|
|
Nawyki żywieniowe i imprezy w PRL
|
|
|
|
QUOTE(Mawr @ 18/09/2015, 12:23) QUOTE Witam! to ciekawy temat "Historia żywienia i balowania".Nikt z Was nie poruszył tematu ze żywienie się było tez elementem propagandy.Mądrości wpajane ludziom wynikały rzecz jasna z niedostatków na rynku: w drugiej połowie lat 70-tych pojawiła się "propaganda rybna" nakłaniająca ludzi do spożywania tychże, przybrało to w tvp formę kilkudziesięciosekundowych, nawet zabawnych filmików animowanych, przekonywujących o wyższości ryb nad mięsem/bo z tym było już słabo/-ówczesne ludowe porzekadło głosiło "Jedżcie dorsze, gówno gorsze". Obok ryb lansowano także wtedy nabiał Podobne rzeczy są lansuje obecnie w USA, tam to muszą mieć niedostatki żywności A możesz w jakiś sposób zaprzeczyć informacjom podanym np. tutaj: QUOTE O absurdach PRL-u opowiada kolejna książka Małgorzaty Sokołowskiej [pt. Dni bezmięsne... - przyp. mój]. Już sam tytuł wydaje się absurdalny, choć jest faktem. Dni bezmięsne z powodu tradycyjnie przejściowych kłopotów w zakresie aprowizacji 31 lipca 1959 roku wprowadziło Ministerstwo Handlu Wewnętrznego. Polegały one na tym, że w poniedziałki w stołówkach i barach można było kupić tylko dania bezmięsne. http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Dni-be...n77517.html#tri Albo: QUOTE Dolegliwość, o której dziś kilka słów, była najbardziej długotrwała, z czasem spowszedniała i w konsekwencji weszła do PRL – owskiej codzienności. Mowa tu o tak zwanych bezmięsnych poniedziałkach, które wprowadzono dnia 1 lipca 1959 roku na obszarze całego kraju, które funkcjonowały do sierpnia 1989 roku – całe 30 lat! http://gdyniawktorejzyje.blogspot.com/2012...kach-w-prl.html Albo:
QUOTE 30 lipca 1959 r. Ministerstwo Handlu Wewnętrznego wydało zarządzenie, zgodnie z którym poniedziałek stał się "dniem bezmięsnym" . Decyzja nie wynikała z chęci propagowania przez PRL-owskie władze wegetarianizmu. Była spowodowana brakiem mięsa na rynku. W poniedziałki nie można było zjeść żadnego mięsnego dania w stołówkach, barach i restauracjach. Nieczynne były też sklepy z mięsem i wędliną.
Wieczne trudności W archiwach Polskiego Radia zachował się wywiad z ministrem handlu wewnętrznego, Mieczysławem Leszem, który to zarządzenie wprowadził. Rozmowa została nagrana w grudniu 1964 r. przez Zofię Wójtowicz. Autorka pytała o sposoby resortu na poprawę sytuacji. Odpowiedzi ministra brzmią dziś niczym teksty z filmów Stanisława Barei. - Trudność kierowania handlem polega w gruncie rzeczy na dwóch sprawach: po pierwsze na tym, że ma się do czynienia z ogromną ilością placówek - przekonywał Mieczysław Lesz. - Mamy w Polsce ok. 140 tys. placówek handlowych rozrzuconych po całym kraju. Kierowanie resortem, tak bardzo rozproszonym jest o wiele trudniejsze niż zarządzanie ministerstwem, któremu podlega kilkadziesiąt dużych zakładów pracy. I dodał: - Druga trudność polega na tym, że ilość asortymentów, o których trzeba równocześnie myśleć również liczy się na dziesiątki tysięcy, tzn. że ilość asortymentów, których brak może spowodować niezadowolenie na rynku jest bardzo wielka. http://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/...-w-zaopatrzeniu
Ponadto parę słów i zdjęć w temacie: http://www.tvp.info/16974421/tluszcz-jadal...-prl-na-talerzu
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Mawr @ 18/09/2015, 12:23) QUOTE Witam! to ciekawy temat "Historia żywienia i balowania".Nikt z Was nie poruszył tematu ze żywienie się było tez elementem propagandy.Mądrości wpajane ludziom wynikały rzecz jasna z niedostatków na rynku: w drugiej połowie lat 70-tych pojawiła się "propaganda rybna" nakłaniająca ludzi do spożywania tychże, przybrało to w tvp formę kilkudziesięciosekundowych, nawet zabawnych filmików animowanych, przekonywujących o wyższości ryb nad mięsem/bo z tym było już słabo/-ówczesne ludowe porzekadło głosiło "Jedżcie dorsze, gówno gorsze". Obok ryb lansowano także wtedy nabiał Podobne rzeczy są lansuje obecnie w USA, tam to muszą mieć niedostatki żywności Tak, ale wtedy naprawdę brakowało wszystkiego w Polsce w szczegolności mięsa,a ryb jakoś nie, nie wiem z którego jestes rocznika, ale wiele rzeczy z tamtych lat jest dla dzisiejszych niepamiętających tamte lata ludzi po prostu niewyobrażalne np.m.in. to ze w sklepach był jeden rodzaj chleba i jeden rodzaj bułki, że kawa rozpuszczalna była uznawana za luksus. Własnie w tamtych czasach tzn II połowa lat 70-tych ryby które lansowano postrzegane były jako ogólnodostępne słabe jedzenie, w odróżnieniu od ociekającej cholesterolem wołowiny czy wieprzowiny. Co do USA to przypomniało mi się jak ludzie wtedy mówili: tam jest chleb w puszce -ohyda wynikało to stąd ,że nikomu nie mieściło się w głowie, ze może być więcej niż jeden rodzaj, gatunek ,jakiegoś produktu, i tak biedni amerykanie muszą się katować chlebem z puszki , bo nic innego nie mają.
Proponuje nie ciagnac tematu dot. nawykow zywieniowych w USA. Po pierwsze jest to offtop, po drugie: wdajecie sie w polemike z klamstwem. Gdybym wczesniej zajrzal do tego watka, post uzytkownika Mawr bylby zlikwidowany. Moderator N_S
Ten post był edytowany przez Net_Skater: 18/09/2015, 13:55
|
|
|
|
|
|
|
|
Tak w temacie mięsa. Jakiś czas temu przeczytałem, że jemy dziś mniej mięsa niż w PRLu. Wydało mi się dziwne, więc sprawdziłem. Generalnie rekordowe spożycie w ustroju socjalistycznym osiągnęliśmy w 1980 roku, wychodziło wtedy na głowę mieszkańca 74kg mięsa w ciągu roku. Wcześniej oscylowało to w granicach 50kg. W 46 roku było to 19kg, potem tylko wzrost do około 50 kg. Wzrost za Gierka do rekordowych 74 a potem znów kryzys i spadek.
Dziś spożywamy około 71kg mięsa na głowę. Tymczasem specjaliści ds. żywienia zalecają spożycie na poziomie 30kg. Mniejsza z tym wychodzi na to, że nawet w tym PRLu produkowano dość mięsa dla wszystkich. Jednakże beznadziejny system dystrybucji plus korupcja i czarny rynek powodowały konieczność wprowadzenia kartek.
Mam pytanie dodatkowo. Ktoś mi kiedyś dawno temu opowiadał, że w systemie kartkowym w latach 80tych. Pełnoletni obywatel miał przydział 3kg mięsa na miesiąc. Tymczasem niepełnoletni 3,5 kg (albo 4), gdy taki kończył 18 lat, zabierano mu dodatkowy przydział mięsa i dawano litr wódki. Prawda to?
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE Tak w temacie mięsa. Jakiś czas temu przeczytałem, że jemy dziś mniej mięsa niż w PRLu. Wydało mi się dziwne, więc sprawdziłem. Generalnie rekordowe spożycie w ustroju socjalistycznym osiągnęliśmy w 1980 roku, wychodziło wtedy na głowę mieszkańca 74kg mięsa w ciągu roku. Wcześniej oscylowało to w granicach 50kg. W 46 roku było to 19kg, potem tylko wzrost do około 50 kg. Wzrost za Gierka do rekordowych 74 a potem znów kryzys i spadek. Przy tego rodzaju porównaniach trzeba brać pod uwagę choćby to, że ludzie jedzą nie tylko mięso ale i przetwory z niego. Jeżeli kiedyś produkowało się np. 1 kg polędwicy z 1,8 kg mięsa, to obywatel zjadając jej kilogram zjadał teoretycznie prawie 2 kg mięsa. Dziś kg polędwicy (np. sopocka, kosztująca w promocji i 10 zł za kg) może być robiony z mniej niż 1 kg mięsa. Do tego trzeba doliczyć produkty z MOM - ilość spożywanego mięsa na głowę mieszkańca spada.
QUOTE Mam pytanie dodatkowo. Ktoś mi kiedyś dawno temu opowiadał, że w systemie kartkowym w latach 80tych. Pełnoletni obywatel miał przydział 3kg mięsa na miesiąc. Tymczasem niepełnoletni 3,5 kg (albo 4), gdy taki kończył 18 lat, zabierano mu dodatkowy przydział mięsa i dawano litr wódki. Prawda to? Z przydziałami nie było tak prosto, bo był rozdział na pracowników fizycznych i umysłowych, pomijając oczywiście to, że resorty czy górnicy też mieli inaczej. Tu przykład:
QUOTE Miesięczne przydziały - cukier - 2 kg - mięso - 2,5 kg miesięcznie (pracownicy umysłowi) oraz 4 kg - pracownicy fizyczni i dzieci - pół litra wódki lub butelka wina importowanego - 300 g proszku do prania - 2 kostki mydła - 100 g wyrobów czekoladopodobnych - 250 g. cukierków - 30 l. benzyny do fiata 126p - 1,3 kg kaszy, mąki lub ryżu - 12 paczek papierosów http://www.pomorska.pl/publicystyka/art/70...rumny,id,t.html
|
|
|
|
|
|
|
|
Z takich ciekawostek dotyczących dystrybucji. W roku 1979/80 tam gdzie mieszkałem były problemy z zaopatrzeniem na święta, także w karpie. Coś zawiodło i zdecydowanie za mało dowieźli. Aby więc zaopatrzyć rodzinę na święta poderwałem sprzedawczynię ze sklepu rybnego Natomiast zaraz po Nowym Roku przyszedł transport kilkuset żywych karpi
Ten post był edytowany przez Duncan1306: 18/09/2015, 15:18
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Krakowskim_Targiem @ 18/09/2015, 13:31) Tak w temacie mięsa. Jakiś czas temu przeczytałem, że jemy dziś mniej mięsa niż w PRLu. Wydało mi się dziwne, więc sprawdziłem. Generalnie rekordowe spożycie w ustroju socjalistycznym osiągnęliśmy w 1980 roku, wychodziło wtedy na głowę mieszkańca 74kg mięsa w ciągu roku. Wcześniej oscylowało to w granicach 50kg. W 46 roku było to 19kg, potem tylko wzrost do około 50 kg. Wzrost za Gierka do rekordowych 74 a potem znów kryzys i spadek. Dziś spożywamy około 71kg mięsa na głowę. Tymczasem specjaliści ds. żywienia zalecają spożycie na poziomie 30kg. Mniejsza z tym wychodzi na to, że nawet w tym PRLu produkowano dość mięsa dla wszystkich. Jednakże beznadziejny system dystrybucji plus korupcja i czarny rynek powodowały konieczność wprowadzenia kartek. Mam pytanie dodatkowo. Ktoś mi kiedyś dawno temu opowiadał, że w systemie kartkowym w latach 80tych. Pełnoletni obywatel miał przydział 3kg mięsa na miesiąc. Tymczasem niepełnoletni 3,5 kg (albo 4), gdy taki kończył 18 lat, zabierano mu dodatkowy przydział mięsa i dawano litr wódki. Prawda to? Nawyki zywieniowe PRL-u wobec ciągłych"przejsciowych" jak wtedy mówiono trudności były manierami mocno nawiazującymi do ideologii żywienia okupacyjnego z czasu II WŚ. Tak wspominali to starsi ludzie,przekładało się to na jedzenie nadkaloryczne, bogate w cholesterol,ciężkie /dzisiaj trzeba się najeść bo jutro nie będzie/ W PRL-u panował mimo braków , a właściwie dzięki nim "kult mięsa" obok "kultu wódki"/ mimo że tej nie brakowało nigdy/ oznaczało to że towary te traktowane były jako waluta wymienialna. Wymiana kartkowa była możliwa, ale już wtedy tzn w 1981 trzeba było być oblatanym specjalistą aby wiedzieć co na co się wymienia i dlaczego,ale wymiana przydziałów kartkowych o ile dobrze pamiętam nie była obligatoryjna, tylko opcjonalna ,nie było kawy mogłeś wziąć cukierki, zamiast wołowiny kurczaka itd.- inna rzecz że bardzo często tego wyboru nie było. Jeden z ostatnich przed stanem wojennym Kabaretów Olgii Lipińskiej "naświetlał" to zjawisko
|
|
|
|
|
|
|
|
Ciekawe opowieści, niewyobrażalne i obce dla mojego pokolenia. W zasadzie dla mnie to tetaz taka sama fantastyka jak dla np. Amerykanów. Rodzice mi opowiadali, że najbardziej zdumiał ich fakt, że problemy z zaopatrzeniem skończyly się z dnia na dzień jak "komuna" padła. Czy też podzielacie to doświadczenie?
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(OGUREK @ 19/09/2015, 9:50) Ciekawe opowieści, niewyobrażalne i obce dla mojego pokolenia. W zasadzie dla mnie to tetaz taka sama fantastyka jak dla np. Amerykanów. Rodzice mi opowiadali, że najbardziej zdumiał ich fakt, że problemy z zaopatrzeniem skończyly się z dnia na dzień jak "komuna" padła. Czy też podzielacie to doświadczenie? Tak wygląda z perspektywy czasu ale fakt poprawiało się w szybkim tempie z miesiąca na miesiąc
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(OGUREK @ 19/09/2015, 9:50) Rodzice mi opowiadali, że najbardziej zdumiał ich fakt, że problemy z zaopatrzeniem skończyly się z dnia na dzień jak "komuna" padła. Czy też podzielacie to doświadczenie? Nie do końca... Poprawa zaopatrzenia była procesem odczuwalnym już w drugiej połowie lat osiemdziesiątych choć nie następowała gwałtownie i stąd różne odczucia wspominających. Jednocześnie faktycznie w pewnym momencie nastąpiło to dość gwałtownie i skokowo czyli po wprowadzeniu tzw. "ustawy Wilczka" pod koniec 1988 i obowiązującej od 1 stycznia 1989 - czyli w momencie gdy dopuszczono "wolny rynek".
W tym momencie faktycznie nastapił gwałtowny wzrost i ta data jak dla mnie jest faktycznym "końcem komuny" czyli idiotycznego ustroju gospodarczego. Ponieważ jednak sama możliwość ustawowowa to jeszcze nie wszytsko, potrzeba było pewnego czasu na rozwinięcie się prywatnej przedsiębiorczości to pozytywne skutki tych zmian mocniej odczuło się po pewnym czasie i w sumie w odczuciach zbiegło się to wyborami w czerwcu 1989, które umownie większość przyjmuje za "upadek komuny". Choć to trochę taka sugestia z tymi wyborami, jak pamiętam to mocna poprawa nastąpiła jakoś na wiosnę 1989 (dość akurat łatwo mi to skojarzyć ze względu na pewne wydarzenia w moim życiu).
Ale faktycznie poprawa zaopatrzenia była procesem paroletnim (i odczuwalnym), a zmianę gwałtowną spowodowała wspomniana zmiana w gospodarce jeszcze "za PRL". Czasem się po latach o tym zapomina bo ta poprawa w II połowie lat 80-tych to była "na miarę PRL" i dość mocno się różniła od późniejszych dość gwałtownych zmian w gospodarce i zaopatrzeniu.
Ten post był edytowany przez Razorblade1967: 19/09/2015, 9:43
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE Ja jestem rocznik 1973, i nie rzecz w tym jakie było spożycie "mięsa ", u mojej Mamy obiad bez mięsny to szczyt obciachu, a wyraz nędzy , zresztą Ojciec górnik musiał węgiel , a potem miedz fedrować, a na to trza siły Fakt, czasy takie były, że jak się człowiek chciał pokazać to mięso być musiało . Podać gościowi ser żółty lub biały - faux pas. Jak najgrubszy kotlet schabowy to była podstawa.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Duncan1306 @ 18/09/2015, 16:17) Z takich ciekawostek dotyczących dystrybucji. W roku 1979/80 tam gdzie mieszkałem były problemy z zaopatrzeniem na święta, także w karpie. Coś zawiodło i zdecydowanie za mało dowieźli. Aby więc zaopatrzyć rodzinę na święta poderwałem sprzedawczynię ze sklepu rybnego Natomiast zaraz po Nowym Roku przyszedł transport kilkuset żywych karpi Jeszcze inną ciekawostką jest, że tradycja jedzenia karpia na Święta Bożego Narodzenia to wymysł powojenny ,społeczeństwu zaproponowano zamiast tradycyjnych właśnie śledzi w roku 1946 karpie. Spowodowane to było małą flotą rybacką, i co za tym idzie niedostatecznie niskimi połowami.No i tak zostało,mimo że później wróciły śledzie.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(lancaster @ 19/09/2015, 15:16) BTW- kiełbasa zieleniała po trzech dniach Bo to była tzw. kiełbasa robotniczo-chłopska. Rano była jeszcze czerwona, a wieczorem już zielona Do wspominków o małej gastronomii i fastfood'ach z czasów PRL-u dodam jeszcze wzmiankę o kiełbasie z "rożna" oraz kaszance na gorąco. To pierwsze odkryłem dziecięciem będąc - gdzieś tak w 1975r. na nadmorskich wczasach w Niechorzach (Niechorzu???) Bardzo smakowało mi to "danie" zajadane z tekturowego talerzyka z porcją chleba i musztardy (keczupu jeszcze wtedy nie dane mi było poznać). Kaszaneczka na gorąco podawana była np. w Radomiu w "lokalach" z piwem, gdzie czasami bywałem uczęszczając do tamtejszego Technikum Energetycznego. Innym przepysznym daniem, jakie odkryłem na wspomnianych nadmorskich wczasach, były gofry. Również one były swego rodzaju kulinarnym objawieniem. Gdzieś w połowie lat 80-tych XXw. na imprezie u kumpla, oprócz zwyczajowych ogóreczków, grzybków, pożywnej warzywnej sałatki, pojawiły się marynowane oliwki. Wszyscy niezmiernie dziwowali się temu specyjałowi przyrządzonemu przez zaradną mamę kolegi. Skąd ona wytrzasnęła surowiec - nie wiem do tej pory.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(memex @ 20/09/2015, 13:22) QUOTE(lancaster @ 19/09/2015, 15:16) BTW- kiełbasa zieleniała po trzech dniach Bo to była tzw. kiełbasa robotniczo-chłopska. Rano była jeszcze czerwona, a wieczorem już zielona Do wspominków o małej gastronomii i fastfood'ach z czasów PRL-u dodam jeszcze wzmiankę o kiełbasie z "rożna" oraz kaszance na gorąco. To pierwsze odkryłem dziecięciem będąc - gdzieś tak w 1975r. na nadmorskich wczasach w Niechorzach (Niechorzu???) Bardzo smakowało mi to "danie" zajadane z tekturowego talerzyka z porcją chleba i musztardy (keczupu jeszcze wtedy nie dane mi było poznać). Kaszaneczka na gorąco podawana była np. w Radomiu w "lokalach" z piwem, gdzie czasami bywałem uczęszczając do tamtejszego Technikum Energetycznego. Innym przepysznym daniem, jakie odkryłem na wspomnianych nadmorskich wczasach, były gofry. Również one były swego rodzaju kulinarnym objawieniem. Gdzieś w połowie lat 80-tych XXw. na imprezie u kumpla, oprócz zwyczajowych ogóreczków, grzybków, pożywnej warzywnej sałatki, pojawiły się marynowane oliwki. Wszyscy niezmiernie dziwowali się temu specyjałowi przyrządzonemu przez zaradną mamę kolegi. Skąd ona wytrzasnęła surowiec - nie wiem do tej pory. No bo i wyboru nie było aczkolwiek inaczej smakowało ... mniej chemii ? BTW- orzechy przeciw dukatom, iż Polacy jedzą "mniej mięsa"niż za PRL ( ma ktoś badania), pomimo tego ze rzeczone można kupić wszędzie, w kazdej ilości, tanio .... inne nawyki żywieniowe, i tyle
Ten post był edytowany przez lancaster: 20/09/2015, 13:29
|
|
|
|
|
|
|
|
Z braku mięsa często się jadło biały i żółty ser. Pamietam dotąd jak moja ówczesna małżonka na początku lat 80- tych robiła w sumie kilkanaście dan których podstawą był biały ser i kaszanka - łącznie z pizzą. A dotąd pamiętam jak w 1981 wchodzę do sklepu GS na Suwalszczyźnie a na półkach tylko ocet .....
Ten post był edytowany przez Duncan1306: 20/09/2015, 14:10
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE BTW- orzechy przeciw dukatom, iż Polacy jedzą "mniej mięsa"niż za PRL smile.gif( ma ktoś badania), pomimo tego ze rzeczone można kupić wszędzie, w kazdej ilości, tanio .... inne nawyki żywieniowe, i tyle wink.gif Tu: http://www.fakt.pl/polityka/sprawdzilismy-...uly,531145.html się zajmowali prawdziwością tego stwierdzenia, choć dodatkowo trzeba też pamiętać przy wszelkich porównaniach, że dziś jest mniej mięsa w "mięsie" .
|
|
|
|
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|