Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
 
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

> Maj 1945 na Zaolziu
     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 24/01/2013, 12:02 Quote Post

W najnowszym numerze „Nowych Siemianowic” zamieściłem artykuł (tradycyjnie: str. 6) o tym, co zdarzyło się na Zaolziu w maju – lipcu 1945 roku:

http://www.nowe.siemianowice.pl/archiwum/2013_01_23.pdf

Maj 1945 na Zaolziu

Niewiele osób zapewne wie, że na początku maja 1945 roku Polakom udało się czasowo przechwycić kontrolę nad Zaolziem.


Wojska sowieckie na Zaolzie, czyli tę część Śląska Cieszyńskiego, która znalazła się w granicach Czech, wkroczyły dopiero w dniach 2 i 3 maja 1945 roku. Krzysztof Nowak na łamach wydawanego przez Polski Związek Kulturalno – Oświatowy w Republice Czeskiej miesięcznika „Zwrot”, w numerze z maja 1995 roku, tak opisał wydarzenia, jakie rozegrały się 3 maja 1945 roku:

Zaalarmowana ludność obecnego Czeskiego Cieszyna przystąpiła do samodzielnego tworzenia zalążków polskiej władzy. W hotelu „Polonia” zebrało się około 400 uzbrojonych milicjantów oraz przedstawicieli ludności, zamierzających utworzyć polską radę miejską. Większość członków milicji stanowili Zaolziacy. Powszechnie oczekiwano nadejścia wojsk polskich. Od Mostów k. Jabłonkowa po Bogumin zaczęły tworzyć się miejscowe rady narodowe i oddziały milicji, wykorzystując ocalałe magazyny z bronią. Ale jeszcze tego samego dnia do „Polonii” przybył kpt. Bajan w towarzystwie niejakiego dr Volnego, który według relacji świadków miał na sobie mundur wysokiego oficera sowieckiego. Volny miał rzekomo pełnomocnictwo od Stalina, stwierdzające, że Zaolzie będzie należeć do Czechosłowacji. Rosjanie rozbroili milicję [...]
Podobny jak w Czeskim Cieszynie przebieg, miały także wypadki pierwszych dni maja w innych miejscowościach Zaolzia. W wielu z nich /np. w Nydku, w Bystrzycy, Ligotce Kameralnej, Łąkach/ wywieszono tylko polskie flagi i powstały miejscowe rady narodowe złożone z samych Polaków. Były także gminy, w których nakazywano wywieszanie wyłącznie polskich flag. Do dwóch tygodni wszystko jednak zostało zlikwidowane. Słabość organizacji czeskich struktur była przyczyną, iż w pierwszych dniach po wkroczeniu Rosjan nie doszło do większych, poza Orłową, wystąpień, przypominających akcję Polaków.


Dodajmy, że w masywach Beskidu Śląskiego i Beskidu Śląsko – Morawskiego działały w tym czasie liczne oddziały Armii Krajowej, które w momencie odwrotu Niemców zdołały uchwycić podgórskie miejscowości. Tak było z działającym na południowych stokach Czantorii zgrupowaniem Jana Madzi, które wkroczyło do Nydka, tak było ze zgrupowaniem „Iskra – Brylaty”, które miejscowość Rzeka i otaczające ją góry uczyniło na długo wcześniej centrum swoistej republiki partyzanckiej.
Ciekawie wydarzenia potoczyły się w rejonie Koszarzysk. Przytoczę w tym miejscu fragmenty dwóch notatek ze zbiorów Józefa Mazurka, traktujące o rozbrojeniu żołnierzy węgierskich w Beskidzie Śląsko – Morawskim w dniach 2 – 3 maja 1945 (mniemam, że notatki te to pochodna rozmów z dwoma partyzantami zgrupowania „Nad Olzą” – Janem Proboszem i Janem Heczką). Oto w notatce dotyczącej Jana Probosza możemy przeczytać między innymi:

W ostatniej fazie wojny partyzanckiej rozbroiła nasza grupa dnia 2 i 3 Maja 1945 r. kilka eskadronów madziarskich husarów w dolinie Morawki. Nasz Probosz Jan pomagał przy rozbrajaniu i wzięto do niewoli kilka set husarów z końmi, 10 dział średniego kalibru z wielką ilością nabojów do tych dział oraz kilkanaście wozów trenu wojskowego.
Nasi chłopcy prowadzą jeńców od chaty na Babim Wierzchu między Kiczerą i Kamienitym do doliny Kopytnej i dalej, przez Koszarzyska do Bystrzycy n/Olzą i potem przez Nydek z doliny Głuchowej do Strzelmy i przez Beskidek do Wisły.


Z kolei w notatce dotyczącej Jana Heczki czytamy:

W ostatnim dniu okupacji zatriumfował oręż naszych Partyzantów, którzy wzieni do niewoli około 1000 Husarów madziarskich w pełnym uzbrojeniu z pięknymi końmi. Złapali ich pod Kiczerą w dolinie Kopytnej w Koszarzyskach i prowadzą ich do Bystrzycy n/Olzą i dalej przez Nydek – Strzelmę – Beskidek do Wisły.

Tymczasem zacytuję fragment artykułu Stanisława Zahradnika, który opublikowany został na łamach miesięcznika „Zwrot” z roku 1990. Otóż wydarzenia na Zaolziu w maju 1945 roku opisuje on następująco:

Bardzo aktywnie poczynali tu sobie Polacy, których obecność na tym terenie była najbardziej widoczna. W szeregu miejscowości, jak na przykład Trzyniec, Łąki, Mosty k. Jabłonkowa, Nydek, Koszarzyska i inne, widziane były w zdecydowanej większości tylko chorągwie polskie. W całym szeregu tworzących się z inicjatyw przedstawicieli wojsk radzieckich miejscowych rad narodowych tworzyli Polacy większość. Było tak na przykład w Boguminie Nowym, Mostach k. Jabł., Wędryni, Łyżbicach, Łąkach, Lesznej Dolnej i innych. Również w niektórych radach zakładowych (huta trzyniecka, niektóre kopalnie w Karwińskiem) udało się początkowo uzyskać przewagę Polakom.
Sytuacja taka nie trwała jednak długo. Już bowiem po kilkunastu dniach (w niektórych miejscowościach po kilku tygodniach) stronie czeskiej po przybyciu na Zaolzie wojska czeskiego, członków bezpieczeństwa narodowego, milicji obywatelskiej i odpowiednich zarządzeń administracyjnych udało się zyskać decydujący wpływ na rozwój wypadków, zreorganizować miejscowe rady narodowe w ten sposób, że większość członków tworzyli Czesi.


Przytoczony powyżej Zahradnik cytuje w swym artykule relację Gustawa Pietrońca z Łyżbic, o którym to Oswald Guziur, były komendant Obwodu ZWZ Jabłonków, napisał, iż „był on zawsze komunistą, ale przy tym był zawsze Polakiem”. To właśnie Pietroniec stanął na czele zarządu gminy, w skład którego to weszły 24 osoby (w tym 20 Polaków i 4 Czechów). Zacytuję w tym miejscu końcowy fragment relacji Pietrońca:

Dopiero za miesiąc, to jest w czerwcu, wpadły na Zaolzie wojska czeskie a za nimi różni byli żandarmi, policjanci i urzędnicy z huty trzynieckiej. Wtedy już wiedzieliśmy, że Zaolzie będzie pod republiką czeską. Wojska czeskie idąc od Jabłonkowa po drodze wpadały do domów, na których były wywieszone polskie chorągwie i konfiskowały je, a obywateli masakrowali...

Guziur dodaje, że Czesi w późniejszym czasie podjęli próbę zamordowania Pietrońca, tyle że omyłkową zamordowali jego brata, który był do niego bardzo podobny...
Najdłużej utrzymali się Polacy w Karwinie. Ponownie odwołam się do tego, co napisał wspomniany przed momentem były komendant Obwodu Jabłonków ZWZ Oswald Guziur:

W Karwinie, po wyzwoleniu spod okupacji niemieckiej, w dniu 3 maja 1945 roku, utworzyły się w porozumieniu z komendą radziecką komisaryczne władze miejskie. Na ratuszu zawisła flaga polska. Porządku pilnowała 80-osobowa milicja z opaskami na ramieniu w tych samych barwach.
W dniu 5 lipca, a więc po przeszło dwu miesiącach, zajechało przed karwiński ratusz kilka czołgów. Ich zbliżanie się do Ostrawy zostało zasygnalizowane przez czujki milicji. Z pierwszego czołgu wysiadł oficer radziecki i czeski. Oznajmili oni, że decyzją Moskwy ten teren został przyznany Czechosłowacji i dotychczasowe władze muszą opuścić ratusz. Flaga z budynku została zdjęta. Tego samego dnia z Ostrawy przybyła ekipa urzędników, która objęła urzędowanie. W dniach następnych zostało aresztowanych 56 członków dotychczasowych władz.


 
User is offline  PMMini Profile Post #1

     
Piegziu
 

Tajny Agent Piegziu
**********
Grupa: Supermoderator
Postów: 9.320
Nr użytkownika: 48.576

M.A.P.
Stopień akademicki: dr
 
 
post 24/01/2013, 12:34 Quote Post

Z tego co pamiętam, sporo fajnych rzeczy dotyczących Zaolzia w maju 1945 znajduje się Polskim Biuletynie Informacyjnym z 2008 roku. Nie pamiętam jedynie który numer. smile.gif
 
User is offline  PMMini Profile Post #2

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 25/01/2013, 11:19 Quote Post

Tytułem uzupełnienia:

http://www.zaolzie.org/zaolzie2008/200805/PBI200805.htm

Olbrachcice

W dniu 4 maja 1945, a więc na drugi dzień po wkroczeniu armii czerwonej, odbyło się w miejscowym urzędzie gminnym zebranie Komitetu Narodowego, zwołane przez czołowych działaczy polskich ze wszystkich organizacji politycznych i oświatowych. Na zebraniu wybrano Prezydium Komitetu Narodowego i przystąpiono od razu do prac organizacyjnych. Utworzono milicję i zwołano jeszcze tego samego dnia ogólne zebranie mieszkańców do Domu Robotniczego.
W wypełnionej po brzegi sali teatralnej ogłoszono fakt odzyskania niepodległości. Główną troską było zapewnienie wyżywienia dla mieszkańców, ochrona mienia poniemieckiego przed grabieżą oraz należyte ukaranie tych, którzy za Niemców współpracowali z gestapo, wysyłając 20 współobywateli do obozów koncentracyjnych.
We wsi pojawiły się polskie chorągwie, a na Domu Robotniczym duży napis „Niech żyje Polska Demokratyczna”. Czekano na polskie władze – na próżno.
Po upływie trzech dni przyniosło z Cieszyna trzech miejscowych „czechów” wiadomość, iż Zaolzie obejmują władze czeskie. Przynieśli na ten znak karabiny, które otrzymali od (sowieckich – przyp. red.) władz wojskowych. Rozkazano Polakom rozwiązać Komitet Narodowy i milicję. Polacy nie usłuchali, a Czesi nie czując się na sile (czy też ze strachu) nie interweniowali, choć Polacy w dalszym ciągu urzędowali. Wygrażano Polakom, iż sprowadzą wojsko (sowieckie – przyp. red.), które zrobi porządek i wywiezie Polaków za Olzę, względnie do obozu (po gestapowsku).
Nie mogąc zmusić Polaków do zrzucenia biało-czerwonej chorągwi sprowadzili oddział wojskowy z samochodem, który zerwał polską chorągiew i napis z Domu Robotniczego oraz przeprowadził rewizję u polskich milicjantów, których nieprawdziwie oskarżano o posiadanie broni. Na to natrafiła inspekcja wojsk radzieckich, która nakazała, aby Komitet Narodowy i milicja została utworzona według klucza wyborczego z r. 1938. Polacy mieli wtedy absolutną większość. Nie podobało się Czechom, by oddać znowu władzę w ręce polskie, a popierani przez władze w Ostrawie (czeskie, przyp. red.) grozili, że jeśli Polacy nie przystaną na połowę miejsc w Komitecie Narodowym z czeskim przewodniczącym na czele, to Polacy będą zupełnie pozbawieni przedstawicielstwa.
Ponieważ Polacy wierzyli, że lada dzień Zaolzie będzie i tak obejmowane przez władze polskie, zgodzili się na ustępstwa, aby uspokoić podniecone umysły czechów przed aktami terroru. Zwołano zebranie publiczne, na którym wybrano nowy Komitet, oddając 1/3 mandatów Czechom. Było to duże ustępstwo ze strony Polaków, a jednak Komitet ten nie został przez władze powiatowe zatwierdzony i władzę sprawował autorytatywnie, bez udziału członków komitetu czeski „przedseda”.
Miejscowi polscy nauczyciele sporządzili spis dzieci do szkół. Do szkoły polskiej zapisało się 158 dzieci (przyp. red.: w r. 2000, w wyniku presji czechizacyjnej, było ich już w tej miejscowości tylko 33), do czeskiej natomiast tylko 60, chociaż odgrażano się, że tych Polaków wyrzucą za Olzę. Nie podobało się to czeskiemu przewodniczącemu Komitetu Narodowego – rozkazał zamknąć polską szkołę. Polecił sporządzić nowe wpisy dzieci, i następnie jeszcze jedne, ale liczba dzieci w szkole czeskiej nigdy nie osiągnęła liczby dzieci w szkole polskiej.
Sprowadzono czeską Straż Bezpieczeństwa w liczbie aż 6 ludzi i zaczęto wywierać presję na Polaków, zwłaszcza tych, co przed wojną musieli szukać pracy w Polsce a za czasów niemieckich sprowadzili się z powrotem do rodziców, utraciwszy razem z niepodległością ojczyzny pracę i egzystencję.
 
User is offline  PMMini Profile Post #3

     
wojtek k.
 

IX ranga
*********
Grupa: Moderatorzy
Postów: 6.666
Nr użytkownika: 47.450

wojciech kempa
 
 
post 30/06/2013, 15:18 Quote Post

Pozwolę sobie przytoczyć jeszcze fragment dotyczący wydarzeń w Zachodnim Cieszynie:

Po zajęciu Cieszyna przez Armię Czerwoną w dn. 3 maja 1945 r. powstała w Cieszynie Wschodnim Komenda Milicji Obywatelskiej i tymczasowa Rada Narodowa pod przewodnictwem prof. Stonawskiego.

Przybyliśmy z p. Santariusem do Komendy MO i zwróciliśmy się do prof. Stonawskiego z zapytaniem, dlaczego MO nie objęła również Cieszyna Zachodniego? Tu niestety dobre chęci prof. Stonawskiego, który chciał nam pomóc, zostały zniweczone przez jego pijane otoczenie (ciągnące za wojskiem sowieckim probolszewickie męty społeczne – przyp. red.), gdyż stawiało ono sobie za cel wyłącznie rabunek i tłumaczyło obecną sytuację tym, że Cieszyn Zachodni nie ma połączenia z Cieszynem Wschodnim. Wyjaśnialiśmy, że połączenie pomiędzy obiema częściami miasta jest przez most kolejowy, ale bezskutecznie.

Tymczasem Czesi powołali własną milicję pod kierunkiem prażanina Svobody. Nasza ponowna osobista interwencja w tej sprawie w Komendzie MO w dniu 4 maja również nie odniosła skutku. Wtedy organizuje się grupa Zaolzian i po naradzie przenosi się do hotelu Polonia w Cieszynie Zachodnim, tworząc wyodrębnioną Komendę Milicji dla Zaolzia i zajmując w Cieszynie Zachodnim pocztę, dworzec, hotele, połowę starostwa oraz inne gmachy publiczne, wysyłając równocześnie na miasto swoje patrole. W dniu 5 maja powołano Radę Narodową ds. Zaolzia z siedzibą w hotelu Polonia (obecnie Piast – przyp. red.) w Cieszynie Zachodnim.

Skład Rady:

przewodniczący - por. Adam Pękała,

komendant MO - kpt. Józef Popiołek,

zaopatrzenie - Edmund Rzeszut,

przemysł - Grobelny,

szkolnictwo - Klus i Chlebik

adminstracja - Helak,

górnictwo - Józef Santarius

rolnictwo - Władysław Zielina

propaganda - Paweł Guznar.

Każdy z wymienionych dobrał sobie do współpracy odpowiednich ludzi. Na posiedzeniu Rady opracowano odezwę do ludności zaolziańskiej. Następnie do poszczególnych miejscowości skierowano łączników z zaleceniami Rady.

Godz. 11 przed południem zjawił się w Radzie rosyjski kapitan Balajan w towarzystwie dr. Wolnego, występującego w mundurze czeskiego generała, oraz jego adiutanta w randze porucznika. O Wolnym było wiadomo, że w czasie okupacji niemieckiej był dyrektorem szpitala hutniczego w Nowym Bytomiu, później został powołany do wojska niemieckiego i tam w randze kapitana pełnił służbę w szpitalu wojskowym w Saarbrücken, skąd został przeniesiony na zastępcę dyrektora lazaretu niemieckiego koło Kartuz i wreszcie zwolniony ze względu na stan zdrowia.

Kapitan Balajan kazał nam opuścić w ciągu pół godziny Polonię, powołując się na towarzyszącego mu przedstawiciela armii czechosłowackiej gen. Wolnego, który został przez stronę czeską mianowany komendantem milicji na Zaolzie. Tłumaczenie kapitanowi Balajanowi, że gen. Wolny jest kapitanem armii niemieckiej nie odniosło skutku, bo Balajan był już fałszywie poinformowany przez Wolnego i jego klikę. W wyniku takiego obrotu sprawy, by nie doszło do niepotrzebnych incydentów, Rada rozwiązała się pomimo burzliwej demonstracji Polaków przed hotelem Polonia. W tym samym czasie dwuosobowa delegacja (pewien młody adwokat z Frysztatu i ja) udała się do ratusza, który był już zajęty przez czechów. Przyjął nas radca ministerialny nieznanego mi nazwiska w towarzystwie obecnego posła Pawlika, gen. Wolnego i kilku nieznanych mi ludzi. Pomiędzy adwokatem i czechami doszło do bardzo ostrej wymiany zdań. Wtedy ja zwróciłem się do owego radcy i Pawlika, proponując, że ja będę w tej chwili Rosjaninem, a oni Anglikami i niech orzekną bezstronnie, jaka ludność mieszka na Zaolziu. Wtedy obaj – mimo sprzeciwu reszty czechów odrzekli – Polacy, ale tłumaczyli się, że Zaolzie muszą mieć ze względów gospodarczych i ze względu na połączenie kolejowe ze Słowaczyzną i brak węgla. Tłumaczyliśmy, że takie argumenty nie mogą mieć decydującego znaczenia w sprawie przynależności danej ziemi. Przed naszym wyjściem słowem honoru zagwarantowali nam wolność i swobodę dla Polaków na Zaolziu.

Tego samego dnia wieczorem przyjechał starosta cieszyński Łysogórski z garstką milicji. Poinformowaliśmy go o wypadkach, które zaszły na Zaolziu. Starosta odrzekł, że następnego dnia w godzinach rannych obejmujemy Zaolzie. Prosił nas równocześnie o zebranie się w Domu Narodowym w Cieszynie Wschodnim. W tym samym czasie przybył również pełnomocnik rządu RP do spraw przemysłu na Zaolziu dr Adamecki, ekipa kolejarzy pod przewodnictwem obecnego naczelnika stacji Cieszyn Wschodni, który posiadał list upoważniający go do objęcia i uruchomienia kolei na Zaolziu oraz grupa pocztowców, którzy przybyli w celu objęcia zaolziańskiej poczty, lecz to już nie pomogło. Sugestie starosty nie sprawdziły się niestety. Czesi ugruntowywali już swoją władzę, którą sprawują do dnia dzisiejszego.

Cieszyn, dnia 30 kwietnia 1946

G u z n a r Paweł

c. d. od Redakcji:

Dla uzupełnienia powyższych opinii, dotyczących nowej rzeczywistości Zaolzia, zaistniałej po wojnie, na progu jego nowej, powtórnej okupacji – przytaczamy poniżej fragmenty artykułu pióra Pawła Hulki—Laskowskiego, z pochodzenia Czecha, który w swoim tekście „Bracia nasi za Olzą i bracia nasi Czesi”, opublikowanym w Krakowie w tygodniku ODRODZENIE z 29 lipca 1945 r., napisał m.in. co następuje:

[...] „Niech mi będzie wolno wtrącić parę słów osobistych. Jestem potomkiem wygnańców czeskich, pobiałogórskich, którzy jako tułacze w Polsce znaleźli wtórą ojczyznę i serdecznie do niej przylgnęli, nie przestając jednak ze czcią i miłością wspominać tych wielkich i szlachetnych przodków czeskich, którzy pozostawili w Czechach wszystko. Właśnie dlatego uważałem się za powołanego pośrednika między obiema kulturami, polską i czeską. [...]

Nie miałem dokładnego wyobrażenia, jaka jest „mniejszość polska” w Czechosłowacji, ale nie potrafiłem w żaden sposób wyobrazić sobie, aby Czesi, ten naród tak gorąco propagujący „wzajemność słowiańską”, mógł chcieć krzywdzić bratni naród polski. [...]

Och, zaczytywałem się Bezručem, i gotów byłem płakać razem z nim nad losem tych, których „sto tysięcy poniemczono, sto tysiecy popolszczono“. Miałem przecie we krwi prześladowania habsburskie, znałem dzieje Czechów tak dobrze i nie mogłem nie współczuć narodowi, do którego należeli moi przodkowie. I byłem gotów zwrócić się do „polonizatorów“, aby dali spokój, aby przeczytali parę utworów tego biednego Bezruča i poznali ból polonizowanych [...].

Chodziłem śladami owego Bezruča (na Zaolziu – przyp. Red..) i moja gotowość wzruszania się malała coraz bardziej. Wszędzie znajdowałem mogiły z pomnikami w języku polskim i co najważniejsza nawet na pomniku czeskich obronców Śląska Cieszyńskiego w Orłowej znalazłem wśród nazwisk czeskich czysto polskie, jakich nie znajdziesz na całym obszarze mowy czeskiej. Wszędzie po cmentarzach i farach, w księgach metryk, jest 86 – 90 % Sembolów, Gembolów, Kawuloków ... Krzywoniów, Niebrojów ... Trombików, Tomoszków itd. Wystarczy zresztą stanąć pod pomnikiem ofiar straszliwej katastrofy kopalnianej w Karwinie, aby wśród setek nazwisk spotkać zaledwie kilkanaście niepolskich. I, co godne uwagi, pomnik ten wznosi hr. Larisch Mőnnich, ale napis każe dać polski! „Ku żałobnej pamięci swoim górnikom, ofiarom nieszczęścia z dnia 14 czerwca 1893 roku“. Czy to coś mówi? Takich przykładów można by podać tysiące!

[...] Jest jeszcze jedna rzecz do poruszenia, rzecz najboleśniejsza. Zdaje się, że sprawa Zaolzia nie byłaby nigdy nabrała tak wielkiego znaczenia dla Polski, gdyby Polacy za Olzą mogli korzystać w całej pełni ze swoich przyrodzonych praw. Ale tam zaczęła się gwałtowna i szybka czechizacja przez szkołę, przez przemysł czeski, przez kościół, przez władze czeskie. Dość powiedzieć że zmiana polskiego nazwiska na czeskie kosztowała 5 koron i że dokonywano jej od ręki.

Zaczęło się masowe zamykanie szkół polskich, nawet prywatnych i w ogóle ograniczanie na wszelki sposób żywiołu polskiego. Co zaś najbardziej zastanawiające, to fakt, że Czesi stworzyli na Zaolziu kilka „narodowości“ ad usum spisów ludności. Jak w gubernii generalnej stworzono naród mazurski, kaszubski i góralski tak Czesi spisują w r. 1921 i później takie narodowości: Czech, Ślązak-Czechosłowak, Ślązak-Polak, Ślązak-Niemiec, Ślązak-Ślązak, Ślązak ... Nie do wiary, ale fakt. Literatura przedmiotu jest bardzo duża i łatwo dostępna. Operowanie takimi „narodowościami“ dało w roku 1921, czyli po pierwszym spisie czeskim 69 000 Polaków. Austriacy w r. 1910 przy całej nieżyczliwości dla Polaków naliczyli jeszcze 140 000 Polaków, bracia Czesi w 10 lat później już tylko mniej niż połowę. [...].

Lud Zaolzia wypowiedział się jasno, że jest ludem polskim i że chce się połączyć z Macierzą-Rzeczpospolitą. To fakt, któremu nikt zaprzeczyć nie może. Chcieć zrobić z dużej etnicznej grupy polskiej dodatek do kopalń, to znaczy deptać nogami samo pojęcie demokracji.

[...] z mowy ministra Beneša z 4 VIII 1920 wynika, że Czesi widzą w Zaolziu tylko terytorium, my zaś widzimy tam swego cierpiącego brata, który nie chce zostać sczechizowany i chce korzystać ze swoich elementarnych ludzkich praw, jakich mu nikt na świecie odmówić nie może. „Polska nie potrzebuje terytorium – wywodził Beneš, - które od lat 600 nieprzerwanie należało do nas”. Niedobry argument. Terytorium to należało do Austrii, tak samo jak Czechy (!)[...] - (wszelkie podkreślenia w tekście od red. PBI-Z).

Paweł Hulka-Laskowski

Utrzymanie konfiskaty polskiego mienia społecznego po dzień dzisiejszy, likwidacja polskiego szkolnictwa za Olzą i inne działania depolonizacyjne władz czeskich świadczą o tym, że nawet dziś, ponad 60 lat od napisania powyższego tekstu, zasadnicze warunki utrzymania polskości na Zaolziu pod czeską okupacją nie zmieniły się na jotę.

Również gołosłowność obecnych, liberalnych władz polskich pokrywa się całkowicie z gołosłownością deklaracji komunistów z okresu powojennego. Deklaracje te przedstawiamy poniżej na przykładzie tekstu wygłoszonego przez premiera Osóbkę Morawskiego w dniu 21 lipca 1945. Wielkie słowa głoszone wtedy przez komunistów nigdy nie były wprowadzane w życie i służyłyli tylko na użytek demagogii komunistycznej władzy.

Oczywiście, pod poniższymi słowami w pełni możemy się podpisać – pod działalnością komunistów – nigdy!



Premier Osóbka Morawski w exposé na VIII sesji Krajowej Rady Narodowej 21 lipca 1945 r.:

... „Problem Zaolzia musi być uregulowany zgodnie z zasadą samostanowienia narodów ... Na zasadach demokratycznych oparte rozwiązanie, słuszne tak z punktu widzenia etnicznego, jak i historycznego, jakim jest przyłączenie do terenu Śląska Zaolzia, zamieszkałego przez większość polską, będzie wytyczną linią Rządu Jedności Narodowej we wspólnych dobrosąsiedzkich stosunkach Polski z Czechosłowacją“...

- dziś już nawet respektowania międzynarodowo gwarantowanych praw mniejszości dla Polaków na Zaolziu nie potrafią od Czechów wyegzekwować, a cóż dopiero myśleć o rozwiązaniach zgodnych z zasadami samostanowienia narodów z powołaniem się na Deklarację Wilsona z r. 1918!
 
User is offline  PMMini Profile Post #4

     
poldas372
 

X ranga
**********
Grupa: Użytkownik
Postów: 11.890
Nr użytkownika: 19.336

 
 
post 30/06/2013, 15:42 Quote Post

Ta wypowiedź Osóbki świadczy o tym, że cierpiał na rozdwojenie jaźni;
Z jednej strony mówi o konieczności przyłączenia Zaolzia do Śląska, a z drugiej o potrzebie zachowania dobrosąsiedzkich stosunków z Czechosłowacją.

Zaciekawiła mnie również w poście nr 1 wzmianka o usuwaniu polskich flag z domów i masakrowaniu ich mieszkańców.
Wiadomo coś więcej?
 
User is offline  PMMini Profile Post #5

     
Domen
 

X ranga
**********
Grupa: Użytkownik
Postów: 9.437
Nr użytkownika: 14.456

Tomenable
 
 
post 25/09/2018, 3:59 Quote Post

Bardzo interesujący artykuł, dzięki.
 
User is offline  PMMini Profile Post #6

 
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:


Topic Options
Reply to this topicStart new topic

 

 
Copyright © 2003 - 2023 Historycy.org
historycy@historycy.org, tel: 12 346-54-06

Kolokacja serwera, łącza internetowe:
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej