Drukowana wersja tematu

Kliknij tu, aby zobaczyć temat w orginalnym formacie

historycy.org _ Studiowanie Historii _ Studia doktoranckie

Napisany przez: deu 17/06/2006, 19:07

zagadnienie jak w temacie - co o tym myślicie???? Pytanie głównie do doktorantów, ale nie tylko...
Jeżeli jest już taki temat - to proszę o linka.
Pozdrawiam

Napisany przez: Belfer historyk 17/06/2006, 19:21

Jak rozumiem chodzi ci o studia historyczne. To wszystko zależy od tego gdzie się studiuje (uczelnia/miasto) i trybu studiów (dzienne/zaoczne). Z tego co się orientuje to każda uczelnia ma inny, własny regulamin takich studiów i w jednym miejscu może to fajnie wyglądać, a gdzieś indziej zupełnie inaczej.

Napisany przez: deu 18/06/2006, 1:09

QUOTE(Belfer historyk @ 17/06/2006, 20:21)
Jak rozumiem chodzi ci o studia historyczne. To wszystko zależy od tego gdzie się studiuje (uczelnia/miasto) i trybu studiów (dzienne/zaoczne). Z tego co się orientuje to każda uczelnia ma inny, własny regulamin takich studiów i w jednym miejscu może to fajnie wyglądać, a gdzieś indziej zupełnie inaczej.
*



Drogi Befrze historyku !!! masz racje - jak najbardziej chodzi o studia historyczne. Myślę o USiu w Katowicach, z racji tego, że mam najbliżej - a co do trybu - to bardziej się skłaniam ku zaocznym smile.gif Oczywiście masz racje, że albo jest fajnie, albo nie... odpowiedź oczywista - zakładałem ten temat z nadzieją, że ktoś z szanownego gremium historyków doradzi mi przy wyborze dalszej życiowej drogi.

Zauważyłem, że sam posiadasz tytuł doktora - wybacz moje natręctwo, ale spytam tak: WARTO BYŁO ????

pozdrawiam smile.gif

Napisany przez: Belfer historyk 18/06/2006, 1:18

Wydaje mi się, że trudno jest doradzać komuś w takiej sprawie. To Ty powinieneś wiedzieć najlepiej co chcesz robić w przyszłości. A czy warto było. Mam cały czas taką nadzieję, że tak.

Napisany przez: Primo! 18/06/2006, 9:44

Wszystko zależy od Twojego nastawienia deu. Jeżeli na starcie będziesz podchodził do tego tematu bardzo idealistycznie, to z pewnością prędzej czy później sparzysz się i rozczarujesz. Studia doktoranckie mają swoje ewidentne zalety, ale również szereg poważnych wad. Wypadałoby, abyś już teraz wiedział co chcesz w życiu robić po obronie doktoratu i jakie masz na to szanse w dzisiejszych realiach.

Mam pytanie do Belfra historyka:

Belfrze, jesteś nauczycielem w szkole średniej. Jakie jest przełożenie tytułu doktora nauk humanistycznych na Twoje "nauczycielskie zaszeregowanie" i ewentualną wysokość płacy, to znaczy konkretnie co zyskujesz posiadając doktorat w porównaniu z kolegami i koleżankami, który są tylko magistrami?

Napisany przez: Belfer historyk 18/06/2006, 12:34

Do Primo! Przełożenie jest żadne i NIC nie zyskuję w porównaniu z innymi nauczycielami. To, że się jest doktorem nie ma żadnego znaczenia w szkole, po za oczywiście prestiżem i niczym więcej sad.gif .

Napisany przez: deu 18/06/2006, 13:19

QUOTE(Belfer historyk @ 18/06/2006, 13:34)
Do Primo! Przełożenie jest żadne i NIC nie zyskuję w porównaniu z innymi nauczycielami. To, że się jest doktorem nie ma żadnego znaczenia w szkole, po za oczywiście prestiżem i niczym więcej sad.gif .
*



a nie jest przypadkiem tak, że doktorantowi, a następnie doktorom w szkole skracają czas przejścia z jednej rangi nauczycielskiej w drugą ???? np. ze stażysty z mianowanego, z mianowanego w dyplomowanego ?????? pytam - bo coś takiego mi się obiło o uszy.


QUOTE(Primo @ 18/06/2006, 10:44)
Wszystko zależy od Twojego nastawienia deu. Jeżeli na starcie będziesz podchodził do tego tematu bardzo idealistycznie, to z pewnością prędzej czy później sparzysz się i rozczarujesz
*



Spokojnie - mój idealizm rozpłynął się po 21 urodzinach smile.gif

Napisany przez: Belfer historyk 18/06/2006, 14:14


a nie jest przypadkiem tak, że doktorantowi, a następnie doktorom w szkole skracają czas przejścia z jednej rangi nauczycielskiej w drugą ???? np. ze stażysty z mianowanego, z mianowanego w dyplomowanego ?????? pytam - bo coś takiego mi się obiło o uszy.

Tak masz rację. Tak pisze w Karcie Nauczycielskiej (art. 9c), ale z tego co się orientuję ostatnio te przepisy zmieniły się w ten sposób, że aby uzyskać skrócenie stażu do 9 miesięcy trzeba wcześniej pracować co najmniej 3 lata jako nauczyciel akademicki. Jesli nie to twój staż wygląda jak reszty nauczycieli, czyli 2 lata i 9 miesięcy.

Napisany przez: Primo! 18/06/2006, 15:45

QUOTE(Belfer historyk @ 18/06/2006, 13:34)
Do Primo! Przełożenie jest żadne i NIC nie zyskuję w porównaniu z innymi nauczycielami. To, że się jest doktorem nie ma żadnego znaczenia w szkole, po za oczywiście prestiżem i niczym więcej sad.gif .
*


Przygnębiające! sad.gif
Przypomina mi się moja rozmowa z kolegą, który ładnych parę lat temu rzucił stacjonarne studia doktoranckie po 1 roku. Miał wybór, ponieważ pracował już kilka lat jako bibliotekarz w WBP w Łodzi. Kiedyś spotkałem go i zacząłem namawiać, że "doktorat mieć warto", "pewnie jako doktor otrzymałby większe pieniądze w pracy". On odpowiedział, że dostałby niecałe 50 zł więcej, czyli gdyby przyszło mu zapłacić 6000 zł za pisanie doktoratu "z wolnej stopy" (egzaminy, opłaty dla recenzentów), to ta wyłożona suma zwróciłaby mu się po 10 latach.

Napisany przez: Andrzej 19/06/2006, 6:37

QUOTE
On odpowiedział, że dostałby niecałe 50 zł więcej, czyli gdyby przyszło mu zapłacić 6000 zł za pisanie doktoratu "z wolnej stopy" (egzaminy, opłaty dla recenzentów)


Ja akurat piszę doktorat "z wolnej stopy". Pracując w sferze budżetowej zalazłem promotora, z którym zawiązałem jak się ów promotor wyraził "dżentelmeńską umowę". Na razie kosztów pisania pracy nie ponoszę żadnych (prócz rzecz jasna jeżdżenia po Polsce za potrzebynmi materiałami, kserwoania literatury itp.), ale oficjalne otwarcie przewodu wraz z obroną i wszystkimi eegzaminami kosztować mnie będzie około 10 - 12 tys. W tym przypadku plusem jest to, że cały czas siedzę w zawodzie. Starsi koledzy, którzy pokończyli doktoraty z wyróżnieniami i nie dostali się etaty akademickie (większość) siedzą teraz w terenie i "machają łopatą". Trochę to przygnębiające.

Napisany przez: Primo! 19/06/2006, 10:04

QUOTE(Andrzej @ 19/06/2006, 7:37)
Ja akurat piszę doktorat "z wolnej stopy". Pracując w sferze budżetowej zalazłem promotora, z którym zawiązałem jak się ów promotor wyraził "dżentelmeńską umowę". Na razie kosztów pisania pracy nie ponoszę żadnych (prócz rzecz jasna jeżdżenia po Polsce za potrzebynmi materiałami, kserwoania literatury itp.), ale oficjalne otwarcie przewodu wraz z obroną i wszystkimi eegzaminami kosztować mnie będzie około 10 - 12 tys. W tym przypadku plusem jest to, że cały czas siedzę w zawodzie. Starsi koledzy, którzy pokończyli doktoraty z wyróżnieniami i nie dostali się etaty akademickie (większość) siedzą teraz w terenie i "machają łopatą". Trochę to przygnębiające.
*


Tym samym potwierdziłeś Andrzeju pogłoski, które wcześniej docierały do moich uszu, że opłaty za doktorat "z wolnej stopy" znacznie wzrosły w ostatnim czasie. Niestety w szeroko rozumianej humanistyce jest już "nadprodukcja" doktorów i szanse na pracę na uczelni praktycznie żadne. Przykładowo na całym Uniwerku Łódzkim w ramach tegorocznych oszczędności budżetowych na uczelniany etat nie zostanie przyjęty ani jeden świeżo upieczony absolwent studiów doktoranckich (nawet gdyby był wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie). No comment... sad.gif

Napisany przez: dorsiu 3/07/2006, 20:21

Witam, może ja wrzucę kilka słów do dyskusji jako absolwent historii, startujący w tym roku na studia doktoranckie. Oczywiście jak zawsze trzeba rozłożyć sprawę na czynniki pierwsze: primo - o prestiżu uczelnii nie będe pisał, bo o tym chyba każdy wie, tryby stacjonarny i niestacjonarny też chyba są logiczne, secundo- liczba miejsc, na UG z tego co się wypytywałem to 30 miejsc, wadą na UG jest to że nie dają stypendium, co przy takiej uczelni jest chyba kpiną, ale jak ktoś widział budynek filologiczno-historyczny to zrozumie o co chodzi, wnioskuje, że na UG chyba raczej łatwo będzie się dostać, UMK - ponad 30 miejsc kolo 8 osób dostanie stype w wysokosci ok. 1020 zl, UWM w Olsztynie - 5 miejsc i chyba wszystkie ze stypendium, kryteria naboru troche dziwne, zamiast rozmowy kwalifikacyjnej, egzamin 100 zagadnień od starożytności po 20 wiek, UJ - 30 miejscw tym 3 osoby stypenidum wydziałowe, rekrutacja II etapowa, chyba najcieższa ze wszytkich, no ale to chyba logiczne przy tej uczelni. Co do samego studiowania to jak zawsze kwestia indywidualna, jedno jest pewne, nie liczcie że dostaniecie automatycznie prace na uczelni, bo to mi w kazdym dziekanacie mowili. Oczywiście jest kupa możliwości pisania doktoratu w innych jednostkach naukowych niz na uczelni. Pozdrawiam

Napisany przez: Belfer historyk 3/07/2006, 21:45

To ja do Twojego postu dorsiu odnośnie studiów na UJ dorzucę jeszcze, że postępowanie kwalifikacyjne jest faktycznie ciężkie dla kandydatów a dodatkowo liczą się znajomości. Tzn. więcej szans mają osoby które ukończyły UJ, czymś się zasłużyły podczas studiów oraz mogą liczyć na poparcie kogoś z komisji rekrutacyjnej. To postępowanie II-etapowe polega zdaje się na sprawdzaniu znajomości języków obcych (jak masz certyfikaty potwierdzające znajomość tym lepiej dla ciebie) oraz na rozmowie kwalifikacyjnej dotyczącej juz samej historii.

Napisany przez: Primo! 3/07/2006, 23:27

QUOTE(Belfer historyk @ 3/07/2006, 22:45)
To ja do Twojego postu dorsiu odnośnie studiów na UJ dorzucę jeszcze, że postępowanie kwalifikacyjne jest faktycznie ciężkie dla kandydatów a dodatkowo liczą się znajomości.
*


Belfrze, znajomości liczą się wszędzie. Bez protekcji promotora nie masz praktycznie żadnych szans na dostanie się na stacjonarne studia doktoranckie. To jest najważniejszy czynnik, decydujący o ostatecznym powodzeniu, z pewnością bardziej istotny niż dobre oceny w toku studiów, czy świetna praca magisterska [moja konkluzja, będąca rezultatem kilkuletniej analizy populacji doktorantów pewnego Instytutu Historii wink.gif ].

QUOTE(Belfer historyk @ 3/07/2006, 22:45)
Tzn. więcej szans mają osoby które ukończyły UJ, czymś się zasłużyły podczas studiów oraz mogą liczyć na poparcie kogoś z komisji rekrutacyjnej. To postępowanie II-etapowe polega zdaje się na sprawdzaniu znajomości języków obcych (jak masz certyfikaty potwierdzające znajomość tym lepiej dla ciebie) oraz na rozmowie kwalifikacyjnej dotyczącej juz samej historii.
*


Na każdej uczelni promowani są wychowankowie, a na kandydata z zewnątrz wszyscy patrzą trochę podejrzliwie. Odnośnie procedury rekrutacyjnej na UJocie, pełna zgoda.

Napisany przez: Belfer historyk 4/07/2006, 0:25

Zgadzam się z tobą Primo!, że znajomości są wszędzie ważne, ale przeciez trzeba mieć dodatkowo wiele szczęścia aby trafic na rozmowie kwalifikacyjnej przed komisją na swojego dawnego promotora. A co z tymi, którzy takiego szczęścia nie mają? Oni też w jakiś sposób się dostają na te studia, choć prawdę mówiąc dla mnie zawsze pozostaje zagadką jakimi na prawdę kryteriami kierują się osoby, które o tym decydują.

Napisany przez: Primo! 4/07/2006, 1:32

Trochę się nie zrozumieliśmy. Rzeczywistość wygląda następująco, nierzadko promotor, który chce "przepchnąć" swojego kandydata, prowadzi zakulisowe rozmowy w tej sprawie. Wystarczy, że wcześniej "szepnie na ucho" słówko jednemu z członków komisji rekrutacyjnej.

Z autopsji mogę podać prosty przykład sprzed kilku lat. W kwietniu od znajomego asystenta dowiedziałem się (półoficjalnie i dyskretnie wink.gif ) o pewnej studentce, że będzie nową doktorantką i w październiku ta wieść potwierdziła się. Zaiste, bardzo ciekawa sytuacja, że dziewczyna była jeszcze na etapie kończenia pracy magisterskiej, a już miała "zaklepane" miejsce na studiach doktoranckich. Dodam jeszcze, że konkurencja była wtedy duża (2 miejsca w trybie stacjonarnym ze stypendium, 17 kandydatów). Może są to tylko moje bezpodstawne insynuacje, a ta studentka wcześniejszym dorobkiem naukowym zasłużyła sobie na takie potraktowanie.

Dla mnie obiektywne kryteria rekrutacyjne również pozostają zagadką. Znałem stacjonarnych doktorantów, którzy mieli wśród studenckich osiągnięć repetę i komisa (fakt, byli świetnymi specjalistami w swojej dziedzinie), albo takich którzy napisali bardzo przeciętne prace magisterskie. Poznałem również studentów, którzy mieli bardzo dobre oceny i opublikowane artykuły w czasie studiów, napisali bardzo solidne magisterki, ale natrafili na desinteressment lub apatię potencjalnego promotora. Zresztą ten mechanizm jest dużo bardziej złożony, związany z ilością doktorantów w danej katedrze, liczbą wypromowanych doktorów, która jest potrzebna pracownikowi naukowemu do uzyskania tytułu "belwederskiego" profesora itd.

Napisany przez: Belfer historyk 5/07/2006, 21:05

Kontynuując jeszcze temat znajomości Primo! to masz absolutną rację w tym co napisałeś, ale z drugiej strony znajomości nie są chyba kryterium decydującym w tego typu sytacjach. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że mnie promotor nie pomógł w dostaniu się na studia doktoranckie, ponieważ takie były okoliczności, że nie mógł. To co napisałem o znajomościach dotyczyło UJ, ponieważ znam przypadek sprzed kilku lat osoby, która się nie dostała na studia doktoranckie na UJ dlatego, że jego dawnego promotora nie było wówczas w ogóle na uczelni, natomiast pozostałe kryteria osoba ta spełniała w stopniu pozytywnym. Drugi przypadek także dotyczący UJ, ale już nie historii dotyczy osoby, która dostała się na takie studia dzięki znajomościom, a dziś pracuje na uczelni jako chyba nadal asystent.
Ps. na koniec mam pytanie do twórcy tego tematu, ponieważ w sygnaturce zauważyłem, że wpisałeś w zawodzie doktorant. Czyżbyś już się dostał tak szybko?

Napisany przez: Primo! 7/07/2006, 22:21

QUOTE(Belfer historyk @ 5/07/2006, 22:05)
Kontynuując jeszcze temat znajomości Primo! to masz absolutną rację w tym co napisałeś, ale z drugiej strony znajomości nie są chyba kryterium decydującym w tego typu sytacjach.
*


Użyłbym tutaj określenia "protekcja" (nie mylić z płatną protekcją wink.gif ), zresztą niekoniecznie w pejoratywnym znaczeniu. Oczywiście, że "znajomości" nie są kryterium decydującym, ale z pewnością jednym z najważniejszych.

QUOTE(Belfer historyk @ 5/07/2006, 22:05)
Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że mnie promotor nie pomógł w dostaniu się na studia doktoranckie, ponieważ takie były okoliczności, że nie mógł. To co napisałem o znajomościach dotyczyło UJ, ponieważ znam przypadek sprzed kilku lat osoby, która się nie dostała na studia doktoranckie na UJ dlatego, że jego dawnego promotora nie było wówczas w ogóle na uczelni, natomiast pozostałe kryteria osoba ta spełniała w stopniu pozytywnym. Drugi przypadek także dotyczący UJ, ale już nie historii dotyczy osoby, która dostała się na takie studia dzięki znajomościom, a dziś pracuje na uczelni jako chyba nadal asystent.
*


Życiowa praktyka jest różna. Nie twierdzę, że o rekrutacji decydują tylko "znajomości", natomiast uważam, iż kryteria naboru są bardzo niejasne i dają duże pole do nadużyć. Absolwent, który z różnych przyczyn decyduje się na studia doktoranckie na innej uczelni niż macierzysta również może tylko liczyć na bardzo ograniczoną pomoc swojego promotora tj. wystawienie dobrej opinii o studencie. wink.gif

QUOTE(Belfer historyk @ 5/07/2006, 22:05)


Ps. na koniec mam pytanie do twórcy tego tematu, ponieważ w sygnaturce zauważyłem, że wpisałeś w zawodzie doktorant. Czyżbyś już się dostał tak szybko?
*


Na niektórych uczelniach np. na UMK nabór na studia doktoranckie odbywa się już na przełomie czerwca i lipca.

Napisany przez: Belfer historyk 7/07/2006, 23:39

Na niektórych uczelniach np. na UMK nabór na studia doktoranckie odbywa się już na przełomie czerwca i lipca.

No tak, ale deu napisał, że jest z Sosnowca i myśli o studiach w Katowicach bo ma tam najbliżej. Do Torunia ze Śląska jednak daleko no i raczej wtedy studia stacjonarne odpadają chyba, że myślał nad przeniesieniem się tam.
Swoją drogą to zastanawiałem się nie raz czy kryteria naboru na studia o których mówimy w trybie zaocznym, albo z tzw. "wolnej stopy" różnią się czy są takie same jak w przypadku studiów dziennych. Tutaj dopiero jest pole do różnych nadużyć, jeśli nikt tego w zasadzie nie kontroluje i wszystko zalezy wyłącznie od dobrej woli promotora. Pisze o tym dlatego, ponieważ znam ze słyszenia przypadki tzw. wiecznych doktorantów właśnie w trybie zaocznym.

Napisany przez: Primo! 8/07/2006, 0:30

QUOTE(Belfer historyk @ 8/07/2006, 0:39)
No tak, ale deu napisał, że jest z Sosnowca i myśli o studiach w Katowicach bo ma tam najbliżej. Do Torunia ze Śląska jednak daleko no i raczej wtedy studia stacjonarne odpadają chyba, że myślał nad przeniesieniem się tam.
*


Może rekrutacja na UŚ jest prowadzona również na przełomie czerwca i lipca?

QUOTE(Belfer historyk @ 8/07/2006, 0:39)
Swoją drogą to zastanawiałem się nie raz czy kryteria naboru na studia o których mówimy w trybie zaocznym, albo z tzw. "wolnej stopy" różnią się czy są takie same jak w przypadku studiów dziennych. Tutaj dopiero jest pole do różnych nadużyć, jeśli nikt tego w zasadzie nie kontroluje i wszystko zalezy wyłącznie od dobrej woli promotora. Pisze o tym dlatego, ponieważ znam ze słyszenia przypadki tzw. wiecznych doktorantów właśnie w trybie zaocznym.
*


Jedno jest pewne, kryteria są na pewno niższe niż w przypadku stacjonarnych studiów doktoranckich. W trybie "z wolnej stopy" doktorat może pisać każdy kto ma tytuł magistra, takie ambicje, znajdzie promotora, no i oczywiście dysponuje odpowiednią kwotą gotówki (vide: post Andrzeja).

Masz rację, że zaoczne studia doktoranckie to też pole do nadużyć, ale ich atrakcyjność jest dużo mniejsza niż stacjonarnych (doktorant nie otrzymuje stypendium, pieniędzy na prowadzenie badań, płatnych delegacji z uczelni itp., a nierzadko jest nawet zobligowany do prowadzenia ćwiczeń). Z tego co się orientuję, część uczelni wprowadziła jakąś odpłatność w formie czesnego dla osób piszących doktorat w trybie zaocznym. Myślę, że w dobie komercjalizacji i fiskalizacji (moim zdaniem idiotycznej) studiów doktoranckich będzie coraz mniej miejsca dla "wiecznych" doktorantów.

Napisany przez: Belfer historyk 8/07/2006, 0:59

No tak, ciekawe co na to deu i gdzie się dostał i w jakim trybie smile.gif. Co do tego stypendium, środków na prowadzenie badań, płatnych delegacji z uczelni itp. to wszystko zależy od uczelni. Na mojej tego wszystkiego z wyjątkiem zapomogi dwa razy na 4 lata studiów sad.gif nie było nawet z trybie dziennym. Więc jak się nie ma pracy, a chce się napisać ten doktorat to lepiej wybierać "bogatą" uczelnię. Tylko jak się zorientować która jest "bogata", a która nie?

Napisany przez: Primo! 8/07/2006, 13:33

QUOTE(Belfer historyk @ 8/07/2006, 1:59)
No tak, ciekawe co na to deu i gdzie się dostał i w jakim trybie smile.gif. Co do tego stypendium, środków na prowadzenie badań, płatnych delegacji z uczelni itp. to wszystko zależy od uczelni. Na mojej tego wszystkiego z wyjątkiem zapomogi dwa razy na 4 lata studiów  sad.gif nie było nawet z trybie dziennym.
*


Forumowicz deu pisał coś, że planował pisać doktorat w trybie zaocznym. Może jeszcze zerknie do tego tematu i pochwali się. smile.gif Na wszystkich uczelniach jest coraz "cieniej" z tymi środkami. Wiadomo nadchodzi niż demograficzny...

QUOTE(Belfer historyk @ 8/07/2006, 1:59)
Więc jak się nie ma pracy, a chce się napisać ten doktorat to lepiej wybierać "bogatą" uczelnię. Tylko jak się zorientować która jest "bogata", a która nie?
*


Problem w tym, że uczelnie powoli odchodzą od systemu dziennych studiów doktoranckich. Coraz częściej preferowane są stare rozwiązania sprzed połowy lat 90-tych, tj. asystentura. Szkoły wyższe nie chcą inwestować pieniędzy w stacjonarnych doktorantów, którym później nie będą w stanie zapewnić etatu. Przecież doktorant to taki meteor, który pojawia się na nieboskłonie na 4 lata, a potem zazwyczaj znika z pola widzenia.

Odnośnie Twojego pytania o zamożność państwowych wyższych uczelni, prawie wszystkie narzekają, że są biedne... sleep.gif

Napisany przez: Belfer historyk 8/07/2006, 15:23

Na stronie Uniwersytetu Śląskiego pisze, że na Wydziale Nauk Społecznych (m.in. historia) rekrutacja odbywa się w terminie: 15.V.2006r. - 31.VIII.2006r. z tym, że termin rozmowy kwalifikacyjnych w Instytucie Historii podany jest na 15.09 i 30.09. Więc z tego wynika, że to raczej nie UŚ. Po za tym pisze, że słuczacze studiów stacjonarnych mogą otrzymywać stypendium doktoranckie, ale szczegółów brak.
Sprawdziłem również Uniwersytet Wrocławski. tutaj gzamin kwalifikacyjny na I rok Studium Doktoranckiego Nauk Historycznych
miał już miejsce 29 czerwca. 6 osób może liczyc na stypendium. Istniej także możliwość przyjęcia nie więcej jak 6 osób bez stypendium.

Napisany przez: Primo! 8/07/2006, 16:28

QUOTE(Belfer historyk @ 8/07/2006, 16:23)
Sprawdziłem również Uniwersytet Wrocławski. tutaj gzamin  kwalifikacyjny na I rok Studium Doktoranckiego Nauk Historycznych
miał już miejsce 29 czerwca. 6 osób może liczyc na stypendium. Istniej także możliwość przyjęcia nie więcej jak 6 osób bez stypendium.
*


Przyjętych 6 osób ze stypendium to tyle, ile w IH UŁ w najlepszych (znanych mi) latach 1999-2000. Twoja informacja potwierdza zatem tezę o bogatszych i biedniejszych uczelniach, ewentualnie pokazuje również, że niektóre uniwersytety traktują doktoranta niczym przysłowiowy "kwiatek do kożucha".

Napisany przez: dorsiu 10/07/2006, 20:02

Reasumując, (jakie to popularne slowo)
kryteria na doktoranckie sa niejasne, patrz bardzo gibkie, latwe do naginania. Warunki bytowe od kiepskich do dobrych, zależnie od uczelni. Pryszłość po studiach lekko przychmurzona, Srodowisko doktorantow i ogolnie pojęte kadry naukowe to prawie jak hermetycznie zamknięty system kastowy smile.gif, czyli wszystko w normie jak na Poslkę.
Żeby nie kończyć pesymistycznie, jak to brzmiał jeden tytuł filmu: "rób swoje, ryzyko będzie twoje".

Napisany przez: Belfer historyk 10/07/2006, 22:53

Twoja ocena dorsiu trochę nie odpowiada prawdzie. Kryteria naboru na studia doktoranckie są niejasne głównie tam, gdzie rozmowa kwalifikacyjna jest jedynym etapem postępowania. Natomiast tam, gdzie mamy do czynienia z normalnym pisemnym egzaminem taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Przyjmują po prostu najlepszych. Oczywiście od każdej reguły są wyjątki, ale mam nadzieję, że są to rzadkie przypadki. Warunki bytowe faktycznie do dobrych nie należą (no chyba, że się jest na etacie uczelnianym albo ma się inną pracę, ale wtedy może być problem). To czy środowisko doktorantow jest taką hermetycznie zamknięta grupą to nie wiem. Dostać się na tego rodzaju studia jest co prawda dużą sztuką, ale doktoranci mają niewiele praw, a i wypaść z tej grupy nie jest trudno. no właśnie bycie doktorantem nie oznacza, że się te studia skończy. Nie każdy potrafi napisac pracę i zdać wszystkie wymagane tokiem studiów egzaminy.

Napisany przez: Primo! 12/07/2006, 16:52

QUOTE(Belfer historyk @ 10/07/2006, 23:53)
Twoja ocena dorsiu trochę nie odpowiada prawdzie. Kryteria naboru na studia doktoranckie są niejasne głównie tam, gdzie rozmowa kwalifikacyjna jest jedynym etapem postępowania. Natomiast tam, gdzie mamy do czynienia z normalnym pisemnym egzaminem taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Przyjmują po prostu najlepszych. Oczywiście od każdej reguły są wyjątki, ale mam nadzieję, że są to rzadkie przypadki.
*


Na niektórych uczelniach nie tylko nie ma egzaminu pisemnego, ale nawet rozmowy kwalifikacyjnej. Po prostu składasz wymagane dokumenty, opinie itp. i czekasz na sądny dzień ogłoszenia wyników rekrutacji.

QUOTE(Belfer historyk @ 10/07/2006, 23:53)
Warunki bytowe faktycznie do dobrych nie należą (no chyba, że się jest na etacie uczelnianym albo ma się inną pracę, ale wtedy może być problem).
*


Doktorant w trybie stacjonarnym nie może podjąć pracy na cały etat. Zupełnie inna sprawa to umiejętność pogodzenia pracy zarobkowej z pracą naukową, albo natrafienie na wyrozumiałego pracodawcę. Dlatego pisanie doktoratu w trybie zaocznym lub "z wolnej stopy" to wielka sztuka i jednocześnie pasmo wielkich wyrzeczeń, nie tylko finasowych.

QUOTE(Belfer historyk @ 10/07/2006, 23:53)
To czy środowisko doktorantow jest taką hermetycznie zamknięta grupą to nie wiem.
*


Raczej nie jest.

