|
|
Lubonia: zakopanie żywcem sieroty jako ofiary ..., ... podczas epidemii cholery 1849
|
|
|
|
Ani nie motyw bajkowy, ani udrastycznienie ciemnoty, tylko medycyna ludowa:
Zgodnie więc z medycyną ludów europejskich zalecają u nas chorobę: [...] 6. Spalić chorobę: Robi się bałwanka, lalkę, chochoł, przedstawiające osobę, którą się ma oczarować albo zamawiać i rzuca się je w ogień. 7. Zapiec, przypiec chorobę: Dziecię – bo na niem praktykują ten sposób leczenia – wsuwa się do pieca albo piecze się bułkę, zastępującą dziecko i rzuca ją na wodę. [...] Kobietę wiejską z Gródka nad Bugiem, chorą na nogi (po tyfusie), leczyła baba każąc jej przechodzić bosemi nogami przez ogień z gałązek tarniny, sosny i różnego ziela, tak długo, aż całą niemoc z nóg ogień święty wyciągnie" (Z.St. Z nad Buga Lud, Lwów 1897 III 20). Znany jest jako środek ochronny w naszym lecznictwie ludowem przeciąganie przez zarzewie, rozżarzone węgle itp. Przeciw hemoro- idom zalecają w Lubelskiem przeciąganie przez żarzotki (zarzewie) lub popiół gorący. W celach leczniczych posługiwano się w 18 stule- ciu rzucaniem węgli za koszulę. [...] Mającemu za- nokcicę każą "podgarnąć do trzeciego razu bolesnymi palcami ogień na ognisku".
Henryk Biegeleisen, Lecznictwo ludu polskiego, 1929, s. 18 i 28-29.
Akurat Prus urodził się koło Gródka, a wychowywał w Lubelskiem.
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Paweł Gajtkowski @ 1/09/2020, 22:12) Ani nie motyw bajkowy, ani udrastycznienie ciemnoty, tylko medycyna ludowa:
No i nareszcie jakiś konkret. Coś więcej?
Ten post był edytowany przez Aquarius: 1/09/2020, 22:16
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Aquarius @ 1/09/2020, 22:15) No i nareszcie jakiś konkret. Coś więcej?
Tylko tyle, ile się da wyguglać na poczekaniu. Dlaczego nie guglacie W trakcie, jak rozmawiacie, już byście znaleźli w necie przez googielbooksa (za pośrednictwem Studium o "Antku" Prusa: recepcja, konstrukcja, konteksty) namiary na darmowego Biegeleisena i jeszcze w dodatku go przeczytali, a także po przypisach dotarli do darmowych źródeł, na które się powołuje
Dajmy na to, chociaż jeden, drugi i dzie- siąty chłop radzi się już teraz doktora, zna nawet kilka środków aptecznych, jak: chininę, olej rycinowy, jodynę, z pewnością da- leko silniej wierzy w znachorów, zamawiaczów i leki, przez nich zadawane. Do doktora udają się dopiero w ostateczności i to zawsze z powątpiewaniem, czy on cokolwiek pomoże, kiedy ten lub ów nic już poradzić nie potrafił. Lekarstwa apteczne, wzglę- dnie najprzyjemniejsze w użyciu, budzą w chłopie wstręt, odrazę, bierze je niechętnie - jedynie z racyi wydanych pieniędzy; prze- pisane jednak przez znachorkę najwstrętniejsze mieszaniny łykają bez skrzywienia, a najboleśniejsze operacye wykonywują wiernie co do joty. Przed kilku laty chorowała w Gródku kobieta na tyfus. Przez kilka tygodni była między życiem a śmiercią, bezwładna, nieprzytomna, bez żadnej opieki i pomocy - cudem podniosła się nareszcie z łóżka. Ale wyczerpana chorobą, a następnie bra- kiem wszelkich wygód w czasie rekonwalescencyi, straciła zu- pełnie siły i parę miesięcy upłynęło już od chwili przesilenia, a przez izbę przejść jeszcze nie może o swojej mocy - nogi pod nią drżą, uginają się i ból dokuczliwy nie ustępuje z nich. Radzi się baby. Baba tak powiada: Trzeba wziąć drobnych gałązek z tarniny wiązeczkę sporą, bylicy, piołunu, macierzanki, rozchodniku, mięty, pokrzywy i różnego ziela, wosku nietopio- nego cały plaster, kilkanaście trzasek żywicznej sosny, to wszystko ułożyć na środku izby, pokropić święconą wodą, i dotąd przez ten ogień bosemi nogami przechodzić, póki się wszystko nie spali - a całą niemoc z nóg "ogień święty wyciągnie". Chora, której choroba dobrze dokuczyła, zwłaszcza, że jako wdowie z drobnemi dziećmi ciężko szła gospodarka, chwyta się tej rady, jako deski ratunku, rozpala ogień podług przepisu i zaczyna cho- dzić, nie bacząc, że nogi parzy, Że dym gryzący tamuje oddech, że chwilami mrok zasłania jej oczy. Sporo czasu upłynęło, nim ktoś przyszedł i zobaczył, co się dzieje. Okazało się, że chora ma straszliwie poparzone nogi, palce zupełnie zwęglone, gorą- czkę i we wsi nikt nie podejmuje się jej dozorować. Odwieziono biedaczkę do szpitala w Hrubieszowie, zkąd po sześciu tygodniach wyszła bez palców u obydwóch nóg... ale znachorka pocieszała ją, że gdyby nie jej ogniowa kuracya, byłaby nie odzyskała mocy w nogach, a tak chociaż bez palców chodzić może. Tłómaczenie trafiło widocznie do przekonania poszkodowanej, gdyż nie odzy- wała się o babie z żalem lub urazą.
(Z nad Buga. Szkic etnograficzny, Lud, R. 3 1897, s. 19-20)
Lud. Organ Towarzystwa Ludoznawczego we Lwowie. 1897 R.3 https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publicatio...717?language=pl
Lecznictwo ludu polskiego. (Z 100 rycinami) Biegeleisen, Henryk (1855-1934)
https://www.sbc.org.pl/dlibra/publication/8...on/8097/content
|
|
|
|
|
|
|
|
CODE Czaczów, Lubonia, Kazimierz i Barnowiec to autentyczne przypadki (wszystkie opisuje Kolczyński). W związku z zarazą zabijano pewne osoby, których pozbycie się uważano, że może doprowadzić do jej zakończenia. Podobne przykłady podaje też Kazimierz Moszyński. Paweł Zając wspomina o Hucułach, że nie ratowali tonących, gdyż uważali, że to demon wodny domaga się ofiary. Znam też taką historię z jednej z podłódzkich miejscowości z 1933 r.:
Może i ten dziadek z brzytwą jest prawdziwy - pod Suchą, w Królewskiej Hucie i pod Gogołowem? Nie przeczę, że być może tak było. Lata czterdzieste w ogóle były nieszczęsne - praktycznie rokroczne powodzie z bardzo surowymi zimami, tragiczne zbiory, zaraza ziemniaczana no i cholera. Ta cholera z lat 40-tych była drugą falą, pierwsza z lat 30-tych, sprowadzona w zgodnej współpracy armii rosyjskiej i powstańców listopadowych, przeszłą trochę łagodniej. W pandemii różne rzeczy mogą się dziać - zwłaszcza przy takiej wysokiej śmiertelności, jaką miała cholera. Być może zdesperowani ludzie różne rzeczy robili, w całej Galicji jest bardzo wiele cmentarzy cholerycznych i krzyży cholerycznych (w tym i u mnie). Ale... To już nie była tak wolna amerykanka w cesarstwie - z grubsza od 40 lat były już procedury na wypadek epidemii - szerzej odsyłam do "Zagrożenia epidemiologiczne na terenie austriackiej części monarchii habsburskiej w XIX w. (do 1914 r.). Aspekty prawne i administracyjne" Ryszarda Tomczyka. Stały jednostki wojskowe, żandarmi przeczesywali wsie - wszak to okres porabacyjny i Wiosny Ludów.
I jeszcze
CODE W roku 1849 grasowała w Luboni cholera, na którą wymarło wiele osób. W młodości obywatela Miśkowiaka Wojciecha w pobliskim lesie stała jeszcze szopa trzcinowa, do której wywożono zarażonych, aby tam dogorywali.
Nasza koleżanka z Bieszczadów opowie taką samą historie. Doda, że z takiego budynku uciekła jej prababcia.
CODE W związku z tą epidemią krąży do dziś wśród mieszkańców Luboni podanie: „Gdy zaraza szalała coraz silniej i pochłaniała coraz liczniejsze ofiary, ludzie udali się do „mądrych”. Orzekli oni, że choroba dopóty nie ustanie, dopóki o wschodzie słońca nie zakopią najpiękniejszej dziewczyny żywcem w ziemi i wołami bliźniętami zaprzężonymi do pługa nie oborzą wsi.
Zdaje się, że takie samo podanie krąży koło Czudźca pod Rzeszowem, bo znalazło swoje miejsce w Galicjanach Nowaka. I podobną historię opowiadał nasz kolega Vapnatak, jak dobrze pamiętam?
|
|
|
|
|
|
|
|
carantuhill:
CODE W związku z tą epidemią krąży do dziś wśród mieszkańców Luboni podanie: „Gdy zaraza szalała coraz silniej i pochłaniała coraz liczniejsze ofiary, ludzie udali się do „mądrych”. Orzekli oni, że choroba dopóty nie ustanie, dopóki o wschodzie słońca nie zakopią najpiękniejszej dziewczyny żywcem w ziemi i wołami bliźniętami zaprzężonymi do pługa nie oborzą wsi."
Najciekawsze moim zdaniem pytanie to skąd w różnych (i dość odległych) częściach Polski zbliżone przesądy tego typu (sama idea ofiary ludzkiej i jeszcze przeważnie zakopywanie ofiar a nie inne metody etc. etc.) ?
Jakieś przechowane w tradycji ludowej pozostałości po czasach pogańskich ? Jakaś zakodowana w podświadomości zbiorowej podobna reakcja na ekstremalne zagrożenie dla społeczności ?
|
|
|
|
|
|
|
|
QUOTE(Paweł Gajtkowski @ 1/09/2020, 23:12) Ani nie motyw bajkowy, ani udrastycznienie ciemnoty, tylko medycyna ludowa: Medycyna ludowa funkcjonowała w określonym kontekście, który nadawał jej poczynaniom znaczenia. Dlatego owszem, prześledzenie motywów bajkowych, wierzeniowych pozwala zrozumieć czemu ogniowi przypisywano własności lecznicze.
QUOTE(Paweł Gajtkowski @ 1/09/2020, 23:50) Tylko tyle, ile się da wyguglać na poczekaniu. Dlaczego nie guglacie  W trakcie, jak rozmawiacie, już byście znaleźli w necie przez googielbooksa Hm, bo pytanie dotyczyło przypadków znanych mnie, na podstawie których uważam, że Prus opisywany przypadek zaczerpnął z doświadczenia a nie zmyślił tę metodę. Biegeleisena nawet mam na półce, ale czytałem go wyrywkowo i akurat tego fragmentu nie kojarzyłem.
QUOTE(carantuhill @ 2/09/2020, 9:29) Może i ten dziadek z brzytwą jest prawdziwy - pod Suchą, w Królewskiej Hucie i pod Gogołowem? To akurat wygląda na legendę miejską.
|
|
|
|
|
|
|
|
CODE To akurat wygląda na legendę miejską.
Wiejsko-miejską. I jakoś 100 letnią. Ale czy ta ofiara z ludzi to miała miejsce w Lubonii, czy w Czudcu, czy gdzieś tam w Rzeszowie u Vapnataka, o czym pisał an forum? Czy te domy, w których trzymano chorych, to w Lubonii, czy u Lucyny w Bieszczadach? Czy masowo tu i tam? Wszystko mi wygląda na legendę miejską - jarmarczną opowiastkę. Coś ala tych opowiastek, że zembrzyckie kiszone ogórki zawdzięczają swoją przedwojenną popularność w Krakowie, sikaniu do nich przez kobiety.
|
|
|
|
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:
Śledź ten temat
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym temacie dodano odpowiedź, a ty nie jesteś online na forum.
Subskrybuj to forum
Dostarczaj powiadomienie na email, gdy w tym forum tworzony jest nowy temat, a ty nie jesteś online na forum.
Ściągnij / Wydrukuj ten temat
Pobierz ten temat w innym formacie lub zobacz wersję 'do druku'.
|
|
|
|