Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
9 Strony  1 2 3 > »  
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Gigantyczne armie starożytne,
     
Lucjusz
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 129
Nr użytkownika: 9.109

 
 
post 29/09/2008, 12:19 Quote Post

Czytając starożytne źródła regularnie trafiamy na opisy kampanii wojennych, oblężeń i bitew. Raz po raz pojawiają się w tych źródłach armie, których liczebność robiłaby wrażenie nawet w epoce industrialnej. Drugą cechą tych armii jest ich porażająca nieskuteczność: ponosiły zawstydzające porażki, wprost proporcjonalne do swojej liczebności. Przez całe średniowiecze i większość epoki nowożytnej nie mamy właściwie przypadków podobnej wielkości zmobilizowanych wojsk (nie wliczam tu wojsk Tamerlana, ani armii chińskich Tangów czy Songów). Porównywalne siły pojawiają się dopiero w XVIII stuleciu. Podam może kilka przykładów najbardziej poglądowych (pominę Herodota, gdyż jego liczby są kompletnie nie weryfikowalne):


1. Mitrydates
Mobilizował w poszczególnych wojnach od 140 tysięcy do ponad 300 tysięcy żołnierzy. W bitwie pod Cheroneą walczyło z Rzymianami 120 tysięcy żołnierzy z czego ponoć 90 tysięcy padło;


2. Wojska Galów przeciw Cezarowi: 250 tysięcy odsieczy;


3. Wojska Brytów pod wodzą Boudiki: 230 tysięcy;


4. Armie "dariuszowe" przeciw Aleksandrowi: od stu tysięcy w górę;


Nie biorę pod uwagę tutaj wojsk mobilizowanych przez Rzym: np. Gnejusz Papiriusz Karbon w wojnie domowej z Sullą - 250 tysięcy, czy setki tysięcy walczących w wojnach triumwirów po śmierci Cezara, gdyż ogromne ilości powołanych żołnierzy są w przypadku Rzymu standardem. Zastanawiające są natomiast wielkie klęski ponoszone przez wspomniane armie w starciu z siłami często kilkukrotnie mniejszymi. Oczywiście przewaga organizacji, uzbrojenia i dowodzenia u Rzymian jest bezapelacyjna, ale ważny jest chyba jednak jeszcze jeden aspekt: wielka liczba żołnierzy odbijała się fatalnie na ich dyscyplinie (zresztą w przypadku "barbarzyńskich" wojsk nigdy nie była ona zbyt wysoka). Dlatego też bitwy z udziałem wojsk Mitrydatesa, Galów czy Brytów, mimo niezwykłej liczebności, kończyły się dla nich tak miażdżącymi klęskami. Ciekaw jestem natomiast, jakie jest wasze zdanie na ten temat? Czy jest jakaś granica skutecznego dowodzenia tak dużą masą ludzi w przypadku starożytnej sztuki wojennej? Wydaje się, że sto tysięcy jest chyba górną, powyżej tej liczby musi wkraść się chaos, brak kontroli nad armią - co w efekcie doprowadza do klęski. Zresztą podobne przykłady mamy i z epok późniejszych. Napoleon, zwiedziony magią wielkich liczb, też ruszył na Moskwę z armią nieporównywalną w dziejach i wszyscy wiemy, jak się to skończyło.
 
User is offline  PMMini Profile Post #1

     
Gajusz Juliusz Cezar
 

VIII ranga
********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 3.404
Nr użytkownika: 43.904

