Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
5 Strony  1 2 3 > »  
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Polacy w Wietnamie?
     
erixson
 

I ranga
*
Grupa: Użytkownik
Postów: 28
Nr użytkownika: 36.295

 
 
post 14/11/2007, 23:10 Quote Post

Czy w Wietnamie byli jacys polscy doradcy wojskowi ? Czytalem gdzies ze Kuklinski byl w jakiejs komisji w Wietnamie. Pozatym wiem ze w latach 60 Wojskowy Klub Sportowy Zawisza Bydgoszcz mial tournee po Wietnamie.
 
User is offline  PMMini Profile Post #1

     
nguyen_van_su
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 369
Nr użytkownika: 5.910

Nguyễn Vãn Sử
 
 
post 18/11/2007, 10:35 Quote Post

Witam,

OIDP, przez dwie komisje nadzoru wykonywania Konferencji Genewskiej 1954 i Układu Paryskiego 1973 przewijali się blisko tysiąca Polaków. Znaczna część to oficerowie wywiadu wojskowego, jak Kukliński, ale byli również sztabowcy, kwatermistrzowie, lekarze itp którzy pojechali (zwłaszcza do Wietnamu Południowego) jak na egzotyczną wycieczkę w nagrodę za coś tam.

O doradcach wojskowych do tej pory były tylko informacje typu "gdzieś szłyszałem/przeczytałem".

A tak na marginesie, polecam:

http://www.historycy.org/index.php?showtopic=2180

jak również bardzo ciekawe artykuły publikowane przez Wilson Center o inicjatywach dyplomatycznych PRL podczas wojny wietnamskiej:

Poland and Vietnam, 1963: New Evidence on Secret Communist Diplomacy and the "Maneli Affair", CWIHP Working Paper No. 45', Author: Margaret K. Gnoinska

http://www.wilsoncenter.org/topics/pubs/CWIHP_WP_45b.pdf

Who Murdered ‘Marigold’? New Evidence on the Mysterious Failure of Poland’s Secret Initiative to Start U.S.-North Vietnamese Peace Talks, 1966,CWIHP Working Paper No. 27, Author: James G. Hershberg, with the assistance of L.W. Gluchowski

http://www.wilsoncenter.org/topics/pubs/ACFB26.pdf
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #2

     
NELSON
 

kot bojowy
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 922
Nr użytkownika: 20.599

Zawód: EMIGRANT
 
 
post 18/11/2007, 14:04 Quote Post

Nguyenie.Kuklinski oficerem wywiadu wojskowego?Moze cos blizej na ten temat?
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #3

     
nguyen_van_su
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 369
Nr użytkownika: 5.910

Nguyễn Vãn Sử
 
 
post 19/11/2007, 10:56 Quote Post

QUOTE(NELSON @ 18/11/2007, 14:04)
Nguyenie.Kuklinski oficerem wywiadu wojskowego? Moze cos blizej na ten temat?


Hmm...rzeczywiście może za szybko myślałem smile.gif Pewnie przeczytałem kiedyś jedno z 'przypuszczeń', rzecz jasna niepotwierdzonych, jakoby musiał mieć związek z wywiadem, aby na takie misje jechać. No ale skoro teraz wiadomo, że pojechali również np. lekarze czy sztabowcy, to pewnie Kukliński wcale nie musiał takiego związku mieć, skoro pracował wtedy w SG.

Dziękuję za szybkie sprostowanie.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #4

     
Dan23
 

VI ranga
******
Grupa: Użytkownik
Postów: 1.198
Nr użytkownika: 5.531

 
 
post 28/05/2008, 18:30 Quote Post

Polacy w Wietnamie
Jarosław Augustyniak


Dopiero po wielu latach możemy dowiedzieć się czegoś więcej o udziale Polaków w wojnie Wietnamczyków z kolonializmem francuskim, a następnie z agresją amerykańską.


W latach 60. w Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli - mającej czuwać nad przestrzeganiem rozejmu w walczącym o wolność Wietnamie - znaleźli się polscy żołnierze. Mniej oficjalnie Polacy, którzy znaleźli się w tym kraju, zajmowali się doradztwem wojskowym na rzecz Wietnamskiej Armii Ludowej i partyzantów z Narodowego Frontu Wyzwolenia Południowego Wietnamu. W takiej 60-osobowej grupie Polaków w 1966 r., w okresie największego nasilenia walk z Amerykanami, znalazł się m.in. Józef Łachut, obecny przewodniczący Komunistycznej Partii Polski. Zgodził się na wyjazd do Wietnamu z jednego prostego powodu - uważał się za internacjonalistę, a Wietnamczycy walczyli przecież wtedy o zjednoczenie swego kraju podzielonego na dwa państwa w 1954 r. po wypędzeniu Francuzów.

Misja specjalna
Grupy MKNiK były rozrzucone w różnych częściach kraju, a przede wszystkim w strefie zdemilitaryzowanej, oddzielającej walczące strony. To była jednak tylko oficjalna część misji polskich żołnierzy. Józef Łachut doradzał bowiem Wietnamczykom przy obsłudze wyrzutni rakietowych, inni z jego grupy pomagali obsługiwać artylerię przeciwlotniczą. Oprócz polskich oficerów pomagali również doradcy radzieccy i kubańscy. Współpracę z Wietnamczykami, zarówno armią ludową, jak i partyzantami, Łachut wspomina jako wyśmienitą, a Wietnamczyków jako niezwykle zdyscyplinowanych i oddanych sprawie, za którą walczyli.

Jak wspomina, w Północnym Wietnamie z amerykańskimi najeźdźcami walczyło całe społeczeństwo. Każdy był uzbrojony. Od karabinów maszynowych poprzez karabiny jednostrzałowe po łuki i kusze, z których - czego świadkiem był Łachut - strzelano nawet do samolotów.

Na terenach kontrolowanych przez partyzantów w Południowym Wietnamie powstawały całe podziemne miasta. W nich również byli Polacy.

Polscy żołnierze, czy to w strefie zdemilitaryzowanej, czy też na terenie Północnego Wietnamu, służyli w polskich mundurach. W takich samych mundurach służyli na terenach opanowanych przez NFW na terenach Wietnamu Południowego. Mogło to rodzić problemy w wypadku wzięcia do niewoli, bo przecież Polacy byli tam tylko z misją pokojową.

Z grupy Polaków, w której był Józef Łachut, zginęło trzech oficerów. Pochowani zostali w Polsce, ale bez żadnych fanfar i bez żadnego rozgłosu. On sam został odznaczony dwoma orderami. Jeden nadała mu Demokratyczna Republika Wietnamu za internacjonalistyczną postawę i pomoc w walce z imperializmem amerykańskim - Medal Przyjaźni. Następnie od Narodowego Frontu Wyzwolenia otrzymał order bohatera Republiki Wietnamu Południowego za udział w akcjach zbrojnych u boku partyzantów - Medal Wyzwolenia I klasy.

W działaniach MKNiK uczestniczył także Ryszard Kukliński, późniejszy amerykański szpieg, który w stanie wojennym uciekł z Polski na Zachód. Właśnie w Wietnamie - według niektórych źródeł - prawdopodobnie nawiązał on kontakt z CIA.

Superfortece na celowniku

W 1968 r. grupie najlepszych polskich pilotów w tajemnicy zaproponowano wyjazd do Wietnamu. Atrakcyjne warunki finansowe sprawiły, że znalazło się 18 ochotników. Odlecieli z Okęcia, by poprzez Sewastopol, gdzie przesiedli się na radziecki transportowiec, trafić do Hajfongu. Nie utworzono z nich osobnego dywizjonu, ale zostali włączeni do formacji wietnamskich, w których latali wspólnie z pilotami radzieckim na samolotach MiG-17 i Mig-21. Jednym z takich pilotów był Wacław Ciara, który na swoim koncie ma zestrzelonego amerykańskiego F-100 i superfortecę B-52. Piloci odbywali loty nad terytorium Laosu i Kambodży. Obie strony oficjalnie temu zaprzeczały, ale to tam właśnie toczyły się największe walki powietrzne i to tam piloci przechwytywali amerykańskie bombowce, zanim zdążyły zrzucić bomby na "szlak Ho Chi Minha", którą szło zaopatrzenie dla partyzantów, czy też wietnamskie wioski i miasta. Wacław Ciara został odznaczony przez prezydenta Ho Chi Minha srebrnym medalem za męstwo. Gdy wrócił do Polski, otrzymał złoty krzyż zasługi oraz... dużego fiata z pierwszej serii.



Z piórem zamiast karabinu

Oprócz polskich żołnierzy, do Wietnamu przybywali z Polski również dziennikarze i literaci. Józef Łachut wspomina Monikę Warneńską, autorkę doskonałych reportaży z Kambodży, Korei i Wietnamu. Utkwiło mu w pamięci, że pani Monika nie bała się chodzić z żołnierzami wszędzie, nawet w te najbardziej niebezpieczne miejsca. Na pewien czas, z polecenia KC PZPR, przyleciał do Hanoi, stolicy walczącego kraju, Daniel Passent, który miał zorientować się w działaniach Polaków w Wietnamie. Zajmować nim miał się właśnie Józef Łachut i od początku miał z nim problemy. Passent nie chciał zamieszkać w warunkach, w których mieszkają Wietnamczycy. Czyli bez klimatyzacji, a jedynie z moskitierą nad łóżkiem i ewentualnie wentylatorem. Żądał, by zapewniono mu hotel, grożąc, że będzie pisał skargi do Warszawy. Kiedy Łachut zaproponował mu, by w strefie zdemilitaryzowanej sam zobaczył, jak wyglądają działania polskich żołnierzy, odmówił i przez cały swój pobyt w Wietnamie nie ruszał się poza obręb miejsc uznanych za bezpieczne. Okazał się korespondentem wojennym… z wycinków prasowych. Gdy w już bezpiecznej strefie stał zniszczony czołg amerykański, przed którym fotografowali się dziennikarze, którzy mieli stracha, by pójść na linię frontu, na jego tle sfotografował się również Daniel Passent. Potem napisał książkę, w której opisał, jak ten czołg został zniszczony.

Jako tłumacz pracował też w Wietnamie Grzegorz Woźniak, późniejszy spiker Dziennika Telewizyjnego z czasów PRL. Pracował tam krótko. Po próbach skaptowania go przez wywiad amerykański w bazie morskiej Dan Nangh, gdzie przebywał z międzynarodową komisją, której zadaniem było sprawdzanie, czy do Wietnamu nie dociera nowa broń, przestraszony tym faktem, z pomocą Józefa Łachuta, przedostał się do Kambodży.

Artykuł ukazał się w ostatnim nr lewicowego tygodnika: "Trybuna Robotnicza" -
http://www.trybuna-robotnicza.pl/index.php...ac=0&Itemid=136
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #5

     
nguyen_van_su
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 369
Nr użytkownika: 5.910

Nguyễn Vãn Sử
 
 
post 28/05/2008, 21:10 Quote Post

Niewątpliwie wiele jest tu informacji o autentycznych osobach i zdarzeniach. Ale niektóre podane rewelacje wymagają sprawdzenia. Np. warto sprawdzić o jakich wyrzutniach mowa. Czytałem kiedyś o używanych w Wietnamie polskich rakietach z doczepionymi ładunkami do zniczenia zasieków. Nie wiem czy o nie chodziło. Zestrzelenie przez polskiego pilota B-52 wydaje się być kolejnym urband legend. Suma sumarum autentyczne fakty zmieszane z dużą dozą półprawd i niesprawdzonych informacji.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #6

     
lucam
 

V ranga
*****
Grupa: Użytkownik
Postów: 739
Nr użytkownika: 33.018

Stopień akademicki: -
 
 
post 28/05/2008, 23:54 Quote Post

A Polacy w Legii Cudzoziemskiej, walczący w wojnie Indochińskiej?? Ktoś się musiał tam zaplątać...
 
User is offline  PMMini Profile Post #7

     
pulemietczik
 

VII ranga
*******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 1.814
Nr użytkownika: 39.443

Stopień akademicki: dr
Zawód: wpisuje PESEL-e
 
 
post 29/05/2008, 11:59 Quote Post

QUOTE
Jak wspomina, w Północnym Wietnamie z amerykańskimi najeźdźcami walczyło całe społeczeństwo


Ale w jaki sposób? Przecież Północny Wietnam, poźniejsza DRW to walki z Francuzami. W kolejnej wojnie Amerykanie prowadzili bombardowania tego kraju, jednak walk ladowych z wojskami amerykańskimi dużo tam nie było.

Operatorzy radarów, dział i wyrzutni rakiet, lotnicy - walczyli. Natomiast całe społeczństwo - czyli np. mieszkaniec Hanoi w jaki sposób walczył i z kim? Nawet jak miał kuszę czy kałasznika - do kogo(czego ) strzelał?

Jeżeli autor tego artykułu takie ma wspomnienia - to chyba jakies trunki z procentami były w użyciu.
 
User is offline  PMMini Profile Post #8

     
nguyen_van_su
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 369
Nr użytkownika: 5.910

Nguyễn Vãn Sử
 
 
post 29/05/2008, 17:40 Quote Post

QUOTE(pulemietczik @ 29/05/2008, 11:59)
Natomiast całe społeczństwo - czyli np. mieszkaniec Hanoi  w jaki sposób walczył


Rozumujesz jak imperialisci wink.gif Wszyscy ludzie postepowi wiedza, ze walczyl cala swoja dusza przesiaknieta rewolucyjnym patriotyzmem do swojej ukochanej Ojczyzny.

 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #9

     
nguyen_van_su
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 369
Nr użytkownika: 5.910

Nguyễn Vãn Sử
 
 
post 29/05/2008, 17:42 Quote Post

QUOTE(lucam @ 28/05/2008, 23:54)
A Polacy w Legii Cudzoziemskiej, walczący w wojnie Indochińskiej?? Ktoś się musiał tam zaplątać...


No wyzej juz polecilem link....
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #10

     
chomik
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 485
Nr użytkownika: 7.754

Zawód: rysownik
 
 
post 8/08/2008, 17:55 Quote Post

Powyższe doniesienia na temat polskich lotników w Wietnamie uważam za bzdury wyssane z palca.

A oto moje uzasadnienie:

Ze względu na przewagę liczebną (a także pod wieloma względami jakościową) Amerykanów, na przełomie lat 60 i 70-tych lotnictwo Północnego Wietnamu było zepchnięte do defensywy. Ogromna większość samolotów bojowych DRW działała wspólnie z radarami oraz artylerią przeciwlotniczą (lufową i rakietową) jako zintegrowany, sprawny (i piekielnie skuteczny) system obrony powietrznej.

Tzw. "lotnictwo frontowe" (w NATO zwane taktycznym) przeznaczone do bezpośredniego wsparcia wojsk lądowych, stanowiło wówczas w armii DRW bardzo małą część wojsk lotniczych. Zostało rozbudowane dopiero po wycofaniu się Amerykanów.

Gdyby więc kraje Układu Warszawskiego miały wysyłać swoich pilotów do Wietnamu, to musieliby oni pochodzić z jednostek myśliwskich Obrony Powietrznej (np. tak jak sowieccy piloci, wysyłani w tym czasie do Egiptu). A trzeba wiedzieć, że w bloku sowieckim piloci samolotów myśliwskich, działających w ramach zintegrowanego systemu Obrony Powietrznej, nie walczyli samodzielnie. To nie oni byli decydentami. Z racji bardzo ograniczonych możliwości ówczesnych radarów pokładowych (w DRW to były MiGi-21 w wersjach F13, PF i PFM; w roku 1972 były to MiGi-21MF), mogli oni skutecznie działać tylko w ścisłej łączności z siecią radarów naziemnych oraz z naziemnymi ośrodkami naprowadzania - bez informacji z ziemi byli ślepi i głusi: po prostu nie wiedzieli, gdzie jest nieprzyjaciel. Musieli cały czas prowadzić korespondencję radiową z ziemią.
Tak samo wyglądało to w lotnictwie Północnego Wietnamu. Lotnicy myśliwscy Obrony Powietrznej DRW nie mogli działać bez łaczności radiowej z ziemią (zwłaszcza piloci MiGów-17F i MiGów-19S, które w ogóle nie miały radarów pokładowych). Gdyby więć włączyć wtedy do systemu Obrony Powietrznej DRW pilotów polskich, to też musieliby się porozumiewać z naziemnymi ośrodkami naprowadzania i dowodzenia.
Porozumiewać? A po jakiemu?

Kraje Układu Warszawskiego nie występowały wówczas oficjalnie zbrojnie przeciwko USA. A Amerykanie ciągle podsłuchiwali rozmowy lotnictwa DRW. W tych czasach elektroniczne systemy szyfrowania łączności radiowej nie były jeszcze stosowane tak szeroko jak dziś - a więc wywiad elektroniczny Amerykanów błyskawicznie zorientowałby się, że część pilotów to nie Wietnamczycy. Czyli po pierwsze - komplikacje polityczne. A tego sobie nikt nie życzył. Widziałem rozmowę (w rosyjskiej telewizji) z byłym sowieckim pilotem-instruktorem, który w Wietnamie doszkalał wietnamskich pilotów na MiGach-21, i wyrażał się on bardzo jasno: miał kategoryczny zakaz odzywania się przez radio w czasie lotu.

Po drugie - żeby działać skutecznie, ci piloci musieliby się dogadywać z ziemią nie "jako-tako", tylko bezbłędnie. Czyli obie strony - i ziemia, i piloci - musieliby posługiwać się płynnie tym samym językiem - także w warunkach zakłóceń, przerw w łączności i ogromnego stresu walki! Pomijając naszą narodową megalomanię, drodzy państwo, zastanówmy się: ile czasu potrzeba polskiemu żołnierzowi, żeby nauczył się prowadzić PŁYNNIEkorespondencję radiową po wietnamsku - i to jeszcze w warunkach bojowych?
Różne rzeczy można sobie myśleć o dowódcach północnowietnamskiego lotnictwa, ale na pewno nie byli idiotami. Nie wierzę, żeby chcieli sobie fundować chaos w powietrzu nad Hanoi i Haifongiem. Uważam, że ta historyjka została zmyślona przez kogoś, kto nawet nie zadał sobie trudu, żeby jakiegoś emerytowanego pilota zaprosić na piwo w celu uprawdopodobnienia tych dyrdymałów.
Pisze np. że
"odbywali loty nad terytorium Laosu i Kambodży. [...] to tam właśnie toczyły się największe walki powietrzne i to tam piloci przechwytywali amerykańskie bombowce, zanim zdążyły zrzucić bomby na szlak Ho Chi Minha".
Tymczasem źródła amerykańskie zgodnie stwierdzają, że samoloty bojowe DRW były bardzo rzadko widywane nad Kambodżą i Laosem. Nie tam toczyły się największe walki powietrzne. Tylko jeden raz północnowietnamski MiG-21 (pilot Vu Ngoc Dinh) zestrzelił śmigłowiec ratowniczy HH-53B wojsk lotniczych USA (28 stycznia 1970) nad Laosem. W okolicach tzw. szlaku Ho Szi Mina faktycznie Amerykanie stracili mnóstwo maszyn, ale te straty były powodowane przez artylerię przeciwlotniczą, głównie lufową.
Jeśli chodzi o B-52, to Wietnamczycy twierdzą, że 28.XII.1972 pilot Vu Xuan Thieu (po specjalnym treningu wysokościowym) zestrzelił Superfortecę lecąc na MiGu-21MF, natomiast Amerykanie twierdzą, że ta konkretna maszyna padła ofiarą rakiet ziemia-powietrze. Proszę zwrócić uwagę, że ów mityczny polski pilot miał ponoć zestrzelić "amerykańskiego F-100 i superfortecę B-52". Otóż B-52 Amerykanie tracili w 1972 roku, ale w tym roku już nie wysyłali nad Północny Wietnam samolotów F-100. Tak więc, aby mieć na koncie F-100 i B-52, pan Ciara musiałby walczyć w Wietnamie dwukrotnie: w latach 1966-67 i w 1972 roku. Nie za dużo tego? No chyba że nasz samochwała buszował także nad Wietnamem Południowym.

Dla porównania: jak takie sprawy Sowieci rozwiązali w tym samym czasie w Egipcie? Otóż wysłali do pomocy Egipcjanom caluteńkie jednostki myśliwskie PWO (protiwozdusznoj oborony strany), od sztabowców, przez pilotów, aż po mechaników. Tylko znaki rozpoznawcze na Migach były egipskie, cała reszta sowiecka. Także radary i rakiety przeciwlotnicze. I calutka korespondencja radiowa była prowadzona po rosyjsku, a więc Izraelczycy od pierwszej chwili doskonale wiedzieli, z kim mają do czynienia. Izraelczycy zresztą nie dali sobie w kaszę dmuchać i w lipcu 1970 roku przeprowadzili koronkową operację, która weszła do podręczników taktyki lotniczej na całym świecie - wciągnęli Sowietów w pułapkę i w ciągu dwóch minut posłali na ziemię 5 MiGów (według innych źródeł 4) bez strat własnych. Ale to już zupełnie inna historia......
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #11

     
nguyen_van_su
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 369
Nr użytkownika: 5.910

Nguyễn Vãn Sử
 
 
post 12/08/2008, 22:48 Quote Post

Hej, chomik,

Dawno nie czytałem tak rzeczowej analizy. Moje wyrazy uznania dla Twojej wiedzy o temacie i racjonalnego wywodu.

Pozdrawiam,

NVS

Znalazłem ostatnio w sieci oto takie zdjęcie:

user posted image

Jeśli autentyczne, to niezłe smile.gif
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #12

     
Gronostaj
 

Dławiciel Brabancki
*********
Grupa: Banita
Postów: 5.155
Nr użytkownika: 31.572

Zawód: BANITA
 
 
post 13/08/2008, 8:09 Quote Post

A ja mam takie pytanko: w PRL-u było dosyć głośno o jakimś słoniu, którego Polska dostała w nagrodę od Wietnamu? Czy ktoś zna szerzej okoliczności tej sprawy? Za odpowiedź z góry dziękuję.

Pozdrawiam!
 
User is offline  PMMini Profile Post #13

     
chomik
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 485
Nr użytkownika: 7.754

Zawód: rysownik
 
 
post 14/08/2008, 3:53 Quote Post

QUOTE(nguyen_van_su @ 12/08/2008, 22:48)
Dawno nie czytałem tak rzeczowej analizy. Moje wyrazy uznania dla Twojej wiedzy o temacie i racjonalnego wywodu.


Dziękuję bardzo.

A oto kilka kawałków informacji, związanych z Wietnamem, jakie udało mi się znaleźć w różnych źródłach:


Stanisław Dronicz
"Od Lenino do Drawska. Wojsko nieocenzurowane"
Cinderella Books, Warszawa 1997


str. 75-76:

W latach sześćdziesiątych decydenci z Układu Warszawskiego postanowili wesprzeć Wietnam Północny większą niż co roku pomocą w sprzęcie i uzbrojeniu. Przewidziano znaczną liczbę takich dostaw z zapasów wojsk inżynieryjnych, między innymi pontony, łodzie oraz silniki zaburtowe składowane od lat w magazynach i bardzo trudne w uruchomieniu. Zdecydowano, aby z każdego rodzaju broni pojechali specjaliści, którzy na miejscu, w Wietnamie, pokażą, jak je należy eksploatować. Dostawy miały być dostarczone morzem. Wytypowano do tej misji dwóch pułkowników, którzy z tej okazji poddali się szczepieniom ochronnym i przygotowywali się do rejsu. Gdy lotnictwo amerykańskie zaatakowało porty, do których się wybierali, ich „duch wojenny" upadł. Znaleźli tysiące powodów, aby się wykręcić z planowanej misji. W rezultacie nie pojechał nikt. Szef wojsk inżynieryjnych ocenił, że jest to zbędne, gdyż wysyłany sprzęt jest łatwy w obsłudze.
Zbiegło się to z tajnym zaciągiem w naszym wojsku na wojnę w Wietnamie. Chętnych było sporo. Byłem jednym z nich. Na liście obok mnie z wojsk inżynieryjnych widziałem ppłk. mgr inż. Bogdana Gilewskiego. Mass media silnie oddziaływały na wyobraźnię Polaków. Wietnamczyków pokazywano jako prześladowanych i niszczonych przez potężną technikę wojenną Stanów Zjednoczonyph. Każdy, kto oglądał płonące od napalmu wioski, dziesiątkowaną ludność cywilną, jeśli był wrażliwy na krzywdy, nie pozostawał obojętny. Wojsko podziwiało Wietnamczyków za determinację, wolę walki i zdolność przeciwstawienia się silniejszemu. Ja byłem zauroczony opowieściami z tej wojny płk. Leopolda Raznowieckiego (późniejszego generała i szefa wojsk inżynieryjnych), który wrócił z dłuższego tam pobytu w charakterze obserwatora. Przywiózł ze sobą miny bojowe używane przez Amerykanów, między innymi „kulkowe", rozsypywane z samolotów nad skupiskami ludności wietnamskiej. Interesowały nas nie tyle miny, ile zdolności Wietnamczyków do utrzymywania komunikacji z walczącymi wojskami mimo intensywnych nalotów najsilniejszego lotnictwa świata na szlaki zaopatrzenia frontu. Nie sądziliśmy, że tak drogo okupione zwycięstwo Wietnamczyków, zamiast szczęścia da im tyle rozczarowań, łez i nędzy. Ostatecznie z krajów demokracji ludowej na wojnę w Wietnamie nie wyjechał nikt.

[ moja uwaga: wydaje mi się, że płk Dronicz miął na myśli "kraje demokracji ludowej" inne niż ZSSR i Chiny, bo sowieccy i chińscy instruktorzy na pewno w Wietnamie działali. W książce pod red. gen. Kriwoszejewa na temat strat armii Rosji i ZSSR w XX wieku znalazłem informację, że w wojnie wietnamskiej wzięło udział ponad 6 tysięcy sowieckich wojskowych, spośród których zginąć miało szesnastu:
"За время войны во Вьетнаме в ней приняли участие более 6 тыс. советских военнослужащих, а также различные специалисты из числа гражданского персонала. Потери среди них составили 16 чел".]

]



Jarosław Rybak
"Jednostki specjalne Wojska Polskiego. Komadosi"
wyd. Bellona 2003


str. 33:

Gwiazda za Wietnam
Żołnierze sił specjalnych ściśle współpracują z wywiadem. Ta część historii komandosów długo jeszcze będzie okryta tajemnicą. Choć niekiedy udaje się dotrzeć do strzępków historii...
Od misji chór. rez. Czesława Ostyńskiego minęło ponad ćwierć wieku. Był jednym z nielicznych Polaków, uczestniczących w wojnie wietnamskiej. W międzyczasie upadł PRL, rozwiązano Układ Warszawski. Dawni wrogowie stali się sojusznikami. Ale komandos nie chce mówić o szczegółach. Bo jego raport z 1975 r. wykorzystano dopiero po... dwóch dekadach. A niektóre analizy jeszcze przez lata będą leżeć w zalakowanych kopertach. Aż zajmą się nimi analitycy.
-Powiem tylko to, co wolno mi powiedzieć - zapowiada chorąży rez. Czesław Ostyński. Dziś mieszka na południu Polski.
Skuteczność jego misji w Azji można sobie wyobrazić. Po powrocie do kraju otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi oraz -jako bodaj jedyny Polak - Gwiazdę Wyzwolenia Wietnamu Pierwszego Stopnia, wietnamski odpowiednik Virtuti Militari.
- W Wietnamie byłem od lipca 1974 do końca 1975 r. - mówi chorąży Ostyński, wtedy plutonowy z sześcioletnim stażem w armii, pomocnik dowódcy kompanii specjalnej łączności w 1. batalionie szturmowym.
W czasie Porozumień Paryskich ustalono, że w Wietnamie będzie działać rozjemcza Komisja Kontroli i Nadzoru. Partyzantów mieli reprezentować żołnierze z Polski i Węgier. Rozjemcami po stronie Południowego Wietnamu byli Indonezyjczycy i Irańczycy.
Oficerowie Oddziału II Sztabu Generalnego LWP zaczęli szukać żołnierzy, którzy mogliby pełnić misję w Azji. „Dwójka" to był wywiad wojskowy, z którym ściśle współpracował l. batalion. Skoro nabór prowadzili specjaliści od wywiadu, wiadomo było, że rozjemcom powierzono zadania wychodzące poza oficjalną działalność...
Z Dziwnowa Ostyńskiego wysłano do Warszawy. Gdzie? Nie chce powiedzieć, gdyż jednostka istnieje do dziś. Tam przeszedł specjalistyczne przeszkolenie. Wszystkich uczestników misji przygotowano do samodzielnego bytowania w dżungli, zapoznano z fauną i florą, zwyczajami tubylców, uczono samolecze-nia. Po ponad 25 latach szczegóły dotyczące szkolenia, uczestników i instruktorów nadal są tajne.

W 1974 r. był jedynym żołnierzem z 1. batalionu, który poleciał do Azji.
W tym czasie Amerykanie już powoli wycofywali się z Wietnamu. Całe obciążenie walką przejęły wojska Południowego Wietnamu. Ale w tej armii i tak 20 proc. stanowili Amerykanie. Rosjanie byli dyskretniejsi. Wśród partyzantów najwięcej było doradców z Chin. Ale cały Układ Warszawski wspierał armię Północnego Wietnamu. —Jednym z zastępców naczelnego dowódcy w głównym sztabie armii partyzanckiej był oficer LWP. Nie miałem z nim bezpośredniego kontaktu. Prawdopodobnie już nie żyje - twierdzi chor. Ostyński.
Jak w połowie lat 70. wyglądała wietnamska prowincja?
- Większą część misji spędziłem w dżungli. Dla Europejczyka prezentowali poziom życia z ery kamienia łupanego. Oni nawet nie znali pojęcia prądu elektrycznego... Nie używali narzędzi do uprawy ziemi... Wiele plemion górskich nie nosiło ubrań. Chodzili przewiązani łykiem, zakryci tylko liśćmi figowymi... Żyli w niesamowitej nędzy. Ponieważ jednak nie znali innego świata, nie mieli świadomości swojej biedy. Takie wioski w większości były zapleczem partyzantów - opowiada.
W Wietnamie bywało niebezpiecznie. - Byłem biały, więc zawsze z daleka rzucałem się w oczy. Kiedyś szedłem w cywilnym ubraniu. Dwóch oficerów armii południowowietnamskiej wzięło mnie za Amerykanina. Postawili mi piwo. Gdy się zorientowali, że nie jestem żołnierzem USA, chcieli mnie kropnąć. Porucznik włożył mi do kufla odbezpieczony granat i kazał wypić piwo. Wypiłem 3/4 kufla i powiedziałem, żeby dokończył. Ani porucznik, ani ten drugi, nie chcieli ruszyć kufla. Obezwładniłem obu i zabezpieczyłem granat - uśmiecha się chorąży.
W dżungli zobaczył, że partyzanci używają sprzętu, który był już wycofywany z Dziwnowa. Przekonał się, że wojna to z jednej strony doskonały rynek zbytu nienajnowocześniejszej broni, a z drugiej możliwość testowania nowości. Chorąży nie chce o tym opowiadać. - System może się zmieniać, ale pewne służby zawsze działają. Państwo przecież musi funkcjonować. Podpisałem oświadczenie, że pewne działania, jakie wykonywałem w Indochinach, do końca życia zachowam w tajemnicy - ucina.
Dodaje jednak, że „obowiązkiem każdego żołnierza jest obserwować przeciwnika, zbierać potrzebne informacje, które może wykorzystać własne dowództwo". Ciekawiła go każda broń, której oznaczenie zaczynało się od litery „x". Ona oznaczała prototyp przysłany do testów. Możliwości było wiele.
- Do karabinków M-16 Amerykanie stosowali nowe granatniki podwieszane XM148. Nowością było też to, że granat został wypełniony śrutem - mówi C. Ostyński. Na podstawie jego „obserwacji", nasz przemysł obronny zaczął produkować polskie odpowiedniki amerykańskiej broni.
Interesował się też logistyką amerykańską. Oni mieli niesamowicie rozbudowane zaplecze. Dlatego doskonale opanowali systemy ewakuacji rannych i zaopatrzenia w amunicję. Śmigłowce UH-1 lądowały na najmniejszej polanie. Mogły dostarczyć każdą ilość sprzętu i „zdjąć" rannych. W ciągu kilku minut zbliżały się na pole walki. Dzięki temu ranni znajdowali się na stole operacyjnym do 30 minut od chwili postrzału. Amerykańska kawaleria powietrzna była bardzo skuteczną formacją.
- Śmigłowce z daleka szachowały przeciwnika. Z bardzo bliska oglądałem atak kawalerii powietrznej. Dokładnie to później raportowałem. Kawalerzyści prowadzili atak kilkudziesięcioma śmigłowcami. Niekiedy jednocześnie atakowało nawet 50 maszyn. Walczyli na sposób indiański. Tworzyli krąg, a potem latając spiralnie, stopniowo go zacieśniali. M. in. na bazie mojego opisu z Wietnamu tworzono 25. Dywizję Kawalerii Powietrznej - przekonuje.
Czy wtedy proszono go o konsultacje? Chorąży uśmiecha się: - Jasiu Kempara, jeden z twórców i były dowódca 25., to mój kumpel z kompanii w I. bsz.
Jak zbierało się takie informacje? - Każda metoda jest dobra, jeśli jest skuteczna. A moje działania były skuteczne. Świadczą o tym odznaczenia, które otrzymałem - opowiada.
Dlaczego dopiero po latach wykorzystano te raporty? Wcześniej nie mieliśmy w Polsce odpowiedniego wyposażenia. Ale niektóre raporty zostaną wykorzystane dopiero w przyszłości. Chorąży twierdzi, że chodzi o meldunki na temat taktyki działań partyzanckich i niewielkich grup z jednostek specjalnych.
Po powrocie do kraju, tydzień spędził w jednostce w Warszawie. Tam napisał szczegółowy raport z rocznej działalności. Wrócił do l. batalionu. W 1982 r. przeszedł na emeryturę.


[ moja uwaga: chorąży mówi, że był w Wietnamie "od lipca 1974 do końca 1975 r." i że "z bardzo bliska oglądał atak kawalerii powietrznej". Hmmm, w tym czasie już od lat nie było w Wietnamie amerykańskich jednostek aeromobilnych, noszących oficjalną nazwę "Air Cavalry".
No, ale zakładając, że chorąży mówi prawdę, to mógł widzieć śmigłowce lotnictwa Wietnamu Południowego (VNAF). W tym czasie jednak śmigłowce VNAF nie mogły już działać tak samo, jak śmigłowce kawalerii powietrznej USA, ponieważ Amerykanie uciekli z Wietnamu i zostawili swoich sojuszników na lodzie, bez dostaw uzbrojenia, paliwa i pomocy finansowej - na skutek czego w roku 1974 VNAF dogorywało z braku zaopatrzenia bardziej, niż w wyniku akcji zbrojnych komunistów. Komuniści bez przeszkód rozbudowywali swoje siły na Południu i piloci coraz mniej licznych jednostek VNAF musieli się liczyć z o wiele silniejszym ogniem przeciwlotniczym, niż w czasach obecności Amerykanów. ]


A oto fragment artykułu Arkadiusza Kupsa pt. "Wrzesień 89 - wyjście z lasu" (Komandos nr6/2006, str. 30):

"W Dziwnowie, podobnie jak w 62. czy 56. Kompanii Specjalnej, pracowali żołnierze, mający za sobą okres działania na terenie Północnego Wietnamu jako "instruktorzy". Byli to głównie specjaliści w dziedzinie tzw. "szybkiej telegrafii", odznaczeni przez armię Vietkongu medalami za dzielność i dokonania bojowe." [ koniec cytatu]

Artykuł dotyczy ćwiczeń polskich jednostek specjalnych pod koniec lat 80-tych, a ta jedna wzmianka o Wietnamie pada tam tylko przy okazji omawiania innych kwestii. Wynika z niego, że ci "instruktorzy" służyli w jednostce w Dziwnowie w połowie lat 80-tych. Nie wiem, dlaczego autor słowo instruktorzy umieścił w cudzysłowie.


Kompletnie nie mogę sobie przypomnieć, gdzie wyczytałem informację o tym, że w latach 60-tych albo 70-tych przygotowano w Polsce, na potrzeby armii Północnego Wietnamu, specjalnie opracowany model roweru ze wzmocnioną konstrukcją. Jako że rowery były niezastąpionym środkiem transportu (nie tyle ludzi, ile zaopatrzenia) na leśnych i górskich ścieżkach, to niewykluczone, że PRL-owskie rowery służyły na sławnym "Szlaku Ho Szi Mina".

W propagandowych czytankach pani Moniki Warneńskiej czytałem kiedyś, że w armii Północnego Wietnamu służyły polskie samochody ciężarowe Star. Tego też nie mogłem w żaden sposób sprawdzić.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #14

     
nguyen_van_su
 

IV ranga
****
Grupa: Użytkownik
Postów: 369
Nr użytkownika: 5.910

Nguyễn Vãn Sử
 
 
post 14/08/2008, 8:55 Quote Post

Witam,

QUOTE(chomik @ 14/08/2008, 3:53)
A oto kilka kawałków informacji, związanych z Wietnamem, jakie udało mi się znaleźć w różnych źródłach:


Bardzo dziękuję za obszerne cytaty.

QUOTE
bo sowieccy i chińscy instruktorzy na pewno w Wietnamie działali.


Tak. I to już od dawna oficjalnie potwierdzone, wraz z dość szczegółową statystyką.

Polecam tę stronę ze zdjęciami i wspomnieniami radzieckich oficerów rakietowych biorących udział w wojnie wietnamskiej.


QUOTE
Partyzantów mieli reprezentować żołnierze z Polski i Węgier. Rozjemcami po stronie Południowego Wietnamu byli Indonezyjczycy i Irańczycy.


Nigdy nie było takiego założenia, że ci i ci reprezentują tych, a tamci tamtych. Komisja działała jako jedna instytucja a nie dwa obozy.


QUOTE
W 1974 r. był jedynym żołnierzem z 1. batalionu, który poleciał do Azji.
W tym czasie Amerykanie już powoli wycofywali się z Wietnamu. Całe obciążenie walką przejęły wojska Południowego Wietnamu. Ale w tej armii i tak 20 proc. stanowili Amerykanie.


Pamphlet nie źródło. wink.gif

QUOTE
Jednym z zastępców naczelnego dowódcy w głównym sztabie armii partyzanckiej był oficer LWP. Nie miałem z nim bezpośredniego kontaktu. Prawdopodobnie już nie żyje - twierdzi chor. Ostyński.


Chyba to umyślna dezinformacja, bo po specjaliście od specjalnej łączności spodziewałbym się więcej umiejętności w zdobywaniu informacji.

QUOTE
Takie wioski w większości były zapleczem partyzantów - opowiada.


Oprócz takich gdzie było CIDG, rzecz jasna. wink.gif


QUOTE
Interesował się też logistyką amerykańską.


No wygląda na to, że z książek, bo jak słusznie zauważyłeś, kiedy w 1974 przyjechał do Wietnamu, tej "logistyki amerykańskiej" już dawno nie było.

Suma sumarum opowieści jak spod budki z piwem.



QUOTE
Kompletnie nie mogę sobie przypomnieć, gdzie wyczytałem informację o tym, że w latach 60-tych albo 70-tych przygotowano w Polsce, na potrzeby armii Północnego Wietnamu, specjalnie opracowany model roweru ze wzmocnioną konstrukcją. Jako że rowery były niezastąpionym środkiem transportu (nie tyle ludzi, ile zaopatrzenia) na leśnych i górskich ścieżkach, to niewykluczone, że PRL-owskie rowery służyły na sławnym "Szlaku Ho Szi Mina".

W propagandowych czytankach pani Moniki Warneńskiej czytałem kiedyś, że w armii Północnego Wietnamu służyły polskie samochody ciężarowe Star. Tego też nie mogłem w żaden sposób sprawdzić.


Z sprzętów PRL to wiem na pewno że były pistolety Rak dla komandosów. Obszernie pisano w dokumentach wietnamskich o polskich ładunkach o napędzie rakietowym do niszczenia zasieków. Nie udało mi się ustalić co to konkretnie było, jakie oznaczenia itp. Może masz jakieś informacje na ten temat?
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #15

5 Strony  1 2 3 > »  
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej