|
|
Wojny w XVII-wiecznej Europie... - P. Skworoda
|
|
|
|
Tak, rycin z epoki jest sporo i faktycznie są dobrej jakości. Z polskich są: Bar, Warszawa, Kraków, Toruń, Zamość i Kamieniec Podolski. Do plusów książki można też dodać rozdział o Anglii. Jeżeli chodzi o morza i oceany to niech lepiej wypowie się Napoleopn7. Wymieniłem te błędy w datach nie żeby pokazać ew. niewiedzę autora, bo raczej to zwykłe gapiostwo albo "pisanie po ciemku na klawiaturze" Koncentracja! Takie błędy pojawiają się wielu książkach
Ten post był edytowany przez smiglu: 21/10/2014, 16:26
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Darth Stalin @ 21/10/2014, 11:21) Cóż... jak się chce choćby "zarysować" temat obejmujący całe stulecie i to na całym kontynencie europejskim (i nie tylko...) w tomie mającym niecałe 500 stron, to się robi problem.
A dodatkowo autor urządza sobie dość szerokie objętościowo dygresje na temat XVIII, XIX i XX wieku - np. z 12 stron poświęconych Japonii, to tak z 1/4 dotyczy wydarzeń z okresu XVIII - XX wiek.
|
|
|
|
|
|
|
|
Zgadza się. Przeczytałem połowę rozdziału o Morzu Śródziemnym a do tej pory tylko Malta i Lepanto;)
|
|
|
|
|
|
|
|
Przecież Malta i Lepanto to XVI wiek???
|
|
|
|
|
|
|
|
Sporo w książce XVI wieku, trochę za dużo jak na zwykłe wprowadzenie w XVII wiek. Zresztą tytuł rozdziału: Walki o Morze Śródziemne 1565-1699.
Ten post był edytowany przez smiglu: 21/10/2014, 17:18
|
|
|
|
|
|
|
|
Trochę sobie poczytałem, szczególnie rozdział XIX, i podtrzymuję to co napisałem na wstępie. Pan Skworoda pisze o sprawach morskich bardzo ogólnie, upraszczając pewne kwestie "do bólu". Przy tej objętości pracy to usprawiedliwione, ale robi on to tak, że niekiedy lektura jego tekstu nie wyjasnia istoty sprawy lub wręcz prowadzi do błędnych wniosków. Błędy pan Skworoda też popełnia. Największym jest chyba (o ile go dobrze zrozumiałem - te uproszczenia!!!) błędnie przedstawiona polityka morska Francji z okresu panowania Ludwika XIV. Autor pisze, że "Colbert wprowadził zasadę mobilizowania prywatnych zasobów gospodarczych i wyzyskiwania ich jako instrumentu polityki państwa" (s. 393). Nie za bardzo wiem o co Autorowi chodziło, ale jedyne co przychodzi mi do głowy to to, że owa mobilizacja związana była z prowadzeniem działalności korsarskiej, rzeczywiście przez Francuzów prowadzonej z dużym rozmachem i w sposób dotychczas niespotykany kontrolowana przez państwo. Tyle tylko, że akurat nie było to jakieś dzieło Colberta tylko wynik kilku czynników (np. niemożności prowadzenia normalnego handlu w czasie wojny przez kupców z północnych wybrzeży, który w związku z tym na czas wojny przebranżawiali się w korsarzy) niezależnych od władz centralnych. Colbert korsarstwo traktował jako działalność drugorzędną i nawet do pewnego stopnia niepożądaną, gdyż korsarze rywalizowali z regularną flotą o marynarzy, których Francuzi za dużo nie mieli (istniały przepisy zabraniające werbunku przez korsarzy królewskich marynarzy z list konskrypcyjnych!). To dość skomplikowany temat, któremu należałoby poświęcić nieco więcej miejsca, w każdym razie to nie jest tak jak pisze pan Skworoda. A już stwierdzenie, że Vauban był kontynuatorem działań Colberta jest kompletnym nieporozumieniem! Bo było wręcz przeciwnie. Colbert był zwolennikiem silnej floty, której celem na wypadek konfliktu miało być podjęcie walki o panowanie na morzu. Vauban zaś, jako współpracownik Lovouisa, był jej przeciwnikiem (chodziło o rywalizację o środki - na armię lądową lub flotę). Co prawda Vauban nie był aż tak radykalny jak jego patron, doceniał bowiem fakt posiadania regularnej floty, ale mniejszej liczebnie i mającej jedynie stanowić oparcie dla korsarzy (miała odciągać uwagę floty przeciwnika i zapewnić obronę wybrzeży). Tym ostatnim przyznając główne zadania ofensywne. Francuska doktryna wojny krążowniczej narodziła się przy tym w trakcie wojny 1688-1697, gdy okazało się, że Francja nie jest w stanie z taką sama intensywnością prowadzić działania i na lądzie i na morzu. Była więc rozwiązaniem na swój sposób awaryjnym. Tak czy inaczej jednak, koncepcje Vaubana i Colberta miały się do siebie jak pięść do nosa i mówienie o jakiejś kontynuacji (jeszcze konsekwentnej!!!) to ewidentny błąd. Inne błędy są już mniejszego kalibru i mają charakter "jednostkowy". Bo np. duża liczba admirałów we flocie holenderskiej co wynikało z istnienia 5 regionalnych flot (dobrze opisała to w swej książce pani Pastorek - a jej pozycja jest w bibliografii) wcale nie ułatwiała dowodzenie flotą, w niektórych sytuacjach zaś mogła ją wręcz komplikować. Zastosowanie lawet 4-kołowych absolutnie nie osłabiało odrzutu! Raczej odwrotnie - lepiej odrzut osłabiały lawet 2-kołowe (tarcie!), ułatwiały natomiast prowadzenie ognia. Nie pisałbym tez o jakiejś "wyższości nawigacyjnej" Anglików nad Hiszpanami w 1588 roku, gdyż sami Anglicy z najwyższym uznaniem wyrażali się o umiejętnościach żeglarskich swych przeciwników, które im absolutnie nie ustępowały. Również za mocno przesadzone uznałbym stwierdzenie, że koszty odbudowy floty angielskiej za panowania Karola I (który rzeczywiście uważał to za rzecz istotną) doprowadziły do kryzysu ustroju w Anglii! To jest właśnie klasyczny przykład uproszczeń stosowanych przez pana Skworodę, które mogą ewidentnie wprowadzić czytelnika w błąd. Bo problem jest znacznie bardziej złożony i choć w tym co autor napisał jest ziarno prawdy (kwestia wydatków państwowych) to takie przedstawienie sprawy jest nieporozumieniem. Dużo byłoby jeszcze tu pisać. Bo i charakterystyka niektórych klas okrętów jest... nazwałbym to infantylna (np. karawel, 74-działowce zaś jako pierwsi zaczęli budować Francuzi i nie dlatego, że były "tanie i proste w budowie"!!! - to znów kwestia wymagająca obszerniejszych wyjaśnień!) i niektóre opinie błędne (jak np. kryzys energetyczny (?) który jakoby miał miejsce w Anglii w XVII w czy też efekt wprowadzenia koksu jako paliwa do pieców hutniczych - znów maksymalne uproszczenia mogą prowadzić czytelników - czy też raczej prowadzą w teksie książki - do kompletnie błędnych wniosków!).
Tu miałbym uwagę do bibliografii. Jest ona bardzo obszerna, ale pomimo tego niepełna. Bardzo dużo w niej pozycji typu Ospreye, których wartości nie neguję, ale też i bym nie przeceniał. Dodatkowo trochę w bibliografii jest bałaganu, bo kolejność alfabetyczna nie do końca jest przestrzegana (autor do ostatniego momentu dopisywał pozycje?) i brak kilku fundamentalnych pozycji. Nie chciałbym je tu wszystkie wymieniać, ale np. jak się pisze o flocie i dociera do jakichś pozycji Glate'a, to warto też mieć jego pracę Navies and Nations, która by znacznie autorowi pisanie owego rozdziału XIX ułatwiła! A jak się np. pisze o armii i flocie rosyjskiej z XVIII wieku, to warto by skorzystać z książki Bieskrownego Russkaja armia i flot w XVIII wiekie. I tak dalej... Kiedyś pisałem, że każdemu kto chciałby pisać o tematach morskich z okresu którym i ja się zajmuję, oferuję pomoc. Nie wiem czy pan Skworoda czytał mą deklarację, ale lepiej jak by czytał a najlepiej gdyby z niej skorzystał.
W sumie książka może rozczarować kogoś, kto się spodziewa czegoś konkretniejszego. Nie oceniłbym ja jako złą (nie ma ludzi nie popełniających błędów!), bo laik może z niej wynieść bardzo ogólny obraz epoki, ale szaleństw się nie spodziewajmy.
Ten post był edytowany przez Napoleon7: 21/10/2014, 17:56
|
|
|
|
|
|
|
DISGORGER
|
|
|
II ranga |
|
|
|
Grupa: Użytkownik |
|
Postów: 90 |
|
Nr użytkownika: 52.780 |
|
|
|
Disgorger |
|
|
|
|
Co Pan uważa za szaleństwo? Jak to interpretować? Czy szaleństwem było by 1000 stron?
|
|
|
|
|
|
|
|
Pod pojęciem "szaleństwo" rozumiem tu coś wybitnego, odkrywczego, tudzież wyjątkowo zręczną charakterystykę okresu bardzo dobrze oddająca jego specyfikę itd. Czyli coś co by mogło czytelnika z nadmiarem usatysfakcjonować (objętość nie ma tu nic do rzeczy - sądzę, że przyjmując inną formułę był w stanie napisać znacznie lepszą pracę na tych 450 stronach). W tej książce tego "czegoś" nie ma. Przynajmniej tak mi się zdaje na podstawie tego co przeczytałem. Ale, jak wspomniałem, nie jest to też książka którą całkowicie bym krytykował.
|
|
|
|
|
|
|
|
Ehh niestety tytuł uwiódł, a w środku gorzkie rozczarowanie. Sam spis treści tego nie zapowiadał, ale to co w środku znalazłem...Autora chyba poniosła fantazja bo miesza mu się XVI, XVII i XVIII wiek, a i wycieczek do współczesności nie brak...niestety bardzo słaba pozycja i choć rzadko to piszę szkoda wydanych pieniędzy
|
|
|
|
|
|
|
lobau
|
|
|
II ranga |
|
|
|
Grupa: Użytkownik |
|
Postów: 95 |
|
Nr użytkownika: 73.164 |
|
|
|
MB |
|
Stopień akademicki: dr |
|
Zawód: historyk |
|
|
|
|
Jestem w trakcie lektury i wydaje mi się, że tak ostre oceny są mocno przesadzone. Struktura pracy jest nowoczesna, przypominająca syntezy wydawane na zachodzie. We wstępie Autor wyjaśnia, że jest to książka popularno-naukowa, więc przypisów i tak jest sporo. Pewnie, że bibliografia mogłaby zostać uzupełniona o więcej publikacji obcojęzycznych, tylko czy wiele by to zmieniło? Brakowało tego typu syntezy i bardzo dobrze, że taka się pojawiła. Na plus trzeba zaliczyć bardzo dobry materiał ilustracyjny. Zastanawiam się, czy gdyby zamiast polskiego nazwiska Autora wstawić tam angielsko- lub niemiecko brzmiące, opinie byłyby równie krytyczne. Jednocześnie przed zakupem proponuję uważnie przejrzeć końcówkę książki. Drukarnia się nie popisała i w moim egz. brakowało ok. 20 stron (końcówka ostatniego rozdziału i początek bibliografii).
|
|
|
|
|
|
|
|
Również sądzę, że krytyka zbyt daleko posunięta. Po prostu przy przekrojówce tego typu znawcy poszczególnych opisywanych aspektów mogą się czuć rozczarowani, bo zawsze będą uważać, że można było więcej i lepiej. Jednakże IMO ta książka ma przede wszystkim porządkować i zestawiać w jednym miejscu określone informacje i takie zadanie spełnia.
Warto wspomnieć, że recenzentem książki był sam prof. Nagielski.
|
|
|
|
|
|
|
gazda1812
|
|
|
Nowicjusz |
|
|
|
Grupa: Użytkownik |
|
Postów: 1 |
|
Nr użytkownika: 96.465 |
|
|
|
|
|
|
Książka kuriozum. Autor wcale nie skupia się ani na XVII wieku, ani na Europie, ani na wojnach. Zasadniczo to są ogóle uwagi o wojskowości między XVI a XX wiekiem, z naciskiem (ale nieszczególnym) na Europę XVII wieku. Momentami bardzo słaba merytorycznie. Osobiście specjalizuję się w historii fortyfikacji i czytając fragmenty poświęcone tej tematyce miałem nieustanny ból zębów. Owszem, historycy zasadniczo nie znają się na fortyfikacjach i nawet w dobrych książkach autorów słusznie uważanych za wybitnych historyków błędy, i to poważne w odniesieniu do tej tematyki są częste. Jednak to co autor tej książki wypisywał o fortyfikacjach jest znacznie poniżej tego słabego poziomu. Nie rozumiem, jak ta książka mogła przejść przez recenzję wydawniczą.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(gazda1812 @ 14/02/2015, 20:28) Książka kuriozum. Autor wcale nie skupia się ani na XVII wieku, ani na Europie, ani na wojnach. Zasadniczo to są ogóle uwagi o wojskowości między XVI a XX wiekiem, z naciskiem (ale nieszczególnym) na Europę XVII wieku. Momentami bardzo słaba merytorycznie. Osobiście specjalizuję się w historii fortyfikacji i czytając fragmenty poświęcone tej tematyce miałem nieustanny ból zębów. Owszem, historycy zasadniczo nie znają się na fortyfikacjach i nawet w dobrych książkach autorów słusznie uważanych za wybitnych historyków błędy, i to poważne w odniesieniu do tej tematyki są częste. Jednak to co autor tej książki wypisywał o fortyfikacjach jest znacznie poniżej tego słabego poziomu. Nie rozumiem, jak ta książka mogła przejść przez recenzję wydawniczą. Możesz przytoczyć jakieś błędy merytoryczne we fragmentach poświęconych fortyfikacjom? Pozdrawiam!
|
|
|
|
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|