Piotr Koziol
Stopień akademicki: pontifex maximus
Zawód: Dyktator
 
 
post 29/09/2008, 13:03 Quote Post

Wielka armia to wielkie problemy np. z aprowizacją. Stąd często dążenie do decydującego rozstrzygnięcia mimo innych niekorzystnych czynników np. walki na równinie mimo przewagi kawalerii przeciwnika (patrz Kanny).
Jak brakuje jedzenia to i łatwiej o bunt i niezadowolenie wśród ludzi.
Wielka armia to potencjalne siedlisko wszelkich epidemii co łączy się z aprowizacją (słabiej odżywiony organizm jest bardziej podatny na choroby) np. wojska Antoniusza pod Akcjum.
Lekceważenie przeciwnika wynikające z pewności jaką daje przewaga liczebna.
Dowodzenie wielką masą bez współczesnych środków łączności powodowało dość znaczną różnicę między wydaniem komendy przez wodza, a jej realizacją na skrzydle. Proces ten był jeszcze dłuższy gdy do wodza musiała dojść informacja o zagrożeniu na skrzydle, ten musiał wydać rozkazy, a gdy one dotarły z powrotem na skrzydło sytuacja mogła być już całkiem inna, przy armiach powyżej stu tysięcy odległości sięgały kilku kilometrów.
Wielkie armie wschodu to zbieranina różnych formacji różnie uzbrojonych i o różnej wartości bojowej.
Większą armię trudniej, drożej dobrze uzbroić i wyszkolić. Stąd łatwiej było znaleźć słaby punkt i wyjść na tyły.
No i najważniejszy czynnik dowódca (patrz Aleksander, Sulla, Cezar itp.). Powiesz Napoleon, też był niezły, a przegrał, ale nie na polu bitwy (mowa o kampanii rosyjskiej), on przegrał z aprowizacją i wartością bojową poszczególnych wojsk (patrz kontyngenty niemieckie) i brakiem możliwości uzupełnień.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #2

     
Blake
 

VII ranga
*******
Grupa: Przyjaciel forum
Postów: 2.419
Nr użytkownika: 37.436

Zawód: student
 
 
post 29/09/2008, 17:08 Quote Post

Pozostaje jeszcze sprawa wyolbrzymiania barbarzyńskich zastępów, żeby pokazać własną chwałę. Wielkie armie zazwyczaj przegrywały - a może po prostu przegrane armie zazwyczaj wyolbrzymiano? Zresztą nie tylko przegrane, chodzi o wszystkie te walki, to poskramianie i powstrzymywanie dzikich hord. Przypomnę, że pod Termopilami miało być podobno półtora miliona Persów wink.gif
Liczebność armii Boudikki też uważam za wyolbrzymioną.
QUOTE
Napoleon, zwiedziony magią wielkich liczb, też ruszył na Moskwę z armią nieporównywalną w dziejach i wszyscy wiemy, jak się to skończyło.
Tak, ale pytanie jaki wpływ miała na to liczebność jego wojska, a jaki warunki, w których przyszło mu walczyć i taktyka wroga. Czy gdyby ruszył z mniejszą armią to by wygrał?
 
User is offline  PMMini Profile Post #3

     
Anders
 

VII ranga
*******
Grupa: Moderatorzy
Postów: 2.435
Nr użytkownika: 4.016

Zawód: Biurowy
 
 
post 29/09/2008, 17:20 Quote Post

Cóż, mam wrażenie, że w antyku dowodzenie mogło być efektywne wobec góra ok. 75 000 ludzi - większe armie były dla dowódców trudne do ogarnięcia i właściwie niemożliwe do pokierowania.

Myślę, że zarówno wojska Galów, Brytów jak i Dariusza zostały co najmniej dwakroć wyolbrzymione.

A Napoleon niestety zapomniał o własnej maksymie (a może sklecił ją później?) - "Jeden weteran jest wart 5 rekrutów - a je pięć razy mniej".
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #4

     
sargon
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 5.840
Nr użytkownika: 4.555

Stopień akademicki: mgr inz
 
 
post 29/09/2008, 20:15 Quote Post

QUOTE(Anders)
Myślę, że zarówno wojska Galów, Brytów jak i Dariusza zostały co najmniej dwakroć wyolbrzymione
Racja. Ale zależy też o których liczbach mówimy smile.gif
Bo milion (chyba milion) Persów pod Gaugamelą to tak gdzieś z 10x trzeba pomniejszyć wink.gif
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #5

     
grzejnik
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 209
Nr użytkownika: 46.974

 
 
post 29/09/2008, 20:18 Quote Post

QUOTE
Cóż, mam wrażenie, że w antyku dowodzenie mogło być efektywne wobec góra ok. 75 000 ludzi - większe armie były dla dowódców trudne do ogarnięcia i właściwie niemożliwe do pokierowania.


Wyjątek- cesarz Trajan,absolutny mistrz w operowaniu wielkimi armiami.Na kampanię dacką zabrał kolo 120 tys.żołnierzy zaś na partyjska jeszcze więcej-ok.150 tys.Obie kampanie zakończone sukcesem,głównie dzięki talentom strategicznym Trajana i jego dowódców.

Ale tak ogólnie to zgadzam się ze wielu wodzów wykładało się na swoich "potężnych i wielkich armiach" (jak choćby Mitrydates czy cesarz Julian)

A z tymi Persami Kserksesa co ich było pół miliona to też jest przesadzone.
 
User is offline  PMMini Profile Post #6

     
Anders
 

VII ranga
*******
Grupa: Moderatorzy
Postów: 2.435
Nr użytkownika: 4.016

Zawód: Biurowy
 
 
post 29/09/2008, 20:46 Quote Post

Hm. I te 120 000 ludzi, czy nawet 150 000 trzymał w jednym miejscu? Czy może wydzielał oddziały z sił głównych? Jeżeli tak, to może orientujesz się co do ich liczebności (sił głównych po wydzieleniu sił, rzecz jasna)?

Ten post był edytowany przez Anders: 29/09/2008, 20:47
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #7

     
Lucjusz
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 129
Nr użytkownika: 9.109

 
 
post 29/09/2008, 22:50 Quote Post

QUOTE
Myślę, że zarówno wojska Galów, Brytów jak i Dariusza zostały co najmniej dwakroć wyolbrzymione.


QUOTE
Pozostaje jeszcze sprawa wyolbrzymiania barbarzyńskich zastępów, żeby pokazać własną chwałę. Wielkie armie zazwyczaj przegrywały - a może po prostu przegrane armie zazwyczaj wyolbrzymiano?



Ja natomiast uważam te liczby za jak najbardziej realne. Zauważmy, że w przypadku Galów czy Brytów praktycznie każdy mężczyzna, który osiągnął wiek męski i nie zestarzał się na tyle, żeby być w stanie utrzymać w ręku miecz lub włócznię, był wojownikiem. Jeśli będziemy szacować populację Galii na 4-7 milionów ludzi to mamy minimum 1,5 miliona mężczyzn zdolnych do noszenia broni. Liczba 350 tysięcy ludzi pod bronią będzie stanowić 20-25% możliwości rekrutacyjnych z tego obszaru. Biorąc pod uwagę i sam fakt powstania, które decydowało o niezawisłości galijskich plemion, jak również fakt masowej eksterminacji ludności przez Rzymian, powołanie tylu mężczyzn do walki nie wydaje się wcale absurdalną liczbą - ale ADEKWATNĄ DO ZAISTNIAŁEJ SYTUACJI. Z kolei jeśli chodzi o liczebność wojsk Brytów można mieć pewne wątpliwość, tym bardziej, że populacja ówczesnej Brytanii była, jak wolno nam się domyślać, nieco niższa niż populacja Galii. Znów jednak wchodzi tutaj w grę aspekt powstania, znów mamy walkę o być albo nie być. I w tym przypadku liczba ponad 200 tysięcy ludzi pod bronią - choć może, powtórzmy, budzić pewne wątpliwości - jest jednocześnie w obliczu zaiestniałej sytuacji bardzo prawdopodobna.



Gajuszu Juliuszu - zgadzam się z prawie całością Twojego postu z wyjątkiem tego urywka:

QUOTE
Wielka armia to wielkie problemy np. z aprowizacją. Stąd często dążenie do decydującego rozstrzygnięcia mimo innych niekorzystnych czynników np. walki na równinie mimo przewagi kawalerii przeciwnika.



W przypadku armii "barbarzyńskich" (mówimy tu o Galach, Germanach, Brytach, jak również Trakach, Kolchach w armii Mitrydatesa)
problem aprowizacji właściwie nie istniał.

 
User is offline  PMMini Profile Post #8

     
Gajusz Juliusz Cezar
 

VIII ranga
********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 3.404
Nr użytkownika: 43.904

Piotr Koziol
Stopień akademicki: pontifex maximus
Zawód: Dyktator
 
 
post 30/09/2008, 8:04 Quote Post

QUOTE(Lucjusz @ 29/09/2008, 23:50)
Gajuszu Juliuszu - zgadzam się z prawie całością Twojego postu z wyjątkiem tego urywka:
QUOTE
Wielka armia to wielkie problemy np. z aprowizacją. Stąd często dążenie do decydującego rozstrzygnięcia mimo innych niekorzystnych czynników np. walki na równinie mimo przewagi kawalerii przeciwnika.
W przypadku armii "barbarzyńskich" (mówimy tu o Galach, Germanach, Brytach, jak również Trakach, Kolchach w armii Mitrydatesa)
problem aprowizacji właściwie nie istniał.
*


A niby dlaczego nie istniał? Galowie nie jedli? A jak myślisz dlaczego pod Alezją odsiecz przeprowadziła kilka szturmów i się rozeszła do domu? Bo oprócz defetyzmu z szeregach armii Galów podstawowe znaczenie miało nie możność wyżywienia takiej masy (dostarczania w odpowiednim czasie odpowiednich ilości, zwłaszcza gdy dotyczyło to drogi lądowej). Mowa tu o ponad setce ton pożywienia dziennie (później postaram się dotrzeć do dokładniejszych wyliczeń). A teren pod Alezją był ogołocony już przez wojska Cezara. Germanie mieli sprawę trochę łatwiejszą gdyż bydło można było przepędzić, ale i oni nie mogli wytrzymać na jednym miejscu zbyt długo patrz wędrówka Cymbrów i Teutonów. Wielka armia musiała być w ciągłym ruchu lub poruszać się po przygotowanych wcześniej punktach zaopatrzeniowych (co było wielką słabością), inaczej groziła jej śmierć głodowa i to niezależnie od nacji (armię z rozwiniętą logistyką powinny mieć je mniejsze, a do takich ciężko zaliczyć "barbarzyńców").
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #9

     
Lucjusz
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 129
Nr użytkownika: 9.109

 
 
post 30/09/2008, 10:47 Quote Post

QUOTE
A niby dlaczego nie istniał? Galowie nie jedli? A jak myślisz dlaczego pod Alezją odsiecz przeprowadziła kilka szturmów i się rozeszła do domu? Bo oprócz defetyzmu z szeregach armii Galów podstawowe znaczenie miało nie możność wyżywienia takiej masy (dostarczania w odpowiednim czasie odpowiednich ilości, zwłaszcza gdy dotyczyło to drogi lądowej). Mowa tu o ponad setce ton pożywienia dziennie (później postaram się dotrzeć do dokładniejszych wyliczeń). A teren pod Alezją był ogołocony już przez wojska Cezara. Germanie mieli sprawę trochę łatwiejszą gdyż bydło można było przepędzić, ale i oni nie mogli wytrzymać na jednym miejscu zbyt długo patrz wędrówka Cymbrów i Teutonów. Wielka armia musiała być w ciągłym ruchu lub poruszać się po przygotowanych wcześniej punktach zaopatrzeniowych (co było wielką słabością), inaczej groziła jej śmierć głodowa i to niezależnie od nacji (armię z rozwiniętą logistyką powinny mieć je mniejsze, a do takich ciężko zaliczyć "barbarzyńców").


Wydaje się, że wszystkie te wyliczenia nie mają większego sensu z prostego powodu: wymienione armie zaopatrywały się w sposób zupełnie różny niż armie chociażby nowożytne. Logistyka wówczas kompletnie nie istniała - to pojęcie najnowsze. Każdy Gal był wojownikiem. Praktycznie każda rodzina wojownika uprawiała ziemię. Każda rodzina żyła z tej ziemi - była "komórką" całkowicie samowystarczalną. Uprawiała ziemię, hodowała zwierzęta domowe, potrafiła samodzielnie zaopatrzyć się w dziczyznę, której było w lasach niewspółmiernie więcej niż w czasach współczesnych (a weźmy jeszcze do tego znaczne - 10 krotnie! - mniejsze zaludnienie). To nie epoka chodzenia do marketów ani państwa opiekuńczego! Jeśli nie byłeś w stanie zapewnić sobie żywności, wyżyć z ziemi, z lasu - umierałeś z głodu. Zapasy robiło się z dużym wyprzedzeniem: na zimę, na ewentualne klęski, na wyprawy wojenne. Zobacz, Gajuszu, jak to wyglądało jeszcze w czasach amerykańskich pionierów w XIX wieku: każda, nawet licha farma, szczyciła się dobrze zaopatrzoną spiżarnią pełną dziczyzny czy tusz z własnej hodowli, pełną zapasów ziarna i mąki. Tak samo wyglądała galijska komórka rodzinna. Żaden wódz galijski nie przejmował się tzw. "logistyką" i "zaopatrzeniem", miał to w nosie, bo wojownik galijski przed wyprawą wojenną udawał się po prostu do własnej spiżarni. Zabierał mąkę, ziarno, specjalnie przygotowane mięso, brał to po prostu na plecy niczym "muły mariusza": 10 kg, 20 kg lub więcej, i mógł przez dłuższy czas nie przejmować się owąż zmitologizowaną "logistyką". Kiedy zapasy się wojownikowi skończyły (czyli je przeżarł) wracał po prostu do domu. Stąd te ogromne armie Galów czy Brytów, które są czasem kwestionowane, gdy ocenia się fundamenty ich funkcjonowania miarą braną z czasów najnowszych. A przecież wszystko ma proste i logiczne wyjaśnienie.
 
User is offline  PMMini Profile Post #10

     
Gajusz Juliusz Cezar
 

VIII ranga
********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 3.404
Nr użytkownika: 43.904

Piotr Koziol
Stopień akademicki: pontifex maximus
Zawód: Dyktator
 
 
post 30/09/2008, 11:04 Quote Post

Służby logistyczne jak najbardziej istniały w takich armiach jak rzymska, kartagińska czy hellenistyczna. Spójrz tylko jaką wagę do tego przykładał Cezar podczas swoich kampanii (tej galijskiej i tej domowej).
Co do armii "barbarzyńców" to właśnie potwierdziłeś moje twierdzenie o kłopotach z aprowizacją w tych armiach (bo logistyka była w powijakach) i jej zgubnym wpływie na te siły. Wobec braku zaopatrzenia dążenie do rozstrzygnięcia za nim ono skończy mimo innych niekorzystnych czynników było zrozumiałe. Ja nie twierdzę, że takich armii nie mogły te plemiona wystawić tylko wyjaśniam ich słabe punkty, których logistyka była jednym z najważniejszych (jeśli nie najważniejszym).
Co do legionistów to jedzenie jakie zabierali ze sobą (na swoich plecach) to te racje wystarczały max. na kilkanaście dni, a przecież kampanie trwały miesiącami, a nawet latami.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #11

     
Lucjusz
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 129
Nr użytkownika: 9.109

 
 
post 30/09/2008, 11:37 Quote Post

Ależ ja nie twierdzę, że służby logistyczne nie istniały w armii rzymskiej, kartagińskiej czy hellenistycznej, choć uważam, że ich znaczenie jest nieco przeceniane tym bardziej, że żadne konwencje genewskie wówczas nie istniały i jak, załózmy, byłem żołnierzem i chwycił mnie głód, a okolica nie została wcześniej zapobiegawczo spustoszona przez obrońców, to nie szedłem do kucharza, ale szukałem najbliższej chałupy, i najpierw zaglądałem gospodyni do garnka, a po skończonym posiłku zabierałem się za gospodynię.

Ale na poważnie: twierdzisz, że zapasy zabierane przez legionistów wystarczyły maksymalnie na kilkanaście dni. Nie wiem - nie znam wyliczeń. Mogę tylko przypuszczać, że zapasy zabierane na wyprawę wojenną przez Gala, Bryta czy Traka wystarczyły na dłużej. Na ile dłużej? - tu trzeba by zrobić szczegółowe wyliczenia: dojść, ile zabierał ten wojownik mąki na jakieś placki, ile suszonego mięsa, itd. Weźmy też pod uwagę, że ludzie byli wtedy znacznie twardsi i wytrzymalsi niż współczesny człowiek, wydelikacony kilkoma posiłkami dziennie, śniadankami prostu z lodówki i ciepłymi obiadkami. Starożytny Gal czy Bryt mógł w specjalnych warunkach funkcjonować tak jak współczesne ludy afrykańskie: jeden kiepski posiłek na dzień, z rana lub na wieczór, z ugnieconej mąki z jakimś dodatkiem - i nie odbijało się to negatywnie na jego cechach psychomotorycznych. Sądzę więc, że zabierając ze sobą zapasy był w stanie wytrzymać znacznie dłuższą kampanię niż kilkanaście dni, jak długą - tutaj, powtórzmy, potrzebne by były specjalistyczne wyliczenia.
 
User is offline  PMMini Profile Post #12

     
Theodorus
 

Teodor
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 5.008
Nr użytkownika: 1.771

:)
Stopień akademicki: M¹drala
Zawód: Asystent muzealny
 
 
post 30/09/2008, 12:06 Quote Post

Przeliczmy sobie. By przeżyć na kiepskim żarciu i wodzie trzeba spożyć conajmniej 0,5 kg dziennie. Wojownik, jak każdy aktywny i ciężko pracujący facet, spalał dość dużo kalorii dziennie. Jeśli jeszcze walczył lub musiał wypełniać inne obowiązki (zwiad itd) to zużycie energii było znacznie większe niż u np studentów archeo, tylko się uczących i balujących (bliski mi przykład). Wątpię, by obecnie przy tak niskim poziomie wyżywienia nie odbiło się to na stanie zdrowia i wytrzymałości po kilku dniach. Wojownik poza żarciem musiał mieć cały majdan ze sobą - miecz/włócznię/nóż, tarczę, ew. pancerz, koc/pled, micha, itd. Zabranie każdego dodatkowego kilograma jest problematyczne, gdyż zwielokrotnia się odczówalny ciężar wraz z przebytą drogą. Odecnie jeżdżąc na imprezy rekonstrukcyjne jako rzymianin, jestem w stanie zabrać się ze strojem, sprzętem bojowym i tobołkiem z osprzętem. Do tego kilka kilogramów to współczesne głupoty, jak czysta bielizna itd. Przyjmuję że da się wziąć do 5 kg żarcia, bo wodę też trzeba doliczyć. Jednak każda armia bazowała na aprowizacji zapewnianej odgówrnie lub na rabunku. Nikt nie weźmie ze sobą zapasów żywności kosztem np uzbrojenia. Ma\ksymalne porcje to na kilka dni jak sądzę, max 10. Chyba, że zrezygnuje się z czegoś innego do niesienia.
Przypominam, że Hanibal głównie szukał w italii żarcia aż do Kann gdy rozwiązały mu siębardzie ręce.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #13

     
Lucjusz
 

III ranga
***
Grupa: Użytkownik
Postów: 129
Nr użytkownika: 9.109

 
 
post 30/09/2008, 16:51 Quote Post

Ile mógł zabrać ze sobą jedzenia? Pięć kilo wydaje mi się wartością zbyt niską. Obliczmy, ile był w stanie unieść. Zakładamy, że na podobną wyprawę galijski wojownik potrafił unieść na grzbiecie tyle ile typowy "muł mariusza" czyli jakieś 40 kg. W większości wypadków odpada tutaj wiele z tego, co dźwigał legionista: a więc pancerz, hełm, narzędzia. Mamy więc miecz, włócznię, nóż, tarczę, jakiś koc, miskę i łyżkę.

A więc liczymy:

Wołowina 100 g to około 200 kalorii. Po przesuszeniu mięsa mamy 1/3 początkowej wagi (ok. 30 gram) - ilość kalorii nie spada.
Zakładamy, że wojownik brał na grzbiet 7 kg suszonej wołowiny (lub wołowiny w konfiguracji z dziczyzną lub innym mięsiwem) co dawało: 7000 g : 30 g = 230 porcji po dwieście kalorii każda. Zakładając, że wojownik zjadał równowartość 4 porcji dziennie uzyskujemy z tego 800 kalorii. Tak więc przy podobnym spożyciu mięsa wystarczy naszemu wojownikowi na blisko 60 dni.