QUOTE(Belfer historyk @ 10/07/2006, 23:53)
Dostać się na tego rodzaju studia jest co prawda dużą sztuką, ale doktoranci mają niewiele praw, a i wypaść z tej grupy nie jest trudno. no właśnie bycie doktorantem nie oznacza, że się te studia skończy. Nie każdy potrafi napisac pracę i zdać wszystkie wymagane tokiem studiów egzaminy.
*


To niestety wszystko prawda. Wielu doktorantów "wykrusza się" już po pierwszym roku (wtedy nie muszą oddawać pobranego na uczelni stypendium), inni rezygnują później z przyczyn osobistych lub po prostu tracą motywację do dalszej pracy nad doktoratem. Jednak większość znanych mi doktorantów ukończyła ten etap edukacji z powodzeniem. smile.gif Tak naprawdę dopiero wraz z uzyskaniem tytułu doktora zaczynają się prawdziwe "schody" i frustracje... sad.gif


Napisany przez: histbelfer 12/07/2006, 17:21

Witam
Panowie, nie ma się czym emocjonować. Polska "edukacja" tkwi mentalnie w porzednim ustroju (nie tylko edukacja zresztą). Robienie doktoratu jest uważane za przywilej i luksus a nie uważa się tego za jak najbardziej naturalne realizowanie zainteresowań (w różnych dziedzinach). "Kadra", która decyduje o przyznaniu bądź nie prawa do doktoryzowania nie zawsze, ale w większości przypadków zachowuje się jak pies ogrodnika-"sam nie zjem a nikomu nie dam". Znam ze swojego (i znajomych) doświadczenia, przypadki ludzi którzy puszyli sie doktoratem (bo ma sie te znajomości dry.gif ) a tęgo musieliby sie wysilić, żeby podac w odpowiedniej kolejności dni tygodnia. Nie każdy doktor musi pracowac na uczelni; nie powinno być przy tym żadnych opłat (i tak sie dużo wyda na zbieranie materiałów etc)a uczelnie powinny się chlubić tym, ze u nich a nie u konkurentów jest tyle a tyle otwartych przewodów. Wiadomo, ze w tym kraju długo tego nie będzie, bo przecież musi byc tak jak jest zeby "Panowie Profesorowie" poczuli się ważni, a kazdy projekt zmian to zamach na autonomie szkół wyższych. Taki swoisty korporacjonizm widac szczególnie u prawników, a "niezależny i obiektywny, kierujacy się interesami obywateli" Trybunał Konstytucyjny pokazał wszystkim kto tu rządzi. Nie zdziwię się, gdy przy próbie unormowania tego zagadnienia pojawią się zewsząd "autorytety moralne i zawodowe", i będą krzyczeć o anarchii etc. A to Polska właśnie..... wink.gif
pozdrawiam

Napisany przez: Belfer historyk 12/07/2006, 17:45

Dlaczego Primo! doktorant w trybie stacjonarnym nie może podjąć pracy na cały etat? Ja na I roku studiów pracowałem na całym etacie w szkole i nawet pamiętam musiałem jakieś zaświadczenie o pracy dostarczyć do dziekanatu. Nie przypominam sobie żeby uczelnia z tego powodu robiła jakieś trudności. Inni moi koledzy i koleżanki zapewne także pracowali/ły może i na pełnym etacie.
Problem właśnie w tym, że jak pracujesz i piszesz doktorat w trybie dziennym to masz problem z pogodzeniem jednego i drugiego zajęcia. Z własnego doświadczenia wiem jakie to trudne. Osoby piszące w trybie zaocznym tez mają problem jesli nie mają pracy w ogóle albo jeśli mają i muszą godzić jedno z drugim. Sam nie wiem co lepsze mieć pracę i środki na pisanie pracy doktorskiej, ale nie mieć za dużo czasu, albo nie mieć pracy i pieniędzy, ale za to dysponować dużą ilością czasu na pisanie. To takie trochę "błędne koło".

PS. co do studiów doktoranckich na UMK to w tym roku nabór jest dopiero we wrześniu (rozmowa kwalifikacyjna 7IX). Dodatko ustalono, że przy rekrutacji na rok akademicki 2006/2007 preferencje mają projekty badawcze z zakresu archiwistyki i najnowszej historii politycznej. A co w takim razie z innymi projektami badawczymi confused1.gif


Napisany przez: Primo! 12/07/2006, 17:59

QUOTE(histbelfer @ 12/07/2006, 18:21)
Robienie doktoratu jest uważane za przywilej i luksus a nie uważa się tego za jak najbardziej naturalne realizowanie zainteresowań (w różnych dziedzinach).
*


Trafiłeś w sedno sprawy, histbelfrze.

QUOTE(histbelfer @ 12/07/2006, 18:21)
"Kadra", która decyduje o przyznaniu bądź nie prawa do doktoryzowania nie zawsze, ale w większości przypadków zachowuje się jak pies ogrodnika-"sam nie zjem a nikomu nie dam".
*


Przypomina mi się pewna zasłyszana historia: promotor zwraca się do doktoranta: "Panie *****, napisał Pan już dwa artykuły i na tym koniec". To taka metoda "niskiego sufitu", żeby czasem doktorant nie okazał się bardziej błyskotliwy i "płodny" literacko od jakiegoś doktora, pracownika uczelni. Każdy przecież musi znać swoje miejsce w szeregu, a właściwie w uczelnianej hierarchii.

QUOTE(histbelfer @ 12/07/2006, 18:21)
Nie każdy doktor musi pracowac na uczelni; nie powinno być przy tym żadnych opłat (i tak sie dużo wyda na zbieranie materiałów etc)a uczelnie  powinny się chlubić tym, ze u nich a nie u konkurentów jest tyle a tyle otwartych przewodów.
*


I nie każdy będzie miał taką szansę. Odnośnie opłat, w pełni zgadzam się. Praca doktorska to rozprawa naukowa, która z założenia jest rezultatem badań własnych i ma przyczynić się do poszerzenia wiedzy na temat określonego zagadnienia. Doktorant wnosi zatem pewien wkład w rozwój dziedziny nauki, którą się zajmuje. Pisanie doktoratu to żaden przywilej i żadna łaska uczelni, tylko dość ciężka praca (oczywiście jeśli ktoś się do tego przykłada). Komercjalizacja studiów doktoranckich, czyli obłożenie ich czesnym, opłatami za przewód doktorski to zwykły idiotyzm. Widocznie niektórzy profesorowie uważają, że każdy magister ma predyspozycje do pracy naukowej, byle tylko dysponował odpowiednio zasobnym portfelem.

Napisany przez: Primo! 12/07/2006, 18:35

QUOTE(Belfer historyk @ 12/07/2006, 18:45)
Dlaczego Primo! doktorant w trybie stacjonarnym nie może podjąć pracy na cały etat? Ja na I roku studiów pracowałem na całym etacie w szkole i nawet pamiętam musiałem jakieś zaświadczenie o pracy dostarczyć do dziekanatu. Nie przypominam sobie żeby uczelnia z tego powodu robiła jakieś trudności. Inni moi koledzy i koleżanki zapewne także pracowali/ły może i na pełnym etacie.
*


O ile dobrze pamiętam w regulaminie studiów doktoranckich niektórych uczelni jest przepis, że doktorant może pracować na maksymalnie 9/10 etatu (fajny ułamek wink.gif ) i naturalnie za zgodą opiekuna naukowego. Być może ten paragraf odnosi się do klasycznego rozumienia ośmiogodzinnego dnia pracy. Wiadomo etat w szkole to trochę inny charakter zatrudnienia. Oczywiście ten wspomniany przeze mnie passus dotyczy wyłącznie doktorantów stacjonarnych.

QUOTE(Belfer historyk @ 12/07/2006, 18:45)

Problem właśnie w tym, że jak pracujesz i piszesz doktorat w trybie dziennym to masz problem z pogodzeniem jednego i drugiego zajęcia. Z własnego doświadczenia wiem jakie to trudne. Osoby piszące w trybie zaocznym tez mają problem jesli nie mają pracy w ogóle albo jeśli mają i muszą godzić jedno z drugim. Sam nie wiem co lepsze mieć pracę i środki na pisanie pracy doktorskiej, ale nie mieć za dużo czasu, albo nie mieć pracy i pieniędzy, ale za to dysponować dużą ilością czasu na pisanie. To takie trochę "błędne koło".
*


To są poważne dylematy, ale tutaj i tak nauczyciele oraz przedstawiciele "wolnych zawodów" są wygrani, ponieważ mają możliwość modelowania swojego grafiku pracy zawodowej. Wyobraź sobie urzędnika, czy pracownika prywatnej firmy, który prosi swojego zwierzchnika lub szefa o zgodę na zwalnianie go z pracy na kilka godzin w jeden dzień tygodnia. Doktorant musi przecież co tydzień uczestniczyć w seminarium doktoranckim, a czasem również i w magisterskim. Zapewniam, to jest niezła "jazda", z jednej strony promotor, który ma swoje oczekiwania względem podopiecznego, z drugiej pracodawca, którego nie interesują naukowe ambicje pracownika.

QUOTE(Belfer historyk @ 12/07/2006, 18:45)
PS. co do studiów doktoranckich na UMK to w tym roku nabór jest dopiero we wrześniu (rozmowa kwalifikacyjna 7IX). Dodatko ustalono, że przy rekrutacji na rok akademicki 2006/2007 preferencje mają projekty badawcze z zakresu archiwistyki i najnowszej historii politycznej. A co w takim razie z innymi projektami badawczymi confused1.gif
*


Widocznie takie jest zapotrzebowanie...

Napisany przez: deu 19/09/2006, 15:42

QUOTE(Primo! @ 8/07/2006, 14:33)
Forumowicz deu pisał coś, że planował pisać doktorat w trybie zaocznym. Może jeszcze zerknie do tego tematu i pochwali się. smile.gif
[
*



Bez paniki... zerknę do tematu i pochwalę się. Na początek wybaczcie mi moją dość długą absencję na forum. W celach zarobkowych udałem się do Italii i tam przebywałem przez ostatnie 2,5 miesiąca. Dostęp do internetu był ograniczony, stąd też nie byłem w stanie odpowiedzieć wcześniej.

Wracając do sedna sprawy... "Komisja", mająca na celu zweryfikowanie, kto nadaje się na doktorat a kto nie odbyła się dziś (czyt. 19 IX) a nie 15 i nie 30. Fakt na stronie uniwersytetu podali owe feralne daty i jest to tylko i wyłącznie wina pewnej niekompetentnej osoby. Sama "komisja" (ja bym tego komisją nie nazwał, stąd też używam cudzysłowia) była formalnością i niczym innym, tylko zebraniem osób zainteresowanych. Na marginesie, wszystkie osoby, które złożyły podania, zostały przyjęte.
Co do mojego statusu - wpisałem słowo doktorant w dniu, w którym promotor napisał opinię i zgodził się wziąść mnie pod swoje skrzydła. Wszysycy, którzy orientują się troszkę w temacie, zdają sobie doskonale sprawę, iż posiadając aprobatę opiekuna naukowego w praktyce jest się przyjętym na studia doktoranckie (przynajmniej na mojej uczelnii tak jest)
Co do trybu - tylko 2 spośród 19 osób rozpoczynających studia doktoranckie otrzymało etaty na uczelnii. Niestety ja nie znalazłem się w tym szlachetnym gronie, więc będę musiał moją dalszą edukację opłacić.

Na koniec chciałbym podziękować za zainteresowanie moją skromną osobą i cierpliwość. Ciao, cześć, pa biggrin.gif

Napisany przez: Primo! 19/09/2006, 17:08

Po pierwsze, gratulacje i życzenia sukcesów w pracy naukowej! biggrin.gif biggrin.gif
Jak zapewne zauważyłeś, podczas Twojej nieobecności w wątku przez Ciebie założonym rozgorzała dyskusja o wielu aspektach studiów doktoranckich. wink.gif

QUOTE(deu @ 19/09/2006, 16:42)
Co do mojego statusu - wpisałem słowo doktorant w dniu, w którym promotor napisał opinię i zgodził się wziąść mnie pod swoje skrzydła. Wszysycy, którzy orientują się troszkę w temacie, zdają sobie doskonale sprawę, iż posiadając aprobatę opiekuna naukowego w praktyce jest się przyjętym na studia doktoranckie (przynajmniej na mojej uczelnii tak jest)
*


Nie jest to takie oczywiste. Słyszałem o przypadkach, gdy wydział rezygnował z prowadzenia zaocznych studiów doktoranckich w danym roku akademickim z powodu braku quorum. To znaczy zgłosiło się 5 chętnych, a władze wydziału liczyły na kilkanaście osób.

QUOTE(deu @ 19/09/2006, 16:42)
   
Co do trybu - tylko 2 spośród 19 osób rozpoczynających studia doktoranckie otrzymało etaty na uczelnii. Niestety ja nie znalazłem się w tym szlachetnym gronie, więc będę musiał moją dalszą edukację opłacić.

Na koniec chciałbym podziękować za zainteresowanie moją skromną osobą i cierpliwość. Ciao, cześć, pa biggrin.gif
*


Otrzymali etaty, czyli stanowiska doktorantów-asystentów, czy tylko stypendium doktoranckie? confused1.gif
Jeśli mogę zapytać, ile wynosi obecnie czesne na zaocznych studiach doktoranckich? confused1.gif

Napisany przez: Belfer historyk 19/09/2006, 17:24

No ja też przyłączam się do gratulacji smile.gif. Z tego wszystkiego juz zapomniałem co to za uczelnia jest smile.gif. A więc tryb zaoczny to będzie. Ciekawe przyjęli wszystkich chętnych, którzy się zgłosili (19 osócool.gif. Zdradź nam jeszcze czy masz już pomysł na tytuł pracy doktorskiej.

Napisany przez: deu 19/09/2006, 23:51

QUOTE(Primo! @ 19/09/2006, 18:08)
Jak zapewne zauważyłeś, podczas Twojej nieobecności w wątku przez Ciebie założonym rozgorzała dyskusja o wielu aspektach studiów doktoranckich
*



zauważyłem i bardzo mnie to cieszy smile.gif co więcej zauważyłem jak bardzo rozwinęło się całe forum... nowe subfora etc. jeszcze się czuje troszkę zagubiony tongue.gif

QUOTE(Primo! @ 19/09/2006, 18:08)
Otrzymali etaty, czyli stanowiska doktorantów-asystentów, czy tylko stypendium doktoranckie? confused1.gif
Jeśli mogę zapytać, ile wynosi obecnie czesne na zaocznych studiach doktoranckich? confused1.gif
*



otrzymali stanowiska doktorantów - asystentów ze wszystki konsekwencjami (niestety muszą zrezygnować z nauczania historii w szkole)

Czesne na USiu to koszt około 1000 PLN za semestr. Jeżeli Cie to interesuje to będę w stanie Cie lepiej poinformować w przyszłym miesiącu.

QUOTE(Belfer Historyk! @ 19/09/2006, 18:24)
No ja też przyłączam się do gratulacji . Z tego wszystkiego juz zapomniałem co to za uczelnia jest . A więc tryb zaoczny to będzie. Ciekawe przyjęli wszystkich chętnych, którzy się zgłosili (19 osó. Zdradź nam jeszcze czy masz już pomysł na tytuł pracy doktorskiej.
*



Co do tytułu pracy to na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie go dokładnie sprecyzować. Natomiast po rozmowie z promotorem mogę jedynie powiedzieć, że prawdopodobnie praca będzie dotyczyć nuncjuszy papieskich w Polsce.

Ślicznie dziękuję za gratulacje:) Pozdrawiam

PS. i na koniec coś, co mnie strasznie zabolało



QUOTE(Belfer Historyk! @ 08/07/2006, 0:39)
No tak, ale deu napisał, że jest z Sosnowca i myśli o studiach w Katowicach bo ma tam najbliżej. Do Torunia ze Śląska jednak daleko
*



Z całym szacunkiem drogi imienniku:
SOSNOWIEC TO NIE ŚLĄSK !!!!!!!!!!!!!!!

Napisany przez: Magilla 6/03/2008, 22:21

QUOTE(Belfer historyk @ 4/07/2006, 0:25)
choć prawdę mówiąc dla mnie zawsze pozostaje zagadką jakimi na prawdę kryteriami kierują się osoby, które o tym decydują.
*



Na uczelni, na ktorej pracuje, najczesciej mozliwosciami prowadzenia dydaktyki. Choc zastrzegam - nie wiem jak jest teraz na UAM. Swego czasu na UAM byl niepisany podzial 'lupow', trudno bylo sie dostac dwom osobom do tej samej katedry.

Moze jakis deoktorant napisze cos wiecej?

Napisany przez: Łukasz Przybyło 8/03/2008, 21:58

Ja studiuję zaocznie na AON co bardzo słono kosztuje sad.gif . Studentami są głównie żołnierze i pracownicy resortów siłowych lub organizacji (samorządowych, wojewódzkich, ministerialnych) zajmujących się szeroko pojetym bezpieczeństwem narodowym, obroną cywilną, reagowaniem kryzysowym (np. strażacy).
Odsiew jest dość duży bo na mój rocznik przyjęto około 30 osób (1/3 startująch). Miałem śmieszną rozmowę z komisją egzaminacyjną.
- Co pan robi zawodowo?
- Jestem analitykiem finansowym zajmującym się procesami logistycznymi.
- To znaczy, że doktorat będzie panu przydatny w pana pracy?
- Nie, zupełnie nie.
- To co, panu tak hobbystycznie przyszedł??????????
- Tak hobbystycznie.
Komisja miała wydłużone miny wink.gif

Generalnie mam ambiwalentne odczucia co do studiów doktoranckich na AON. Po pierwsze terminy są fatalne. Wtorek, środa, czwartek - w drugim tygodniu każdego miesiąca. Co wymusza (u mnie) kombinowanie jak się urwać z pracy - co nie zawsze się udaje.
Poziom zajęć jest zróżnicowany. Są zarówno zajęcia bardzo dobre (generalnie nauki wojskowe), średnie i eeeee... bardzo średnie (np. metodologia).
Najlepsze są zajęcia katedralne. W Katedrze Strategii w której piszę doktorat są duże osobistości np. gen. Koziej i np. mój promotor prof (płk w st. spocz.) Józef Marczak. Bardzo duży nacisk kładziony jest na metodologiczną część doktoratu i umiejętność posługiwania się metodami naukowymi. Jak pierwszy raz prezentowałem swoją koncepcję to mnie rozszarpali (zresztą słusznie). Zrobili to jednak w bardzo kulturalny sposób. Z takiego jednego szarpania wyniosłem olbrzymi bagaż doświadczeń wink.gif. Najciekawsze są jednak wolne dyskusje na tematy prezentowane przez wykładowców - np. ostatnio wojna prewencyjna i uderzenie wyprzedzające.
Generalnie jestem zadowolony.

Napisany przez: dast 24/04/2008, 14:55

Witaj, mam ogromną prośbę dotyczącą egzaminów na studia doktoranckie w AON. Czy mógłbyś mi powiedzieć jak wyglądał egzamin pisemny oraz następne dwa dni ? Chodzi mi o tematykę, możliwość wyboru tematu (chodzi o zaliczeni pisemne z I -go dnia), skala trudności, objętość tej "pisaniny itd. W tym roku, w maju podchodzę do tego egzaminu i nie wiem czego się tak naprawdę uczyć. Na czym powinienem się skoncentrować, jak to wygląda ? Proszę o szczerą odpowiedź. Mam na imię Darek.



Napisany przez: Łukasz Przybyło 24/04/2008, 19:51

Egzamin pisemny pierwszego dnia był dość szybki. Trzy tematy ogólne (nie pamiętam dokładnie jakie) terroryzm, instytucje międzynarodowe, wojna w Iraku. Pisać trzeba było przez 45min - 1 godz. nie więcej niż dwie strony A4. Potem zbierano i następnego dnia egzamin ustny. Komisja 4 osobowa.
Kilka pytan - około 20 min. dotyczących tego kim się jest, dlaczego chce się robić doktorat a potem pytania merytoryczne. Mnie np. zapytali co to był Plan Z. Więc zapytałem w jakiej armii i kiedy bo było kilka np. Polska czy Niemcy przed IIWŚ. Komisja się roześmiała - trochę podrążyli generalne teamty dotyczące wojny. Jedno zapamiętałem - kiedy nastąpiło upanstwowienie (całkowite) wojny - otóż taką granicą był Pokój Westfalski w 1648 roku. Odpowiedzi nie znałem wink.gif .
Potem miesiąc niepewności i sam zadzwoniłem - okazało się że przyjęli.
Wydaje mi się, że potrzebna jest ogólna erudycja dotycząca historii wojskowości/historii/bezpieczenstwa narodowego. Jakieś związki z ww. tematami np. artykuły, ksiązki, praca magisterska, studia podyplomowe lub praca związana z tematem przyszłej pracy doktorskiej. Jeśli jest już sprecyzowany tym lepiej.

Łukasz

Napisany przez: masti 2/05/2008, 19:50

Należy pamiętać o tym że można pracować z doktoratem w szkole średniej i dorabiać na uczelniach prywatnych. Doktorów potrzebują uczelnie prywatne. Zatrudniają z reguły na umowę o dzieło i płacą od 50 do 80 złotych za 45 minut zajęć. Po historii są duże możliwości prowadzenia zajęć na administracji, ekonomii i zarządzaniu (historia gospodarcza), politologii, neofilologiach (historia poszczególnych krajów), zarządzaniu kulturą, wiedzy o kulturze (studia podyplomowe), wosie (studia podyplomowe). Więc nie jest tak strasznie jak jest napisane w powyższych postach.
Należy również zauważyć że doktorzy również prowadzą seminaria na studiach licencjackich, a czasami nawet na magisterskich.

Napisany przez: gryfita23 16/06/2008, 16:00

Witam, za rok skończę studia magisterskie na jednej uczelni, i planuje po ukończeniu tych studiów robić doktorat, więc mam takie pytania:
1) Na jakich uczelniach w Polsce można robić doktorat z historii ale zaocznie ( wiadomo, że bedę musiał za to płacić...) Szukałem w internecie i jak narazie znalazłem tylko 2 uczelnie gdzie mogę zaocznie robić doktorat...
2) Wogóle jak przebiega egzamin doktorski... ( słyszałem że ponoć wcześniej że przed obroną pracy doktorskiej muszę zdać egzamin z filozofii o oraz języka nowożytnego.... czy to jest prawda?)
3) Czy w czasie studiów doktoranckich zaocznych można przerwać na rok ( coś podobnego do dziekanki) ze względu gdyby sytuacja finansowa była nie za ciekawa dla doktoranta?

Napisany przez: omc 28/07/2008, 7:48

confused1.gif Witam:) Chciałam przedstawić Wam swoją historię i zapytać co robić dalej. Pracę doktorską pisałam (jak i kilka koleżanek) jako "wolny strzelec". Nie pracujemy na uczelni i nie studiujemy na studiach doktoranckich, gdyż takich nie było. Obecnie z gotową pracą doktorską zostałyśmy "na lodzie" gdyż okazuje się, że od osób prywatnych uczelnia nie może przyjąć opłaty za przewód doktorski. ( przepis podobno do tej pory omijany lecz teraz bardzo kontrolowany). Kilka lat pracy stoi pod wielkim znakiem zapytania. Zapisanie się na studia doktoranckie, które trwają 4 lata troche mnie obezwładnia zwłaszcza, że praca gotowa. Czy ktoś zna wyjście z sytuacji? Czy są jakieś studia, które trwają rok czy 2 lata? Czy ktoś miał podobną sytuację? Pozdrawiam i czekam na odpowiedź.

Napisany przez: Shell 28/07/2008, 8:33

problem do tej pory byl taki, ze uczelnie niezgodnie z prawem pobieraly od doktorantow eksternistycznych (nieetatowych- nazywajmy ich jak chcemy) duze pieniadze (6-8 tys zł) za obronę pracy. Niedawno po dosyc sporej akcji medialnej, ze jest to niezgodne z prawem czesc uniwersytetow wycofala sie (lub miala to zrobic)z pobierania oplat.

Nie slyszalem do tej pory o przypadku zeby wg uczelnii oznaczalo to wycofanie się, ze nie moze dopuscic doktoranta do obrony. Ba, wprost przeciwnie to powinien byc bonus dla nas, eksternistycznych doktorantow, bowiem powinnismy zostac zwolnieni z oplat.

Taka sytuacja miała miejsce na jakim uniwersytecie?

To co piszesz zakrawa na lekką paranoję chociaz u nas wszystko jest mozliwe- jak sie probuje rozwiazac jakis problem to najczesciej wylewa się dziecko z kąpielą sad.gif

Napisany przez: omc 19/08/2008, 16:12

QUOTE(Shell @ 28/07/2008, 8:33)
problem do tej pory byl taki, ze uczelnie niezgodnie z prawem pobieraly od doktorantow eksternistycznych (nieetatowych- nazywajmy ich jak chcemy) duze pieniadze (6-8 tys zł) za obronę pracy. Niedawno po dosyc sporej akcji medialnej, ze jest to niezgodne z prawem czesc uniwersytetow wycofala sie (lub miala to zrobic)z pobierania oplat.

Nie slyszalem do tej pory o przypadku zeby wg uczelnii oznaczalo to wycofanie się, ze nie moze dopuscic doktoranta do obrony. Ba, wprost przeciwnie to powinien byc bonus dla nas, eksternistycznych doktorantow, bowiem powinnismy zostac zwolnieni z oplat.

Taka sytuacja miała miejsce na jakim uniwersytecie?

To co piszesz zakrawa na lekką paranoję chociaz u nas wszystko jest mozliwe- jak sie probuje rozwiazac jakis problem to najczesciej wylewa się dziecko z kąpielą sad.gif
*



Napisany przez: Miereja 27/05/2009, 8:00

Za miesiąc kończę studia magiserskie, i chciałbym rozpocząć doktorat z historii ale zaocznie (wiadomo, że będę musiał płacić) ale mam teaz kilka pytań...

1)Jeżeli będę robił doktorat zaocznie i sytuacja finansowa zmusi mnie do chwilowego zaprzestania z przyczyn finansowych ... Czy coś podobnego jest na studiach doktoranckich jak dziekanka na studiach magisterskich?

2), Jeżeli napiszę pracę doktorską, i w końcowym etapie obleje egzamin z języka obcego to, co wtedy? mogę poprawiać...

3) Sprawa promotora czy mogę wybrać sobie promotora, który jest na emeryturze, i nigdy nie pracował na tej uczelni gdzie chcę robić studia doktoranckie...

4) Czy promotor może być taki, który specjalizował sie w okresie Historii PRL a ja chcę pisać z Historii Polski po 1989...

Napisany przez: Ironside 27/05/2009, 10:08

Idź do sekretariatu studiów doktoranckich swojej uczelni i się dowiedz. Skąd niby my to mamy wiedzieć, skoro nie wiemy nawet, o jaką wszechnicę chodzi? rolleyes.gif

Napisany przez: artifakt 27/05/2009, 10:19

Zamiast się zamartwiać takimi sprawami, weź się do roboty aby była kasa na opłaty i wiedza aby wszystko zdać. Ludzie zamiast panikować zmobilizujcie się.

Napisany przez: redbaron 27/05/2009, 11:08

QUOTE(Miereja @ 27/05/2009, 8:00)
Za miesiąc kończę studia magiserskie, i chciałbym rozpocząć doktorat z historii ale zaocznie (wiadomo, że będę musiał płacić) ale mam teaz kilka pytań...

1)Jeżeli będę robił doktorat zaocznie i sytuacja finansowa zmusi mnie do chwilowego zaprzestania z przyczyn finansowych ... Czy coś podobnego jest na studiach doktoranckich jak dziekanka na studiach magisterskich?

U nas w Toruniu są 3 sposoby zrobienia doktoratu [z tego co wiem, chyba, że coś się zmieniło]:
- na studiach doktoranckich ze stypendium (płacą ok 1000 zł, ale nie można pracować i trzeba się mocno przykładać, koszt przewodu pokrywa uczelnia)
- na studiach doktoranckich bez stypendium (nie płacą, trzeba się też przykładać - nie wszyscy prowadzący zajęcia dopuszczają nieobecności, ale można pracować. Koszt przewodu pokrywa uczelnia)
- z wolnej stopy - nie masz studiów doktoranckich i płacisz sam za przewód
[czwarty to bycie asystentem - czyli normalnie pracownikiem naukowo-dydaktycznym]

QUOTE(Miereja @ 27/05/2009, 8:00)
2), Jeżeli napiszę pracę doktorską, i w końcowym etapie obleje egzamin z języka obcego to, co wtedy? mogę poprawiać...

Hmm, nie mam pojęcia.

QUOTE(Miereja @ 27/05/2009, 8:00)
3) Sprawa promotora czy mogę wybrać sobie promotora, który jest na emeryturze, i nigdy nie pracował na tej uczelni gdzie chcę robić studia doktoranckie...

Też nie bardzo wiem.


QUOTE(Miereja @ 27/05/2009, 8:00)
4) Czy promotor może być taki, który specjalizował sie w okresie Historii PRL a ja chcę pisać z Historii Polski po 1989...
*


Raczej tak. Zresztą bronisz się przed radą wydziału [w praktyce przed komisją] i to ona musi mieć uprawnienia do "nadawania stopnia naukowego doktora nauk humanistycznych w zakresie historii".

Napisany przez: Belfer historyk 27/05/2009, 18:46

Jeśli chodzi o 3 pytanie to z tego co wiem to promotor musi być czynnym pracownikiem uczelni, na której robisz doktorat. Inaczej się raczej nie da, takie są po prostu przepisy.
A co do egzaminu z języka obcego to taki egzamin jest mniej więcej w połowie studiów kiedy pracę na pewno jeszcze nie napiszesz.
Co do sposobu "robienia" tego doktoratu to jeśli będziesz miał stałą pracę, dużo chęci i chcesz w trybie zaocznym pisać to jest to najlepszy wybór. Trzeba tylko dogadać się z promotorem co do takiego właśnie trybu. Wtedy piszesz doktorat z wolnej stopy, nie jesteś na studiach doktoranckich, płacisz sam za przewód i możesz to robić całymi latami. Sam widziałem na studiach takie osoby - "wiecznych doktorantów" wink.gif.

Napisany przez: adamo17 26/08/2009, 20:01

Witam! Jestem nowym użytkownikiem.
Zastanawiam się jaka przyszłość czeka człowieka po ukończeniu studiów doktoranckich ?
Czyżby:
- wykładanie na uczelniach wyższych? (i tutaj się zastanawiam, kompletnie nie orientuję się w tej kwestii: czy to dobra praca, dobrze płatna? - chyba wydawałoby się że tak, czy wykładowców nie jest czasem za dużo jak, nauczycieli szkolnych?) No i tu najważniejsze ile lat trwa ukończenie studiów 3 stopnia Historii ? - może ktoś się orientuje czy istnieją te studia (chodzi mi o zaoczne) Uniwersytecie Gdańskim ?
- praca w IPN, mógłby ktoś rozpisać co właściwie tam się robi no sam tytuł coś już mówi, ale szczegóły bym prosił smile.gif
- no i co jeszcze ?

Chciałbym jakieś perspektywy wiązać z historią, bardzo chciałbym tłumaczyć, lecz praca w szkole mnie nie za bardzo zadowala smile.gif

proszę o odpowiedź

Napisany przez: adamo17 16/09/2009, 19:37

hm... mógłby ktoś mi odpowiedzieć ? sad.gif

Napisany przez: cara1986 20/09/2009, 13:06

PO ukończeniu studiów doktoranckich czeka cię dokładnie taka sama przyszłość jak przed ich ukończeniem - to znaczy możesz robić wszystko. Oczywiście jeśli okażesz się dobry możesz zawodowo zająć się pracą naukową - pisanie książek, wykładanie na uczelni, prowadzenie zajęć - wszystko to przynajmniej na początku jest płatne słabo i nie da się z tych pieniędzy żyć jak król. Jeśli jednak będziesz robił dalsze stopnie naukowe wtedy zarobki się poprawią i tak koło 50 kiedy zostaniesz profesorem będziesz zarabiał już całkiem przyzwoicie. Ponadto po doktoracie możesz pracować w archiwach, muzeach instytucjach kulturalnych i w sumie wszędzie tam gdzie po magisterium. IPN - to typowa placówka archiwalna z pionem badawczym. Większość pracy to praca w archiwach - jedynie część pracowników zajmuje się opracowywaniem danych czy działalnością edukacyjną.
Co do trwania studiów - trwają trzy lata ale tak naprawdę ważnie jest to jak szybko będziesz w stanie napisać doktorat - w tym przypadku praca jest najważniejsza.

Ogólnie doktorat opłaca się robić ponieważ ogólnie rzecz ujmując mniej jest bezrobotnych doktorów niż magistrów. Z drugiej jednak strony żaden doktorat nie zapewnia 100% pracy w zawodzie.

Napisany przez: MichałMM 20/09/2009, 21:04

Na Uniwersytecie Łódzkim studia doktoranckie trwają cztery lata. Już z doktoratem to każdy powinnien mieć pracę, chyba że nie chce, ale to już sprawa takiej osoby.

Napisany przez: Marek Tulliusz Cyceron 9/10/2009, 21:06

A jakie są szansę na pracę w uniwersytecie po studiach doktoranckich ?

Napisany przez: MichałMM 20/10/2009, 18:27

Biorąc pod uwagę dzisiejszą liczbę doktorantów, to żeby pracować na uniwersytecie, to trzeba być albo najlepszym (i dobrze aby ktoś w tym wypadku odchodził na emeryturę), mieć odpowiednie znajomości, lub zajmować się jakąś rzadką specjalilazcją. Jeśli na katedrze mamy co roku jednego czy dwóch nowych doktorów, to ilu możne być zatrudnionych, jeden na 5 może 8 lat. Lepiej nie robić sobie nadzieji, i myśleć o innej pracy.

Napisany przez: Miereja 6/11/2009, 20:41

A ja mam pytanie, narazie pracuje, choć niestety nie w szkole, czy na żadnej uczelni, i takie pytanie mnie nurtuje
Czy składając podanie, do szkoły średniej ( ew. gimnazjum) które będe składał na wiosnę... czy podawać rozpoczęty doktorat... bo nie którzy mi mówią, żebym to zrobił, inni zaś, żeby tego nie robił...

A jak wy uważacie....???

Napisany przez: MichałMM 11/11/2009, 11:26

QUOTE(Miereja @ 6/11/2009, 21:41)
A ja mam pytanie, narazie pracuje, choć niestety nie w szkole, czy na żadnej uczelni, i takie pytanie mnie nurtuje
Czy składając podanie, do szkoły średniej ( ew. gimnazjum) które będe składał na wiosnę... czy podawać rozpoczęty doktorat... bo nie którzy mi mówią, żebym to zrobił, inni zaś, żeby tego nie robił...

A jak wy uważacie....???
*


Odpowiedź jest już w pytaniu. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Jako żeby być dyrektorem, trzeba chyba przepracować pięć lat jako nauczyciel, to też dyrektor nie powinnien się obawiać konkurencji. Z drugiej strony mogą być problemy z pogodzeniem zajęć na uczelni i w szkole, toteż i tak trzeba będzie kiedyś powiedzieć. Trzeba też pamiętać że doktorant nie może być zatrudniony na cały etat. Wypada więc, że należałoby powiedzieć o kolejnym etapie edukacji.

Napisany przez: gryfita23 3/12/2009, 22:09

QUOTE
Trzeba też pamiętać że doktorant nie może być zatrudniony na cały etat. Wypada więc, że należałoby powiedzieć o kolejnym etapie edukacji.


Dlaczego nie może pracować na cały etat w szkole? Przecież jest mgr...

Napisany przez: November2009 5/12/2009, 21:44

Witam,

Słuchajcie, jak sądzicie, czy taki beznadziejny raczej student, na średnią 3,5, mało udzielający się ma jakąkolwiek szansę startując na doktoranckie...?

Miałam sporo kłopotów przez studia, też osobistych, stąd nietęgie oceny, z natury jestem płochliwa stąd brak zaangażowania towarzyskiego, w tym roku bronię, kurcze chciałabym jeszcze postudiować historię, ale chyba wszystko stracone... (w Krakowie, wiadomo jak tam jest się dostać - ciężko, a i dziedzina popularna XIX/XX - Galicja więc pewnie chętnych na to też nadmiar)

No bo cóż jeszcze można po 5 chyba zmarnowanych latach studiów sad.gif
Postulowałabym sobie dr hab. Michała Baczkowskiego za promotora, hm, ale sama nie wiem, co myślicie?

Pozdrawiam prawie zimowo smile.gif

Napisany przez: MichałMM 7/12/2009, 12:55

QUOTE(November2009 @ 5/12/2009, 22:44)
Witam,

Słuchajcie, jak sądzicie, czy taki beznadziejny raczej student, na średnią 3,5, mało udzielający się ma jakąkolwiek szansę startując na doktoranckie...?

Miałam sporo kłopotów przez studia, też osobistych, stąd nietęgie oceny, z natury jestem płochliwa stąd brak zaangażowania towarzyskiego, w tym roku bronię, kurcze chciałabym jeszcze postudiować historię, ale chyba wszystko stracone... (w Krakowie, wiadomo jak tam jest się dostać - ciężko, a i dziedzina popularna XIX/XX - Galicja więc pewnie chętnych na to też nadmiar)

No bo cóż jeszcze można po 5 chyba zmarnowanych latach studiów sad.gif
Postulowałabym sobie dr hab. Michała Baczkowskiego za promotora, hm, ale sama nie wiem, co myślicie?

Pozdrawiam prawie zimowo smile.gif
*


Jak dla mnie wątpliwa sprawa. Ogólnie każdy kto ma dyplom magistra, może robić doktorat, ale to tylko teoria. Na moim uniwersytecie, wymagają średniej ze studiów, średniej z ocen i oceny za egzamin magisterski na poziomie co najmniej 4. Dodatkowe punkty można zdobyć za rozmowę kwalifikacyjną, konspekt rozprawy doktorskiej i inne. Także nie jest tak łatwo, i jak wiem w tym roku nie przyjęto chyba z 12 osób, które startowały. Nie wiem jak jest na innych uczelniach. Trzeba najlepiej podzwonić, i dowiedzieć się szczegółów, a nuż.

Napisany przez: panzergrenadier 7/12/2009, 13:09

Niedawno w mediach pojawiła sie informacja, że planowane jest wprowadzenie oganiczenia dla wykładowców pracy do jednej uczelni. Chodzi tutaj o to, ze niektórzy pracują na 4 lub 5 etatach i tak naprawde ich praca ze studentami jest fikcją, biora tylko pieniadze za danie swojego nazwiska danej uczelni( każda musi miec okresloną liczbe pracowników naukowych). Może wtedy studia doktoranckie beda miały wiekszy sens, bo wtedy zwiekszą sie mozliwosci zatrudnienia.

Napisany przez: gryfita23 7/12/2009, 15:06

QUOTE
Jak dla mnie wątpliwa sprawa. Ogólnie każdy kto ma dyplom magistra, może robić doktorat, ale to tylko teoria. Na moim uniwersytecie, wymagają średniej ze studiów, średniej z ocen i oceny za egzamin magisterski na poziomie co najmniej 4. Dodatkowe punkty można zdobyć za rozmowę kwalifikacyjną, konspekt rozprawy doktorskiej i inne. Także nie jest tak łatwo, i jak wiem w tym roku nie przyjęto chyba z 12 osób, które startowały. Nie wiem jak jest na innych uczelniach. Trzeba najlepiej podzwonić, i dowiedzieć się szczegółów, a nuż.


Średnia ocen nie jest najważniejsza najbardziej biorą pod uwagę pracę magisterską, znam jednego doktora który był trójkowym studentem, ale napisał bardzo dobrą pracę magisterską, co spowodowało że został na uczelni. Teraz ten doktor niedługo będzie bronił habilitację.

Napisany przez: MichałMM 7/12/2009, 18:51

QUOTE(gryfita23 @ 7/12/2009, 16:06)
QUOTE
Jak dla mnie wątpliwa sprawa. Ogólnie każdy kto ma dyplom magistra, może robić doktorat, ale to tylko teoria. Na moim uniwersytecie, wymagają średniej ze studiów, średniej z ocen i oceny za egzamin magisterski na poziomie co najmniej 4. Dodatkowe punkty można zdobyć za rozmowę kwalifikacyjną, konspekt rozprawy doktorskiej i inne. Także nie jest tak łatwo, i jak wiem w tym roku nie przyjęto chyba z 12 osób, które startowały. Nie wiem jak jest na innych uczelniach. Trzeba najlepiej podzwonić, i dowiedzieć się szczegółów, a nuż.


Średnia ocen nie jest najważniejsza najbardziej biorą pod uwagę pracę magisterską, znam jednego doktora który był trójkowym studentem, ale napisał bardzo dobrą pracę magisterską, co spowodowało że został na uczelni. Teraz ten doktor niedługo będzie bronił habilitację.
*


Tak jak pisalem wcześniej, jest to jedynie w postępowaniu rekrutacyjnym jedna z składowych. Punkty można uzyskać także za znajomość języków obcych, czy udział w organizacjach studenckich. Teraz trzeba pamiętać że jest duzo więcej osób chętnych do pisania doktoratu, i mam nadzieje że nie przerodzi się to w masową produkcję. Także im kto lepiej się uczył przez pięć lat i napisał dobrą pracę tym lepiej.
Co do wspomnianego doktora, nie można być specjalistą ze wszystkich dziedzin. Kto uwielbia, nowożytną Polskę, nie koniecznie musi być wielkim specjalistą z zakresu starożytnej Grecji. Ważne żeby ze swojej epoki był bardzo dobry. Ale to też nie zwalnia go z miarę dobrej znajomości innych epok, by jako pracownik naukowy, czasem nie ośmieszył się na prostym pytaniu.

Napisany przez: steyr 24/02/2010, 20:07

A ja mam pytanie, gdzie mogę się zwrócić o pomoc finansową w sprawie doktoratu...? Doktorat jest oczywiście z historii...

Jakie też powinienem mieć dokumenty, aby starać się o pomoc finansową ?

A pomoc, chodzi mi o częściowe dofinansowanie wyjazdu za granicę do archiwów...

Na mojej uczelni szans na pomoc finansową nie mam...

Napisany przez: Vapnatak 9/04/2010, 15:21

Idź do dziekanatu albo do dyrektora studiów doktoranckich. Proste.

vapnatak

Napisany przez: SKM18 19/04/2010, 11:10

QUOTE(Vapnatak @ 9/04/2010, 15:21)
Idź do dziekanatu albo do dyrektora studiów doktoranckich. Proste.

vapnatak
*



Vapnatak....
umiesz czytać???, przecież pisał Steyr, że nie ma szans na otrzymanie pomocy finansowej z uczelni

Napisany przez: mobydick1z 27/10/2011, 21:05

Całe pytanie brzmi, czy w ogóle warto robić doktorat z historii? Jakie są po tym perspektywy? Ja zrezygnowałem, chociaż strasznie mnie do tego ciągnęło. Niestety/stety wygrał pragmatyzm.

Napisany przez: Cat 25/09/2012, 22:51

Miałem robić dr z historii i po przemyśleniach lepiej wybrać kolejne studia I stopnia a potem II stopnia niż doktorat z historii, on ma więcej wad niż zalet...

I tu niestety jest tragedia... w innych krajach miałby więcej zalet... ale w Polsce doktorat z historii to samobójstwo jak się nie dostaniesz na uczelnię i nie masz znajomości...

W szkołach osoba z doktoratem z historii od razu jego CV jest niszczone w rekrutacji...

Napisany przez: emigrant 25/09/2012, 22:55

QUOTE(mobydick1z @ 27/10/2011, 21:05)
Niestety/stety wygrał pragmatyzm.
A na czym on w tym wypadku polegał?
QUOTE(Cat)
W szkołach osoba z doktoratem z historii od razu jego CV jest niszczone w rekrutacji...
A dlaczego tak jest?


Napisany przez: Cat 26/09/2012, 10:24

QUOTE
A dlaczego tak jest?


Jeżeli szkoła nie walczy o renomę (a tak przeważnie jest - w szkołach publicznych), osoba z doktoratem to niebezpieczne zagrożenie dla dyrektora szkoły. Łatwiej takiej osobie wygrać konkurs później na te stanowisko - dyrektora. Więc dyrektor nie zatrudni - na wszelki wypadek...aby sam później pracy nie stracił

Inna sprawa osoba z doktoratem to szkoła musi mu więcej zapłacić pensji - gdyż nawet jak nie ma doświadczenia, to jest jego pierwsza praca w szkole to musi zarabiać jak nauczyciel dyplomowany, a nie jak stażysta. Dla szkół to są kolejne oszczędności... Więc wybiorą stażystę niż osobę z doktoratem...

Napisany przez: gryfita23 30/09/2012, 19:07

Niestety co powiedział CAT jest dużo prawdy...

Warto robić doktorat z historii ale na "Zachodzie"
w Polsce to się nie opłaca w dużym stopniu... na pomoc poza rodziną to nie można tak na prawdę co liczyć...
Są oczywiście stypendia ale nie każdy może je dostać... i kwota jest śmieszna w porównaniu z tym co dostają doktoranci na politechnikach

Napisany przez: Aquarius 30/09/2012, 21:51

QUOTE(Cat @ 26/09/2012, 10:24)
osoba z doktoratem [...] musi zarabiać jak nauczyciel dyplomowany,
*



A skąd ten wniosek?

Karta Nauczyciela:

"3. Nauczyciele akademiccy legitymujący się co najmniej trzyletnim okresem pracy w szkole wyższej lub osoby posiadające co najmniej pięcioletni okres pracy i znaczący dorobek zawodowy uzyskują z dniem nawiązania stosunku pracy w szkole stopień nauczyciela kontraktowego, z zastrzeżeniem ust. 4.

4. Nauczyciele akademiccy, posiadający stopień naukowy oraz legitymujący się co najmniej 3-letnim okresem pracy w szkole wyższej, z dniem nawiązania stosunku pracy w zakładzie kształcenia nauczycieli lub kolegium pracowników służb społecznych uzyskują stopień nauczyciela mianowanego."


Kontraktowy dostaje pensję kontraktowego, mianowany - mianowanego. Choćby miał tytuł profesorski.

QUOTE
Łatwiej takiej osobie wygrać konkurs później na te stanowisko - dyrektora.


A niby czemu łatwiej?
Żeby startować musi mieć ukończony kurs "zarządzanie oświatą", bez niego nawet profesorowi nie dadzą stołka. Nie każdy doktor nadaje się na dyrektora, nie każdy chce zostać dyrektorem.
A choćby był najlepszym kandydatem, dyrektorem zostaje ten, którego popiera organ prowadzący - gmina.

Napisany przez: mobydick1z 30/09/2012, 23:27

QUOTE(emigrant @ 25/09/2012, 22:55)
A na czym on w tym wypadku polegał?

Zająłem się pracą zawodową i dałem sobie ze studiami doktoranckimi, które w obecnej sytuacji na rynku pracy niczego nie dają.

Napisany przez: master86 3/10/2012, 20:21

Jeszcze w trakcie studiów licencjackich z historii słyszałem kilka głosów w rodzinie, żebym zainteresował się doktoratem z historii. Z czasem jednak, czytając dyskusje na tym i innych forach doszedłem do wniosku, że nie warto. Strata czasu. Natrafiłem kiedyś na artykuł w internecie o szansach pracy po doktoracie. Pomijając kwestie uniwersytetów, to był przytoczony przypadek absolwentki studiów doktoranckich, która nie została przyjęta do pracy (zwykłej, biurowej), bo potencjalny szef nie chciał zatrudniać kogoś z wyższym wykształceniem niż miał on sam.
Inna sprawa, że kilka dni temu słyszałem, że na uniwerku Wrocławiu, jak doktorat kończy ok. 20 osób, to pracę, w której ten doktorat się liczy znajdują 1-2 osoby...

Napisany przez: mobydick1z 3/10/2012, 22:36

QUOTE(master86 @ 3/10/2012, 20:21)
Inna sprawa, że kilka dni temu słyszałem, że na uniwerku Wrocławiu, jak doktorat kończy ok. 20 osób, to pracę, w której ten doktorat się liczy znajdują 1-2 osoby...
*


I taka tendencja będzie przeważała, ponieważ spada liczba studentów historii, a co za tym idzie nie starcza już godzin dla doktorantów czy młodych doktorów.

Napisany przez: grzes96 29/04/2014, 20:50

Witam pięknie wszystkich smile.gifŻeby się do czegos zabrać, trzeba to przeanalizować dokładnie. Mam takie pytanko. Za rok piszę maturę, bardzo interesuję się historią i jest to rzecz, która sprawia mi ogromną przyjemność. Nie mam innej możliwości, bo ścisłe, języki itd. nie potrafię, i wiele innych kierunków humanistycznych odpada (socjo/filolozof/politol/ - z wiadomych względów, gdzie pracę po tym, prawo odpada nie kręci mnie taka praca, a dwa nie mam predyspozycji, administracja też odpada wiadomo jak to w urzędach, dziennikarstwo również) zostaje jedynie jakeis sensowne - bezpieczenstwo wewnetrzne (tutaj kierowałbym się rozsądkiem, jestem sprawny fizycznie bo gram już X lat w piłkę itd.) ale też do mundurówek ciężko się dostać, wiadomo układy... No i ostatnia sprawa, najpiękniejsza... Zawsze lubiłem historię, a od początku mojego liceum zakochałem się na zabój:) I takie pytanie... Wiem, ze historia to bardzo NIEPRZYSZŁOŚCIOWY KIERUNEK, gdzie nie ma pracy, a po coś chodzi się te 5 lat, żeby coś mieć, tak? Jakąś pracę tak? Praca w szkole mnie nie interesuje całkowicie, archiwalna też nie (poza tym czytałem multum wypowiedzi, pieniądze, szkoda gadać smile.gif ) ... Jakieś muzeum, no lubię opowiadać, ale z tą działką też pewnie ciężko... i takie pytanko, jeśli już miałbym brać się za tą historię, to właśnie pasowałby zrobić tego doktora, bo już na uczelni prędzej pracę znaleźć, i teraz kilka pytań :


1) Sądzę, że nie jestem wybitną osobowością, a taką są ludzie z doktoratami, zapewne ogromne umysły. Wydaje mi się, że tak; pamięć mam niezbyt dobrą (albo mi się tak wydaje?, może przesadzam?) ale chyba nie mam jakąś dobrą.

2) Nie potrafię pisać jakiś artykułów, a w pracach naukowych, takowe trzeba pisać, idzie w stanie się to nauczyć?

3) Po prostu kocham historię... Uwielbiam czytać jak to dawniej było, przenosić się w tamte dzieje... Nie ukrywam ogromny wpływ na mnie ma mój nauczyciel, który prowadzi coś w rodzaju wykładu, opowiada ZNAKOMICIE od 1 do 45 minuty lekcji... Mam bardzo dużo historii bo jestem na rozszerzeniu. I powiem krótko: te lekcje są za krótkie... Świetnie mi czas na nich leci i coraz bardziej to chłonę... Serce tak mówi, ale rozsądek podpowiada inaczej... Boję się żeby te 5 lat nie było tak, że nie znajdę pracy chociażby po magisterce... a daj Bóg, chciałbym ten doktorat, to juz byłoby coś, nawet satysfakcja własna, tyle że tak jak pisałem, nie jestem typem WYBITNEGO UCZNIA, nigdy taki nie byłem... Jak sądzicie, co sądzicie o tym? Czy każdy taki człowiek był jakimś orłem w szkole? Bo ja ogólnie to dużo uprawiam sportów, a historie fakt dużo czytam, ale nie że całymi dniami... Więc nie jestem jakimś kujonem siedzącym w okularach całymi dnami nad książkami, więc nie wiem:(

Napisany przez: elchullogrande 29/04/2014, 21:13

QUOTE(Cat @ 25/09/2012, 22:51)


I tu niestety jest tragedia... w innych krajach miałby więcej zalet... ale w Polsce doktorat z historii to samobójstwo jak się nie dostaniesz na uczelnię i nie masz znajomości...

W szkołach osoba z doktoratem z historii od razu jego CV jest niszczone  w rekrutacji...
*



To oczywiście nieprawda. Nie jest takie podanie niszczone, nic to nie przeszkadza - nauczyciel zatrudniony miałby być zagrożeniem dla pozycji dyrektora? Że go wygryzie? Bzdura. Robię doktorat, idę do szkoły pracować i nagle od razu chcą ze mnie dyrektora zrobić? Raczej nie. Już większym zagrożeniem dla dyrektora byłby nauczyciel, który ma kilkanaście lat stażu i dodatkowo robi doktorat - taki mógłby starać się zabrać mu stołek. Początkujący nauczyciel ze stopniem doktora - nie.

Rację ma Aquarius - to, że jestem doktorem nie sprawia, że jestem od razu nauczycielem wyższym stażem. Doktorat skraca jedynie o rok czas awansu, ale nie jestem pewien, czy na nauczyciela mianowanego, czy na dyplomowanego.

QUOTE
nie jestem typem WYBITNEGO UCZNIA, nigdy taki nie byłem...

W szkole rzadko miałem średnią powyżej 4, na studiach rzadko niższą, niż 4.8. Nie ma znaczenia na studiach, jakim było się uczniem. Fizyki nie będzie, chemii nie będzie, matematyki nie będzie... wink.gif

QUOTE
2) Nie potrafię pisać jakiś artykułów, a w pracach naukowych, takowe trzeba pisać, idzie w stanie się to nauczyć?


No to po to idziesz na studia i masz tam zajęcia z metodologii i różne taki, żeby się nauczyć pisać.

Nie wiem, czy tak łatwiej znaleźć pracę na uczelni po doktoracie (to będę mógł powiedzieć, jak już zrobię wink.gif ), ale znam przypadki dyrektorów banków, którzy są z wykształcenia magistrami historii. Przecież po historii nie trzeba zajmować się historią. Te studia uczą - przynajmniej w teorii - kojarzenia faktów, wyciągania wniosków, przewidywania zdarzeń. A takie umiejętności są bardzo przydatne.

Napisany przez: Aquarius 29/04/2014, 21:27

QUOTE(elchullogrande @ 29/04/2014, 21:13)
nie jestem pewien, czy na nauczyciela mianowanego, czy na dyplomowanego.
*



Łatwo sprawdzić.
Karta nauczyciela, jeszcze obowiązuje:
Art. 9
3. Nauczyciele akademiccy legitymujący się co najmniej trzyletnim okresem pracy w szkole wyższej lub osoby posiadające co najmniej pięcioletni okres pracy i znaczący dorobek zawodowy uzyskują z dniem nawiązania stosunku pracy w szkole stopień nauczyciela kontraktowego, z zastrzeżeniem ust. 4.
4. Nauczyciele akademiccy, posiadający stopień naukowy oraz legitymujący się co najmniej 3-letnim okresem pracy w szkole wyższej, z dniem nawiązania stosunku pracy w zakładzie kształcenia nauczycieli lub kolegium pracowników służb społecznych uzyskują stopień nauczyciela mianowanego.

2. Nauczyciel kontraktowy lub nauczyciel mianowany posiadający co najmniej stopień naukowy doktora może ubiegać się o uzyskanie kolejnego stopnia awansu zawodowego po odbyciu stażu trwającego rok i 9 miesięcy. Dyrektor szkoły może nauczycielowi kontraktowemu, który uzyskał awans w sposób określony w art. 9a ust. 3 i ubiega się o uzyskanie stopnia nauczyciela mianowanego, skrócić staż do roku i 9 miesięcy.

Napisany przez: kalki 29/04/2014, 21:32

QUOTE(grzes96 @ 29/04/2014, 21:50)
1) Sądzę, że nie jestem wybitną osobowością, a taką są ludzie z doktoratami, zapewne ogromne umysły. Wydaje mi się, że tak; pamięć mam niezbyt dobrą (albo mi się tak wydaje?, może przesadzam?) ale chyba nie mam jakąś dobrą.
*


Wcale nie jest prawdą, że doktorantami i doktorami są wyłącznie wybitne jednostki. Bardzo często zdarzają się osoby przeciętne, które wybiły się dzięki zapotrzebowaniom kadrowym lub pomocy promotora. Znam jeden taki przypadek na UAM.

QUOTE(grzes96 @ 29/04/2014, 21:50)
2) Nie potrafię pisać jakiś artykułów, a w pracach naukowych, takowe trzeba pisać, idzie w stanie się to nauczyć?
*


Bez obaw, sam jestem na IV roku historii i ostatnio otrzymałem recenzje wydawniczą swojego tekstu (czasopisma z listy MNiSW), w której recenzent stwierdził, że sądząc po metodzie widać, że autor jest osobą młodą i dopiero wprawiającą się w rzemiosło, więc cały czas trenować swoje pióro. Po to są eseje na maturze z historii, a później prace semestralne na studiach historycznych. Jednak warto samemu tworzyć teksty, wiadomo będą początkowo nieudolne i pełne błędów, ale z czasem zaczniesz tworzyć teksty ciekawe i wnoszące coś nowego do stanu badań. Jednak najważniejsza w tej zabawie jest znajomość warsztatu i stanu badań zagadnienia, które chcesz poruszyć. Dlatego już w tym wieku, czyli maturalnym powinieneś czytać sporo prac historycznych, zwłaszcza już tych klasycznych, aby na późniejszym etapie ograniczać się do najnowszych osiągnięć historiograficznych.

QUOTE(grzes96 @ 29/04/2014, 21:50)
 
Jak sądzicie, co sądzicie o tym? Czy każdy taki człowiek był jakimś orłem w szkole? Bo ja ogólnie to dużo uprawiam sportów, a historie fakt dużo czytam, ale nie że całymi dniami... Więc nie jestem jakimś kujonem siedzącym w okularach całymi dnami nad książkami, więc nie wiem:(
*


Oczywiście, że nie. Jednak większość osób, które są bardziej ambitnej można od razu wyłapać w tłumie, chociażby studentów. Taka osoba pracuje w trakcie swojej przygody studenckiej, często korzysta z bibliotek i działa naukowo (konferencje i referaty).
Obecnie procedura przyjęcia na "doktorat", czyli studia III-go stopnia są bardzo sformalizowane i precyzyjnie określone. Artykuły, najlepiej recenzowane, inna aktywność naukowa (koła naukowe, stypendia, konferencje), średnia ocen ze studiów, ocena projektu rozprawy doktorskiej i rozmowa kwalifikacyjna. Równie ważna jest opinia potencjalnego promotora, czyli warto już w trakcie studiów pokazywać swój potencjał naukowy, aby nie zostać przypadkiem przeoczonym. Licencjat musi być rzetelnie napisany, bo obecnie jest to najczęściej nieudolna kompilacja literatury (widać to już po tematach prac) i tak samo praca magisterka.
Bez znajomości języka obcego, najlepiej jednego z kongresowych, w stopniu pozwalającym na samodzielną lekturę tekstów, nie masz raczej czego szukać na studiach doktoranckich.

Napisany przez: Crassus 29/04/2014, 21:40

QUOTE
i takie pytanko, jeśli już miałbym brać się za tą historię, to właśnie pasowałby zrobić tego doktora, bo już na uczelni prędzej pracę znaleźć


Niestety to nie do końca tak jest. Rzeczywiście żeby być na uczelni trzeba zrobić doktorat, ale to że się ma doktorat nie oznacza że się dostanie robotę. Właściwie obecnie to rzadkość. Profesorowie biorą na doktorat na potęgę, a etatów nie ma. Mam paru znajomych na doktoratach i paru którzy się obronili i klepią biedę, nikt na uczelni nie pracuje. Właściwie to w mojej alma mater, nikt się do pracy nie dostał z doktorantów którzy przez ten czas się przewinęli (a skończyłem historię 5 lat temu). Trzech znajomych doktorantów natomiast prosiło mnie o zatrudnienie.

QUOTE
zes96 @ 29/04/2014, 21:50)
1) Sądzę, że nie jestem wybitną osobowością, a taką są ludzie z doktoratami, zapewne ogromne umysły. Wydaje mi się, że tak; pamięć mam niezbyt dobrą (albo mi się tak wydaje?, może przesadzam?) ale chyba nie mam jakąś dobrą.
*


Wcale nie jest prawdą, że doktorantami i doktorami są wyłącznie wybitne jednostki. Bardzo często zdarzają się osoby przeciętne, które wybiły się dzięki zapotrzebowaniom kadrowym lub pomocy promotora. Znam jeden taki przypadek na UAM.


Ja znam kilka na UAMie też smile.gif. Znam też kilku profesorów którzy biorą na doktorat jak leci. Liczy się ilość a nie jakość.

Napisany przez: kalki 30/04/2014, 8:12

QUOTE(Crassus @ 29/04/2014, 22:40)
Ja znam kilka na UAMie też smile.gif. Znam też kilku profesorów którzy biorą na doktorat jak leci. Liczy się ilość a nie jakość.
*


No tak, to nic specjalnego u nas. Z tego co mi wiadomo (ale do końca pewien nie jestem, bo słyszałem z drugiej ręki), trzeba mieć wypromowanego doktora, aby otrzymać profesurę belwederską, więc to może być jedna z przyczyn takiego trendu. Druga sprawa, że poziom studiów i przygotowanie studentów są na bardzo niskim poziomie, więc musi się to też przekładać na kadrę studentów III-go stopnia.

Napisany przez: keraunos 6/05/2014, 8:47

QUOTE(Crassus @ 29/04/2014, 22:40)
Ja znam kilka na UAMie też smile.gif. Znam też kilku profesorów którzy biorą na doktorat jak leci. Liczy się ilość a nie jakość.



Bo przecież doktorantów nie bierze się po to, żeby mieli po doktoracie prace, ale aby samemu można było zostać profem belwederskim, a do tego trzeba wypromować co najmniej 3 doktorantów (to minimum zapisane w nowej ustawie), biorąc pod uwagę, że czasem ktoś zacznie a nie zrobi, lepiej mieć ich więcej.
To nie znaczy, że się nie pomoże własnemu doktorantowi jak jest okazja, tylko, że znalezienie pracy dla nich nie jest celem ich brania na doktorat smile.gif

Napisany przez: elchullogrande 6/05/2014, 9:33

QUOTE(kalki @ 30/04/2014, 8:12)
QUOTE(Crassus @ 29/04/2014, 22:40)
Ja znam kilka na UAMie też smile.gif. Znam też kilku profesorów którzy biorą na doktorat jak leci. Liczy się ilość a nie jakość.
*


No tak, to nic specjalnego u nas. Z tego co mi wiadomo (ale do końca pewien nie jestem, bo słyszałem z drugiej ręki), trzeba mieć wypromowanego doktora, aby otrzymać profesurę belwederską, więc to może być jedna z przyczyn takiego trendu. Druga sprawa, że poziom studiów i przygotowanie studentów są na bardzo niskim poziomie, więc musi się to też przekładać na kadrę studentów III-go stopnia.
*



Wiesz, tam u was jest teraz też taki problem, że np. robi doktorat na UAM-ie kilku moich kolegów, niektórzy z nich są zwykłymi ludźmi (choć uzdolnieni i z zapałem do pracy), a są też tacy, których ojcowie są pracownikami naukowymi Collegium Historicum. Jednego z nich dziadek nawet był tam profesorem. I teraz pytanie - komu jest łatwiej i kto ciągle otrzymuje propozycje pisania artykułów do najbardziej prestiżowych czasopism? (A i zdarza się, że do taty dzwoni telefon, że misiek kiepsko napisał, a tato na to, że szybciutko mu poprawi pracę, będzie dobrze i wyśle do redakcji.)

Napisany przez: keraunos 6/05/2014, 9:48

QUOTE(elchullogrande @ 6/05/2014, 10:33)
Wiesz, tam u was jest teraz też taki problem, że np. robi doktorat na UAM-ie kilku moich kolegów, niektórzy z nich są zwykłymi ludźmi (choć uzdolnieni i z zapałem do pracy), a są też tacy, których ojcowie są pracownikami naukowymi Collegium Historicum. Jednego z nich dziadek nawet był tam profesorem. I teraz pytanie - komu jest łatwiej i kto ciągle otrzymuje propozycje pisania artykułów do najbardziej prestiżowych czasopism? (A i zdarza się, że do taty dzwoni telefon, że misiek kiepsko napisał, a tato na to, że szybciutko mu poprawi pracę, będzie dobrze i wyśle do redakcji.)



Zajmuję się zawodowo innymi naukami, ale ogólnie we wszystkich zasada jest prosta - jak ktoś ma koligacje rodzinne to mu jest prościej, jak ze wszystkim, i nie krytykuję tego, takie jest życie, sam nigdy ich nie miałem i swoje tytuły porobiłem jak na moją uczelnię jako jeden z najmłodszych więc da się.

A nie mając koligacji rodzinnych trzeba mieć promotora któremu zależy, wtedy on pomaga w pisaniu artów, otwieraniu, sam wyszukuje pisma itp.
A zależy mu jak ten doktorat jest mu do czegoś potrzebny - np. potrzebuje obronionego doka do przedłużenia swej profesury uczelnianej na czas nieokreślony. U mnie na wydziale np. aby dostać przedłużenie profa na czas nieokreślony musisz mieć jednego doka obronionego i jednego otwartego, nie masz po 5 latach wracasz do adiunkta. Jak ktoś wrócić nie chce pomaga doktorantowi jak może.

Napisany przez: elchullogrande 6/05/2014, 9:58

Jasne. Problem rodzi się wtedy, kiedy syn twojego promotora też robi doktorat z tego samego działu, co ty. wink.gif

Napisany przez: keraunos 6/05/2014, 10:02

QUOTE(elchullogrande @ 6/05/2014, 10:58)
Jasne. Problem rodzi się wtedy, kiedy syn twojego promotora też robi doktorat z tego samego działu, co ty. wink.gif
*



To jest problem i takich osób lepiej nie wybierać na promotora mając możliwość smile.gif Live is brutal.

A to co pisałem znam z dwóch stron kiedyś jako doktorant, teraz jako promotor. Osobiście wyszukuję czasopisma do pisania dla moich doktorantów, załatwiam im recenzentów (nie że od razu pozytywy wink.gif ale żeby komuś się chciało to napisać), wyszukuję darmowe konferencje jak są itp. Dlatego, że jest mi to potrzebne, jak kiedyś było to niezbędnie potrzebne mojemu promotorowi trochę lat temu smile.gif

Napisany przez: elchullogrande 6/05/2014, 10:20

QUOTE(keraunos @ 6/05/2014, 10:02)
QUOTE(elchullogrande @ 6/05/2014, 10:58)
Jasne. Problem rodzi się wtedy, kiedy syn twojego promotora też robi doktorat z tego samego działu, co ty. wink.gif
*



To jest problem i takich osób lepiej nie wybierać na promotora mając możliwość smile.gif Live is brutal.

A to co pisałem znam z dwóch stron kiedyś jako doktorant, teraz jako promotor. Osobiście wyszukuję czasopisma do pisania dla moich doktorantów, załatwiam im recenzentów (nie że od razu pozytywy wink.gif ale żeby komuś się chciało to napisać), wyszukuję darmowe konferencje jak są itp. Dlatego, że jest mi to potrzebne, jak kiedyś było to niezbędnie potrzebne mojemu promotorowi trochę lat temu smile.gif
*




A promujesz na historii, czy na jakimś innym kierunku?

Napisany przez: keraunos 6/05/2014, 10:32

QUOTE(elchullogrande @ 6/05/2014, 11:20)
A promujesz na historii, czy na jakimś innym kierunku?



Jak w którymś wyżej poście pisałem na zupełnie innym. Historia to moje zainteresowanie hobbystyczne, dlatego bywam na tym forum smile.gif


Ale specyfika funkcjonowania nauki jest z niewielkimi zmianami podobna na prawie każdym kierunku.
U mnie też obecnie zrobienie doktoratu nic nie gwarantuje, a już na pewno nie pracę na uczelni. Nie jest to nie możliwe, ale bardzo trudne bo tendencja jest raczej do zwalniania pracowników (jak ktoś haba w terminie nie zrobił, itp.) a w to miejsce nie przyjmowania nowych, że tak powiem gotując się na niż który nadchodzi. Przyjęcia ludzi po doktoracie są bardzo rzadkie. Dlatego u mnie robią doka głownie ludzie z wolnej stopy, pracujący poza uczelnią, którzy traktują to hobbystycznie, lub prestiżowo.

Natomiast gdybym miał komuś coś doradzać w zakresie szukania promotorów to moim zdaniem najlepiej pisać u kogoś w miarę młodego niedługo po habilitacji, któremu twój doktorat jest niezbędnie potrzebny dla jego kariery na uczelni.

Napisany przez: elchullogrande 6/05/2014, 11:25

QUOTE(keraunos @ 6/05/2014, 10:32)
QUOTE(elchullogrande @ 6/05/2014, 11:20)
A promujesz na historii, czy na jakimś innym kierunku?



Jak w którymś wyżej poście pisałem na zupełnie innym. Historia to moje zainteresowanie hobbystyczne, dlatego bywam na tym forum smile.gif


Ale specyfika funkcjonowania nauki jest z niewielkimi zmianami podobna na prawie każdym kierunku.
U mnie też obecnie zrobienie doktoratu nic nie gwarantuje, a już na pewno nie pracę na uczelni. Nie jest to nie możliwe, ale bardzo trudne bo tendencja jest raczej do zwalniania pracowników (jak ktoś haba w terminie nie zrobił, itp.) a w to miejsce nie przyjmowania nowych, że tak powiem gotując się na niż który nadchodzi. Przyjęcia ludzi po doktoracie są bardzo rzadkie. Dlatego u mnie robią doka głownie ludzie z wolnej stopy, pracujący poza uczelnią, którzy traktują to hobbystycznie, lub prestiżowo.

Natomiast gdybym miał komuś coś doradzać w zakresie szukania promotorów to moim zdaniem najlepiej pisać u kogoś w miarę młodego niedługo po habilitacji, któremu twój doktorat jest niezbędnie potrzebny dla jego kariery na uczelni.
*



Ten niż nie jest taki straszny - teraz jesteśmy w jego epicentrum, ale np. w pierwszych klasach podstawówki jest obecnie coraz więcej dzieci. W niektórych miastach dochodzi do tego, że np. w budynku gimnazjum są wolne sale, a w podstawówce się na dwie zmian robi, bo dużo ich jest.


Ja mam akurat takie szczęście, że doktorat zacznę z pewnością u młodego, świeżo po habilitacji. Chyba, że mnie zmuszą do pisania u byłego rektora...

Napisany przez: keraunos 6/05/2014, 11:31

QUOTE(elchullogrande @ 6/05/2014, 12:25)

Ten niż nie jest taki straszny - teraz jesteśmy w jego epicentrum, ale np. w pierwszych klasach podstawówki jest obecnie coraz więcej dzieci. W niektórych miastach dochodzi do tego, że np. w budynku gimnazjum są wolne sale, a w podstawówce się na dwie zmian robi, bo dużo ich jest.




Na pewno, natomiast na uczelni jest to przesunięte in on dopiero nadchodzi. Statystyki pokazują zmniejszenie z prawie 2 milionów studentów 2 lata temu do około 1,2 w 2020 lub 2022 - takie są oficjalne prognozy a pierwsze dwa lata zwłaszcza ten zeszły mocno poniżej prognoz z powodu pewnego zahamowania pędu wszystkich do studiów. Więc najbliższe 6-10 lat będzie dla uczelni ciężkie.

Choć ja i tak uważam, że na dobrych publicznych uczelniach obawy są przesadzone. Na moim wydziale nie widać żadnego zmniejszenia się liczby chętnych. Ale władze rektorskie przyjęły taka politykę i wszelkie zatrudnianie jest zawieszone, choć jak zawsze dla ludzi mocno krewnych bywają wyjątki wink.gif


Napisany przez: Aquarius 6/05/2014, 17:11

QUOTE(elchullogrande @ 6/05/2014, 11:25)
W niektórych miastach
*



A ile szkół pozamykano w tych miastach? W najbliższych okolicach? Czy te szkoły są zauczniane tymi z okolic, gdzie już nie ma szkoły?

Napisany przez: elchullogrande 6/05/2014, 21:11

QUOTE(Aquarius @ 6/05/2014, 17:11)
QUOTE(elchullogrande @ 6/05/2014, 11:25)
W niektórych miastach
*



A ile szkół pozamykano w tych miastach? W najbliższych okolicach? Czy te szkoły są zauczniane tymi z okolic, gdzie już nie ma szkoły?
*




Nie wiem. Mówię tu o sytuacji, która wynika z tego, że między 1984 a 2003 rokiem mieliśmy spadek liczby urodzeń żywych, a od 2004 do 2008 następował wzrost liczby tych urodzeń - obecnie dzieci urodzone w 2008 roku trafiają do szkół, stąd to wszystko. Dzieci z tej obniżki urodzeń są już w końcowych klasach podstawówek i gimnazjach, do szkół średnich trafia coraz mniej dzieci - i przez jakiś czas to potrwa - a w podstawówkach, w klasach nauczanie początkowego, grupy są coraz liczniejsze. I jeszcze jakiś czas to potrwa. Przynajmniej do momentu, kiedy kobiety z okresu ostatniego wyżu - '79-'88 - przestaną być w wieku najwyższej płodności. Ale to odbieganie od tematu.

Napisany przez: Biruta_89 13/06/2014, 12:39

Pewnie to co napiszę, ktoś odbierze jako typowy ból d*py. W sumie to jest jej ból. Od jakiegoś czasu zastanawiała mnie ta 'łapanka' urządzana na studentów. I to wcale nie tych lepszych. Na jakichkolwiek. Doktorzy habilitowani dostali swoistej psychozy w poszukiwaniu doktorantów. To dochodzi to już pewnego absurdu. Np. nowożytnik proponuje studentowi, który pisał pracę magisterską o historii polskiej piłki nożnej w latach 70. XX w. pozostanie na studiach doktoranckich. Ów przyszły doktorant w przeciągu semestru staje się specjalistą od Siczy Zaporoskiej. No absurd! A ilu jest studentów, którzy podczas tych pięciu lat (a i wcześniej) pogłębiali swoją wiedzę np. ze średniowiecza i są dobrzy w tym co robią, jednak nie mają szans na dostanie się na studia doktoranckie chociażby z wyżej wymienionego powodu?
Irytuje mnie fakt, lansowania, popierania miernot, którzy mają znajomości. Ot, takie moje plucie jadem w związku z zakończeniem studiów.

Napisany przez: Morpheuss 13/06/2014, 12:47

Dokładnie, typowy ból d*py. Śmiem wątpić, by doktor habilitowany, późniejszy profesor, chciał się otaczać miernotami. Ci ludzie, których rekrutuje, będą odwalać za niego większość roboty, nie sądzę, by miał brać "byle kogo".

Btw. Uważasz, że w pół roku, to mało aby ogarnąć jakiś temat?

Napisany przez: Biruta_89 13/06/2014, 13:54

QUOTE(Morpheuss @ 13/06/2014, 12:47)
Dokładnie, typowy ból d*py. Śmiem wątpić, by doktor habilitowany, późniejszy profesor, chciał się otaczać miernotami. Ci ludzie, których rekrutuje, będą odwalać za niego większość roboty, nie sądzę, by miał brać "byle kogo".

Btw. Uważasz, że w pół roku, to mało aby ogarnąć jakiś temat?
*



Ja mam zdecydowanie odmienne zdanie. Zwłaszcza, że żyjemy w czasach, w których tytuł magistra może mieć każdy. W związku z czym tytuł doktora też zacznie tracić swój...prestiż? Zważywszy na to, że przez dziwne regulacje, punkty itp. zarówno doktorzy habilitowani jak i przyszli doktoranci są w pewnym stopniu uzależnienie od punktacji, konferencji, publikacji. A wśród studentów zdarzają się osoby,istni ludzie renesansu prezentujący referaty o tematyce od średniowiecza, aż po współczesność. Nie twierdzę, że trzeba ograniczać się jedynie do małego wycinka historii, ale nie trzeba też robić się na specjalistę w każdej dziedzinie i epoce.
To co piszę jest wynikiem moich obserwacji, Bo naprawdę nie rozumiem, jak w przeciągu jednego semestru mogą zmienić się komuś zainteresowania - szczególnie po propozycji zostania na doktorat. Dla mnie to dziwne. I tak pół roku to według mnie mało, aby poznać literaturę, źródła, zacząć prowadzić własne badania.
Nie oszukujmy się też, że każdy z naukowców jest jednostką wybitną. Patrząc w przyszłość o ilu nowych doktorach się zapomni tuz po obronie? Ilu dostanie pracę na uniwersytecie? No niestety takie czasy i jako typowy Polak będę na nie narzekać smile.gif

Napisany przez: emigrant 13/06/2014, 14:48

QUOTE(Biruta_89 @ 13/06/2014, 12:39)
Pewnie to co napiszę, ktoś odbierze jako typowy ból d*py. W sumie to jest jej ból. Od jakiegoś czasu zastanawiała mnie ta 'łapanka' urządzana na studentów.
*


A skąd to się bierze według Was? Macie coś na poparcie takiego obrazu na uczelniach? Jakieś artykuły, opinie? Jeszcze niedawno pisano tu na forum, że nie opłaca się studiować historii, bo szanse na np. dostanie się na uczelniany etat dla przeciętnego czyli bez koneksji) studenta i są praktycznie żadne. A teraz: łapanki? Więc jak to w końcu jest?

Napisany przez: Biruta_89 13/06/2014, 14:52

Łapanka na zasadzie: będę twoim promotorem, potrzebuje cię bo takie są wymogi aby awansować, ty zrobisz doktorat, pracy ci nie obiecuje.

Wspomniałam, że to moje i znajomych obserwacje, które wyniosłam z uczelni.

Napisany przez: emigrant 13/06/2014, 14:57

QUOTE(Biruta_89 @ 13/06/2014, 14:52)
Łapanka na zasadzie: będę twoim promotorem, potrzebuje cię bo takie są wymogi aby awansować, ty zrobisz doktorat, pracy ci nie obiecuje.

Wspomniałam, że to moje i znajomych obserwacje, które wyniosłam z uczelni.
*


OK, żeby była jasność: nie twierdzę, że tak nie jest. Jednak jeśli to takie powszechne zjawisko, to może gdzieś o tym można przeczytać?

QUOTE(gryfita23 @ 16/06/2008, 16:00)
Witam, za rok skończę studia magisterskie na jednej uczelni, i planuje po ukończeniu tych studiów robić doktorat, więc mam takie pytania:
1) Na jakich uczelniach w Polsce można robić doktorat z historii ale zaocznie ( wiadomo, że bedę musiał za to płacić...) Szukałem w internecie i jak narazie znalazłem tylko 2 uczelnie gdzie mogę zaocznie robić doktorat...
*


Z ciekawości, jeśli można: czemu nie tam, gdzie studiujesz?

Napisany przez: kalki 13/06/2014, 19:41

QUOTE
Ja mam zdecydowanie odmienne zdanie. Zwłaszcza, że żyjemy w czasach, w których tytuł magistra może mieć każdy. W związku z czym tytuł doktora też zacznie tracić swój...prestiż?

Jedno z drugim nie ma żadnego związku. Wystarczy przypomnieć zasady rekrutacji na studia III-go stopnia, a na studia I-go lub II-go stopnia, aby zaobserwować, że tworzysz sztuczny problem, który nie przekłada się na realia.


QUOTE
A wśród studentów zdarzają się osoby,istni ludzie renesansu prezentujący referaty o tematyce od średniowiecza, aż po współczesność. Nie twierdzę, że trzeba ograniczać się jedynie do małego wycinka historii, ale nie trzeba też robić się na specjalistę w każdej dziedzinie i epoce.

Przez okres studiów historycznych masz zajęcia kursowe z jednej epoki, czy z całych dziejów Polski i powszechnych? Specjalizowanie zaczyna się dopiero przy okazji wybrania seminarium licencjackiego i magisterskiego. Stąd nie rozumiem krytyki, że ktoś zapoznany z problematyką ogólnodziejową przedstawia referaty na różne tematy. Ze zdobytego w trakcie oceniania wniosków o stypendia Rektora UAM na moim Wydziale doświadczenia wiem, że większość studentów wykazuje swoje osiągnięcia w bardzo wąskiej zakresie chronologicznym. Naprawdę ciężko dostrzec jakiegoś studenta badającego różne epoki.

QUOTE
Nie oszukujmy się też, że każdy z naukowców jest jednostką wybitną. Patrząc w przyszłość o ilu nowych doktorach się zapomni tuz po obronie? Ilu dostanie pracę na uniwersytecie? No niestety takie czasy i jako typowy Polak będę na nie narzekać smile.gif

Pracownicy nauki, jak studenci, są lepsi i gorsi. Wiele zależy od indywidualnych predyspozycji danego człowieka, ale krytykowanie go za to jest niedorzeczne. Doktoranci również prezentują różny poziom i od tego jest promotor i recenzenci (o ile powstanie doktorat), aby prace wybitnie słabe odrzucić. Aczkolwiek normą jest, że doktoratów dopuszczonych do obrony się nie oblewa.

QUOTE
Łapanka na zasadzie: będę twoim promotorem, potrzebuje cię bo takie są wymogi aby awansować, ty zrobisz doktorat, pracy ci nie obiecuje.

Wspomniałam, że to moje i znajomych obserwacje, które wyniosłam z uczelni.

Jak wspomniałem na początku - obecnie opinia potencjalnego promotora o kandydacie na studia doktoranckie jest jednym z kilku czynników składających się na ogólną liczbę punktów w procesie rekrutacyjnym. Ponadto, nie jest czynnikiem przesądzającym. Znacznie ważniejszy jest projekt rozprawy doktorskiej. Zob. sobie w tym celu np. http://wydzial.historyczny.amu.edu.pl/dla-doktoranta/wydziaowe-studium-doktoranckie/rekrutacja

Napisany przez: BIEDRONECZKA_1 17/11/2014, 13:48

Witam,
Pracę magisterską obroniłam 6 lat temu i praktycznie od tamtego czasu noszę się z zamiarem podjęcia studiów doktoranckich - namawiał mnie mój promotor. Sytuacja życiowa zmusiła mnie do odłożenia tych planów. Teraz chciałabym wrócić do tematu i mam do Was kilka pytań - czy na każdej uczelni jest możliwość podjęcia studiów w systemie zaocznym i czy orientujecie się w kosztach (mniej więcej, chodzi mi o rząd wielkości, jak wtedy wygląda sprawa wyboru promotora? i czy jest opcja startu jako "wolny strzelec", czyli bez opinii promotora pracy mgr? Pytam, bo chciałabym się odciąć od swojego dry.gif
będę wdzięczna za jakiekolwiek podpowiedzi i wskazówki!!!

Napisany przez: elchullogrande 19/11/2014, 16:05

Jak najbardziej nie potrzebujesz opinii promotora pracy magisterskiej. Zresztą, ja przeskoczyłem z magisterki do doktoratu o jakieś 700 lat (choć przy tematyce zostałem w pewnym sensie podobnej), więc promotor magisterki nie mógłby nawet za bardzo, co powiedzieć. Chyba, że o tym, jak się mu ze mną pracowało.
W każdym razie - podczas rozmowy kwalifikacyjnej ważne są zaświadczenia z konferencji, artykuły itp., ale najważniejsza jest pisemna opinia naukowca, który ma być promotorem rozprawy doktorskiej.
Co do wyboru promotora: wypada przed złożeniem aplikacji na studia skontaktować się z osobą, u której chce się pisać, ustalić mniej więcej przedmiot badań itp.
Nie wszędzie można robić to zaocznie, a jeśli można, to chyba dość drogo - tak znajoma miała. Ale - ja np, mam zajęcia tylko we wtorki. Czy opłacałoby mi się więc siedzieć na zaocznych? Zwłaszcza, że zawsze możesz też wziąć IOS i nawet w te wtorki nie musisz przychodzić.

Aha, oczywistą nieprawdą jest to, co napisano na końcu posta 77. Na rozmowie kwalifikacyjnej możesz nawet nie mieć ze sobą żadnego projektu. A już na pewno nie w formie fizycznej, możesz mieć go w głowie rozplanowanego i tak przedstawić, choć oczywiście milej patrzą na coś, co jest na maksa przygotowane. I najważniejsza jest jednak opinia promotora, nawet jeśli stanowi ona jedynie o części możliwych do zdobycia punktów. Po prostu komisje dochodzą do wniosku, że jeśli promotor Ciebie chce, to już jesteś jego problemem, niech on się martwi tobą i tym, czy coś napiszesz. Jeśli więc promotor ciebie chce, to po sprawie.

Napisany przez: usunięte 231218 19/11/2014, 18:51

Vitam

Nie wszędzie można robić to zaocznie, a jeśli można, to chyba dość drogo - tak znajoma miała. Ale - ja np, mam zajęcia tylko we wtorki. (Elchullogrande)

Jest jeszcze jedna sprawa - nie wiem, jak jest na innych uczelniach, ale na Polibudzie doktoranci od II roku muszą przeprowadzić w ciągu roku 60 h zajęć. Oprócz tego, że sami na zajęcia dla doktorantów uczęszczają.

Napisany przez: elchullogrande 20/11/2014, 21:16

QUOTE(Qbk @ 19/11/2014, 18:51)
Vitam

Nie wszędzie można robić to zaocznie, a jeśli można, to chyba dość drogo - tak znajoma miała. Ale - ja np, mam zajęcia tylko we wtorki. (Elchullogrande)

Jest jeszcze jedna sprawa - nie wiem, jak jest na innych uczelniach, ale na Polibudzie doktoranci od II roku muszą przeprowadzić w ciągu roku 60 h zajęć. Oprócz tego, że sami na zajęcia dla doktorantów uczęszczają.
*



Normą jest odpracowanie w każdym semestrze 30h praktyk, z czego 10 ma być przeprowadzone "przy tablicy". Pozostałe to jakieś noszenie teczki za profesorem, zamiatanie korytarza, udział w radach itp.

Napisany przez: usunięte 231218 20/11/2014, 22:06

Vitam

Normą jest (Elchullogrande)

No właśnie niespecjalnie normą. Jak sam byłem w tej sytuacji pod koniec ubiegłego tysiąclecia, to miałem do zrobienia 2x30h zajęć na dziennych, kropka. Teraz widzę, że doktorantom wrzucają 2x30 na zaocznych + trzecie albo i piąte tyle odpłatnie. Więc nie tylko jest różnie na różnych uczelniach, ale i w rożnych okresach różnie w ramach jednej uczelni.

Napisany przez: elchullogrande 21/11/2014, 11:53

QUOTE(Qbk @ 20/11/2014, 22:06)
Vitam

Normą jest (Elchullogrande)

No właśnie niespecjalnie normą. Jak sam byłem w tej sytuacji pod koniec ubiegłego tysiąclecia, to miałem do zrobienia 2x30h zajęć na dziennych, kropka. Teraz widzę, że doktorantom wrzucają 2x30 na zaocznych + trzecie albo i piąte tyle odpłatnie. Więc nie tylko jest różnie na różnych uczelniach, ale i w rożnych okresach różnie w ramach jednej uczelni.
*



To oczywiste, że w różnym czasie różnie jest.
Koledzy komuniści nazywają ten system, w którym doktoranci pracują za darmo w ramach praktyk prekariatem. wink.gif
Jest też tak, że czasami niemożliwe jest odbycie tych 10h "przy tablicy". I wtedy się kombinuje.


© Historycy.org - historia to nasza pasja (http://www.historycy.org)