|
|
Zaopatrzenie rynku w latach 1948-89
|
|
|
KOMUCH21
|
|
|
I ranga |
|
|
|
Grupa: Użytkownik |
|
Postów: 26 |
|
Nr użytkownika: 47.318 |
|
|
|
|
|
Stopień akademicki: |
|
Zawód: BANITA |
|
|
|
|
Witam!
Zastanawiałem się dlaczego za Bieruta były towary w sklepach a gdy doszedł do władzy Gomułka, był problem z artykułami spożywczymi i codziennego użytku. Mój dziadek i babcia opowiadali mi że za Bieruta było wszystko materiały, mięso, mleko itp. W każdym bądź razie nie było żadnych kolejek do sklepów.
|
|
|
|
|
|
|
|
Skąd taka wiedza? Gospodarkę niedoboru mieliśmy w Polsce ludowej stale.
|
|
|
|
|
|
|
|
Moi rodzice mają inne wspomnienia, mama dyskryminowana towarzysko jako niekołchoźnica, a dziadek dostał kosą po żebrach, gdy rozwiązywano kołchoz. Lekko nie było - kontyngenty żywnościowe pobierane przez państwo. O poziomie dobrobytu PRL świadczy fakt, że w aferze mięsnej za Gomułki padały wyroki śmierci.
|
|
|
|
|
|
|
|
W Poznaniu w 56 roku robotnicy wyszli na ulice bo mieli zbyt wyśrubowane normy produkcji a za te wyrobione normy zamiast premii dostawali dodatkowy podatek do zapłacenia. Czytając te wspomnienia (bo jeszcze wtedy mnie na świecie nie było żebym mógł pamiętać) Bardzo często się spotyka informacje o tym, że mimo zabranego podatku ci robotnicy jeszcze jakieś pieniądze do domu przynosili tyle tylko, że właśnie tu powstawał problem bo nie mogli tych pieniędzy wydać bo w sklepach zbyt wielu towarów nie było. Czasem nawet z chlebem był problem co jak na miasto targowe gdzie przyjeżdżali zachodni turyści było też ciekawym "oknem wystawowym komunizmu".Zresztą zdjęcia z demonstracji z czerwca tego roku gdzie widać hasła "żądamy chleba" nie były przypadkowe.Tak więc mówienie o tym, że wszystko było w sklepach jest dziwne.
|
|
|
|
|
|
|
|
Trudno dostępne artykuły, w tym żywność, były przydzielane w miejscach pracy. Stanowiło to zasadniczy i skuteczny system motywacyjny dla pracowników. A przechodniów z ulicy ten proceder nie raził, bo go nie widzieli. Istniały również przy instytucjach i "lepszych" zakładach wewnętrzne, dobrze zaopatrzone, kantyny z własnym systemem kartkowym. pzdr.
|
|
|
|
|
|
|
|
Uzytkownik kris9 zapytuje:
QUOTE To bardzo ciekawe: W Polsce za komuny "towarzyszy partyjnych" były miliony. Mam też takie pytanie: Co to były dokładnie za sklepy -gdzie mozna było ewentualnie kupić towar inny niż ocet- i gdzie się one mieściły? Ad 1: Oczywiscie, ze byly miliony towarzyszy - ale to nie oznaczalo, ze partia byla kompletnie i zawsze egalitarna. Byli towarzysze - i byli inni towarzysze. Zwykly, szeregowy towarzysz, czlonek Podstawowej Organizacji Partyjnej (POP - najnizsza komorka partii) w jakims tam zakladzie pracy oprocz posiadania legitymacji partyjnej byl na codzien w zasadzie nikim. Jego sytuacja zmieniala sie kiedy skoczyl o szczebel wyzej w hierarchii partyjnej, np. zostal wybrany na sekretarza POP. Wtedy pojawialy sie nowe kontakty, nowe znajomosci - a wiec mozliwosci dostepu do dobr zwanych wtedy "reglamentowanymi" - jak np. mieszkania. Ad 2: sklepy. Wiem, ze w siedzibie Komitetu Centralnego PZPR znajdowal sie sklep z artykulami spozywczymi, dostepny wylacznie dla zatrudnionych w tym miejscu etatowych funkcjonariuszy. Bardzo czesto w postach tego watku wspomina sie przyslowiowy ocet - jako czesto jedyny dostepny produkt. Powiedzmy sobie otwarcie: legendarny ocet byl symbolem kryzysu zaopatrzeniowego w koncu lat siedemdziesiatych i lat osiemdziesiatych. Doskonale pamietam lata 1957 - 1976: puste sklepy z butelka octu na wystawie to nie ten okres. Odrebnym zagadnieniem bylo zaopatrzenie w produkty i przetwory miesne. Ta galez rynku byla zawsze problematyczna. Regula bylo, ze sklepy miesne byly zawalone towarem w przeddzien swiat Wielkanocy i Bozego Narodzenia i narod na zapas obzeral sie szynka i schabami, bo poza tymi dwoma krotkimi okresami roku, kupienie czegos przyzwoitego zalezalo wylacznie od tego, czy mialo sie szczescie byc w sklepie zaraz po dostawie towaru. Bo jesli sie szczescia nie mialo, to bylo sie skazanym na kielbase "zwyczajna" lub wolowine z krowy z ktorej wycisnieto ostatnia krople mleka.
N_S
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE Mam też takie pytanie: Co to były dokładnie za sklepy -gdzie mozna było ewentualnie kupić towar inny niż ocet- i gdzie się one mieściły? Tak po prostu przy ulicy? Na przykład we Warszawie na rogu Koszykowej i Mokotowskiej. Północno-zachodnim, jeśli kto ciekaw. W latach 50-tych nazywano to "sklepy za żółtymi firankami". Po Październiku z hukiem zamykane, wkrótce po cichu przywrócone. Przedsiębiorstwo nazywało się "Konsumy".
|
|
|
|
|
|
|
|
Temat świadczy o całkowitej ignorancji jego Autora. Poczytaj o tzw. "Bitwie o handel", modyfikacjach Planu 6-letniego, o wprowadzeniu kartek na artykuły żywnościowe w 1951 roku i ich zniesieniu w styczniu 1953 r. i okolicznościach ich zniesienia (np. w rozmowie Teresy Torańskiej z Wiktorem Kłosiewiczem, przewodniczącym Centralnej Rady Związków Zawodowych w okresie stalinowskim i prominentnym działaczem PZPR w latach 50-tych w ksiązce "Oni"). Może pozwoli Ci to nieco zwiększyć wiedzę na temat zaopatrzenia rynku w towary konsumpcyjne w okresie rządów Bieruta.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Grandi @ 20/01/2010, 10:55) Ludzie, jak się czyta takie rzeczy to aż razi ta stronniczość wypowiedzi. WY żyliście przez cały okres PRL czy tylko posiadacie wiedzę lekturową pokroju "Komunizm w Polsce- zdrada, zbrodnia, zakłamanie, zniewolenie". Jak na razie tylko Astar wykazał klarowność umysłu, reszta jak kukiełki powiela schematy ujęte w jedyny słuszny sposób. Z wypowiedzi rodziców wiem, że w PRLu żyło im się dobrze, lepiej niż teraz, bo każdy miał dobrą pracę itd.(a takich ludzi w tym kraju są setki tysięcy). Nie popieram ich opinii, ja wychowywałem się w demokracji i nie moge wyobrazić sobie życia bez internetu, otwartych granic, wolnego rynku itd. Podstawowy problem większości wypowiedzi: strasznie generalizujecie, jesteście stronniczy i brak wam obiektywizmu. Problem żywności: Nie piszcie, że dotyczyło to całej Polski bo jest to nieprawda. Mieszkam w Dębicy, gdzie powstał koncern Igloopol (ktoś słyszał?) i żywność była tu zwykle ogólnodostepna, jak i w miastach gdzie ten gigant działał (a zatrudniał ponad 37 tys. ludzi). Piszecie do znudzenia o kolejkach, ale dzisiaj jak pół godziny stoje w supermarkecie z butelką wody i sz*** mnie trafia, bo przede mną jest kilkanaście osób z pełnymi wózkami,za mną drugie tyle, to nikt nie płacze, że kolejki długie i trzeba stać (pomijam fakt że zawód kasjerki jest chyba niesamowicie niewdzięczny w dzisiejszych czasach). Kolejna skrajność, niby w całej Polsce były puste półki, i tylko ocet stał. Ktoś kto ma inteligencję od razu dojdzie do wniosków, że ci ludzie musieli się żywić powietrzem, trawą popijane octem. Ktoś płacze, że były kartki, ale za każda kartką stała spora ilość mięsa na tydzień, której dzisiaj pewnie nawet w ciagu miesiaca nie zjem (jak większość Polaków nie tyle z powodów finansowych, co zdrowotnych-mięso nie jest zdrowe). Pomijam fakt, że dzisiaj także jesteście ofiarą (jak w PRL) propagandy, o której będzie się mówić za kilkadziesiąt lat, gdy zmienią się na świecie formy rządów a demokracja przestanie mieć sens jako rządy grupki wybieranej przez motłoch, ktory odpowiednimi hasłami, promocją można ukierunkować. Propagandy proamerykańskiej m.in. Dzisiaj się mówi o misji stabilizacyjnej w Iraku, za 30 lat będzie się mówić o agresji USA wraz z Polską i siłami sprzymierzonymi na Bliski Wschód. Trochę obiektwizmu..
Chłopie, cała moja rodzina wykształciła sie w PRL, a starsi jeszcze go budowali, a żeby było zabawniej jeden był też kinomechanikiem w KBW. Nikt nie żałuje komunizmu.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(godfrydl @ 25/01/2010, 13:31) Tak, tak, do dzis wielu ludzi powyżej 30-ki wspomina, że zapach pomarańczy czy grejpfruta kojarzy im się z Bożym Narodzeniem. Kto zajadał się przysmakiem pt. "plaster cytryny w cukrze" ręka do góry.
Pamięć węchowa jest bardzo trwała i sądzę, że sam zapach pomarańczy, przywołując podświadome wspomnienia, wielu z tamtej generacji poprawia nastrój.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Stonewall @ 23/01/2010, 12:12) Pierwszego banana zjadłem w okolicach roku 1993 i pamiętam, że jego smak porównywałem do smaku gotowanego jabłka.
Banany jak najbardziej "za komuny" jadłem. Na pewno rzadko - ale pamiętam je "z dzieciństwa".
Natomiast pamiętam sytuację gdy całą rodziną próbowaliśmy po raz pierwszy owoc kiwi. Myślę, że był to początek lat 90-tych, ale pewności nie mam.. Smak (a może raczej kolor?) porównywaliśmy do ogórka
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Gerhard @ 25/01/2010, 16:19) QUOTE(Stonewall @ 23/01/2010, 12:12) Pierwszego banana zjadłem w okolicach roku 1993 i pamiętam, że jego smak porównywałem do smaku gotowanego jabłka. Banany jak najbardziej "za komuny" jadłem. Na pewno rzadko - ale pamiętam je "z dzieciństwa". Natomiast pamiętam sytuację gdy całą rodziną próbowaliśmy po raz pierwszy owoc kiwi. Myślę, że był to początek lat 90-tych, ale pewności nie mam.. Smak (a może raczej kolor?) porównywaliśmy do ogórka
hehe, miałem podobnie:) Gdy pojawił sie u nas hipermarket, komisyjnie rodziną próbowaliśmy awokado oraz owoc granatu, ale do żadnego sie nie przekonałem.
|
|
|
|
|
|
|
|
Witam Stołówka szkolna z poczatku lat 80-tych przynajmniej 2 razy w tygodniu bobsleje czyli jajko na twardo w sosie chrzanowym i rozwodniony kisiel, zupa wodnista i cieńka jak kartka papieru. A stołówka była w szkole wspieranej przez wojsko (chodziły do niej dzieciaki zołnierzy zawodowych). Wielu z nas pamięta wyroby czekoladopodobne.....
Alternatywą dla kartek na mięso były wiejskie świniobicia ,wiekszość z naszych rodziców miało zaprzyjąźnionego rolnika u którego zaopatrywało się w padlinke, ziemniaki i inne warzywa.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(pawel76 @ 26/01/2010, 22:51)
Alternatywą dla kartek na mięso były wiejskie świniobicia ,wiekszość z naszych rodziców miało zaprzyjąźnionego rolnika u którego zaopatrywało się w padlinke, ziemniaki i inne warzywa.
W stanie wojennym taka wyprawa to była przygoda , takie prywatne świniobicie traktowano jako spekulację i nie były to żarty.Pamiętam przypadek pewnego emeryta który dorabiał sobie sprzedając w pociągu dojeżdzjącym do pracy , kajzerki zakupione wcześniej w uspołecznionym sklepie , dostał trzy lata.
|
|
|
|
|
|
|
Grandi
|
|
|
Nowicjusz |
|
|
|
Grupa: Użytkownik |
|
Postów: 4 |
|
Nr użytkownika: 43.592 |
|
|
|
Zawód: student |
|
|
|
|
Nikt nie broni komunizmu, ale nie pisze się jedynie o tym co było be, ale także o pozytywach. To pozwala zachować obiektywizm. Igloo skończył jak skończył, prawdą jest że "demokratyczne" rządy Mazowickiego go załatwiły. Koncern miał iść pod młotek, gdyż interesowały się nim korporacje z Hiszpanii, Japonii a nawet COCA-COLA. Robiło się tam wszystko, z tego co wiem nawet narty Mógł zostać sprzedany jako całość i mielibyśmy już na start potężną firmę w którą inwestowaliby zagraniczni inwestorzy. Jeden głos przesądził, że robito go na części i w takim stanie mógł co najwyżej byc sprywatyzowany na mniejsze firmy już bez takiego znaczenia jak całość. Rozbito go, bo kojarzył się pozytywnie, jak niewiele rzeczy tego okresu, z PRLem. Po sobie zostawił jak ktoś napisał niepochlebną spuściznę np. w Wołosatem (nawiasem mówiąc pewnie bez Igloo dzisiaj byłaby tam puszcza bez ludzi, bo wtedy to były jedynie miejsca pracy w regionie wsi). Duża ilość wsi i miast zdynamizowała swój rozwój o ten koncern, dzisiaj jego obiekty zajmuja tacy potentaci jak Koral czy Zielona budka. Obiekty sportowe które stworzył są dzisiaj bazą dla pływaków, piłkarzy w kilku miastach Polski. Obiekty mieszkalne które zbudował są dzisiaj dzielnicami niektórych miast w Polsce. Tysiącom ludzi się kojarzy pozytywnie a już na pewno tym 37 tysiącom którzy mieli możliwość w nim pracować.
|
|
|
|
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|