Policzmy mąkę. 100 gramów mąki to 345 kalorii. Zakładając, że zabierał ze sobą 8 kg mąki lub ziarna uzyskujemy 345 kcal * 80 = 27600 kalorii. 27600 przez 60 dni da nam 468 kalorii dziennie. Mamy więc dzienne spożycie sumując mięso i placki/chleb z mąki 1268 kalorii.

Dużo to czy mało? Wojownik zabrał ze sobą w sumie piętnaście kilogramów w suszonym mięsie i mące/ziarnie. Jest to wielkość jak najbardziej realna biorąc pod uwagę, ile dźwigał legionista (Gal czy Germanin nie był fizycznie słabszy od Rzymianina), a także fakt, że typowy wojownik galijski czy germański był mniej pod względem majdanu obciążony niż ów legionista. Przy spożyciu około 1268 kalorii dziennie jedzenia wystarczy mu zatem na dwa miesiące. Ktoś powie, że spożycie jest za małe, bo przecież tabele kaloryczne pokazują, że facet powinien dostarczać organizmowi 2500-3500 kalorii dziennie. Zgoda: weźmy jednak pod uwagę, że tabele te dotyczą WSPÓŁCZESNYCH mężczyzn - i to mieszkańców Europy Zachodniej bądź USA. Gdybyśmy spojrzeli na Wschód, np. Indie czy Chiny, to tamtejsi chłopi są w stanie pracować w pocie czoła cały dzień i mają z tego przysłowiową miskę ryżu. Ich dzienne spożycie rzadko przekracza 1000-1500 kalorii. Śmiem twierdzić, że dawni Galowie, Germanie, Trakowie, Brytowie byli pod względem przemiany materii i wytrzymałości organizmów bardziej podobni do współczesnych chińskich czy indyjskich chłopów niż panów z Wall Street lub - z całym szacunkiem - studentów archeologii, wcinających z zapałem hamburgery.

Podsumowując: zabranie ze sobą żarcia przez Gala czy Bryta na dwumiesięczną kampanię uważam za jak najbardziej realne. W tym okresie armia "barbarzyńców" może być uniezależniona od dostaw z zewnątrz - wchodzi jedynie w grę zaopatrzenie w wodę co biorąc pod uwagę tysiące strumieni i jezior w puszczańskiej antycznej Europie nie jest większym problemem. Po tym okresie nasza armia jeśli nie znajdzie zaopatrzenia na miejscu to albo:

A. Rozchodzi się do domów

albo:

B. Czeka na dostawy z domu. Czeka aż synowie, bracia, kuzyni nie biorący udziału w wyprawie przyniosą na swoich grzbietach kolejną porcę na kolejne miesiące.
 
User is offline  PMMini Profile Post #14

     
Anders
 

VII ranga
*******
Grupa: Moderatorzy
Postów: 2.435
Nr użytkownika: 4.016

Zawód: Biurowy
 
 
post 30/09/2008, 17:05 Quote Post

QUOTE
Biorąc pod uwagę i sam fakt powstania, które decydowało o niezawisłości galijskich plemion, jak również fakt masowej eksterminacji ludności przez Rzymian, powołanie tylu mężczyzn do walki nie wydaje się wcale absurdalną liczbą - ale ADEKWATNĄ DO ZAISTNIAŁEJ SYTUACJI.


Kurcze, jakoś tego nie widzę - po tylu latach wojen, naznaczonych głównie klęskami. Ale może to te nowe okulary...

Jak miałaby się zebrać taka armia, o kwestiach aprowizacji nawet nie wspominając? Jak zapanować nad takim tłumem? Oj, coś mi się widzi, że jednak to raczej problemy z matematyką u Cezarego.
 
User is offline  PMMini ProfileEmail Poster Post #15

9 Strony  1 2 3 > »  
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej