tu klęska przy urnie.
- Prognozowana zresztą przez niektóre sondaże. W badaniu sprawdzającym zaufanie do przywódców obu obozów Wałęsa otrzymywał 91 proc., Jaruzelski 40.

Skąd zatem obawa głównego stratega wyborczego PZPR Zygmunta Czarzastego, że w spektakularne zwycięstwo komunistów nie uwierzy Zachód?
- Utrzymywano nastrój sztucznego optymizmu. I liczono na twardy elektorat. Mamy jedną trzecią wyborców, opozycja ma jedną trzecią, reszta to niezdecydowani – szacowano – choć w tym ostatnim wypadku nie było wiadomo, czy ludzie naprawdę się wahali, czy też bali się deklarować poparcie dla Solidarności. Tak czy owak z kalkulacji władzy wzięła się ordynacja większościowa.

Przecież tym samym wybory stawały się plebiscytem! Albo socjalizm, albo kapitalizm. Wybór oczywisty.
- Ale wiosną 1989 r. doradcom Jaruzelskiego wydawało się, że ordynacja proporcjonalna będzie dla PZPR mniej korzystna. Bo elektorat opozycji to były duże miasta, gdzie mieszkała ponad połowa Polaków. Władza je poświęcała, licząc w zamian na zwycięstwo w około 30 małych województwach, co przełożyłoby się na wygraną w skali ogólnokrajowej.

Day after. Rozpacz? Wściekłość? Strach?
- Szok. Bo na Solidarność głosowali nawet ci do tej pory lojalni i materialnie usatysfakcjonowani – z placówek dyplomatycznych, z intratnych budów zagranicznych. Głosy tam oddawane zliczano do okręgu Warszawa Śródmieście, z którego o mandat poselski bił się Jerzy Urban. Bez powodzenia. Rozżalony pisał w liście do Jaruzelskiego: „Sukces Solidarności w mniejszym stopniu był wynikiem propagandy Solidarności, gdyż na tych budowach tej propagandy nie było”. Urban dostrzegł wyraźnie, że społeczeństwo podziękowało towarzyszom...

Ale „towarzysze niewybrani przez naród nadal piastują urzędy” – podsumowuje powyborczą sytuację u nas tygodnik „Der Spiegel”. Ot, taki paradoks.
- Niektórzy działacze dostrzegają ten brak społecznej legitymizacji. Po takiej klęsce – przebąkuje Józef Czyrek, sekretarz KC PZPR na jakimś partyjnym konwentyklu – powinniśmy się chyba władzą podzielić nieco bardziej i oddać opozycji stanowisko premiera. Dość szybko się z tego wycofuje.

Tymczasem w tajnym meldunku z 10 czerwca elbląskie służby donoszą, że z podobnym pomysłem wystąpił w miejscowym kościele działacz opozycji, niejaki Jarosław Kaczyński.
- Solidarność zdobyła więcej, niż zakładała, i poczuła się silna. A Kaczyński wie, że jeśli opozycja ma wziąć odpowiedzialność za kraj, to tylko z własnym premierem. Powtórzy to miesiąc później Adam Michnik w słynnym artykule „Wasz prezydent, nasz premier”. Okoliczności będą sprzyjały, bo próba sformowania rządu przez Kiszczaka spali na panewce.

Dlaczego?
- Po 4 czerwca cały aparat państwowy wypowiedział partii posłuszeństwo. Tysiące ludzi w różnych urzędach myślą: „Wreszcie! Nie będą więcej nami pomiatać, won!”. To przełom psychologiczny. Komitety wojewódzkie pustoszeją. W wielu jest problem z posiedzeniami plenum, bo nie ma kworum. A gdy pod koniec czerwca Komitet Centralny śle do ówczesnego ministra finansów Andrzeja Wróblewskiego żądanie dofinansowania – przecież partia wydała na kampanię, co miała – zderza się z odmową. Stanisław
Ciosek żąda, by Wróblewskiego postawić za to przed komisją kontroli partyjnej. Tyle że w nowych czasach stare mechanizmy nie działają. A jedyną deską ratunku dla PZPR jest – o ironio! – konsekwentne trwanie przy okrągłostołowych postanowieniach.

Wiarołomna władza nagle obwieszcza, że pacta sunt servanda, umów należy dotrzymywać?!
- Biuro Polityczne już 6 czerwca deklaruje, że PZPR „była, jest i pozostać pragnie partnerem lojalnym, dotrzymującym zobowiązań”. Nadal aktualna jest bowiem prezydentura Jaruzelskiego. To najważniejszy, choć niespisany punkt kontraktu, milcząco zaakceptowany przez Solidarność przy Okrągłym Stole. W czerwcu stołeczna SB przygotowuje raport, a w nim wprost pisze o prezydenturze dla generała jako jedynej szansie na przeciwwagę dla opozycji. No i dalszym trwaniu przy władzy.

Sam generał hamletyzuje. Mówi, że jeśli miałby być „przeciągnięty” przez Sejm, to woli się wycofać. Potem rezygnuje i na posiedzeniu Biura Politycznego wysuwa kandydaturę Kiszczaka, która przecież miałaby jeszcze mniejsze szanse.
- Jaruzelski nie był impregnowany na sygnały z zewnątrz. Przeciwko jego wyborowi protestowano na ulicach w Warszawie, Krakowie, Opolu, Kielcach, Radomiu. Przed Sejmem, aż do dnia wyboru, stali pikietujący z Konfederacji Polski Niepodległej. Poparcia konsekwentnie odmawiała mu grupa posłów ze Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego (ZSL) i Stronnictwa Demokratycznego (SD).

Sojusznicy nie są naszymi sojusznikami – denerwował się Rakowski.
- Kierownictwo ZSL rozesłało do ponad ćwierć miliona swoich członków ankietę, w której pytano o dalszą koalicję z PZPR. 86 proc. było na „nie”. Prawie połowa opowiedziała się za zmianą nazwy na Polskie Stronnictwo Ludowe. SD anulowało deklarację o współpracy z PZPR. Jakby tego było mało, funkcjonariusze SB donosili o malejącej popularności generała wśród aparatu partyjnego.

Po dwóch tygodniach Jaruzelski zmienia zdanie.
- Bo okazuje się, że Kiszczak ma jeszcze mniejsze szanse. Do Warszawy przyjechał też prezydent George Bush i przekonywał Jaruzelskiego, że jest znakomitym kandydatem na prezydenta.

A skąd ten nagły przypływ sympatii?
- Zachód obawia się rewolucyjnego tempa zmian, które mogłoby w konsekwencji załamać transformację w Polsce i pośrednio uderzyć w Gorbaczowa. A z nim Stany Zjednoczone wiążą spore nadzieje. Ambasador USA w Polsce John Davis przekonuje więc solidarnościowych parlamentarzystów, by pomogli w wyborze Jaruzelskiego. Choćby przez absencję podczas głosowania albo oddanie głosu nieważnego.

I Jaruzelski przechodzi. Jednym głosem.
- To dla niego dzień upokorzenia. Głosowało przeciw niemu sześciu posłów z ZSL, czterech z SD, a nawet jeden z PZPR. Jego wybór został uratowany przez senatora Andrzeja Wielowieyskiego, który z sześcioma innymi parlamentarzystami oddał głos nieważny, obniżając minimum umożliwiające wybór. A kluczowy głos „za” oddał senator Stanisław Bernatowicz z Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego.
Kiedy kończy się posiedzenie, Bronisława Geremka łapie za rękaw Stanisław Ciosek. Jest pod wrażeniem: „Wy macie pakt z diabłem – sapie – wszystko było wymyślone, żeby on przeszedł tylko jednym głosem. Zegarmistrzowska precyzja!”. Tymczasem na Jaruzelskim zemściło się po prostu wieloletnie pomiatanie koalicjantami. Przybudówki PZPR postanowiły wybić się na polityczną niepodległość, a przy okazji pokazać przewodniej sile narodu gest Kozakiewicza. Decyzję, by budować rząd koalicyjny z satelitami PZPR, czyli z ZSL i SD, podejmie Wałęsa. Część opozycyjnego środowiska długo będzie się przed tym bronić. Obawiano się, że to pułapka, próba skompKiedy kończy się posiedzenie, Bronisława Geremka łapie za rękaw Stanisław Ciosek. Jest pod wrażeniem: „Wy macie pakt z diabłem – sapie – wszystko było wymyślone, żeby on przeszedł tylko jednym głosem. Zegarmistrzowska precyzja!”. Tymczasem na Jaruzelskim zemściło się po prostu wieloletnie pomiatanie koalicjantami. Przybudówki PZromitowania. „Jesteśmy umoczeni na drugi dzień” – wieszczył Wielowieyski. Ale PZPR, której kierownictwo próbowało nowej koalicji zapobiec, była już wtedy polityczną wydmuszką.

„Dziewiętnasty lipca był dla mnie dniem bardziej przerażającym niż dzień po wyborach do Sejmu i Senatu – notuje w liście do Jaruzelskiego Jerzy Urban, roztrząsając koniec koalicji, ale nie tylko – los kraju dosłownie zależał od tego, czy jakiś gość wyszedł czy nie wyszedł za swoją potrzebą”.
- Raczej los Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. To było ich być albo nie być. Dlatego gdy Zgromadzenie Narodowe zatwierdza kandydaturę generała, komuniści wciąż czują, że są w grze. Gdy na początku listopada Jaruzelski spotka się z wracającym z Moskwy Egonem Krenzem, ostatnim komunistycznym przywódcą NRD, powie mu: „Wprawdzie oddaliśmy przedsiębiorstwo, ale zapewniliśmy sobie kontrolny pakiet akcji” – jest to udział w rządzie, organach bezpieczeństwa i w wojsku oraz urząd prezydenta. Kilkanaście dni później Krenz stanie się politycznym trupem, a Jaruzelski będzie urzędował w Belwederze jeszcze przez rok. A wpływy w armii zachowa przez całe lata 90.

Szara eminencja?
- Człowiek, który przez 30 lat decydował o oficerskich awansach i generalskich szlifach, ma wokół siebie wielu wdzięcznych ludzi. Jako główny architekt kadrowy polskiego wojska działa cudzymi rękoma, zza kulis. Armia będzie jego najważniejszą polisą ubezpieczeniową.

Podobna nadzieja towarzyszy Mieczysławowi Rakowskiemu, gdy po 42 latach istnienia PZPR wyprowadza partyjny sztandar. „Żegnając się z partią, wcale nie uważam, że kładziemy ją do trumny” – mówi. Jest styczeń 1990 roku. Czy wówczas jeszcze na coś liczono?
- Gdyby na nic nie liczono, to w miejsce PZPR niczego by nie stworzono. Tymczasem powstały dwie partie, z których jedna zrobiła w III RP sporą karierę. Dwukrotnie wygrywała wybory parlamentarne, a jej lider był przez dekadę prezydentem. Nawet on był zaskoczony, jak szybko sukces stał się udziałem postkomunistycznej lewicy. Bo w 1990 r. zarówno Kwaśniewski, jak i Rakowski oceniali, że na powrót do władzy będą musieli poczekać 10-15 lat. Wystarczyły trzy.

Po nieboszczce zostaje spadek.
- Całkiem spory. Majątek PZPR przejmuje uchwałą XI Zjazdu Socjaldemokracja Rzeczypospolitej Polskiej. W sprawozdaniu z likwidacji majątku partii czytamy: „Kapitał partyjny znalazł się w kilku bankach. Także w wielu spółkach. W zdecydowanej większości majątek tych spółek nigdy nie został przejęty przez Skarb Państwa”.

Są jeszcze nieruchomości i ich wyposażenie.
- Około trzech tysięcy budynków, ale PZPR, wierząc w nieskończoność swego panowania, nie zadbała o wpisy do ksiąg wieczystych. Rychło odnajdują się prawowici właściciele, którzy odzyskują większość dóbr. Niektóre zrealizowane już transakcje, jak choćby sprzedaż za okrągły milion dolarów siedziby krakowskiego komitetu, trzeba anulować.

Lepiej poradzili sobie koalicjanci – ZSL i SD.
- Obie partie: późniejsze PSL i noszące wciąż tę samą nazwę SD, fantastycznie urządziły się dzięki finansowej spuściźnie poprzedniego systemu. Przejęły na własność niemal 95 proc. majątku, w tym wszystkie nieruchomości. Polityczne okoliczności im sprzyjały. Obie partie weszły do rządu Tadeusza Mazowieckiego. Premier Jan Krzysztof Bielecki nie miał do tych spraw głowy. Jan Olszewski został szefem rządu dzięki poparciu obu partii, w zamian za gwarancje, że wszyscy urzędnicy wywodzący się ze środowiska dawnych satelitów PZPR zachowają stanowiska. Kolejny rząd, Hanny Suchockiej, szybko dokonał żywota, a Waldemar Pawlak nie był zainteresowany, by rozliczać własne ugrupowanie.
Ryszard Kapuściński, podróżując po upadającym Związku Radzieckim, opisywał wiatr hulający po opustoszałych urzędach. Dawni partyjni działacze byli już gdzie indziej. Mieli pierwszą w mieście stację benzynową albo kantor. Przejmowali za grosze państwowe przedsiębiorstwa. Załatwiali sobie kontrakty. Uwłaszczali się.
- W Polsce było podobnie, choć na mniejszą skalę. Uwłaszczają się przede wszystkim ludzie z obrzeża władzy, nie ci ze świecznika. Prominentni działacze horyzonty z reguły mieli ciasne, nie sięgali dalej niż Komitetu Centralnego, a w nowej rzeczywistości czuli się zagubieni. Ci sprytniejsi rzucają się na rynek. Masowo powstają spółki nomenklaturowe. Pod koniec 1989 r. na polecenie rządu Mazowieckiego Prokuratura Generalna bada skalę tego zjawiska. Dolicza się prawie 1600 spółek. Ich prezesami są sami partyjni, głównie ci z aparatu gospodarczego: dyrektorzy, kierownicy, prezesi spółdzielni. Reglamentowana rewolucja zapewniła wielu aparatczykom miękkie lądowanie.


Gdzie jest cezura? Moment, o którym można powiedzieć, że komunistyczna władza została całkowicie odsunięta od sterów? I że to zrozumiała?
- Nie ma jednego takiego momentu. To proces, którego początkiem był 4 czerwca 1989 roku, a końcem grudzień 1990 r., gdy Lech Wałęsa złożył przysięgę prezydencką. Najważniejszym etapem pośrednim jest oczywiście utworzenie we wrześniu 1989 r. rządu Mazowieckiego. Ale trzeba pamiętać, że na 24 jego ministrów tylko połowa wywodziła się z Solidarności. Zresztą nawet po objęciu urzędu prezydenta przez Wałęsę przez kolejnych 10 miesięcy istnieje jeszcze Sejm kontraktowy, którego strukturę określono w Magdalence. Dlatego za ostateczny koniec okresu przejściowego między PRL a III RP uznaję dopiero pierwsze po wojnie demokratyczne wybory parlamentarne w październiku 1991 roku.
(Onet)


N_S
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #8

     
Phouty
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 3.146
Nr użytkownika: 81.932

 
 
post 4/02/2020, 21:05 Quote Post

Ja chcialbym tu zadac byc moze naiwne, a byc moze "glupie" pytania, jednakze nie potrafie bez glebszego szukania znalezc na nie odpowiedzi.

Co stalo sie z wlasnascia intelektualna PZPR?
Nie chodzi mi bynajmniej o dobra materialne, ale wlasnie o wlasnosc intelektualna. Mam na mysli te wszystkie ich publikacje na partyjny uzytek wewnetrzny, publikacje propagandowe na uzytek zewnetrzny, oraz oczywiscie dzialalnosc literacka, czy tez publicystyczna dokonywana przez mniej lub bardziej "niezaleznych" literatow/publicystow na rzecz partii.

Kto to przejal po 1990 roku? Kto to obecnie archiwizuje/kataloguje?
Czy ta spuscizna intelektualna (albo pseudointelektualna...niewazne...nie klocmy sie o drobnostki) zostala jakos "znacjonalizowana", czy tez zostala przekazana jakiejs innej organizacji lub instytucji?
Jezeli tak, to jakiej? Jezeli nie, to czy oznacza to, ze byla wlasnosc intelektualna PZPR jest obecnie wlasnoscia publiczna?
A jezeli jest wlasnoscia publiczna, to co to oznacza w praktyce?

Ot, przyszly mi te pytania do glowy podczas czytania wywiadu zamieszczonego przez Net Skater.
 
User is offline  PMMini Profile Post #9

     
poldas372
 

X ranga
**********
Grupa: Użytkownik
Postów: 11.890
Nr użytkownika: 19.336

 
 
post 4/02/2020, 21:30 Quote Post

Biblioteka Sejmowa RP.
 
User is offline  PMMini Profile Post #10

     
Rats
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 547
Nr użytkownika: 98.960

 
 
post 5/02/2020, 0:09 Quote Post

QUOTE(Phouty @ 4/02/2020, 21:05)
Ja chcialbym tu zadac byc moze naiwne, a byc moze "glupie" pytania, jednakze nie potrafie bez glebszego szukania znalezc na nie odpowiedzi.

Co stalo sie z wlasnascia intelektualna PZPR?

Nie było czegoś takiego jak własność intelektualna PZPR.Każde wydawnictwo, publikacja , broszura , miała swojego konkretnego
autora lub zespół autorów i to oni mają prawa autorskie.
 
User is offline  PMMini Profile Post #11

     
Phouty
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 3.146
Nr użytkownika: 81.932

 
 
post 5/02/2020, 4:54 Quote Post

QUOTE(Rats @ 4/02/2020, 15:09)
QUOTE(Phouty @ 4/02/2020, 21:05)
Ja chcialbym tu zadac byc moze naiwne, a byc moze "glupie" pytania, jednakze nie potrafie bez glebszego szukania znalezc na nie odpowiedzi.

Co stalo sie z wlasnascia intelektualna PZPR?

Nie było czegoś takiego jak własność intelektualna PZPR.Każde wydawnictwo, publikacja , broszura , miała swojego konkretnego
autora lub zespół autorów i to oni mają prawa autorskie.
*



W porzadku! Ale co z publikacjami, ktore byly "zbiorowe"?
Wezmy dla przyklady wydawany w PRLu miesiecznik pod tytulem Ideologia i Polityka, ktory wprawdzie podawal nazwiska autorow poszczegolnych artykulow, jednakze wszystko bylo firmowane przez Wydzial Pracy Ideowo-Wychowawczej Komitetu Centralnego PZPR.

Czy gdybym dzisiaj chial zamiescic na tym forum skan calego artykulu autorstwa takiego chociazby Albina Siwaka, czy tez innego Jerzego Waszczuka, czy tez chociazby teksty przemowien Gierka, czy tez Kani, to musze sie ich pytac o pozwolenie, lub placic im komisje za chociazby komercyjne wykorzystanie ich tekstow?
(Z tym nie mam "ideologicznych" problemow, poniewaz uwazam, ze prawa autorskie naleza do autora). Ale z drugiej strony, to oni w PRLu tych praw autorskich nie mieli, gdy publikowali to w ramach systemu dystrybucyjnego nalezacego do partii!

Poza tym, to jezeli chociazby autorzy nie zyja, to kto obecnie trzyma piecze nad ich prawami autorskimi?

Czy gdybym chial komercyjnie uzyc fragmenty przemowien chociazby takiego Jaruzelskiego, to czy musze uzyskac pozwolenie od jego corki i ewentualnie placic jej komisje?

Przyznaje, ze nie bardzo lapie...bo z jednej strony PZPR zniknela prawnie z horyzonu, a z drugiej strony, to (bazujac na Twojej wypowiedzi) zyje ona w formie "prywatnej wlasnosci".
Wiec probuje dociec, jak to w praktycznej rzeczywistosci jest!

A wykorzystanie niekomercyjne?
(Mam tu podoby zestaw pytan).


Otoz posiadam troche materialow pochodzacych z okresu PRLu i czasami mam chec zamiescic skany tych materialow tutaj na forum, bo czesto sa tu dyskusje, ktore nawiazuja bezposrednio do pewnych zagadnien, wiec pokazanie oryginalow (chociazby danych statystycznych) pochodzacych w oryginalnego zrodla, jakim bylo wtedy PZPR, by bardzo pomoglo wielu uzytkownikom, ktorzy czesto poszukuja danych.

Jednakze nie bardzo wiem czy moge to zrobic, to znaczy zamiescic skany calych publikacji, czy tez artykulow z prasy partyjnej, bo wlasnie sie obawiam, ze ktos potem moze mnie "ciagac za konsekwencje". wink.gif

Dlatego probuje dociec, jak to z tym wszystkim jest.

Bo rozumiem, ze skoro Biblioteka Sejmowa RP (wedlug poldas372) przejela to w fizyczne posiadanie (przynajmniej jakas okreslona czesc), to jest to wiec domena publiczna i chyba nie wymaga zadnych pozwolen autorskich?
Dobrze koncypuje?

Ten post był edytowany przez Phouty: 5/02/2020, 21:14
 
User is offline  PMMini Profile Post #12

     
Napoleon7
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 3.975
Nr użytkownika: 58.281

 
 
post 5/02/2020, 9:38 Quote Post

CODE
to jest to wiec domena publiczna i chyba nie wymaga zadnych pozwolen autorskich?

Jak znam życie, to tak właśnie jest.
Mam podobne problemy, bo dużo korzystam z wydawnictw radzieckich, a nawet rosyjskich z lat 90, których już nie ma (sporo pojawiało się wówczas efemeryd, które pojawiały się i znikały). Ich już nie ma, autorzy przeważnie nie żyją, kwestia praw autorskich nie była ściśle reglamentowana i w zasadzie te materiały są "bezpańskie".
Nawet gdybyś chciał znaleźć tego kto do nich ma prawa, podejrzewam że byłoby to bardzo trudne jeżeli wręcz niemożliwe. Przynajmniej w większości przypadków.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #13

     
ChochlikTW
 

W trakcie uczłowieczania
**********
Grupa: Użytkownik
Postów: 11.493
Nr użytkownika: 98.976

Stopień akademicki: magister
 
 
post 5/02/2020, 11:18 Quote Post

@Phouty

CODE
Kto to obecnie archiwizuje/kataloguje?

Biblioteka Narodowa zajmuje się takimi rzeczami. Ma specjalny dział, który zajmuje się digitalizacją książek, czasopism, grafik, map, muzykaliów, druków ulotnych oraz rękopisów, które zostały wydane w kraju.
Wznowiła ona działalność w 45r.
Szukałbym tam wszystkiego, co wyszło spod znaku PZPR.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #14

     
poldas372
 

X ranga
**********
Grupa: Użytkownik
Postów: 11.890
Nr użytkownika: 19.336

 
 
post 5/02/2020, 21:12 Quote Post

Wygaśnięcie praw autorskich spod znaku PZPR nastąpi za 40 lat.
 
User is offline  PMMini Profile Post #15

2 Strony  1 2 > 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej