Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
2 Strony  1 2 > 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Dogodna kolonizacja Wikingow w Ameryce, Dlaczego Nowa Funlandia ?
     
FORTUNAT
 

II ranga
**
Grupa: Banita
Postów: 84
Nr użytkownika: 23.622

Stopień akademicki: BANITA
 
 
post 15/11/2006, 21:28 Quote Post

Znamy wikingow jako wspanialyc ludzi morza i wytrwalyc zeglarzy. skoro odkryli Nowa Foundlandie a mieli tak doskonale umiejetnosci zeglarskie to przeciez musieli plywac wzdluz wybrzaza zapoznając sie z nim. Mysle ze znając morze i mając tak duże umiejętnosci Wikingowie mogli pływac dalej na poludne moze nawet dopływali w okolice long island, przeciez dla najlepszyc zeglarzy tej czesci swiata w tamtym czasie to bylby zaden wyczyn. Znając long island i pływając wzdluz brzegu mogli przeciez Wikingowie doplynac do miejsca gdzie zimy sa ciepłe i caly rok jest ciepło. Takie odkrycie pozwoliloby przenesc ludnosc z Nowej Foundlandii zimnej gdzie słabo udaje sie rolnictwo powedzmy do karoliny północnej i wtedy łatwiej by im sie zyło mogliby sie łatwiej rozwijac i demograficzne wzrastać. Jak myslicie dlaczego woleli zostać na Nowej Foundlandii dlaczego nie przeprowadzili sie w lepsze łagodnejsze bardziej sprzyjające emigracji okolice.
Co myslicie i jak wyobrazacie sobie rozwoj Spolecznosci Wikingow gdyby się przenesli do karoliny polnocnej gdzies na wybrzeze nad dużą rzekę.
rolleyes.gif biggrin.gif biggrin.gif biggrin.gif biggrin.gif biggrin.gif rolleyes.gif

 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #1

     
Ramond
 

Úlvur av Føroyar
**********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 16.517
Nr użytkownika: 9.304

Stopień akademicki: dr inz.
Zawód: inzynier
 
 
post 16/11/2006, 10:07 Quote Post

QUOTE
Takie odkrycie pozwoliloby przenesc ludnosc z Nowej Foundlandii zimnej gdzie słabo udaje sie rolnictwo powedzmy do karoliny północnej i wtedy łatwiej by im sie zyło mogliby sie łatwiej rozwijac i demograficzne wzrastać.

Jaką ludność? Czterdziestu chłopa i dwie baby? Kto tam miał demograficznie wzrastać?
QUOTE
myslicie dlaczego woleli zostać na Nowej Foundlandii dlaczego nie przeprowadzili sie w lepsze łagodnejsze bardziej sprzyjające emigracji okolice.

Nie woleli zostać i nie zostali na Nowej Funlandii. Wrócili na Grenlandię. To zresztą wystarczający komentarz do ciepłolubności Wikingów.
 
User is offline  PMMini Profile Post #2

     
Anders
 

VII ranga
*******
Grupa: Moderatorzy
Postów: 2.435
Nr użytkownika: 4.016

Zawód: Biurowy
 
 
post 16/11/2006, 19:13 Quote Post

QUOTE
Jaką ludność? Czterdziestu chłopa i dwie baby? Kto tam miał demograficznie wzrastać?


Dodajmy jeszcze, że niewiasty nie postawiły zapewne nogi na Nowej Funlandii (choć głowy nie dam) - należały bowiem do wyprawy bodaj Karlsefniego, a nie Leifa Szczęściarza.

 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #3

     
Rian
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 3.332
Nr użytkownika: 6.598

Stopień akademicki: mgr
Zawód: politolog
 
 
post 19/11/2006, 15:07 Quote Post

Nowa Funlandia byla tylko krotkotrwala "baza przesiadkowa" - miejsce gdzie mozna sie na chwile zatrzymac, naprawic lodzie itp. Wikingowie nie mieli zamiaru osiedlac sie tam na stale. Poza tym - bylo to dogodne miejsce (bo blisko Grenlandii) dla zdobywania jakze waznego na wyspie surowca - drewna (wyprawy po drewno na Nowa Funlandie podejmowane przez Grenlandczykow ciagnely sie az do XIV wieku - o czym malo kto wie). Pewnie plywali i dalej - ale bez checi osadnictwa - zarowno kolonia grenlandzka jak i Islandia mialy zbyt niewielka liczbe ludnosci aby kolonizowac kolejny - jakze olbrzymi lad.
Uprzedzajac kolejne pytanie - "dlaczego Grenlandczycy nie przeniesli sie w bardziej sprzyjajace do zycia miejsce jak np. Long Island?" - odpowiem: Z powodu konfliktow z tubylcami. Woleli oni powracac na przyjazna Islandie, niz udawac sie na nieznane, zamieszkane przez wrogie plemiona ziemie. (choc sa rozwazane teorie, iz ostatni Grenlandczycy wlasnie na kontyneny amerykanski sie wyniesli - polecam http://www.historycy.org/index.php?showtopic=10372 )
 
User is offline  PMMini Profile Post #4

     
maru
 

Nowicjusz
Grupa: Użytkownik
Postów: 11
Nr użytkownika: 26.380

 
 
post 29/12/2006, 9:19 Quote Post

W tym poście fragmenty tekstu wykorzystałem: Sfinks-tajemnice historii cz.2, wydanie 1, styczeń 1998

Pozwoliłem sobie podzielić na drobne podrozdziały.Poniważ temat jest gigantyczny.

ZAGADKA WINLANDII

Najwcześniejszą wzmianką o normańskim osadnictwie w Ameryce znajdziemy nie w sagach – te powstawały przecież dopiero między XII a XIV wiekiem. Natomiast kronikarz Adam z Bremy już ok. 1075 roku zwarł w swym dziele „Gesta Hammaburgensis ecclesiae pontificum” opis „wysp północnych”. Adam z Bremy z pedantyczną dokładnością podał, od kogo pochodzą informacje o nowo odkrytym lądzie: „Król duński wspominał o wyspie na oceanie, do której wielu dotarło. Zwie się ona Winlandią, gdyż pleni się tam dziko winna latorośl, dająca dobre wino. Również dziko rosnącego zboża jest w tym kraju w bród. Wieści zaś tych nie zaczerpnąłem ze zmyślonych historyjek, lecz z wiarygodnych relacji Duńczyków”- zastrzegł się autor, najwyraźniej przewidując sceptyczne nastawienie czytelników.
Tajemniczą „Winlandię” wymieniają jeszcze trzy inne źródła spoza kręgu normańskich sag. Jedno z nich, traktat geograficzny z XII w., precyzuje nawet jej położenie: „Na południe od Grenlandii leży Hellulandia to być może Ziemia Baffina, leżąca 300km na zachód od Grenlandii, natomiast pod nazwą mogły kryć się wybrzeża Labradoru. Z drugiej strony, nie można wykluczyć, że owe doniesienia o nieznanych krajach były wytworem fantazji. Już w VIII i IX stuleciu krążyły liczne pogłoski o nie odkrytych ziemiach na Oceanie Atlantyckim - dowodzi tego chociażby legenda o świętym Brendanie (ok.800 r.). Przypuszczenie, iż oprócz Islandii i Grenlandii za horyzontem czekają na odkrycie dalsze połacie lądu, pasowało zresztą do mentalności wikingów. Wieczorami, przy ogniskach zapewne nieraz dyskutowali na ten temat.
Hellulandia, Marklandia, Winlandia – te nazwy występują także w utworach późnego średniowiecza. „Saga o Grenlandczykach” opowiada o niejakim Bjarnim Herjolfssonie, który wyruszył w daleką podróż około roku 985. Podczas rejsu z Islandii na Grenlandię zboczył z kursu i po długiej żegludze wśród sztormu ujrzał „płaski ląd” z pagórkami i ciągnącymi się w nieskończoność lasami. Jeśli dać wiarę skąpym informacjom geograficznym, można z nich wywnioskować, że Bjarni ominął Grenlandię z powodu nawałnicy i złej widoczności, a zatem – płynąc kursem zachodnim – mógł rzeczywiście osiągnąć brzegi Nowej Funlandii.
Bohater tej opowieści nie zszedł jednak na obcy ląd, co jego ziomkowie wzięli mu potem za złe. Dopiero w 14 lat później Leif Erikson, syn Eryka Rudego, usłyszał o legendarnym rejsie Bjarniego. Odkupił jego wypróbowany statek i wyruszył na poszukiwanie tajemniczego kraju. Znalazł w nim – jak z euforią donosi grenlandzka saga – cudownie zieloną trawę, gęste lasy klonowe i brzozowe, „skaczące ryby” (chodziło prawdopodobnie o łososie) i dzikie wino. Nazwał więc odkryte tereny „Promontorium Winlandiae”, Winladią, zwaną „dobrą” (czyli Wielki Półwysep Północny Nowej Fundlandii), krajem dobrego wina. Dla wikinga z Grenlandii owa Winlandia musiała wydawać się rajem na ziemi – być może zbyt pięknym, aby był prawdziwy! Czy Winlandia to mit, normańska Atlantyda – czy też rzeczywistość?
„Saga zawiera tak dużo konkretnych szczegółów, że musi opierać się na historycznych wydarzeniach” – uważa John Cole, amerykański znawca wikingów, oczekujący nas na lotnisku w Bostonie. „Weźmy na przykład dokładny opis pierwotnych indyjskich mieszkańców, którzy mocno dawali się Normanom we znaki. Drobiazgowa prezentacja zbrojnych utarczek świadczy o autentyczności utworu. Zresztą sagi nigdy nie były całkiem oderwane od rzeczywistości, a takiej historii najbardziej nawet pomysłowy wiking nie wyssał by z palca.”
Ale skąd wziąć dowody na osadnictwo normańskie w Ameryce? Wyruszamy w drogę, aby odnaleźć jakiekolwiek, chociażby najmniejsze, ślady archeologiczne.


Na wybrzeżu Nowej Funlandii wciąż można znaleźć dziko rosnącą winną latorośl. Być może od niej pochodzi normańska nazwa „Winlandia”
user posted image


WIELKA MISTYFIKACJA

Pierwszy etap: uniwersytet w Yale, stan Connecticut – nowoczesny biały budynek bez okien. Przechowywane są tu najcenniejsze księgi, uniwersytecki zbiór „białych kruków” jest słynny na całym świecie. Niechętnie wpuszczono nas z kamerą do archiwum – robienie zdjęć we wnętrzu pomieszczeń jest surowo zabronione.
Cel naszej wizyty niezbyt podoba się dyrektorowi biblioteki. Chcemy sfilmować tzw. mapę Winlandii, cenny eksponat, zakupiony w latach sześćdziesiątych – podobno za astronomiczną wówczas sumę miliona dolarów. Mapa budzila spore emocje. Obok zadziwiającego wiernego rysunku wybrzeży Grenlandii widnieje na niej właśnie Winladia – i to dokładnie w miejscu, gdzie leży kontynent amerykański. Dzieło, datowane na lata czterdzieste XV wieku, uchodziło za pierwsze kartograficzne wyobrażenie „Nowego Świata”, powstałe w czasie, gdy „oficjalnego” odkrywcy Ameryki, Kolumba, nie było jeszcze na świecie. Toteż w 1965 r., gdy uniwersytet Yale opublikował wiadomość o posiadanym dokumencie, powstał niesłychany zamęt i powiało sensacją. Wszystkie amerykańskie gazety donosiły o tym na pierwszych stronach.
Najnowsze badania potwierdziły jednak nurtujące naukowców przypuszczenie: cenny zabytek z XV w. To najwyraźniej jedno z największych fałszerstw naszego stulecia. Cała historia, utrzymana w stylu taniego kryminału, przypomina aferę z pamiętnikami Hitlera. W końcu lat pięćdziesiątych włoski antykwariusz, aresztowany zresztą później za kradzież dzieł sztuki, sprzedał pochodzącą z niewiadomego źródła mapę pewnemu Amerykaninowi. Oryginalność pergaminu zdawała się potwierdzać zrolowana razem z nim – i bez wątpienia prawdziwa relacja misjonarska z XV w. Opublikowana w 1965 r. wiadomość stała się sensacją na skalę światową. Okazało się jednak, że podręczników historii nie trzeba pisać od nowa: niedawno, przy okazji staranniejszej ekspertyzy, w użytym do rysowania mapy atramencie naukowcy stwierdzili obecność barwnika – dwutlenku tytanu – w postaci, jaka nie pojawiła się na rynku przed 1920 rokiem.


„Mapa Winlandii”. W górnym lewym rogu znajduje się napis „Vinlandia insula”
user posted image



MODA NA WIKINGÓW-o fałszywych znaleziskach w Ameryce

Lista rzekomych „normańskich znalezisk” w Ameryce mogłaby zapełnić wiele stron. W pobliżu kanadyjskiego jeziora Nipigon, w opuszczonej kopalni, odkryto złamany miecz i ostrze topora, pochodzące rzeczywiście z epoki wikingów. Przedmioty te zakupiło za duże pieniądze Royal Ontario Muzeum, a wkrótce potem okazało się, iż „znalazca” sam przywiózł je ze Skandynawii. Pojawiło się też całe mnóstwo fałszywych „inskrypcji runicznych”: w okolicach Mount Hope w stanie Rhode Island, w Portsmouth,w Tiverton... W muzeum kanadyjskiego miasta Yarmouth stoi „kamień wikiński” wątpliwego pochodzenia – nawet dyrektor placówki uważa go za marne fałszerstwo. Większość owych napisów to naturalne wyżłobienia, znaki indiańskie lub uczniowskie żarty. Tak też stało się blisko z pięćdziesięcioma inskrypcjami w stanie Oklahoma, oddalonym od wybrzeża o 1500 km(!). Ciekawe, jak przybysze zza oceanu mieliby tam dotrzeć, nie zostawiając po drodze żadnych śladów osadnictwa? Niewiele trudu zadali sobie fałszerze w nadmorskim Massachusetts – znaleziony tam głaz oznaczony był po prostu imieniem „Leif Erikson” i rzymską liczbą „MI”, co nie nadawało mu nawet pozorów wiarygodności.
Gdyby Normanowie wylądowali na kontynencie amerykańskim w tym samym miejscu, co europejscy koloniści w XVII w., byłby to interesujący zbieg okoliczności. Dlatego też w okolicach Cape Cod i Bostonu aż roi się od „odkryć”, prawdziwych reliktów wciąż jednak brak.
Te archeologiczne oszustwa nie zawsze popełnia się w złej wierze. Czasami dyktuje je potrzeba odnalezienia w Nowym Świecie części europejskiej historii, namiastki ojczyzny. Nieprzypadkowo większość znalezisk miała miejsce w rejonach Stanów Zjednoczonych, zamieszkanych głównie przez skandynawskich emigrantów. Na przykład w stanie Minnesota spotyka się na każdym kroku szwedzkie nazwiska. Na głównej ulicy miasteczka Aleksandria zobaczyliśmy imponującą plastikową figurę wikinga, wielkości 10 metrów. Na jego tarczy widnieje znaczący napis: „Alexandria – Birthplace of America”, miejsce narodzin Ameryki.
Olbrzymi drogowskaz pokazuje kierunek do miejskiego muzeum. Tam, w szklanej gablocie, efektownie oświetlonej reflektorami, stoi kamień runiczny z Kensington. Odnalazł go w 1898 r. emigrant ze Szwecji, Olaf Ohman, rzekomo w korzeniach topoli. Już po roku od chwili wydobycia, monolit wielkości nagrobka uroczyście wystawiono na widok publiczny. Od tamtej pory ukazał się na niezliczonych fotografiach- robionych zwykle w kręgu lokalnych polityków lub w towarzystwie orkiestr strażackich.
Tekst inskrypcji, choć wzbudził sensację, podejrzanie przypomina styl gazety bulwarowej: „Ośmiu Szwedów i dwudziestu dwóch Norwegów na wyprawie odkrywczej z Winlandii na zachód. O dzień drogi na północ od tego kamienia leżał wśród szkierów nasz obóz. Pewnego dnia poszliśmy łowić ryby, a po powrocie zastaliśmy zwłoki dziesięciu naszych towarzyszy, całe we krwi. Święta dziewico Maryjo, chroń nas od złego. Czternaście dni drogi od tej wyspy dziesięciu naszych ludzi pilnuje statków.”
Wobec tak niezwykłego odkrycia nikt jakoś nie przejmował się tym, Kensington leży dobre 2000 km od wybrzeży Atlantyku i że prawie jedna trzecia runów wcale nie była znana w czasie, gdy miał powstać ów napis.
Nie zważając na to, na początku naszego stulecia Hjalmar Holand, pisarz norweskiego pochodzenia, rozpoczął kampanię reklamową kamienia. Jej sukces dobitnie dowodzi, jak dobrze funkcjonuje w zdominowanych przez Skandynawów rejonach USA przymierze między „odkrywcami” a ich politycznymi poplecznikami. Aby rozproszyć wszelkie wątpliwości Holand opisał „odkrywcę” Ohmana jako stroniącego od ludzi farmera nie znającego nie tylko runów, ale nawet współczesnego pisma. Ohman miał być więc pozbawionym fantazji analfabetą?
W wielkim archiwum stanowym w Minneapolis przejrzeliśmy spuściznę rzekomo „nieuczonego” farmera. Okazało się, że Ohman własnoręcznie i drobiazgowo opisał miejsce znalezienia „swojego kamienia”, styl tych notatek wskazuje na wprawne pióro. Poza tym, był on posiadaczem wielotomowej historii wikingów, z załączonym alfabetem runicznym. W drugim tomie tego dzieła znajduje się baśniowa opowieść o kamieniu runicznym, wrośniętym między korzenie drzewa, która niewątpliwie zainspirowała Ohmana. Znaki na „głazie” z Kensington” wyryto najwyraźniej calowym, metalowym dłutem, dostępnym w każdym sklepie z narzędziami – dopełnia to obrazu całości. Mimo tak oczywistych zastrzeżeń – w Minnesocie święcie wierzy się w prawdziwość reliktu. Muzeum w Aleksandrii, jakby na przekór krytykom, eksponuje jeszcze w bocznej gablocie kilka zardzewiałych „toporów normańskich” – do złudzenia przypominających dziewiętnastowieczne tasaki do cięcia liści tytoniu.


Legendarny głaz Kensington. "Runy" wyrzeźbił prawdopodobnie szwecki emigrant pod koniec XIX wieku.
user posted image


Takie "topory wikińskie" znaleźć można chyba tylko w amerykańskiech muzeach. Wklęsła forma ostrza czyni siekierę z lewej strony mało uzyteczną, natomiast po prawej stronie to typowy tasak do cięcia tytoniu z XIX wieku.
user posted image


I na koniec jeszcze jedno swoiste kuriozum, za pomocą którego próbuje się wciąż od nowa dowodzić obecności wikingów w Ameryce. Mowa o kamiennej, okrągłej wieży w Newport, w stanie Rhode Island. Budowa 7,5-metrowej wysokości to zapewne najbardziej rzucający się w oczy „relikt normańskiego osadnictwa”. Skandynawowie mieli z niej rzekomo wypatrywać na morzu wrogów (ciekawie jakich?). Dziwne wydaje się, że nagle akurat tutaj wykazali talenty architektoniczne, nigdy wcześniej wśród nich nie spotykane i wznieśli niemal idealnie okrągłą basztę. Wyniki poszukiwań archeologicznych też nastrajają sceptycznie: u stóp budowli wykopano kawałki holenderskiej glinianej fajki oraz wszelkiego rodzaju skorupy, datowane na XVII w. Wieża wikingów wydaje się więc być pozostałością wiatraka z pierwszych lat kolonizacji Nowego Świata. W połowie XIX wiekuzainspirowała jednak Henry’ego Wadswortha Longfellowa, poetę amerykańskiego, do napisania wiersza, w którym pewien wiking tak wyjaśnia przeznaczenie baszty (wiatraka):
„Na zachód niósł nas sztorm
a gdy opadła mgła
zabłysnął nagle ląd
- czy to nie chmury?
Tam dla miłości mej
Postawię wieżę cud
Niech patrzy w morza głąb
- widzisz ją z dala?”

Normanowie – oto prawdziwa gratka dla patriotów – romantyków.

ODKRYCIE NA PUSTKOWIU

Norweg Helge Ingstad – dzisiaj sędziwy mieszkaniec Oslo – jest gorliwym patriotą. Już podczas drugiej wojny światowej wykorzystał sprzyjające okoliczności: Dania była zajęta przez wojska niemieckie, mógł więc wraz z przyjacielem bez przeszkód zatknąć norweską flagę na duńskiej Grenlandii.
Tę historię opowiedział nam Brigitta Wallace, archeolog, długoletnia współpracowniczka Ingstada, działająca obecnie w Towarzystwie Kanadyjskiego Dziedzictwa kulturowego. Helge Ingstad był adwokatem, archeologią zajmował się amatorsko. Przy wsparciu finansowym swego rządu podróżował po świecie, szukając wszędzie śladów norweskiego osadnictwa. „Był wręcz opętany ideą udowodnienia, że to Normanowie odkryli Amerykę. Aby odnaleźć ślady osiedli wikińskich, wielokrotnie tam i z powrotem przemierzał wschodnie wybrzeże”- wspomina pani Wallace. W jej głosie pobrzmiewa podziw –Boston i Labrador dzieli jakieś 3000 km linii brzegowej!
Podczas swoich wypraw wzdłuż odosobnionych i odludnych plaż pomiędzy Rhode Island a Nową Funlandią Ingstad rozmawiał, początkowo bez rezultatu, z ludźmi żyjącymi tam od pokoleń. Co skłoniło go w lecie 1960 roku do skoncentrowania wszystkich wysiłków w rejonie L’Anse aux Meadows, na najdalszym cyplu Nowej Fundlandii – czy tylko instynkt, czy też może wyjątkowo soczysta zieleń łąk?
Napotkał tam George’a Deckera, potomka angielskich osadników, który pełnił funkcję kogoś w rodzaju sołtysa. Spotkanie było brzemienne w skutki. Oprócz Deckera żaden z okolicznych farmerów i rybaków nie zwrócił uwagi na dziwne ukształtowanie terenu nad brzegami zatoki Epaves Bay (Zatoka Wraków- nazwa pochodzi stąd, że zatoka nie stwarza osłony dla statków, z których kilka rozbiło się o brzeg w czasie sztormów z północnego zachodu). On właśnie pokazał Norwegowi brzeg w formie tarasu, częściowo rozmyty, widoczny już tylko w zarysie i porośnięty lasem. Czyżby Leif Erikson wkroczył na amerykański ląd właśnie w tej niepozornej zatoczce? Dlaczego akurat tutaj, na głębokiej prowincji? Naukowcy i przedstawiciele władz z niedowierzaniem kręcili głowami, obserwując poczynania upartego gościa ze Skandynawii, który rozpoczął wykopaliska na własną rękę.
W przewodnikach turystycznych nazwa wsi L’Anse aux Meadows wypisana jest tłustym drukiem, a przy jednej asfaltowej szosie mnóstwo drogowskazów wskazuje jak tam trafić. Jednak region ten pozostał odludziem. Gdyby nie roje komarów, rzucające się na każdego nowego przybysza, miejsce idealnie nadawałoby się dla pustelnika. W latach 1961-68, gdy Ingstad i jego żona Anne Stinne prowadzili swe badania, okolica była jeszcze bardziej opustoszała. Duży budynek muzeum, mieszczący dziś znaleziska, nie wznosił się jeszcze nad rozległym terenem wykopalisk, nie docierał tu żaden turysta. „Ingstat nie potrafił na dłuższą metę znieść odosobnienia- w tamtych latach odwiedzał jeszcze wiele innych miejsc, ciężar prac spoczywał zaś głównie na jego żonie”- wspomina dalej pani Wallace.
Starania przyniosły wymierne efekty: norweskie małżeństwo znalazło pozostałości niewielkiego osiedla z XI w. Odkrycie to samo w sobie nie byłoby jeszcze sensacją, gdyż relikty kultur indiańskich zdarzały się w okolicy dość często. Tym razem jednak łopaty poszukiwaczy odsłoniły fundamenty chat z darni, przypominające formą i wielkością wikińskie schronienia na Grenlandii. Każde z trzech gospodarstw składało się z „długiego domu” i jednego lub kilku budynków gospodarskich- układ taki znany jest z Islandii i Grenlandii. Ponadto odnaleziono coś zupełnie nie znanego Indianom – kuźnię z mielerzem na węgiel drzewny, służącym do przetapiania żelaza i miedzi.
Eksponaty w muzeum mogą wydać się turyście bardzo skromne. Nie ma tu wspaniałych statków ani kunsztownej biżuterii. Wszystkie świadectwa osadnictwa normańskiego w Nowym Świecie mieszczą się w jednej gablocie: ciężarek z warsztatu tkackiego, kilka stalowych nitów, przede wszystkim zaś siedmiocentymetrowa igła z brązu. Właśnie niepozorna, zardzewiał igła jest swego rodzaju „koronnym świadkiem”- gdyż mogły ją wytworzyć tylko ręce wikinga, wprawne w rzemiośle kowalskim.
L’Anse aux Meadows (Wykopaliska te, uznane obecnie za pierwsze autentyczne znalezisko ruin osady normańskiej w Ameryce Północnej, leżą u stóp płytkiej zatoki tuż u płn. krańca Nowej Funlandii. Aczkolwiek znajdują się nad Epaves Baym stanowiącą odgałęzienie zatoki Sacred, ekspedycja Ingstada, która przeprowadziła tam prace archeologiczne, woli nazywać ją L’Anse du Meadow, które jest angielskim zniekształceniem nazwy L’Anse au Meduse, czyli Zatoki Meduz, która to nazwa zrodziła się stąd, że w miesiącach letnich napływają tam wielkie ławice meduz.) leży na cyplu Nowej Funlandii, najbardziej wysuniętym na północ, sagi zaś mówią o bardzo krótkim postoju Normanów w Winlandii. Biorąc pod uwagę te fakty, wątpić należy, czy bohaterowie naszej opowieści w ogóle dotarli do właściwego kontynentu amerykańskiego – czy raczej jedynie na krótko zatrzymali się na przybrzeżnej wyspie. Miejscowe szczepy indiańskie prawdopodobnie za bardzo dawały im się we znaki, by przybysze ryzykowali wyprawę w głąb lądu. Któż chciałby oddalać się zbytnio od statków, gdy wokół czyha niebezpieczeństwo? Nic nie wskazuje też na jakąkolwiek asymilację z tubylcami, taką jaka zaczęła się od czasów Kolumba. Kontakty z Indianami były przelotne – i raczej wrogie.


Rekonstrukcja osiedla z L’Anse aux Meadows, jedynego miejsca w Ameryce, gdzie znaleziono „prawdziwe” relikty osadnictwa normańskiego
user posted image


Próżno szukać w północnej części Nowej Funlandii słodkich winogron, opiewanych w sagach – a od nich przecież miała wziąć nazwę Winlandia. To jeszcze jeden powód, by sceptycznie odnieść się do teorii Helge Ingstada. Kwestia pierwszeństwa wikingów w dotarciu do kontynentu amerykańskiego pozostaje otwarta, archeologia nie może na razie dać jednoznacznej odpowiedzi
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #5

     
Rian
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 3.332
Nr użytkownika: 6.598

Stopień akademicki: mgr
Zawód: politolog
 
 
post 31/12/2006, 15:49 Quote Post

QUOTE
Kwestia pierwszeństwa wikingów w dotarciu do kontynentu amerykańskiego pozostaje otwarta, archeologia nie może na razie dać jednoznacznej odpowiedzi

Z pewnoscia - pierwszymi odkrywcami Ameryki - byli Indianie - i to na dlugo przed wikingami smile.gif
 
User is offline  PMMini Profile Post #6

     
Ramond
 

Úlvur av Føroyar
**********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 16.517
Nr użytkownika: 9.304

Stopień akademicki: dr inz.
Zawód: inzynier
 
 
post 31/12/2006, 15:51 Quote Post

QUOTE
Z pewnoscia - pierwszymi odkrywcami Ameryki - byli Indianie - i to na dlugo przed wikingami

A też nie wiadomo, czy nie było nikogo PRZED Indianami...
 
User is offline  PMMini Profile Post #7

     
Victor
 

VI ranga
******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 782
Nr użytkownika: 4.617

 
 
post 31/12/2006, 17:33 Quote Post

QUOTE
Próżno szukać w północnej części Nowej Funlandii słodkich winogron, opiewanych w sagach


Próżno dziś szukać pomorskich win opiewanych niegdyś przez smakoszy. Czy to oznacza, że sławne winnice spod Żukowa są jedynie konfabulacją??
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #8

     
Agrawen
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 636
Nr użytkownika: 31.137

Micha³ Pluta
Stopień akademicki: magister historii
Zawód: belfer
 
 
post 14/04/2007, 20:59 Quote Post

Powody braku stałego osadnictwa normańskiego w Winlandii są następujące:
1. Za najważniejszą przyczynę uważa się wrogi stosunek tubylców. Jedno z takich starć miało miejsce w czasie wyprawy Karlsefniego.
2. Kłopoty z budową statków. Na Grenlandii nie ma i nigdy nie było lasów. Pierwsza wyprawa Leifa Ericssona odbyła się na knorze jego ojca. Potem były kłopoty. Drewno na Grenlandię bądź importowano z Europy (ogromne koszty) bądź korzystano z tzw. drzewa dryfowego. Oczywiście mozna było pozyskiwać drewno z Winlandii - ale było to zbyt niebezpieczne.
3 Kwestie demograficzne - Normanów grenlandzkich było bardzo mało. W sumie były tylko dwa osiedla Wschodnie i Zachodnie.
 
User is offline  PMMini Profile Post #9

     
Rian
 

VIII ranga
********
Grupa: Użytkownik
Postów: 3.332
Nr użytkownika: 6.598

Stopień akademicki: mgr
Zawód: politolog
 
 
post 22/04/2007, 13:05 Quote Post

1. Przewaga technologiczna (zelazo, a jesli byloby trzeba to i konie) oraz organizacyjna - mogly umozliwic wikingom przetrwanie na terenie Nowej Funlandii.
2. Wlasnie po drewno wyprawialy do Vinlandu sie statki z Grenlandii - az do XIV wieku.
3. Tak ze jedynym w zasadzie problemem jest demografia. Islandczycy hamowali emigracje na Grenlandie - z obawy o wyludnienie wlasnego kraju. Zas sami Grenlandczycy - tak nieliczni (maksymalnie w obu osiedlach mieszkalo ok. 3000 ludzi) nie byli w stanie skolonizowac Vinlandu.
 
User is offline  PMMini Profile Post #10

     
jedzoslaw
 

I ranga
*
Grupa: Użytkownik
Postów: 24
Nr użytkownika: 14.740

Stopień akademicki: mgr
 
 
post 19/05/2010, 23:10 Quote Post

"Próżno szukać w północnej części Nowej Funlandii słodkich winogron, opiewanych w sagach – a od nich przecież miała wziąć nazwę Winlandia. To jeszcze jeden powód, by sceptycznie odnieść się do teorii Helge Ingstada. Kwestia pierwszeństwa wikingów w dotarciu do kontynentu amerykańskiego pozostaje otwarta, archeologia nie może na razie dać jednoznacznej odpowiedzi"

Taki był stan wiedzy na rok 1998. Ale czy dziś mamy na ten temat pewność?
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #11

     
Ramond
 

Úlvur av Føroyar
**********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 16.517
Nr użytkownika: 9.304

Stopień akademicki: dr inz.
Zawód: inzynier
 
 
post 21/05/2010, 19:46 Quote Post

QUOTE
Taki był stan wiedzy na rok 1998. Ale czy dziś mamy na ten temat pewność?

Dziś, to na Nowej Fundlandii uprawia się winorośl...
 
User is offline  PMMini Profile Post #12

     
jedzoslaw
 

I ranga
*
Grupa: Użytkownik
Postów: 24
Nr użytkownika: 14.740

Stopień akademicki: mgr
 
 
post 22/05/2010, 23:15 Quote Post

Właśnie, denerwuje mnie takie poddawanie w wątpliwość faktów, które dziś są już oczywistością- tylko dlatego, że kogoś nie przekonują. Mało tego, w podstawówce, w podręczniku do historii pamiętam wyrażenie na temat Normanów: "być może dotarli do brzegów Ameryki Północnej". Podręcznik był z l.80-tych. Potem w liceum podręcznik stwierdzał wprost, że dopływali do Ameryki. Nie wiem, kto napisał i z czego korzystał autor tekstu zamieszczonego w "Sfinksie", ale wydaje mi się, że na sam fakt odwiedzin Ameryki przez Normanów są niepodważalne dowody. Jest to dziś fakt oczywisty i udowodniony, a tymczasem czytamy, że "w sumie to nic nie wiadomo". Nie mogę znaleźć w tym logiki. Autor tekstu opisuje L’Anse aux Meadows i autentycznie odkryte domostwa normańskie, by potem poddać w wątpliwość ich prawdziwość. Może jestem mało inteligentny, albo umyka mojej uwadze jakiś fakt, o którym tekst traktuje, ale nie mogę pojąć, dlaczego Autor powątpiewa w teorię Ingstada, którą dziś uznajemy za udowodnioną? Czy to może nie jest czasem potrzeba robienia wokół siebie szumu i zaistnienia? Inaczej tego nie potrafię zrozumieć.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #13

     
emigrant
 

Antykomunista
**********
Grupa: Użytkownik
Postów: 25.903
Nr użytkownika: 46.387

Stopień akademicki: kontrrewolucjonista
Zawód: reakcjonista
 
 
post 30/05/2019, 11:08 Quote Post

W kwestii osadnictwa wikińskiego w Kanadzie:
https://historykon.pl/nowe/odkrycie-z-kanad...oE4zkRk_IsCobVo
Zobaczymy (mam nadzieję) jak temat się rozwinie. A może ktoś ma jakieś konkretniejsze wiadomości co do tego znaleziska i jemu podobnych?
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #14

     
carantuhill
 

Bieskidnik
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 8.501
Nr użytkownika: 12.703

WOJCIECH
Zawód: Galileusz
 
 
post 30/05/2019, 12:54 Quote Post

QUOTE(Ramond @ 16/11/2006, 11:07)
QUOTE
Takie odkrycie pozwoliloby przenesc ludnosc z Nowej Foundlandii zimnej gdzie słabo udaje sie rolnictwo powedzmy do karoliny północnej i wtedy łatwiej by im sie zyło mogliby sie łatwiej rozwijac i demograficzne wzrastać.

Jaką ludność? Czterdziestu chłopa i dwie baby? Kto tam miał demograficznie wzrastać?



Taka mała uwaga offtopowa smile.gif - jakiś czas temu czytałem o niewolnikach co uciekli z portugalskiego statku, na wyspę Św. Heleny - 3 chłopa i dwie panie - w bardzo krótkim czasie podwoili populację smile.gif

CODE
W kwestii osadnictwa wikińskiego w Kanadzie:
https://historykon.pl/nowe/odkrycie-z-kanad...oE4zkRk_IsCobVo
Zobaczymy (mam nadzieję) jak temat się rozwinie. A może ktoś ma jakieś konkretniejsze wiadomości co do tego znaleziska i jemu podobnych?


Niewiele piszą w artykule, brak dokładnej lokalizacji. Ale to, że Wikingowie eksplorowali Kanadę kontynentalną to nie jest jakaś nowość. Od dawna są znane drobne odkrycia z Labradoru, Ziemi Baffina https://en.wikipedia.org/wiki/Tanfield_Valley
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #15

2 Strony  1 2 > 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej